Helloł, ja dzisiaj krótko.
Wróciłam w domowe pielesze - fajne uczucie. Wyściskali my się z synem, a ciasto było... synusiowe
Grunt, że smakowało, a do pewnych niedoskonałości debiutant ma święte prawo. Pochwaliłam, ile wlazło. Fotkę cyknęłam, ale kiedy kompa dorwę w dobie zdalnego nauczania - nie wiadomo 
Na dzień dobry trzeba było rękawy zakasać, bo porządek nie był synusiowym priorytetem. W dodatku miał nieszczęsnik awarię nowego (!!!) bojlera i jakoś nie przyszło mu do głowy zagrzać wody na gary na kuchence. Czekały na mamusię. Chałupa też nieco wyziębiona, bo młodemu zawsze ciepło, 16 czy 17 stopni w domu, a ten lata goło i boso, i nic mu, kurde nie jest.
Wieczorem przyszła Ulubiona Sąsiadka i dopiero przed kwadransem poszła do siebie.
Senna jestem już, bo w nocy jakoś nie mogłam spać, a pobudki szpitalne są wczesne.
Na reumatologii było całkiem fajnie, oddział jest kameralny, pacjentów nie było wielu, pewnie się ludzie wirusów boją. Z personelem się znam, bo to już chyba czwarty mój pobyt był. Panowała naprawdę miła, serdeczna atmosfera. Ino telewizory na monety wciaż zżerały ludziom pieniądze.
Szpitalne żarcie skromne, ale dosyć smaczne.
Moje zdrowie nie najgorsze. Miałam pewne niedobory, które szybko udało się podreperować.
W sali miałam super towarzyszkę, panią D., kobietę 70-letnią, fantastyczna, pełną energi i różnych zainteresowań babkę, bardzo dzielnego, pogodnego człowieka. Polubiłyśmy się bardzo, wymieniłyśmys się numerami telefonów. Obiecała mi topinambur na wiosennne działkowe uprawy, gdy wiosną wybiorę się do niej na rowerze do jej wsi.
Od pani D. dowiedziałam się, że mogę się starać o sanatiorium. Wystąpiłam z wnioskiem i mam nadzieję, że zostanie mi przyznane.
Co do turystycznych nieśmiałych planów, znalazłoby się u mnie parę fajnych szlaków dla "zdechlaków"
Byłoby fajnie urządzić jakieś spotkanie, tylko trzeba by to jakoś sensownie zorganizować. Ze mnie organizator jak z koziej d...y trąba, ale wspólnymi siłami coś można uradzić.
I to chyba z grubsza tyle.
Co do mody, to lubię jak Ajko odrobinę nonszalancji, wolnego ducha i fantazji. Lubię bardzo różne style, ale coraz ważniejszym kryterium staje się wygoda. Wygodny styl wcale nie musi być sportowy, może być zamaszysta spódnica i płaskie buty.
Na Fb często udostępniam kulinarne przepisy, po to tylko, by mi się nie zgubiły w odmętach internetu. Choć jednak lubię gotować, spędzanie całych dni w kuchni nie dla mnie.
Dobrej nocy!
Czy to ja pisałam, że wpis będzie krótki? 