Cześć, czołem 
Zamierzałam nadrobić zaległości wątkowe, ale chyba nie ma sensu. Temat goni temat.
Co do wypowiadania się, u mnie to wszystko zależy od osoby. Z niektórymi łapię kontakt od razu, a przy innych nawet gdy się długo znamy, bywam sztywna jakbym kij połknęła. Tak problem mam z moją szwagierką, choć to zupełnie w porządku kobieta. Za dużo mącił między nami były mąż, za dużo sama sobie nawkręcałam na jej temat. Nie przepadam za jej bezpośredniością, choć podyktowana jest dobrymi pobudkami.
Na przykład jesienią u syna w szkole odbyła się kontrola stomatologiczna, syn mi się nie pochwalił, ale za to okazało się, że jakaś pielęgniarka czy dentystka to znajoma szwagierki. No i szwagierka zadzwoniła do mnie z informacją, jakie ubytki ma MÓJ syn i propozycją zapisania go do dentystki, znajomej szwagierki z miejsca pracy. To wszystko było życzliwe, uczynne, ale czułam się jak nieudolna matka, którą inni muszą wyręczać. No i oczywiście czułam skrępowanie. Pomoc przyjęłam z rozsądku, nie zdradziłam się ze swoimi dyskomfortami, bo nie zasłużyła sobie na to.
Z konfliktów się nie wycofuję, wręcz przeciwnie, miałam problem z odpuszczaniem, wyhamowaniem emocji, dosyć łatwo mnie zranić i wtedy bywam gwałtowna. Udało mi się sporo reakcji zmienić na bardziej konstruktywne. Są jednak osoby, o czym już pisałam, przed którymi pewne uczucia ukrywam, wycofuję się. Ale to nie z bliskich relacji.
Związek na odległość większą niż, dajmy na to, 50 km wykluczam. Mam syna, nie wywrócę mu życia do góry nogami dla najlepszego choćby faceta. A i mnie samej wcale nie uśmiecha się jakaś wyprowadzka, za długo żyłam na walizkach i nie u siebie.
Randek internetowych przeżyłam sporo, ale też już nie mam ochoty. Męczące jest to "przerzucanie" kandydatów jak ziemniaki na targu.
Jak mnie się ktoś podobał, nie było wzajemności. Gdy podobałam się komuś, to on mnie niespecjalnie. Gdy sympatia była obopólna, zniechęcała mnie zbytnia ochoczość panów, takie "subtelne" wyznania jak to, że on chciałby się ze mną kochać (po pierwszej randce, kompletnie w ciemno), pytania o buziaka, wpraszanie się do domu.
Nie wiem, może i jestem księżniczką na ziarnku grochu, ale portal chyba rządzi się swoimi prawami, które dla mnie są mało akceptowalne.
Skoncentrowałam się na byciu szczęśliwym singlem, a reszta - jak Bozia da.
Był u mnie PP. Trzeźwy, więc wpuściłam. Po swojemu go lubię.
Na trzeźwo jest zmieniony, poważniejszy, inny od znanego mi postrzeleńca. Mam też wrażenie, że był pobudzony, ale może dlatego, że czekał na jakiś ważny telefon i siedział jak na węglach. Nie przekomarzał się, nie wygłupiał. Nie miał ze sobą piwa, za to wypił kawę. Wybieraliśmy się oboje do miasta, więc wyszłam razem z nim. Gadka była trochę drętwa, chwilami jednak ciekawa.
Zagadnęłam w pewnym momencie:
- Wiesz, mam ochotę zapytać cię jak taka małoduszna i zazdrosna baba, a ty sobie to interpretuj jak chcesz: jak to jest, że mogłeś posłuchać Nowej, przyjąłeś od niej pomoc, a moje gadanie miałeś w nosie.
- Nie wiem.
- Ale słuchaj, to nie było pytanie retoryczne.
- Naprawdę nie wiem.
Kurtyna 