A Adela gdzie była w tym czasie?
Tak blisko do siebie macie, a na wspólny spacer się nie wybierzecie
No nie mamy wcale do siebie blisko
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » 30latek-, czyli gra małego palucha Paslawka
Strony Poprzednia 1 … 106 107 108 109 110 … 196 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
A Adela gdzie była w tym czasie?
Tak blisko do siebie macie, a na wspólny spacer się nie wybierzecie
No nie mamy wcale do siebie blisko
Eeee tam paslawek, wysoki tez moze być, kto powiedział ze nie? A Ty to niedostepny, wiec nie musisz sobie tym swojej ładnej główki zawracać :-D myślę, ze zarowno Syl jak i Umajona wysokiego tez by brały :-P
Ja zdecydowanie tak, wysoki wcale nie jest zły Tylko 2 metry to już by było wysoko, sami przyznajcie
A Adela gdzie była w tym czasie?
Tak blisko do siebie macie, a na wspólny spacer się nie wybierzecie
1. [Kraków] Kraków Główny odjazd 17:28
6. [Łódź] Łódź Widzew przyjazd 20:03
Syl napisał/a:A Adela gdzie była w tym czasie?
Tak blisko do siebie macie, a na wspólny spacer się nie wybierzecie
No nie mamy wcale do siebie blisko
InterCity 2, 5 godziny średnio- poczekamy z tym spacerem, aż dzień się zrobi dłuższy.
Może do tego czasu zrobię kurs na konduktora, będa zniżki w biletach:)
Syl napisał/a:A Adela gdzie była w tym czasie?
Tak blisko do siebie macie, a na wspólny spacer się nie wybierzecie
1. [Kraków] Kraków Główny odjazd 17:28
6. [Łódź] Łódź Widzew przyjazd 20:03
Właśnie, w kilku godzinach by się zmieścili z drogą w obie strony i ze spacerem... Trzeba korzystać
Dobrze, Adelo, trzymamy za słowo i czekamy
Misinx, macie blisko, ja na przykład mam dużo dalej
paslawek napisał/a:Syl napisał/a:A Adela gdzie była w tym czasie?
Tak blisko do siebie macie, a na wspólny spacer się nie wybierzecie
1. [Kraków] Kraków Główny odjazd 17:28
6. [Łódź] Łódź Widzew przyjazd 20:03
Właśnie, w kilku godzinach by się zmieścili z drogą w obie strony i ze spacerem... Trzeba korzystać
Dobrze, Adelo, trzymamy za słowo i czekamy
Misinx, macie blisko, ja na przykład mam dużo dalej
Syl a Ty jesteś znad morza ?
Syl napisał/a:paslawek napisał/a:1. [Kraków] Kraków Główny odjazd 17:28
6. [Łódź] Łódź Widzew przyjazd 20:03
Właśnie, w kilku godzinach by się zmieścili z drogą w obie strony i ze spacerem... Trzeba korzystać
Dobrze, Adelo, trzymamy za słowo i czekamy
Misinx, macie blisko, ja na przykład mam dużo dalej
Syl a Ty jesteś znad morza ?
Tak, ja znad morza, do Zakopanego kawał drogi, zazdroszczę Wam
Do dziwnego worka mnie włożyłaś Umajona.
Covid w rodzinie się szerzy, jeszcze u psiaka choroba nerek wyszła i wygląda na to, że za dwa tygodnie do Wrocławia będę jechał.
Po prostu początek roku bardzo słaby...
Misinx napisał/a:Syl napisał/a:Właśnie, w kilku godzinach by się zmieścili z drogą w obie strony i ze spacerem... Trzeba korzystać
Dobrze, Adelo, trzymamy za słowo i czekamy
Misinx, macie blisko, ja na przykład mam dużo dalej
Syl a Ty jesteś znad morza ?
Tak, ja znad morza, do Zakopanego kawał drogi, zazdroszczę Wam
A tam Zakopane Ja Ci zazdroszczę morza szumu i tupotu mew
Uwielbiam polskie morze.
Syl napisał/a:Misinx napisał/a:Syl a Ty jesteś znad morza ?
Tak, ja znad morza, do Zakopanego kawał drogi, zazdroszczę Wam
A tam Zakopane
Ja Ci zazdroszczę morza szumu i tupotu mew
Uwielbiam polskie morze.
Mnie z morzem łączy koleżeńska więź, sentyment i wieloletnie przywiązanie, ale to w górach jestem zakochana i nimi się zachwycam... Cóż zrobić Mogłabym się z Tobą zamienić, ale miałbyś dalej do Łodzi, a ludzkiej więzi nie wolno przeszkadzać, więc odpada
Będę sobie spacerować po plaży z zamkniętymi oczami i spróbuję sobie wyobrazić, że to halny wieje, a skrzek mew wyrzucę z głowy
Misinx napisał/a:Syl napisał/a:Tak, ja znad morza, do Zakopanego kawał drogi, zazdroszczę Wam
A tam Zakopane
Ja Ci zazdroszczę morza szumu i tupotu mew
Uwielbiam polskie morze.
Mnie z morzem łączy koleżeńska więź, sentyment i wieloletnie przywiązanie, ale to w górach jestem zakochana i nimi się zachwycam... Cóż zrobić
Mogłabym się z Tobą zamienić, ale miałbyś dalej do Łodzi, a ludzkiej więzi nie wolno przeszkadzać, więc odpada
Będę sobie spacerować po plaży z zamkniętymi oczami i spróbuję sobie wyobrazić, że to halny wieje, a skrzek mew wyrzucę z głowy
Góry też oczywiście lubię, ale jednak wolę morze
Natomiast moje wymarzone wakacje to trochę lenistwa na d morzem, kolorku nabrać a potem w góry albo na zwiedzanie jakieś. Mieszkam pośrodku, więc trafiło mi się pod tym kątem.
Syl napisał/a:Misinx napisał/a:A tam Zakopane
Ja Ci zazdroszczę morza szumu i tupotu mew
Uwielbiam polskie morze.
Mnie z morzem łączy koleżeńska więź, sentyment i wieloletnie przywiązanie, ale to w górach jestem zakochana i nimi się zachwycam... Cóż zrobić
Mogłabym się z Tobą zamienić, ale miałbyś dalej do Łodzi, a ludzkiej więzi nie wolno przeszkadzać, więc odpada
Będę sobie spacerować po plaży z zamkniętymi oczami i spróbuję sobie wyobrazić, że to halny wieje, a skrzek mew wyrzucę z głowy
Góry też oczywiście lubię, ale jednak wolę morze
Widzisz, a u mnie jest na odwrót... Nie ma sprawiedliwości
Natomiast moje wymarzone wakacje to trochę lenistwa na d morzem, kolorku nabrać a potem w góry albo na zwiedzanie jakieś. Mieszkam pośrodku, więc trafiło mi się pod tym kątem.
Do Krakowa też niemal rzut beretem
Współpracujesz z kierownikiem magla?
Współpracujesz z kierownikiem magla?
Dobrze jej idzie
Szamanka a co ?
Współpracujesz z kierownikiem magla?
Pewnie i od samego kierownika się uczyłam, więc musicie potwierdzić moją skuteczność
adela 07 napisał/a:Współpracujesz z kierownikiem magla?
Dobrze jej idzie
Szamanka a co ?
Oj, sam mistrz mnie chwali, jest dobrze
"Szamanka" - to zobowiązuje
W skokach to warto być niskim, tzn fu średniego wzrostu
Stoch to akurat dokładnie mój rocznik i mój wzrost Małysz też chyba mierzy koło 1,7
Przyznając się uczciwie, to może i te 10 cm więcej warto by było mieć, ale jednak tak już wyraźnie powyżej 1,9 - Hm, nie bardzo Widzę to po swoim dobrym kumplu, który sam nieraz narzekał na pewne mankamenty
Człowiek się czuje jak wysoka wieża...
Widzę, że pojedynek na morze i góry trwa w najlepsze No ja muszę pozostać przy górach i niech mnie pochowają w skalnej szczelinie, gdzieś pod Zawratem
Piegus, książką musi by ciekawa, skoro opowiada o przyrodzie
Polecam poszukać sobie różnych opowiadań, gawęd o luźnym, popularnonaukowym charakterze, dotyczącym zwierząt, zresztą chyba już poruszaliśmy kiedyś wcześniej ten wątek
Do dziwnego worka mnie włożyłaś Umajona.
Covid w rodzinie się szerzy, jeszcze u psiaka choroba nerek wyszła i wygląda na to, że za dwa tygodnie do Wrocławia będę jechał.
Po prostu początek roku bardzo słaby...
Nie przypominam sobie, żebym Cię do czegoś wkładała ;p
A tak serio:
dużo smutnych rzeczy się dzieje i czasem mam wyrzuty sumienia, gdy się czymś cieszę. Bo jak mogę się śmiać, gdy gdzieś na świecie, nieraz całkiem obok, ktoś przeżywa dramat? Od lat czasem takie myśli do mnie wracają Ktoś też tak ma?
Nie zastanawiam się nad tym, czy ktoś się w tej chwili smuci czy przeżywa dramat, wiem, że tak jest po prostu Ale ciężko popadać od razu w marazm..
Akurat teraz, jak jestem na obczyźnie, tuż przed świętami, dowiedziałem się o dwóch wydarzeniach: z jednej strony w dalszej rodzinie wybudził się ze śpiączki wujek, będący ofiarą wypadku drogowego. Po ciężkich obrażeniach wewnętrznych i kilku operacjach, kiedy nie dawali mu szans, wybudził się i wyszedł do domu przed Wigilią Czy może być coś wspanialszego dla rodziny?
Z drugiej strony, przypadkiem okazało się, że jednemu z holenderskich pracowników w naszej firmie zginał tragicznie syn, dwa tygodnie przed świętami.
Mimo, że ono są dla nie zupełnie obcymi ludźmi, nie mogłem sobie nawet wyobrazić bólu rodziców po takiej stracie..
Lucyfer666 napisał/a:Do dziwnego worka mnie włożyłaś Umajona.
Covid w rodzinie się szerzy, jeszcze u psiaka choroba nerek wyszła i wygląda na to, że za dwa tygodnie do Wrocławia będę jechał.
Po prostu początek roku bardzo słaby...Nie przypominam sobie, żebym Cię do czegoś wkładała ;p
A tak serio:
dużo smutnych rzeczy się dzieje i czasem mam wyrzuty sumienia, gdy się czymś cieszę. Bo jak mogę się śmiać, gdy gdzieś na świecie, nieraz całkiem obok, ktoś przeżywa dramat? Od lat czasem takie myśli do mnie wracająKtoś też tak ma?
Miewałem kiedyś takie stany znacznie częściej,z tym że od kilku lat się nie zamartwiam bardzo tym aż tak często i głęboko, że na świecie są dzieją się rzeczy straszne,nie odbieram sobie radości życia,spokoju z tego powodu,bo to i tak nie zmieni pewnych zjawisk,nie znaczy to też że są mi obojętne,że nie widzę niczego i nie chcę i dostrzegać ,że gdzieś uciekam od tego.Wiedza o dramatach i krzywdzie mnie nie paraliżuje i nie czuje się winny ,bo to nie pomaga ,zrozumienie i współczucie pomaga bardziej w działaniu .Czasem mnie coś jednak złości w świecie ,w otoczeniu w ludziach - nie jestem cyborgiem.
Raczej dbam o swoją pogodę ducha na pierwszym miejscu a to nie jest samozadowolenie czy obojętny dobrostan w którym chce tkwić tworząc jakiś złudny komfort psychiczny taki zamknięty na inne sprawy,wtedy jak czuję się za sobą dobrze to mogę się do czegoś przydać ,a jak się przejmuje i zamartwiam ponad miarę to nie za bardzo ,na niektóre rzeczy po prostu nie mam wpływu,, choć bym bardzo chciał,nie jestem bogiem ,a wyrzuty czy poczucie ich z powodu zła na świecie w niczym nie pomagają ,świadomość tego co można zrobić i pogoda ducha dają większą siłę do działania w pobliżu tu gdzie mieszkam na przykład ,albo w rodzinie wśród znajomych,wolę zdecydowanie bardziej działania lokalne a nie globalne.
Ja tak czasem mam . Myślę sobie teraz na przykład, że gdzieś komuś dzieje się krzywda, nieszczęście,albo może bardziej obrazowo : że ktoś moją sytuację uznaje za megakomfortową, bo sam jest np bezdomny. Dla niego to, że siedzę sobie w ciepełku, pod kocykiem, z pełnym brzuchem to szczyt marzeń.
Albo jakaś kobieta w Indiach poddawana zbiorowemu gwałtowi, co ona przeżywa, a ja tu się przejmuję głupotami.
Ludzie doświadczają niewyobrażalnych cierpień i wielkiego szczęścia jednocześnie.
Jakby projektant coś schrzanił, bo powinien to wyśrodkować.
Trochę to skomplikowane, temat rzeka
Jeśli są powody do radości, to trzeba się cieszyć, Pasławek dobrze to ujął.
Każdemu z nas może się przytrafić coś przykrego w dowolnym momencie w życiu, więc dlaczego mamy nie cieszyć się, gdy jest ku temu powód, bo ktoś na świecie ma źle... Inna sytuacja jest tylko wtedy, gdy chodzi o kogoś nam bliskiego, w przeciwnym razie nie ma sensu porównywać się z innymi i pielęgnować wyrzuty sumienia, bo czujemy się dobrze.
W skokach to warto być niskim, tzn fu średniego wzrostu
![]()
Stoch to akurat dokładnie mój rocznik i mój wzrostMałysz też chyba mierzy koło 1,7
Przyznając się uczciwie, to może i te 10 cm więcej warto by było mieć, ale jednak tak już wyraźnie powyżej 1,9 - Hm, nie bardzoWidzę to po swoim dobrym kumplu, który sam nieraz narzekał na pewne mankamenty
Człowiek się czuje jak wysoka wieża...
Widzę, że pojedynek na morze i góry trwa w najlepszeNo ja muszę pozostać przy górach i niech mnie pochowają w skalnej szczelinie, gdzieś pod Zawratem
![]()
Piegus, książką musi by ciekawa, skoro opowiada o przyrodzie
Polecam poszukać sobie różnych opowiadań, gawęd o luźnym, popularnonaukowym charakterze, dotyczącym zwierząt, zresztą chyba już poruszaliśmy kiedyś wcześniej ten wątek
To jest pojedynek, który w mojej głowie morze przegrywa... Nie dziwię się, że pozostajesz przy górach
Opowiadania o zwierzętach uwielbiam, niedługo będę czytać znaną historię o Jane Goodall i szympansach, ale najpierw skończę książkę o psich myślach i emocjach
I widzę, że znowu smęty przyniosłem do rozmin.
To chyba znikam na moment.
Lucek, nic nie przyniosłeś, tylko mi przez pewną sytuację takie myśli wróciły.
Ale dobrze, że są też takie wiadomości, jak ta o wujku Bagiennika, że wyzdrowiał Oby więcej takich wieści
Widzę, że pojedynek na morze i góry trwa w najlepsze
No ja muszę pozostać przy górach i niech mnie pochowają w skalnej szczelinie, gdzieś pod Zawratem
Przypomniałeś mi o tej piosence ;p
Też dbam o swoją pogodę ducha, bo zdołowana nie pomogę nikomu. Za to zwariować łatwo.
Nie rzucę wszystkiego i nie pojadę na misję do Indii, ale mogę np. nakarmić głodnego kota na swojej ulicy, zrobić zakupy sąsiadce.
Gwizdnęłam kiedyś z bibliotecznych ubytków piękną książkę Ernsta Wiecherta: "Dzieci Jerominów". W tej powieści ktoś wypowiada słowa, że przede wszystkim trzeba być w porządku na swoich dwudziestu (czy ile ich tam było) morgach. Bardzo mi to przypadło do serca.
A dzisiaj jaki śnieg po Beskidach spadł
Chyba sam pójdę na jakąś trasę. Oj brakuje mi tego, a ostatnio już mi serce dziwnie pracuje. Nadmiar wrażeń chyba.
Pamiętam swoje wyrzuty sumienia, gdy czytałam "Anus Mundi" Kielara. To wspomnienia z Auschwitz ; czułam wstyd, że o takich rzeczach czytam w ciepłych kapciach, z pełnym brzuchem, przy herbatce.
Wiesław Kielar to mój podkarpacki krajan, jeden z pierwszych więźniów Oświęcimia. Udało mu się doczekać wyzwolenia.
A propos - czy Was nie razi obecny trend wydawania powieścidełek w stylu "Tatuażysty z Auschwitz" albo "Esesmana i Żydówki"? Bo mnie owszem. Omijam te książki, choć obiecuję sobie sięgnąć kiedyś, żeby nie było, że nie zna, a ocenia.
Bagiennik, uwielbiam gawędy Andrzeja Trepki, Jana Żabinskiego, Witolda Tyrakowskiego, Simony Kossak, pana Sokołowskiego, którego imię wyleciało mi teraz z pamięci.
U Adeli pisałam, że przepraszam się z książkami i wczoraj do poduszki machnęłam seteczkę... stron
Dziś ciąg dalszy Fajnie wrócić do czegoś, co kiedyś tak cieszyło.
Ajko nam robi reklamę wątku
Piegusku - oj ja żałuję, że byłem za mały, żeby zrozumieć, jak istotne są świadectwa osób żyjących.
Moja, świętej pamięci już, babcia to miała co opowiadać. Zwłaszcza, że była świadkiem tragicznych wydarzeń na Wołyniu.
Trochę czuję wstyd, że tak słaby jestem
Lucek, różnie bywa ze słabościami, nie obwiniaj się.
Mój dziadek, ojciec Taty urodził się w 1908 r. Miał co opowiadać, ale gdy zaczęło mnie to interesować, on niebawem zmarł. Szkoda. Jedni i drudzy dziadkowie byli świadkami ostatniej wielkiej wojny. Niestety, mieszkali daleko, odwiedzało się ich raz na jakiś czas, a my, dzieci wolałyśmy się bawić, niż siedzieć i słuchać. Zmarli gdy miałam 14 i 17 lat, parami odeszli, najpierw babcie. Szkoda.
Ojciec PP ma już 90 lat, jego opowieści słuchałam z otwartą gębą.
Tereny Wołynia to moje rodzinne korzenie. Przypuszczam, że i od swoich dziadków niejedno bym o tym usłyszała.
Dom rodzinny mojej mamy to była odremontowana chata po Ukraińcach.
Uciekam do łóżka. Trzym się, Lucuś, tudzież cała ferajna
Piegusku - oj ja żałuję, że byłem za mały, żeby zrozumieć, jak istotne są świadectwa osób żyjących.
Moja, świętej pamięci już, babcia to miała co opowiadać. Zwłaszcza, że była świadkiem tragicznych wydarzeń na Wołyniu.
Trochę czuję wstyd, że tak słaby jestem
Mam podobnie. Nie czuję jednak wstydu, lecz żal, że byłam tak mało zainteresowana takimi opowieściami. Z jednej strony to oczywiste, bo byłam smarkulą i siłą rzeczy co innego mnie interesowało, a z drugiej coś tam jednak do mnie dotarło. Mój dziadek brał udział w obu wojnach światowych. W pierwszej w wojsku austriackim, w drugiej w partyzance, był z Piłsudskim pod Kijowem. Niestety bardzo mało na ten temat z nim rozmawiałam. Dziadek oczywiście dawno już nie żyje. Teraz to już mam "tylko" o tym opowieści od mojego Taty, ale to są opowieści z drugiej ręki (on o tym wie od swojego ojca), bo oczywiście w wojnie udziału nie brał.
Natomiast mój mąż dużo rozmawiał ze swoją babcią, ale to już gdy był starszy (zmarła kilka lat temu) o rzezi wołyńskiej właśnie.
hej słodziaki
Mnie bardzo ciągnie do oglądania relacji z czasów wojennych prawdziwych świadków wydarzeń. Kiedyś zapisałam sie na 1 sesję do terapeutki i ona mi powiedziała żebym się zastanowiła czego w tym szukam. I zrozumiałam, ze ja tam szukam doceniania tego co mam. Lucyferze z tą odwagą to nie jest tak prosto, czy miałeś odwagę czy nie, bardziej liczyło się szczęście, albo jego brak. Tak ich naznaczył los.
Powiem wam, że im bardziej czasem smęcicie tym bardziej jesteście ludzcy. Wtedy tak naprawdę pozwalacie zbliżyć się do was.
Dobranoc. Miłych snów.
Takie refleksje o jakich piszecie to mnie czasem dopadają, ale jak się stykam z jakimś nieszczęściem. Na fejsie mam regularnie przykładowo posty fundacji typu Pomagam i tam się można napatrzyć na moc nieszczęść. Dzisiaj rano mnie nawet dopadła taka myśl, że ilu podopiecznym z takich fundacji mogłoby pomóc takie przejeb... 70 mln Sasina. Chyba naprawdę rządzą nami psychopaci (i to już nie chodzi o barwy partyjne), bo po czymś takim to na miejscu Sasina zapadłbym się pod ziemię. A te ćwoki przechodzą nad tym do porządku dziennego. To jest chore, że w naszym państwie są ludzie, którzy muszą żebrać o pomoc, chociaż uczciwie pracują, płacą podatki, a system po prostu skazuje ich dzieci na śmierć. A te debile się pochylają nad zygotkami.
Widzę, że pojedynek na morze i góry trwa w najlepsze
No ja muszę pozostać przy górach i niech mnie pochowają w skalnej szczelinie, gdzieś pod Zawratem
Nie ma żadnego pojedynku Nikt nie mówi co jest lepsze. To kwestia gustu. Ja bardzo lubię góry. Chodziłem kiedyś po tych niższych i trochę mi tego brakuje. Nie wiem czy bym jednak dał radę wyjść teraz na jakąkolwiek górkę. Natomiast widok morza wprowadza mnie niezmiennie w pewien stan, który nie umiem nazwać. Niech będzie, że to pewna melancholia, ale nie w negatywnym sensie
Dlatego morze uwielbiam o każdej porze roku.
Siostra mojego ojca, już po 90 opowiada czasem historię z czasów okupacji. Umysł ma bystry, a jej słowa zawsze robią na mnie wrażenie. Jako dziecko jeszcze pracowała w fabryce u Niemca, co i tak trafiło Jej się fuksem, bo mieli Ją wywieźć na roboty. Moja babcia interweniowała u jakiegoś oficera, i nie wiem, jakim cudem to ale uchroniła córkę przed wywózką (babcia była bardzo urodziwa, nie wiem, ale chyba zadziałała jak matka Forresta Gumpa). Dziewczyna chodziła po 10 km na pieszo do roboty, podczas zaciemnienia, często w nocy. Po drodze mijała obóz na Radogoszczu , i ci żołnierze w każdej chwili mogli ją tam zastrzelić. Ona tak barwnie o tym opowiada-, ma dar do tego- jakbym film oglądała.
Mnie ciągnęło swego czasu do literatury obozowej - miałam istną "fazę". Przeczytałam sporo o Holocauście itp. Dziś też czasami sięgam z zainteresowaniem. Ale była to zwykle literatura faktu, bezpośrednie relacje - na takim traktowaniu tematu się wychowałam.
To pewnie kwestia pokolenia, nabierania dystansu, ale mnie cholera bierze, że ktoś sobie robi z tak tragicznych rzeczy bajeczki typu "Chłopiec w pasiastej piżamie". Dla mnie to... szukam określenia... profanacja?
Muszę przyznać, że z filmów inspirowanych tą tematyką bardzo do mnie przemówiło "Życie jest piękne", ale może mój młody wtedy wiek wpłynął na odbiór. Przy "Chłopcu..." czułam wewnętrzny sprzeciw, zarówno wobec książki, poznanej najpierw, jak i filmu.
Misinx, pomalutku, powolutku i jeszcze niejedną górkę (może nie od razu górę) zdobędziesz. Ja byłam zaskoczona, jak ciężko mi się szło po bieszczadzkim szlaku, ale dałam radę, a satysfakcja była wielka.
Luc, kurczę, to w którym roku urodził się Twój dziadek, że już pierwszą wojnę przeżył jako dorosły?
Mój w 1914 miał 6 lat.
Mnie ciągnęło swego czasu do literatury obozowej - miałam istną "fazę". Przeczytałam sporo o Holocauście itp. Dziś też czasami sięgam z zainteresowaniem. Ale była to zwykle literatura faktu, bezpośrednie relacje - na takim traktowaniu tematu się wychowałam.
To pewnie kwestia pokolenia, nabierania dystansu, ale mnie cholera bierze, że ktoś sobie robi z tak tragicznych rzeczy bajeczki typu "Chłopiec w pasiastej piżamie". Dla mnie to... szukam określenia... profanacja?
Muszę przyznać, że z filmów inspirowanych tą tematyką bardzo do mnie przemówiło "Życie jest piękne", ale może mój młody wtedy wiek wpłynął na odbiór. Przy "Chłopcu..." czułam wewnętrzny sprzeciw, zarówno książką, poznaną najpierw, jak i filmemMisinx, pomalutku, powolutku i jeszcze niejedną górkę (może nie od razu górę) zdobędziesz. Ja byłam zaskoczona, jak ciężko mi się szło po bieszczadzkim szlaku, ale dałam radę, a satysfakcja była wielka.
Ajko, kurczę, to w którym roku urodził się Twój dziadek, że już pierwszą wojnę przeżył jako dorosły?
Mój w 1914 miał 6 lat.
"Chłopiec..." znam tylko w wersji filmowej. Faktycznie nieco naiwny film, ale jestem w stanie zrozumieć, że są ludzie do których tragizm tamtych czasów i okoliczności może przemówić właśnie za pomocą takich naiwnych historyjek. My żyjemy w kraju w którym namacalne ślady tragedii z II wojny są niemal na każdym kroku. Ale "Chłopiec..." to film Hollywoodzki i tam się filmy robi głównie dla amerykańskiego widza, i trzeba mieć to na względzie. A jaki jest statystyczny amerykański widz ? No niezbyt bogaty w wiedzę historyczną wykraczającą poza historię jego kraju.
Ja akurat literaturę obozową znam słabo. Nie ciągnie mnie do takich książek. Ale czytałem "Kat z Listy Schindlera". To książka o Amon'ie Goeth'e - komendancie obozu w Płaszowie. To ten psychol, którego w filmie grał Ralph Fiennes. W rzeczywistości był chyba jeszcze gorszy. W ogóle kwestię upamiętnienia obozu w Płaszowie uważam za plamę na wizerunku Krakowa. To naprawdę wstyd, że tak tragiczne miejsce nie jest dobrze oznakowane, a miejsce obozu funkcjonuje praktycznie jako park w którym ludzie sobie wyprowadzają pieski na kupkę. Są co prawda już jakieś projekty muzeum i stałej wystawy w tym miejscu, ale oczywiście są przepychanki z mieszkańcami okolic obozu. Mało kto w Krakowie ma chyba świadomość, że to miejsce jest prawdziwym cmentarzem i to w podwójny sposób.
Na mnie duże wrażenie zrobiło "Powstanie Warszawskie". Ten dokument. I zawszę, jak słyszę piosenkę " Warszawo ma"- ścisk w gardle, łzy w oczach.
Na mnie duże wrażenie zrobiło "Powstanie Warszawskie". Ten dokument. I zawszę, jak słyszę piosenkę " Warszawo ma"- ścisk w gardle, łzy w oczach.
Dla mnie Powstanie to jedno najbardziej tragicznych wydarzeń z tego okresu. Niesamowicie durna decyzja okupiona ogromną ilością ofiar. Rozumiem motywację zwykłych powstańców, ale dowódców Powstania powiesiłbym za jaja. Żadna ulica, ani szkoła, ani plac nie powinno nosić ich imię.
bagienni_k napisał/a:Widzę, że pojedynek na morze i góry trwa w najlepsze
No ja muszę pozostać przy górach i niech mnie pochowają w skalnej szczelinie, gdzieś pod Zawratem
Nie ma żadnego pojedynku
Nikt nie mówi co jest lepsze. To kwestia gustu.
Ej no, zwykłe wyżyny najlepsze Ja jestem człowiekiem pól i lasów ale takich wyżynnych. Mazowiecki równy stół powoduje u mnie depresje, jeśli już to bardziej w kierunku "wpłynąłem na suchego przestwór oceanu"
Morze i góry mogą być ale osobiście gustuję raczej w klimatach irlandzko - szkockich krajobrazów.
Z traumatycznych doświadczeń rodziny. Zdaje się babcia mojej żony w czas wojenny pojechała odebrać zwłoki brata z pobliskiego obozu koncentracyjnego i wróciła cała siwa. Druga jej babcia mając lat 17-18 była w lokalnej partyzantce walcząc głównie z bandami UPA. Wyszła za mąż za dowódcę swojego oddziału, którego później Ukraińcy zabili, a jej spalili dom. Mój jeden dziadek nie dogonił wciąż cofającego się punktu mobilizacyjnego we wrześniu 1939 roku więc po paru tygodniach pieszych wędrówek aż pod granicę rumuńską wrócił do domu. Dalej prowadził swój zakład produkcji i naprawy maszyn rolniczych. Pod koniec okupacji musiał się ukrywać przed Niemcami, bo jego własny szwagier doniósł na niego Niemcom, że pomaga podziemiu. Szwagier doniósł z zemsty, bo dziadek go z roboty za pijaństwo wyrzucił. Szwagier i tak był łaskawy, bo gdyby doniósł o ukrywaniu żydów, to nie tylko dziadek musiałby się ukrywać ale cała rodzina. Za pomoc podziemiu groziła kara śmierci podejrzanemu, a za pomoc żydom całej rodzinie. Drugi dziadek coś ostro działał w czas wojenny w podziemiu ale nikomu się z tego nie spowiadał, na pewno nie córkom i wnukom. Okolica była nieciekawa narodowościowo więc różne tam historie mogły się odbywać.
Od innego dziadka usłyszałem historię z września 1939 r. To znaczy nie mnie mówił, bo ja gówniarz byłem ale starsi już ostro popili i myśleli, że dzieciaki śpią. No i dziadek opowiedział jak we wrześniu służąc w WP przechodzili przez Bydgoszcz, gdzie uaktywniła się niemiecka V kolumna. Dostali rozkaz żeby zrobić "porządek" z dywersantami w mieście, a jak ich poznać? Wchodzicie do domu, jak wisi Matka Boska, to nasi. Jak nie wisi, to niemieccy dywersanci. No i trochę tam tych dywersantów dostało kulkę pod płotem... Potem ich oddział dostał się w kleszcze wojsk niemieckich i sowieckich. Miotali się po bagnach nie wiedząc komu się poddać. Niemcom się bali, że będą sprawdzać w książeczkach wojskowych przynależność do oddziałów, które były w Bydgoszczy. Ruskim też nie chcieli. W końcu trafił do niemieckiej niewoli i przesiedział wojnę w stalagu.
Ci, którzy o tym zadecydowali mieli chyba za duże wyobrażenie o "patriotycznych zrywach". To takie nasze polskie. Bohater romantyczny...
Ale nie mnie krytykować. Taka moja refleksja
Misinx napisał/a:bagienni_k napisał/a:Widzę, że pojedynek na morze i góry trwa w najlepsze
No ja muszę pozostać przy górach i niech mnie pochowają w skalnej szczelinie, gdzieś pod Zawratem
Nie ma żadnego pojedynku
Nikt nie mówi co jest lepsze. To kwestia gustu.
Ej no, zwykłe wyżyny najlepsze
Ja jestem człowiekiem pól i lasów ale takich wyżynnych. Mazowiecki równy stół powoduje u mnie depresje, jeśli już to bardziej w kierunku "wpłynąłem na suchego przestwór oceanu"
Morze i góry mogą być ale osobiście gustuję raczej w klimatach irlandzko - szkockich krajobrazów.
Mazowiecka płaskość działa na mnie tak samo Też zdecydowanie wolę wyżyny.
Ci, którzy o tym zadecydowali mieli chyba za duże wyobrażenie o "patriotycznych zrywach". To takie nasze polskie. Bohater romantyczny...
Ale nie mnie krytykować. Taka moja refleksja
Wg mnie byli zwykłymi mitomanami i idiotami.
To należy wręcz krytykować, żeby młodzi nigdy więcej nie dali się wkręcić w coś takiego.
Słyszę Marka Niedźwieckiego w Radio357. Miło.
Na mnie duże wrażenie zrobiło "Powstanie Warszawskie". Ten dokument. I zawszę, jak słyszę piosenkę " Warszawo ma"- ścisk w gardle, łzy w oczach.
Film jest niesamowity.
Powstanie Warszawskie w dalszym ciągu jest kontrowersyjnym tematem moim zdaniem też trudnym do rozstrzygnięcia.Zdania podzielone są nawet wśród samych warszawiaków na temat decyzji o wybuchu a o bohaterach powstańcach i tych co pomordowani polegli to raczej wszyscy są jednomyślni szacunek po prostu i pamięć.
Całe tło historyczne atmosfera wśród ludności i działania okupanta i sowietów w tym czasie to wszystko jest istotne.
Stryjek S i jego ojciec byli powstańcami AK walczyli na Powiślu,mój tata miał 10 lat nie za bardzo lubił opowiadać o tym,babcia też nie.
Stryjek przeciwnie opowiadał,ale oszczędzał nam drastycznych szczegółów mam wrażenie.Na emeryturze jak przeszedł to pracował dorabiał jako przewodnik po Warszawie ,więc miał gadane można go była słuchać do rana.
Z mamą po śmierci taty odkryliśmy pamiętniki gdzie tata opisywał tamten okres pisał głównie o tym jak się czuł widząc potworność.
Babcia na dzień przed wkroczeniem na Wolę oddziałów RONA przeniosła się z tatą do rodziny bliżej Śródmieścia unikając egzekucji w ten sposób,potem wywieziono ich pod Kraków na wygnanie też gehenna po drodze.
Tata zachorował jako już nastolatek po wojnie na schizofrenię, wiele wskazuje że przeżycia z powstania miały na jego chorobę spory wpływ,
adela 07 napisał/a:Na mnie duże wrażenie zrobiło "Powstanie Warszawskie". Ten dokument. I zawszę, jak słyszę piosenkę " Warszawo ma"- ścisk w gardle, łzy w oczach.
Dla mnie Powstanie to jedno najbardziej tragicznych wydarzeń z tego okresu. Niesamowicie durna decyzja okupiona ogromną ilością ofiar. Rozumiem motywację zwykłych powstańców, ale dowódców Powstania powiesiłbym za jaja. Żadna ulica, ani szkoła, ani plac nie powinno nosić ich imię.
Nie taka znów durna. Mieli swoje powody. Główny polityczny, to zamanifestowanie czynnej walki przez Armię Krajową jako zbrojne ramię Polskiego Państwa Podziemnego czyli delegatury rządu na emigracji. To żeby dać odpór komunistycznej propagandzie, że Armia Krajowa nic nie robi i nie walczy z niemieckim okupantem. Efektem tego miało być przyjęcie na równych prawach wojsk sowieckich w Warszawie przez struktury rządu londyńskiego. Główny militarny, to podjęcie walki w momencie, gdy Niemcy są w rozsypce, a wojska sowieckie tuż obok. Niestety okazało się, że Niemcy panikę i rozsypkę dość szybko ogarnęli, Sowieci ponieśli spektakularną klęskę pod Wołominem w wielkiej bitwie pancernej (trzecia co do wielkości bitwa pancerna II wojny światowej) i zalegli na przedpolach Warszawy. Pomijając obwinianie Stalina o celowe wstrzymanie natarcia, to Sowieci faktycznie byli u kresu sił po wielkiej letniej pogoni za Niemcami w ramach operacji Bagration. Wyparli Niemców z olbrzymich terytoriów, wojska mieli poważnie przetrzebione, a linie logistyczne rozciągnięte do niemożliwości. Nie udało się zdobyć z marszu Warszawy na przełomie lipca i sierpnia więc musieli zebrać siły, odtworzyć poniesione straty, podciągnąć amunicję, paliwo itp. Kiedy zapadała decyzja o powstaniu przez Warszawę uciekało na zachód pobite niemieckie wojsko ale już Niemcy ściągali z Francji całe dywizje żeby dać odpór Sowietom. Nagle Warszawa stała się bezpośrednim zapleczem niemieckich pozycji na wschodnim brzegu Wisły i nie było opcji żeby Niemcy olali powstanie. Przy czym dla Sowietów powstanie miało znaczenie tylko i wyłącznie, gdyby udało mu się zdobyć przeprawy przez Wisłę. W innym przypadku nie miało dla nich specjalnego znaczenia militarnego, bo i forsowanie Wisły oraz zdobywanie Warszawy przez Pragę nie miało sensu i nikt tak nigdy nie robił. Warszawę zdobywa się wyłącznie od zachodu, a żeby to zrobić idąc ze wschodu trzeba przekroczyć Wisłę na północ lub południe od Warszawy i dopiero po przekroczeniu Wisły atakować Warszawę od zachodu. Rosjanie mieli to świetnie przećwiczone z ubiegłych wieków I dokładnie tak się stało tj. kiedy Sowieci zdobyli i utrzymali przyczółki na Wiśle poniżej i powyżej Warszawy oraz wyprowadzili stamtąd natarcie, to Niemcy opuścili Warszawę bez jednego strzału, bo stamtąd była nie do obrony.
Można więc co najwyżej mówić o mylnej ocenie sytuacji przez podejmujących decyzję o powstaniu. Inna sprawa, że po tygodniu powstanie powinno zostać przerwane, a oddziały powstańcze wyprowadzone z Warszawy. Co też w pewnej mierze się odbywało. Po tygodniu, bo po tym czasie było już wiadomo, że żaden istotny cel militarny powstania nie został osiągnięty. Nie uchwycono żadnego mostu i nie zablokowano tranzytu niemieckich wojsk przez Warszawę.
Tyle, że to się tak ładnie i łatwo pisze dziś. Tymczasem po tym tygodniu oddziały powstańcze były w dużej mierze rozciągnięte i nie dałoby się wyprowadzić z Warszawy całości ich sił. Spora część musiałby się Niemcom poddać, a w takiej sytuacji powstańców czekała kulka w łeb, bo Niemcy uważali powstańców za bandytów. Dopiero pod koniec września po naciskach zachodnich aliantów zgodzili się uznać powstańców za kombatantów, którym przysługuje ochrona jako jeńcom. Po tym dowództwo powstania złożyło broń.
Pomijam oczywiście wiarę w mityczną pomoc polskiej brygady spadochronowej, w którą wierzyli nawet niektórzy w sferach polskiego dowództwa w Londynie. Co było oczywiście całkowicie nierealne logistycznie i Brytyjczycy cały czas to tłumaczyli jako komu mądremu
u mnie dziadek opowiadał o swoich przeżyciach wojennych, chociaz był wtedy jeszcze bardzo młody to sporo pamiętał, ja uwielbiam słuchac takich opowieści, szkoda, że mam tylko szczątkowe informacje od reszty rodziny, tez bardzo duzo czytałam literatury obozowej, nie raz łza sie w oku zakręciła i zawsze sie zastanawiałam jak ja bym sie zachowała w takiej czy innej sytuacji...czasami wydaje sie nam ze jestesmy słabi, ale jak czlowiek stanie pod sciana i znajdzie sie w ekstremalnie ciężkiej sytuacji to potrafi czasami zaskoczyć sam siebie...pamiętam jak dziadek opowiadał o swojej tułaczce z całą rodzina, dla dzieciaka taka trasa na nogach, w zimnie i glodzie musiała być wycieńczająca. Moje miasteczko rodzinne znajduje sie niedaleko miasta na ktore spadły pierwsze bomby, początek wojny, później spadły na moja mieścine, dziadek uciekał na nogach do bełchatowa, lasami, bezdrożami, a tam zastali to samo i musieli wrócić...duzo by opowiadac...
Miałam w życiu sytuacje, w których zaskoczyłam samą siebie reakcjami i zachowaniami.
Snake, zaimponowałeś mi wiedzą.
Ja rzadko angażuję się w dyskusje o polityce, bo nie czuję się kompetentna.
Ludzie z taką łatwością ferują jedynie słuszne wyroki, a przecież na te wszystkie sprawy trzeba patrzeć bardzo szeroko. Mało kogo na to stać.
Mam może prymitywną opinię o polityce, ale o nic więcej w niej nie chodzi, jak o władzę i pieniądze. A nam się mydli oczy patriotyzmem i innymi ideałami.
Jeśli ciągnie was do relacji naszych babć i dziadków to polecam te 2 kanały
https://www.youtube.com/user/PolscySprawiedliwi/videos
Polscy Sprawiedliwi / Portal Muzeum POLIN
Świadkowie Epoki
https://www.youtube.com/c/%C5%9AwiadkowieEpoki/videos
Lucyferze ja miałam edytować swój wpis o odwadze, ale juz był zablokowany. Tak niektórzy ludzie czasów wojny mieli niesamowitą odwagę i niesamowite umiejętności przetrwania. To co oni potrafili zrobić czasem z niczego rozwala umysł. Myślę, że my Polacy mamy taką smykałkę.
Dzieki Snake za ciekawe fakty na temat Powstania Warszawskiego.
Misinx napisał/a:adela 07 napisał/a:Na mnie duże wrażenie zrobiło "Powstanie Warszawskie". Ten dokument. I zawszę, jak słyszę piosenkę " Warszawo ma"- ścisk w gardle, łzy w oczach.
Dla mnie Powstanie to jedno najbardziej tragicznych wydarzeń z tego okresu. Niesamowicie durna decyzja okupiona ogromną ilością ofiar. Rozumiem motywację zwykłych powstańców, ale dowódców Powstania powiesiłbym za jaja. Żadna ulica, ani szkoła, ani plac nie powinno nosić ich imię.
Nie taka znów durna. Mieli swoje powody. Główny polityczny, to zamanifestowanie czynnej walki przez Armię Krajową jako zbrojne ramię Polskiego Państwa Podziemnego czyli delegatury rządu na emigracji. To żeby dać odpór komunistycznej propagandzie, że Armia Krajowa nic nie robi i nie walczy z niemieckim okupantem. Efektem tego miało być przyjęcie na równych prawach wojsk sowieckich w Warszawie przez struktury rządu londyńskiego. Główny militarny, to podjęcie walki w momencie, gdy Niemcy są w rozsypce, a wojska sowieckie tuż obok. Niestety okazało się, że Niemcy panikę i rozsypkę dość szybko ogarnęli, Sowieci ponieśli spektakularną klęskę pod Wołominem w wielkiej bitwie pancernej (trzecia co do wielkości bitwa pancerna II wojny światowej) i zalegli na przedpolach Warszawy. Pomijając obwinianie Stalina o celowe wstrzymanie natarcia, to Sowieci faktycznie byli u kresu sił po wielkiej letniej pogoni za Niemcami w ramach operacji Bagration. Wyparli Niemców z olbrzymich terytoriów, wojska mieli poważnie przetrzebione, a linie logistyczne rozciągnięte do niemożliwości. Nie udało się zdobyć z marszu Warszawy na przełomie lipca i sierpnia więc musieli zebrać siły, odtworzyć poniesione straty, podciągnąć amunicję, paliwo itp. Kiedy zapadała decyzja o powstaniu przez Warszawę uciekało na zachód pobite niemieckie wojsko ale już Niemcy ściągali z Francji całe dywizje żeby dać odpór Sowietom. Nagle Warszawa stała się bezpośrednim zapleczem niemieckich pozycji na wschodnim brzegu Wisły i nie było opcji żeby Niemcy olali powstanie. Przy czym dla Sowietów powstanie miało znaczenie tylko i wyłącznie, gdyby udało mu się zdobyć przeprawy przez Wisłę. W innym przypadku nie miało dla nich specjalnego znaczenia militarnego, bo i forsowanie Wisły oraz zdobywanie Warszawy przez Pragę nie miało sensu i nikt tak nigdy nie robił. Warszawę zdobywa się wyłącznie od zachodu, a żeby to zrobić idąc ze wschodu trzeba przekroczyć Wisłę na północ lub południe od Warszawy i dopiero po przekroczeniu Wisły atakować Warszawę od zachodu. Rosjanie mieli to świetnie przećwiczone z ubiegłych wieków
I dokładnie tak się stało tj. kiedy Sowieci zdobyli i utrzymali przyczółki na Wiśle poniżej i powyżej Warszawy oraz wyprowadzili stamtąd natarcie, to Niemcy opuścili Warszawę bez jednego strzału, bo stamtąd była nie do obrony.
Można więc co najwyżej mówić o mylnej ocenie sytuacji przez podejmujących decyzję o powstaniu. Inna sprawa, że po tygodniu powstanie powinno zostać przerwane, a oddziały powstańcze wyprowadzone z Warszawy. Co też w pewnej mierze się odbywało. Po tygodniu, bo po tym czasie było już wiadomo, że żaden istotny cel militarny powstania nie został osiągnięty. Nie uchwycono żadnego mostu i nie zablokowano tranzytu niemieckich wojsk przez Warszawę.
Tyle, że to się tak ładnie i łatwo pisze dziś. Tymczasem po tym tygodniu oddziały powstańcze były w dużej mierze rozciągnięte i nie dałoby się wyprowadzić z Warszawy całości ich sił. Spora część musiałby się Niemcom poddać, a w takiej sytuacji powstańców czekała kulka w łeb, bo Niemcy uważali powstańców za bandytów. Dopiero pod koniec września po naciskach zachodnich aliantów zgodzili się uznać powstańców za kombatantów, którym przysługuje ochrona jako jeńcom. Po tym dowództwo powstania złożyło broń.
Pomijam oczywiście wiarę w mityczną pomoc polskiej brygady spadochronowej, w którą wierzyli nawet niektórzy w sferach polskiego dowództwa w Londynie. Co było oczywiście całkowicie nierealne logistycznie i Brytyjczycy cały czas to tłumaczyli jako komu mądremu
Mam podobne Snake przemyślenia jak Ty.
Mało znanym jest też faktem jakby pomijanym przez historyków rozporządzenie wydane przez Niemców w sprawie robót przy umocnieniach w Warszawie.Wydano takie i dotyczyło to pracy przymusowej.Rozporządzenie obejmowało udział sporej ilości ludzi przy tym - nie pamiętam ile tysięcy osób miało kopać rowy przeciwczołgowe,ale można to sprawdzić.
Nikt się nie zgłosił ,w odwecie przewidziane były dla ludności cywilnej różne karne działania ze strony hitlerowców.w tym wywózki egzekucje etc ,to też miało wpływ na decyzję o Powstaniu.
Ajko, w ekstremalnym stresie potrafimy się... ekstremalnie zmobilizować. Kiedyś czytałam, jak dwaj odważni powstańcy, wychodzący cało z nie lada opresji, po wojnie głupieli w banalnych sytuacjach i nie mogli się sobie nadziwić.
Osobiście gdybym miał przedstawić zachodniemu odbiorcy koszmar Powstania Warszawskiego to poświęciłbym film terenom, które pacyfikowała grupa iście aryjskiego śmiecia o imieniu Oskara Dirlewangera... Tylko chyba ten film nie byłby już nigdzie dopuszczony.
Snake bardzo dobrze zaznaczyłeś, że Rzesza zatrzymała ofensywę sowiecką w bitwie pod Wołominem. Mało kto sobie zdaje sprawę, że AK miało mimo wszystko niewielki dostęp do informacji, a w lipcu sytuacja w Warszawie przedstawiała się, że Niemcy się wycofują (co było widoczne z racji dyslokacji sprzętu). Brak skutecznego wywiadu w terenie robił swoje. Dodatkowo warto pamiętać również o samym morale ludzi chcących walki. Oby nikt z nas nie musiał nigdy wiedzieć do jakiego stanu doprowadza blisko 5 lat bestialskiej okupacji i dodatkowo groźba okupacji niespecjalnie lepszego zamiennika.
Dzięki chłopaki za prosto przekazaną istotną wiedzę, która pokazuje jeszcze inną stronę Powstania Warszawskiego.
Piegusko to jest bardzo dziwne, bo wydawałoby się, że jak już jest łatwiej, więcej możliwości to lepiej, a jednak to wszystko bywa bardzo skomplikowane
...mój tata (...) nie za bardzo lubił opowiadać o tym,babcia też nie.
Zawsze byłam bardzo ciekawa dziadkowych i babcinych wspomnień, ale nigdy nie śmiałam pytać, bo może to złe wspomnienia?
Raz przypadkiem usłyszałam, jak dziadek, ojciec mamy, opowiadał mojemu tacie o rozstrzelaniu Żydów, którego był świadkiem jako nastolatek. Rodzice mamy byli młodsi o pokolenie od moich drugich dziadków.
Drugi dziadek opowiadał mojemu bratu, jak na wojnie zdemaskował szpiega.
Niewiele poznałam tych opowieści.
Ajko, w ekstremalnym stresie potrafimy się... ekstremalnie zmobilizować. Kiedyś czytałam, jak dwaj odważni powstańcy, wychodzący cało z nie lada opresji, po wojnie głupieli w banalnych sytuacjach i nie mogli się sobie nadziwić.
Po 6 latach życia w warunkach, gdzie ludzkie życie nic nie znaczy, to raczej większość ludzi miała ciężko powrót do normalności... zwłaszcza w patologicznym wydaniu sowieckim.
Snake bardzo dobrze zaznaczyłeś, że Rzesza zatrzymała ofensywę sowiecką w bitwie pod Wołominem. Mało kto sobie zdaje sprawę, że AK miało mimo wszystko niewielki dostęp do informacji, a w lipcu sytuacja w Warszawie przedstawiała się, że Niemcy się wycofują (co było widoczne z racji dyslokacji sprzętu). Brak skutecznego wywiadu w terenie robił swoje. Dodatkowo warto pamiętać również o samym morale ludzi chcących walki. Oby nikt z nas nie musiał nigdy wiedzieć do jakiego stanu doprowadza blisko 5 lat bestialskiej okupacji i dodatkowo groźba okupacji niespecjalnie lepszego zamiennika.
Uciekające w końcówce lipca wojska niemieckie wszyscy widzieli i wyglądały jak każda pobita armia czyli fatalnie. Jednocześnie koleją zjeżdżały z Francji świeże i elitarne oddziały, i o tym też podziemie wiedziało. O dokładne rozeznanie sytuacji pod Warszawą na prawym brzegu było już trudno, bo to po prostu był front walk. Sytuacja zmieniała się z godziny na godzinę. Dwuznaczna jest rola Montera czyli ówczesnego pułkownika Chruściela, który na kluczowej naradzie 31 lipca podał zebranym decydentom informacje o sowieckich czołgach na Pradze, co okazało się nie być prawdą.
Natomiast co do zdobywania Warszawy, to parę razy była zdobywana. Od najnowszych do starszych:
- w 1945 r. zajęta bez walki przez Sowietów od zachodu po opuszczeniu jej przez Niemców,
- we wrześniu 1944 r. zdobyto Pragę przez żołnierzy 1 Armii Wojska Polskiego i Armii Czerwonej,
- we wrześniu 1939 r. po 2 tygodniach oblężenia Warszawa skapitulowała przed Niemcami. Samego miasta w walce nie zdobyto.
- w sierpniu 1915 r. do Warszawy wkroczyli Niemcy po tym jak Rosjanie ją opuścili paląc mosty na Wiśle.
- we wrześniu 1831 r. Warszawa skapitulowała przed Rosjanami po rosyjskim szturmie i upadku pozycji obronnych powstańców na Woli.
- w listopadzie 1794 r. Rosjanie zdobyli Pragę (rzeź Pragi), a wojska polskie wycofały się z lewobrzeżnej Warszawy i miasto skapitulowało.
- w lipcu/wrześniu 1794 r. odparto szturmy i oblężenie Warszawy przez wojska pruskie.
- raz jeden, to Polacy zdobywali Warszawę (nie licząc zdobywania Pragi w 1944 r.). W czerwcu 1656 r. wojska Rzeczpospolitej podjęły oblężenie Warszawy zajętej przez Szwedów. Walki trwały prawie miesiąc i wymagały czterech generalnych szturmów na pozycje szwedzkie.
Misinx napisał/a:adela 07 napisał/a:Na mnie duże wrażenie zrobiło "Powstanie Warszawskie". Ten dokument. I zawszę, jak słyszę piosenkę " Warszawo ma"- ścisk w gardle, łzy w oczach.
Dla mnie Powstanie to jedno najbardziej tragicznych wydarzeń z tego okresu. Niesamowicie durna decyzja okupiona ogromną ilością ofiar. Rozumiem motywację zwykłych powstańców, ale dowódców Powstania powiesiłbym za jaja. Żadna ulica, ani szkoła, ani plac nie powinno nosić ich imię.
Nie taka znów durna. Mieli swoje powody. Główny polityczny, to zamanifestowanie czynnej walki przez Armię Krajową jako zbrojne ramię Polskiego Państwa Podziemnego czyli delegatury rządu na emigracji. To żeby dać odpór komunistycznej propagandzie, że Armia Krajowa nic nie robi i nie walczy z niemieckim okupantem. Efektem tego miało być przyjęcie na równych prawach wojsk sowieckich w Warszawie przez struktury rządu londyńskiego. Główny militarny, to podjęcie walki w momencie, gdy Niemcy są w rozsypce, a wojska sowieckie tuż obok. Niestety okazało się, że Niemcy panikę i rozsypkę dość szybko ogarnęli, Sowieci ponieśli spektakularną klęskę pod Wołominem w wielkiej bitwie pancernej (trzecia co do wielkości bitwa pancerna II wojny światowej) i zalegli na przedpolach Warszawy. Pomijając obwinianie Stalina o celowe wstrzymanie natarcia, to Sowieci faktycznie byli u kresu sił po wielkiej letniej pogoni za Niemcami w ramach operacji Bagration. Wyparli Niemców z olbrzymich terytoriów, wojska mieli poważnie przetrzebione, a linie logistyczne rozciągnięte do niemożliwości. Nie udało się zdobyć z marszu Warszawy na przełomie lipca i sierpnia więc musieli zebrać siły, odtworzyć poniesione straty, podciągnąć amunicję, paliwo itp. Kiedy zapadała decyzja o powstaniu przez Warszawę uciekało na zachód pobite niemieckie wojsko ale już Niemcy ściągali z Francji całe dywizje żeby dać odpór Sowietom. Nagle Warszawa stała się bezpośrednim zapleczem niemieckich pozycji na wschodnim brzegu Wisły i nie było opcji żeby Niemcy olali powstanie. Przy czym dla Sowietów powstanie miało znaczenie tylko i wyłącznie, gdyby udało mu się zdobyć przeprawy przez Wisłę. W innym przypadku nie miało dla nich specjalnego znaczenia militarnego, bo i forsowanie Wisły oraz zdobywanie Warszawy przez Pragę nie miało sensu i nikt tak nigdy nie robił. Warszawę zdobywa się wyłącznie od zachodu, a żeby to zrobić idąc ze wschodu trzeba przekroczyć Wisłę na północ lub południe od Warszawy i dopiero po przekroczeniu Wisły atakować Warszawę od zachodu. Rosjanie mieli to świetnie przećwiczone z ubiegłych wieków
I dokładnie tak się stało tj. kiedy Sowieci zdobyli i utrzymali przyczółki na Wiśle poniżej i powyżej Warszawy oraz wyprowadzili stamtąd natarcie, to Niemcy opuścili Warszawę bez jednego strzału, bo stamtąd była nie do obrony.
Można więc co najwyżej mówić o mylnej ocenie sytuacji przez podejmujących decyzję o powstaniu. Inna sprawa, że po tygodniu powstanie powinno zostać przerwane, a oddziały powstańcze wyprowadzone z Warszawy. Co też w pewnej mierze się odbywało. Po tygodniu, bo po tym czasie było już wiadomo, że żaden istotny cel militarny powstania nie został osiągnięty. Nie uchwycono żadnego mostu i nie zablokowano tranzytu niemieckich wojsk przez Warszawę.
Tyle, że to się tak ładnie i łatwo pisze dziś. Tymczasem po tym tygodniu oddziały powstańcze były w dużej mierze rozciągnięte i nie dałoby się wyprowadzić z Warszawy całości ich sił. Spora część musiałby się Niemcom poddać, a w takiej sytuacji powstańców czekała kulka w łeb, bo Niemcy uważali powstańców za bandytów. Dopiero pod koniec września po naciskach zachodnich aliantów zgodzili się uznać powstańców za kombatantów, którym przysługuje ochrona jako jeńcom. Po tym dowództwo powstania złożyło broń.
Pomijam oczywiście wiarę w mityczną pomoc polskiej brygady spadochronowej, w którą wierzyli nawet niektórzy w sferach polskiego dowództwa w Londynie. Co było oczywiście całkowicie nierealne logistycznie i Brytyjczycy cały czas to tłumaczyli jako komu mądremu
Mylna ocena sytuacji ? No co za eufemizm Ta pomyłka kosztowała miasto 250 tys. zabitych. Ja naprawdę rozumiem atmosferę wśród mieszkańców, którzy byli umęczeni okupacją i pałali chęcią odwetu. Ale na górze powinni być ludzie i zimnych głowach i trzeźwej ocenie sytuacji. A byli idioci i mitomani. Rzucono do walki dzieciaków, którzy byli słabo uzbrojeni. Za to wszystko dodatkowo zapłaciła ogromną daninę ludność cywilna. Po tylu latach okupacji i po tym co rok wcześniej zrobili Niemcy z powstaniem w gettcie można się było łatwo spodziewać eskalacji okrucieństwa z ich strony.
Powstanie nie zrealizowało żadnych celów militarnych, ani politycznych. Wytracono mnóstwo młodzieży, która mogła być potem kwiatem inteligencji i stawiać opór komunie (nie mam na myśli zbrojnego oporu). Naprawdę nóż mi się w kieszeni otwiera jak ktoś próbuje usprawiedliwiać tą rzeź. Zwalanie winy na Stalina to też mit, bo Stalin się zachował tak jak można się było po nim spodziewać. On realizował swoje cele, ale niestety Powstanie mu w tym pomogło.
I to jest właśnie ta cholerna polityka, Misinx: człowiek się nie liczy.
"Historia, historia,
ty żarłoczny micie,
co dla ciebie znaczy
jedno ludzkie życie?" (Osiecka)
I to jest właśnie tak cholerna polityka, Misinx: człowiek się nie liczy.
"Historia, historia, ty żałosny micie,
Co dla ciebie znaczy jedno ludzkie życie?" (Osiecka)
Dlatego człowiek zaczyna rozumieć politykę, kiedy widzi, że ludzie to tylko narzędzia, których użyteczność się kończy.
Misinx, ale nie zapomnij o dyrektywie utworzenia Festung Warschau.
Niestety możemy gdybać, co by było gdyby, ale moim zdaniem ostatecznie ludność cywilna i tak ucierpiałaby najbardziej.
Nie mówię, że powtórzyłby się los Festung Breslau, ale i tak czy siak miasta frontowe spotykał tragiczny los.
Dlatego Sabaton, Sabatonem, ale to Marduk chyba najlepiej przedstawił to wydarzenie
Piegowata'76 napisał/a:I to jest właśnie tak cholerna polityka, Misinx: człowiek się nie liczy.
"Historia, historia, ty żałosny micie,
Co dla ciebie znaczy jedno ludzkie życie?" (Osiecka)Dlatego człowiek zaczyna rozumieć politykę, kiedy widzi, że ludzie to tylko narzędzia, których użyteczność się kończy.
Misinx, ale nie zapomnij o dyrektywie utworzenia Festung Warschau.
Niestety możemy gdybać, co by było gdyby, ale moim zdaniem ostatecznie ludność cywilna i tak ucierpiałaby najbardziej.
Nie mówię, że powtórzyłby się los Festung Breslau, ale i tak czy siak miasta frontowe spotykał tragiczny los.
Naprawdę trudno założyć bardziej krwawy scenariusz od tego, który się wydarzył. Gdyby Warszawa stała się miejscem takich walk jak Wrocław, to owszem byłaby zniszczona i owszem ucierpiałaby ludność cywilna, ale niejako rykoszetem, bo wątpię czy pogrążeni wtedy w ciężkiej walce Niemcy mieli jeszcze czas i zasoby do tego, by urządzać sobie egzekucje i rzezi jak ta na Woli.
Mylna ocena sytuacji ? No co za eufemizm
Ta pomyłka kosztowała miasto 250 tys. zabitych
No ale to jest przecież normalna sytuacja. Decyzyjność w takich sytuacjach zakłada świadomość, że ileś osób zginie, w tym zwykłych cywili. Umiesz podejmować takie decyzje albo nie umiesz i się bawisz lalkami. Prezydent USA co jakiś czas podejmuje decyzje, których skutkiem jest śmierć kilkudziesięciu / kilkuset całkowicie niewinnych osób. To tak rutynowo, bo od czasu do czasu koszt jego decyzji idzie w setki tysięcy ofiar. Idąc tym tokiem rozumowania należało poddać Warszawę we wrześniu 1939 na widok pierwszego niemieckiego żołnierza. W końcu w czasie oblężenia zginęło 10 tysięcy cywili, pięć razy więcej zostało rannych, a miasto zostało zniszczone w 30 % swojej tkanki.
Mylna ocena sytuacji i nagła zmiana planów. W końcu to liche uzbrojenie wynikało głównie z wyprowadzenia zapasów broni z Warszawy na potrzeby akcji Burza, z której teren samej Warszawy był wyłączony. Kiedy podjęto decyzję, że w ramach Burzy odbędzie się jednak działania w samej Warszawie trzeba było z powrotem ściągać do stolicy ludzi i broń. Identyczne w sumie akcje w Wilnie i Lwowie odniosły sukces i tam oddziały AK czynnie wspierały wojska sowieckie w zajęciu tych miast.
W dodatku plan powstania zakładał czas jego trwania na około tygodnia i to było jak najbardziej sensowne. W razie niepowodzenia należało przerwać zasadniczą część powstania i wyprowadzić powstańców poza miasto i taki był też plan. Zgodnie z nim już po tygodniu część oddziałów powstańczych wyszło z Warszawy ale potem znów została do miasta ściągnięta.
Misinx napisał/a:Mylna ocena sytuacji ? No co za eufemizm
Ta pomyłka kosztowała miasto 250 tys. zabitych
No ale to jest przecież normalna sytuacja. Decyzyjność w takich sytuacjach zakłada świadomość, że ileś osób zginie, w tym zwykłych cywili. Umiesz podejmować takie decyzje albo nie umiesz i się bawisz lalkami. Prezydent USA co jakiś czas podejmuje decyzje, których skutkiem jest śmierć kilkudziesięciu / kilkuset całkowicie niewinnych osób. To tak rutynowo, bo od czasu do czasu koszt jego decyzji idzie w setki tysięcy ofiar. Idąc tym tokiem rozumowania należało poddać Warszawę we wrześniu 1939 na widok pierwszego niemieckiego żołnierza. W końcu w czasie oblężenia zginęło 10 tysięcy cywili, pięć razy więcej zostało rannych, a miasto zostało zniszczone w 30 % swojej tkanki.
Mylna ocena sytuacji i nagła zmiana planów. W końcu to liche uzbrojenie wynikało głównie z wyprowadzenia zapasów broni z Warszawy na potrzeby akcji Burza, z której teren samej Warszawy był wyłączony. Kiedy podjęto decyzję, że w ramach Burzy odbędzie się jednak działania w samej Warszawie trzeba było z powrotem ściągać do stolicy ludzi i broń. Identyczne w sumie akcje w Wilnie i Lwowie odniosły sukces i tam oddziały AK czynnie wspierały wojska sowieckie w zajęciu tych miast.
W dodatku plan powstania zakładał czas jego trwania na około tygodnia i to było jak najbardziej sensowne. W razie niepowodzenia należało przerwać zasadniczą część powstania i wyprowadzić powstańców poza miasto i taki był też plan. Zgodnie z nim już po tygodniu część oddziałów powstańczych wyszło z Warszawy ale potem znów została do miasta ściągnięta.
Skoro to dla Ciebie normalna sytuacja, to Ty naprawdę powinieneś iść w politykę. Marnujesz się. Jeszcze z takimi dziadkami w życiorysie.
Skoro to dla Ciebie normalna sytuacja, to Ty naprawdę powinieneś iść w politykę. Marnujesz się. Jeszcze z takimi dziadkami w życiorysie.
No to jest normalna sytuacja. Dlatego np. w wojsku jest zasada, że oficerowie nie fraternizują się z żołnierzami. Właśnie po to żeby nie myśleli na zasadzie "kurczę, do szturmu pójdzie Janek ze Zbyszkiem, a co jak zginą?" Dowódca musi do każdej akcji umieć oszacować siły jakich potrzebuje i straty jakie poniesie. Jeszcze nie wysyłając żadnego człowieka w bój wie, że np. co dziesiąty z nich tego nie przeżyje, a połowa zostanie zniesiona z pola walki bez ręki, nóg, oślepionych itd. Dokonując takich szacunków na podstawie dość ścisłej wiedzy wojskowej na końcu podejmuje decyzję czy szacowane straty są dopuszczalne. Gdzie dopuszczalność oznacza zachowanie po walce zdolności do kontynuowania walki, a nie że Janek ze Zbyszkiem przeżyją. Tak to działa na każdym poziomie decyzyjnym i nie tylko związanym z wojną. Przecież dokładnie taką samą kalkulację dokonują rządzący wprowadzając do obrotu nieprzetestowane do końca szczepionki. Dokonują kalkulacji zysków i strat, przewidzianego ryzyka i podejmują decyzje, bo od tego są. Zapewniam cię, że na poziomie premierów na biurkach leżą takie kwity, z których wynika, że np. (strzelam oczywiście) jedna osoba na 10 tysięcy zostanie po szczepionce kaleką, a jedna na 50 tysięcy umrze wprost za przyczyną szczepionki. Jednocześnie z tych kwitów wynika, że dzięki szczepionce umrze tyle, a tyle mniej osób. Tak więc osoba decyzyjna składa na ołtarzu zdrowie i życie tych ww. żeby ocalić więcej. Z punktu widzenia tych na których wypadła utrata zdrowa i życia przez szczepionkę słabe to trochę, nie?
Misinx napisał/a:Skoro to dla Ciebie normalna sytuacja, to Ty naprawdę powinieneś iść w politykę. Marnujesz się. Jeszcze z takimi dziadkami w życiorysie.
No to jest normalna sytuacja. Dlatego np. w wojsku jest zasada, że oficerowie nie fraternizują się z żołnierzami. Właśnie po to żeby nie myśleli na zasadzie "kurczę, do szturmu pójdzie Janek ze Zbyszkiem, a co jak zginą?" Dowódca musi do każdej akcji umieć oszacować siły jakich potrzebuje i straty jakie poniesie. Jeszcze nie wysyłając żadnego człowieka w bój wie, że np. co dziesiąty z nich tego nie przeżyje, a połowa zostanie zniesiona z pola walki bez ręki, nóg, oślepionych itd. Dokonując takich szacunków na podstawie dość ścisłej wiedzy wojskowej na końcu podejmuje decyzję czy szacowane straty są dopuszczalne. Gdzie dopuszczalność oznacza zachowanie po walce zdolności do kontynuowania walki, a nie że Janek ze Zbyszkiem przeżyją. Tak to działa na każdym poziomie decyzyjnym i nie tylko związanym z wojną. Przecież dokładnie taką samą kalkulację dokonują rządzący wprowadzając do obrotu nieprzetestowane do końca szczepionki. Dokonują kalkulacji zysków i strat, przewidzianego ryzyka i podejmują decyzje, bo od tego są. Zapewniam cię, że na poziomie premierów na biurkach leżą takie kwity, z których wynika, że np. (strzelam oczywiście) jedna osoba na 10 tysięcy zostanie po szczepionce kaleką, a jedna na 50 tysięcy umrze wprost za przyczyną szczepionki. Jednocześnie z tych kwitów wynika, że dzięki szczepionce umrze tyle, a tyle mniej osób. Tak więc osoba decyzyjna składa na ołtarzu zdrowie i życie tych ww. żeby ocalić więcej. Z punktu widzenia tych na których wypadła utrata zdrowa i życia przez szczepionkę słabe to trochę, nie?
Czyli ktoś uznał poziom strat w Warszawie za dopuszczalny ? Super. Mam nadzieję, że był z siebie zadowolony. Warto było !!!!
Czyli ktoś uznał poziom strat w Warszawie za dopuszczalny ?
Super. Mam nadzieję, że był z siebie zadowolony. Warto było !!!!
Tak jak z lockdownem. Oni, znaczy rządzący mają szacunki, że przez lockdown upadnie np. co dwudziesta firma. Czyli podejmują decyzję z pełną świadomością, że rujnują życie w miarę konkretnej grupie ludzi. Abstrahując od sytuacji taką umiejętność muszą posiadać ludzie z władzą.
W moim fachu też musiałem nabyć podobne umiejętności, to jest decyzyjność w odpowiednim momencie. Powiem szczerze, że to z czasem nawet łatwo przychodzi o ile dotyczy osób trzecich. W obrębie własnego życia nie jest to już takie łatwe
Misinx napisał/a:Czyli ktoś uznał poziom strat w Warszawie za dopuszczalny ? :D Super. Mam nadzieję, że był z siebie zadowolony. Warto było !!!! ;)
Tak jak z lockdownem. Oni, znaczy rządzący mają szacunki, że przez lockdown upadnie np. co dwudziesta firma. Czyli podejmują decyzję z pełną świadomością, że rujnują życie w miarę konkretnej grupie ludzi. Abstrahując od sytuacji taką umiejętność muszą posiadać ludzie z władzą.
W moim fachu też musiałem nabyć podobne umiejętności, to jest decyzyjność w odpowiednim momencie. Powiem szczerze, że to z czasem nawet łatwo przychodzi o ile dotyczy osób trzecich. W obrębie własnego życia nie jest to już takie łatwe ;)
... w kontekscie pozwolenia na broń brzmi to niepokojaco....:\
Strony Poprzednia 1 … 106 107 108 109 110 … 196 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » 30latek-, czyli gra małego palucha Paslawka
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024