rossanka napisał/a:Winter.Kween napisał/a:Lovelynn, sa kobiety, ktore nigdy nie marzyly o ksieciu, a zawsze o doktoracie. I takie co tego ksiecia znalazy i mieszanka ich. To zalezy od wychowania i wrodzonych cech, a takze kultury w rodzinie.
Ogolnie to zabija mnie, ze kobiety czasami jak sie zejda razem to zaraz mierza swoje zycie, dojrzalosc, osiagniecia i tak dalej poprzez zwiazki z facetami. Jak to podchodzily do zwiazkow wczesniej, jakie byly naiwne, jakimi byly dobrymi czy zlymi partnerkami i na co sie godzily. Ewentualnie jeszcze zawodowe osiagniecia i wyglad, ze juz kompleksow nie maja.
A gdzie inne czesci zycia?
.
To nie do końca tak. Inne cześci życia też są, ale być może akurat się o nich nie mówi, bo są oczywiste dla danej osoby w tym momencie. Przykłąd: skończyłam studia wyższe, dzienne magisterskie. I co z tego. Uczyłam się 5 lat, chodziłam na zajęcia, napisałam pracę, po drodze zdałam pełno egzaminów, wszystko zakończyło się tytułem mgr, 100 lat temu już. To jest fakt autentyczny, ale jak spotkam się z koleżankami, to jakoś nie czuję potrzeby mówienia, "wiecie dziewczyny, w 2002 roku skończyłam studia wyższe, na wydziale takim a takim". Prędzej rozmowa zejdzie na to, że nie mam rodziny i tak dalej. Bo to mnie teraz nurtuje. Ale pewnie też jakby było odwrotnie, np od 15 lat miałabym męza i duże dzieci, ale studia robiła dopiero teraz, to pewnie na babskim spotkaniu temat nauki byłby na pierwszym miejscu.
No wlasnie, co z tego, ze uczylas sie 5 lat skoro nadal obchodzi Cie spoleczne postrzeganie kobiet, ktore nie osiagnely rodziny?
Co z tego? No, nic. O takiej dojrzalosci ja mowie, a nie o osiagnieciach zawodowych.
Ja Ciebie ogolnie postrzegam, wydaje mi sie bardzo inaczej niz Ty siebie czy tez spoleczenstwo kobiety jak Ty.
Dla mnie nie ma znaczenia:
Ze masz tyle lat, a nadal marzysz o rodzinie
Ze chcialas rodziny, a Ci nie wyszlo
Ze jestes wyksztalcona i moze masz dobra prace.
Ze nie wyleczylas sie nigdy z nerwicy.
Czy jestes piekna czy nie
Czy jestes stara czy mloda
Nie ma to wcale znaczenia, nie jest to cos przez co patrze na Ciebie. I jednak jakos czuje sympatie do Ciebie, czuje szacunek do Ciebie.
Jakos i tak wydajesz mi sie osoba interesujaca.
Czy tak nie jest lepiej? Cos jest w Tobie, a to cos nie zalezy kompletnie od tego czy jestes zdrowa czy chora, ladna czy brzydka, stara czy mloda ani od zadnych osiagniec. To znaczy, ze jest w Tobie cos stalego, cos co nie zalezy od tych glupot jakie wymienilam.
Ja rozumiem, ze czlowiek chce zwiazku, bo to normalne. Ludzie sa zwierzeciem raczej stadnym, zyja w spolecznosci.
Jednak tozsamosc osoby nie powinna zalezec od zwiazku. Tozsamosc jest wlasna, jest odrebna, a przynajmniej powinna byc.
Tez nie mowie, ze cos zlego jest w rozmowach o dzieciach czy innych rzeczach. Tak jak Piegowata mowi, takie rozmowy moga do czegos innego prowadzic. Nie jest tak, ze wszystkie rozmowy sie musza kracic wokolo niewiadomo jakich wspanialych tematow, sama uwielbiam plotki i glupoty.
Jednak jest prawda, ze kulturowo i to co spoleczenstwo narzuca to krecenie sie tozsamosci kobiet wokolo bycia matka, bycia partnerka.
Nawet moje kolezanki, kolezanki feministki i kobiety sukcesu definiuja swoj sukces poprzez bycie niezalezna od mezczyzn, bo ich mezczyzni nie obchodza...
Albo podkreslaja swoja sile bo mowia, ze sie ladnie nie ubiora, ze sie nie maluja, ze nogi nie ogola. O czym to swiadczy? Ze te rzeczy maja na nie wplyw, maja dla nich znaczenie. Bo odbijamy sie i przeciwstawiamy temu co ma na nas jakis wplyw.
To tak jakby mowic 'nie bede detystka, mimo, ze mi matka mowila bym byla' czyli wiadomo, ze slowa matki wywarly wrazenie.
Dla mnie np nie malowanie sie na codzien nie jest oznaka mojej pewnosci siebie czy tez braku kompleksow, czy tez niezaleznosci. To nie jest oznaka niczego poza tym, ze mi sie nie chcialo albo nie mialam ochoty. Dlatego, ze dla mnie nigdy brak makijazu nie byl czyms czym bym sie przejmowala lub uwazala za wazne.
Kultura nasza ma seksizm w obie strony.