Beyondblackie, to nieistotne w tej dyskusji, ale bywa z tymi finansami i oszczędnościami bardzo, bardzo różnie. Wiele, jeśli nie większośc osób w moim otoczeniu żyje z dnia na dzień, biorąc jakieś drobne pożyczki na domowe remonty, a ewentualny urlop jest dla nich sporym bonusem.
Oszczędności? Jakie oszczędności, gdy się kombinuje, jak przezyć miesiąc, by nie zabrakło do wypłaty?
Ja w tym roku nie wyjechałam, choć wzięłam w pracy tzw. wczasy pod gruszą. Jest tyle bieżących wydatków, że żal mi wydawać pieniądze na coś, bez czego mogę się obejść. A przed domem też mam fajnie. Wczoraj drelowałam śliwki w cieniu zadaszenia, na świeżym powietrzu i byłam zadowolona, zrelaksowana, uszczęśliwiona tym swoim kawałkiem przestrzeni.
...Ale odchodzimy od dyskusji.
Nie wiem, czy to już oznaka starzenia się, lecz coraz mniej mi trzeba do szczęścia mocnych wrażeń. Coraz bardziej doceniam zwyczajność i normalność.
Mimo że trochę mi się to kojarzy z mocną dojrzałością, jednocześnie widzę w tym wiele dziecięcej mądrości - umieć się cieszyć tym, co tu i teraz. Piórkiem na wietrze, liściem w kałuży, żabami rechoczącymi wiosną...
Nie potrzebuję szalonego hobby ani zaplecza finansowego (choć mile byłoby widziane, oj mile ), by udowadniać sobie, że jestem młoda duchem.
Fizycznie, niestety, trochę jestem już starszawa, daje o sobie znać reumatyzm (typowy dla Sjogrena). Wczoraj bylam megaszczęścliwa z tymi śliwkami, bo nic mnie nie bolało, bo dałam radę z robotą.
Ważniejszy jednak jest duch. Zachować go nawet gdy ciało już kiepskie to wielka sztuka. Chcialabym, żeby mi sie udała.
Mogę być młoda duchem w każdych warunkach, byle umysł nie szwankował.
Oooo, właśnie udalo mi się wyartykułowalać to, co co mi chodziło!