Czytam i chłonę... Ileż rozmaitych postaw wobec tego samego faktu! Ileż opinii, poglądów, argumentów!
Zawsze powtarzam, że jedni na to Forum trafiają niejako na terapię, a drudzy chyba na sympozjum ; - )))
Po zdradzie, pojawiła się konieczność przeżycia wszystkiego tego, co łączy się z utratą świata, który przestał istnieć wbrew Twej woli, Pain. To ogromny wysiłek psychiczny, duchowy i fizyczny, którego Ty jesteś podmiotem. To takie życiowe Himalaje, tyle, że osiągając kolejne szczyty Dachu Świata nie zatykasz na nich dumnie chorągiewki zdobywcy. Dlatego mądrze wybieraj "Szerpów", którzy w tej wspinaczce będą Ci towarzyszyć i dźwigać od bazy do bazy Twój ciężki ekwipunek. Bo to nie jest bez znaczenia czyich podszeptów słuchasz...
Życzę Ci abyś w tym gąszczu słów w założonym przez siebie wątku, tak najbardziej to szukała teraz siebie i właśnie wyglądała ludzi, którzy realnie mogą Ci pomóc przez to wszystko przejść. Najbliższy Tobie człowiek, dopuszczając się jedej z największych podłości świata, roztrzaskał na kawałki Twoje życie i to jest fakt niezależny od tego, jakimi pobudkami się kierował zdradzając Ciebie i Waszą rodzinę, którą zakładał "świadom praw i obowiązków" ; - )))
Najczęściej ktoś, kto strasznie w życiu spatałaszy, zachowuje się jak dzieciak, który stłukł szybę. Obwinia kolegów, że źle podali piłkę, obwinia szybę, że była zbyt blisko i zbyt krucha, obwinia własną nogę, że uderzyła z woleja, a potem jeszcze wymyśla właścicielom mieszkania, którzy robią mu słuszną awanturę z powodu poniesionej straty albo zwiewa jak tchórz z miejsca zdarzenia. Najlepiej w Bieszczady i najlepiej z Dżesiką ; - )))
Zanim sąd orzeknie rozwód, zanim zakończy się proces podziału majątku masz jeszcze mnóstwo czasu, by przemyśleć strategię, oszacować potrzeby, by móc opiekować się dziećmi z zachowaniem dotychczasowego statusu, w którym żyją, by rozpoznać własne możliwości awansu, które rosną wraz z wiekiem Twoich pociech osiągających z każdym dniem coraz większą samodzielność. Bo to nieprawda, że nie zrobiłaś kariery. Zrobiłaś i robisz nadal. Największą karierę na świecie, jaką może zrobić kobieta, gdy natura pozwoli jej dać życie i to życie wychować mądrze i z miłością bez względu na okoliczności.
I tak, jak dzięki Tobie i Twoim wyborom mąż mógł zdobyć prestiż i stawać się profesjonalistą i dzięki czemu Wasze dzieci w tym najważniejszym, fundamentalnym dla ich przyszłego rozwoju czasie wczesnego dzieciństwa, zdobyły wszystko, co zaniosą dalej w życie, tak i Ty masz przed sobą ścieżkę, której nie przeszkodzi już kolka, mokry kaszel, zarwane bolesnym ząbkowaniem noce, robienie dekoracji na karnawał w przedszkolu...
Staraj się nie karmić teraz, gdy tak Ci w życiu trudno tego stada tygrysów, którymi są bardzo zmienne stany emocji i uczuć. Pozwól im jedynie podchodzić do Ciebie, skoro już muszą przyjść. Niech przy Tobie będą i złość i żal i wściekłość i niewyobrażalny smutek, ale nie karm tych tygrysów. One sobie pójdą. Zobaczysz... A gdy już będą daleko, to przybiegną do Ciebie najpierw małe, puchate radości, przyjemności, uśmiechy od ucha do ucha, a potem większe: normalność, stabilność, nowe marzenia, pasje. Te możesz głaskać, brać na kolana i karmić tym, co one lubią : - ))) Uwierz, Pain, że przez to życiowe doświadczenie, mimo mokrch policzków, braku snu, apetytu, obecnego braku perspektyw na kolejne lata, niepokoju, można przejść, jak przez chybotliwą kładkę nad rzeką - smródką i ocalić siebie w całości. Powodzenia!
---
Pain, Ulle - dziękuję za przemiłe słowa! Sprawiły mi tym większą, bo nieoczekiwaną radość.