Rok dramy, która mnie już wykańcza psychicznie. Klasyka gatunku - po 15 latach znajomości mąż po imprezie firmowej ląduje w mieszkaniu koleżanki z pracy, swojej podwładnej...Odkrywam przypadkiem następnego dnia (wysłała mu SMS i akurat spojrzałam tuż po tym na ekran jego komórki, która leżała na stole). Jakby ktoś mi cegła między oczy walnął. Mój mąż?? Mój ukochany przyjaciel, ojciec dwójki naszych dzieci? Moja bratnia dusza, ktoś kogoś znałam od podszewki?
Ha-ha-ha.
Rozpoczął się rok wybaczania. On się starał, przepraszal, ja się wyczołgiwałam z łóżka będąc w takim szoku, że wylądowałam na antydepresantach. Nic, przysięgam - nic nie zwiastowalo takiego obrotu akcji. Żadnych kłótni wiekszych, żadnych kryzysów. Za to wieczorki przy winie z netflixem, rozmowy, wakacje, wyjazdy weekendowe, wieczory ze znajomymi na planszowkach, dobry seks, czułość, codziennie zasypianie na łyżeczkę...Może ślepa byłam, ale nie miałam żadnych podstaw żeby sądzić że coś nie gra ..
Mąż się starał, ja walczyłam ze sobą by wybaczyć.
On oczywiście zszedł do podziemia, cały czas flirtując z koleżanką. Do tego stopnia, że się zakochał. Niedawno znalazłam list sprzed ilus miesięcy do niej, gdzie pisał, że ja kocha, że wszechświat ich dla siebie stworzył (fuj), że żałuje że tak wcześnie się urodził (w domyśle - jakby się urodził później to by może nie poznał mnie tylko ją...). Miesiące kłamstw, podczas których ze mną się kochał, mnie zapewniał o swojej miłości, codziennie mi dawał rano buziaka wychodząc do pracy...A potem robił swoje!
Poczułam jakby ktoś mi splunął w twarz.
I te jego starania też takie...Niby się stara ale wystarczy że wspomnę z goryczą o tym co zrobił - to już on "nie wytrzymuje"...
Czare goryczy przelało, gdy zaczął się usprawiedliwiać tym, że w sumie to był nieszczęśliwy w małżeństwie, bo ja na niego "krzyczałam". Analizowałam to setki razy w głowie i nic poza zwykłymi codziennymi sprzeczkami małżeńskimi sobie nie przypominam. Więc albo on kłamie albo ja mam Alzheimer's ..
Nadzieja umiera ostatnia więc próbowałam jeszcze wnikac w jego umysł, usprawiedliwiałam go tym że miał stres w pracy i depresję (tya..), że może on potrzebował więcej docenienia i czułości...Starałam się zmienić głupia, dogodzić oprawcy...
Na szcEscie w pewnym momencie trafiłam na bloga ChumpLady i po przeczytaniu setek historii takich jak moja zauważyłam schemat...Mieć ciastko i zjeść ciastko, najpierw "charming", potem "self pity", zaraz będzie "rage" w jego wykonaniu...Niestety wynika z niego, że happy end mi nie grozi:(
Dziś wiem, że chce odejść. Nie czuję już po tym całym czasie więzi z nim, rozczarował mnie jako człowiek, wykazał się zerową empatia..Nie mogę zapomnieć jak ledwo zwlekałam się z łóżka (przez to zawalalam w pracy, co potem też się na mnie odbiło), on mi mówił, że "kochanie będzie dobrze", ja oddychalam tą nadzieja jak tlenem, a on szedł do pracy i romansował z koleżanką...Jak się wszystko wylało - mówił, że "ona się uśmiechała na jego widok", a ja nie...Serio. tak mi powiedział mój mąż po 14 latach znajomości...No jasne że się uśmiechała. Jasne, że zawsze dobrze wyglądała. Jasne, że nie miała o nic pretensji i nic od niego nie chciała. Nie przezyli "normalnego" dnia razem z brudnymi skarpetkami i kłócącymi się dziećmi...A on to wziął za miłość i szczęście.
Dziś wiem, że czas na mnie. U prawnika już byłam, będę walczyć i jeńców nie biorę...Go już nie chce, dla mnie nie sprawdził się jako partner na resztę życia. Zawiódł, zmiażdżył, okazał brak szacunku i potraktował szansę jaką dostał - za frajerstwo...
Czekam na koniec kwarantanny i dzialam w temacie.
Boję się o dzieci. Boję się jak przyjma, że nasza czwórka już nigdy nie będzie razem. Że nie będzie wspólnych pikników, wycieczek rowerowych, wakacji, wyjazdów weekendowych...Nie będzie naszych rytuałów, wieczorów filmowych razem w czwórkę na kanapie, wyjść na pizzę...Patrzę na ich beztroskie, nieświadome niczego buzie i wyć mi się chce...
Plywam w oceanie żalu, tęsknoty za "moim starym" mężem, czuję że on umarł. Teraz jest jakis żałosny lowelas obok. Boję się samotności, braku oparcia, życia w pojedynkę. Boję się kwestii finansowych choć mam pracę i zarabiam dobrze - ale mamy dość duże zobowiązania finansowe, mój mąż bdb zarabia i będę musiała już liczyć pieniądze , a nie kupować co chce...Boję się tego co mnie czeka, czy nie wpadnę w depresję, czy będę jeszcze szczęśliwa.
Jednocześnie wiem, że z nim i tak jestem nieszczęśliwa, samotna i czuję się jakimś chrzanionym planem B. Bo oczywiście on nie chce się rozwodzic heh...Mieć ciastko i zjeść ciastko...
Pocieszcie, że po drugiej stronie jest też dobrze. Że lepszy jest spokój w samotności niż jazda bez trzymanki, bez braku szacunku od kogoś kto powinien nam go okazywać...Że dzieci będą za jakiś czas pogodzone z sytuacją.
Potrzymajcie mnie za rękę po prostu. Bo ja wiem że muszę i chce odejść, zawalczyć o swoją godność - ale to boli jak skurczysyn...
1 2020-05-24 21:21:43 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-05-24 21:33:16)
Znam to. Przerabiałam. Po prostu odejdź i daj sobie czas na zdrowienie z tego związku. Mnie długo zabrało dochodzenie do równowagi, ale się udało. Jest dla Ciebie szansa na szczęście.
3 2020-05-24 21:26:51 Ostatnio edytowany przez Symbi (2020-05-24 21:38:01)
Rok dramy, która mnie już wykańcza psychicznie. Klasyka gatunku - po 15 latach znajomości mąż po imprezie firmowej ląduje w mieszkaniu koleżanki z pracy, swojej podwładnej...Odkrywam przypadkiem następnego dnia (wysłała mu SMS i akurat spojrzałam tuż po tym na ekran jego komórki, która leżała na stole). Jakby ktoś mi cegła między oczy walnął. Mój mąż?? Mój ukochany przyjaciel, ojciec dwójki naszych dzieci? Moja bratnia dusza, ktoś kogoś znałam od podszewki?
Ha-ha-ha.
Rozpoczął się rok wybaczania. On się starał, przepraszal, ja się wyczołgiwałam z łóżka będąc w takim szoku, że wylądowałam na antydepresantach. Nic, przysięgam - nic nie zwiastowalo takiego obrotu akcji. Żadnych kłótni wiekszych, żadnych kryzysów. Za to wieczorki przy winie z netflixem, rozmowy, wakacje, wyjazdy weekendowe, wieczory ze znajomymi na planszowkach, dobry seks, czułość, codziennie zasypianie na łyżeczkę...Może ślepa byłam, ale nie miałam żadnych podstaw żeby sądzić że coś nie gra ..
Mąż się starał, ja walczyłam ze sobą by wybaczyć.
On oczywiście zszedł do podziemia, cały czas flirtując z koleżanką. Do tego stopnia, że się zakochał. Niedawno znalazłam list sprzed ilus miesięcy do niej, gdzie pisał, że ja kocha, że wszechświat ich dla siebie stworzył (fuj), że żałuje że tak wcześnie się urodził (w domyśle - jakby się urodził później to by może nie poznał mnie tylko ją...). Miesiące kłamstw, podczas których ze mną się kochał, mnie zapewniał o swojej miłości, codziennie mi dawał rano buziaka wychodząc do pracy...A potem robił swoje!
Poczułam jakby ktoś mi splunął w twarz.
I te jego starania też takie...Niby się stara ale wystarczy że wspomnę z goryczą o tym co Rok dramy, która mnie już wykańcza psychicznie. Klasyka gatunku - po 15 latach znajomości mąż po imprezie firmowej ląduje w mieszkaniu koleżanki z pracy, swojej podwładnej...Odkrywam przypadkiem następnego dnia (wysłała mu SMS i akurat spojrzałam tuż po tym na ekran jego komórki, która leżała na stole). Jakby ktoś mi cegła między oczy walnął. Mój mąż?? Mój ukochany przyjaciel, ojciec dwójki naszych dzieci? Moja bratnia dusza, ktoś kogoś znałam od podszewki?
Ha-ha-ha.
Rozpoczął się rok wybaczania. On się starał, przepraszal, ja się wyczołgiwałam z łóżka będąc w takim szoku, że wylądowałam na antydepresantach. Nic, przysięgam - nic nie zwiastowalo takiego obrotu akcji. Żadnych kłótni wiekszych, żadnych kryzysów. Za to wieczorki przy winie z netflixem, rozmowy, wakacje, wyjazdy weekendowe, wieczory ze znajomymi na planszowkach, dobry seks, czułość, codziennie zasypianie na łyżeczkę...Może ślepa byłam, ale nie miałam żadnych podstaw żeby sądzić że coś nie gra ..
Mąż się starał, ja walczyłam ze sobą by wybaczyć.
On oczywiście zszedł do podziemia, cały czas flirtując z koleżanką. Do tego stopnia, że się zakochał. Niedawno znalazłam list sprzed ilus miesięcy do niej, gdzie pisał, że ja kocha, że wszechświat ich dla siebie stworzył (fuj), że żałuje że tak wcześnie się urodził (w domyśle - jakby się urodził później to by może nie poznał mnie tylko ją...). Miesiące kłamstw, podczas których ze mną się kochał, mnie zapewniał o swojej miłości, codziennie mi dawał rano buziaka wychodząc do pracy...A potem robił swoje!
Poczułam jakby ktoś mi splunął w twarz.
I te jego starania też takie...Niby się stara ale wystarczy że wspomnę z goryczą o tym co zrobił - to już on "nie wytrzymuje"...
Czarne goryczy przelało, gdy zaczął się usprawiedliwiać tym, że w sumie to był nieszczęśliwy w małżeństwie, bo ja na niego "krzyczałam". Analizowałam to setki razy w głowie i nic poza zwykłymi codziennymi sprzeczkami małżeńskimi sobie nie przypominam. Więc albo on kłamie albo ja mam Alzheimer's ..
Nadzieja umiera ostatnia więc próbowałam jeszcze wnikac w jego umysł, usprawiedliwiałam go tym że miał stres w pracy i depresję (tya..), że może on potrzebował więcej docenienia i czułości...Starałam się zmienić głupia, dogodzić oprawcy...
Na szcEscie w pewnym momencie trafiłam na bloga ChumpLady i po przeczytaniu setek historii takich jak moja zauważyłam schemat...Mieć ciastko i zjeść ciastko, najpierw "charming", potem "self pity", zaraz będzie "rage" w jego wykonaniu...Niestety wynika z niego, że happy end mi nie grozi:(
Dziś wiem, że chce odejść. Nie czuję już po tym całym czasie więzi z nim, rozczarował mnie jako człowiek, wykazał się zerową empatia..Nie mogę zapomnieć jak ledwo zwlekałam się z łóżka (przez to zawalalam w pracy, co potem też się na mnie odbiło), on mi mówił, że "kochanie będzie dobrze", ja oddychalam tą nadzieja jak tlenem, a on szedł do pracy i romansował z koleżanką...Jak się wszystko wylało - mówił, że "ona się uśmiechała na jego widok", a ja nie...Serio. tak mi powiedział mój mąż po 14 latach znajomości...No jasne że się uśmiechała. Jasne, że zawsze dobrze wyglądała. Jasne, że nie miała o nic pretensji i nic od niego nie chciała. Nie przezyli "normalnego" dnia razem z brudnymi skarpetkami i kłócącymi się dziećmi...A on to wziął za miłość i szczęście.
Dziś wiem, że czas na mnie. U prawnika już byłam, będę walczyć i jeńców nie biorę...Go już nie chce, dla mnie nie sprawdził się jako partner na resztę życia. Zawiódł, zmiażdżył, okazał brak szacunku i potraktował szansę jaką dostał - za frajerstwo...
Czekam na koniec kwarantanny i dzialam w temacie.
Boję się o dzieci. Boję się jak przyjma, że nasza czwórka już nigdy nie będzie razem. Że nie będzie wspólnych pikników, wycieczek rowerowych, wakacji, wyjazdów weekendowych...Nie będzie naszych rytuałów, wieczorów filmowych razem w czwórkę na kanapie, wyjść na pizzę...Patrzę na ich beztroskie, nieświadome niczego buzie i wyć mi się chce...
Plywam w oceanie żalu, tęsknoty za "moim starym" mężem, czuję że on umarł. Teraz jest jakis żałosny lowelas obok. Boję się samotności, braku oparcia, życia w pojedynkę. Boję się kwestii finansowych choć mam pracę i zarabiam dobrze - ale mamy dość duże zobowiązania finansowe, mój mąż bdb zarabia i będę musiała już liczyć pieniądze , a nie kupować co chce...Boję się tego co mnie czeka, czy nie wpadnę w depresję, czy będę jeszcze szczęśliwa.
Jednocześnie wiem, że z nim i tak jestem nieszczęśliwa, samotna i czuję się jakimś chrzanionym planem B. Bo oczywiście on nie chce się rozwodzic heh...Mieć ciastko i zjeść ciastko...
Pocieszcie, że po drugiej stronie jest też dobrze. Że lepszy jest spokój w samotności niż jazda bez trzymanki, bez braku szacunku od kogoś kto powinien nam go okazywać...Że dzieci będą za jakiś czas pogodzone z sytuacją.
Potrzymajcie mnie za rękę po prostu. Bo ja wiem że muszę i chce odejść, zawalczyć o swoją godność - ale to boli jak skurczysyn...
Uspokój emocje, to standardowa zagrywka - takie przerzucanie winy na zdradzonego. Nie jest on pierwszy z tym zachowaniem. Dbaj o siebie, dobrze się odżywiaj, staraj się wysypiać, w razie czego psychiatra (na uspokojenie) lub psychoterapeuta. Dla mnie zbawcze było pisanie dziennika, wywalałam tam cały ból i upokorzenie. To ja złożyłam pozew o rozwód, choć wtedy jeszcze bardzo go kochałam i wszystko wybaczyłam. Z perspektywy czasu wiem, że dobrze zrobiłam. Żyje mi się o wiele lepiej, jestem panią siebie. Finansowo bywało różnie, ale dałam sobie radę. Po prostu nauczyłam sie pływać w nowej rzeczywistości.
Uspokój emocje, to standardowa zagrywka - takie przerzucanie winy na zdradzonego. Nie jest on pierwszy z tym zachowaniem. Dbaj o siebie, dobrze się odżywiaj, staraj się wysypiać, w razie czego psychiatra (na uspokojenie) lub psychoterapeuta. Dla mnie zbawcze było pisanie dziennika, wywalałam tam cały ból i upokorzenie. To ja złożyłam pozew o rozwód, choć wtedy jeszcze bardzo go kochałam i wszystko wybaczyłam. Z perspektywy czasu wiem, że dobrze zrobiłam. Żyje mi się o wiele lepiej, jestem panią siebie. Finansowo bywało różnie, ale dałam sobie radę. Po prostu nauczyłam sie pływać w nowej rzeczywistości.
Ale jesteś szczęśliwa? Tak jak byłaś podczas małżeństwa gdy jeszcze było ok? Czy to takie "pływanie"?
Tak, z pełną powagą i świadomością piszę, że jestem szczęśliwa. Jest to spokojne, stabilne szczęście, bez emocjonalnego rollecoastera typu raz górka, raz dołek. Teraz byle pierdoła mnie nie wytrąca z równowagi. Pracowałam na to długo. Jestem bardzo zadowolona ze swojej decyzji o rozwodzie.
Jestem tak szczęśliwa, jak byłam w małżeństwie, teraz tylko nikt mi się nie wtrąca w wydatki. Jestem sama, ale nie samotna. Mam rodzinę, dzieci. Dzieci początkowo zareagowały niepokojem, a były malutkie, teraz jest OK. Dużo ze sobą rozmawiamy, także na temat rozwodu, zdrady taty itd.
Z perspektywy czasu wiem, że po prostu mieliśmy zupełnie różne charaktery, do tego bariery komunikacyjne, jego wzorce rodziny, moje wzorce rodziny, buch i doszło do rozwodu.
Dziękuję @Symbi. Mam je dzieci są w wieku 7 i 10 lat. Nie chce im mówić o zdradzie. Nie potrzebuję tego dla własnej satysfakcji a tatę bardzo kochają, więc "tata przestał kochać mamę bo pokochał inną panią" by je zniszczyło...Wiem, że o ile będę walczyć o majątek - to dla dobra dzieci mogę być ponad to kto zawinił.
Niemniej wiem, że to złamie ich serduszka i tego nigdy mojemu mężowi nie wybaczę...
7 2020-05-24 22:12:50 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-24 22:13:45)
Za każdym razem, jak słyszę taką historię, to stwierdzam, że podziwiam osoby zdradzające. Oczywiście nie w sensie pozytywnym, bardziej zachodzę w głowę nad niektórymi zachowaniami. Na ten moment mogę sobie wyobrazić, że ktoś się, powiedzmy zapomniał czy nawet przeżył jakąś tam przygodę. Tylko potem, jak czytam, że zaczął się pokornie kajać i przepraszać, spędzając niby cudowne chwile z osobą, którą skrzywdził, aby odbudować jej zaufanie a w tym czasie jednocześnie używa sobie z kochanką/nkiem, to mówiąc szczerze zbiera mnie na mdłości. Świadomość, że człowiek z jednej strony żałuje i obiecuje poprawę, pokazuje jak niby mu zależy, po czym kłamie w żywe oczy i robi z partnera kompletnego idiotę, to ciężko mi znaleźć na to określenie. Zwyczajnie nie mieści mi się to w żadnej, pojmowanej skali wyobraźni, bo trzeba być bezdusznym robotem, pozbawionym sumienia i empatii ście*wem, żeby dopuszczać się takich rzeczy. To mnie najbardziej przeraża w zdradach czy romansach, ta perfidia i to pociągnięte do granic możliwości oszustwo, robienie sobie zwyczajnych jaj z drugiego człowieka.
Współczuję. Szczerze współczuję i wierzę, że uda Ci się z tego wyjść
8 2020-05-24 22:13:22 Ostatnio edytowany przez Symbi (2020-05-24 22:14:38)
Moje dzieci byly młodsze w chwili rozwodu. Najbardziej baly się, że taty nie zobaczą już więcej i rzeczywiście na początku było ciężko, bo on popłynął w nowy związek. Ale po latach to naprawił. Starsze dziecko przy rozstaniu zaczęło z powrotem moczyć łóżko, potem przez półtora roku uczęszczało na terapię, miało kłopoty w szkole. Dzis jest pogodne, ogarnia szkołę. Rozwód dał mi to, że staram się dzieci przygotować do relacji damsko-męskich, rozmawiamy, że nie tylko seks i przyjemności, ale wzajemna dobra komunikacja jest niezwykle potrzebna i nad nią trzeba pracować.
Tak więc spokojnie, z każdych opałow da się wyjść, a na pewno wyjdziesz z tego silniejsza. Na tyle znamy siebie, na ile nas sprawdzono.
PainIsFinite, da się z tego wyjść i przede wszystkim poczuć spokój. Ja byłam zdradzona dwa razy, po pierwszym postanowiłam spróbować, nie było łatwo, ale jm się starał, tak jak u Ciebie. Do czasu drugiej zdrady, gdzie najgorszy nie był seks i kłamstwa sprzedawane mi tylko to, co mówił tej kobiecie o latach, w których z mojej perspektywy o siebie walczyliśmy...
Od razu wiedziałam co robić, tak jak Ty. Wzięłam sobie na głowę kredyt, żeby go spłacić, wiedząc, że mi będzie trudniej niż jemu (własna działalność, teraz na dodatek wciąż zamrozona).
I też mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa. Przerwalam ten łańcuch zdrad, kłamstw i zastanawiania się, co się znowu dzieje, że on się odsuwa i traktuje mnie jak stary mebel. Ciężko to wszystko odchorowalam i wiem, że nerwica będzie ze mną długo. Ale powolutku odzyskuje równowagę, jakoś sobie radzę i naprawdę czekam na rozwód, żeby postawić kropkę nad i.
Pisz koniecznie, mi to forum bardzo pomogło, a teraz ja mam nadzieję komuś pomogę, dzieląc się swoim doswiadczeniem.
A mąż już wie, że chcesz odejść, czy źyje w błogim przeświadczeniu, źe Ty o niczym nie wiesz?
11 2020-05-24 22:28:42 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-05-25 08:31:41)
@bagiennik ja też nie pojmuję...Bo dajmy na to, że mężowi się coś "wypaliło" - to po co ta szopka z wybaczaniem, dawaniem nadziei...? Nie rozumiem dlaczego nie można po prostu usiąść i powiedzieć: "Dzięki za te wszystkie lata, ale nie czuję już tego co kiedyś, chce być sam, rozstanmy się". Tak, wiem, to też by bolało. Ale przynajmniej mamy konkret, decyzję, jakis szczątkowy szacunek dla matki swoich dzieci i kobiety, która oddała osobnikowi najfajniejsze lata życia...Dlatego ja wiem, że nie chce być z kimś kto ma tak mało empatii, pokory i zwyczajnie nie szanuje ludzi.
@Symbi co jak co, ale dzieci są związane z tatą i nie mam zamiaru utrudniać im kontaktu. Dla mnie mogą widzieć go codziennie, bo oddzielam ja-on i on-dzieci.
Boję się o dzieci bo synek ma jakieś tam problemy emocjonalne i bez szamba rozwodu już mu ciężko (chodzi na terapię), więc boję się jak to może na niego wpłynąć...
A mąż już wie, że chcesz odejść, czy źyje w błogim przeświadczeniu, źe Ty o niczym nie wiesz?
Wie, wie. Ja z tych co raczej nie boją się mówić heh...Dowody mam pozbierane. Boję się jednak, że próba wybaczania zdradę klasyfikuje prawnie jako zdradę wybaczona....
@new_life dziękuję. Przed zdrada byłam pogodna i szczęśliwa, a teraz każdy dzień przepełniony jest smutkiem i rozpamiętywaniem tego wszystkiego. On mi zabiera życie po prostu. Jak sobie to uświadomiłam to wiedziałam, że mimo strachu muszę odejść. Mimo lęku o dzieci...Ja już chcę spokoju. Nie chcę żyć z poczuciem, że nade mną wisi jakiś wyrok - tak jak czułam się przez ostatni rok. Miałam wrażenie że nadal na coś czekam, nawet w tych chwilach gdy "było ok" i byliśmy w fazie naprawiania... Ale nawet wtedy podświadomie czekałam na coś. To chyba właśnie ta niepewność, czekanie na kolejny cios. Tak się nie da żyć na dłuższą metę...
Dziękuję @Symbi. Mam je dzieci są w wieku 7 i 10 lat. Nie chce im mówić o zdradzie. Nie potrzebuję tego dla własnej satysfakcji a tatę bardzo kochają, więc "tata przestał kochać mamę bo pokochał inną panią" by je zniszczyło...Wiem, że o ile będę walczyć o majątek - to dla dobra dzieci mogę być ponad to kto zawinił.
Niemniej wiem, że to złamie ich serduszka i tego nigdy mojemu mężowi nie wybaczę...
Dla dobra dzieci ale i też swojego nigdy nie utrudniaj kontaktów. Mimo całej trudnej sytuacji lepiej trzymać wspólny front w ich wychowaniu.
Zabezpiecz dowody zdrady. Wprowadź 34 kroki, odetnij się psychicznie od jego postępowania i zdrady... I rób swoje. Jak widać on jeszcze w tym tkwi, ciężko z taką osobą się normalnie porozumieć, mającą swój prywatny świat do którego nie mamy dostępu. Rób to na co masz ochotę, sama lub z dziećmi, nie musisz już liczyć się z jego zdaniem, złapiesz w końcu dystans, zyskasz pewność siebie a to będzie Twoja siła. Trzymaj się
Gdy już w innym wątku wspominałaś o swojej historii, to mocno zwątpiłam w związki. Jeśli nawet w tak fajnym małżeństwie, jak Wasze, doszło do zdrady i była ona równoległa z okazywaniem czułości Tobie, to... jak ufać? Jak wierzyć, że jestem kochana? Smutne...
14 2020-05-24 22:43:16 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-05-25 08:32:11)
Z perspektywy czasu wiem, że po prostu mieliśmy zupełnie różne charaktery, do tego bariery komunikacyjne, jego wzorce rodziny, moje wzorce rodziny, buch i doszło do rozwodu.
Odniose się jeszcze do tego.
Najgorsze, że ja uważam, że my byliśmy bardzo dobrze dobrani. Zainteresowania, klimaty muzyczne, ta sama uczelnia i ten sam świat, podobne klimaty zawodowe (w sensie rozumienia np różnych tematów), ten sam poziom nazwijmy go - intelektualny, poczucie humoru...Potrafiliśmy naprawdę rozmawiać na wiele tematów, często całe wieczory gadalismy.... Podobał mi się fizycznie, ja też byłam w jego typie. Naprawdę, myślę że trudno znaleźć kogoś z kim spełni się tyle warunków nawzajem.
I strasznie mi tego żal. Że ja wiem że to było coś fajnego, a on to wywalil do śmietnika w pogoni za iluzja, że może jeszcze więcej od życia dostać...Nie wiem czy się rozczaruje czy nie. Może to tylko mi się wydawało, że to co mamy jest takie super a z nową osobą on dopiero poczuje, że to jest TO...Wiem, że też tak może być.
Ale serio szkoda mi, że nie docenił mnie. Muszę to przełknąć
Gdy już w innym wątku wspominałaś o swojej historii, to mocno zwątpiłam w związki. Jeśli nawet w tak fajnym małżeństwie, jak Wasze, doszło do zdrady i była ona równoległa z okazywaniem czułości Tobie, to... jak ufać? Jak wierzyć, że jestem kochana? Smutne...
Wiesz, nasz związek nie był idealny, żeby nie było. Wszystko chyba zaczęło się sypać jak mój mąż zaczął latać za granicę na delegacje. Nie było go często 4 dni w tyg, był w pt-niedz. Wczesnien też dużo pracował.
Miał swoje wady, ja miałam swoje. Ale naprawdę jak patrzę na to nasze wspólne życie to mieliśmy masę pięknych chwil. Zresztą on to potwierdza. Kupę szczęśliwych lat.
Moim zdaniem mamy klasykę gatunku tutaj. Poznałam męża jeszcze na studiach - był nieśmiałym chłopakiem, introwertyk, typ informatyka;) A potem zaczął pracować, piął się po korporacyjnej drabince i stawał się menedżerem. Zaczął zarabiać baaaardzo dobrze, służbowe auto o wartości kawalerki itd. I środowisko - wszyscy menedżerowie z jego biura rozwiedzeni...Nadgodziny...Gdy on robił karierę - ja siedziałam w domu wieczorami z dzieciakami...Jeju ile razy on wracał o 22:00 z pracy...
Myślę, że w pewnym momencie jego niepewność i kompleksy (o których kiedyś sam mi mówił) zostały zasypane przez "wow, ja jednak jestem gość!". Ego boost i poszlooo...Nagle studentki w firmie zaczęły się interesować panem menedżerem i mamy to..
Niestety nie zdał testu.
Dziś dziękuję mojej mamie, że wychowała mnie w poczuciu, że kobieta musi być niezależna, również finansowo. Dlatego mimo jego zarobków zawsze wracałam po dzieciach do pracy i to najlepsze co moglam zrobic. Dziś bylabym w czarnej d**** gdybym zaufała mężowi również w tej kwestii, że on będzie jedynym żywicielem rodziny.
Dolączam się do pytania Teufela..
Co mąż na to? On ma dalej romans? Pisałaś o terapii, jakie wnioski?
16 2020-05-24 23:02:29 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-05-24 23:06:50)
Dolączam się do pytania Teufela..
Co mąż na to? On ma dalej romans? Pisałaś o terapii, jakie wnioski?
Już mowie. Mąż wie, nie za bardzo chce rozwodu bo nie chce traumy dzieci (dobre sobie, dobry Pan).
Kolezanka z pracy ma narzeczonego (miała cały czas) i jak zaczęło się palić koło pupy (przyznam, ze skontaktowałam sie z narzeczonym i pokazałam mu dowody zdrady - dumna nie jestem ale nie żałuję) - to wypiela się na mojego męża. Chyba myślała z może mieć pełny pakiet.
Teraz chyba już tylko mają kontakty zawodowe ale kto ich tam wie skoro obydwoje mieli swoich życiowych partnerów gdzieś i mimo odkrycia zdrady - nadal igrali z ogniem...
Nie wiem, teraz kwarantanna więc trudno stwierdzić. Do mezowego telefonu i komputera z dostępu już nie mam, bo on wie że rozwód się szykuje i nie jest już na etapie "proszę wybacz mi, będę transparentny"...
Co do terapii - byliśmy kilka miesięcy ale ja cały czas czułam, że ta jego skrucha to taka na pół gwizdka...A oczekiwałam, że będzie się kajał, blagal i zrobi wszystko by naprawić. Tymczasem wystarczyło, że miałam flashback, cos mu tam powiedziałam rozgoryczona - a on już " wymiękał" bo ja taka zła i go mecze...Nawet płakał wtedy....
Więc skończyłam terapię, w sumie koronawirus się przyczynił. Ale ja po prostu wiedziałam, że to nie jest kochający, żałujący tego co.zrobil - facet...
@new_life dziękuję. Przed zdrada byłam pogodna i szczęśliwa, a teraz każdy dzień przepełniony jest smutkiem i rozpamiętywaniem tego wszystkiego. On mi zabiera życie po prostu. Jak sobie to uświadomiłam to wiedziałam, że mimo strachu muszę odejść. Mimo lęku o dzieci...Ja już chcę spokoju. Nie chcę żyć z poczuciem, że nade mną wisi jakiś wyrok - tak jak czułam się przez ostatni rok. Miałam wrażenie że nadal na coś czekam, nawet w tych chwilach gdy "było ok" i byliśmy w fazie naprawiania... Ale nawet wtedy podświadomie czekałam na coś. To chyba właśnie ta niepewność, czekanie na kolejny cios. Tak się nie da żyć na dłuższą metę...
To jest bardzo trudne a efekt niepewny. Ja jako taki spokój poczułam mniej więcej dwa lata po tym, jak o pierwszej historii się dowiedziałam. Praca nad sobą, psycholog, leki. I on widział mój ból, deklarował wtedy, że już nigdy. Wystarczyło na kolejny rok jedynie. Rozumiem schemat, w który wpadał, widziałam to po pierwszej zdradzie, on nie. Nie żałuję dania szansy, ale te lata były koszmarne, zupełnie niepotrzebnie jak się okazało. Wolę tak jak teraz, sama, w trudniejszej sytuacji finansowej, ale spokojna, z gronem oddanych przyjaciół.
Mam górki i dolki i mam świadomość, że to jeszcze potrwa. Ale tak jest lepiej...
18 2020-05-24 23:07:55 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-24 23:12:43)
Dopytuję nie dlatego by Cię do czegoś przekonywać, tylko by ustalić, czy to co było między Wami całkiem padło. Czy to historia gdzie maz zauroczyl sie studentką i szybko mu przeszło i co On sądzi o Was.
Bo jak już się rozwodzić, dobrze wiedzieć co jest głównym powodem.
Kajanie się nie dowodzi miłości czy skruchy i nie po to idzie się na terapię.
19 2020-05-24 23:10:15 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-05-24 23:15:13)
I on widział mój ból, deklarował wtedy, że już nigdy. Wystarczyło na kolejny rok jedynie.
Ooo o to kolejna rzecz. Rozumiem, że ktoś miał mgle na oczach, nie wiedział jak sytuacja może się wymknąć spod kontroli...Ale nie rozumiem jak można patrzeć na ból jaki się zadało, widzieć krzywdę jednak chyba bliskiej osoby - i nadal robić to samo...Ja myślę że jednak trzeba nie mieć empatii po prostu. Jakiś rys narcystyczny...? Nawet jeśli on uwierzył w moja "winę" - to patrzeć jak ktoś cierpi, przytulać go, pocieszać - a za plecami robić swoje...? Ja bym obcemu człowiekowi tego nie zrobiła, nie mówiąc o osobie z którą spędziłam tyle lat i z którą mam dzieci.
Nadal przed oczami mam te chwile sprzed roku gdy ledwo wychodziłam z łóżka, psychicznie skopana, nie rozumiejąca co się stało i gdzie do cholery jest mój najukochańszy mąż...? Kim jest ten człowiek obok...?
A on to widział, widział moje cierpienie. Napady paniki, lęki, łzy...I to go nie ruszyło! Ważniejsze było jego ego.
Dlatego dziś mówię - wszystkie studentki świata - bierzcie go sobie, jest Wasz!:)
20 2020-05-24 23:13:57 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-24 23:22:48)
Wasze czyli Twoja i New Life sytuacje nie są identyczne. Bardziej wątek Endaluzji?Na tym forum
Tak na szybko i na moją intuicję, nie czytałam blogów Szymanek, tylko kontynupwala terapię.
Wciąż jesteś bardzo skupiona na swoim bólu.
To nie pora na rozwód.
21 2020-05-24 23:14:57 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-05-25 08:32:40)
new_life napisał/a:I on widział mój ból, deklarował wtedy, że już nigdy. Wystarczyło na kolejny rok jedynie.
Ooo o to kolejna rzecz. Rozumiem, że ktoś miał mgle na oczach, nie wiedział jak sytuacja może się wymknąć spod kontroli...Ale nie rozumiem jak można patrzeć na ból jaki się zadało, widzieć krzywdę jednak chyba bliskiej osoby - i nadal robić to samo...Ja myślę że jednak trzeba nie mieć empatii po prostu. Jakiś rys narcystyczny...?
Tak podejrzewam. Wiele rzeczy widać z dystansu, gdy emocje opadną. Teraz chce wrócić. Ja już jestem daleko, buduję w sobie obojętność. To jest możliwe
Wasze czyli Twoja i New Life sytuacje nie są identyczne. Bardziej wątek Endaluzji?Na tym forum
Ela, oczywiście, że nie, nie ma dwóch takich samych sytuacji. Ale PainIsFinite poprosiła o powiedzenie, czy po drugiej stronie jest dobrze, czy da się przez to przejść. I dzielimy się doświadczeniem, bo ona decyzję jak rozumiem już podjęła
22 2020-05-24 23:21:50 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-05-25 08:33:29)
Dopytuję nie dlatego by Cię do czegoś przekonywać, tylko by ustalić, czy to co było między Wami całkiem padło. Czy to historia gdzie maz zauroczyl sie studentką i szybko mu przeszło i co On sądzi o Was.
Bo jak już się rozwodzić, dobrze wiedzieć co jest głównym powodem.Kajanie się nie dowodzi miłości czy skruchy i nie po to idzie się na terapię.
Po początkowej fałszywej skrusze - on się okopal w swoim poczuciu nieszczęścia. Otóz był w małżeństwie nieszczęśliwy już długo a ja byłam potworem który na niego krzyczał. Zapomniał mi tylko o tym powiedzieć i jakos nawet nie chciało mu się sygnalizować tego werbalnie ani niewerbalnie. W moim odczuciu nadal bylo ok. Teraz więc jest mąż, który sobie USWIADOMIL jaki był biedny i poniewierany, ale to po zdradzie dopiero ta krynica mądrości się otworzyła. Wcześniej sprawiał wrażenie że kocha tak samo...Jak facet nic nie mówi że mu nie pasuje, zasypia na lyzeczke, daje buziaki wychodząc do pracy, mówi do mnie "kochanie" i uprawia normalnie seks - to zakładam, że jest ok...
A teraz nagle sobie uzmysławia co chwila jak mu źle bylo. W ten weekend nawet. Miał mi coś przywieźć i zapomniał, wiec zrobiłam tylko zła minę bo byłam wkurzona i lekko fuknelam. Po godzinie napisał mi, że właśnie sobie uświadomił, że ja całe małżeństwo przerzucalam winę na niego za wszystko (WTF?).
Więc taki mamy klimat.
Zero skruchy, to on jest ofiarą a ja katem w jego głowie...
Ela210 napisał/a:Wasze czyli Twoja i New Life sytuacje nie są identyczne. Bardziej wątek Endaluzji?Na tym forum
Ela, oczywiście, że nie, nie ma dwóch takich samych sytuacji. Ale PainIsFinite poprosiła o powiedzenie, czy po drugiej stronie jest dobrze, czy da się przez to przejść. I dzielimy się doświadczeniem, bo ona decyzję jak rozumiem już podjęła
Tak, podjęłam. Żałuję że tak późno bo może się okazać że to zdrada wybaczona z prawnego punktu widzenia. Ale chciałam walczyć o rodzinę, poza tym byłam w szoku. Z dnia na dzień dostałam cegła w twarz.
Wasze czyli Twoja i New Life sytuacje nie są identyczne. Bardziej wątek Endaluzji?Na tym forum
Tak na szybko i na moją intuicję, nie czytałam blogów Szymanek, tylko kontynupwala terapię.
Wciąż jesteś bardzo skupiona na swoim bólu.
To nie pora na rozwód.
Na wspólną czy na własną?
Ja wiem, że wspólną jest bez sensu bo ja już nie chce tego człowieka bez empatii (i wyobraźni) w swoim życiu.
Moja własna? Od roku chodzę.
23 2020-05-24 23:27:16 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-24 23:50:13)
Ela210 napisał/a:Wasze czyli Twoja i New Life sytuacje nie są identyczne. Bardziej wątek Endaluzji?Na tym forum
Ela, oczywiście, że nie, nie ma dwóch takich samych sytuacji. Ale PainIsFinite poprosiła o powiedzenie, czy po drugiej stronie jest dobrze, czy da się przez to przejść. I dzielimy się doświadczeniem, bo ona decyzję jak rozumiem już podjęła
Oczywiście, doświadczenia są wspólne i warto się dzielić, mi chodziło o to, że u mnie czy u Ciebie sytuacja była zakończona jakby.
Terapię wspólną,
Bo wydaje mi się że skupiona na własnym zawodzie nie uslyszalas go. TO NIE USPRAWIEDLIWIENIE dla jasności.
Moje wgłębienie się w małżeństwo prowadzilo do wykrywania różnic, olbrzymich..Nie wiem jak Twoja terapia.
W takiej sytuacji krzywda boli podwójnie. Raz, że człowiek się o zdradzie dowiedział, więc już świat się zawala, ale najgorsze przychodzi wtedy, kiedy uświadamiasz sobie, że żyjesz dalej w zakłamaniu, bo partner gra na dwa fronty, mydli Ci oczy i stwarza fałszywą iluzję, że wszystko jest w porządku.
Muszę to powiedzieć, bo jednak ciężko mi czasami uwierzyć, że człowiek się tak po prostu w kimś innym zakochuje, po upływie kilku czy kilkunastu lat wspólnego i niby cudownego życia ze swoim partnerem. Jeśli facet otwarcie się przyznał, że nie zależy mu tylko na seksie( co i tak nie jest godne pochwały), tylko się zakochał, to co, nagle doznał olśnienia? Żona mu się niby znudziła, ale dalej trwa w tym małżeństwie, tylko sobie musi ten związek odpowiednio "przyprawić"..?
PainIsFinite, nie pisz, proszę, posta pod postem. Pod każdą swoją wypowiedzią znajdziesz opcję „edytuj”, z której możesz skorzystać.
@bagiennik ja też nie pojmuję...Bo dajmy na to, że mężowi się coś "wypaliło" - to po co ta szopka z wybaczaniem, dawaniem nadziei...? Nie rozumiem dlaczego nie można po prostu usiąść i powiedzieć: "Dzięki za te wszystkie lata, ale nie czuję już tego co kiedyś, chce być sam, rozstanmy się". Tak, wiem, to też by bolało. Ale przynajmniej mamy konkret, decyzję, jakis szczątkowy szacunek dla matki swoich dzieci i kobiety, która oddała osobnikowi najfajniejsze lata życia...Dlatego ja wiem, że nie chce być z kimś kto ma tak mało empatii, pokory i zwyczajnie nie szanuje ludzi
Jesteś mega babka. Ja ci zazdroszczę, ze sama doszłaś do tego by pana kopnąć w d.... Ja wybaczyłam ale okazało się, że mój błagał o wybaczenie tylko dlatego, że nie był pewny czy tamta go przyjmie. Jak się upewnił grając dwa miesiące na dwa fronty - zostawił mnie i to z niemowlakiem więc boli podwójnie.
Przerobiłam dokładnie to samo. Też miałam wrażenie, że było super, też ta sama uczelnia, te same pasje, wspólnie spędzany czas, mnóstwo wyjazdów, żadnych awantur .... Tylko teraz po 10 miesiącach już wiem, że byliśmy niedobrani, a trudny charakter męża (aspołeczny introwertyk) spowodował, że on tylko doskonale udawał, że jest mu dobrze, bo dla własnego komfortu nie wchodził ze mną w żadne dyskusje, omijał trudne tematy szerokim łukiem stąd wrażenie sielanki.... 15 lat się migał przed prawdziwym życiem, a teraz twierdzi, że żył pod moje dyktando ...
Smutne to - ja wiem. Jesteś na początku drogi. Możliwe, że czeka cię więcej kopniaków z obwinianiem i agresją włącznie. Z poczuciem, że cię nienawidzi i całą winą obarcza ciebie. Ja jak przeczytałam co pisze dziuni na mój temat i jak postrzega rzeczywistość to spadłam z krzesła. To są po prostu mega świnie. Egoizm w czystej postaci i podnoszenie swojej wartości poprzez deprecjonowanie innych. No i jeszcze będzie wyparcie tego, że skrzywdzili (skrzywdzili bo musieli) - no bo przecież muszą być szczęśliwi w nowym życiu.
Trzymam kciuki. Będzie ciężko ale przynajmniej będziesz się szanować, że nie dałaś się draniowi.
Potrzymajcie mnie za rękę po prostu. Bo ja wiem że muszę i chce odejść, zawalczyć o swoją godność - ale to boli jak skurczysyn...
W takich ważnych chwilach jak ta, człowiek doświadcza najgłębszej samotności dokonując wyborów, których czasem wcale nie chce dokonywać. Jest tu wiele osób, które z pewnością pomogą Ci porządkować myśli, nazywać uczucia, przyglądać się różnym aspektom Twojego małżeństwa. Jednak ostateczną decyzję i tak będziesz podejmować zupełnie sama, ale to forum, może być dla Ciebie niezłym treningiem ; - )))
Chciałabym napisać o dwóch rzeczach, które przyszły mi do głowy po przeczytaniu Twoich słów.
Pierwsza, jest prosta. Nie musisz walczyć o swoją godność. I nie warto marnować siły w chwili, w której potrzeba Ci jej na zupełnie coś innego. Nie straciłaś jej jako osoba w żadnym momencie Twojego związku. Nie zobiłaś bowiem nic takiego, co tę godność mogłoby Ci odebrać. To Twój mąż postąpił niegodziwie, podle i w sposób egoistyczny, hańbiąc z jakiegoś powodu własne dobre imię. Nie Ty!
A druga... Druga dotyczy tytułu założonego przez Ciebie wątku. Polemizowałabym z nim z kilku powodów. To, co Ci się przydarzyło jest życiowym kataklizmem, a jego niszczycielska siła rujnuje wszystko. Uczucia jakich doświadczałaś tuż po odkryciu zdrady i które nosisz w sobie teraz są odpowiedzią Twojego organizmu i całej Twojej psychiki na straszliwy cios, jaki Ci zadano. Jesteś w permanentnym stanie mobilizacji. I choć masz ogromną ochotę wyjść z tej matni, radziłabym Ci jeszcze przez jakiś czas wstrzymać lejce i nie pogalopować w innym kierunku, ponieważ po tym, co teraz, przyjdą inne stany uczuć, nad którymi pewnie dłużej się zatrzymasz już spokojniejsza, bardziej zdystanowana, Moim zdaniem nie jest dobrze, abyś właśnie teraz podejmowała tak definitywne kroki.
Gdy odwrócisz głowę, zobaczysz mnóstwo dobrych, ważnych i pięknych chwil Twojego małżeństwa. Na podstawie tego, co zarysowujesz tu przed nami jako krajobraz Twojego związku, budowaliście tę relaję na stabilnym gruncie. Oboje inwestowaliście w nią wiele czasu, uczucia, wspólnych spraw. Szkoda tego ogromnie. I jeśli masz to za sobą zostawić, to warto oprócz zdrady męża mieć jeszcze inne powody, choć wiem, że brzmi to paradoksalnie. Zanim zdecydujesz o rozwodzie Warto spróbować najpierw dystansu od męża i od tego małżeństwa, które on zakończył zdradą. I to jest kierunek myślenia, który w przypadku Twojego związku rozważałabym jako moim zdaniem właściwszy.
Czasem w życiu zdarza się jednemu z małżonków, to co zdarzyło się u Was. Chłop oczadział z miłości do dzidzi z tej samej fabryki, w której pracują. To afekt. Stan "nienormalności". Emocjonalny stupor podkręcany pewnie silnym erotyzmem. Twojego męża, póki co nie ma. Wyjechał do miłosnego Eldorado. On jest w tym czymś, co sobie wymyślił jako idylla. To jego kreacja. Wytwór fantazji. I nie, nie chcę Ci napisać, abyś trwoniła swój czas czekając, aż wróci. Twoje działanie ma być zdecydowanym odcięciem się od jego popisów, jego niestabilności, jego wyrzutów sumienia, że dzieci, że te seanse rodzinne na kanapie, że pizza hawajska dzielona na cztery, itp.
Jak chłop chce sobie podyndać nad przepaścią - to niech dynda... Niech postawi po jednej stronie Ciebie, dzieci, wspólne lata, dom, pracę a po drugiej tę Dżesikę "easy access" i niech na cienkim sznurku zdrady, na którym wisi, wykonuje dalej to swoje salto mortale.
Z tego, co piszesz, macie niezłą sytuację finansową. Ze względu na dobro własne i dzieci, którymi musisz się zająć podczas gdy ich tatuś wykonuje akrobacje zwisając łbem do dołu, trzeba mu zaproponować zamknięcie drzwi domu z drugiej strony i wniesienie sprawy do sądu, bo z jakiej to niby racji Ty masz się jeszcze za niego fatygować i załatwiać coś, co należy do niego. Tak, aby gdy dzieci podrosną i zapytają jak było między Wami, dowiedziały się, że to tatuś zdecydował zamienić Waszą rodzinę na ziemskie rozkosze z Dżesiką. Trzeba też akrobacie wyznaczyć nieodległy termin pożegnania z rodzina. Zostawić go z tym i zamieniając się w Tildę Swinton z "Opowieści z Narni" - uprzejmym skandynawskim chłodem do czwartej potęgi zlewać pana akrobatę na każdym kroku. Czas w którym on będzie trwał w takim zwisie nad przepaścią, Ty możesz wykorzystać na zrobienie uczuciowych porządków, poznanie życia w pojedynkę, wzmocnienie się, poszukanie ludzi, którzy pomogą Ci w tym pierwszym najtrudniejszym momencie, spotkania z sensownym psychologiem i całą resztę spraw po to, aby gdy akrobata zapuka do Twoich drzwi, wiedzieć dokładnie co chcesz z nim zrobić: przeznaczyć na pasztet dla Dżesiki czy podjąć dyskusję o budowaniu wszystkiego od nowa, mediacjach, terapii małżeńskiej, itp. Jest na tym forum kilka wątków opisujacych casus odbudowywania związku po zdradzie, pisane przez niezwykle inteligentne osoby jak Ty. Wzmiankowany już wątek Endaluzji oraz damy o nicku Przyszłość.
Trzymaj się. Czegokolwiek co daje Ci siłę...
28 2020-05-25 07:21:54 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-05-25 07:36:54)
@aurora dziękuję, przyznam że kilka razy się uśmiechnęłam czytając Twój post. Pasztet dla Dżesiki bardzo mi się podoba:) Tyle że chyba póki co chwilowo nie ma Dżesiki bo Dżesika ślub planuje swój z nieszczęśnikiem, a na mojego męża się wypiela. Tyle, że on już poznal świat, w ktorym może wszystko i jest Gość przez duże "G". Więc nawet bez Dżesiki go już nie ma...Ja nie wiem co tu budować z kimś kto już pokazał jak gleboko nie szanuje mnie. Myślisz, że nagle zacznie? Zrobię mu przeszczep charakteru? Pójdziemy na terapię, pogadamy i nagle on zobaczy jaka ja fajna jestem? Niestety w to nie wierzę:(
@Pikupik2019 współczuję przezyc:( "No i jeszcze będzie wyparcie tego, że skrzywdzili (skrzywdzili bo musieli) - no bo przecież muszą być szczęśliwi w nowym życiu". To już mam próbkę tego. Jak słyszę co on o mnie mówi, co ja robiłam i jaka byłam - to jakbym w innym małżeństwie była...No ale przecież on był nieszczęśliwy na jakimś niewidocznym dla mnie poziomie (tak, to też mi zarzuca - że nie widziałam jego nieszczęścia, co ze mnie za żona...) a MUSI być szczęśliwy....Dziwne że zawsze to szukanie szczescia oznacza seks z Dzesika a nie np naukę nowego języka...
"15 lat się migał przed prawdziwym życiem, a teraz twierdzi, że żył pod moje dyktando ..."
Tak! To saaaamo. On mi.sie nie "stawiał" i to był jego błąd - tak dziś twierdzi...A ja stoję jak wryta i się zastanawiam co on chrzani...Tak jakby moja wina było że zawsze miał introwertyczny, łagodny charakter...
Eh
On mi.sie nie "stawiał" i to był jego błąd - tak dziś twierdzi...A ja stoję jak wryta i się zastanawiam co on chrzani...Tak jakby moja wina było że zawsze miał introwertyczny, łagodny charakter...
Eh
Nie mam Twoich doświadczeń, ale czuję przez ekran, ile w Tobie zawiedzionych nadziei i bólu. Współczuję.
Chciałabym jednak, abyś posłuchała kogoś, kto z uwagi na swoją pracę, słyszał wiele historii o zdradach i wyciągnął z tego wnioski: https://www.youtube.com/watch?v=P2AUat93a8Q (możesz ustawić transkrypcję w języku polskim)
A Twój powyższy cytat przytoczyłam, bo w mowie znajdziesz też fragment o tym, że osoba, która zdradza, szukając cudzego spojrzenia, nie zawsze odwraca się od swojego partnera, ale od osoby, którą sama się stała.
30 2020-05-25 09:21:10 Ostatnio edytowany przez Symbi (2020-05-25 09:25:01)
Symbi napisał/a:Z perspektywy czasu wiem, że po prostu mieliśmy zupełnie różne charaktery, do tego bariery komunikacyjne, jego wzorce rodziny, moje wzorce rodziny, buch i doszło do rozwodu.
Odniose się jeszcze do tego.
Najgorsze, że ja uważam, że my byliśmy bardzo dobrze dobrani.(
Jest to wyłącznie Twój punkt widzenia, nie jego. On teraz uważa, że nie pasujecie do siebie, że się różnicie, że teraz wreszcie może wyrazić siebie. Im szybciej się z tym pogodzisz, tym lepiej dla Ciebie.
Przyznam, że początkowo myślałam kompletnie tak jak Ty, dopiero z upływem lat doszło do mnie różnice między byłym małżonkiem a mną. To co teraz piszę jest wynikiem długich przemyśleń i dekady po rozstaniu, więc nie jest to świeże spojrzenie na sprawę, tylko chłodne i głęboko rozważone.
Wiesz, nasz związek nie był idealny, żeby nie było.
No i sama widzisz. Oczywiście nie twierdzę, że to wyłącznie Twoja wina, na dobry związek pracują dwie osoby.
Dziś dziękuję mojej mamie, że wychowała mnie w poczuciu, że kobieta musi być niezależna, również finansowo. Dlatego mimo jego zarobków zawsze wracałam po dzieciach do pracy i to najlepsze co moglam zrobic. Dziś bylabym w czarnej d**** gdybym zaufała mężowi również w tej kwestii, że on będzie jedynym żywicielem rodziny.
No i dobrze, na tym się skup. Niezależność finansowa to jest to!
Nikt Ci gwarancji nie da,, że z męzem warto zostać, nie siedzimy w jego głowie.Tu pomocną jest terapia małżeńska, bo może nie znasz człowieka tak dobrze,jak Ci się wydawało. Może stracisz rok czy 2 lata sprawdzając to.
Ja straciłam, ale nie żałuję.
Bardzo chciałabyś powrotu do dawnego, ale to niemożliwe, pytanie czy masz coś do zyskania z człowiekiem,z którym masz dzieci. Zapytałam Cię też w innym wątku czy jesteś pewna SWOJEJ miłości do niego.
Myślę że poczułaś się mocno niepewnie w Twoim pewnym dotychczas bajkowym życiu i rozpaczliwe chciałabyś by mąż zabrał tam Ciebie z powrotem, padł przed Tobą na kolana, pokazał Ci,że masz wszystko pod kontrolą.rzadzisz.
Ale tamtego męża już nie ma. On już nie chce taki być. Jaki jest i czy to ktoś dla Ciebie, nie wiem.
Ale powiem Ci, życie po życiu istnieje, zyskuje się wiele też, jednak od korzeni budujesz na nowo. Jeśli po tym jak emocje się uspokoją,jak rozeznasz siebie i spojrzysz na męża takiego jakim On jest stwierdzisz że to nie to, zdążysz się rozejść. Tylko nie rób wcześniej dziecka na zgodę:)
Uwierz znam Twój ból i poczucie pokrzywdzenia,ale nie warto tam długo stać. Trzeba zejść na płaszczyznę nowy mąż i zobaczyć kto tam stoi i czy Ci pasuje.
Pisałam o tej terapii małżeńskiej, bo wiele zależy od tego, na ile mąż jest w stanie siebie poznać i wy wzajemnie swoje motywy.
@aurora dziękuję, przyznam że kilka razy się uśmiechnęłam czytając Twój post. Pasztet dla Dżesiki bardzo mi się podoba:) Tyle że chyba póki co chwilowo nie ma Dżesiki bo Dżesika ślub planuje swój z nieszczęśnikiem, a na mojego męża się wypiela. Tyle, że on już poznal świat, w ktorym może wszystko i jest Gość przez duże "G". Więc nawet bez Dżesiki go już nie ma...Ja nie wiem co tu budować z kimś kto już pokazał jak gleboko nie szanuje mnie. Myślisz, że nagle zacznie? Zrobię mu przeszczep charakteru? Pójdziemy na terapię, pogadamy i nagle on zobaczy jaka ja fajna jestem? Niestety w to nie wierzę:(
Eh
/…/ on co prawda nic mi złego nie zrobił, ale ja dopuściłem się względem niego wielkiego świństwa, ledwo zaś to zrobiłem, od razu zapałałem do niego nienawiścią. /… Bracia Karamazow Dostojewski
Mam kilka przemyśleń
1. Żeby coś się nowego zapaliło emocjonalnie, to raczej coś starego musiało wcześniej się wypalać, a nowe wypaliło to do końca. Więc powrotu do starego z motylkami raczej już nie będzie. Czy jemu to wystarczy, skoro doznał ponownie takich odczuć i już wie, że znowu z kimś nowym może to mieć ?
2. Brak szacunku jest tutaj kluczowy - niestety. Można z kimś żyć bez miłości (tzn. motylków), ale wtedy buduje się na czymś innym: lubieniu, szacunku, wspólnych zainteresowaniach i celach. A one się u Was rozjechały mocno, także dzięki romansowi. Ty do niego szacunku nie masz i lata pracy wymagałoby z jego strony, aby ten szacunek się odbudował. A tej pracy u niego nie widać, nawet po roku. To raczej faza "Twój ból jest większy niż mój?"
3. Ważniejsze od zdrady są okoliczności zewnętrzne: okłamywanie, spiskowanie przeciwko rodzinie, manipulacja, ochrona swojego ego na pierwszym miejscu. To pokazuje z jakim człowiekiem mamy do czynienia dzisiaj. Więc należy zadać sobie pytanie: czy z takim człowiekiem chcę być dzisiaj? Czy dam radę postawić kogoś wyżej niż siebie i kogo?
4. Założyłaś, że to jego pierwsza zdrada. Czy to słuszne założenie?
5. Niestety jest jeszcze problem po stronie jm: kryzysu wieku średniego, możliwości wynikające z pracy i atakowaniem przez młode kobiety, możliwością zakręceniem kołem życia jeszcze raz i przeświadczeniem, że Panu się więcej należy.
Myślę, że lepiej wyjść od tego, czego Ty chcesz, jak widzisz swoją przyszłość z nim lub bez niego. No i daj sobie czas, nie spiesz się.
33 2020-05-25 09:52:55 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 09:54:18)
Napisała o mężu zaledwie parę zdań.
Są tu na forum opisy związków, gdzie można jak na dłoni zobaczyć że ktoś dba tylko o własną d.. miażdżąc wszystko po drodze, łącznie z rodziną.
Ale tu moim zdaniem zdecydowanie za mało danych na to, za mało faktów, więcej założeń i przypuszczeń, zranienia.
Tu chodzi też o to, jak PainIsFinite się czuje po tym roku. Cierpi, to oczywiste, ale po terapii, próbie rozmów itp nie widzi też szans na poprawę. Może czasami nie warto grzebać w ranie, tylko nóż wyciągnąć jednym ruchem, a później się leczyć? To oczywiście tylko mój punkt widzenia, wynikający z moich doświadczeń. Boli niezależnie od wariantu. A analiza relacji tak naprawdę jest możliwa dopiero wtedy, gdy przerobimy w sobie te emocje.
35 2020-05-25 10:22:44 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 10:27:48)
Terapia się chyba nie skończyła..bo epidemią. Ile to było spotkań?
Mi się wydaje że z płaszczyzny ale On mnie zranił nie można podejmować tak ważnych decyzji.
Wydaje mi się, że terapia zaczyna się w momencie odwagi spojrzenia na związek jaki był naprawdę. spanie na łyżeczkę o niczym nie świadczy. Spaliśmy tak z mężem dzień przed jego wyprowadzką, wiedząc już że to koniec.
Terapia się chyba nie skończyła..bo epidemią. Ile to było spotkań?
Mi się wydaje że z płaszczyzny ale On mnie zranił nie można podejmować tak ważnych decyzji.
To już jest rok Ela, to dużo. Nie wiem, jak Ty to odbierałaś, ale ja po roku widziałam światełko w tunelu.
Ja nie odbieram autorki jako działającej wyłącznie z płaszczyzny "on mnie zranił", ale nie wykluczam, że się mylę i w miarę rozwoju wątku dowiemy się więcej.
37 2020-05-25 10:29:42 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 10:30:59)
Zrozumiałam że rok nie terapii, ale odkrycia zdrady.
Jeśli po roku terapii ona wciąż jest w fazie bólu, z pokrzywdzenia zmieniłabym terapeutę.
Na pewno rok od odkrycia zdrady. Z mojej perspektywy po tym czasie dobrze jest czuć, w którą stronę zmierzamy jako związek. Ale niech Pain się wypowie, ile faktycznie trwała terapia
Jak chłop chce sobie podyndać nad przepaścią - to niech dynda... Niech postawi po jednej stronie Ciebie, dzieci, wspólne lata, dom, pracę a po drugiej tę Dżesikę "easy access" i niech na cienkim sznurku zdrady, na którym wisi, wykonuje dalej to swoje salto mortale.
Czyż to nie wydarzyło się rok temu ? Czy n ie wykonał salta gdy kłamstwa wyszły na jaw (udawane ratowanie rodziny), czyż nie wylał żółci na autorkę ? JM nie dostrzegł swojej winy, wręcz przeciwnie, w tym momencie się okopał jako ofiara.
Proszę się nie przejmować tym wybaczeniem, ważne że masz dowody na dalsze kłamstwa. To jest wystarczajacy dowód dla sadu, owszem małżonek może wyciągać argumenty z kapelusza a jeśli jest w amoku - to pewnie tak bedzie. Ja mam cały arsenał, nawet dowody sprzed 6 lat i bedą one brane pod uwagę jeśli jm będzie dymił. Ostateczmym argumentem jest powolanie kochanki na świadka.
Bardzo to przykre że zdrajcy jakoś nie palą się do rozwodów, natomias gra na 2 fronty jak najbardziej jest zgodna z ich sumieniem.
Będę śledzić Twój wątek bo ja tak samo nie dokonca dowierzam w tą podłość która nas dosięgnęła.
41 2020-05-25 11:38:41 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-05-25 11:54:51)
Terapię wspólną,
Bo wydaje mi się że skupiona na własnym zawodzie nie uslyszalas go. TO NIE USPRAWIEDLIWIENIE dla jasności.
Moje wgłębienie się w małżeństwo prowadzilo do wykrywania różnic, olbrzymich..Nie wiem jak Twoja terapia.
No ale co ma dać mi wspolna terapia? On teraz mi wyrzuca rzeczy z przeszlosci, na ktore nie mam juz wplywu. Jesli cos mu nie pasowalo - mogl mowic wczesniej. Dla mnie sytuacja jest kuriozalna - człowiek wszedł z bazooką i zburzył dom, po czym patrzy na mnie i mowi: "Ale chwila, obrus był pognieciony i nie odmalowałaś ściany w salonie...No wiesz?!" CO ja mam dziś zrobić z jego poczuciem żalu sprzed 2 lat po tym, jak on zniszczył de facto fundamenty?
Wiecie, ja przez rok marzyłam, żeby on padł na kolana i błagał o wybaczenie, przepraszał za to ile bólu zadał. Przegadaliśmy SETKI godzin o tym. Mieliśmy różne fazy. A konczylo sie zazwyczaj tym, ze wystarczylo zebym miala flashback i to juz bylo dla niego za duzo, on juz nie moze, on nie wytrzymuje. ON. Ale jednoczesnie nie chce rozwodu, jest biedny i pokrzywdzony, niby wie co mi zrobił ale teraz jak to przedstawia to w sumie chyba ja jestem bardziej winna bo on po prostu MUSIAŁ to zrobić. Jak go sluchalam ((teraz juz mi sie nie chce o tym gadac) - to mialam wrazenie, ze ja wzielam go za reke i zaprowadzilam do kolezanki:) Blameshifting jak ta lala.
Wiec ja nie widzialam skruszonego człowieka, przerażonego wizją utraty żony, ktorą kocha. Widzialam kogos, kto sprawdzał granice. Jak zobaczyl, ze nie wykopuję go po kolejnym odkryciu, nieścisłościach - to granice z wyyrachowaniem przesuwał. I tak oto wczoraj, gdy coś nawiazal do rozwodu miał czelność mi napisać, ze to JA unieszczesliwiam dzieci bo chcę rozwodu. Gdyby wtedy stał obok to by z liścia dostał...Granice są już tak przesunięte, że muszę uciekać raczej niż dawać mu przywilej terapii małżeńskiej.
Dziś poczytałam o ukrytym narcyzmie i kilka rzeczy mnei zmroziło...To był dokładny opis mojego męża:
"Ukryty narcyz nie ma tej samej pewności siebie co klasyczny. Często jest przygnębiony, ma stany depresyjne, brakuje mu energii i motywacji. Jest introwertykiem. Ciągle czegoś mu brakuje, odczuwa wewnętrzną pustkę. Nie radzi sobie ze stresem. Możesz uważać, że ma w sobie dużo wrażliwości.
#2 MENTALNOŚĆ OFIARY
Ukryty narcyz ma w życiu gorzej od innych. Potrzebuje, coś czego nie potrzebuje klasyczny narcyz – litowania się nad nim.
#3 PODKREŚLA, ŻE JEST DOBRYM CZŁOWIEKIEM
Uważaj, jeśli twój partner odczuwa silną potrzebę, aby udowodnić całemu światu, że jest człowiekiem o wielu cnotach.
#7 UKRYTE POCZUCIE WYŻSZOŚCI
Ukryty narcyz jest żądny pochlebstw, komplementów, adoracji i uwielbienia. Zdaje sobie jednak sprawę, że jeśli zbyt mocno będzie chwalił się swoimi talentami, może spotkać się z krytyką. Dlatego jest nieśmiały, nie jest duszą towarzystwa, brakuje mu pewności siebie, w głębi duszy, jego głos podpowiada mu "jestem lepszy, ważniejszy, jestem ponad innymi ludźmi, ale są zbyt głupi, aby dostrzec mój geniusz."
#10 KŁAMSTWA
Ukryte kłamstwa i zdrady. W przeciwieństwie do klasycznego narcyza, nie będzie przechwalał się swoimi podbojami na prawo i lewo. Nie znajdziesz u niego wiadomości od ex. Historia wyszukiwań w jego komputerze będzie skrupulatnie czyszczona. Nie popełni błędu, który może pozostawić skazę na jego wizerunku.
JOTA W JOTĘ...
Nieśmiały, depresyjny, jak mi zrobił jajecznicę to 50 razy pytał "CZY DOBRA?" mimo, ze mu juz 3 razy mowilam, że dobra i dziękuję kochanie...Ciągle biedny, ciągle szklanka pusta w połowie...Jechalismy w piekne miejsce na swiecie (np Karainy), ja "wowowowo", a on zero reakcji. N IGDY się niczym nie zachwycił, NIGDY nie ucieszył...Pytałam go czasem czy jest cokolwiek co go cieszy. Odpowiadał tylko spokojnie, ze dzieci.
On miał zero emocji, teraz dopiero powoli łączę kropki. Zawsze mowilam, że "szkiełko oko", a nie serce...Wszystko przeliczone, wszystko zaplanowane. Zero spontaniczności...
42 2020-05-25 11:41:58 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 12:06:29)
..Na ilu spotkaniach wspólnie byliście?
A po co Ci była terapia gdy się na nią decydowałaś? Bazooka przecież przed jej rozpoczęciem walnęła?
Zgadzasz się z opinią,że mąż przez ten rok wylewa na Ciebie żółć?
Bo nie mam jasności jak wygląda przez ten rok wasze życie..
Zrób tak było dla Ciebie dobrze, ale się nigdy nie oklamuj.
Potrzeba kontroli i dominacji nad mężem by błagał na kolanach o przebaczenie to też jakiś powód do rozwodu.. ale trzeba dostrzec, po której stronie leży.
Z tego co piszesz chciałabyś widzieć męża na kolanach, przerażonego i skruszonego. Tylko że on nie chce w takiej pozycji w tym małżeństwie już być? Nie widzisz tego?
) 0 emocji to ma się w trumnie..:/
Pain jesli jest faktycznie narcyzem to zaraz będzie Cię przedstawiać w złym świetle w gronie najbliższych. Radzę Ci zepnij pośladki i zbieraj dowody.
Czy przypadkiem mamusia bądź tatuś dużo od niego wymagali w dziećiństwie?
Nie wiem czy czytałaś "2 głowy"?
Możliwe że to nie to ale zbieraj siły.
Jest to jakaś miara narcyzmu, obsmarowywanie wśród najbliższych hmm.:) Ciekawe kto w tej parze to robi.. oby nikt..
W wątkach dotyczących zdrad jednym z kluczowych pytań, jakie się pojawiają, to kwestia możliwości wybaczenia krzywdy a także zmierzenia się z następstwami, zarówno zdrady jak i możliwości dawania drugiej szansy niewiernemu partnerowi. Już na tym etapie sporo osób nie jest w stanie poradzić sobie z poczuciem, bycia oszukanym i decyduje się na rozstanie. Kiedy już ktoś w końcu po pewnym czasie stwierdzi, że chce ratować swój związek, to osoba zdradzająca musi wykazać się z kolei ogromnym wysiłkiem, aby móc ponownie odzyskać zaufanie partnera.
I to właśnie mnie w tym przypadku obrzydza: facet perfidnie wykorzystał daną mu szansę, stwarzając cały czas pozory, że wszystko się układa a związek powoli się odbudowuje. Dlatego takiego zachowania moim zdaniem nie warto wybaczać pod żadnym pozorem. Głównie ze względu na ciągłe fałszowanie obrazu rzeczywistości, wytwarzanie pozorów i podwójną grę. Jednocześnie w takim momencie odkrywa się czyste wyrachowanie i podłość człowieka, służące mu do zaspokajania swoich egoistycznych potrzeb. Do tego dochodzi całkowity brak poczucia winy i przerzucanie jej na drugą osobę. Wszystko zgodnie z sentencją:" Źdźbło w oku bliźniego dostrzegasz a belki w swoim już nie.." Niestety zbyt często się okazuje, że tak naprawdę zupełnie nie znamy człowieka, z którym przyszło nam żyć pod jednym dachem. Partner zakłada maskę na czas takiego związku a potem dopiero zaczyna odsłaniać swoje prawdziwe oblicze..
46 2020-05-25 12:41:55 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 12:48:36)
Bagiennik,na podstawie jakich FAKTÓW
a nie ocen autorki wyciagasz takie wnioski o perfidii w sferze chęci odbudowy małżeństwa?
Bo może coś źle zapamiętałam czy pomyliłam chronologię, ale był krótki romans w amoku, potem przeprosiny męża, terapia .. czy w jej trakcie on kontynuował romans? Nic nie wiemy..
Kłamstwo to jest wtedy, gdy żona pyta: czy dalej masz romans, a mąż ją oskarża o urojenia.
Jak on jej mówi jak się czuł w małżeństwie to nie jest kłamstwo, perfidia, tylko informacja do dyskusji.
47 2020-05-25 12:46:14 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-05-25 12:54:04)
....a nie ocen autorki wyciagasz takie wnioski o perfidii w sferze chęci odbudowy małżeństwa?
Bo może coś źle zapamiętałam czy pomyliłam chronologię, ale był krótki romans w amoku, potem przeprosiny męża, terapia .. czy w jej trakcie on kontynuował romans? .
Mąż się starał, ja walczyłam ze sobą by wybaczyć.
On oczywiście zszedł do podziemia, cały czas flirtując z koleżanką. Do tego stopnia, że się zakochał. Niedawno znalazłam list sprzed ilus miesięcy do niej, gdzie pisał, że ja kocha, że wszechświat ich dla siebie stworzył (fuj), że żałuje że tak wcześnie się urodził (w domyśle - jakby się urodził później to by może nie poznał mnie tylko ją...). Miesiące kłamstw, podczas których ze mną się kochał, mnie zapewniał o swojej miłości, codziennie mi dawał rano buziaka wychodząc do pracy...A potem robił swoje!
Poczułam jakby ktoś mi splunął w twarz.
Nie mogę zapomnieć jak ledwo zwlekałam się z łóżka (przez to zawalalam w pracy, co potem też się na mnie odbiło), on mi mówił, że "kochanie będzie dobrze", ja oddychalam tą nadzieja jak tlenem, a on szedł do pracy i romansował z koleżanką...Jak się wszystko wylało - mówił, że "ona się uśmiechała na jego widok", a ja nie...Serio. tak mi powiedział mój mąż po 14 latach znajomości...No jasne że się uśmiechała
Zawiódł, zmiażdżył, okazał brak szacunku i potraktował szansę jaką dostał - za frajerstwo...
48 2020-05-25 12:54:35 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 12:58:50)
Bullet, może nudna jestem, ale fakty., Z kiedy datowany ten list? Po podjęciu terapii? Samo chodzenie do tej samej pracy, to jeszcze nie romansowanie.
Fakty, kolejność zdarzeń..;)
I co mąż mówił na terapii o tamtej kobiecie?
Czy jeśli kłamał że z nią koniec, mieli moment że się do tego przyznał i poszli na terapię,czy to było w trakcie?
49 2020-05-25 12:58:18 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-05-25 13:01:19)
Chciałem odpisać, ale bullet mnie chyba ubiegł Zresztą było o tym wspomniane w pierwszym poście, iż Autorka WIE o kontynuowaniu romansu przez męża po odkryciu zdrady. Autorka wyraźnie o tym napisała. Nie wiem, jak to inaczej nazwać, jak nie faktami..
Nie zapędzajmy się za daleko, żeby się zaraz nie okazało, że facet romansu nie miał.. Autorka może zresztą ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości, wtedy będzie wiadomo
Zaczekajmy na odpowiedź
Fakty umiejscawia się w czasie. Miał romans. Nikt nie zaprzecza.
51 2020-05-25 13:02:52 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-05-25 13:05:10)
Bullet, może nudna jestem, ale fakty., ?
Autorka przecież napisała wyraźnie.
Chronologia jest powyżej ....
Romans -> rypnęło się -> mąż stara się, a autorka próbuje wybaczyć -> w tym czasie romans nie został przerwany, a trwał w najlepsze ->ZNOWU się rypnęło -> Po kolejnym odkryciu jm stwierdza, że to wina autorki ... itd.
Ela210 napisał/a:Bullet, może nudna jestem, ale fakty., ?
Autorka przecież napisała wyraźnie.
Chronologia jest powyżej ....
Romans -> rypnęło się -> mąż stara się, a autorka próbuje wybaczyć -> w tym czasie romans nie został przerwany, a trwał w najlepsze ->ZNOWU się rypnęło -> Po kolejnym odkryciu jm stwierdza, że to wina autorki ... itd.
Zrozumiałem dokładnie tak samo
53 2020-05-25 13:08:07 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 13:11:53)
Ela210 napisał/a:Bullet, może nudna jestem, ale fakty., ?
Autorka przecież napisała wyraźnie.
Chronologia jest powyżej ....
Romans -> rypnęło się -> mąż stara się, a autorka próbuje wybaczyć -> w tym czasie romans nie został przerwany, a trwał w najlepsze ->ZNOWU się rypnęło -> Po kolejnym odkryciu jm stwierdza, że to wina autorki ... itd.
A to znowu się rypnelo to kiedy proszę Pana,? I kiedy terapia? Kiedy mąż mówi jej że zakończył romans i z kiedy ten list?
Zebrać fakty, odmaszerować
Hej Ela, fakty są takie jak opisałam. I choć duże zabarwienie emocjonalne z mojej strony - to było jak pisze.
Jasne, że nikt nie chce na kolanach trwać w małżeństwie. Tak samo jak nikt nie chce być zdradzany. Więc jeśli podjął decyzję (nie jedna), że zdradzi - to niestety przez jakiś czas na tych kolanach być musi JESLI chce odbudować zaufanie. A on na kolanach był chwilkę, po czym zszedł do podziemia i kontynuował zdradzanie. Chronologicznie chcesz?
Kwiecien'19 - odkrycie zdrady
Maj'19 - już była reaktywacja z koleżanką
Sierpien'19 - niby z nią zerwał i napisał list miłosny
Wrzesnien'19 - zaczęliśmy terapie
Styczeń'20 - odkrywam że on nadal z nią chodzi na lunche, ponoć tylko zawodowe...Wracając z jednego z nich kupuje jej buty - jego wersja że pożyczył jej kase tylko. Tydzień przed Bożym narodzeniem...
Luty'20 - odkrywam list z sierpnia
Nie wspomniałam jeszcze o jednej dużej rzeczy, może potem
A to znowu się rypnelo to kiedy proszę Pana,? I kiedy terapia?
Kiedy mąż mówi jej że zakończył romans i z kiedy ten list?
nie chce mi się dalej wchodzić z Tobą w polemikę bo autorka wg mnie napisała to dość precyzyjnie ... jak na tę sytuację
Niedawno znalazłam list sprzed iluś miesięcy do niej
tj.
1 rok - ileś miesięcy = ileś miesięcy PO odkryciu zdrady
56 2020-05-25 13:23:28 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 13:32:46)
Czyli on Cię zapewnia, że skończył z nią romans, a niedawno kupił jej buty że swojej karty? Jeśli tak, to nie ma o czym gadać.
Nadal widzę możliwe przyczyny rozpadu waszego związku,tak, rozpadu, bo romans to tylko potwierdza fakt, po Twojej stronie,ale podstawą do naprawy jest absolutną szczerość. A tu jej nie ma, skoro spotykają się i kupuje jej prezenty.
Na narcyzm róża mało, bardziej chęć miękkiego lądowania po rozlaniu się mleka. A to już gorzej pachnie.
Czyli on Cię zapewnia, że skończył z nią romans, a niedawno kupił jej buty że swojej karty?
... nie miałbym pewności czy tu chodziło wyłącznie o prezent dla niej, a nie również dla siebie ....
Autorko a jakie Ty dostawałaś od niego prezenty?
59 2020-05-25 13:38:49 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 13:39:28)
Ela210 napisał/a:Czyli on Cię zapewnia, że skończył z nią romans, a niedawno kupił jej buty że swojej karty?
... nie miałbym pewności czy tu chodziło wyłącznie o prezent dla niej, a nie również dla siebie ....
A to zapewne, cieplych trzewików nie kupujecie zwykle to szpilki:)
Przykro mi autorko, było od razu tak pisać,ze przyłapujesz go na takich kłamstwach w żywe oczy.
Bo gdyby to były fakty z początku ich romansu, potem wasze rozmowy i terapia to by była inna historia dla mnie akurat.
Autorko.jestem prawie półtora roku po zdradzie i doskonale wiem co czujesz .Co prawda mój nie ma kontaktu i stara się a ja próbowałam wybaczyć tylko ciągle to mnie gnebilo. Było jak i Ciebie na zasadzie zimno ciepło ale od kilku miesięcy istna sielanka (kocham przepraszam żałuję jesteście wszystkim dla mnie komplementy kolacyjki itp)Starałam się przestać myśleć rozpamietywac pytać ale nie umiem to ja się z tym mecze nie On. Ktoś z boku powiedziałby że u nas wszystko gra,tak gra, tylko nie we mnie. Jest cudownie. Dwa miesiące temu napisałam pozew , w sobotę otrzymał pozew rozwodowy.W pierwszym odruchu zamknął się w sobie , płakał,potem wyrzucił że odbieram dzieciakom dom a on tak się stara kaja i wie że spieszyl.A potem i wczoraj kolacje wyznania miłości i zapewnienia że będzie sam i będzie walczył do końca o mnie i nasza rodzinę bo tylko to ma sens. Poprosił żebym wycofała pozew że zrobi wszystko co tylko chce.Także doskonale Cie rozumiem i szczerze wypisuje sobie zyski straty i tak jak Ciebie boję się o dzieci (z tą różnicą że ja mam dwójkę niepełnosprawnych dzieci ) .
Trzymam za Ciebie i siebie też kciuki
Mój ojciec zdradzał matkę z... sąsiadką. Myślałam, że tak się dzieje w żartach, a to okazała się być chora rzeczywistość... Mijają zaraz 2 lata od tego jak się o tym dowiedzieliśmy, ale żal nadal pozostaje okropny.
62 2020-05-25 13:56:05 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-05-25 14:01:01)
Tak, nie pisalam o tych butach bo to jedna z kilku takich "niescislosci", ktore wychodzily, a na ktore zawsze mial jakies tam wytlumaczenie. Ja chyba pogrążona w bolu łykałam to wszystko, bo on mi zawsze jakos tak logicznie byl w stanie wytlumaczyc, ze to tylko tak wygladalo...
Z butami bylo tak, ze w styczniu przypadkiem odkrylam, ze z naszej karty zeszlo kilka stówek, nie wylogowal sie z tableta i okazalo sie ze zamowil buty damskie (nie szpilki:) w sklepie internetowym z odbiorem osobistym...Potem mi wmawial, ze byli z X na lunchu firmowym, wracajac zaszli do tego sklepu, ona nie miala pieniedzy bo zawsze jest na debecie, wiec jej pozyczyl, a zeby byl rabat to zamowil online i od razu odebral....Uffff...Zmeczylam sie pisząc te bzdury:) Podobno potem ona mu oddala w gotowce, wiec to byla tylko pożyczka....
Przyzwoitosci mu brakuje, ale wyobrazni nie:)
Co do prezentow dla mnie - tak, byl zawsze hojny. Kupowal mi czesto nawet dosc drogie rzeczy, nigdy nie wypominal wydatkow i nie zalowal jesli czegos chcialam. To trzeba mu przyznac
@Ela strasznie sie zafiksowalas na tej mojej winie w rozpadzie zwiazku. Ciekawa jestem dlaczego tak uwazasz? Powtorze - zapewne w malzenstwie nie bylam aniołem, tak jak i on nie byl mezem roku. Zapewne byly rzeczy do poprawy, ktorych nie widzialam. Ale sugerujesz mi juz kolejny raz to, ze jestem nijako glownym powodem rozpadu zwiazku i przyznam, ze nie za bardzo wiem dlaczego tak uwazasz?
63 2020-05-25 14:17:23 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-05-25 14:26:16)
Nie pisałam że jesteś głównym winnym nigdzie Uważam jednak że jeśli po tej pięknej katastrofie masz iść dalej przez życie, warto to prześwietlić, by nie wpaść potem w podobny dołek. I nie chodzi tu o zmianę siebie,bo są rzeczy które można w sobie jako żonie o partnerce zmienić, a są takie co nie trzeba o nie warto.
Pewnie się rozwiedziesz, niestety, i kogoś spotkasz, warto miec przeanalizowany poprzedni związek.
Co do dzieci, można tak się rozstać, by dzieci jak najmniej odczuły to, by nie miały dalej ojca..
Ta promocja na buty to jakaś komedia..Jaki rozmiar, sprawdzilaś? Może dla siebie kupił? a nie ciągnie romansu?
64 2020-05-25 14:54:48 Ostatnio edytowany przez bullet (2020-05-25 15:28:35)
....@Ela strasznie sie zafiksowalas na tej mojej winie w rozpadzie zwiazku. Ciekawa jestem dlaczego tak uwazasz? ...
tu nikt nie jest Twoim wrogiem.
Każdy z nas ma jakąś historię, niektórzy wiedzę fachową ... większą lub mniejszą ale przede wszystkim każdy ma swoje własne doświadczenie.
Czasami bywają oceny skrajne, często bywają wątki, gdy autorzy twierdzą, że ich sprawa jest wyjątkowa, gdy zdradzony małżonek bierze na klatę wszelkie nieszczęścia wszechświata, bierze w obronę niewiernego małżonka, bo jego historia jest wg niego zupełnie inna.
Cały kalejdoskop choć jak wspomniałem jest to najczęściej schematyczne jednak zawsze cechami wspólnymi są ból i niedowierzanie.
Czytając trzeba rozumieć - trauma jest zawsze, przechodziliśmy to wszyscy.
Nie tyczy się Ciebie ale bywają zdania bez składu i ładu - bo są emocje, jednak historie są podobne, schematyczne, różną się "niuansami" i te niuanse mogą stawiać sprawę inaczej.
Ela, myślę, że to trochę za wcześnie dla autorki na przeswietlanie związku. Wiem jednak, co masz na myśli i wiem też, że przyjdzie na to pora.
A historia z butami przypomniała mi stary wątek, o najbardziej absurdalnych tłumaczeniach podczas zdrady, śmiałam się do łez Zrobię mały off-top luźno nawiązując: u mnie też było mnóstwo tłumaczeń, które mi przez gardło by nie przeszły. Ale jedno szczególnie zapadło mi w pamięć. Mój jm często spotykal się z kochanką na wyjazdach dotyczących ich wspólnej pasji (tak się poznali). Gdy dowiedziałam się o ich relacji weszłam w posiadanie zdjęć, na których byli razem. Było jedno NA ŁĄCE, gdzie mnóstwo osób siedziało po turecku na trawie, obok siebie. A oni tylko razem, mój jm za jej plecami, ona pomiędzy jego nogami opierajaca swoje plecy na jego klatce piersiowej. Jak zapytałam dlaczego musieli tak usiąść to usłyszałam, że brakowało miejsca