Ten najtrudniejszy etap wyrzucania z siebie emocji i tak musi kiedyś minąć, zatem warto pamiętać, że po jakimś czasie przychodzi otrzeźwienie i wtedy pora wziąć ponownie swoje życie we własne ręce Zaakceptować to, co już nieuniknione i zacząć wszystko od nowa.
Odpowiedzialnosc za to piekło ponosza juz obydwoje. Ale do zrozumienia odpowiedzialnosci jeszcze trzeba dorosnac. Przewaznie kazdy obwinia drugiego, że tamten jest potworem, a ja sam jestem swiety. On zszedl do podziemia, a ona daje ciche przyzwolenie, bo sie boi, ale spychana zlosc szuka ujscia, co ma ostanio miejsce, w opisywanych wydarzeniach. Obydwoje nie rozmawiaja, tylko potajemnie grupuja szeregi i gromadza dziala, nikt nie mowi jak jest. Nikt nie chce wziac odpowiedzialnosci i powiedziec (a takze uznac): nasze wpolna droga sie juz skonczyla. Pozalatwiajmy sprawy.
Gniew i zlosc mozna uznac, uslyszec jakie potrzeby za tym stoja, dac im ujscie takze w inny sposob, ktory mniej niszczy i wypala. Kreacja na forum, szukanie publiki do przyklasku jest jednym z narzedzi. Ja Pain rozumiem, bylam w jej skorze, ale jestem bogatsza o inne doswiadczenia, ktore pomogly mi odrzucenie lepiej przepracowac, zakonczyc wojne (dzis uznaje to za punkt zwrotny w moim zyciu), poczuc sie wolna, szczesliwa, a w miedzyczasie zrozumiec siebie, mojego ex partnera, napisac od nowa historie i przebudowac calkowicie dynamike pomiedzy nami. I nie trwalo to wcale latami
. Najwazniejsze, to wziac pelna odpowiedzialnosc za wlasne zycie i zaakceptowac to, na co wplywu nie mamy.
Ale przez ten gniew trzeba przejść po swojemu. Nie da się inaczej, choćby doradzał cały zespół ekspertów na forum. Poza tym to wiadomo dopiero po przejściach i po pewnym czasie. Nigdy wcześniej. To, że w końcu kończymy wojnę wynika też często z przewartościowania co jest dla nas czy naszych dzieci lepsze, taki jakby targ, a nie z faktycznie wzięta i podzielona odpowiedzialność za to co się stało - patrz mój wątek. Ból niesprawiedliwości w środku pozostanie jeszcze długo...czas musi upłynąć odpowiedni i refleksja z wolną od emocji głową. Trzeba niebywałej dojrzałości, żeby nie poddawać się żadnym negatywnym emocjom w takiej sytuacji. Wręcz cyborgiem. To jest moim zdaniem możliwe tylko gdy związek się samoistnie wypala i oboje mają tego świadomość. Poza tym to na porzucającym/zdradzającym/odchodzącym moim zdaniem spoczywa większa odpowiedzialność za to, żeby to jak najdelikatniej zrobić. Tak jest po prostu sprawiedliwiej.
Dosyć ostro oceniłaś Autorkę, odebrałam to jako akceptację zachowań pana małżonka, wręcz usprawiedliwienie jego zachowania, bo Autorka była "wygodna" i bała się zmierzyć z rzeczywistością. Miała do tego prawo moim zdaniem przecież to nie ona zdradziła. Czuje się oszukana - stąd nienawiść i chęć zemsty - naturalny odruch, zwłaszcza, że temat jest świeży bo gostek zamiast myśleć jak zakończyć związek z klasą, pociesza się w ramionach kochanki. Słabe to jest. Niech skończy jedno i dopiero "żyje szczęśliwie z inną kobietą" jak napisałaś.
Ale przez ten gniew trzeba przejść po swojemu. Nie da się inaczej, choćby doradzał cały zespół ekspertów na forum. Poza tym to wiadomo dopiero po przejściach i po pewnym czasie. Nigdy wcześniej. To, że w końcu kończymy wojnę wynika też często z przewartościowania co jest dla nas czy naszych dzieci lepsze, taki jakby targ, a nie z faktycznie wzięta i podzielona odpowiedzialność za to co się stało - patrz mój wątek. Ból niesprawiedliwości w środku pozostanie jeszcze długo...czas musi upłynąć odpowiedni i refleksja z wolną od emocji głową. Trzeba niebywałej dojrzałości, żeby nie poddawać się żadnym negatywnym emocjom w takiej sytuacji. Wręcz cyborgiem. To jest moim zdaniem możliwe tylko gdy związek się samoistnie wypala i oboje mają tego świadomość. Poza tym to na porzucającym/zdradzającym/odchodzącym moim zdaniem spoczywa większa odpowiedzialność za to, żeby to jak najdelikatniej zrobić. Tak jest po prostu sprawiedliwiej.
Dosyć ostro oceniłaś Autorkę, odebrałam to jako akceptację zachowań pana małżonka, wręcz usprawiedliwienie jego zachowania, bo Autorka była "wygodna" i bała się zmierzyć z rzeczywistością. Miała do tego prawo moim zdaniem przecież to nie ona zdradziła. Czuje się oszukana - stąd nienawiść i chęć zemsty - naturalny odruch, zwłaszcza, że temat jest świeży bo gostek zamiast myśleć jak zakończyć związek z klasą, pociesza się w ramionach kochanki. Słabe to jest. Niech skończy jedno i dopiero "żyje szczęśliwie z inną kobietą" jak napisałaś.
Jesli chodzi o emocje, to tutaj sie nie rozumiemy. U mnie cala wojna skonczyla sie wtedy, kiedy ja i on wzielismy odpowiedzialnosc za swoje zycie i swoj samorozwoj, odzielismy kazdy kawalek zycia, takze kraje zamieszkania. Skonczyly sie wtedy zale, pretensje, obwinianie, gniew znalazl swoje ujscie i przyszlo zrozumienie i spokoj, to wszystko dzialo sie jeszcze w trakcie. Tyle tylko, ze my bardzo szybko przestalismy sie prac o majatek (pomoglo na pewno zamieszkanie osobno), zaakceptowalam to, ze tego sie juz nie da poskladac, po solidnej pracy nad soba, przestalam zadac zadoscuczynienia, przestalam palac checia zemsty. Wzielam odpowiedzialnosc za realizacje wlasnych potrzeb, pogodzilam sie ze strata psychiczna, finansowa, towarzyska, tozsamosciowa, oj wiele wiele tego bylo, przestalam oczekiwac od niego cokolwiek, i wtedy nastapil jakis cud. Tylko ja mialam takie nastwienie, ze to wydarzenie pojawilo sie po cos, ze to jak to wykorzystam, bedzie moja przyszloscia i wazne bylo niezniszczenie tego, co bylo piekne przez lata. Nie chcialam rowniez tracic cennych lat na zycie w zalu, krzyczec w basenie pod woda, nie jestem juz mloda, widzialam, ze moje przekonania i niektore cechy osobowosci nadaja sie do przepracowania, bo sie sama mecze, a on nie ma z tym nic wspolnego. Osiagniecie ''dnia'' pozwolilo mi stac sie lepszym czlowiekiem. W pore tez uratowalismy ''nasze dziecko'' czyli firme. Zarlismy sie ostro, byly wbijane niezle szpile, wplywalo to na caly biznes, klientow i pracownikow. Podzielic obowiazki i opieke nad firma musielismy rozdzielic naprzemiennie, choc pracujemy teraz z roznych zakatkow swiata . Moim zdaniem, w trakcie rozwodu, wazne jest nastawienie i swiadomosc, ze nadal jeden, wazniejszy cel (w postaci dzieci lub firmy czy innych projektow) jest na pierwszym miejscu. Patrzy sie tez na efekty, wojna nic dobrego nam nie przynosila, wiec dosc szybko obralismy inny kurs. U Pain juz ponad rok, wiec warto zrobic emocjonalny bilans zyskow i strat.
329 2020-06-15 22:33:39 Ostatnio edytowany przez lady_lipton (2020-06-15 22:45:47)
Bardzo smutny temat.
Pain, mam nadzieję, że Twój ból się wkrótce skończy. Tyle cierpienia zadanego Tobie. To już któryś wątek, w którym historia toczy się według pewnego schematu. Najbardziej razi w oczy zachowanie męża. Zero klasy.
330 2020-06-15 23:29:22 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-15 23:34:14)
Pronome, Twoje posty są naprawdę niesprawiedliwe. Mówisz, że "powinni porozmawiać i się rozstać w pokoju". Jak? Jako osoba, która od miesięcy apelowała do męża o szczerość i traktowanie z szacunkiem - dostawałam co 2 miesiące z buta. W najbardziej okrutny sposób. Ty rozumiesz, że on dał sobie prawo do kłamania mi w żywe oczy, zdradzania, wybierania kochanki zamiast dzieci? To on zdecydował o naszym życiu i o życiu naszych dzieci, nie racząc wcześniej ze mną porozmawiać. Czy Ty myślisz, że ja mu bronie z nową kobieta zaczynać życie? Niech tylko weźmie odpowiedzialność za swój wybór. To on mnie zaprosił do swojego życia, obiecał cos i złamał umowę. A czy ja jestem kryształowa? Nie. Jestem i byłam normalna, z jakimiś tam wadami. Ale ty uważasz, że ja nie mam prawa mieć żadnych roszczeń do kogoś kto mnie prawie psychicznie zniszczył, zabrał 15 lat życia i pluł mi w twarz przez ostatni rok? Ciekawe jaki ubaw miał z kochanica jak zacierali ślady...Nie. zdrada to przemoc i tak trzeba ją traktować. Usprawiedliwiasz kogoś kto bawił się życiem moim i moich dzieci przez ponad rok, bo miał taką ochotę. A teraz mam mu po prostu dać odejść i broń Boże nie upomnieć się o swoje. No bo przecież dziewczynki powinny być grzeczne co nie???
Smutno mi się zrobiło jak przeczytałam Twoje posty. Ja nie kazałam mojemu jm ze mną być. Był bo chciał. Ale wspólne życie, powołanie na świat dzieci to jednak jakieś zobowiązanie. I nie można po prostu sie wymiksowac bo z kolezanka z pracy jest fajniej niż w tym domu co nuda, rutyna i kłócące się dzieci. Można odejść bo małżeństwo to nie więzienie. Ale można i powinno się odejść z szacunkiem. Bez robienia z drugiej strony debila. Wiesz jak to boli jak sobie pomyślę, że miesiącami ja myślałam, że naprawiamy związek, ja się starałam, chodziliśmy na terapię - a on na boku kręcił z Dżesika? Wiesz jak cholernie poniżona się czułam jak się dowiedziałam, że ktoś traktuje mnie jak śmiecia? I ty mi zarzucasz zle intencje?
Smutne i dziwne jednocześnie...
Piszesz: "Jesli chodzi o emocje, to tutaj sie nie rozumiemy. U mnie cala wojna skonczyla sie wtedy, kiedy ja i on wzielismy odpowiedzialnosc za swoje zycie i swoj samorozwoj"
Świetnie i gratki dla Was. A co jeśli mój jm bierze zero odpowiedzialności za swoje świństwa? Mam mu pistolet do głowy przystawić? U niego samorozwój oznacza długi weekend z Dżesika podczas gdy ja i dzieci jeździmy sami na rowerowe wycieczki. Cieszę się, że trafiłaś na dojrzałego partnera który wziął odpowiedzialność i uprawiał samorozwój. Ale wbijanie mi szpili bo moj hm taki nie jest - jest po prostu okrutne.
W użytkowniczce Pronome jest po prostu wiele jadu albo nie miała do czynienia z naprawdę oczadziałym człowiekiem. Przez chwilę to nawet pomyślałam, że to albo jakaś boczniara albo znudzona żona, która ma romans na boku.
Myślę, że autorka nie oczekuje od nikogo tutaj głaskania po głowie i pisała już, że ideałem (jak nikt z nas) nie jest. Jest ewidentnie w bardzo bolesnej sytuacji życiowej i zwykła ludzka przyzwoitość nakazywałaby powstrzymać się od kopania leżącego na tym etapie.
>Pain, daj sobie prawo do wszelkich emocji. Wykrzycz je, wypisz, wytańcz, wypłacz...
Nie sądzę, że będę się tu jeszcze udzielać, ale życzę Ci wszystkiego dobrego. Przetrwasz to.
Model taki jak opisała Pronome ma szansę się sprawdzić, kiedy naprzeciw siebie stoją dwie dojrzałe, uczciwe względem siebie osoby, a pamiętajmy, że mąż Pain ani nie wykazuje dojrzałości, ani mu z uczciwością nie po drodze, o klasie nie wspominając. Z takimi ludźmi nie da się spokojnie i rzeczowo rozmawiać, bo nawet jeśli się próbuje, to oni potrafią wykazać się taką postawą, takim cynizmem i perfidią, że nawet będąc aniołem nie jest się w stanie spokojnie tego znosić.
Pamiętajmy też, że są takie związki, w których absolutnie nic złego się nie dzieje, a jednak któraś ze stron nagle doznaje olśnienia, że czegoś jej brakuje, a zwykle zaczyna brakować, bo... ktoś zupełnie nowy i po prostu inny pojawił się na horyzoncie. Z tym się nie wygra i na to jest się bezradnym.
Naprawdę nie zawsze dwie strony ponoszą winę.
Promone chyba nie dowidzi różnorodności tego świata i ludzi, Pain w zasadzie od miesiąca około zdaje sobie sprawę że z napraw nic nie będzie z tym gamoniem wiec jej złość jest jak najbardziej na miejscu. Zważywszy na jego zachowanie kompletny brak szacunku do niej i dzieci (Pronome nazywa dzieckiem firmę....) nie dziwię się.
Pain jak najbardziej musisz wypluć z siebie tą złość, przypuszczam że uzewnętrzniasz się tutaj a w domu ze względu na dzieci musisz się hamować.
Jak się da to jak najszybciej wynieś go z domu.
Nie znoszę mówienia w temacie zdrad, rozwodów,małżeństwa o winie 'po równo' uważam że to takie uproszczenie mające na starcie wytłumaczenie często ewidentnej odpowiedzialności jednej ze stron , jeśli mowa o tym że 'nikt nie jest bez winy' to ok, tu można coś porozważać. W momencie w jakim znajduje się Pain jej emocje są zrozumiałe, czasami bywa że z pozoru podobne doświadczenia takimi jednak nie są, Pronome o ile dobrze zauważyłam to Wy nie mieliście dzieci a to czyni Twoją sytuację diametralnie różną od Pain, zarzuciłaś Pain że być może żal jej majątku, że będzie jej biedniej, bo dla Ciebie jak sama piszesz to własnie stanowiło namacalną wartość waszego związku i było dla Ciebie ważne w momencie rozstania, miałaś inną sytuację i patrzysz widocznie przez jej pryzmat Pronome, ja tak widzę podstawę Twojej wypowiedzi
Pikupik2019 napisał/a:Ale przez ten gniew trzeba przejść po swojemu. Nie da się inaczej, choćby doradzał cały zespół ekspertów na forum. Poza tym to wiadomo dopiero po przejściach i po pewnym czasie. Nigdy wcześniej. To, że w końcu kończymy wojnę wynika też często z przewartościowania co jest dla nas czy naszych dzieci lepsze, taki jakby targ, a nie z faktycznie wzięta i podzielona odpowiedzialność za to co się stało - patrz mój wątek. Ból niesprawiedliwości w środku pozostanie jeszcze długo...czas musi upłynąć odpowiedni i refleksja z wolną od emocji głową. Trzeba niebywałej dojrzałości, żeby nie poddawać się żadnym negatywnym emocjom w takiej sytuacji. Wręcz cyborgiem. To jest moim zdaniem możliwe tylko gdy związek się samoistnie wypala i oboje mają tego świadomość. Poza tym to na porzucającym/zdradzającym/odchodzącym moim zdaniem spoczywa większa odpowiedzialność za to, żeby to jak najdelikatniej zrobić. Tak jest po prostu sprawiedliwiej.
Dosyć ostro oceniłaś Autorkę, odebrałam to jako akceptację zachowań pana małżonka, wręcz usprawiedliwienie jego zachowania, bo Autorka była "wygodna" i bała się zmierzyć z rzeczywistością. Miała do tego prawo moim zdaniem przecież to nie ona zdradziła. Czuje się oszukana - stąd nienawiść i chęć zemsty - naturalny odruch, zwłaszcza, że temat jest świeży bo gostek zamiast myśleć jak zakończyć związek z klasą, pociesza się w ramionach kochanki. Słabe to jest. Niech skończy jedno i dopiero "żyje szczęśliwie z inną kobietą" jak napisałaś.Jesli chodzi o emocje, to tutaj sie nie rozumiemy. U mnie cala wojna skonczyla sie wtedy, kiedy ja i on wzielismy odpowiedzialnosc za swoje zycie i swoj samorozwoj, odzielismy kazdy kawalek zycia, takze kraje zamieszkania. Skonczyly sie wtedy zale, pretensje, obwinianie, gniew znalazl swoje ujscie i przyszlo zrozumienie i spokoj, to wszystko dzialo sie jeszcze w trakcie. Tyle tylko, ze my bardzo szybko przestalismy sie prac o majatek (pomoglo na pewno zamieszkanie osobno), zaakceptowalam to, ze tego sie juz nie da poskladac, po solidnej pracy nad soba, przestalam zadac zadoscuczynienia, przestalam palac checia zemsty. Wzielam odpowiedzialnosc za realizacje wlasnych potrzeb, pogodzilam sie ze strata psychiczna, finansowa, towarzyska, tozsamosciowa, oj wiele wiele tego bylo, przestalam oczekiwac od niego cokolwiek, i wtedy nastapil jakis cud. Tylko ja mialam takie nastwienie, ze to wydarzenie pojawilo sie po cos, ze to jak to wykorzystam, bedzie moja przyszloscia i wazne bylo niezniszczenie tego, co bylo piekne przez lata. Nie chcialam rowniez tracic cennych lat na zycie w zalu, krzyczec w basenie pod woda, nie jestem juz mloda, widzialam, ze moje przekonania i niektore cechy osobowosci nadaja sie do przepracowania, bo sie sama mecze, a on nie ma z tym nic wspolnego. Osiagniecie ''dnia'' pozwolilo mi stac sie lepszym czlowiekiem. W pore tez uratowalismy ''nasze dziecko'' czyli firme. Zarlismy sie ostro, byly wbijane niezle szpile, wplywalo to na caly biznes, klientow i pracownikow. Podzielic obowiazki i opieke nad firma musielismy rozdzielic naprzemiennie, choc pracujemy teraz z roznych zakatkow swiata
. Moim zdaniem, w trakcie rozwodu, wazne jest nastawienie i swiadomosc, ze nadal jeden, wazniejszy cel (w postaci dzieci lub firmy czy innych projektow) jest na pierwszym miejscu. Patrzy sie tez na efekty, wojna nic dobrego nam nie przynosila, wiec dosc szybko obralismy inny kurs. U Pain juz ponad rok, wiec warto zrobic emocjonalny bilans zyskow i strat.
Mylisz wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, z pogodzeniem się że nie masz już wpływu na to co zrobi Twój partner bo jesteś na przegranej pozycji. Ty zaakceptowałaś wszelka stratę bo musiałaś a Pain nie musi, nawet nie może. Piszesz że uratowaliście firmę i prowadzicie ją naprzemiennie z innych zakątków świata, ale z dziećmi się tak nie da. Jedno z rodziców musi wziąć odpowiedzialność za ich wychowanie i niestety poświęcić większa cześć swojego życia na opiekę nad nimi.
Jest jeszcze jedna kwestia, Ty godziłaś się na związek partnerski, który z założenia różni się od instytucji małżeństwa, wiec nikt Ci nic nie obiecywał i na nic się z nikim nie umawiałaś. Nie stworzyłaś ze swoim partnerem rodziny, nie dzieliliście obowiązków poza zawodowych, was łączył tylko biznes, a Pain z mężem miała rodzinę, a to zasadnicza różnica. Twoje rozstanie to była walka o pieniądze, a Pain rozstanie - to walka o godność. Piszesz, ze Ci się udało bo byłaś taka rozsądna - otóż nie, po prostu nic więcej wywalczyć nie mogłaś i zgodziłaś się na to co masz. Nie wszystkie jesteśmy jednak takie same..
336 2020-06-16 09:28:19 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-06-16 09:29:48)
Pronome napisał/a:(...)
Mylisz wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, z pogodzeniem się że nie masz już wpływu na to co zrobi Twój partner bo jesteś na przegranej pozycji. Ty zaakceptowałaś wszelka stratę bo musiałaś a Pain nie musi, nawet nie może. Piszesz że uratowaliście firmę i prowadzicie ją naprzemiennie z innych zakątków świata, ale z dziećmi się tak nie da. Jedno z rodziców musi wziąć odpowiedzialność za ich wychowanie i niestety poświęcić większa cześć swojego życia na opiekę nad nimi.
Jest jeszcze jedna kwestia, Ty godziłaś się na związek partnerski, który z założenia różni się od instytucji małżeństwa, wiec nikt Ci nic nie obiecywał i na nic się z nikim nie umawiałaś. Nie stworzyłaś ze swoim partnerem rodziny, nie dzieliliście obowiązków poza zawodowych, was łączył tylko biznes, a Pain z mężem miała rodzinę, a to zasadnicza różnica. Twoje rozstanie to była walka o pieniądze, a Pain rozstanie - to walka o godność. Piszesz, ze Ci się udało bo byłaś taka rozsądna - otóż nie, po prostu nic więcej wywalczyć nie mogłaś i zgodziłaś się na to co masz. Nie wszystkie jesteśmy jednak takie same..
A mnie się wydaje, że Pronome ma dużo racji w tym co pisze. Bo należy zadać sobie pytanie dokąd doprowadzi Pain jej „wojna” z jeszcze mężem, po co jej ta szarpanina, szeptanie mu w ukryciu przed dziećmi nienawistnych treści.
Może one obie miały inną sytuacje i obie są różne, ale jedna i druga mają priorytet i cel w tym, żeby jednak znaleźć wspólna płaszczyznę porozumienia zamiast okopywania się na pozycjach i wymianie strzałów.
Zapewne ona nawet sprawy sobie nie zdaje, że zachowuje się dokładnie jak on. Nie nazwałabym tego walką o godność. Cóż godnego jest w deprecjonowaniu całego związku ze zdradzaczem stwierdzeniem o „zmarnowanych 15 latach”, skoro było tam wcześniej szczęście, wciąż są i będą dzieci? Schodząc do jego poziomu, jest na jego poziomie, a nie walczy o godność. Wyrównuje rachunki. Jak dla mnie bez sensu.
Idż Pain do prawnika, zadbaj o siebie i dzieci, bo żadnych zobowiązań i skrupułów wobec tego faceta już mieć nie musisz, ale niepotrzebnie tak się w tym szarpiesz. To, że Twojemu jeszcze mężowi nie spodobało się, że chcesz, aby zostało przy Tobie więcej z Waszego majątku ze względu na dzieci, czy też widmo alimentów i nagle zapałał chęcią naprzemiennej opieki, to na razie nic nie znaczy, bo on też jest w emocjach i też z Tobą walczy na wszelkie sposoby, uderza na oślep tak samo jak Ty. Do niczego konstruktywnego to nie doprowadzi.
Mylisz wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, z pogodzeniem się że nie masz już wpływu na to co zrobi Twój partner bo jesteś na przegranej pozycji. Ty zaakceptowałaś wszelka stratę bo musiałaś a Pain nie musi, nawet nie może. Piszesz że uratowaliście firmę i prowadzicie ją naprzemiennie z innych zakątków świata, ale z dziećmi się tak nie da. Jedno z rodziców musi wziąć odpowiedzialność za ich wychowanie i niestety poświęcić większa cześć swojego życia na opiekę nad nimi.
Jest jeszcze jedna kwestia, Ty godziłaś się na związek partnerski, który z założenia różni się od instytucji małżeństwa, wiec nikt Ci nic nie obiecywał i na nic się z nikim nie umawiałaś. Nie stworzyłaś ze swoim partnerem rodziny, nie dzieliliście obowiązków poza zawodowych, was łączył tylko biznes, a Pain z mężem miała rodzinę, a to zasadnicza różnica. Twoje rozstanie to była walka o pieniądze, a Pain rozstanie - to walka o godność. Piszesz, ze Ci się udało bo byłaś taka rozsądna - otóż nie, po prostu nic więcej wywalczyć nie mogłaś i zgodziłaś się na to co masz. Nie wszystkie jesteśmy jednak takie same..
Bzdury piszesz na moj temat, tak samo jak na temat rodziny i wspolnych zobowiazan .
Bez sensu się to kłócić bo rozstanie , mężem bez dzieci pewnie też boli mocno ale jak się ma dzieci, to często wchodzą w rolę zakładników bardziej bezwzględnego rodzica. I moim zdaniem nie jest to Pain.
Na jej miejscu jak najszybciej poprosiłabym go o wyprowadzkę.A emocje opadną.
takata napisał/a:Mylisz wzięcie odpowiedzialności za swoje życie, z pogodzeniem się że nie masz już wpływu na to co zrobi Twój partner bo jesteś na przegranej pozycji. Ty zaakceptowałaś wszelka stratę bo musiałaś a Pain nie musi, nawet nie może. Piszesz że uratowaliście firmę i prowadzicie ją naprzemiennie z innych zakątków świata, ale z dziećmi się tak nie da. Jedno z rodziców musi wziąć odpowiedzialność za ich wychowanie i niestety poświęcić większa cześć swojego życia na opiekę nad nimi.
Jest jeszcze jedna kwestia, Ty godziłaś się na związek partnerski, który z założenia różni się od instytucji małżeństwa, wiec nikt Ci nic nie obiecywał i na nic się z nikim nie umawiałaś. Nie stworzyłaś ze swoim partnerem rodziny, nie dzieliliście obowiązków poza zawodowych, was łączył tylko biznes, a Pain z mężem miała rodzinę, a to zasadnicza różnica. Twoje rozstanie to była walka o pieniądze, a Pain rozstanie - to walka o godność. Piszesz, ze Ci się udało bo byłaś taka rozsądna - otóż nie, po prostu nic więcej wywalczyć nie mogłaś i zgodziłaś się na to co masz. Nie wszystkie jesteśmy jednak takie same..Bzdury piszesz na moj temat, tak samo jak na temat rodziny i wspolnych zobowiazan
.
To jest już nas dwie :-)
Czytając cały wątek Autorki, absolutnie się nie dziwię jej tak wielkiemu rozgoryczeniu względem męża. Pewnie zupełnie inaczej by to wyglądało, gdyby nie wspomniane, specyficzne okoliczności związane z samą postawą faceta. Sama zdrada i jej bezpośrednie skutki może i nie byłyby tak odczuwalne, jak szok związany z przerzucaniem winy za zdradę na Autorkę czy całkowita sprzeczność między tym, co on w tym małżeństwie jej pokazywał a tym, co rzeczywiście robił i czuł. Przez pewien czas będzie ją to trapiło i nie ma co z tym walczyć na początku, ale po pewnym czasie Autorka w końcu zda sobie sprawę, że dłuższe przeżywanie tego niczego dobrego nie przyniesie. Kiedyś musi przyjść ten czas na ochłonięcie i zebranie się "do kupy" a pierwszym krokiem będzie wizyta u prawnika.
Pronome, Twoje posty są naprawdę niesprawiedliwe. Mówisz, że "powinni porozmawiać i się rozstać w pokoju". Jak? Jako osoba, która od miesięcy apelowała do męża o szczerość i traktowanie z szacunkiem - dostawałam co 2 miesiące z buta. W najbardziej okrutny sposób. Ty rozumiesz, że on dał sobie prawo do kłamania mi w żywe oczy, zdradzania, wybierania kochanki zamiast dzieci? To on zdecydował o naszym życiu i o życiu naszych dzieci, nie racząc wcześniej ze mną porozmawiać. Czy Ty myślisz, że ja mu bronie z nową kobieta zaczynać życie? Niech tylko weźmie odpowiedzialność za swój wybór. To on mnie zaprosił do swojego życia, obiecał cos i złamał umowę. A czy ja jestem kryształowa? Nie. Jestem i byłam normalna, z jakimiś tam wadami. Ale ty uważasz, że ja nie mam prawa mieć żadnych roszczeń do kogoś kto mnie prawie psychicznie zniszczył, zabrał 15 lat życia i pluł mi w twarz przez ostatni rok? Ciekawe jaki ubaw miał z kochanica jak zacierali ślady...Nie. zdrada to przemoc i tak trzeba ją traktować. Usprawiedliwiasz kogoś kto bawił się życiem moim i moich dzieci przez ponad rok, bo miał taką ochotę. A teraz mam mu po prostu dać odejść i broń Boże nie upomnieć się o swoje. No bo przecież dziewczynki powinny być grzeczne co nie???
Smutno mi się zrobiło jak przeczytałam Twoje posty. Ja nie kazałam mojemu jm ze mną być. Był bo chciał. Ale wspólne życie, powołanie na świat dzieci to jednak jakieś zobowiązanie. I nie można po prostu sie wymiksowac bo z kolezanka z pracy jest fajniej niż w tym domu co nuda, rutyna i kłócące się dzieci. Można odejść bo małżeństwo to nie więzienie. Ale można i powinno się odejść z szacunkiem. Bez robienia z drugiej strony debila. Wiesz jak to boli jak sobie pomyślę, że miesiącami ja myślałam, że naprawiamy związek, ja się starałam, chodziliśmy na terapię - a on na boku kręcił z Dżesika? Wiesz jak cholernie poniżona się czułam jak się dowiedziałam, że ktoś traktuje mnie jak śmiecia? I ty mi zarzucasz zle intencje?
Smutne i dziwne jednocześnie...Piszesz: "Jesli chodzi o emocje, to tutaj sie nie rozumiemy. U mnie cala wojna skonczyla sie wtedy, kiedy ja i on wzielismy odpowiedzialnosc za swoje zycie i swoj samorozwoj"
Świetnie i gratki dla Was. A co jeśli mój jm bierze zero odpowiedzialności za swoje świństwa? Mam mu pistolet do głowy przystawić? U niego samorozwój oznacza długi weekend z Dżesika podczas gdy ja i dzieci jeździmy sami na rowerowe wycieczki. Cieszę się, że trafiłaś na dojrzałego partnera który wziął odpowiedzialność i uprawiał samorozwój. Ale wbijanie mi szpili bo moj hm taki nie jest - jest po prostu okrutne.
Pain, nie wnikam jak podzielicie majatek, zobowiazania, opieke nad dziecmi. Ufam, ze jestescie dojrzalymi ludzmi i kwestie formalne sobie w miare poukladacie. Moje posty dotyczaca raczej procesowania emocji, tego jak sobie z nimi radzimy, jak mozna przejsc zalobe, wywalic emocje, co moze byc ukryte pod checia zemsty i wyrownania rachunkow. Ja nie odbieram ci prawa absolutnie do ich przezywania, tak nie mozna, ale z twoich wpisow odczytuje cos wiecej, co byc moze nie jestes w tej chwili sama uchwycic, skupiona na wymierzaniu sprawiedliwosci. Mozesz tu na forum zwolac zlot czarowic, spalic jm na stosie, a kolezanki, ktorym pomagasz przez swoje wpisy rozdrapywac stare rany i przywolywac dawne, nieprzeprocesowane emocje, moga ci te ogienka podawac .
Ja mam pytanie do ciebie, bo jest to dla mnie nie jasne. Wykrylas zdrade, byla wielka chryja, maz sie przyznal, sprawe postanowiliscie naprostowac. Byla wielka naprawa malzenstwa, wspolna terapia, a jm i tak robil ci na boku. I czy wy przez ten rok rozmawialiscie? I co sie stalo emocjonalnie? Nadal zyjecie w tym samym domu, dlaczego on wyjedza i narzekasz na nadmiar obowiazkow - nie rozmawiacie na ten temat? Ty syczysz mu do ucha nienawistne slowa. Zdrada i kochanka to temat TABU? Nic nie mowisz w prost? Gracie w kotka i myszke? Dlaczego nie poprosilas meza o wyprowadzke? Powiedzialas glosno: wynocha, wiem, ze mnie zdradzasz, mam na to dowody. To bardzo wiele wujasni jesli chodzi o twoje podejscie. Jak jest naprawde?
Ja mam pytanie do ciebie, bo jest to dla mnie nie jasne. Wykrylas zdrade, byla wielka chryja, maz sie przyznal, sprawe postanowiliscie naprostowac. Byla wielka naprawa malzenstwa, wspolna terapia, a jm i tak robil ci na boku. I czy wy przez ten rok rozmawialiscie? I co sie stalo emocjonalnie? Nadal zyjecie w tym samym domu, dlaczego on wyjedza i narzekasz na nadmiar obowiazkow - nie rozmawiacie na ten temat? Ty syczysz mu do ucha nienawistne slowa. Zdrada i kochanka to temat TABU? Nic nie mowisz w prost? Gracie w kotka i myszke? Dlaczego nie poprosilas meza o wyprowadzke? Powiedzialas glosno: wynocha, wiem, ze mnie zdradzasz, mam na to dowody. To bardzo wiele wujasni jesli chodzi o twoje podejscie. Jak jest naprawde?
Przegadaliśmy SETKI godzin przez ostatnie miesiące. Tyle, że z mojej strony to byly szczere rozmowy, a z jego...wiadomo. Mysle, ze mnie oceniasz przez pryzmat swojego meza, ktory jest dojrzaly, nie kłamał etc. My gadalismy, płakaliśmy razem, godzilismy sie, on "walczył", bylo lepiej. Przez ostatni rok byly takie momenty, ze juz myslalam, ze przetrwalismy, ze najgorsze za nami i raz nawet pomyslalam, ze w sumie "dobrze sie stalo, przynajmniej sie zblizylismy bardziej i wiecej gadamy". A potem nagle odkrywałam kolejny swiat rownolegly. Wiec wybacz, ale nie mozna byc czyjąś wycieraczką i szukać winy w sobie jesli wina ewidentnie jest po drugiej stronie.
Czemu go nie wywalilam? Banał. To jego mieszkanie (nabyte przed ślubem), a ja nie odejde od dzieci. On mi dzieci nie pozwala zabrac i sie wyprowadzic. Dzieci nie zostawie nigdy. Czekam teraz na wykonczenie naszego wspolnego mieszkania, mam nadzieje ze sie tam ze mna i dziecmi nie wprowadzi. Wszystkie klocki juz mam poukladane z prawnikiem, ubiegly tydzien dał przełom - teraz mam wszystkie karty w ręku... Wiec nie, nie siedze i nie jęczę. Działam mocno. Nie chcialam tylko opisywac szczegolow na forum, bo nigdy nie wiadomo czy on jakos tu nie zabłądzi...
Emocjonalnie niestety potrzebuję czasu zeby to przetrawić. Przed chwilą przez 20 minut ryczałam...Ale pomaga.
Czemu go nie wywalilam? Banał. To jego mieszkanie (nabyte przed ślubem), a ja nie odejde od dzieci. On mi dzieci nie pozwala zabrac i sie wyprowadzic. Dzieci nie zostawie nigdy. Czekam teraz na wykonczenie naszego wspolnego mieszkania, mam nadzieje ze sie tam ze mna i dziecmi nie wprowadzi.
No widzisz, to wszystko wyjasnia.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniadze.
Wszystko bedzie ok, ze swojego doswiadczenia powiem Ci, ze postaraj sie tez w was zobaczyc zwyklych ludzi.
Zapewniam Cie, ze jesli przestaniesz go za wszystko obwiniac, zmieni sie dynamika miedzy wami, ojciec nie bedzie oszczedzal na dzieciach, a nawet i tobie.
Mezczyzna staje sie bezwzgledny, jesli kobieta zaczyna go emocjonalnie obwiniac (on tez ma przeciez swoj punkt widzenia na wszystko), msci sie nan nim.
I nie boj sie. Wszystko sie za jakis czas uzlozy, choc scenariusze w glowie masz teraz bardzo pesymistyczne.
Bedzie OK, zapewniam Cie .
344 2020-06-16 15:01:59 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-16 15:38:01)
Największy problem w tej całej historii polega chyba na tym, że mąż Pain mógł( i pewnie tak było), od początku próby naprawy, udawać swoją skruchę i żal. Stworzył pozory, pokazując Autorce fałszywy obraz, że również chce to małżeństwo odbudować i robi, co tylko może by sytuację poprawić. Tymczasem od początku, jak złapał wiatr w żagle, wiedział już jaką drogą pójdzie i grał przed Pain z talentem godnym zdobywcy Oskara..
Największy problem w tej całej historii polega chyba na tym, że mąż Pain mógł( i pewnie tak było) od początku próby naprawy, udawać swoją skruchę i żal. Stworzył pozory, pokazując Autorce fałszywy obraz, że również chce to małżeństwo odbudować i robi, co tylko może by sytuację poprawić. Tymczasem od początku, jak złapał wiatr w żagle, wiedział już jaką drogą pójdzie i grał przed Pain z talentem godnym zdobywcy Oskara..
Dla mnie juz wszystko jasne.
Mogl tak zagrac, bo jak sie okazuje, nie jest takim slabym, zagubionym facetem jak go Pain nam tutaj opisuje.
Do faceta nalezy mieszkanie w ktorym mieszka rodzina, teraz tez za czyjes pieniadze nowe mieszkanie jest wykanczane.
Niestety Pain, ale z tego co opisujesz, to twoj jm rozdaje karty, ma przewage.
Probujesz tutaj narysowac nam obraz twardzielki, a tak naprawde twoja frustracja jest spowodowana tym, ze jestes od niego zalezna. Stad ta nienawisc.
Dla mnie twoje zachowaie jest juz jasne.
346 2020-06-16 15:26:50 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-16 15:30:18)
No widzisz, to wszystko wyjasnia.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniadze.
Nie rozumiem dlaczego po tym co przeszlam i jak zostalam potraktowana mialabym schylic główkę jak grzeczna dziewczynka i odejsc cichutko, nie upominajac sie o nic. OCZYWISCIE, ze chce pieniadze. Poswiecilam swoja prace zawodowa zeby on mogl zrobic duza kariere i dzis on zarabia 3x wiecej. Gdy on latał za granice 4 dni w tygioodniu, gdy wracał z pracy o 21-22 to ja siedziałam z dziecmi. Pracę szukałam pod kątem o ktorej bede mogla wyjsc zeby do 17:00 odebrać dzieci z przedszkola. Nawet jakbym chciała to nie mialam szans na rozwoj zawodowy, mając de facto na glowe caly dom, pracę zawodową i dzieci. Ale ok, akceptowałam, bo myslalam, ze RAZEM budujemy wspolna przyszlosc. Jesli po prostu odejde bez roszczen to moj poziom zycia drastycznie spadnie, mimo ze malo nie zarabiam (bo zawsze CHCIALAM pracowac). DLACZEGO miałabym teraz odejsc, po oplatach lądowac z pieniedzmi ktore musze liczyc od 1go do 1go, a moj maz zarabiajacy duuuuzo - mialby miec dziesiatki tysiecy na podroze z Dżesikami? Ja bede wybierac w Biedronce miedzy ziemniakiem a marchewka, a on bedzie krolem zycia, ktorym zostal w duzej mierze DZIĘKI MNIE.
Nie wiem Pronome czy Ty jestes zdrajczynią dlatego tak bronisz męża czy masz jakies kompleksy typu "facet ma prawo, kobieta musi ustępować" - ale ja uwazam sie za rownowaznego partnera w dyskusji z mężem i nie widzę po okrucieństwie, które mi zaserwował ŻADNEGO powodu, by godzić się na ochłapy, jesli to on doprowadzil do rozpadu rodziny jak juz sie wspial na zawodowy szczyt...Jak jeszcze byl tym normalnym facetem, a nie wielkim menedzerem to jakos nie ogladal sie za babami, a ja jakos nie myslalam o pieniadzach...Wiec nie mylmy skutkow z przyczynami.
Dla mnie juz wszystko jasne.
Mogl tak zagrac, bo jak sie okazuje, nie jest takim slabym, zagubionym facetem jak go Pain nam tutaj opisuje.
Do faceta nalezy mieszkanie w ktorym mieszka rodzina, teraz tez za czyjes pieniadze nowe mieszkanie jest wykanczane.
Niestety Pain, ale z tego co opisujesz, to twoj jm rozdaje karty, ma przewage.
Probujesz tutaj narysowac nam obraz twardzielki, a tak naprawde twoja frustracja jest spowodowana tym, ze jestes od niego zalezna. Stad ta nienawisc.
Dla mnie twoje zachowaie jest juz jasne.
Wiem, ze chcialabys by tak bylo:) Moj prawnik wczoraj powiedzial mi cos innego jak zebralismy wszystko do kupy:)
Ale Ty wiesz lepiej!
No widzisz, to wszystko wyjasnia.
Jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniadze.
Nie rozumiem dlaczego po tym co przeszlam i jak zostalam potraktowana mialabym schylic główkę jak grzeczna dziewczynka i odejsc cichutko, nie upominajac sie o nic. OCZYWISCIE, ze chce pieniadze. Poswiecilam swoja prace zawodowa zeby on mogl zrobic duza kariere i dzis on zarabia 3x wiecej. Gdy on latał za granice 4 dni w tygioodniu, gdy wracał z pracy o 21-22 to ja siedziałam z dziecmi. Pracę szukałam pod kątem o ktorej bede mogla wyjsc zeby do 17:00 odebrać dzieci z przedszkola. Nawet jakbym chciała to nie mialam szans na rozwoj zawodowy, mając de facto na glowe caly dom, pracę zawodową i dzieci. Ale ok, akceptowałam, bo myslalam, ze RAZEM budujemy wspolna przyszlosc. Jesli po prostu odejde bez roszczen to moj poziom zycia drastycznie spadnie, mimo ze malo nie zarabiam (bo zawsze CHCIALAM pracowac). DLACZEGO miałabym teraz odejsc, po oplatach lądowac z pieniedzmi ktore musze liczyc od 1go do 1go, a moj maz zarabiajacy duuuuzo - mialby miec dziesiatki tysiecy na podroze z Dżesikami? Ja bede wybierac w Biedronce miedzy ziemniakiem a marchewka, a on bedzie krolem zycia, ktorym zostal w duzej mierze DZIĘKI MNIE.
Nie wiem Pronome czy Ty jestes zdrajczynią dlatego tak bronisz męża czy masz jakies kompleksy typu "facet ma prawo, kobieta musi ustępować" - ale ja uwazam sie za rownowaznego partnera w dyskusji z mężem i nie widzę po okrucieństwie, które mi zaserwował ŻADNEGO powodu, by godzić się na ochłapy, jesli to on doprowadzil do rozpadu rodziny jak juz sie wspial na zawodowy szczyt...Jak jeszcze byl tym normalnym facetem, a nie wielkim menedzerem to jakos nie ogladal sie za babami, a ja jakos nie myslalam o pieniadzach...Wiec nie mylmy skutkow z przyczynami.
Pain, to sa prawdziwe motywy. Dzieki za szczerosc i autentycznosc. Brakowalo tego w twojej historii.
A z majatku to bierz sobie, co ci sie tam tylko podoba. Mnie nic do tego. Moje posty nie sa o tym .
Pain, to sa prawdziwe motywy. Dzieki za szczerosc i autentycznosc. Brakowalo tego w twojej historii.
A z majatku to bierz sobie, co ci sie tam tylko podoba.
To jest jeden z moich motywów. Natomiast wczesniej walczyłam, starałam się, próbowałam wybaczać - bo go KOCHAŁAM. Chciałam by nam się udało, chciałam by nasza rodzina się nie rozpadła. Gdyby mi rok temu chodziło o kase to bym juz rok temu miala dowody o zdradzie i dzis bylabym po wszystkim już. Ale jeździłam na tej huśtawce emocji cały rok. Gdy niedawno zrozumiałam, ze on się bawi moimi uczuciami bez grama empatii i zobaczyłam, że podczas gdy ja się szarpie on się zabawia w SPA z boczniarą - ten motyw przestał być aktualny. Wtedy zamienił się w potrzebę zabezpieczenia siebie i dzieci finansowo. Myślę, że to dość naturalne i świadczy o moim instynkcie samozachowawczym.
Pronome napisał/a:Pain, to sa prawdziwe motywy. Dzieki za szczerosc i autentycznosc. Brakowalo tego w twojej historii.
A z majatku to bierz sobie, co ci sie tam tylko podoba.To jest jeden z moich motywów. Natomiast wczesniej walczyłam, starałam się, próbowałam wybaczać - bo go KOCHAŁAM. Chciałam by nam się udało, chciałam by nasza rodzina się nie rozpadła. Gdyby mi rok temu chodziło o kase to bym juz rok temu miala dowody o zdradzie i dzis bylabym po wszystkim już. Ale jeździłam na tej huśtawce emocji cały rok. Gdy niedawno zrozumiałam, ze on się bawi moimi uczuciami bez grama empatii i zobaczyłam, że podczas gdy ja się szarpie on się zabawia w SPA z boczniarą - ten motyw przestał być aktualny. Wtedy zamienił się w potrzebę zabezpieczenia siebie i dzieci finansowo. Myślę, że to dość naturalne i świadczy o moim instynkcie samozachowawczym.
Kosztuje duzo, ale cie rozumiem.
Zachowaj jednak szacunek.
Tak to wygląda, jakby Pain walczyła z całych sił i całym sercem o swój związek, z całkowicie szczerymi intencjami a on jedna ręką udawał, że działa równie chętnie a drugą już trzymał kochankę za rękę..
Pain jest zależna, jak wiele żon co zajęły się dziećmi a nie karierą.
Możesz poprosić to, by się czasowo wyprowadził dla waszego wspólnego dobra.
Załatwiaj to dyplomatycznie. Trudne sprawy zdaj na prawnika.
Nie jest tak świetnie dla niego, jak mu się wydaje..
352 2020-06-16 17:05:12 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-16 17:10:06)
Tak to wygląda, jakby Pain walczyła z całych sił i całym sercem o swój związek, z całkowicie szczerymi intencjami a on jedna ręką udawał, że działa równie chętnie a drugą już trzymał kochankę za rękę..
No i dokłądnie tak było. Moje intencje były szczere. W pewnym momencie jednak uświadomiłam sobie, ze albo zacznę działać albo on mnie zniszczy.
Teraz już widze w niego oprawcę, który najchętniej podzieliłby się wszystkim 50:50, nie mając ani grama skruchy i odpowiedzialności za rzeczy, które mi robił.
Pain jest zależna, jak wiele żon co zajęły się dziećmi a nie karierą.
Możesz poprosić to, by się czasowo wyprowadził dla waszego wspólnego dobra.
Załatwiaj to dyplomatycznie. Trudne sprawy zdaj na prawnika.
Nie jest tak świetnie dla niego, jak mu się wydaje..
Nie jest. Do tego stopnia nie przewidział, ze ja w pewnym momencie się jednak obudzę i zacznę grupować wojsko, że sam mi dał dowody zdrady na tacy...Tak, dostałam je od niego (oczywiście on nie wie co i jak, nadal nie kojarzy faktów). Założył, że ja nadal taka głupiutka i cierpiąca, naiwniara którą można zwodzić jak cały ubiegły rok. Która tylko popłakuje i próbuje rozmawiać, on mi wtedy kity powciska i znowu będzie ok. Tyle, że ja jak się obudziłam to zaczęłam działać, bo we mnie miłości już nie było. Strzepałam jej resztki z siebie, wstałam z kolan i poszłam do prawnika.
Kiedyś, jak już będę rozwiedziona - to Wam opiszę co to się działo, historie jak z filmów...:)
353 2020-06-16 17:24:59 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-06-16 17:46:45)
Pain, z mojej strony wielki szacun dla Ciebie. Nie daj się dziewczyno.
Na samym początku, chyba w pierwszym albo w drugim swoim poście, napisałamCi, żebyś walczyła o swoje, że facet jest dla Ciebie stracony, bo zwyczajnie poszedł w cug. Dziś jest ta boczniara, jutro będzie inna. Chętnych na niego nie zabraknie, bo z tego, co napisałaś wynika jasno, że facet jest przy kasie, więc wiadomo. Twoja jednak rola jest, by nie dać się okraść.
A z dziećmi idź do psychologa (też o tym pisalam) i w ten oto sposób powiadom je o tym, co dzieje się w domu.
Trzymam kciuki.
Wydaje mi sie, ze zajmowanie sie dziećmi to twoja decyzja - nie rozumiem zalu o to, ze on teraz zarabia tyle i tyle? Nic nie poswieciłaś, po prostu twoim wyborem bylo zycie z dziecmi + praca. Skoro bylas przez to pokrzywdzona, dlaczego nie dasz dzieci pod opieke mezowi? Brdziesz miala mnóstwo czasu na karierę. P.s. Rozumiem twój ból zwiazany ze zdrada oraz z wszystkimi kłamstwami, ale ja nie o tym...
Bo dzieci to nie przedmioty Beko śmiechu.
To nie był jej wybór, tylko ich model malzenstwa, częsty i słuszny zresztą , bo model oboje karierą a dzieci piąte koło u wozu gwarantuje znerwicowanego dorosłego.
Po prostu nic dziwnego że kobieta liczy na ojca dzieci, szkoda że tyłu chłopczyków nie mężczyzn..
Pain jesteś mega babka!
Mimo wszystkiego co zafundował Ci Twój mąż przez ostatni rok ,trzymasz fason (i błagam Was ,pokazanie faka temu dziadowi to i tak szczyt elegancji)
Jesteś w bardzo trudnym okresie życia i masz prawo do tych wszystkich emocji które odczuwasz.
Moim zdaniem zrobiłaś wszytsko co mogłaś żeby ratować Wasz związek teraz myśl już tylko o sobie i dzieciach!
Wypłacz się porzadnie i niech z każdą wypłakaną łzą będzie Ci coraz lżej!
Trzymaj się!
Bo dzieci to nie przedmioty Beko śmiechu.
To nie był jej wybór, tylko ich model malzenstwa, częsty i słuszny zresztą , bo model oboje karierą a dzieci piąte koło u wozu gwarantuje znerwicowanego dorosłego.
Po prostu nic dziwnego że kobieta liczy na ojca dzieci, szkoda że tyłu chłopczyków nie mężczyzn..
Nie musisz pisac takich oczywistosci, ze dzieci to nie przedmioty. Nie rozumiem skąd pretensje do meza o to, ze zrobił karierę i ze to niby dzięki niej? Mogła inaczej zaplanować swoje zycie, a nie teraz zalic sie, ze wydaje pieniadze na "Dżesikę". I zebysmy byli precyzyjni, chodzi mi nie o całokształt traumy autorki, tylko o ten fragment o jego sukcesie na jej plecach. On osiagnal sukces, bo (zakładam) jest kompetentny, realizuje cele, sprawdził sie w tym co robi i ktoś to docenił, a nie zadne "on osiągnął sukces, bo ja siedziałam z dziećmi".
Ela210 napisał/a:Bo dzieci to nie przedmioty Beko śmiechu.
To nie był jej wybór, tylko ich model malzenstwa, częsty i słuszny zresztą , bo model oboje karierą a dzieci piąte koło u wozu gwarantuje znerwicowanego dorosłego.
Po prostu nic dziwnego że kobieta liczy na ojca dzieci, szkoda że tyłu chłopczyków nie mężczyzn..Nie musisz pisac takich oczywistosci, ze dzieci to nie przedmioty. Nie rozumiem skąd pretensje do meza o to, ze zrobił karierę i ze to niby dzięki niej? Mogła inaczej zaplanować swoje zycie, a nie teraz zalic sie, ze wydaje pieniadze na "Dżesikę". I zebysmy byli precyzyjni, chodzi mi nie o całokształt traumy autorki, tylko o ten fragment o jego sukcesie na jej plecach. On osiagnal sukces, bo (zakładam) jest kompetentny, realizuje cele, sprawdził sie w tym co robi i ktoś to docenił, a nie zadne "on osiągnął sukces, bo ja siedziałam z dziećmi".
Czyli jak zaplanować? To bzdura że można robić taką samą karierę z małymi dziećmi jak i bez.
Dzieci chorują,dzieci odbiera się z przedszkola i zaprowadza,poświęca się im czas to mnóstwo czasu.to nie jest czas zmarnowany,ale coś ,za coś.
Tak, jak facet ma dzieci to często i tak może wyjeżdżać w delegację, pracować do późna.
Niby piszesz że kumasz, a jednak chyba nie.
Wydaje mi sie, ze zajmowanie sie dziećmi to twoja decyzja - nie rozumiem zalu o to, ze on teraz zarabia tyle i tyle? Nic nie poswieciłaś, po prostu twoim wyborem bylo zycie z dziecmi + praca. Skoro bylas przez to pokrzywdzona, dlaczego nie dasz dzieci pod opieke mezowi? Brdziesz miala mnóstwo czasu na karierę. P.s. Rozumiem twój ból zwiazany ze zdrada oraz z wszystkimi kłamstwami, ale ja nie o tym...
W małżeństwie to niekoniecznie są autonomiczne decyzje. Z różnych powodów przyjmuje się wspólnie taki model, bo akurat mąż może więcej zarobić z racji wykonywanego zawodu, lub rodzice są całkiem sami, nie mają wsparcia babć, cioć i wtedy jedno poświęca się dla rodziny, a drugie zarabia. Osobiście znam mnóstwo takich małżeństw. Nikt tam nie zakłada, że druga połowa nagle dostanie małpiego rozumu. Moim zdaniem można mieć żal. I nie bez powodu nawet w przepisach prawa wymyślono zabezpieczenie na wypadek gdyby ta bogatsza strona dostała nóg - alimenty na małżonka są właśnie po to aby tę stratę wyrównać. Wydaje mi się to najzupełniej sprawiedliwe.
Poza tym Beko co z dobrem dziecka? Przecież przy rozstaniu i ustalaniu z kim dzieci zostają, najistotniejsze jest to z kim są bardziej związane, a w takim modelu wydaje mi się, że raczej z matką. Chcesz je wyrwać nagle do ojca, który z tego co zrozumiałam wiecznie nie miał dla nich czasu?
Jakieś mam wrażenie, że tu niektórzy zapomnieli, że to mąż Pain był nielojalny i nie miał jaj przyjąć na klatę ciosów na które zasłużył. Tylko broni się poprzez atak wyciągając najgorsze działa. Czemuż by nie założyć, że to może tatuś chce grać dziećmi? Daje sygnał: oddaj mi mieszkanie lub nie żądaj alimentów na siebie, bo inaczej zabiorę ci dzieci?
Moim zdaniem mąż Pain to klasyczna świnia i nie rozumiem dlaczego jest w tym wątku tak broniony. No biedaczysko po prostu. Ja akurat nie żądałam alimentów na siebie, bo zarabiam więcej niż on. Ale gdybym zarabiała mniej, na pewno bym ich zażądała. Orzeczenie o winie i alimenty na pokrzywdzonego to tak naprawdę jedyne możliwe konsekwencje jakie może ponieść nielojalny współmałżonek. Ktoś kto bierze formalny ślub chyba się z tym kurde liczy, że jak się wymiksuje to za to zapłaci.
Potencjalni - odpowiedzialni - rodzice uzgadniają między sobą to, jak dzielić się będą obowiązkami domowymi, opieką i wychowywaniem dzieci, czy podział będzie 50:50, czy też jedno z nich (i to niekoniecznie ona) zajmie się bardziej dziećmi, a drugie (i to niekoniecznie on) gros czasu przeznaczy na pracę. Autorka wątku ze swym jm takowe ustalenia poczyniła i nie miała pretensji o dokonaną umowę. W międzyczasie on, bez skrupułów, jednostronnie zerwał zawartą umowę, stąd złość oszukanej i odreagowanie jej tu - na forum.
Ni z gruszki, ni z pietruszki pojawia się obrońca jm, ale nie wiedzieć czemu irytuje go stwierdzenie, że dzięki takiemu, nie innemu podziałowi obowiązków, jm mógł robić i zrobić karierę. Niestety, obrońca nie zauważył tego, że autorka nie zakwestionowała kompetencji zawodowych jm, nie zauważył, że wątek służy jednemu - odreagowaniu, by mogła przytomnie reagować w realu.
PainIsFinite, chylę czoła.
BEKAśmiechu napisał/a:Ela210 napisał/a:Bo dzieci to nie przedmioty Beko śmiechu.
To nie był jej wybór, tylko ich model malzenstwa, częsty i słuszny zresztą , bo model oboje karierą a dzieci piąte koło u wozu gwarantuje znerwicowanego dorosłego.
Po prostu nic dziwnego że kobieta liczy na ojca dzieci, szkoda że tyłu chłopczyków nie mężczyzn..Nie musisz pisac takich oczywistosci, ze dzieci to nie przedmioty. Nie rozumiem skąd pretensje do meza o to, ze zrobił karierę i ze to niby dzięki niej? Mogła inaczej zaplanować swoje zycie, a nie teraz zalic sie, ze wydaje pieniadze na "Dżesikę". I zebysmy byli precyzyjni, chodzi mi nie o całokształt traumy autorki, tylko o ten fragment o jego sukcesie na jej plecach. On osiagnal sukces, bo (zakładam) jest kompetentny, realizuje cele, sprawdził sie w tym co robi i ktoś to docenił, a nie zadne "on osiągnął sukces, bo ja siedziałam z dziećmi".
Czyli jak zaplanować? To bzdura że można robić taką samą karierę z małymi dziećmi jak i bez.
Dzieci chorują,dzieci odbiera się z przedszkola i zaprowadza,poświęca się im czas to mnóstwo czasu.to nie jest czas zmarnowany,ale coś ,za coś.
Tak, jak facet ma dzieci to często i tak może wyjeżdżać w delegację, pracować do późna.
Niby piszesz że kumasz, a jednak chyba nie.
Te szpilki na koncu zupełnie niepotrzebne, nie musisz sprowadzać rozmowy do tego poziomu. Facet rownie dobrze mogl w tym czasie kiedy Pain zajmowala sie dziećmi pracować ciagle na tym samym stanowisku, ciagle z ta sama pensja i zerowymi perspektywami. A on jednak z tego co pisze autorka piął się na szczeblach kariery. To akurat żadna zasługa Pain...
362 2020-06-16 22:12:51 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-16 22:19:19)
To zasługa czasu, który miał na zaangażowanie się w karierę.
Ale nie ma co rozważać jego win, wypisuje się z biznesu, to niech się wyprowadzi czasowo.
Ona ochlonie, potem podzielą majątek .
Bo tak się długo nie da ciągnąć, że on prowadzi kawalerskie życie a ona jak jego mama..
Chyba on ma słabą głowę i uważa jej brak reakcji za akceptację. A nie każda babka będzie robić karczembe awantury, rejtanem się rzucać w drzwiach.
Ten temat budzi we mnie niefajne wspomnienia..:/
Te szpilki na koncu zupełnie niepotrzebne, nie musisz sprowadzać rozmowy do tego poziomu. Facet rownie dobrze mogl w tym czasie kiedy Pain zajmowala sie dziećmi pracować ciagle na tym samym stanowisku, ciagle z ta sama pensja i zerowymi perspektywami. A on jednak z tego co pisze autorka piął się na szczeblach kariery. To akurat żadna zasługa Pain...
Nie sądzisz, że coś takiego było by pozbawione sensu? Raczej Pain by nie poświęciła się dla dzieci gdyby jej mąż stał w miejscu i zarabiał tyle co nic. Taki model stosuje się właśnie głównie w przypadkach jak u Pain. Jedno się pnie bo ma gdzie (taka praca i kompetencje) i ma jak (bo dziećmi zajmuje się drugie).
364 2020-06-16 22:22:41 Ostatnio edytowany przez BEKAśmiechu (2020-06-16 22:24:39)
BEKAśmiechu napisał/a:Te szpilki na koncu zupełnie niepotrzebne, nie musisz sprowadzać rozmowy do tego poziomu. Facet rownie dobrze mogl w tym czasie kiedy Pain zajmowala sie dziećmi pracować ciagle na tym samym stanowisku, ciagle z ta sama pensja i zerowymi perspektywami. A on jednak z tego co pisze autorka piął się na szczeblach kariery. To akurat żadna zasługa Pain...
Nie sądzisz, że coś takiego było by pozbawione sensu? Raczej Pain by nie poświęciła się dla dzieci gdyby jej mąż stał w miejscu i zarabiał tyle co nic. Taki model stosuje się właśnie głównie w przypadkach jak u Pain. Jedno się pnie bo ma gdzie (taka praca i kompetencje) i ma jak (bo dziećmi zajmuje się drugie).
Gdzie taki model sie stosuje? Skoro piszesz "głównie", to przykładów musi być bez liku - żona zajmująca sie dziećmi i mąż robiący zawrotną karierę. Z tego co mi wiadomo, to "głównie" (w skali naszego kraju) żona zajmuje aię dziecmi, a mąż chodzi do pracy i jego kariera ogranicza sie do podwyzki 200zl pod koniec roku (jak pracodawca bedzie mial gest), wiec twoje "raczej" absolutnie nie ma racji bytu. Stąd mój wniosek, ze chocby nie wiem jakim draniem byl maz autorki, to za swoja kariere odpowiada sam.
Poza tym, gdyby facet byl nieudacznikiem w pracy, to czy jego zona zajmujaca sie wlasnie dziecmi napisalaby: "Jest taki beznadziejny dzieki mnie":)
365 2020-06-16 22:31:32 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-06-16 22:34:57)
BEKA, wiadomo, że mąż Pain osiągnął miejsce w swojej karierze zawodowej dzięki własnej pracy, zaangażowaniu i umiejętnościom. W tym sensie, że nikt go w tym nie wyręczał. Swój zawodowy sukces zawdzięcza sobie.
ALE
Mógł równocześnie cieszyć się z rodzicielstwa bez ponoszenia zwiększonych kosztów w postaci nakładów czasu, pracy i energii, które są konsekwencją decyzji o rodzicielstwie, a które w dużej mierze stały się udziałem Pain, że o ciąży i porodzie nie wspomnę.
BEKA, wiadomo, że mąż Pain osiągnął miejsce w swojej karierze zawodowej dzięki własnej pracy, zaangażowaniu i umiejętnościom. W tym sensie, że nikt go w tym nie wyręczał. Swój zawodowy sukces zawdzięcza sobie.
ALE
Mógł równocześnie cieszyć się z rodzicielstwa bez ponoszenia zwiększonych kosztów w postaci nakładów czasu, pracy i energii, które w dużej mierze stały się udziałem Pain, że o ciąży i porodzie nie wspomnę.
Oczywiscie! Ale po jakims czasie autorka mogła przecież wynajać opiekunkę, albo zakomunikowac mezowi, ze teraz czas na jej kariere i powinien bardziej aie zaangazować. Nie zrobila tego - to byla jej decyzja.
MagdaLena1111 napisał/a:BEKA, wiadomo, że mąż Pain osiągnął miejsce w swojej karierze zawodowej dzięki własnej pracy, zaangażowaniu i umiejętnościom. W tym sensie, że nikt go w tym nie wyręczał. Swój zawodowy sukces zawdzięcza sobie.
ALE
Mógł równocześnie cieszyć się z rodzicielstwa bez ponoszenia zwiększonych kosztów w postaci nakładów czasu, pracy i energii, które w dużej mierze stały się udziałem Pain, że o ciąży i porodzie nie wspomnę.Oczywiscie! Ale po jakims czasie autorka mogła przecież wynajać opiekunkę, albo zakomunikowac mezowi, ze teraz czas na jej kariere i powinien bardziej aie zaangazować. Nie zrobila tego - to byla jej decyzja.
Tego nie wiemy. Być może były próby podjęcia tematu, ale mąż wciąż był w trakcie zawodowego rozwoju i używał argumenty typu, że swoją pracą dba nie tylko o swoją, ale ich wspólną przyszłość i dobrobyt.
No i opiekunka dzieci nie wychowa.
368 2020-06-16 22:53:08 Ostatnio edytowany przez Pikupik2019 (2020-06-16 22:57:24)
Gdzie taki model sie stosuje? Skoro piszesz "głównie", to przykładów musi być bez liku - żona zajmująca sie dziećmi i mąż robiący zawrotną karierę. Z tego co mi wiadomo, to "głównie" (w skali naszego kraju) żona zajmuje aię dziecmi, a mąż chodzi do pracy i jego kariera ogranicza sie do podwyzki 200zl pod koniec roku (jak pracodawca bedzie mial gest), wiec twoje "raczej" absolutnie nie ma racji bytu. Stąd mój wniosek, ze chocby nie wiem jakim draniem byl maz autorki, to za swoja kariere odpowiada sam.
Poza tym, gdyby facet byl nieudacznikiem w pracy, to czy jego zona zajmujaca sie wlasnie dziecmi napisalaby: "Jest taki beznadziejny dzieki mnie":)
Wiesz co, no ja bazuje na ludziach których znam, z mojego otoczenia. I właśnie wśród nich jest właśnie tak, że ona zajmuje się dziećmi by on robił zawrotną karierę i dużo zarabiał (tu może należałoby doprecyzować słowo "zawrotna", ale pominę to) a nawet mam jeden przypadek odwrotny (ona robi karierę a on zajmuje się dziećmi). Nie znam żadnej pary działającej w modelu który opisałeś, ze ona zajmuje się wyłącznie dziećmi a on chodzi do pracy za średnią krajową. W takich przypadkach oboje po prostu harują jak woły, dzielą się jakoś obowiązkami i ani jedno ani drugie się nie wybija bo nie ma jak i w czym. To co jest u Pain to jest moim zdaniem wykorzystanie pewnych predyspozycji i możliwości jednej osoby kosztem drugiej ale za obopólną zgodą i dla wspólnego dobra. Dla mnie - normalka, rodzaj umowy dwustronnej której zerwanie po prostu rodzi konsekwencje. Tak jak zerwanie każdej innej umowy.
EDIT - i jeszcze a propos ostatniego zdania, gdyby facet był nieudacznikiem w pracy to żona po prostu musiałaby iść do pracy a nie zajmować się wyłącznie dziećmi. Dlatego uważam, że twój model jest bez sensu.
Ludzie wiążąc się ze sobą, ustalają jakieś zasady współżycia, które starają się realizować. W tym wypadku Pain realizowała te zadania w pełni, za to facet z czasem te zasady jawnie złamał. Choć w życiu zawodowym osiągnął pełny sukces, musi się liczyć z tym, że jako winny rozpadu związku może zostać nieco obskubany z tego dobrobytu. Sprawę i tak ostatecznie rozstrzygnie są, ale Autorka z pewnością postara się o zgromadzenie takiego materiału, żeby mu na rozprawie szczęka opadła. I tego jej życzę!
Często tak jest, że to samo wychodzi, że mąż jest tym robiącym kariere. Ma możliwość poświęcić się zajęciu i w pełni zaangażować właśnie przez to, że żona siłą rzeczy (często po macierzyńskim) zostaje zaangażowana w sprawy dzieci. W związku z tym kobieta nie chcąc aby dzieci wychowywała ulica albo babcia schodzi na dalszy plan z pracą i wybiera tak żeby móc się nimi zająć. Nie może poświęcić tyle zaangażowania w pracę i samorozwój co mąż lub osoba samotna bo ma inne priorytety. Stąd tak mąż niejako robi karierę na plecach żony bo gdyby miał wychodzić z pracy o 16 bo musi odebrać dzieci z przedszkola, szedł by na zwolnienia i opieki itd to nie oszukujmy się nie zrobiłby kariery. Pain ja wszystko rozumiem co robisz. Walcz o swoje. Zabezpiecz dzieci i siebie i nie miej sentymentów. On nie miał. I często tak jest ze facet z kasą zyskuje u innych kobiet na atrakcyjności a on się nagle budzi i dostrzega że "ocieka zajebistoscia"i co się będzie "marnował" przy boku żony. I Twój mąż się wpisuje w ten schemat a co za tym idzie bardzo kiepski z niego partner. Mocno Cię przytulam, przetrwasz i wszystko się ułoży a złość i nienawiść też kiedyś miną ale póki co masz do tego prawo i się nie przejmuj co inni gadają. Zachowanie twojego męża jest haniebne i nie ma co się rozwodzić nad jego intencjami bo nie zmienia to oczywistego faktu.
BEKAśmiechu napisał/a:Gdzie taki model sie stosuje? Skoro piszesz "głównie", to przykładów musi być bez liku - żona zajmująca sie dziećmi i mąż robiący zawrotną karierę. Z tego co mi wiadomo, to "głównie" (w skali naszego kraju) żona zajmuje aię dziecmi, a mąż chodzi do pracy i jego kariera ogranicza sie do podwyzki 200zl pod koniec roku (jak pracodawca bedzie mial gest), wiec twoje "raczej" absolutnie nie ma racji bytu. Stąd mój wniosek, ze chocby nie wiem jakim draniem byl maz autorki, to za swoja kariere odpowiada sam.
Poza tym, gdyby facet byl nieudacznikiem w pracy, to czy jego zona zajmujaca sie wlasnie dziecmi napisalaby: "Jest taki beznadziejny dzieki mnie":)Wiesz co, no ja bazuje na ludziach których znam, z mojego otoczenia. I właśnie wśród nich jest właśnie tak, że ona zajmuje się dziećmi by on robił zawrotną karierę i dużo zarabiał (tu może należałoby doprecyzować słowo "zawrotna", ale pominę to) a nawet mam jeden przypadek odwrotny (ona robi karierę a on zajmuje się dziećmi). Nie znam żadnej pary działającej w modelu który opisałeś, ze ona zajmuje się wyłącznie dziećmi a on chodzi do pracy za średnią krajową. W takich przypadkach oboje po prostu harują jak woły, dzielą się jakoś obowiązkami i ani jedno ani drugie się nie wybija bo nie ma jak i w czym. To co jest u Pain to jest moim zdaniem wykorzystanie pewnych predyspozycji i możliwości jednej osoby kosztem drugiej ale za obopólną zgodą i dla wspólnego dobra. Dla mnie - normalka, rodzaj umowy dwustronnej której zerwanie po prostu rodzi konsekwencje. Tak jak zerwanie każdej innej umowy.
EDIT - i jeszcze a propos ostatniego zdania, gdyby facet był nieudacznikiem w pracy to żona po prostu musiałaby iść do pracy a nie zajmować się wyłącznie dziećmi. Dlatego uważam, że twój model jest bez sensu.
Bazowanie na własnych doświadczeniach to podstawowy błąd w generalizowaniu. Ty masz wokół siebie facetów, ktorzy robili zawrotne kariery i duzo zarabiali, a rzeczywistosc wyglada tak, ze pod koniec 2018r srednia zarobkow w Polsce wynosila 3616zl na reke, a juz ok 5900zl pozwalało być w 10% najlepiej zarabiających. Czesto ludziom wydaje sie, ze to co dzieje sie blisko nas, to rzeczywistosć, a faktycznie rzeczywistosc wyglada tak, ze Polacy zarabiaja zenujaco słabo. Stad tez prosta teza wynikajaca ze statystyki, ze wiekszosc facetów tych "karier" nie robi. Pain (moze sie myle i nkeuwaznie czytałem) tez chodziła do pracy. Co jej szkodziło zrobic karierę? Jeszcze raz powtorze - kariera meza to nie zasługa Pain. Co nie zmienia faktu, ze jako zona mogła partycypowac w jego sukcesie, a jako byla zona (jezeli wywalczy) moze dostawac od niego kasę.
372 2020-06-17 07:14:16 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-17 07:19:43)
Ależ bronisz mojego meza, ciekawe dlaczego hmm....Ela dobrze napisała - gdyby mój mąż musiał wychodzić o 16 z pracy, chodzić na zwolnienia bo dzieci chore, urywać się na szczepienia itd jak ja to robiłam - to nawet mając mózg Jobsa i Gatesa razem tej kariery by NIE zrobił. Ale miał pomagiera, który swoje ambicje zawodowe odsunął dla dobra dzieci i ogarniał powyższe tematy. Mówisz, że mogłam wynająć opiekunkę. No mogłam. Tylko, że moje dzieci i tak już widywały tatę malutko, więc uważasz, że powierzenie ich wychowania obcej osobie byłoby dla nich korzystne? To po co nam by te dzieci były skoro nawet rodziców by nie znały...? Załóżmy że mam taki potencjał intelektualny i inny jak mój mąż i zaczynam pracować TAK JAK ON. Od poniedziałku do czwartku jestem w delegacji. W inne dni wracam np o 20-22. Gdzie w tym są dzieci? Czy Ty w ogóle masz dzieci, że piszesz takie rzeczy i stawiasz tezę, że on zawdziecza swoją karierę tylko sobie?? Nie. On ją w duzej części zawdzięcza mi, bo ktoś JEGO dziećmi się zajmował jak on mógł się piąć. I gdybym tak po prostu odeszła to by było nie fair. Bo on ma dzieci bez żadnego poświęcenia z jego strony, do tego złamał umowę małżeńska. A ja poświęciłam jakiś tam poziom zawodowy dla rodziny i nie złamałam naszej umowy.
Tak jak mój mąż Beko - nie doceniasz kobiet, które tym facetom ogarniają dom, dzieci, codziennosc kosztem swojego czasu, predyspozycji, planów etc.
Na koniec dnia - KTOŚ dziećmi musi się zająć. I nie w formie łożenia kasy ale za pomocą CZASU, który im przeznaczy.
ale po jakims czasie autorka mogła przecież wynajać opiekunkę, albo zakomunikowac mezowi, ze teraz czas na jej kariere i powinien bardziej aie zaangazować. Nie zrobila tego - to byla jej decyzja.
Ależ oczywiście, że rozmawiałam o tym z mężem. Tyle, że on był już wtedy wysoko i nie byłam w stanie go zmusić, by teraz wziął pracę gdzie zarabiałby 1/3 mniej i mniej pracował. Więc jedyna opcje miał taką, byśmy zatrudnili opiekunkę.tylko jak mówię - jakbyś miał dzieci to rozumialbys, że dzieci trzeba wychowywać i dzieci potrzebują rodziców. A przynajmniej jednego rodzica. Akurat szczescia moich dzieci nie poświęciłbym nigdy bo jestem kochająca matką.
373 2020-06-17 07:42:30 Ostatnio edytowany przez Ćmaazjatycka (2020-06-17 07:48:15)
Beko mówimy o przypadku Pain, jest on jota w jotę taki sam jak mój - u nich większa skala. Też mam dzieci, zarabiam całkiem ok ale to ja o 15 leciałam do przedszkola szkoly szczepiania, robiłam obiady i generalnie organizowałam ognisko domowe. Tak to była nasz umowa, na którą obie strony się godziły. Nikt inny ale to ja musiałam być w ciąży i jakoś celowo nie wmanewrowałam męża w bliźniaki. Kto jak nie ja musiał je "odkarmić", do pracy wróciłam po macierzyńskim czyli po 6 miesiącach bo było krucho z kasą i to ja wtedy zarabiałam lepiej. Jednak bardziej rokujący na kokosy był mój mąż i naturalnie on postawił na karierę.
Doskonale rozumiem Pain, ona sama wie że pan mąż nie może zostawić ją z niczym. A chłopina zmięknie jak będzie 2 tygodnie musiał o max. 17 odbierać dzieciaki wydać obiad zrobić zadania itd.... prawdopodobnie i tak beknie alimenty na Pain bo prawo stoi po jej stronie.
Moje dzieci powiedziały że absolutnie nie ruszą się z miejsca zamieszkania i zostają przy mnie, a jm jeźdżi do niech prawie codziennie z poczucia obowiązku a czas na jessikę to nie wiem kiedy będzie mieć ale to nie moja sprawa.
Pain zawsze znajdzie się ktoś niezadowolony albo może właśnie zdrajca który teraz płaci za własną głupotę.
Ps. Kariera mojego męża w bardzo dużym stopniu to moja zasługa, zresztą sam mi to przyznał i potwietdził że za każdym (prawie) facetem z dziećmi stoi ich żona i bez nich nie osiągneli by tego co mają.
Ps. Kariera mojego męża w bardzo dużym stopniu to moja zasługa, zresztą sam mi to przyznał i potwietdził że za każdym (prawie) facetem z dziećmi stoi ich żona i bez nich nie osiągneli by tego co mają.
Mój mąż tego nie widzi. Uważa, że on zrobił karierę bo to on jest taki zayebisty...Ciekawe czy kiedyś zacznie doceniać to, co inni dla niego robią...
To nadal nie zmienia faktu, ze twoja zasługa w jego awansach jest zerowa. Ja go wcale nie bronię, zycze ci, zeby ci sie powiodło i zebys oskubała go tak jak aktualnie tego pragniesz. Zaznaczam tylko, ze decyzja o opiekowaniu sie dziecmi to twoja decyzja. To ze powierzylas swoj los w rece nieodpowiedniej osoby nie zmienia tego faktu, ze ty podjelas taka decyzje. Wiekszosc osob jest przecietna i nawet jakbys zaczela pracowac tak jak on, tyle czasu poswiecac pracy, niekoniecznie efekt bylby taki sam. I nie wrzucaj mnie do worka mizoginów, bo to strzał kulą w płot.
Daj spokoj Pain. Przy boku meza i dzieki jego pracy zylas dostatnio, wydawalas na co chcialas, realizowalas model rodziny, ktory cie interesowal. Jak by ci on nie odpowiadal, to dzis bylabys w innym miejscu. Warto sobie uswiadomoc, ze nikt nam nie jest nic winny, jestesmy sami odpowiedzialni za swoje zycie i to, jak ono wyglada. Wasz czas dobiegl konca, wygodne zycie sie skonczylo, pewnie na tej wojence kazdy bedzie probowal jak najwiecej ugrac. Ja zycze Ci duzo samodzielnosci i spokoju i abys nauczyla sie grac na tej gitarze .
Zajmowanie się innym człowiekiem, jego motywami, skutecznie oddala nas od własnej osoby, własnej motywacji i własnych decyzji.
Może w tym szaleństwie jest metoda.
378 2020-06-17 08:42:15 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-17 08:47:43)
Zaznaczam tylko, ze decyzja o opiekowaniu sie dziecmi to twoja decyzja. To ze powierzylas swoj los w rece nieodpowiedniej osoby nie zmienia tego faktu, ze ty podjelas taka decyzje.
To była nasza wspólna decyzja. Bo na koniec dnia ktoś te dzieci musi odebrać z przedszkola i szkoły, kupić im ubranka, zeszyty, buty, zawieźć na szczepienie, odrobić z nimi lekcje, dać jeść, wykąpać i położyć spac. Nie wspominając już o np rozmowie jak mój synek miał problemy w szkole i chciał się wygadać zaufanej osobie, czyli mamie (bo taty nie było).
Jesteś taki sam jak mój mąż, nie doceniasz tego co jest wokół, tych rzeczy które inni ludzie robią dla nas. Żal mi było mojego męża, że tak dużo pracował i niejeden raz mówiłam mu, że jeśli chce to może zrobić przerwę (miał masę niewykorzystanego urlopu) lub zmienić pracę nawet kosztem niższych zarobków. Martwiłam się o jego zdrowie bo on poza pracą nic nie miał - nie miał czasu na sport, relaks, nic. Tyle ,że on w to brnął aż się pewnie wypalił jako człowiek. Ale doceniałam to, co dla rodziny robił i że zapewniał nam wysoki poziom życia - nie złamałam umowy małżeńskiej. To on nie docenił mojej roli w jego życiu i karierze. I nieważne ile postów napiszesz Beko - to prawda jest banalna. Facet zaczął zarabiać i mieć pozycję, ego urosło i nagle "zwykła żona" przestała wystarczać a rodzina stała się obowiązkiem li i jedynie, a nie źródłem szczęścia. On swoje szczęście definiuje teraz inaczej - jako przeglądanie się w oczach młodej, wypoczętej, ładnej i uśmiechniętej koleżanki z pracy. Zabawa, brak trosk, brak obowiązków, kasa, Aperol pity w hotelu, złota karta, VIP lounge - w tym świecie nie ma miejsca na starą żonę która prosi o wyniesienie śmieci. To jest aż tak proste.
Oczywiście że korzystała ale on również bo stanowili team. Teraz to się skończyło i trzeba podzielić wszystko zgodnie z umową która ich obowiązywała.
Pain nie rozpacza nad tym że na 40 nie dostanie Q8, jest wściekła o kłamstwa i aktualną postawę.
Oczywiście że korzystała ale on również bo stanowili team. Teraz to się skończyło i trzeba podzielić wszystko zgodnie z umową która ich obowiązywała.
Pain nie rozpacza nad tym że na 40 nie dostanie Q8, jest wściekła o kłamstwa i aktualną postawę.
Tak. Ale nie widzę powodu żebym miała nie upomnieć się o to co mi się prawnie należy. Jeśli nawet prawo przewiduje orzeczenie o winie i w związku z tym alimenty na siebie, nierówny podział majątku - to nie rozumiem jaki z tym problem mają Beka i Pronome. Chyba po prostu są w teamie "zdradzacze". No cóż. Mój mąż zbłądził, ale dostał WIELE szans. Mógł po prostu przestać. Tylko tyle. Zająć się praca, rodzina, swoim hobby. Tylko o to go prosiłam. Ja nie jestem zacięta osoba. Ale jak on się mną bawił miesiącami, bez żadnej refleksji - to w końcu mnie wq***ił i teraz już jeńców nie biorę. Sorry, ale trzeba myslec właściwą głowa i do tego mieć chociaż minimum empatii i refleksji. Jest takie powiedzenie - pycha kroczy przed upadkiem. Idealnie oddaje to, kim jest mój jeszcze mąż.
Ćmaazjatycka napisał/a:Ps. Kariera mojego męża w bardzo dużym stopniu to moja zasługa, zresztą sam mi to przyznał i potwietdził że za każdym (prawie) facetem z dziećmi stoi ich żona i bez nich nie osiągneli by tego co mają.
Mój mąż tego nie widzi. Uważa, że on zrobił karierę bo to on jest taki zayebisty...Ciekawe czy kiedyś zacznie doceniać to, co inni dla niego robią...
Pain, Bece śmiechu chyba chodzi o to, że mogłaś nie wspierać męża, a skoro wybrałaś inaczej, to masz dzisiaj takie, a nie inne efekty. No cóż.
Ja absolutnie nie zgadzam się z tego rodzaju myśleniem, ale nawet nie chce mi się uzasadniać swojego zdania, szczególnie że zgadzam się z twoja argumentacja i innych osób, które tu się wypowiedziały, no po prostu za bardzo mierziloby mnie, gdybym zaczęła przekonywać Bekę śmiechu, że nie ma racji.
Ciekawi Cię czy jm zrozumie kiedyś, że bez twojego wsparcia doszedłby do tego, co osiągnął. Ciężko powiedzieć, bo to zalezaloby od tego, jak potoczą się jego dalsze losy. Załóżmy, że chłop od nadmiaru powodzenia i pieniędzy dostał małpiego rozumu, czyli poszedł w cug i przez najblizesze dwie dekady będzie realizował się jako rasowy i radosny lowelas. Są tacy faceci, do jakiegoś momentu budowali rodzinę, ale osiągnąwszy wyższy status społeczny i finansowy nagle zapragnęli żyć, jak to się mówi, pełna piersią, czyli odbijała im palma, rozwalali swoje rodziny i brali się za baby. Każdy z nich używa sobie w taki sposób mniej więcej do 60-tki. Potem przychodzą problemy zdrowotne, następuje zmęczenie materiałem i przesyt przewijających się non stop obcych bab. Nagle taki starzejący się lowelas zaczyna coraz częściej myśleć o spokojnym życiu, o tym żeby związać się z rodzinna kobietą i td. Zaczynają więc szukać takiej kobiety. Niektorzy z nich wyciągają kobiety z przeszłości, takie nadające się do prowadzenia domu, opiekuńcze, rodzinne, inni takich kobiet na te stare lata szukają na rynku. Niektórzy nawet znajdują i udaje im się umoscic sobie wygodne gniazdko na czas starości i chorób. Takich szczęśliwców jest oczywiście bardzo mało. Najczęściej takie stare zepsute i bogate pryki zostaja sami, bo kobiety w pewnym wieku raz, że nie są takie głupie, a dwa, mają swoje rodziny, wnuki i średnio uśmiecha im się skakać koło starego łajdusa, zamiast dbać o swoje wnuki.
Wiem o czym pisze, bo wszystko to całkiem niedawno przerabiałam osobiście. Przez moment nawet byłam skłonna ułożyć sobie życie z takim facetem, ale w ogólnym rozrachunku wyszło mi, że byłoby szczytem niesprawiedliwości, by stary, schorowany narcyz, który w swoim życiu skrzywdził tyle ludzi dostał ma koniec, chyba w nagrodę taka kobiete, jak ja. On od jakichś dwóch lat intensywnie szuka towarzyszki i opiekunki na starość, ale bez powodzenia. O mnie zabiegał dosyć długo, ale nic mu z tego nie wyszło. Przy okazji tej ostatnio przeżytej historii z nim dowiedziałam się, że jest mnóstwo starych, obrzyfliwie bogatych i schorowanych byłych radosnych lowelas ów, którzy dzisiaj siedzą samotnie w swoich luksusowych chałupach i nie ma przy nich nikogo, kto podałby im szklankę herbaty. Uwierz mi, żałosny widok. Widziałam na własne oczy wielu takich, a ten mój chelpil się przed nimi, że ma taką kobiete jak ja, więc znowu jest od nich lepszy. Nie wiedział, że ja nie byłam z nim, że występowałam tylko w roli obserwotara a każda taka sytuacja tylko utwierdza la mnie w przekonaniu, że byłabym głupia godząc się na rolę czyjeś opiekunki na stare lata. Wolę opiekować się sobą i swoją rodziną, a nie obcym chłopem. W każdym razie ten mój wiele razy ubolewał nad swoim losem, nad chorobami i mówił, że bardzo żałuje, iż tak spieprzył sobie życie, że zawsze chciał mieć rodzinę, kobiete, a wybrał co innego itd itd.
Istnieje więc szansa na to, że ten twój jm kiedyś przypomni sobie dobre czasy, gdy miał kochająca i wspierająca żonę, dzieci, sens życia, jest szansa na to, że tak będzie, jednak to będzie zależało od tego, jak potoczy się dalsze jego życie. Równie dobrze może on np za tydzień mieć wypadek albo spadnie mi doniczka na łeb i umrze w przekonaniu, że najlepsza rzeczą, która mu się przydarzyła, to rozwód z tobą.
Nie myśl więc za dużo o takich rzeczach.
Dobrze, że zgromadziłaś całe wojsko na swoją obronę, a co będzie potem czas pokaże. Myśl raczej o swojej przyszłości i o przyszłości dzieci, a tym człowiekiem już się nie przejmuj.
Kiedyś Beka śmiechu napisze mu, że ma to, co sobie wybrał i faktycznie Beka będzie miał rację.
382 2020-06-17 09:04:17 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-17 09:15:40)
Jeśli chodzi o rozwijanie się i robienie kariery, to jednak nie ma się co oszukiwać - doba nie jest z gumy i zwyczajnie nie da się wszystkiego pogodzić. Jak bardzo ktoś by nie był zdolny i ambitny, przez co dostawałby możliwości awansu, podwyżek, kontraktów czy nowych obowiązków - musi znaleźć na to czas. Czasu zaś nie ma na tyle dużo, jeśli ma się na głowie część domowych obowiązków czy tym bardziej opiekę nad dziećmi.
Jeśli na początku dochodzi do pewnych ustaleń, jaką dana osoba ma pełnić rolę, to potem trzeba wyraźnie zaznaczyć, jeśli oczekujemy jakiś zmian. Problem właśnie, kiedy druga osoba się "zachłyśnie" karierą. Przecież na miejscu męża Pain mógł się znaleźć inny facet ,który by stwierdził, że może warto trochę odpuścić w tej robocie i odciążyć żonę w obowiązkach. Facet tego nie zrobił. Zatem cała jego kariera i rozwój jest pośrednio możliwa dlatego, że nie musiał poświęcać czasu na domowe zajęcia czy absorbujące zajmowanie się dziećmi. Nie bez powodu sporo singli, przynajmniej na pewnym etapie życia twierdzi, że nie chce się angażować w rodzicielstwo właśnie z uwagi na czas, jaki trzeba pociechom poświęcić. Doba ma tylko 24 godziny a wynajęcie opiekunki może akurat nie być najlepszym pomysłem, kiedy nie ma w pobliżu dziadków, mogących się dziećmi zaopiekować. Inaczej mówiąc facet pewnie by nie osiągnął tego, do czego doszedł, mimo pewnych swoich niewątpliwych zalet, ułatwiających mu rozwój zawodowy, gdyby nie miał na to odpowiedniej ilości czasu. Pain również może mieć świetne predyspozycje do robienia kariery, ale skoro dokonała takiego wyboru i zajęła się domem i dziećmi, to co jej z tych talentów i ambicji zawodowych ma wyniknąć, skoro nie ma jak i kiedy ich realizować?
383 2020-06-17 09:11:03 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-17 09:32:17)
Ćmaazjatycka napisał/a:Ps. Kariera mojego męża w bardzo dużym stopniu to moja zasługa, zresztą sam mi to przyznał i potwietdził że za każdym (prawie) facetem z dziećmi stoi ich żona i bez nich nie osiągneli by tego co mają.
Mój mąż tego nie widzi. Uważa, że on zrobił karierę bo to on jest taki zayebisty...Ciekawe czy kiedyś zacznie doceniać to, co inni dla niego robią...
Zacznie, zacznie, tylko czy się do tego głośno przyzna?
Pronome, wyobraź sobie że częsty schemat jest taki, że dostatnio to się zaczyna żyć w pewnym momencie i wtedy właśnie Ci mężowie odplywaja
No i pewnie, że trzeba liczyć na siebie.
Ale bycie matką którą nie ma czasu na przedstawienia w przedszkolu, czy uszyć skrzydełka aniołka na Jasełka to nie jest marzenie świadomych matek.
Pamiętam taką koleżankę córki w przedszkolu, na koniec przedstawienia zawsze miała podkówkę, bo jej korpo rodzice nigdy nie mieli czasu.
To nadal nie zmienia faktu, ze twoja zasługa w jego awansach jest zerowa. Ja go wcale nie bronię, zycze ci, zeby ci sie powiodło i zebys oskubała go tak jak aktualnie tego pragniesz. Zaznaczam tylko, ze decyzja o opiekowaniu sie dziecmi to twoja decyzja. To ze powierzylas swoj los w rece nieodpowiedniej osoby nie zmienia tego faktu, ze ty podjelas taka decyzje. Wiekszosc osob jest przecietna i nawet jakbys zaczela pracowac tak jak on, tyle czasu poswiecac pracy, niekoniecznie efekt bylby taki sam. I nie wrzucaj mnie do worka mizoginów, bo to strzał kulą w płot.
Decyzja o opiekowaniu się dziećmi to ich wspólna decyzja. Na to się umówili i to im obojgu pasowało. Umówili się także na wspólne życie, wierność i szacunek. jeśli mężowi Pain przestało to odpowiadać to należało odejść a nie oszukiwać i mataczyć. Co do majątku, to skoro umówili się tak a nie inaczej to pan powinien zostawić majątek żonie i dzieciom, która ze względów oczywistych już kariery nie zrobi. On sam niech zacznie dorabiać się od nowa z Dziesiką, która zapewne umówi się z nim inaczej, a jak jest mądra to umówi się z nim tylko na seks.
Przestań oceniać Pain. "Jesteś taki sam jak mój mąż" - niby dlaczego? Tylko dlatego, ze w pewnym aspekcie nie zgadzam sie z tobą? Calkowicie negatywnie oceniam jego postawę jako malzonka, ale kariere to on sam sobie zawdziecza. To ze nie robilas kariery to tylko i wylacznie TWOJA decyzja. Nie tłumacz tego mezem czy dzieckiem, to ty podjelas decyzje o tym, ze bedziesz zajmowala sie dzieckiem. I nie piszcie, ze dziecko byloby pokrzywdzone, bo ja nie o tym... I nie pisz mi, ze jestem w jakims "teamie zdradzacze", bo to kompletne bzdury. P.s. A i nie nastawij sie na to, ze mąż kiedyś zrozumie czy ze bedzie nieszczesliwy. Moze byc tak, ze ułoży sobie zycie u boku tej czy innej i bedzie bardzo zadowolony. To w gruncie rzeczy nie ma znaczenia - zajmij sie soba Pain.
Beka ile masz dzieci ? Żona i Ty zawodowo na wysokich stanowiskach?
Jak widać pod względem tego aspektu jesteś dokładnie jak mąż Pain.
Bo przecież nie pod innymi Cię porównuje.
Beka, rozumem twoje intencje.
1. Pain tak wybrała, więc niech ma pretensje do siebie a nie jm.
2. Mąż zawdzięcza wszystko tylko sobie, a nie żonie.
Z pierwszym punktem mogę się zgodzić, bo faktycznie ona sama tak zdecydowała, po prostu poświęciła się dla męża i dzueci. Takie są kobiety, a przynajmniej większość z nich. Dużo ryzykują, bo kiedyś w przyszłości wiele mogą stracić, ale mogą też wygrać i zyskać fajna rodzinę, bo spełnionego i zadowolonego z siebie, z żony męża i zadbane dzueci oraz bezpieczeństwo finansowe. Pain zaryzykowała i niestety wychodowala sobie żmije na własnej piersi. Czasu nie cofnie, niestety. Gdyby człowiek wiedział, że się przewróci, to sam by się wywalił, żeby mniej bolało.
Jednak rozumiem, że chodzi Ci o ludzkie wybory i konsekwencje tych wyborów.
Co do drugiego punktu absolutnie się nie zgadzam. Mąż pain w życiu nie osiągnąłby tego, co ma bez wsparcia żony. Absurdalne myślenie, nawet nie chce mi się z czymś takim dyskutować.
389 2020-06-17 10:30:12 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-17 10:36:07)
0Może by osiągnął, ale nie jednocześnie jako mąż i ojciec.
No i oczywiście pewnie mógł sam troche zwolnić i wspierać żonę w pracy, ale tego nie zrobił
Nie ma co oczekiwać, że gość będzie musiał kiedyś pożałować tego, że rozwalił swoją rodzinę, bo niestety on może to odbierać zupełnie inaczej. Myślę, że Kolega Beka jest daleki od chwalenia postawy zdradzacza, ale nie widzi tej oczywistej rzeczy, że aby móc się zawodowo rozwijać i poświęcać czas, siły i środki na to, to trzeba owe możliwości posiadać. Gdyby Pain pracowała równie intensywnie czy nawet trochę mniej, to kto by się tymi dziećmi zajął, jeśli nie ma w pobliżu dziadków? Skoro opiekunki nie chcą wynajmować, to ktoś musi przejąć tą trudną rolę i tymi dziećmi się zajmować.