Gdy już wiem, że czas odejść... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Gdy już wiem, że czas odejść...

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 22 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 196 do 260 z 1,383 ]

196

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Aż sie zalogowałam smile Ja odnośnie twierdzenia że Ninas i Pain to jedna osoba wink Widać na cytowanych wypowiedziach, że Ninas "cytowała" Pain tylko coś nie pykło ( ] ). Łatwo można to też wywnioskować po

Ninas napisał/a:

Ale fajnie! Aż się uśmiechnęłam do telefonu wink
Oby takich momentów było teraz więcej!.

Widziałam że wątek Ninas został zamkniety i dlatego postanowiłam się odezwac smile
Swoją drogą jak już jestem to chciałam tylko powiedzeć Pain, że jestem w bardzo podobnej sytuacji. Mój nie zdradziła (chyba) ale się wypalił ... rok temu ale nadal mieszka ze mną a ja nie mam mocy go poprosić żeby się wyniósł. Sytuacja przycisneła mnie do gleby i trzyma bardzo mocno z twarzą w błocie. Planuje terapię... Trzymam za Ciebie kciuki bardzo mocno.

Zobacz podobne tematy :

197 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-03 23:05:46)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
EvEmama napisał/a:

Swoją drogą jak już jestem to chciałam tylko powiedzeć Pain, że jestem w bardzo podobnej sytuacji. Mój nie zdradziła (chyba) ale się wypalił ... rok temu ale nadal mieszka ze mną a ja nie mam mocy go poprosić żeby się wyniósł. Sytuacja przycisneła mnie do gleby i trzyma bardzo mocno z twarzą w błocie. Planuje terapię... Trzymam za Ciebie kciuki bardzo mocno.

Niestety bazując na moim doświadczeniu i przeczytawszy dziesiątki wątków dochodzę do wniosku, że jak im się coś "wypala" to zazwyczaj w tym samym czasie "zapala" do kogoś innego...

198

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Niestety, prawie zawsze tak jest, tylko nie zawsze sie dowiadują wspolmalzonkowie.
Tak że wypalenia  w długoletniej malzenstwach można między bajki włożyć:)

199

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

EvEmama Masz rację. Zupełnie nie pomyślałam, że kolejny taki sam post może być cytatem, tylko od razu założyłam, że ktoś wysyła post o takiej samej treści z dwóch różnych kont.
Obie dziewczyny serdecznie przepraszam, mam nadzieję że będą mogły wybaczyć mi zamieszanie, jakiego narobiłam swoją nadgorliwością.

200

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Ela210 napisał/a:

Niestety, prawie zawsze tak jest, tylko nie zawsze sie dowiadują wspolmalzonkowie.
Tak że wypalenia  w długoletniej malzenstwach można między bajki włożyć:)

@EvEmama dlatego Ty nie planuj terapii tylko rozwod. I bym sie na Twoim miejscu mężowi przyjrzała - czy to jego wypalenie nie jest tylko w domu, a poza nim tryska życiem. Jak mój biedny, depresyjny mąż, który mi płakał w ciagu ostatniego roku kilka razy - a prawda pewnie jest taka, że rozdarty jest między "tam miłość życia" a tu "dzieci, dom, małżeństwo"...

Jeśli zaś o mnie chodzi - obudziłam się dziś w paskudnym nastroju:( Śniło mi się, że z moim mężem jest normalnie, jest dobrze, tak jak kiedyś - przytulamy się, rozmawiamy, jest między nami spokój i zaufanie. Po czym się obudziłam i po 2 sekundach spadła na mnie prawda - znacie pewnie to uczucie:( W ciągu dnia jakoś funkcjonuję (nawet dobrze), ale te sny mnie rozwalają bo przypominają mi to, co BYŁO i do tego są takie realne...:(

201

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

tez mam te sny...
Terapie planuje dla siebie bo cała ta sytuacja wpędziła mnie w depresje i ataki paniki. Nie umiem się pogodzić z tym co się dzieje. Prez ten rok było niby lepiej chwilami ale tera wiem ze to ja to ciągnełam a on chyba nie umiał powiedziec "nie". W styczniu powiedzial ze chce się rozstać ale na kazde moje pytanie jak to ma wyglądać? Co dalej? milczy... generalnie nie da się znim porozmawiac bo milknie i koniec. Mieszka nadal ze mną i unika wszelkich interakcji między nami. Ja już nie probuje rozmawiać, nie mam siły. Nie mam też siły poprosić żeby się wyprowadził. On się faktycznie skupił na sobie. Cwiczy, robi prawko na motor, dietka wink Pracujemy w jednej firmie, jago sciągnełam i pchałam 3 lata az awansował, znajome nie? On taki delikatny, ciepły miś, zakompleksiony , wiecznie oczekujący pochwał i docenienia. Zawsze 30 pytań czy dobrą jjecznice zrobił, czy ładnie kuchnei posprzątał, ładnei coś naprawił.... Ostatni rok zmiana o 180st, pewny siebie , arogancki, ironiczny.. NIe wiem czy kogoś ma , wydaje mi się że nie bo w sumie nie miał by kiedy ale życie i forum pokazuje że cuda się dzieją wiec nie dam sobie nic uciąć.
Sytuacja jest skomplikowana bo poza wspólnym dzieckiem są tez nasze starsze córki z poprzednich związków, które wychowujemy razem od 9 lat. Z pierwszą cóką tez zostałam sama jak miała 2 latka, po 9 latach związku. Sytuacja niemal taka sama.... To wszystko mnie mocno przerasta. Czuje się emocjonalnie rozjechana i tak ciężko mi się pogodzić z jego zachowaniem.O dziecko staraliśmy się prawie dwa lata. Dwa razy poroniłam, całą ciąze trzeęsłam się ze strachu. Po porodzie miałam silną nerwicę objawiającą się okropnymi myślami że zrobię coś dziecku lub sobie... Straszne to bylo naprawde. On niby wspierał ale się oddalała żeby w końcu się całkiem odciąć. Złamał mi serce i wepchnął w czrną dziurę, z której nie umiem wyjść. Na codzien staram się funkcjonować dla dzieci , śmieję się, bawię, ale to jest strasznie wyczerpujące. Potrzebuje kogoś kto pomoze mi wyjsc z tego stanu i samej coś zrobić.

202

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Dziewczyny jeśli macie ochotę i czas to poczytajcie kobiety na zakręcie.

203

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

PainIsFinite, przeczytałam wszystkie Twoje wpisy w tym temacie. Oto co widzę.

To, że nie widziałaś konfliktów w waszym małżeństwie, nie było krzyków i wrzasków, nie oznacza, że małżeństwo było udane. Rzuca mi się w oczy, kiedy piszesz "my" o odczuciach w różnych sytuacjach, a przecież to były jedynie Twoje odczucia, bo tych które były w mężu i jego myśli widzieć nie mogłaś. Skoro poszedł do innej kobiety, cos było nie tak. Kiedy mąż mówi Ci, że było cos czego nie mógł przegryźć i z czym sobie nie radził, tak zapewne było. On Ci to sygnalizuje wciąż, a Ty, zamiast przyjrzeć się temu czemuś w sobie, ucinasz temat i każesz mu rzucać się przed sobą na kolana/błagać o wybaczenie.
Znałaś go, wiedziałaś że trudno mu wyrażać emocje. Mi się wydaje, że on przy Tobie zablokował się jeszcze bardziej, żyjąc z Tobą i widząc codziennie kim jesteś. Nie przebił się z tym co miał w sobie. Teraz też nie dopuszczasz do siebie żadnych myśli, że mogło być w Tobie coś nie tak, co go oddalało.
Do końca nie chciał rozwodu, bo pewnie wciąż szuka w sobie winy i sposobu jak być jakimś innym facetem, by przebić się przez ten mur który was dzieli. On to czuje i mimo wszystkich lat nie znajduje sposobu. Tamta kobieta zapewne była mniej władcza i po prostu lepiej go czuła.
Nie tłumaczę go i zdrady. Tłumaczę, że on też jest człowiekiem. Że bije się z myślami, dostaje na głowę, czuje. Z Twoich postów wynika że cierpisz jedynie Ty. A to nieprawda.
Jedynie terapia wspólna, tak sądzę, pozwoliłaby Tobie zrozumieć go, to co w nim jest/było, co nim kierowało. Wyszłoby pewnie, że po Twojej stronie tez było dużo błędów. I że przed czymś uciekał. Być może nawet nie powiedział Ci nigdy prawdy o Tobie, by Cię nie zranić jeszcze bardziej.
Piszę to bez przeczytania odpowiedzi wszystkich innych osób w tym temacie. Na podstawie własnych doświadczeń. I na podstawie doświadczeń ludzi, którzy mi mówili o tym co czują w podobnych sytuacjach.
Nie jesteś jeszcze gotowa na rozwód. Emocjonalnie jesteś wciąż w związku z mężem. Zajmujesz się w myślach nim.

204

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
EvEmama napisał/a:

tez mam te sny...
Terapie planuje dla siebie bo cała ta sytuacja wpędziła mnie w depresje i ataki paniki. Nie umiem się pogodzić z tym co się dzieje. Prez ten rok było niby lepiej chwilami ale tera wiem ze to ja to ciągnełam a on chyba nie umiał powiedziec "nie". W styczniu powiedzial ze chce się rozstać ale na kazde moje pytanie jak to ma wyglądać? Co dalej? milczy... generalnie nie da się znim porozmawiac bo milknie i koniec. Mieszka nadal ze mną i unika wszelkich interakcji między nami. Ja już nie probuje rozmawiać, nie mam siły. Nie mam też siły poprosić żeby się wyprowadził. On się faktycznie skupił na sobie. Cwiczy, robi prawko na motor, dietka wink Pracujemy w jednej firmie, jago sciągnełam i pchałam 3 lata az awansował, znajome nie? On taki delikatny, ciepły miś, zakompleksiony , wiecznie oczekujący pochwał i docenienia. Zawsze 30 pytań czy dobrą jjecznice zrobił, czy ładnie kuchnei posprzątał, ładnei coś naprawił.... Ostatni rok zmiana o 180st, pewny siebie , arogancki, ironiczny.. NIe wiem czy kogoś ma , wydaje mi się że nie bo w sumie nie miał by kiedy ale życie i forum pokazuje że cuda się dzieją wiec nie dam sobie nic uciąć.
Sytuacja jest skomplikowana bo poza wspólnym dzieckiem są tez nasze starsze córki z poprzednich związków, które wychowujemy razem od 9 lat. Z pierwszą cóką tez zostałam sama jak miała 2 latka, po 9 latach związku. Sytuacja niemal taka sama.... To wszystko mnie mocno przerasta. Czuje się emocjonalnie rozjechana i tak ciężko mi się pogodzić z jego zachowaniem.O dziecko staraliśmy się prawie dwa lata. Dwa razy poroniłam, całą ciąze trzeęsłam się ze strachu. Po porodzie miałam silną nerwicę objawiającą się okropnymi myślami że zrobię coś dziecku lub sobie... Straszne to bylo naprawde. On niby wspierał ale się oddalała żeby w końcu się całkiem odciąć. Złamał mi serce i wepchnął w czrną dziurę, z której nie umiem wyjść. Na codzien staram się funkcjonować dla dzieci , śmieję się, bawię, ale to jest strasznie wyczerpujące. Potrzebuje kogoś kto pomoze mi wyjsc z tego stanu i samej coś zrobić.

EvEmama, bardzo mi przykro, bo wiem przez co przechodzisz. Ja też czułam się jak w matriksie podczas drugiego romansu jm. Zakładałam nawet, że ma depresję. A to niestety jednak inna kobieta jest najczęściej przyczyną takich zachowań. I uwierz mi, że ja też w żaden sposób nie mogłam sobie wyobrazić (jak już wiedziałam, że romans był), kiedy oni się spotykali. Inwencja przeszła moje najśmielsze oczekiwania smile
Przez cały ten czas mój jm próbował tak mną manipulować, żebym to ja była tą decydującą o rozstaniu.
Przechodziłam przez różne stany, mam nerwicę, ale tak naprawdę dopiero rozstanie po informacji o drugiej zdradzie powoli pozwala mi dojść do siebie. Tak jak pisze Pain - jest różnie, to sinusoida, ale uwierz mi, że nawet ataki paniki są rzadsze, coraz lepiej sypiam, czasami nie ma innego wyjścia...

205

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Tylko że oni już na takiej  terapii byli. Wydawało mi się  sensowne jej kontynuowanie, dopóki  nie usłyszałam że są na terapii, a mąż  kłamie.
Ciekawa jestem  jak chociażby  ta sprawa z butami  była naświetlania przez terapeutę.
Jest jeszcze jedna rzecz, że Pain się nie zmieniła, to mąż  w sumie udawał że mu pasowało,a siedział cicho, bo mu było wygodnie.

206 Ostatnio edytowany przez EvEmama (2020-06-04 12:09:35)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Dzięki za odzew i przepraszam Pain, że się wciełam w Twój wątek. Od początku go czytam bo jest bardzo zbieżny z tym co się u mnie dzieje sad Mój tez nie dawał żadnych oznak ze coś jest nie tak, planowaliśmy dzieko i ślub. Wierzyłam, że w końcu mam poukładane życie. Jak zaszłam w koncu w ciąże to chodził ze mną na wizyty pomagał w domu. wszystko było ok. Jak po porodzie był ze mną źle (podczas CC były komplikacje i było ze mną krucho co też wpłyneło pewnie na psychike) był i mówił że  "damy rade" "będzie dobrze". Zmianę zauważyłam jak mała miała 5 miesiecy. Ja ciągle sama w domu, nie mam zadnej rodziny i wsparcia bliskich. On ciągle w pracy i wiecznie zestresowany bo nie bardzo sobie tam radził. Ja wspierałam ile mogłam, uruchomiłam wszystkie znajomości zeby mu pomóc ogarnąc stanowisko w myś że jak jemu się poprawi to w domu się poprawi. Niestety było tylko gozej i nie wiem w sumie dlaczego do dziś. Kiedyś wypalił w jakiejs rozmowie że się mnie bał, ale nie umiał wytlumaczyć dlaczego. Powiedział ze od kiedy się ode mnie odciął to jest mu lepiej. Zostawił mnie z milionem znaków zapytania, bez możliwości naprawy bo nie wiem co było źle, w depresji , z dzieckiem które miało być zcementowaniem naszej miłosci. Nie rozumiem jak mozna tak postąpić. Tyle lat słyszłam codziennie zapewnienia o wielkiej miłosci i że nigdy mnie nie zostawi. Nawet w ciązy tak mówił. Czułam się go bardzo pewna... za bardzo chyba.
Wiecie mnie boli dodatakowo fakt, ze on doskonale wiedzial co zrobił mój były , że przez niego nie byłam w stanie cieszyć się macieżynstwem tak jakbym chciała bo tez mnie zostawił i musiałam walczyć o przetrwanie. Teraz on robi to samo mimo ze wiedział jak bardzo pragnełam tym razem przezyć to wsztystko świadomie, w szczęsciu i razem. Nie poznaje go, nie rozumiem jak można tak traktowac kogoś kogo się kochało. No ale komu ja tu marudze...

207

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
słaba kobietka napisał/a:

PainIsFinite, przeczytałam wszystkie Twoje wpisy w tym temacie. Oto co widzę.

To, że nie widziałaś konfliktów w waszym małżeństwie, nie było krzyków i wrzasków, nie oznacza, że małżeństwo było udane. Rzuca mi się w oczy, kiedy piszesz "my" o odczuciach w różnych sytuacjach, a przecież to były jedynie Twoje odczucia, bo tych które były w mężu i jego myśli widzieć nie mogłaś. Skoro poszedł do innej kobiety, cos było nie tak. Kiedy mąż mówi Ci, że było cos czego nie mógł przegryźć i z czym sobie nie radził, tak zapewne było. On Ci to sygnalizuje wciąż, a Ty, zamiast przyjrzeć się temu czemuś w sobie, ucinasz temat i każesz mu rzucać się przed sobą na kolana/błagać o wybaczenie.
Znałaś go, wiedziałaś że trudno mu wyrażać emocje. Mi się wydaje, że on przy Tobie zablokował się jeszcze bardziej, żyjąc z Tobą i widząc codziennie kim jesteś. Nie przebił się z tym co miał w sobie. Teraz też nie dopuszczasz do siebie żadnych myśli, że mogło być w Tobie coś nie tak, co go oddalało.
Do końca nie chciał rozwodu, bo pewnie wciąż szuka w sobie winy i sposobu jak być jakimś innym facetem, by przebić się przez ten mur który was dzieli. On to czuje i mimo wszystkich lat nie znajduje sposobu. Tamta kobieta zapewne była mniej władcza i po prostu lepiej go czuła.
Nie tłumaczę go i zdrady. Tłumaczę, że on też jest człowiekiem. Że bije się z myślami, dostaje na głowę, czuje. Z Twoich postów wynika że cierpisz jedynie Ty. A to nieprawda.
Jedynie terapia wspólna, tak sądzę, pozwoliłaby Tobie zrozumieć go, to co w nim jest/było, co nim kierowało. Wyszłoby pewnie, że po Twojej stronie tez było dużo błędów. I że przed czymś uciekał. Być może nawet nie powiedział Ci nigdy prawdy o Tobie, by Cię nie zranić jeszcze bardziej.
Piszę to bez przeczytania odpowiedzi wszystkich innych osób w tym temacie. Na podstawie własnych doświadczeń. I na podstawie doświadczeń ludzi, którzy mi mówili o tym co czują w podobnych sytuacjach.
Nie jesteś jeszcze gotowa na rozwód. Emocjonalnie jesteś wciąż w związku z mężem. Zajmujesz się w myślach nim.

Podsumowując: "Bla bla bla bla bla bla..." i najlepszy ten kawałek: "Bla bla bla bla bla". Daj spokój! Po co autorce zaszczepiasz jeszcze poczucie winy? Kogo obchodzą dylematy tego faceta i skąd wiesz, ze takowe ma? Skąd ta absurdalna teza, ze on siedzi & myśli & (na dodatek) cierpi?!

208 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-04 12:59:08)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Takie same  masz podstawy myśleć  że nie cierpi, jak Ona że cierpi.
Nie wiem co miał wnieść  Twój post tutaj
No chyba że tak blaaaabla chciałeś  napisać.
W sumie tak sobie myślę,  że to musi być  dość  podłe  uczucie, być  po tej drugiej  stronie.
Z drugie  strony myślę,  że mi to nie grozi, bo nie zapewnialabym kogoś  o miłości, gdybym nie była jej całkowicie pewna.
A już kompletnie  nie wyobrażam sobie odwracania kota ogonem, by chronić swoje ego..

209 Ostatnio edytowany przez słaba kobietka (2020-06-04 13:11:38)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Już tłumaczę mój tok myślenia.

Dla dobra Autorki i jej męża uważam, by wzajemnie dowiedzieli się co było powodem niepowodzenia w ich małżeństwie. Bez obwiniania się wzajemnie, przetargów kto jest gorszym człowiekiem itd. po to, by wiedzieć i na przyszłość nie powielać własnych błędów i schematów.

Jeśli coś przeoczyłam, przepraszam. Uważam że dotarcie do sedna problemu może być wyzwoleniem się dla obu stron. Tu mamy wersję Autorki, nie znamy wersji męża. Ja tylko sugeruję, że on tez swoją wersję ma. Jak rozumiem nie jest w stanie jak dotąd odkryć jej w pełni przed Autorką.

Dodam tylko, że gdybym ja miała powiedzieć mojemu jm tą całą prawdę o nim jaką w sobie noszę od lat, z pewnością raz na zawsze powaliłabym go na kolana. Prawdę o nim która nie pozwala mi z nim żyć i każe mi od niego uciekać. On czuje się wciąż idealnym, nieomylnym, najlepszym i najmądrzejszym. I ma mnie za nic, zero. Może nawet nie przeżyłby jej.
Stąd wiem, że czasem są takie sytuacje w których strona zdradzająca bije się z myślami, by wybrać mniejsze zło. Unika konfrontacji z prawdą z jakiegoś powodu. Być może mąż też unika takiej prawdy. w pewnym sensie chroniąc Autorkę przed konsekwencjami.
Proszę Autorkę by nie wpędzała siebie w poczucie winy, a zamiast tego przyznała przed sobą, że oboje są takimi samymi ludźmi. I że oboje popełniają błędy.
Jeśli dla kogoś moje słowa są pustym bla, bla, bla, postaram się po raz kolejny nie pisać tu nic. Na priv zapraszam zainteresowanych.

210

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
słaba kobietka napisał/a:

Już tłumaczę mój tok myślenia.

Dla dobra Autorki i jej męża uważam, by wzajemnie dowiedzieli się co było powodem niepowodzenia w ich małżeństwie. Bez obwiniania się wzajemnie, przetargów kto jest gorszym człowiekiem itd. po to, by wiedzieć i na przyszłość nie powielać własnych błędów i schematów.

Jeśli coś przeoczyłam, przepraszam. Uważam że dotarcie do sedna problemu może być wyzwoleniem się dla obu stron. Tu mamy wersję Autorki, nie znamy wersji męża. Ja tylko sugeruję, że on tez swoją wersję ma. Jak rozumiem nie jest w stanie jak dotąd odkryć jej w pełni przed Autorką.

Dodam tylko, że gdybym ja miała powiedzieć mojemu jm tą całą prawdę o nim jaką w sobie noszę od lat, z pewnością raz na zawsze powaliłabym go na kolana. Prawdę o nim która nie pozwala mi z nim żyć i każe mi od niego uciekać. On czuje się wciąż idealnym, nieomylnym, najlepszym i najmądrzejszym. I ma mnie za nic, zero. Może nawet nie przeżyłby jej.
Stąd wiem, że czasem są takie sytuacje w których strona zdradzająca bije się z myślami, by wybrać mniejsze zło. Unika konfrontacji z prawdą z jakiegoś powodu. Być może mąż też unika takiej prawdy. w pewnym sensie chroniąc Autorkę przed konsekwencjami.
Proszę Autorkę by nie wpędzała siebie w poczucie winy, a zamiast tego przyznała przed sobą, że oboje są takimi samymi ludźmi. I że oboje popełniają błędy.
Jeśli dla kogoś moje słowa są pustym bla, bla, bla, postaram się po raz kolejny nie pisać tu nic. Na priv zapraszam zainteresowanych.

Słaba kobietko, nie przestawaj dzielić się obserwacjami, są bardzo cenne. Bardzo się zgadzam z tym, co napisałaś w tym i poprzednim swoim poście. Niedawno nawet miałam na podobny temat rozmowę z przyjaciółką, właśnie takie rozbieranie na części mojego jeszcze małżeństwa. Nie usprawiedliwiam absolutnie zdrad mojego jm, ale z perspektywy widzę (i wcześniej też widziałam) skąd brały się nieporozumienia, niezrozumienie między nami, jak ciężko nam było czasami się dogadać. Wierzę, że on teraz też cierpi, choć nasze rozstanie jest niejako na jego życzenie. Fajnie, gdyby zrozumiał - dla siebie - co nim kierowało, żeby zbudować ew bardziej świadomą relację w przyszłości.

211

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Nie ma co się tutaj śmiać, bo akurat w przypadku Autorki widać wyraźnie niezrozumienie zaistniałej sytuacji, w konfrontacji z jej wcześniejszym odbieraniem relacji, jaka ją łączyła z mężem. Sama widziała swoje małżeństwo niemal idealnie, a tu nagle się okazuje, że jednak facet zmienił się o 180 stopni, gdzie to, co wydawało się dla niego ważne przestaje mieć znaczenie. Obudziło się w nim jakieś alter ego, które każe mu czerpać przyjemność z zupełnie innego stylu bycia, niż do tej pory. Jeśli przez tyle lat chował w sobie to uczucie, że czegoś mu brakuje a jednocześnie sprawiał wrażenie zadowolonego, tym bardziej Autorka zachodzi w głowę co mogło pójść źle. Może niektórzy ludzie mają tak, że stwarzają pozory dobrego związku, ale potrafią w sobie dusić niespełnione pragnienia i dopiero po jakimś czasie znajdzie się ktoś, kto powoduje, że w końcu coś w nich pęka..?

212 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-04 13:58:23)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
EvEmama napisał/a:

On taki delikatny, ciepły miś, zakompleksiony , wiecznie oczekujący pochwał i docenienia. Zawsze 30 pytań czy dobrą jjecznice zrobił, czy ładnie kuchnei posprzątał, ładnei coś naprawił.... Ostatni rok zmiana o 180st, pewny siebie , arogancki, ironiczny..

EvEmama napisał/a:

Kiedyś wypalił w jakiejs rozmowie że się mnie bał, ale nie umiał wytlumaczyć dlaczego. Powiedział ze od kiedy się ode mnie odciął to jest mu lepiej.

O mamo, przecież to ja o tej jajecznicy pisałam...I mój mi też mówi, że się mnie...boi (wtf?). Mamy tego samego męża?? Moj taki sam-  ciepły miś kiedyś, wycofany, 50 razy pytanie czy dobra kanapke mi zrobił ("tak, kochanie, dziękuję, pyszna" - odpowiadałam). Teraz koleś dba o ubiór, schudł 20kg, na rowerze jeździ...
Jestem prawie pewna, że zazmianą Twojego też stoi jakaś kobieta, którą sobie w głowie wyidealizowałi Ty mu się teraz jawisz jako ta zła, z wadami. Standardzik.
Twój mąż nie wyprowadza się, bo pewnie tam gdzieś albo sie skonczylo (jak u mojego), lecz juz zaznal czegos innego i jest rozdarty - albo bada grunt. W każdym razie już TY nie jestes dla niego nr 1.

Co do reszty Twojej wypowiedzi - strasznie Ci wspolczuję:( I tego, ze przechodzisz przez to po raz kolejny, ale tez tego jak Ci sie zdrowie sypnęło:( Mysle, ze nerwica i ataki paniki to juz temat dla psychiatry, nie bój się tego. Ja rok temu przez mojego mężulka wylądowałam na lekkich antydepresantach i pomagają mi to przechodzić. Nadal czuję emocje, nadal czuję ból i rozpacz - ale nie mam tego co na początku (właśnie ataki paniki, lęk) Ja byłam w takim szoku, że mój organizm zwariował. Miałam leki już odstawiać pol roku temu bo zaczynało byc dobrze między nami (HAHAHAHA), ale potem kolejne kwiatki wychodziły...Potem zmieniałąm pracę, teraz przede mną rozwód - więc na razie nie dokładam sobie problemów i trwam na tej mojej najniższej dawce. Nie bój się tego. To jest druga naajwiększa trauma po śmierci współmałżonka, sytuacja na maksa kryzysowa - i takie momenty w życiu czasem wymagają środków nadzwyczajnych.
Trzymaj się!

213

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Dzięki Pain:) Jestem na lekach od roku, bez tego bym nie przetrwała bankowo hmm
Ja mam takie falowanie nastroju ze tego nie ogarniam, pierwsze meisiące to była masakra, lęk, niejedzenie, niespanie... Po lekach troche się uspokoiłam no i była chwila u nas ze tez było lepiej ale potem on nagle znów się wycofał i przeniósł na kanapę bez tlumaczenia. On twierdzi że cyt "on sobie całe życie wszystkiego odmawiał " ale w mojej opinii było inaczej... Bywało ciezko , organizacyjnie i materialnie ale ja zawsze starałam się spełniać jego marzenia. Aparat, zegarek, tatuaz, narzędzia, pies ... to tylko kilka prezentów na które skrupulatnie ciułałam kase żeby miał coś wow. I nie to nie działało w obie strony wink Dostawałam fajne prezenty ale nigdy to nie było coś co sobie wymarzyłam wink Ale kochałam, chciałam dobrze , zajmowałam się jego córką bo jej matka się wypieła. On nigdy nie umiał być stanowczy nawet w stosunku do ex żony co zaoowocowało tym ze od 12 lat płaci mu najnizsze alimenty i prawie nie utrzymuje kontaktu z dzieckiem. Wiecie ja czuje że z nimi jest tak że latwo oddac pałeczkę pt " ty zdecyduj" bo potem myslą ze nikt ich z tego nie będzie rozliczał jak coś nie pojdzie tylko nie przewidują ze taka sytuacja finalnie "odziera ich z męskości" której notabene tak bardzo pragną. Koniec końców to my jesteśmy te złe bo on nie mógł mieć swojego zdania i nie mógł podjąc decyzji. WTF sad I dupa bo ja mimo że wiem że to co on robi to jest świństwo to chciałabym żeby przyszedł , powiedział ze żaluje że coś mu odwaliło, że kocha i że chce tylko mnie...  Musze sobie to jakoś wypersfadowac bo się wykończę

214 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-04 14:29:06)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
słaba kobietka napisał/a:

Już tłumaczę mój tok myślenia.

Dla dobra Autorki i jej męża uważam, by wzajemnie dowiedzieli się co było powodem niepowodzenia w ich małżeństwie. Bez obwiniania się wzajemnie, przetargów kto jest gorszym człowiekiem itd. po to, by wiedzieć i na przyszłość nie powielać własnych błędów i schematów.

Jeśli coś przeoczyłam, przepraszam. Uważam że dotarcie do sedna problemu może być wyzwoleniem się dla obu stron. Tu mamy wersję Autorki, nie znamy wersji męża. Ja tylko sugeruję, że on tez swoją wersję ma. Jak rozumiem nie jest w stanie jak dotąd odkryć jej w pełni przed Autorką.

Dodam tylko, że gdybym ja miała powiedzieć mojemu jm tą całą prawdę o nim jaką w sobie noszę od lat, z pewnością raz na zawsze powaliłabym go na kolana. Prawdę o nim która nie pozwala mi z nim żyć i każe mi od niego uciekać. On czuje się wciąż idealnym, nieomylnym, najlepszym i najmądrzejszym. I ma mnie za nic, zero. Może nawet nie przeżyłby jej.
Stąd wiem, że czasem są takie sytuacje w których strona zdradzająca bije się z myślami, by wybrać mniejsze zło. Unika konfrontacji z prawdą z jakiegoś powodu. Być może mąż też unika takiej prawdy. w pewnym sensie chroniąc Autorkę przed konsekwencjami.
Proszę Autorkę by nie wpędzała siebie w poczucie winy, a zamiast tego przyznała przed sobą, że oboje są takimi samymi ludźmi. I że oboje popełniają błędy.
Jeśli dla kogoś moje słowa są pustym bla, bla, bla, postaram się po raz kolejny nie pisać tu nic. Na priv zapraszam zainteresowanych.

Od początku piszę, że nie jestem idealna. Co więcej - jesli moj mąż by do mnie przyszedł z intencją szczerej rozmowy - to bym go nie zbyła. PRZED ZDRADĄ. To, co po zdradzie się dzieje, ta nasza komunikacja - niestety jest już naznaczona i są tam już emocje, dużo negatywnych myśli, dużo strachu. Huśtawka emocjonalna, na której jestem od roku jest najgorszym przezyciem w całym moim życiu i na pewno już ta nasza romzmowa i proba porozumienia nie jest taka, jaka by była gdyby moj mąż zamiast przyjsc do mnie - nie poszedł do koleżanki. Wiesz, ona wiedziala wiecej o naszym zwiazku niż ja. Oczywiscie w negatywach, a jakże. Ale czy to też nie standard? Mąż się żali kochance, jak to mu się z żoną nie układa, jaka to zła kobieta była...? To, że po zdradzie ja zamiast patrzec na JEGO uczucia wymagałam tego padania na kolana - było już WYNIKIEM zdrady. I nie, nie dlatego, że się mszczę. Tylko zdrada mnie bolała i boli jak nic nigdy w życiu. I dopóki ten ból nie byłby przez męża wzięty na klatę, odpokutowany jakoś, łagodzone - to nie miałabym nawet możliwosci w sobie, zeby czując się jak w piekle - pochylać się nad JEGO uczuciami, ktore doprowadziły do tego. Gdyby mój mąż szczerze żałował i dał mi czas, pokutował, coś poświęcił dla ratowania małżeństwa - to za jakis czas mogłabym zająć się jego kawałkiem. Ale nie w takiej sytuacji, gdy on się stawia w roli ofiary. Gdyby pomyślał o naszym małżeństwie zanim się zarumakował - nasza rozmowa mogłaby być inna. Spokojna, konstruktywna.
I ja oczywiscie, ze wady mam, zrobiłam pewnie zyliard błędów w małżeństwie - ale naprawdę nie zrównuj tego ze zdradą. Nie byłam świadoma, że moje niektore zachowania (do dziś konkretnie nie wiem o ktore mu chodzilo) tak na niego wpływają. I mam podejrzenie, ze skoro zna mnie 15 lat i Przez 90% czasu mu nigdy nie przeszkadzało to, jaka jestem - ba! czułam jego miłość - to jednak na zmianę frontu mogło wpłynąć coż z zewnatrz, bo ja się nie zmieniłam przez ostatnie 2 lata...Natomiast owszem, biorę na klatę, że pewnie nie zauważyłam czegoś plus myslalam, ze jestesmy już stałą, nierozłączni, że już zawsze my razem...Moze nie widzialam jakichs jego problemow? NIE WIEM, bo mi nigdy nie dał znać. Gdy zas widzialam, ze ma problemy ze snem - mowil, ze to stres w pracy. Nie mam szklanej kuli. Jestem osobą, z ktorą można pogadać. To, że mam swoje zdanie nie znaczy, że jestem "władcza". Wiele decyzji w naszym życiu było podjętych bo ON ich chciał - poczynając od mieszkania (ja chcialam inne, ale sie zgodziłam bo to mu się bardziej podobało), a kończąc na fotelu (chciałam inny, ale widziałam, że mu zależy na rozkładanym podnóżku:) Serio, nie jestem jakąś Helgą, co biednego misia pod butem trzymała, a on nie chciał mnie "zranić" i dlatego mi nie powiedział, jaka to straszna jestem. Miał wolność, realizował się, jezdził na żagle, chodził na imprezy, chodził z kumplami co tydzien prawie na Starcrafta, chodziłam z nim na rozne kompromisy w codziennosci. Jakos nie mial problemu wczesniej mi mowic jak cos mu sie nie podobalo (w iiinnych tematach niz nasz zwiazek), czasem wręcz dla zasady wchodził w dyskusję...Wiec nie dam sobie wmowic winy, ze to ja jestem jakims toksycznym charakterem i nie miał przy mnie prawa głosu:)

A co do Ciebie @słabakobietko - to mysle, ze masz ten sam problem , coo moj maz.
Napisałaś: "gdybym ja miała powiedzieć mojemu jm tą całą prawdę o nim jaką w sobie noszę od lat, z pewnością raz na zawsze powaliłabym go na kolana. Prawdę o nim która nie pozwala mi z nim żyć i każe mi od niego uciekać. On czuje się wciąż idealnym, nieomylnym, najlepszym i najmądrzejszym. I ma mnie za nic, zero. Może nawet nie przeżyłby jej."
Po co jestes w takim malzenstwie?? Ptrzeciez Ty swojego męża zaraz zdradzisz, a potem będziesz jęczeć, że taka uciemiężona byłaś. A Twoj mąż nie bedzie wiedział o co chodzi...
A co do mnie - NIE, ja nigdy nie uważałam, że moj maż jest "zerem" i nigdy nie miałam go za nic. Zbudowałam z nim całe życie, kochałam go, szanowałam i szanowałam jego zdanie. Mielismy lepsze i gorsze okresy, czasem sprzeczki, ale w ogień bym kiedyś za nim skoczyła.
Więc nie ekstrapoluj swojego małżeństwa na moje. I pogadaj z mężem...On ma prawo wiedziec, ze osoba, z którą żyje tak o nim myśli. Może też by wolał być z kimś, z kim może budować życie w pełnej szczerosci...Daj mu wybór.

EvEmama napisał/a:

Dzięki Pain:) Jestem na lekach od roku, bez tego bym nie przetrwała bankowo hmm
Ja mam takie falowanie nastroju ze tego nie ogarniam, pierwsze meisiące to była masakra, lęk, niejedzenie, niespanie... Po lekach troche się uspokoiłam no i była chwila u nas ze tez było lepiej ale potem on nagle znów się wycofał i przeniósł na kanapę bez tlumaczenia. On twierdzi że cyt "on sobie całe życie wszystkiego odmawiał " ale w mojej opinii było inaczej... Bywało ciezko , organizacyjnie i materialnie ale ja zawsze starałam się spełniać jego marzenia. Aparat, zegarek, tatuaz, narzędzia, pies ... to tylko kilka prezentów na które skrupulatnie ciułałam kase żeby miał coś wow. I nie to nie działało w obie strony wink Dostawałam fajne prezenty ale nigdy to nie było coś co sobie wymarzyłam wink Ale kochałam, chciałam dobrze , zajmowałam się jego córką bo jej matka się wypieła. On nigdy nie umiał być stanowczy nawet w stosunku do ex żony co zaoowocowało tym ze od 12 lat płaci mu najnizsze alimenty i prawie nie utrzymuje kontaktu z dzieckiem. Wiecie ja czuje że z nimi jest tak że latwo oddac pałeczkę pt " ty zdecyduj" bo potem myslą ze nikt ich z tego nie będzie rozliczał jak coś nie pojdzie tylko nie przewidują ze taka sytuacja finalnie "odziera ich z męskości" której notabene tak bardzo pragną. Koniec końców to my jesteśmy te złe bo on nie mógł mieć swojego zdania i nie mógł podjąc decyzji. WTF sad I dupa bo ja mimo że wiem że to co on robi to jest świństwo to chciałabym żeby przyszedł , powiedział ze żaluje że coś mu odwaliło, że kocha i że chce tylko mnie...  Musze sobie to jakoś wypersfadowac bo się wykończę

@EvEmama przerażasz mnie! Mój mąż mi teraz też mówi, że on sobie zawsze wszystkiego odmawiał! Ode mnie też dostawał takie prezenty, o których wiem, ze mu zależało (typu powiedział coś miesiące temu a ja mu to kupowałam i cieszyłam się, jak on się cieszył że ja to zapamiętałam). I też to były całkiem nietanie rzeczy (ale to już nieistotne, nie chodzi o $$$).. Faktem jest, że on faktycznie sobie mało kupował. ALE NIE DLATEGO, ŻE JA MU ZABRANIAŁAM!!! On po prostu nie mial jakichs potrzeb sam z siebie, nie miał hobby żadnego! Ile razy to ja mu kupowałam nowe ubrania i buty - zeby nie chodził w starych. Więc to odmawianie nie bylo wynikiem mojego działania, tylko było w nim. Tylko czemu teraz to ja jestem winna...?

215

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

tiaa... dlatego śledzę Twój wątek, bo poza tym że Ty wiesz o zdradzie to sytuacja niemal identyczna. ja mojemu pare lat temu kupiłam karnet na treningi sztuk walki bo wspominał co jakiś czas ze chce ale nic z tym nie robił wink Potem jak urodziłam małą to treningi były ważniejsze od tego że ja 10h nosiłam małą na rękach i prosiłam żeby został i mi pomógł (dwa razy mi się zdażyło). Ja w swojej opinii poświęciłam dla tego związku bardzo dużo. Swego czasu moja starsza córka zeszła mocno na dalszy plan bo jego wymagała dużego wsparcia w szkole i ogólnie. Po kazdej wizycie matki dziecko się rozsypywało wiec ciągle wszystko kręciło się w okół niej i jego. Jego była żona go zdradzała i zostawiła jego i małą... To powinna być chyba jakaś lekcja? A wydaje mi się, ze on tego nie przepracował do dziś i po 10 latach nagle wszystko się wylało. ja też nei byłam święta , ba! nawet czasem miałam wyrzuty sumienia bo mi nerwy puszczały i bylam matką heterą ale on nie widzi drugiej strony medalu. On wszystko zostawił na moich barkach i wiecznie słyszłam "myszko mozesz? bo ja nie umiem/ nie nadaje się/ nie wypada mi/ nie pamiętam" a myszka robiła. Tylko frustracja narastała jak kolejne godziny siedziałam nad matematyka jego córki a ona przewracała oczami, drugą ręką gotowałam obiad a nogą bujałam niemowle, a on w tym czasie spokojnie zamiatał mieszkanie albo siedział z nosem w tel. My się nawet w sumienie kluciliśmy. Jak ja zaczynałam się gotować to on mnie uspokajał - przy dzieciach wink Co powodowało eksplozję i zostawiałam wszystko i wychodziłam. Potem probowałam tlumaczyc ale nigdy nie dawało to rezultatów i sytuacje się powtarzały. I ja glupia poprostu przesuwałam granicę, naginałam się, odpuszczałam. Wszystko po to żeby teraz usłyszeć ze jemu było źle. To czemu nie mówił!? Czemu się nie odezwała jak pytałam czy ma jakis pomysł jak unikać tych nerwowych sytuacji? Jak mnie odciązy? Zawsze było "nie wiem" i milczenie...

216

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Niektórzy nie dorośli po prostu do zakładania rodziny, ot cała prawda.
Ale dla mnie przerzucanie winy to szczyt chamstwa.
Ja bym na Twoim miejscu poszperała, na 99% w pewnym momencie pojawiła się "wybawicielka" z jego ciężkiego domowego życia. Przeniesienie się bez słowa na kanapę - brzmi jak jakaś walka wewnętrzna w nim samym lub poczucie, że śpiąc z Tobą zdradzałby tamtą (nie próbuj nawet zrozumieć...)
A my chyba na za dużo pozwoliłyśmy. Ty na to, że robisz wszystko sama w domu , ja na wzięcie na barki życia domowego w całości, gdy on o 22 wracał z pracy do domu. A gdzie w tym były NASZE potrzeby? Toż ja też męża nie miałam de facto, ale się nie skarżyłam. Może to mój błąd. I mój mąż przestał we mnie widzieć kobietę, a zaczął widzieć urządzenie domowe. Przestał mnie szanować.
Zaczęłam czytać "Dlaczego mężczyźni kochają zołzy?" i powiem Ci, ze choć tytuł brzmi jak tani poradnik - to jednak dużo tam prawdy. O tym, by znać swoją wartość i nigdy nie pozwolić facetowi zepchnąć naszych potyrzeb na dalszy plan.
Ja bym bardziej obstawiała taki rozwój wypadków, a nie to, że to im czegoś brakowało. Brakowało adrenaliny i starania się o nas - bo mieli nasze serca na tacy. Kij im w oko!

217

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
słaba kobietka napisał/a:

Już tłumaczę mój tok myślenia. (...)

Przyznam, że jestem zaskoczona Twymi uwagami skierowanymi do autorki wątku. Zaskoczona, bo pamiętam historię i Twego małżeństwa, i wieloletniego romansu.



PainIsFinite, stawianie czyichkolwiek praw (pomijam sytuacje ekstremalne) wyżej od swoich nie jest, delikatnie rzecz nazywając, dobrym pomysłem, bo efekty są odwrotne do zamierzonych.
Imponujesz mi, że jm nie odsądzasz od czci i wiary, że nie negujesz związku, że dobrze wiesz, jakie granice są dla Ciebie nieprzekraczalne, że - mimo wszystko - jesteś przytomną osobą.

218

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Wielokropek napisał/a:

PainIsFinite, stawianie czyichkolwiek praw (pomijam sytuacje ekstremalne) wyżej od swoich nie jest, delikatnie rzecz nazywając, dobrym pomysłem, bo efekty są odwrotne do zamierzonych.
Imponujesz mi, że jm nie odsądzasz od czci i wiary, że nie negujesz związku, że dobrze wiesz, jakie granice są dla Ciebie nieprzekraczalne, że - mimo wszystko - jesteś przytomną osobą.

Tak, teraz już jestem przytomna. Żałuję, że tak długo żyłam w krainie pt. "Przecież jakoś to poukładamy", ale to chyba świadczy o tym, że wierzyłam w drugiego człowieka, w jego refleksję. Dziś wiem, że pierwsza zdrada w 99% nie jest ostatnią i świadczy o ekstremalnym braku szacunku do partnera. Nigdy już nie dam się wmanewrować w grę pt "Zdradziłem, ale przez Ciebie" Nigdy. Jeśli kiedykolwiek będę miała jeszcze jakiegoś chłopa to jeśli mnie zdradzi - walizki za drzwi. Porządni ludzie nie zdradzają. Koniec kropka. Nic nie usprawiedliwia takiego naruszenia podstaw związku i ja doskonale widzę z dystansu, już jak miłość do męża mi uleciała - jaki to był proces. Najpierw się wylało i co on zobaczył? Przestraszoną, zszkokowaną, słabą i bezbronną kobietę w rozpaczy, która nadal go kochała i chciała wybaczyć! Więc co robił? "No taki zayebisty jestem, że gramy dalej!" A potem powolutku zaczęło się przesuwanie granic...Jakieś wtręty z d***, że ja go ograniczałam (???), że nic dla siebie nie robił (LOL), aż do tego, że w sumie się w nim wypaliło i że to ja byłam w tym małżeństwie zołzą! Podgrzewanie żaby aż prawie mu uwierzyłam, że w sumie to biedactwo prawie że musiał zdradzić, tak mu źle ze mną było:)))) Tyle, że jak ja rozkminiałam to w tym kierunku - to podskórnie serce mi mówiło, że coś tu nie gra, że to nie jest fair...Nigdy nie lekceważcie swojej intuicji dziewczyny. Żałuję, że nie rozegrałam tego na zimno jak jeszcze na początku był w poczuciu winy. Dziś już nie jest, dziś już jest taką samą ofiarą sytuacji jak ja...Dużo lepszą miałabym pozycję do rozwodu ten rok temu.
jestem wdzięczna, że natknęłam się na blog ChumpLady i to forum - setki historii tam i tu mi otworzyły oczy i potwierdziły to, co intuicja mi krzyczała, a ja nie chciałam słyszeć...Jak zdradził to nie kocha tak, żeby już nigdy tego nie zrobić. To jest AŻ TAK proste, a każde tłumaczenie zdrajcy jest bezcelowe.

219

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, chyba dobrze, że dałaś Wam tę szansę i spróbowałaś wybaczyć. W przeciwnym razie biłabyś się z myślami, że mogłoby się to udać odbudować i żyć dalej w szczęściu, albo miałabyś poczucie winy wobec dzieci, że uniosłaś się dumą a teraz one nie mają rodziców razem. Już wiesz, że szansa nawet jak była, to on jej nie potrafił wykorzystać, że za dużo się wydarzyło złego między Wami i nie da się odbudować tego, co było, że on już nie jest tym człowiekiem, w którym się zakochałaś. Możesz teraz z bólem, ale i spokojem zamknąć ten rozdział swojego życia. Nowe przed Tobą :-)

220 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-04 16:29:56)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Niestety jak się bierze za męża  chłopca którego się  wspiera  i podpiera a nie mężczyznę,  to ten chłopiec  w końcu dorasta
Albo wyrasta . Albo wchodzi w wiek nastolatkowy  i po tym poznajesz  że obok dziecko było.
Piszę  bo to też moje doświadczenia..Bardzo chciałam widzieć  w ojcu moich dzieci mężczyznę,  ale nim nie był  po prostu.

221

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Obwinianie partnera o wyłączne doprowadzenie do zdrady, której się samemu dopuściło to szczyt bezczelności. Zresztą bardziej jestem skłonny uwierzyć, że osoba która wypowiada takie słowa, sama do końca chyba nie wie, o czym mówi. Ma bowiem przed oczami chyba tylko i wyłącznie siebie i swoje potrzeby ,oraz potrzebę ich spełnienia, kiedy z czasem troska i dbanie o partnera przestaje się liczyć. W pewnym momencie osoba winna nie jest w stanie się po prostu przyznać do tego, że zawiniła, nie przejawiając przy tym nawet odrobiny żalu czy skruchy ani późniejszej refleksji. Teksty, jakie zapodają zdradzający, choćby na miejscu męża Autorki, przybierają tak groteskowe formy, że stojąc z boku i patrząc na rozwój sytuacji, człowiek się zastanawia czy to w ogóle możliwe?

222

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Nie wiem, czy wiecie, że ponad 90 % kobiet nie odchodzi od swoich mężów alkoholików, a niecałe kilka % mężczyzn zostaje ze swoimi żonami-alkoholiczkami. Tak samo to wygląda w przypadku niepełnosprawnych dzieci, ponad 95 % ojców zostawia swoje żony i dzieci, aby założyć nową rodzinę. W przypadku zdrad różnice także są duże. Takie są fakty.

A wynikają one głównie z wychowania kobiet, dla których "rodzina" ma być najważniejsza. Co więcej, kiedy powstaje sytuacja np.  taka jak tutaj to zaraz pojawiają się wpisy, że masz szukać winy w sobie. Bo nawet jeśli zupa była za słona, to Ty tą zupę gotowałaś. A przecież nie musiałaś gotować, mogłaś walnąć tym garnkiem. Ale wtedy byłoby, że nie gotowałaś. Każdy ma wady, każdemu można coś zarzucić, na każdego bat się znajdzie. Ale dlaczego na siebie kręcić bat w sytuacji bycia jeszcze w szoku, żałobie, traumie? Po jakimś czasie oczywiście, każdy rozsądny człowiek rozliczy także i siebie.

Najczęściej to mąż jest w centrum zainteresowania żony (bo rodzina to mąż i dzieci). A mąż najczęściej jest mocno zainteresowany pracą. Więc kobieta częściej (nawet obok pracy) realizuje się w domu, a mąż w pracy. I dlatego najczęściej romanse realizują się w pracy, przy okazji pracy.

A wtedy tradycyjnie żona wpatruje się nadal w męża, analizuje jego emocje. A mąż nadal wpatruje się w siebie i sobą głównie się zajmuje. I jeszcze ma pretensje, że jego emocje mają być na pierwszym miejscu, no bo zawsze były.

Szansa na uratowanie małżeństwa jest wtedy, kiedy mąż chce je jeszcze uratować. Bo żona znowu w 90 % chce. Ale mąż zamoczył w innej kobiecie i podoba mu się to.  Za to bardzo nie podoba mu się żona, bo trawa u sąsiada jest bardziej zielona i do tego świeżo posiana.

Czuję, że gdyby mąż Pain chciał to małżeństwo uratować, to zna żonę i wie, jak to zrobić. Wtedy Pain (bo nie jest głupia) szybko odrobiła by rachunek sumienia. Szansa na reaktywację małżeństwa byłaby ogromna.

Ale mąż Pain raczej nie chce tego małżeństwa reaktywować i Pain to widzi i czuje. On pewnie raczej wolałby, aby rodzina została rodziną (żona ciocią Kazią) a mąż miałby związek z boczniarą. Tym bardzie że ta boczniara go zostawiła, a jak wiadomo była dużo młodsza, bo ma narzeczonego i nie ma dzieci jeszcze. I tak trwałoby do czasu, aż  boczniara kazałaby mu porzucić żonę, a wtedy on oczywiście zrobiłby to. Bo w końcu jego uczucia i jego szczęście są najważniejsze.

W przypadku Pain, jak w przypadku większości małżeństw, karty rozdaje mąż. Tutaj także podejmuje decyzje braku skutecznych  działań, a Pain czeka nadal. I niech czeka, bo dlaczego ona ma rozwalać małżeństwo?Może odczekać, a wtedy zrobi to mąż.

223

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

(...) Żałuję, że tak długo żyłam w krainie pt. "Przecież jakoś to poukładamy", ale to chyba świadczy o tym, że wierzyłam w drugiego człowieka, w jego refleksję.(...)

Świadczy. Bez 'chyba'.
Dałaś szansę, on z niej nie skorzystał, ale przesadą jest biczowanie się - w jakiejkolwiek formie - za to.

224

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Bolesna ale prawda.  Karty rozdaje zdradzający. Na pocieszenie: do czasu. Bo w pewnym momencie już inaczej na to patrzysz.

225

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Do zdrad czy kwestii odbudowywania związków/małżeństw warto podchodzić indywidualnie. To jest forum kobiece, ale jak dobrze poszukać, to się znajdzie trochę historii, niemal identycznych jak Autorki, tyle tylko, że to żona rozwala małżeństwo, wbijając nóż w plecy mężowi i jednocześnie do tego krzywdząc dzieci. Pewne zachowania czy skłonności nie mają płci, bardziej chodzi o to, że po prostu zdradzająca osoba zachowuje się egoistycznie, biorąc pod uwagę WYŁĄCZNIE siebie.Choćby nawet udawała, że cały urok małżeństwa przynosi jej jakieś zyski, ale odczuwając silną potrzebę do brania z życia jeszcze więcej, przestają mieć na względzie innych, a przede wszystkim swojego partnera. Do tego jeszcze później chcą wyjść obronną ręką z kłopotu a ewentualna odbudowa relacji ma być na ich zasadach, zamiast na wspólnych tj obojga małżonków.

226 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-04 17:31:54)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Owszem. Ale w większości są to kobiety przed 40.Moje pokolenie  było tak wychowane  jak Faja pisze
Typowa historia w moim pokoleniu to mąż  w kryzysie wieku średniego,  który wreszcie ma pieniądze, nie bez wsparcia żony w karierze, przeżywa drugą  młodość.
Wybranka jest zwykle młodszą ale to nie regułą, u mnie tak nie było, Zwiazek z kochanką zwykle  się sypie, chyba że ona bardzo chce mieć  dzieci i zachodzi w ciążę. smile
Im lepiej on jest ustawiony tym częściej zapominają tabletki smile
Żony się zbierają  i powrotu męża  już nie chcą, chyba że pokolenie jeszcze starsze, emerytki.

227

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
EvEmama napisał/a:

Dzięki za odzew i przepraszam Pain, że się wciełam w Twój wątek. Od początku go czytam bo jest bardzo zbieżny z tym co się u mnie dzieje sad Mój tez nie dawał żadnych oznak ze coś jest nie tak, planowaliśmy dzieko i ślub. Wierzyłam, że w końcu mam poukładane życie. Jak zaszłam w koncu w ciąże to chodził ze mną na wizyty pomagał w domu. wszystko było ok. Jak po porodzie był ze mną źle (podczas CC były komplikacje i było ze mną krucho co też wpłyneło pewnie na psychike) był i mówił że  "damy rade" "będzie dobrze". Zmianę zauważyłam jak mała miała 5 miesiecy. Ja ciągle sama w domu, nie mam zadnej rodziny i wsparcia bliskich. On ciągle w pracy i wiecznie zestresowany bo nie bardzo sobie tam radził. Ja wspierałam ile mogłam, uruchomiłam wszystkie znajomości zeby mu pomóc ogarnąc stanowisko w myś że jak jemu się poprawi to w domu się poprawi. Niestety było tylko gozej i nie wiem w sumie dlaczego do dziś. Kiedyś wypalił w jakiejs rozmowie że się mnie bał, ale nie umiał wytlumaczyć dlaczego. Powiedział ze od kiedy się ode mnie odciął to jest mu lepiej. Zostawił mnie z milionem znaków zapytania, bez możliwości naprawy bo nie wiem co było źle, w depresji , z dzieckiem które miało być zcementowaniem naszej miłosci. Nie rozumiem jak mozna tak postąpić. Tyle lat słyszłam codziennie zapewnienia o wielkiej miłosci i że nigdy mnie nie zostawi. Nawet w ciązy tak mówił. Czułam się go bardzo pewna... za bardzo chyba.
Wiecie mnie boli dodatakowo fakt, ze on doskonale wiedzial co zrobił mój były , że przez niego nie byłam w stanie cieszyć się macieżynstwem tak jakbym chciała bo tez mnie zostawił i musiałam walczyć o przetrwanie. Teraz on robi to samo mimo ze wiedział jak bardzo pragnełam tym razem przezyć to wsztystko świadomie, w szczęsciu i razem. Nie poznaje go, nie rozumiem jak można tak traktowac kogoś kogo się kochało. No ale komu ja tu marudze...


EvEmama

Przeczytalam Twoje tematy, powiesz jak sprawy obecnie się mają u Ciebie ?

228 Ostatnio edytowany przez EvEmama (2020-06-04 19:00:53)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

weroska33 No sprawy maja się kiepsko a ja na ich czele. Mieszkamy razem, ale jak współlokatorzy, którzy w dodatku niebardzo się lubią. On unika nawet mojego spojżenia, nie mówi cześć, dzień dobry , pocałuj mnie w dupe. Nie złożył mi zyczeń na urodziny, święta. Ja jestem na lekach i od kiedy mineły ataki paniki i taki stan ogólnego szoku i lęku odciełam się od niego na tyle na ile to możliwe w tej sytuacji. Boje się zaczynać jakąkolwiek rozmowę bo to wytrąca mnie z równowagi a strasznie boję się wrócić do stanu z przed kilku miesięcy sad Nie rozumiem dlaczego on sprawia, ze to ja czuję się jak winowajca. Traktuje mnie tak jakbym go conajmniej zdradziła a to przecież on chce odejsc. Jeszcze pod koniec zeszłego roku, jak mieliśmy moment "naprawiania" snuł plany, mówił że kupi dla mnie kask, pomagał w nauce jeżdzenia autem bo niedawno zrobiłam prawko. A potem nagle znów się odciął bez słowa wyjaśnienia i "nie umiem ci powiedzieć co mi jest".
Przerobiłam wszystko, myślałam że ma depresje, prosiłam zeby poszedł do lekarza, myslałam że ma kobiete ale nicnie znalazłam, myslałam nawet ze moze go coś opętało albo jest gejem neutral To jakie człowiek ma odrealnienie w takich sytuacjach to jest niepojęte hmm Miotałam się jak ryba bez wody. Teraz wiem ze to był błąd. Pokazałam mu swoją słabość i swoje lęki. rozsypałam się strasznie. Tylko on mnie poznał w podobnym momencie mojego życia. Tez byłam posypana po porzednim związku wiec w sumie nie powinien się dziwić. Tak mam fabrycznie i widocznie z wiekiem się nie updateuje wink

Wiem, że powinnam się od niego uwolnić ale nie potafię wykonać kroku. Czuję się trochę jakbym stała na krawędzi i nie wiem co tam jest dalej więc wolę stać i sie nie ruszać.

On trenuje w domu, robi prawko na motor, nie wtajemnicza mnie w nic. Jak wychodzi z domu to czasem informuje mnie że o tej i otej musi "coś załatwić " i go nie bedzie. Ja nie pytam... Boje się za każdym razem że jedzie szukać mieszkania ale jednocześnei wiem że to było by najlepsze wyjscie. Skończyło by tą traumę. Narazie lęk jeszcze zwycięża dlatego szukam terapeuty. Muszę się wzmocnić bo sama nie ogarniam

229

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Nie myślałaś  by spróbować  separacji?
Tak to się szarpiesz tylko...

230

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Nie mamy ślubu , jedynie wspólny kredyt wink sytuacja jest skomplikowana i nie mam pojęcia jak to wszystko ogarnąć i nie mam siły tego ogarniać sad

231 Ostatnio edytowany przez weroska33 (2020-06-04 19:25:21)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Tak jak napisałaś że masz podobnie jak autorka postu ale ...Nie zostałaś zdradzona.  Tylko on się wypalił.
U mnie również "tylko się wypalil" tylko ja wykonałam krok w którym też było mi ciężko. Żyliśmy jak współlokatorzy, dużo cichych dni które zabijały mnie od środka. Również nigdy nie padły słowa wprost ze nie kocha, ale że nie wie czego on chce ze potrzebuje czasu samotnosci. Nie potrafilam tak żyć. Pozniej przeczytalam ze "nic do mnie nie czuje ze myślę że go zdradzam a tak nie jest ".  A jeszvze parę dni wcześniej mówił mi ze kocha. Jest introwertykiem u którego nie wiadodmo co czuje w środku.
Było mówienie jak do sciany, nie prosilam o powrot powiedziałam tylko " czy nie jest ci szkoda tego co stworzyliśmy razem ".
Mijaja kolejne miesiące, są dni ze jest ciężko ale z mala (też mamy dziecko) mamy się dobrze.
Pamiętaj ze nie ma sytuacji bez wyjścia. Mieszkamy w kawalerce, stać mnie na podstawowe rzeczy oraz zapotrzebowanie dla dziecka czasami jest ciężko ale trzeba zacisnąć zęby. 
Twój partner powinien się wyprowadzić, tak nie może byc ze zyjecie jak pies z kotem bo to Cię wyniszczy a tabletki nie pomogą szkoda zdrowia.
Pamiętaj nie zmusisz nikogo do miłości do bycia z Tobą.  Zasługujesz na szczęście na "wolność umysłu" wiem co czujesz.
Finansowo sobie poradzisz, przecież dostajesz alimenty od 1 ex na dziecko plus 500 plus wypłata. Może to nie będą luksusy ale zapewnisz sobie warunki i dzieciom. A może Twój facet zmadrzeje bo mieszkając razem do niczego nie dojdziecie, bo rok to kupa czasu i bez zmian. Potrzebujecie przestrzeni..
A i przepraszam ze pytam pod postem innego autora ale zaintrygowala mnie Twoja historia. Przykro mi ze mialas juz kiedyś podobnie ale pamiętaj zycie toczy się dalej

232 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-06-04 20:32:56)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
EvEmama napisał/a:

Nie mamy ślubu , jedynie wspólny kredyt wink sytuacja jest skomplikowana i nie mam pojęcia jak to wszystko ogarnąć i nie mam siły tego ogarniać sad

On się wypalił i odleciał w swój świat nie masz tam wstępu i nic nie poradzisz chyba już EvEmamo .
Facet ćwiczy leków uspokajających,sterydów,efedryny nie bierze, to można byłoby zauważyć byłby agresywny bardziej dosłownie lub zmulony, ale jak ćwiczy to nie.Wystarczy prawdopodobnie mu jego światek i coś jeszcze o czym nie wiesz niekoniecznie kobieta ale....
Stosuje w zawoalowany sposób przemoc psychiczną "subtelniej "na Tobie .Twoje poczucie winy jest tego objawem i skutkiem.Nerwica też bierzesz leki ma Ciebie pod kontrolą.Ulegasz stale.Potraktował ciebie jak trampolinę w pracy zawodowej .
On chce się uwolnić, ale bez przykrych konsekwencji więc obwinia Ciebie bo tak najprościej.
Jego córka z poprzedniego związku i Twoje z nią relacje mogą być pewnym kluczem dlaczego pozostawia w zawieszeniu decyzję i ostateczne rozważanie Tobie jednocześnie blokuje Ciebie czymś jak szantaż emocjonalny związany z dziećmi .
Psychoterapeuta to konieczność dla Ciebie leki to za mało i za młoda jesteś żeby je brać nie wiadomo ile już odkładasz na święty nigdy decyzję, gotowość, gotowością, siła, siłą, ale ruch w stronę prawnika nie do uniknięcia, bo co z kredytem zrobić, finansowo sobie poradzisz mam wrażenie,
Jak wygląda Twoja sytuacja odnośnie opieki nad jego córką i jak związana jesteś z nią emocjonalnie bo jesteś pytanie jak mocno.
Nie ma jutro pojutrze bo tak możesz jeszcze ruski rok czekać na natchnienie. Z facetem raczej się nie ułoży on ma o wiele bardziej niepoukładane,niezamknięte sprawy z przeszłości i relacji z matką dziecka, jest i był od jakiegoś czasu z Tobą z rozsądku.Na komplikował sobie z wygody jeszcze bardziej bo ciężko jet letko żyć okazuje się.Nie przeżyjesz za niego Evemamo to jego kryzys w który Ciebie wciąga nadużywając Twojej miłości.
Ty się zakochałaś i pokochałaś on chyba potraktował Ciebie nieco inaczej może bardziej niż  jak plaster,ale uczuć i postawy starczyło mu na krócej jakimś cudem wychodzi to z dużym opóźnieniem co się zdarza.Oczywiście to w uproszczeniu.
Nie rób sobie krzywdy jesteś 10 lat dziewczyno na forum, zasuwaj po pomoc i nie zwlekaj odkładanie wykończy Ciebie, a leki słabo zaczną działać coraz słabiej.

233

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Ja to się dziś zakładam, że on babę ma. To "muszę coś załatwić" . Jak przegram to stawiam Ci butelkę martini.

234

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
faja napisał/a:

W przypadku Pain, jak w przypadku większości małżeństw, karty rozdaje mąż. Tutaj także podejmuje decyzje braku skutecznych  działań, a Pain czeka nadal. I niech czeka, bo dlaczego ona ma rozwalać małżeństwo?Może odczekać, a wtedy zrobi to mąż.

Ja nie czekam...Mam bardzo konkretny plan.

235

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Wielokropek napisał/a:
słaba kobietka napisał/a:

Już tłumaczę mój tok myślenia. (...)

Przyznam, że jestem zaskoczona Twymi uwagami skierowanymi do autorki wątku. Zaskoczona, bo pamiętam historię i Twego małżeństwa, i wieloletniego romansu.



PainIsFinite, stawianie czyichkolwiek praw (pomijam sytuacje ekstremalne) wyżej od swoich nie jest, delikatnie rzecz nazywając, dobrym pomysłem, bo efekty są odwrotne do zamierzonych.
Imponujesz mi, że jm nie odsądzasz od czci i wiary, że nie negujesz związku, że dobrze wiesz, jakie granice są dla Ciebie nieprzekraczalne, że - mimo wszystko - jesteś przytomną osobą.

Wielokropek, wysłałam Tobie wiadomość na priv.

236

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Ja nie czekam...Mam bardzo konkretny plan.

W końcu jakaś pozytywna wiadomość smile Gratulacje! smile Trzymam kciuki, żeby się udało. Zdradzać nie musisz, żeby nie zapeszyć.. smile

237 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-05 11:37:35)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:
PainIsFinite napisał/a:

Ja nie czekam...Mam bardzo konkretny plan.

W końcu jakaś pozytywna wiadomość smile Gratulacje! smile Trzymam kciuki, żeby się udało. Zdradzać nie musisz, żeby nie zapeszyć.. smile

Plan jest taki by się uwolnić i być sama, bez tego stresu juz

238

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain jak się czujesz? Już Ci trochę lepiej?

239

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Hej, dzięki że pytasz:) Wczoraj miałam falę gniewu złości. Byłam tak nabuzowana, że jakby był obok mnie to chyba by zarobił z liścia.. Dziś bardziej smutek rano, poryczałam się po obudzeniu i kot przyszedł mi kochany pomruczeć:) Chcę już to skończyc, zaczac nowe zycie, przebrnąć przez to bagno i zacząć zdrowienie

240

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain to uczucie ciągłej udręki jest chyba najgorsze ale ta normalność i obojętność kiedyś przyjdzie. Trzeba to przetrwac. Nic innego nie zostało. Twoj mąż nie zasłujue na Twoje cierpienie. Myślę że im szybciej się odetniesz od niego na ile to możliwe tym szybciej wrócisz do równowagi. Czy on się spodziewa rozwodu?

241 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-07 08:58:29)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Tancerkaja napisał/a:

Pain to uczucie ciągłej udręki jest chyba najgorsze ale ta normalność i obojętność kiedyś przyjdzie. Trzeba to przetrwac. Nic innego nie zostało. Twoj mąż nie zasłujue na Twoje cierpienie. Myślę że im szybciej się odetniesz od niego na ile to możliwe tym szybciej wrócisz do równowagi. Czy on się spodziewa rozwodu?

Dzięki. Udręka - to dobre słowo. Czuję się jakby ktoś mi podłączył kroplówkę z toksyna, która niszczy mi każdy dzień...Ten temat dominuje w moich myślach, spada na mnie tuż po otwarciu oczu, jest ze mna gdy zasypiam...Budzę się w nocy, mam kołowrotek mysli...Jest lepiej gdy go nie ma obok, zaczynam wtedy się uspokajać. Gdy jest obok - wraca żal, poczucie beznadziei, niesprawiedliwości. Najgorzej jest jak patrzę na moje ukochane, beztroskie dzieci na które zaraz spadnie prawda...A one mocno kochają i mnie i męża.
On się stał teraz już taki oschły, nie walczy, mówi że w nim pękło i ma dość. We mnie też, więc żeby nie było - nawet jakby chciał to ja już nie widzę sensu. Ale ta jego obojętność boli jednak, bo inaczej gdyby on chciał, próbował mnie przekonywać - miałabym takie poczucie siły. A tu jest obojętność. Nie wiem czy za nią stoi Dżesika, ale na pewno stoi brak uczuc do mnie. I to co mi.zarzuca to jakiś powód z d****. Po prostu chce już być beze mnie, drugą młodość mieć - więc wszystko co teraz zrobię czy powiem będzie złe. W jego głowie.
Spodziewa się rozwodu bo rozmawialiśmy o tym. On chce oczywiście mediacje i polubownie, bez orzekania o winie bo boi się syfu w pracy (wzywanie na świadka jego podwładnej i zespołu), a jakże. A jednocześnie nie chce mi iść na rękę przy podziale majątku...Ma tupet. Zamierzam grać twardo. Jak trzeba będzie to będzie miał syf w pracy, nawarzyl piwa to niech pije.
Ale jest we mnie duzo smutku i żalu. Patrzę na niego i zastanawiam się kto to jest. To był mój ukochany facet, przyjaciel, nosił mnie kiedyś na rękach, czułam jego miłość i oddanie. Myślałam, że nic nas nie powali nigdy...Ze budujemy razem fajne życie. Mamy wspólne sprawy, cudowne dzieci, zainteresowania, muzykę, ten sam kierunek...Jak może być tak zimny po tylu latach razem...Wspólne przeżycia, wyjazdy, wakacje, pierwsze prace, wspólne przechodzenie przez  trudne chwile, śmierć mojego taty, witanie dzieci na świecie, ich pierwsze słowa, pierwsze kroki, pierwsze urodziny - jak można to tak po.prostu wywalić...? Jak można nie czuć więzi, już nawet takiej ludzkiej, nie mesko-damskiej - po tych chwilach razem...? Tego nigdy nie zrozumiem...Nigdy.
Teraz pojechał w Bieszczady sam pochodzić...Podobno.

242

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Post przeniesiony z kolejnego wątku Autorki:

PainIsFinite napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Tym bardziej że to naprawdę  żadna satysfakcja. Ale to tylko chwilowy etap, przez który trzeba przejść.  Potem autorkę  tego posta będzie to obchodzić  tyle co zeszłoroczny śnieg.

Nawet nie wiesz jak czekam na ten moment, aż przestanę żyć tą sprawą! Aż zacznę być spokojna, cieszyć się codziennością, nie rozkminiać, nie myśleć o tej bolesnej sprawie...Cieszyć się dzieciakami, pierdołami, myslec o tym co kupic na kolacje i czy przygotowac na obiad makaron czy kotlety...Teraz co druga mysl dotyczy tego rozwoduu, mojej przyszlosci, zdrajcy i choc wiem, ze to straszna strata energii - to nie da sie przeskoczyc do innego etapu juz dzis. Swoje musze przezyć...

Tak, chciałabym poczuć za rok, dwa satysfakcję, że ZROZUMIAŁ, że zamienił cos dużego na coś małego...
Ale wiem, że to jest jak JA myślę o naszym małżeństwie. Dla niego ono nie było niczym dużym.
Trudno mi się z tym pogodzić, bo ja pamietam te dobre chwile, pamietam nasza bliskość, zrozumienie. Czy ktos moze AŻ TAK udawac? Pamietam zasypianie na łyżeczkę, genialny seks, wzajemne wsparcie w codzienności ("Kochanie, odbierzesz mi paczkę z  paczkomatu?" etc), pamiętam wspolne wieczory, wyjscia, przytulanie sie w kinie, rozmowy o życiu, sztucznej inteligencji, konflikcie w Syrii...Pamiętam jak uczyliśmy dzieci jezdzic na rowerze, jak cieszylismy się z pierwszego dnia w szkole synka...Jak razem przechodzilismy przez problemy. Jak zawsze miałam poczucie, że jestesmy z tej samej bajki, ze sie rozumiemy, ze jestesmy dobrani...? Jak to mozliwe, ze ja bylam TAKA ślepa...? I jak to możliwe, że on się odciął emocjonalnie ode mnie AŻ TAK, nie dając mi nawet szansy zeby o tym pogadac zanim skoczył w romans?? Do cholery, jaaak? Jak mozna to wszytsko co wyzej napisalam zamienić na koleżankę z pracy??? Jezu...
Nie, nie chcę z nim być. Tak, wiem, że to toksyk i narazi mnie na życie w cierpieniu. Ale boli mnie jak NIGDY nic wcześniej. I nie mogę tego ogarnąć umysłem, jak najbliższy człowiek bez uprzedzenia staje sie obcym...
Pewnie, że bym chciala, zeby wrocił na kolanach. Nie przyjęłabym go, bo wiem, że to wyrok na samą siebie. Ale poczułabym satysfakcję...
Znając życie pewnie tak się nie stanie i ja będę samotną matką dwójki przed 40-tką, a on będzie przeżywał drugą młodość...Z kolejnymi Dżesikami. A może z tą jedną - może akurat dwojka zdrajców sie idealnie dobrała (ona też zdradzała narzeczonego...)
Wiem, że to etap i tylko czas czas czas pomoże...
Dojechał w te góry. Po drudze wyszło, że mnie okłamał - mówił, że jest gdzieś indziej niż był...Więc...

243

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain trzymam za Ciebie kciuki.  Rozumiem Cię doskonale a zdradzacza za cholerę. Rozmawiałaś już z prawnikiem?

244 Ostatnio edytowany przez JaJakoJa (2020-06-08 01:29:47)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
faja napisał/a:

Nie wiem, czy wiecie, że ponad 90 % kobiet nie odchodzi od swoich mężów alkoholików, a niecałe kilka % mężczyzn zostaje ze swoimi żonami-alkoholiczkami.

Czyli wychodzi, że mężczyźni są i mądrzejsi, i lepsi dla swoich żon - pomagają im szybciej spaść na dół, czyli szybciej wyjść z nałogu.

faja napisał/a:

Tak samo to wygląda w przypadku niepełnosprawnych dzieci, ponad 95 % ojców zostawia swoje żony i dzieci, aby założyć nową rodzinę.

A to akurat jest kłamstwo. W części wymyślone przez Ciebie, w części głoszone przez organizacje feministyczne. Dlaczego w części wymyślone przez Ciebie - bo nawet te organizacje głoszą, że 80% (a nie 95%) mężczyzn w takiej sytuacji odchodzi (artykuł z Wysokich Obcasów).

A taka jest rzeczywistość - cytat ze strony poświęconej niepełnosprawnym:
Nie prowadzono szerokich badań, czy rzeczywiście jest tak, że mężczyźni odchodzą, gdy w rodzinie pojawi się niepełnosprawne dziecko.

Więc pewnie czasami odchodzą, zapewne nawet częściej niż "normalnie" (bo "normalnie" rozpada się 33% małżeństw, a konkubinatów pewnie jeszcze więcej). Tylko na ile przyczyną jest niepełnosprawne dziecko, a na ile skomplikowanie relacji między małżonkami? Bo nawet zdrowe dziecko wprowadza pewien ferment, a co dopiero niepełnosprawne.

Tym niemniej nikt takich badań nie prowadził i nie ma takich danych - jeśli gdzieś spotkasz "informację", że taki czy taki procent mężczyzn odchodzi, gdy pojawia się niepełnosprawne dziecko, to już teraz będziesz wiedzieć, że ktoś Cię okłamuje.

PainIsFinite napisał/a:

Czy zdrajcy żałują po czasie rozbicia rodziny?

A to pewnie jest uzależnione od wielu czynników. Przede wszystkim od przyczyny zdrady/odejścia, innymi słowy dylemat co było pierwsze: czy najpierw się odkochał i dopiero znalazł kochankę, czy znalazł kochankę i wtedy się odkochał. Przy pierwszej opcji nie będzie raczej żałował, nawet jeśli mu z kochanką nie wyjdzie. Przy drugiej może żałować, jeśli dojdzie do wniosku, że kochanka to było krótkie zauroczenie, a naprawdę kocha ciebie.

245

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Czy zdrajcy żałują?
Przyznam, że w ogóle mnie to przestało interesować. Chciał, to mój były mąż związał się z kimś innym. Kochałam, to puściłam wolno. Chciał wracać, kopnęłam, choć ja też w depresji miałam potem myśli o powrocie. Cieszę się, że nie jesteśmy razem.
W zasadzie nawet cieszę się jego szczęściem, wszak kiedyś była to ważna dla mnie osoba. Ale cieszę się z daleka, bo rozmawiamy bardzo rzadko i tylko w sprawach dotyczących dzieci. To nie jest już mój przyjaciel, więc dlaczego miałabym się mu zwierzać? Dla mnie najważniejsze jest to, że ja czuję się szczęśliwa i spełniona.

246

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Symbi napisał/a:

Czy zdrajcy żałują?
Przyznam, że w ogóle mnie to przestało interesować. Chciał, to mój były mąż związał się z kimś innym. Kochałam, to puściłam wolno. Chciał wracać, kopnęłam, choć ja też w depresji miałam potem myśli o powrocie. Cieszę się, że nie jesteśmy razem.
W zasadzie nawet cieszę się jego szczęściem, wszak kiedyś była to ważna dla mnie osoba. Ale cieszę się z daleka, bo rozmawiamy bardzo rzadko i tylko w sprawach dotyczących dzieci. To nie jest już mój przyjaciel, więc dlaczego miałabym się mu zwierzać? Dla mnie najważniejsze jest to, że ja czuję się szczęśliwa i spełniona.

A jak długo trwało zanim odzyskalas szczęście?

247

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

A jak długo trwało zanim odzyskalas szczęście?

Myślę, że nie ma co tu porównywać ram czasowych. Każdy jest indywidualny, jeden będzie rozpaczał trzy dni, inny do końca życia. Każdy przechodzi przez fazy żałoby po rozstaniu w różnym czasie.
Spotkałam się z różnymi opiniami - jedna mówiła, że zajmuje to dwa lata jak nie widujesz się z eksem, trzy - jeśli się widujesz bo są np. dzieci. Inna teoria mówiła, że trwa to połowę czasu ile trwał związek.
Zresztą jest to proces, a nie punkt w czasie, kiedy pewnego dnia budzisz się rano i już czujesz, że po wszystkim. Ja bym to przyrównała do toczącego się okręgu - raz jest gorzej, raz lepiej. Jeśli nie wprawiasz okręgu w ruch, ten się powoli wytraca.

248

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Bez sensu że ja z nim gadam. Dziś z nim rozmawiałam jakąś chwilę i znowu usłyszałam, że ten romans to była ucieczka ODE MNIE, nie do kogos. TŻe on nieszczesliwy był, że ja krzyczałam na niego (?), że on potem chciał naprawiac ale ja wracalam do zdrady...No dziwne zebym nie wracala skoro co 3 miesiace odkrywalam kolejne kwiatki i ze nie zatrzymal sie jak mógł...A ja w tym bólu i poczuciu krzywdy czekałam, zeby on je uznał, przepraszał, walczył jak lew...A tego nie bylo...Co do krzyczenia - z ręką na sercu przyznaje, ze zupelnie nie wiem o co mu chodzi. Jestem bezposrednia, dość konkretna - ale my nie klocilismy sie często, raczej normalne sprzeczki małżeńskie. Owszem, jak zaczal latac na delegacje to moze jakos bylismy słabiej wobec siebie nastawieni (ale z dwoch stron!), czasem sie poklocilismy o to, ze ja np w niedziele wieczor sie dowiaduje ze on wylatuje w poniedzialek, a musialam ogarnac cala logistyke praca-szkoła sama...Ostrzejsze kłótnie nam sie moze zdarzyły kilka razy w roku...
A teraz zaczynam myslec, ze moze faktycznie bylam kijową żoną (choc zawsze wydawalo mi sie ze jest miedzy nami ok, on nie zgłaszał żadnych zastrzezen...), że jestem jakąś krzyczącą na facetów zołzą (chociaz nie wiem o co mu chodzi do dziś), ze moze nie powinnam byc w zwiazkach...
Na logikę wiem ze to klasyczne przerzucanie winy, ale zabolało.

249

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Droga Pain (jakze wymowny nick). Przytulam cieplo i rozumiem twoj bol, zal, gniew z ktorym sie zmagasz. Tym bardziej, ze spolecznie i kulturowo nie mozemy sobie pozwalac w takim momencie na solidne przywalenie komus, wygarniecie, powiedzenie w pracy czy w przedszkolu, czy to dzieciom: dzis nie daje rady, odwalcie sie. W taki sposob, w kryzysowym momencie swojego zycia uczymy sie spychac zlosc i pojawaiaja sie choryby, depresja, bole etc. Ale to tak tytulem wstepu, abys skupila sie teraz na sobie, na swoich uwarunkowaniach, poczula swoje emocje, ukierunkowala je i przeprocesowala zdrowo (bo spychana zlosc, bo musimy byc silaczkami, wyjdzie ci bokiem), abys dala sobie prawo do etapow zaloby i przemyslen, dlaczego malzenstwo akurat teraz sie rozpada.

Co do twojego meza (takze ciebie to moze dotyczyc), w polowie zycia tak gdzies budzimy sie obok meza czy zony, w domu ktory stworzylismy, patrzymy na dzieci, prace i zastanawiamy sie co ja tutaj robie, przeciez ja ''cierpie''. To jest moment, w ktorym uswiadamiasz sobie, ze z jakis powodow jednak nie jestes szczesliwy, cos cie gniecie, ale nie umiesz tego nazwac. Bardzo czesto pojawiaja sie wtedy romanse, jako ucieczka i usmierzenie tego bolu. To jak alkohol, narkotyk, nowa osoba da choc na chwile ulge i zapomnienie. Ale bol nadal jest. Wiec zaczyna sie oskarzac i przerzucac wine na wspolmalzonka. Obwinianie go o swoj brak poczucia szczescia, wlasne problemy. To, co wydarza sie w zwiazkach, to odtworzenie naszego dziecinstwa (partner tylko modeluje sytuacje, ktore przypominaja te wiezi, ktore mielismy z rodzicami) i partner jest tu tylko lustrem. Wiec jak on ci mowi, ze sie ciebie bal, to nie jest to zwiazane z toba, tylko z matka lub ojcem. On z nimi mial taka relacje, czul sie zaniedbany emocjonalnie, odrzucony, nieakceptowany, pozniej sie bal juz o co kolwiek poprosic.

Takze tak to bywa w zyciu doroslym. Musimy dojrzec, spojrzec w swoje rany, przepracowac je, wziac za wszystko odpowiedzialnosc. Wasze malzenstwo w takiej formie, jakie do tej pory bylo, przestalo funkcjonowac. Zwroc tez uwage w jaki sposob sie komunikowalicie, czy zwiazek byl pelny, zaspokajal wasze potrzeby, byliscie swiadomy swoich potrzeb, byla wiez miedzy nami. Jest wiele malzenstw, ktora tworzy swoja tkanke na powierzchni: mamy dom, kredyt, auta, wspolny biznes i dzieci - to znaczy, ze jestesmy szczesliwi i silnie zwiazani. Guzik prawda, bo moze tam nie byc zadnej silnej wiezi. A wiec przypatrz sie temu, przypatrz sie sobie, przypatrz sie sobie skad teraz ten bol, czy cos ci sie nie przypomina z dziecinstwa.

Zycze Ci i twojemu mezowi odnalezienie siebie, tobie szczegolnie, abys umiala przepracowac zal i przeszla w zdrowy sposob jego fazy. Meza zostaw, on musi sam emocjonalnie dojsc do przyczyn niezadowolenia ze swojego zycia. Ani ty, ani kochanka nie jestescie tego przyczyna. Trzymak sie!

250 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-08 12:11:10)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

@Pronome, bardzo bardzo dziękuję Ci za ten post, dał mi dużo do myślenia...Mój mąż zdecydowanie ma problemy z dzieciństwa - nawet właśnie podczas tego ostatniego roku mi mowil, ze jak ja krzyczę na niego to czuje się jak wtedy kiedy jego mama krzyczała, jak królik na środku autostrady...Tyle, że ja nawet w "krzyczeniu" nie zbliżylam się nigdy do jej wrzasku (no ok, raz - jak odkryłam zdradę). On mi zarzuca, że "krzyczę" nawet jak mówię coś dosadniejszym gosem, w pewnym momencie czułam się już jak na szpilkach - ze z moim mężem można gadac tylko z usmiechem, inaczej on twierdzi, że ma "łomot". Jego mama jest taka zimną, wrzaskliwą i nieempatyczną osobą. Moim zdaniem ma jakiś narcystyczny rys, bo znam ją już kilkanaście lat, a nie czuję z nią żadnej więzi, ona tak jakby w ogóle nie rozumiała języka emocji, nic. Nie ma żadnych znajomych, nie ma poczucia humoru, nie ma wspolczucia dla innych w ogole. Zimny dom, duzy rygor w dziecinstwie, jego brat zawsze na piedestale, on ten "gorszy"...To ja zawsze mojego męża przy nich chwaliłam, zeby się lepiej poczuł. On się bardzo liczył zawsze z ich zdaniem, jakby musiał zawsze na ich aprobatę zasłużyć...
Tyle, ża jak teraz o tym piszę to mi go...żal. Bo zawsze był dobrym mężem, dobrym ojcem (w mojej głowie). I może gdyby poszedł na terapię i rozwiązał ten właśnie problem w swojej głowie - to nasza rodzina mogłaby byc szczesliwa...?
Rozmowy z nim rypią mi psychikę...Wiem, ze trzeba wiać.

251

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

I bardzo dobrze, ze pojawila ci sie empatia i wspolczucie, bo nikt tu nie jest winny. W takiej sytuacji jak twoja, musisz zajac sie soba, dzieckiem (aby jak najmniej poszarpala sie jego wiez z wami), przestac orbitowac wokol meza, zalatwiac jego sprawy, pompowac go czy oskarzac i dac mu wziac pelna odpowiedzialnosc za rozwiazanie swoich emocjonalnych problemow. Zaakceptuj to, opiekuj sie soba teraz, bo czeka cie trudna zyciowa lekcja. Na meza spojrz z wyrozumialoscia, jak na biednego czlowieka, ktory zalatwia swoje problemy jak potrafi (widac ze slabo, jesli ucieka w kochanke i cie obwinia), zrozum swoje zycie i jego z meta perspektywy, poustalaj jak dorosla osoba widzenia, opieke, oplaty i podzial majatku. I zajmnij sie soba, jak zajmiesz sie soba, to dunamika sie zmieni i on nie bedzie mial wyjscia, jak spotkanie sie sam ze soba. Z kochanka mu raczej nie wyjdzie, wiec daj mu isiagnac dno i aby sie sponiewieral. To moze potrwac kilka lat. Nie przyjmuj go za szybko, bo to moze byc chwilowe oszutwo, aby poczuc sie lepiej.

252 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-08 13:25:11)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

@Pronome, bardzo bardzo dziękuję Ci za ten post, dał mi dużo do myślenia...Mój mąż zdecydowanie ma problemy z dzieciństwa - nawet właśnie podczas tego ostatniego roku mi mowil, ze jak ja krzyczę na niego to czuje się jak wtedy kiedy jego mama krzyczała, jak królik na środku autostrady...

Dlatego tym bardziej nie daj sobie wmówić winy. Byłaś dla niego wybawieniem z domu, podnosiłaś mu samoocenę, jednak jego deficyty nie minęły.
Ja sama wychowywałam się w toksycznym domu gdzie był alkohol, przemoc fizyczna i psychiczna, w końcu zdrada (akurat z matki strony ale to raczej szczegół).
Przez wiele lat miałam problem z budowaniem trwałych relacji, szybko się zrażałam. A wcale taka młoda nie jestem (zdaje się, że możemy być w podobnym wieku).
Wystarczyło, że facet z którym się spotykałam (i było jak dotąd super) raz przyszedł wypity i podniósł na mnie głos czy użył siły, dla mnie był już skreślony bo te wszystkie obrazy z dzieciństwa (nawet nie dzieciństwa bo tak było wiele wiele lat, w sumie do teraz). Ktoś (czy nawet on) by powiedział, że robię dramę, w końcu każdemu może się zdarzyć  przegiąć z alkoholem. Skoro to był incydent to moja reakcja jest nieadekwatna, przesadzona itd. W końcu każdy (facet) lubi czasem wypić.
Możliwe, że Twój jm wyolbrzymiał Twoje krzyki bo dokładał sobie to co miał w podświadomości (pamięci) i właśnie praca była dla niego odskocznią
Ja już wiele razy pisałam, że osoby które zdradzają muszą mieć jakieś deficyty emocjonalne. Ja nie zdradziłam ale wychowałam w takim a nie innym domu i wiem, że jestem pod tym względem bardzo 'skrzywiona' i mimo, że staram pracować nad sobą, łatwo nie jest. Zrozumienie siebie i pewnych schematów jednak bardzo pomaga.

253

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain

Czy rozczulałabyś się nad katem czy mordercą, że miał ciężkie dzieciństwo? 
Przecież to oczywiste (za wyjątkiem psychopatów), że ludzie krzywdzą swoją krzywdą.
A czy on lituje się nad Tobą i dziećmi, czy tylko nad sobą?

Uważaj, bo wylądujesz na pozycji cioci Kazi.
Bardzo mnie denerwowały jego, wspólne, moje koleżanki, które zamiast rozczulać się nad ofiarami, rozczulały się głównie nad katem. Co jest takiego w kobietach, które matkują tym zdradzającym, pochylają się nad nimi?
Ten okres w Twoim życiu jest bardzo trudny i niestety nikt Ci tego bólu nie zdejmie. Po kilku latach mogę napisać, że jest  życie po życiu. Zupełnie inne, takie MOJE. I często bywam zadowolona.
Przytulam Cię serdecznie

254

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

czytam i mam konflikt wewnętrzno / zewnętrzny smile bo z jednej strony na 100 % zgadzam się z Fają  i na  100 % z Pronome

255

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Ranna_Panna napisał/a:

czytam i mam konflikt wewnętrzno / zewnętrzny smile bo z jednej strony na 100 % zgadzam się z Fają  i na  100 % z Pronome

Problem jm Pain to jego problem. Skoro dusił go w sobie i poszukał 'wybawienia' poza małżeństwem to jego sprawa.
Pain była cały czas obok.
Nie jej problem, że on go ma. I będzie miał.

256 Ostatnio edytowany przez ulle (2020-06-08 14:10:38)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Ja przenoszę się tutaj, bo pewnie będę miała coś do powiedzenia i na tym wątku.

Autorko, rozczulasz się nad tym facetem, bo on taki biedny, gdyż prawie na pewno ma narcystyczna matke i on jako ten gorszy syn itd, itd i nawet idziesz w tym kierunku, że może gdyby poszedł na terapię i przepracował traumy z dzieciństwa, to może w ogóle nie trzeba by było przeprowadzać rozwodu.
Nie rozczulaj się nad nim, bo im bardziej dla niego będziesz wyrozumiała i dobra, tym bardziej dla siebie będziesz zła i mało wyrozumiała.
Zastanów się czy on robi coś takiego w odniesieniu do ciebie? Czy siedzi ten facet i rozmyśla nad twoimi traumami z przeszłości albo tymi obecnymi? On nawet traum kochanki nie analizuje, bo on takie rzeczy ma po prostu w doopie.
On myśli tylko o tym, żeby spaść na cztery łapy i jak najlepiej wypaść w oczach znajomych oraz rodziny.
Dlaczego więc ty zamartwiasz się o niego?
Czyżbyś uważała, że jest twój przyjaciel?
Czy jako przyjaciel wbiłby ci nóż prosto w plecy?
To nie jest twój przyjaciel, to jest twój wróg i to największy wróg w twoim życiu.
Jeśli on uważałby, że potrzebna mu jest jakaś terapia, bo jeśli nie, to straci ciebie, rodzinę, to uwierz mi, on wpadłby na pomysł, żeby pójść do psychologa.
Nie rób za jego mamuśkę.
A nawet, jeśli to prawda, że jego matka jest taka a nie inna, to niby co ty mogłabyś na to poradzić? Miałabyś stać się jego matką, ale matka jako zaprzeczeniem cech tej biologicznej? Czyli jaka musiałabyś być, żeby on znowu nie zaczął widzieć w tobie złej biologicznej matki? Miałabyś od teraz dać się zwariować i kontrolować każda swoją minę, każdy ton głosu i każde słowo?
Ciekawe czy kochanka też tak nad sobą pracuje, żeby księcia nie urazić?
Akurat w to uwierzę. Ona jest po prostu sobą i jak trzeba, to z nim zrywa, a jak się jej zachce, to gwiżdże na niego, bo wie, że ten przyleci i nawet rodzinę dla niej rozpirzy na cztery wiatry.
Jeśli chcesz być litościwa, to ulituj się nade mną, ale w sprawie swojego męża daj sobie na wstrzymanie, szczególnie że on o litość cię nie prosi, bo w przeciwieństwie do ciebie ma się dobrze. Ty po rozmowie z nim trzęsiesz się jak galareta, może płaczesz, a on dzwoni do kochanki, spotyka się z nią i najspokojniej w świecie spuszcza sobie z krzyża i nawet do łba mu nie przyjdzie, że ty ubolewasz nad jego trudnym dzieciństwem.
Przestań histeryzować, tylko rób to, co zaplanowałaś.

257

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Mąż Pain wydaje się osobą z pewnymi problemami emocjonalnymi, szczególnie jeśli chodzi o ich okazywanie i komunikowanie swoich potrzeb. Zamknął się w swojej skorupie, chociaż cały czas do tej pory świetnie udawało mu się to maskować. Dusił w sobie w środku wszystko to, co mu przeszkadzało i nagle( dla Autorki o wiele za późno, coś tam w nim pękło. Poczuł nagle, że potrzebuje w życiu czegoś zupełnie innego, ale "zapomniał" o tym, że jest mężem i ojcem. Sam zaś sposób jego "tłumaczenia się" wygląda trochę jak u 10 letniego dziecka, bo oddala od siebie poczucie winy a w sumie go w ogóle nie widzi.

258 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-08 21:18:50)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Poszłam z dziećmi na rolki, dzieci poznały nowego kolegę (jesteśmy z nim umówieni znowu na jutro) i  tak jakoś się psychicznie dobrze czuje że się zmęczyłam, do tego spędziłam z dziećmi fajnie czas, wyszłam z domu gdzie ciągle międlę zachowanie mojego jm...I wiem, że będzie dobrze. Jak tak sobie w trójkę jeździliśmy (potem w czwórkę bo nowy kolega dołączył) to czułam się jak samotna matka ale...to było spoko. I myślę, że będzie z czasem spoko. A mój mąż zostanie w swojej krainie smutku i depresji. Ja wolę ten świat, gdzie można się pośmiać, pogadać z ludźmi, iść na rolki czy rower. I tak we mnie to tchnęło nadzieję, jak wyszłam z domu. Że świat jest fajny, a mój mąż w moim życiu tylko wnosi od roku smutek, nerwy, depresję. Szkoda życia na niego. Coś czuję, że sport będzie moja terapia podczas i po rozwodzie:) pokochałam rolki!

ulle napisał/a:

Ja przenoszę się tutaj, bo pewnie będę miała coś do powiedzenia i na tym wątku.

Autorko, rozczulasz się nad tym facetem, bo on taki biedny, gdyż prawie na pewno ma narcystyczna matke i on jako ten gorszy syn itd, itd i nawet idziesz w tym kierunku, że może gdyby poszedł na terapię i przepracował traumy z dzieciństwa, to może w ogóle nie trzeba by było przeprowadzać rozwodu.
Nie rozczulaj się nad nim, bo im bardziej dla niego będziesz wyrozumiała i dobra, tym bardziej dla siebie będziesz zła i mało wyrozumiała.
Zastanów się czy on robi coś takiego w odniesieniu do ciebie? Czy siedzi ten facet i rozmyśla nad twoimi traumami z przeszłości albo tymi obecnymi? On nawet traum kochanki nie analizuje, bo on takie rzeczy ma po prostu w doopie.
On myśli tylko o tym, żeby spaść na cztery łapy i jak najlepiej wypaść w oczach znajomych oraz rodziny.
Dlaczego więc ty zamartwiasz się o niego?
Czyżbyś uważała, że jest twój przyjaciel?
Czy jako przyjaciel wbiłby ci nóż prosto w plecy?
To nie jest twój przyjaciel, to jest twój wróg i to największy wróg w twoim życiu.
Jeśli on uważałby, że potrzebna mu jest jakaś terapia, bo jeśli nie, to straci ciebie, rodzinę, to uwierz mi, on wpadłby na pomysł, żeby pójść do psychologa.
Nie rób za jego mamuśkę.
A nawet, jeśli to prawda, że jego matka jest taka a nie inna, to niby co ty mogłabyś na to poradzić? Miałabyś stać się jego matką, ale matka jako zaprzeczeniem cech tej biologicznej? Czyli jaka musiałabyś być, żeby on znowu nie zaczął widzieć w tobie złej biologicznej matki? Miałabyś od teraz dać się zwariować i kontrolować każda swoją minę, każdy ton głosu i każde słowo?
Ciekawe czy kochanka też tak nad sobą pracuje, żeby księcia nie urazić?
Akurat w to uwierzę. Ona jest po prostu sobą i jak trzeba, to z nim zrywa, a jak się jej zachce, to gwiżdże na niego, bo wie, że ten przyleci i nawet rodzinę dla niej rozpirzy na cztery wiatry.
Jeśli chcesz być litościwa, to ulituj się nade mną, ale w sprawie swojego męża daj sobie na wstrzymanie, szczególnie że on o litość cię nie prosi, bo w przeciwieństwie do ciebie ma się dobrze. Ty po rozmowie z nim trzęsiesz się jak galareta, może płaczesz, a on dzwoni do kochanki, spotyka się z nią i najspokojniej w świecie spuszcza sobie z krzyża i nawet do łba mu nie przyjdzie, że ty ubolewasz nad jego trudnym dzieciństwem.
Przestań histeryzować, tylko rób to, co zaplanowałaś.

@ulle Chciałam Ci BARDZO podziękować za ten post bo myślałam dziś o nim długo. I ustawiłas mnie do pionu:) Mój wniosek? Ja nie mogę gadać z mężem o tym już! Jestem jeszcze zbyt rozchwiana emocjonalnie i daję sobie wkręcać te bzdury. Teraz, jak się przewietrzylam i wyszłam z domu, posmialam się z dzieciakami - widzę, jaka to bzdura. Ja jestem zupełnie inna osoba niż on próbuje mi wmówić. Boże, jestem empatyczna, uśmiechnięta zazwyczaj, lubię ludzi i poznaje ich wszędzie (jakoś tak mam) i choć mam charakterek to naprawdę nie jestem awanturnicą! Boże, jaki blameshifting. Od dziś opcja "no contact". Tylko o dzieciach i sprawach rozwodu gadam.

Roxann napisał/a:
Ranna_Panna napisał/a:

czytam i mam konflikt wewnętrzno / zewnętrzny smile bo z jednej strony na 100 % zgadzam się z Fają  i na  100 % z Pronome

Problem jm Pain to jego problem. Skoro dusił go w sobie i poszukał 'wybawienia' poza małżeństwem to jego sprawa.
Pain była cały czas obok.
Nie jej problem, że on go ma. I będzie miał.

@Roxann ja byłam zawsze obok. Ja go zawsze wspierałam. Mam coś w charakterze, że cenie strasznie lojalność. I taka też staram się być. Gdy jego brat zachorował na raka - całą noc go przytulałam jak płakał. Następnego dnia zadzwoniłam do przyjaciółki, której tata jest szefem neurochirurgii w szpitalu i załatwiłam operacje bo początkowo mu odmówili (zbyt zaawansowany rak). Dzięki mnie jego brat dostał dodatkowe 1,5 roku życia...potem zapisałam się na wszystkie grupy związane z tym rodzajem raka, szperalam, szukałam informacji, kontaktowałam się z ludźmi...A on w tym czasie się zakochiwał w koleżance z pracy...Co jeszcze...Zawsze jak chciał bym mu coś załatwiła to to robiłam - dla mnie było naturalne, że jego sprawy są moimi. Tak rozumiem miłość. Wspieralabym go zawsze. Jakby miał wylew i wylądował na wózku - byłabym z nim bez mrugnięcia okiem, nie szukając pocieszenia na boku. Oto właśnie mój system wartości...Jak chciał pogadać to zawsze byłam obok. Zawsze. Teraz jest sam. Moje wsparcie jest dla tych, co je doceniają. Nie dla wszystkich.
Czuję, że on nie docenił tego co ma. Niech Dżesika mu pomaga, I am done!

259

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Jesteś niesamowita i fantastyczna. Twój instynkt samozachowawczy działa u ciebie prawidłowo. Nie będziesz sama, bo masz dzieci, a życie też masz już ułożone, bo samotna mama plus dzieci, to jak najbardziej pełnowartościową rodzina.
Wychodź z domu sama lub z dziećmi na spacery, może spodoba Ci się jakiś sport, bądź aktywna w każdej dziedzinie, by nabrać wiary w to, że złe minie, a potem zacznie się dobro.
Zawsze staram się stawiać ludzi do pionu, bo wiem, jak to jest, gdy leżysz na podłodze i wyjesz z rozpaczy i bezsilności.
Zawsze należy ciągnąć takiego człowieka do góry, a najlepiej jest robić to poprzez brutalne pokazanie prawdy.
Zapamiętaj takie stwierdzenie.
ZLO ZAWSZE NALEŻY DEMASKOWAĆ, BY NA KONIEC SAMO SIĘ SKOMPROMITOWALO.
Tak więc ciesz się z dzieci, bo dzięki nim zawsze będziesz miała powody do radości i nie będziesz sama.

260

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain Silna i wartościowa z Ciebie kobieta smile
Widać, że jednak, mimo niewątpliwej krzywdy, jakiej doznałaś, trzymasz się dzielnie. Dużo siły i wytrwałości a na pewno się ułoży! Skoro bliska Ci osoba nie potrafiła odwzajemnić Twojego uczucia i zaangażowania w relację, to nie ma co nad nią więcej płakać.

Posty [ 196 do 260 z 1,383 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 22 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Gdy już wiem, że czas odejść...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024