To nie Twoja wina! Nie obarczaj się tym. Mogę zapytać jak funkcjonujecie na codzień? Wszystko jest jak było wczesniej_chodzi mi o pranie sprzątanie itd
To nie Twoja wina! Nie obarczaj się tym. Mogę zapytać jak funkcjonujecie na codzień? Wszystko jest jak było wczesniejzchodzi mi o pranie, sprzątanie itd ogólnie obowiązki i życie domowe.
To nie Twoja wina! Nie obarczaj się tym. Mogę zapytać jak funkcjonujecie na codzień? Wszystko jest jak było wczesniejzchodzi mi o pranie, sprzątanie itd ogólnie obowiązki i życie domowe.
Ogólnie jest "niby" normalnie ale rozmawiamy w ciągu dnia dość chłodno. Obowiązkami się dzielimy, z tym nie ma problemu
To czas się rozdzielić. Odciąć na ile można. Musisz zacząć załatwiać swoje prawy. Wizyta u prawnika, wyprowadzka jego czy Twoja. Regulować sprawy formalnie. Jak nie czujesz się na siłach to zadaniowo po jednym. Jego obecność Cię umęczy. Tylko jak będziesz sama wrócisz powoli do siebie.
Skoro zawsze był taki zamknięty i wyobcowany, to nawet w ciągu Waszego małżeństwa nie pozwolił się przed Tobą otworzyć? Wygląda na to, że osoba, która nie jest w stanie okazać emocji podczas różnych życiowych sytuacji i pojawienia się mniej lub bardziej poważnych problemów, zaczyna budować wokół siebie mur niedostępności, który z kolei stwarza pozory, że osoba jest zadowolona z zaistniałego stanu. Może być tak, że jego charakter mu do tej pory zupełnie nie przeszkadzał aż tu nagle znalazł się ktoś, dzięki któremu nagle się facet otworzył emocjonalnie i zrzucił z siebie tą skorupę. Pojawiło się jego "alter ego" i nagle poczuł wiatr pod skrzydła - szkoda tylko, że nie próbował tych skrzydeł dostać w kontakcie z żoną, tylko wyszedł z założenia, że potrzebny jest tutaj ktoś nowy, kto obudzi w nim na nowo chęć do życia. Nie wierzył, że da radę osiągnąć to samo z Tobą..?
Mogło to wynikać z przekonania, że dobry związek to taki, w którym tak samo widzi się świat.. I tu teoria o której ktoś pisał że nie może być zbytniego oddalenia w tym.
Chodzi Anioł Stróż po świecie
sprząta po miłościach co się rozleciały
zbiera jak ułomki chleba dla wróbli
żeby się nic nie zmarnowało
listy tam i z powrotem
telefony od ucha do ucha
małe śmieszne pamiątki co były wzruszeniem
notes z datą spotkania ukryty w czajniku
blizny po śmiechu
sprzeczki nie wiadomo po co
żale jak pojedyncze osy
flirtujące osły
wszystko na szpilce
to co na zawsze już się wydawało
mądrość przy końcu że nie o to chodzi
radość że się kocha to co niemożliwe
A mąż już wie, że chcesz odejść, czy źyje w błogim przeświadczeniu, źe Ty o niczym nie wiesz?
Biedaczek ty pewnie z tych zdradzających. Jakbyś nie zauważył to on zdradza i robi to nadal. Piszesz jakby to ona robiła coś złego jakby zdrady nie było teraz jego "uczucia " a właściwie nie liczy się. Liczą się potrzeby autorki.
139 2020-05-28 13:37:08 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2020-05-28 15:46:36)
Nikt Ci gwarancji nie da,, że z męzem warto zostać, nie siedzimy w jego głowie.Tu pomocną jest terapia małżeńska, bo może nie znasz człowieka tak dobrze,jak Ci się wydawało. Może stracisz rok czy 2 lata sprawdzając to.
Ja straciłam, ale nie żałuję.
Bardzo chciałabyś powrotu do dawnego, ale to niemożliwe, pytanie czy masz coś do zyskania z człowiekiem,z którym masz dzieci. Zapytałam Cię też w innym wątku czy jesteś pewna SWOJEJ miłości do niego.
Myślę że poczułaś się mocno niepewnie w Twoim pewnym dotychczas bajkowym życiu i rozpaczliwe chciałabyś by mąż zabrał tam Ciebie z powrotem, padł przed Tobą na kolana, pokazał Ci,że masz wszystko pod kontrolą.rzadzisz.
Ale tamtego męża już nie ma. On już nie chce taki być. Jaki jest i czy to ktoś dla Ciebie, nie wiem.
Ale powiem Ci, życie po życiu istnieje,zyskuje się wiele też, jednak od korzeni budujesz na nowo. Jeśli po tym jak emocje się uspokoją,jak rozeznasz siebie i spojrzysz na męża takiego jakim On jest stwierdzisz że to nie to, zdążysz się rozejść. Tylko nie rób wcześniej dziecka na zgodę:)
Uwierz znam Twój ból i poczucie pokrzywdzenia,ale nie warto tam długo stać. Trzeba zejść na płaszczyznę nowy mąż i zobaczyć kto tam stoi i czy Ci pasuje.
Pisałam o tej terapii małżeńskiej, bo wiele zależy od tego, na ile mąż jest w stanie siebie poznać i wy wzajemnie swoje motywy.
edycja moderatorska - proszę uważać na słowa!
byli na terapii jej mężyk udawał poszkodowanego zero skruchy.
140 2020-05-29 15:40:14 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-05-29 15:44:22)
Skoro zawsze był taki zamknięty i wyobcowany, to nawet w ciągu Waszego małżeństwa nie pozwolił się przed Tobą otworzyć? Wygląda na to, że osoba, która nie jest w stanie okazać emocji podczas różnych życiowych sytuacji i pojawienia się mniej lub bardziej poważnych problemów, zaczyna budować wokół siebie mur niedostępności, który z kolei stwarza pozory, że osoba jest zadowolona z zaistniałego stanu. Może być tak, że jego charakter mu do tej pory zupełnie nie przeszkadzał aż tu nagle znalazł się ktoś, dzięki któremu nagle się facet otworzył emocjonalnie i zrzucił z siebie tą skorupę. Pojawiło się jego "alter ego" i nagle poczuł wiatr pod skrzydła - szkoda tylko, że nie próbował tych skrzydeł dostać w kontakcie z żoną, tylko wyszedł z założenia, że potrzebny jest tutaj ktoś nowy, kto obudzi w nim na nowo chęć do życia. Nie wierzył, że da radę osiągnąć to samo z Tobą..?
No ale czy on zrzucił tę skorupę przy niej? To by oznaczało, że teraz będzie zupełnie innym człowiekiem. Zawsze spokojny i wycofany (nie tylko przeciez ze mną!) i teraz nagle przebudzenie?
Ja tu bardziej widzę zajaranie się swoim nowym "ja". Tyle, że to nie jest prawdziwy on, a kreacja która mu się spodobała...
Eh...Dzis znowu czuję się kijowo. Posprzeczalismy sie o to jak reagowac na rozne zachowania dzieci (dzis np nie chcialy w ogole wstac, marudziły). Dochodzę do wniosku, że w jego oczach to już jestem samym złem - zła żona, zły człowiek, zła matka...Nie daję sobie tego wkręcać, ale to strasznie smutne. Czuję się strasznie samotna w tym trwaniu obok. Czasem mam przebłyski jak potrafilismy do siebie czule mówić, przytulic sie, zasypiac razem, rozmawiac, żartowac...Dzis ta relacja jest zupełnie inna. Jest zimno, prawie jak dwojka wspollokatorow. I to takich, co się specjalnie jakoś nie lubią...:(
Ciężko mi jakoś z tym.
Tak, to musi być wyjątkowo słabe. Tym bardziej, jak związek był udany. Przedziwne bo jednego dnia można się kochać, by następnego patrzeć na siebie spod byka.
Fajną rzecz napisałaś w swoim wątku, by nigdy nie stracić niezależności, pracować, rozwijać się. Domyślam się, że gdybyś była w pozycji żony leżącej i pachnącej, to rozwodu byś nie wniosła? Mam w otoczeniu taką parę. Ona juz 2 razy została zdradzona, ale wygodne życie rekompensuje te niedogodności.
Pain ale jaki jest wasz statut? Myślisz co dalej?
No ale czy on zrzucił tę skorupę przy niej? To by oznaczało, że teraz będzie zupełnie innym człowiekiem. Zawsze spokojny i wycofany (nie tylko przeciez ze mną!) i teraz nagle przebudzenie?
Ja tu bardziej widzę zajaranie się swoim nowym "ja". Tyle, że to nie jest prawdziwy on, a kreacja która mu się spodobała...Eh...Dzis znowu czuję się kijowo. Posprzeczalismy sie o to jak reagowac na rozne zachowania dzieci (dzis np nie chcialy w ogole wstac, marudziły). Dochodzę do wniosku, że w jego oczach to już jestem samym złem - zła żona, zły człowiek, zła matka...Nie daję sobie tego wkręcać, ale to strasznie smutne. Czuję się strasznie samotna w tym trwaniu obok. Czasem mam przebłyski jak potrafilismy do siebie czule mówić, przytulic sie, zasypiac razem, rozmawiac, żartowac...Dzis ta relacja jest zupełnie inna. Jest zimno, prawie jak dwojka wspollokatorow. I to takich, co się specjalnie jakoś nie lubią...:(
Ciężko mi jakoś z tym.
Ciężko wytłumaczyć taką zmianę osobowości i nastawienia. Może niektórzy muszą poczuć dopiero odpowiedni moment i okoliczności, aby dostać nagłego olśnienia czy wzbudzenia w sobie tej ukrytej natury? Pikupik pisała o przypadku, jaki miał miejsce u niej, gdzie chyba było podobnie, gdzie facet dopiero pod "opieką" swojej kochanki dostał skrzydeł..
Pain ale jaki jest wasz statut? Myślisz co dalej?
On nie chciał i nie chce rozwodu. Natomiast ja nie czuję z nim żadnej więzi już. Żal mi, ale trochę jak obcy facet obok...Boli jak sobie przypomnę jak jeszcze jakiś czas temu czułam do niego te ciepłe uczucia. Dziś tego nie ma. Jest dwojka uprzejmych wobec siebie ale obcych ludzi...I to boli, bo naprawdę nie czuję tej winy, o której on mówi. Tak jak ktoś napisał w wątku obok - mam wrażenie, że cokolwiek teraz nie powiem i nie zrobię - jestem już winna wszystkiego. Wkurza mnie ten jego brak skruchy bo szczerze przyznam, że wolałabym widzieć go na kolanach, bojącego się że miłość życia mu ucieka...A tego nie ma. Ja zdjelam obrączkę - on zrobił to samo. Stawia się tak "na równi" w winie...I to dla mnie jest deal breaker. Więc to ja będę składać
Zadziwiająca jest "logika" czy sposób "myślenia" osób winnych zdrady, takich właśnie jak Twój mąż. Facet jakoś nie widzi w sobie w ogóle winy, udając, że problemu nie ma i dąży jednocześnie do zachowania obecnego stanu, tzn przynajmniej, aby do rozwodu nie doszło. Próbuje chyba ustawić Ciebie i całą Waszą relację według pewnej swojej dziwnej wizji. Oczekuje jeszcze, żę Ty będziesz się czuła winna wszystkiemu a do tego łaskawie pozwolisz mu( czy wręcz zgodzisz się ) na pokierowanie Waszym związkiem według jego "pomysłu".
Zadziwiająca jest "logika" czy sposób "myślenia" osób winnych zdrady, takich właśnie jak Twój mąż. Facet jakoś nie widzi w sobie w ogóle winy, udając, że problemu nie ma i dąży jednocześnie do zachowania obecnego stanu, tzn przynajmniej, aby do rozwodu nie doszło. Próbuje chyba ustawić Ciebie i całą Waszą relację według pewnej swojej dziwnej wizji. Oczekuje jeszcze, żę Ty będziesz się czuła winna wszystkiemu a do tego łaskawie pozwolisz mu( czy wręcz zgodzisz się ) na pokierowanie Waszym związkiem według jego "pomysłu".
Coś czuję, że ten pomysł byłby taki, że jestem wycieraczka dla faceta. Thank you but no thank you...
147 2020-05-30 19:22:00 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-05-30 19:23:43)
bagienni_k napisał/a:Zadziwiająca jest "logika" czy sposób "myślenia" osób winnych zdrady, takich właśnie jak Twój mąż. Facet jakoś nie widzi w sobie w ogóle winy, udając, że problemu nie ma i dąży jednocześnie do zachowania obecnego stanu, tzn przynajmniej, aby do rozwodu nie doszło. Próbuje chyba ustawić Ciebie i całą Waszą relację według pewnej swojej dziwnej wizji. Oczekuje jeszcze, żę Ty będziesz się czuła winna wszystkiemu a do tego łaskawie pozwolisz mu( czy wręcz zgodzisz się ) na pokierowanie Waszym związkiem według jego "pomysłu".
Coś czuję, że ten pomysł byłby taki, że jestem wycieraczka dla faceta. Thank you but no thank you...
Twój wątek PainIsFinite, jest o tyle ciekawy choćby z poznawczego punktu widzenia bo mimo wszystko nieco odbiega od schematów choćby w osobowości Twego męża. Wypowiedziało się tu kilka kobiet, które przedstawiły obraz swoich mężów - zdradzaczy w podobny sposób aczkolwiek był on przeciwieństwem tego Twego, poza jedną cechą - odpowiedzialne stanowisko.
Typ depresyjnego introwertyka jakoś średnio do tego pasuje.
Ty z kolei wydajesz się być super babką, bardzo inteligentną, która ma i zna swoją wartość, wie czego chce i ma jednak (tak mi się wydaje) dominujący charakter.
Pisałaś, że mąż Ci zarzucił, że żyjecie czy żyliście pod Twoje dyktando (może nie te słowa ale raczej ten sens).
Czy nie było przypadkiem tak, że wybrałaś sobie na studiach introwertyka, pewnie trochę niepewnego siebie, inteligentnego ale wycofanego i ułożyłaś Wam życie tak jak Ci odpowiadało. On zrobił karierę na Twoich barkach poniekąd bo wiadomo, że za każdym sukcesem faceta stoi mądra kobieta (niby powiedzenie ale jakże prawdziwe) i jak już poczuł tą władzę w pracy, coraz ciężej mu było znosić ją w domu. Może dlatego Ty nie zauważyłaś zmian, w przeciwieństwie do niego.
Absolutnie go nie usprawiedliwiam, tylko próbuję zrozumieć motywy zdrad w związkach, gdzie teoretycznie wszystko jest ok.
148 2020-05-30 22:01:24 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-05-30 22:02:59)
.
Roxan, to bardzo mądre co napisalas! Ja myślę, że faktycznie on się zmieniał przez te lata, awansując i w pewnym momencie się rozjechał nam wątek. Nie wiem czy jestem dominującą, ale na pewno konkretna i nie dam sobie w kaszę dmuchać. Dziś padam bo spędziłam 6h w pociągu, prześpię się z tymi myślami i jutro napiszę więcej
Ciężko wytłumaczyć taką zmianę osobowości i nastawienia. Może niektórzy muszą poczuć dopiero odpowiedni moment i okoliczności, aby dostać nagłego olśnienia czy wzbudzenia w sobie tej ukrytej natury? Pikupik pisała o przypadku, jaki miał miejsce u niej, gdzie chyba było podobnie, gdzie facet dopiero pod "opieką" swojej kochanki dostał skrzydeł..
Te skrzydła to raczej woskiem klejone. Bo jednak się okazuje, że to co go rzeczywiście go blokowało psychicznie nadal mu zostało, więc ta odmiana to taka raczej powierzchowna, coś w stylu pobożnych życzeń. Nawet ja w to uwierzyłam, że on taki się zrobił zdecydowany, szast prast się rozwiedzie, prawko zrobi i za kilka miesięcy zamieszkają razem i będą sobie żyli długo i szczęśliwie a ze mną będzie tylko o dziecku rozmawiał. Myślę, że dziunia też w to uwierzyła ... Pomijam, że odkąd przestaliśmy drzeć koty to przyłazi i się mnie o zdanie pyta w różnych sprawach - taki zdecydowany i samodzielny kurcze blade. O ciągłym proszeniu o pomoc nie wspomnę bo to wstyd pisać...
Może być tak, jak pisze Roxann. Takie dysproporcje w związkach raczej prędzej czy później odbijają się czkawką. Na pewno nie bez powodu związałyśmy się z panami dającymi "sobą sterować" myślę, że odkrycie dlaczego wybrałyśmy takich partnerów, może być dla nas ogromnym krokiem na przód.
Jednak nic nie usprawiedliwia moim zdaniem stylu w jakim tacy panowie odchodzą/zdradzają. Wydaje mi się, że właśnie im więcej kompleksów i problemów ze sobą ma taki ktoś, tym okrutniej to wygląda. Chyba tylko "zdrowych" ludzi stać na uczciwość i szacunek wobec innych.
Może być tak, jak pisze Roxann. Takie dysproporcje w związkach raczej prędzej czy później odbijają się czkawką. Na pewno nie bez powodu związałyśmy się z panami dającymi "sobą sterować" myślę, że odkrycie dlaczego wybrałyśmy takich partnerów, może być dla nas ogromnym krokiem na przód.
To dlaczego Wy związałyście się z panami dającymi sobą sterować to jedno. Skoro Wam było dobrze w małżeństwie, to znaczy, że wybrałyście zgodnie z intuicją i własnymi potrzebami.
Jak dla mnie bardziej interesujące jest to, że ci faceci, którzy w domu dawali sterować, mieli równolegle odpowiedzialną, stresująca pracę i/lub wysokie stanowisko. Z tego co pamiętam, Twój jm jest policjantem (przepraszam jeśli coś mi się pomyliło). Jakoś trudno mi sobie wyobrazić policjanta - pantofla, albo jak w przypadku PainIsFinite - wycofanego, depresyjnego managera.
Może stąd ich kompleksy i potrzeba podbudowania ego poza związkiem?
Co ja Ci powiem Autorko, czego sama nie wiesz i inni nie napisali. Sytuację miałam wręcz identyczną, kopię w zasadzie. Nie chce się wracać do tego, bo i nie ma do czego, ale napiszę Ci kilka spostrzeżeń z własnego podwórka. Przede wszystkim nie wierz, że romansu nie było, a to tylko koleżanka "od zwierzeń". Jesli szukał z nią ciągłego kontaktu, spotykał, zamykał w świecie ja/ona, to relacje dawno wykroczyły poza ramę przyjaźni. Dbałość o wizerunek: sport, zmiana nawyków, nagła pasja, ("toki" jakby). Mogą wskazywać, że kontakty niekoniecznie zostały zerwane. Prawdę na ten temat znasz tyko zdaje się, z jego ust. Być może nadal to sobie trwa, niezależnie od info o jej rychłym ślubie. Prezenty nie brzmią dobrze. Nie wiesz, czy pieniądze faktycznie zostały mu zwrócne, a ja nadmienię tylko, że słyszałam identyczne słowa Jeden sex, jeden niby-prezenty, jeden "tylko flirt"- nie wierz
Potwierdzi tylko to, co znalazłaś sama i w taki sposób, żeby wyglądało przekonująco
Oczywiście będziesz współwinna zdrady. Przecież gdybyś! ( tu wpisz dowolne), to on nigdy! ( tu wpisz też
). A gdybyś była nawet Miss Świata i laureatką The Best Of, w konkurencji Inna Ona przegrywasz już na starcie. I tracisz coraz bardziej każdego dnia, gdy nowe zaczyna wypierać stare. Nie chce rozwodu i nie będzie chciał. Funkcjonujesz dla niego pod ogólnym hasłem "rodzina", tak jak mama, tata, siostra brat. Nie chce z tego rezygnować, bo to oznaczałoby kolejny początek. No i, mimo wszystko zostałaś, a to daje jakieś pole do interpretacji
Byłam na Twoim miejscu, dokładnie w takim samym czasie i zostałam. Uwierzyłam w te "pojedyńcze" razy i zerwane kontakty. W starania na pół gwizdka i serduszka na messengerze
Rok później dostałam ukrytym telefonem w łeb, pełnym jej zdjęć i wyznań o wschodzie i zachodzie słońca
Tego, że zostałam wtedy nie żałuję, bo po tym nie snułam już kolejnych bajek z gazet. No i doopę mam teraz twardą jak skała, chociaż zabrało mi to kupę czasu
Wiem ile kosztuje Cię obecna sytuacja. Pełny stan gotowości. Na dłuższą metę to strasznie wykańcza nie rozwiązując problemu. Z miejsca w którym jestem powiedziałabym: uciekaj. Wiem jednak, że każdy musi przejść przez to po swojemu. To Forum pomoże Ci, cokolwiek postanowisz. Dobrze, że tu jesteś
Jakoś trudno mi sobie wyobrazić kogoś na wyższym stanowisku, zdecydowanego i stanowczego jedynie w pracy zawodowej, podczas gdy w domu potulnie chowającego się po kątach przed partnerką. A już stróż prawa jest chyba jednym z ostatnich zawodów, gdzie uległość i słabość jest wskazana...
154 2020-06-02 12:33:44 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-02 12:34:44)
Jakoś trudno mi sobie wyobrazić kogoś na wyższym stanowisku, zdecydowanego i stanowczego jedynie w pracy zawodowej, podczas gdy w domu potulnie chowającego się po kątach przed partnerką. A już stróż prawa jest chyba jednym z ostatnich zawodów, gdzie uległość i słabość jest wskazana...
Znam pewnego faceta, który w swoim środowisku jest bardzo ceniony, ma za sobą wiele sukcesów zawodowych, wielokrotnie brany za wręcz autorytet - ogólnie bardzo pewny siebie, kompetentny, pracowity a przy tym mający ogromną słabość do kobiet. No właśnie. Wcześniej miałam co do niego pewne uprzedzenia bo to było mało dyskretne jak te panny podrywał ale w sumie to jakoś nigdy nie słyszałam by z którąś romansował - raczej flirtował, komplementował czy ogólnie rozmawiał.
Pewnego razu wyjeżdżając w delegację okazało się, że jedzie też on i... zabiera ze sobą żonę. Nie muszę mówić, że to był szok dla wszystkich (którzy go znali) i byliśmy ciekawi a raczej ciekawe jak jego żona wygląda, jaka jest. To co zobaczyłam całkowicie zmieniło moje podejście czy też postrzeganie tego człowieka. Otóż żona okazała się bardzo wygadaną, dominującą babką, która na każdym kroku zwracała mu uwagę, deprecjonowała, wręcz traktowała jak dziecko i to bardzo nieporadne. Facet przy niej zmieniał się o 180st - nagle stawał się wycofany, małomówny, stłamszony, siedział ze spuszczoną głową - też bym powiedziała że typ depresyjny a w pracy wcale taki nie był nigdy! Aż mi go żal było, naprawdę.
Dla mnie to był szok.
155 2020-06-02 12:45:58 Ostatnio edytowany przez Netania (2020-06-02 12:46:45)
bagienni_k napisał/a:Jakoś trudno mi sobie wyobrazić kogoś na wyższym stanowisku, zdecydowanego i stanowczego jedynie w pracy zawodowej, podczas gdy w domu potulnie chowającego się po kątach przed partnerką. A już stróż prawa jest chyba jednym z ostatnich zawodów, gdzie uległość i słabość jest wskazana...
Znam pewnego faceta, który w swoim środowisku jest bardzo ceniony, ma za sobą wiele sukcesów zawodowych, wielokrotnie brany za wręcz autorytet - ogólnie bardzo pewny siebie, kompetentny, pracowity a przy tym mający ogromną słabość do kobiet. No właśnie. Wcześniej miałam co do niego pewne uprzedzenia bo to było mało dyskretne jak te panny podrywał ale w sumie to jakoś nigdy nie słyszałam by z którąś romansował - raczej flirtował, komplementował czy ogólnie rozmawiał.
Pewnego razu wyjeżdżając w delegację okazało się, że jedzie też on i... zabiera ze sobą żonę. Nie muszę mówić, że to był szok dla wszystkich (którzy go znali) i byliśmy ciekawi a raczej ciekawe jak jego żona wygląda, jaka jest. To co zobaczyłam całkowicie zmieniło moje podejście czy też postrzeganie tego człowieka. Otóż żona okazała się bardzo wygadaną, dominującą babką, która na każdym kroku zwracała mu uwagę, deprecjonowała, wręcz traktowała jak dziecko i to bardzo nieporadne. Facet przy niej zmieniał się o 180st - nagle stawał się wycofany, małomówny, stłamszony, siedział ze spuszczoną głową - też bym powiedziała że typ depresyjny a w pracy wcale taki nie był nigdy! Aż mi go żal było, naprawdę.
Dla mnie to był szok.
Wiesz, jak tak czasem widzę różne małżeństwa, czy o nich słucham, to mam wrażenie, że ludzie są ze sobą z przymusu. Nie dziwi mnie już fakt, że coraz rzadziej związki są formalizowane. Dlaczego ludzie robią sobie z własnego życia dramat z domieszką thrillera?
Niepojęte.
Roxann napisał/a:bagienni_k napisał/a:Jakoś trudno mi sobie wyobrazić kogoś na wyższym stanowisku, zdecydowanego i stanowczego jedynie w pracy zawodowej, podczas gdy w domu potulnie chowającego się po kątach przed partnerką. A już stróż prawa jest chyba jednym z ostatnich zawodów, gdzie uległość i słabość jest wskazana...
Znam pewnego faceta, który w swoim środowisku jest bardzo ceniony, ma za sobą wiele sukcesów zawodowych, wielokrotnie brany za wręcz autorytet - ogólnie bardzo pewny siebie, kompetentny, pracowity a przy tym mający ogromną słabość do kobiet. No właśnie. Wcześniej miałam co do niego pewne uprzedzenia bo to było mało dyskretne jak te panny podrywał ale w sumie to jakoś nigdy nie słyszałam by z którąś romansował - raczej flirtował, komplementował czy ogólnie rozmawiał.
Pewnego razu wyjeżdżając w delegację okazało się, że jedzie też on i... zabiera ze sobą żonę. Nie muszę mówić, że to był szok dla wszystkich (którzy go znali) i byliśmy ciekawi a raczej ciekawe jak jego żona wygląda, jaka jest. To co zobaczyłam całkowicie zmieniło moje podejście czy też postrzeganie tego człowieka. Otóż żona okazała się bardzo wygadaną, dominującą babką, która na każdym kroku zwracała mu uwagę, deprecjonowała, wręcz traktowała jak dziecko i to bardzo nieporadne. Facet przy niej zmieniał się o 180st - nagle stawał się wycofany, małomówny, stłamszony, siedział ze spuszczoną głową - też bym powiedziała że typ depresyjny a w pracy wcale taki nie był nigdy! Aż mi go żal było, naprawdę.
Dla mnie to był szok.Wiesz, jak tak czasem widzę różne małżeństwa, czy o nich słucham, to mam wrażenie, że ludzie są ze sobą z przymusu. Nie dziwi mnie już fakt, że coraz rzadziej związki są formalizowane. Dlaczego ludzie robią sobie z własnego życia dramat z domieszką thrillera?
Niepojęte.
Bo brak im jaj.
(Tak ja jako zdradzona żona też ich nie miałam ale pracuję nad ich wzrostem)
157 2020-06-02 13:20:11 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-02 13:23:21)
Netania napisał/a:Wiesz, jak tak czasem widzę różne małżeństwa, czy o nich słucham, to mam wrażenie, że ludzie są ze sobą z przymusu. Nie dziwi mnie już fakt, że coraz rzadziej związki są formalizowane. Dlaczego ludzie robią sobie z własnego życia dramat z domieszką thrillera?
Niepojęte.Bo brak im jaj.
Ten wspomniany wyżej człowiek ucieka w pracę/karierę i to świetnie mu idzie bo jest naprawdę bardzo dobry i ceniony. Wokół ma wiele atrakcyjnych kobiet z którymi sobie może porozmawiać, pośmiać czy ogólnie popodziwiać. I tak sobie żyje z delegacji na delegację i ciągłymi nadgodzinami.
W domu natomiast rządzi żona.
Nie wiem może mu się to podoba a zawstydzony był tylko dlatego, że wszyscy zobaczyli go w zupełnie innym wydaniu. Wcześniej znany nam tylko od strony zawodowej gdzie uchodził za autorytet, nagle okazał się prywatnie być pod pantoflem żony.
Podałam przykład w odpowiedzi na wątpliwości, że facet może w pracy i w domu być zupełnie inną osobą.
Gdyby sam mi opowiadał jaką ma sytuację w domu, z żoną to bym mu nie uwierzyła, chyba nikomu, ale widziałam na własne oczy a delegacja była dość długa więc jakiś obraz myślę dość obiektywny mam.
Netania napisał/a:Roxann napisał/a:Znam pewnego faceta, który w swoim środowisku jest bardzo ceniony, ma za sobą wiele sukcesów zawodowych, wielokrotnie brany za wręcz autorytet - ogólnie bardzo pewny siebie, kompetentny, pracowity a przy tym mający ogromną słabość do kobiet. No właśnie. Wcześniej miałam co do niego pewne uprzedzenia bo to było mało dyskretne jak te panny podrywał ale w sumie to jakoś nigdy nie słyszałam by z którąś romansował - raczej flirtował, komplementował czy ogólnie rozmawiał.
Pewnego razu wyjeżdżając w delegację okazało się, że jedzie też on i... zabiera ze sobą żonę. Nie muszę mówić, że to był szok dla wszystkich (którzy go znali) i byliśmy ciekawi a raczej ciekawe jak jego żona wygląda, jaka jest. To co zobaczyłam całkowicie zmieniło moje podejście czy też postrzeganie tego człowieka. Otóż żona okazała się bardzo wygadaną, dominującą babką, która na każdym kroku zwracała mu uwagę, deprecjonowała, wręcz traktowała jak dziecko i to bardzo nieporadne. Facet przy niej zmieniał się o 180st - nagle stawał się wycofany, małomówny, stłamszony, siedział ze spuszczoną głową - też bym powiedziała że typ depresyjny a w pracy wcale taki nie był nigdy! Aż mi go żal było, naprawdę.
Dla mnie to był szok.Wiesz, jak tak czasem widzę różne małżeństwa, czy o nich słucham, to mam wrażenie, że ludzie są ze sobą z przymusu. Nie dziwi mnie już fakt, że coraz rzadziej związki są formalizowane. Dlaczego ludzie robią sobie z własnego życia dramat z domieszką thrillera?
Niepojęte.Bo brak im jaj.
(Tak ja jako zdradzona żona też ich nie miałam ale pracuję nad ich wzrostem)
Któż z nas nie był bez jaj choć raz w życiu, niech pierwszy rzuci kamieniem... ja byłam bez jaj przez 12 lat małżeństwa i moje zachowanie "przy mężu" bardzo było podobne do znajomego Roxann.
Zdradzaną żoną nie byłam. Jednak owych własnych "jaj" poszukiwaczką jestem po dziś dzień. Oby każdy/każda z nas w końcu je odnalazł/a
To dlaczego Wy związałyście się z panami dającymi sobą sterować to jedno. Skoro Wam było dobrze w małżeństwie, to znaczy, że wybrałyście zgodnie z intuicją i własnymi potrzebami.
Jak dla mnie bardziej interesujące jest to, że ci faceci, którzy w domu dawali sterować, mieli równolegle odpowiedzialną, stresująca pracę i/lub wysokie stanowisko. Z tego co pamiętam, Twój jm jest policjantem (przepraszam jeśli coś mi się pomyliło). Jakoś trudno mi sobie wyobrazić policjanta - pantofla, albo jak w przypadku PainIsFinite - wycofanego, depresyjnego managera.
Może stąd ich kompleksy i potrzeba podbudowania ego poza związkiem?
Nie, musiałaś pomylić mnie z kimś. Mój to żaden policjant ani nawet na ważnym stanowisku. W pracy jest tak samo wycofany (to znaczy był, bo odkąd jest z dziunią to coś tam zaczyna fikać podobno ze wszystkimi się kłóci). Zero kolegów, zamknięty w swoim pokoju, stroniący od imprez służbowych (aż do momentu aż ją poznał) domator a jak wyjść/wyjechać to to tylko ze mną. I to nie było tak, że ja go w tym domu zamknęłam. Zachęcałam go do kontaktów międzyludzkich ale on nie chciał. Mówił, że on nikogo nie potrzebuje. Tylko jak odchodził to powiedział, że on chciał być inny tylko przy mnie mu się nie udało, a ona go otworzyła
Znam pewnego faceta, który w swoim środowisku jest bardzo ceniony, ma za sobą wiele sukcesów zawodowych, wielokrotnie brany za wręcz autorytet - ogólnie bardzo pewny siebie, kompetentny, pracowity a przy tym mający ogromną słabość do kobiet. No właśnie. Wcześniej miałam co do niego pewne uprzedzenia bo to było mało dyskretne jak te panny podrywał ale w sumie to jakoś nigdy nie słyszałam by z którąś romansował - raczej flirtował, komplementował czy ogólnie rozmawiał.
Pewnego razu wyjeżdżając w delegację okazało się, że jedzie też on i... zabiera ze sobą żonę. Nie muszę mówić, że to był szok dla wszystkich (którzy go znali) i byliśmy ciekawi a raczej ciekawe jak jego żona wygląda, jaka jest. To co zobaczyłam całkowicie zmieniło moje podejście czy też postrzeganie tego człowieka. Otóż żona okazała się bardzo wygadaną, dominującą babką, która na każdym kroku zwracała mu uwagę, deprecjonowała, wręcz traktowała jak dziecko i to bardzo nieporadne. Facet przy niej zmieniał się o 180st - nagle stawał się wycofany, małomówny, stłamszony, siedział ze spuszczoną głową - też bym powiedziała że typ depresyjny a w pracy wcale taki nie był nigdy! Aż mi go żal było, naprawdę.
Dla mnie to był szok.
Zadziwia mnie w takim razie, co tych ludzi połączyło? Co ma w sobie jedna osoba, że może tak bardzo dominować nad drugą? No i z jakiej racji taki pantofel tkwi w tym związku i dla jakiś korzyści? Ciekaw jestem, co by odpowiedział, gdyby się go zapytać, co takiego czerpie pozytywnego z tego związku? Można mieć pretensje, zresztą słuszne, do strony, która aktywnie pomiata drugą, tylko gorzej zrozumieć człowieka, który trwa w takim układzie..Czy poza tym poczuciem bycia podporządkowanym swojej żonie, czerpie jakieś profity z tej relacji?
161 2020-06-02 18:15:19 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-02 18:18:47)
Zadziwia mnie w takim razie, co tych ludzi połączyło? Co ma w sobie jedna osoba, że może tak bardzo dominować nad drugą? No i z jakiej racji taki pantofel tkwi w tym związku i dla jakiś korzyści? Ciekaw jestem, co by odpowiedział, gdyby się go zapytać, co takiego czerpie pozytywnego z tego związku? Można mieć pretensje, zresztą słuszne, do strony, która aktywnie pomiata drugą, tylko gorzej zrozumieć człowieka, który trwa w takim układzie..Czy poza tym poczuciem bycia podporządkowanym swojej żonie, czerpie jakieś profity z tej relacji?
Bagienni_k, trudno powiedzieć co ich połączyło. Z tego co ta kobieta mówiła w takiej powiedzmy towarzyskiej luźnej rozmowie, to ona wypatrzyła go sobie na studiach i okręciła sobie wokół palca. Nie wiem na ile rzeczywiście tak było ale użyła nawet słów w stylu: "jak go poznałam, to od razu stwierdziłam, że to musi być mój mąż i jest". Staż małżeński mają już dość spory, dzieci, chyba nawet i wnuki.
Ludzie w różny często dziwny czy wręcz niezrozumiały sposób dobierają w pary.
Podejrzewam, że być może paradoksalnie to małżeństwo pomogło mu osiągnąć taki sukces. Żeby być dobrym managerem, dyrektorem czy prezesem, trzeba nie tylko mieć predyspozycje, ambicje ale i warunki do tego. On mając przy sobie kobietę, która ogarniała dom i ich całe prywatne życie, mógł spokojnie poświęcić karierze.
Raczej nie odnoszą tak wielkich sukcesów mężczyźni, którzy od małolata uganiają za spódniczkami czy mają wiele innych obowiązków na głowie. Kompetencji nie zdobywa się ot tak, stoi za tym zwykle bardzo ciężka praca i mnóstwo wyrzeczeń.
Być może właśnie to sukces zawodowy jest tym głównym profitem takiej relacji.
W pewnym momencie jednak jest się już na takim poziomie, że ten sukces staje codziennością i przestaje wystarczyć do poczucia spełnienia czy ogólnie bycia mężczyzną, stąd te desperackie wręcz poszukiwania potwierdzenia tego faktu w adoracji ze strony innych kobiet.
Władza i pieniądze dodają pewności siebie i zwiększają atrakcyjność. Te wszystkie kobiety, które obecnie się koło niego kręcą raczej nie spojrzałyby na niego w innych okolicznościach bo do przystojnych to on nie należy choć to kwestia gustu, wiadomo.
Być może ta żona deprecjonuje go by za bardzo nie obrósł w piórka. Wiadomo ona zna go od dawna, z innej perspektywy i te wszystkie ukłony w jego stronę od osób związanych z jego pracą traktowała tak a nie inaczej czym wprawiała go w zakłopotanie czy wręcz zawstydzenie.
Natomiast uwagi typu: nie, nie jedz tego, zamów to czy jednak lampka wina ci wystarczy, to mogła być zwykła troska.
Już się obawiam takiego podejścia w stylu: " O ten jest idealny, biorę go(tudzież ją) za męża/żonę. Trochę w tym wariactwa trochę wyrachowania. Może nie dała mu odczuć na początku, że chce przejąc rolę dominującą w domu, może mu to pasowało? Ja bym zwiewał gdzie pieprz rośnie
Ciekawe jest też to, że jeśli żona niejako pozwoliła mu poświęcić czas na rozwój zawodowy, kosztem głównej troski o dom czy dzieci, to nie odbiło się po czasie na ich związku. Jak często się zdarza, że kobieta narzeka na męża/partnera, że w domu nie robi absolutnie nic, choć może to właśnie kwestia jej silnego charakteru? Predyspozycje, ambicje i warunki się znajdą, ale nie zawsze kobieta musi faceta wynosić na szczyty:) Może łatwiej taki sukces osiągnąć komuś samotnemu, kto nie musi się przejmować rodziną czy domem? Z drugiej strony ta opisywana przez Ciebie "troska" wygląda z zewnątrz jak niańczenie dziecka. W każdym razie szacun, że facet to wytrzymuje, bo nie każdy lubi być trzymany na łańcuchu..
Ciekawe jest też to, że jeśli żona niejako pozwoliła mu poświęcić czas na rozwój zawodowy, kosztem głównej troski o dom czy dzieci, to nie odbiło się po czasie na ich związku. Jak często się zdarza, że kobieta narzeka na męża/partnera, że w domu nie robi absolutnie nic, choć może to właśnie kwestia jej silnego charakteru? Predyspozycje, ambicje i warunki się znajdą, ale nie zawsze kobieta musi faceta wynosić na szczyty:) Może łatwiej taki sukces osiągnąć komuś samotnemu, kto nie musi się przejmować rodziną czy domem?
Kobieta też na jego karierze korzystała tylko w inny sposób. Status quo jest często dużą motywacją. Skoro facet wyróżniał się na studiach ambicją, inteligencją w dodatku nie był lowelasem, to jakby nie patrzeć dobra partia - rokująca.
A że po latach zaczął rozglądać za spódniczkami to inna kwestia.
Nie wiem czy samotnemu facetowi łatwiej osiągnąć sukces. Osobiście nie znam takich albo bardzo niewielu (a to i tak zwykle geje). Oczywiście takich, którzy od początku są sami a nie przez jakiś czas czy po rozwodach.
Ważne jest wsparcie i motywacja. Dom, rodzina to też wartość sama w sobie - pewna baza.
Samotny facet na stanowisku, któremu nawet taka 'pani Krysia' ugotuje i posprząta... no nie znam.
164 2020-06-02 19:24:05 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-02 19:33:12)
Ale się rozpisaliście, dziękuję!
U mnie ta sobie - cały dzień pracuję (zdalnie), ale wieczorem te emocje uderzają we mnie zdwojoną siłą i ryczę na głos jak bobas.
Kobieta też na jego karierze korzystała tylko w inny sposób. Status quo jest często dużą motywacją. Skoro facet wyróżniał się na studiach ambicją, inteligencją w dodatku nie był lowelasem, to jakby nie patrzeć dobra partia - rokująca.
A że po latach zaczął rozglądać za spódniczkami to inna kwestia.
Nie wiem czy samotnemu facetowi łatwiej osiągnąć sukces. Osobiście nie znam takich albo bardzo niewielu (a to i tak zwykle geje). Oczywiście takich, którzy od początku są sami a nie przez jakiś czas czy po rozwodach.
Ważne jest wsparcie i motywacja. Dom, rodzina to też wartość sama w sobie - pewna baza.
Samotny facet na stanowisku, któremu nawet taka 'pani Krysia' ugotuje i posprząta... no nie znam.
To właśnie kolejny argument za tym, że nie chcę już tego małżeństwa. Mój mąż tego nie docenił. Gdy on się piął po korpo drabinie, siedząc w pracy do 22:00 - to ja zajmowałam się dziećmi. Wracał, jadł kolację i szedł spać. ale ok, rozumiałam. Moja kariera zawodowa przez to podupadła, bo nie mając nikogo do pomocy na miejscu - musiałam wybierać prace takie, żeby móc o 16:00 wyjść po dzieci do przedszkola. I teraz, rozmawiając z nim ja to widzę - ON TEGO NIGDY NIE CENIŁ. On nie jest za nic wdzięczny. Mu to się kurna należało. Mu się chyba wszystko należało...Egocentryk, pusty czlowiek z przerostem ego - tym dla mnie jest dziś...
Co do mojego jeszcze męża - owszem, ja byłam bardziej dominująca w związku, ale nie w takim wydaniu jak ktoś opisywał. My się naprawdę lubiliśmy, przyjaźniliśy (ha-ha-ha) i tak jak już kiedyś pisałam - to ON zawsze mnie pytał czy może np coś zrobić, gdzies wyjść - a ja mu odpowiadałam: "Czemu mnie pytasz?". Miał wolność - jezdzil na zagle z ludzmi z pracy, chodził na imprezy, wychodził z kumplami pograć w Starcrafta...Więc to nie jest tak, że ja chciałam pantofla i sobie tak wybrałam bo jestem jakaś femme fatale:) Pokochałam go za wiele różnych cech, a że osobowość ma (miał?) raczej uległą - to ON się stawiał w pozycji mniej dominującej. W pracy pewnie było odwrotnie i może dlatego zaczęło go uwierać to rozdwojenie..? Nie wiem. Ja wiem tylko tyle, że miał we mnie wsparcie, miał moje uczucia, przyjaźń, miał we mnie kochankę (bardzo dobrze nam było w łóżku, zawsze go komplementowałam i zawsze - wybaczcie szczerość - seks kończył się obopólna satysfakcją). Nie zasygnalizował mi nigdy wcześniej, że coś go w naszym małżeństwie AŻ TAK uwiera, że czas na kochanki i zdrady...Dowiaduję się o tym teraz. Teraz tylko już wiem, że to raczej wynik jego zakochania w "koleżance" i tego, że ja go denerwuję jak oddycham chyba, a nie prawdziwe powody. Nie mówię, że ja jestem w 100% idealna - ale wiem, że gdyby chodziło o mnie - to by przyszedł do mnie i ze mną pogadał. Myślę, że w momencie gdy narodziły się jego uczucia do tamtej kobiety- ja w jego oczach już nigdy nie będę tym, kim byłam wcześniej. Myślałam, że miłością jego życia. Okazuje się, że "tylko" żoną, matką, rodziną...Dla mnie to za mało. Nie będę niczyim planem B, wolę umrzeć samoa, otoczona stadem kotów.
Strasznie mnie boli ta sytuacja...Codziennie płączę, codziennie o tym myślę...Czekam na koniec tej chrzanionej kwarantanny i powrót do biura oraz reaktywację życia towarzyskiego.
Patrząc na niego widzę już teraz tylko kulę u nogi, którą muszę odczepić, bo mnie ściąga w dół - ale to nie takie proste...Bo dzieci, podział majątku, moj strach o bezpieczeństwo finansowe (zmieniłam pracę tuż przed kwarantanną i mam umowę na rok na razie, nie wiem co dalej...)
Ale jedno wiem - nie chcę z nim dalej iść przez życie.
To boli, ale wiem, ze tego mojego faceta nie ma w tym żałosnym kadłubku, latającym za babami. Mój mąż umarł.I teraz go opłakuję...
bagienni_k napisał/a:Ciekawe jest też to, że jeśli żona niejako pozwoliła mu poświęcić czas na rozwój zawodowy, kosztem głównej troski o dom czy dzieci, to nie odbiło się po czasie na ich związku. Jak często się zdarza, że kobieta narzeka na męża/partnera, że w domu nie robi absolutnie nic, choć może to właśnie kwestia jej silnego charakteru? Predyspozycje, ambicje i warunki się znajdą, ale nie zawsze kobieta musi faceta wynosić na szczyty:) Może łatwiej taki sukces osiągnąć komuś samotnemu, kto nie musi się przejmować rodziną czy domem?
Kobieta też na jego karierze korzystała tylko w inny sposób. Status quo jest często dużą motywacją. Skoro facet wyróżniał się na studiach ambicją, inteligencją w dodatku nie był lowelasem, to jakby nie patrzeć dobra partia - rokująca.
A że po latach zaczął rozglądać za spódniczkami to inna kwestia.
Nie wiem czy samotnemu facetowi łatwiej osiągnąć sukces. Osobiście nie znam takich albo bardzo niewielu (a to i tak zwykle geje). Oczywiście takich, którzy od początku są sami a nie przez jakiś czas czy po rozwodach.
Ważne jest wsparcie i motywacja. Dom, rodzina to też wartość sama w sobie - pewna baza.
Samotny facet na stanowisku, któremu nawet taka 'pani Krysia' ugotuje i posprząta... no nie znam.
No jak nie? A nasz kolega John i jego Pani Zosia? No pewnie teraz już nie sam, ale chwalił taki model i święty spokój.:)
Ciężko mi jest uwierzyć, że ludzie potrzebują koniecznie tej motywacji z zewnątrz do osiągnięcia sukcesu. Może to wychodzi dopiero potem, jak już mają kogoś bliskiego, ale związawszy się z nim z innych powodów, niż potrzeba dodania paliwa do samorozwoju. Wygląda to trochę tak, jakby istnienie partnera niejako warunkowało czy pomagało w rozwijaniu ambicji, gdzie tymczasem, (przynajmniej mi się tak zawsze wydawało), człowiek to czuje wewnątrz siebie. Ambicje, chęć sięgania po więcej, samorozwój - to raczej powinno się brać bezpośrednio od nas, przynajmniej na początku. Może po prostu na późniejszym etapie, kiedy ludzie czują, że warto bardziej robić coś dla kogoś niż dla siebie, podejmują większe ryzyko?
Autorko, jak opisujesz Twoje małżeństwo i jego wszystkie blaski, to patrząc na zachowanie Twojego męża w tym momencie, ciężko mi uwierzyć, że był wcześniej szczery.
167 2020-06-02 19:57:54 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-02 19:58:44)
Autorko, jak opisujesz Twoje małżeństwo i jego wszystkie blaski, to patrząc na zachowanie Twojego męża w tym momencie, ciężko mi uwierzyć, że był wcześniej szczery.
Ja chyba po prostu bylam ślepa jak kret. Serio, gdybyśmy się znali prywatnie to pokazałabym Ci te setki zdjęć wspolnych z wakacji, weekendowych wypadów, urodzin dzieci, koncertów...Do dziś pamiętam jak w 2017r. bodajże jechał przez pol Polski do mnie, po pracy - zeby isc ze mna na koncert Guns'n'Roses w Gdańsku, a po nim wracał (czyli spedzil w samochodzie wieeele godzin, zeby mi towarzyszyc w koncercie zespolu, za ktorym nie przepadał...). Wiec na niebiosa - gdzie byl ten wielki kryzys w naszym malzenstwie?? Albo on się super kamuflował albo ja byłam ślepa. Albo...po prostu mu odwaliło, jak młoda piękna laska się nim zainteresowała. Może to po prostu jest AŻ TAK proste.
I zasmakowawszy tego uczucia, tego haju - będzie chcial od życia teraz tego. Jak to aurora napisała - Wielka Pardubicka w jego wykonaniu.
Tyle, że ja opuszczam to przedstawienie.
Współczuję Ci życiowego momentu, bo pamiętam jak był to podły czas.
Ale to minie.
169 2020-06-02 20:11:24 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-02 20:13:15)
Współczuję Ci życiowego momentu, bo pamiętam jak był to podły czas.
Ale to minie.
Dziękuję Elu A ile czasu po rozwodzie zajęło Ci dojście do siebie?
Jedyny pozytyw - moja poopa robi się twarda, oj twarda. Mam wrażenie, że po czymś takim to już mało co mnie złamie. Teraz rzeczy, których się kiedyś obawiałam- wydają mi się śmieszne.
Może tak własnie mialo wygladac hartowanie mnie...
A poki co płaczę i słucham:
https://www.youtube.com/watch?v=wBuif8IAOKo
170 2020-06-02 20:29:35 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-02 20:31:16)
W sumie to pierwszy rok była próba naprawy wszystkiego wydawało się że zakończona sukcesem, po roku kolejne oddalenie się męża i moja izolacja w głowie, więc tu już działałam na znieczuleniu ale to był ciężki czas,, aż do jego wyprowadzki, kiedy zaraz po niej autentycznie przechorowalam 2 tygodnie, po 2 miesiącach już wiedziałam, że jego wyprowadzka to moje wyzwolenie, teraz po roku przeszło mieszkania osobno czuję spokój a nawet radość że drogi się nam rozeszły.
Czasem mam krótkie tęsknoty za mężem który się gdzieś rozplynal..
Mam już dorosłe dzieci które chciały zostać że mną, chociaż finansowo na początku było średnio.
tylko że jak my się rozstaealismy, to oboje tego chcieliśmy, mieliśmy dość.
No jak nie? A nasz kolega John i jego Pani Zosia? No pewnie teraz już nie sam, ale chwalił taki model i święty spokój.:)
Dlatego podkreśliłam, że nie chodzi mi o facetów, którzy chwilowo są sami czy po rozwodach. John zdaje się był w dość długim związku małżeńskim i za jego czasów "się ustawił", co tylko potwierdza moją tezę, że za sukcesem (prawie) każdego faceta stoi kobieta
" Jeśli cierpienie uszlachetnia, to właśnie staję się diamentem".
Takie zdanie usłyszałam od kogoś mądrego w czasie, gdy obywatel małż co rusz wpadał na coraz durniejsze pomysły, jak tu jeszcze bardziej sknocić nasze "małżeństwo".
Czasem myślałam, że moja wartość przebiła cenę całej kopalni
Czytam Wasze posty i co rusz się zamyślam, jakie te historie są podobne w wielu punktach.
Jeszcze nie teraz, nie tak łatwo i szybko, ale przyjdzie dzień ,kiedy upragniony spokój zagości w głowie. A co do poopci, masz absolutną rację, po czymś takim niewiele rzeczy jest w stanie zaskoczyć człowieka czy wybić go z rytmu.
Ułoży się, zobaczysz.
Ja też pracuje nad sobą, by nadszedł dzień, gdy jego widok nie będzie działał na mnie jak płachta na byka. Wolę pracę nad sobą niż lobotomię, innej drogi nie ma
173 2020-06-02 20:54:35 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-02 20:55:05)
Pain , znajdź sobie wątek Moni, "Dramat" bo ona się dzieliła swoją historią dość szczegółowo za co jej dziękuję:) I potem jej posty w wątku Kobiety na Zakręcie na netkobietach.
Od razu mówię, że nie czytałam wszystkich odpowiedzi do Twojego postu.
Ja odeszlam po 13 latach. Będąc sama w obcym kraju, z dzieckiem. On co prawda mnie nie zdradzil, ale przez lata zrobil duzo innych okropnych, okrutnych wręcz rzeczy. Pewnego dnia po prostu stwierdziłam, że już dłużej nie mogę, że nie jestem szczęśliwa i że widzę, że on również nie jest. Co dziwne wszyscy dookoła uważali nas za wzór pary. O jak latwo pozory mylą..
Jest ciężko się ogarnąć ze wszystkim na początku, ale jak już się uda to czujesz się po prostu nieśmiertelna. I tak będzie w Twoim przypadku.
Dzieciom będzie ciężko, warto skorzystać z psychologa żeby wiedzieć jak z nimi rozmawiać. Jasno ustalcie również podział opieki i obowiązków nad dziećmi po rozstaniu. O takich rzeczach trzeba mówić od razu uwzględniając przede wszystkim dobro dzieci. Szybko się ogarniesz i zobaczysz skutki uboczne swojej decyzji takie jak utrata wagi, lepsze samopoczucie, większa chęć dbania o siebie. Będzie dobrze. Takich jak Ty jest mnóstwo i wiele z nich bardzo dobrze wyszło na decyzji o rozstaniu. Powodzenia xx
Wiec na niebiosa - gdzie byl ten wielki kryzys w naszym malzenstwie?? Albo on się super kamuflował albo ja byłam ślepa. Albo...po prostu mu odwaliło, jak młoda piękna laska się nim zainteresowała. Może to po prostu jest AŻ TAK proste.
I zasmakowawszy tego uczucia, tego haju - będzie chcial od życia teraz tego. Jak to aurora napisała - Wielka Pardubicka w jego wykonaniu.
Mogło tak być. Ty znałaś tylko jedną sferę Waszego życia, ta w jego pracy, która pochłania kupę czasu to inna bajka.
Ludzie na stałym stanowisku (środowisku) raczej nie zmieniają się aż tak jak ci co wciąż awansują.
Może w małżeństwie było wszystko jak dawniej ale u niego w pracy nie. Stąd ten dysonans.
176 2020-06-02 21:55:20 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-02 21:56:23)
Naprawdę, chyba muszę ze sobą skończyć, bo kobiety żadnej nie mam i się na to raczej nie zanosi, a w pewnym stopniu jednak się chce rozwijać
Chyba, że za sukces uważamy kierownicze stanowisko, powszechne szanowanie i pełne konto..
Co do Twojego męża Autorko, to ciężko to wytłumaczyć. Może po prostu coś w sobie dusił tyle lat a teraz to z niego gwałtownie uszło...
Naprawdę, chyba muszę ze sobą skończyć, bo kobiety żadnej nie mam i się na to raczej nie zanosi, a w pewnym stopniu jednak się chce rozwijać
![]()
Chyba, że za sukces uważamy kierownicze stanowisko, powszechne szanowanie i pełne konto.
Ojojoj tu mówimy o takich osobach bo jm autorki jest tym 'z pozycją'.
Każdy znajdzie coś dla siebie.
Może Cię zeswatamy z marta929292 z działu obok?
Żartuję oczywiście
Powiem dyplomatycznie: Nie dziękuję!
Powiem dyplomatycznie: Nie dziękuję!
Pociągnęłabym wątek ale dlaczego?
Ale wiem, że to off top.
Odpowiedź będzie zaskakująco prosta: bo to offtop
Autorko, nie wiem, czy dla Ciebie lepsza byłaby odpowiedź, że byłaś ślepa, czy może on się kamuflował. Najprostsze i chyba najbardziej ogólne wyjaśnienie będzie takie, że mu odbiło właśnie. Jak i dlaczego, to już musiałoby się siedzieć w jego głowie.
181 2020-06-02 22:53:17 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-02 22:57:38)
Naprawdę, chyba muszę ze sobą skończyć, bo kobiety żadnej nie mam i się na to raczej nie zanosi, a w pewnym stopniu jednak się chce rozwijać
![]()
Chyba, że za sukces uważamy kierownicze stanowisko, powszechne szanowanie i pełne konto..Co do Twojego męża Autorko, to ciężko to wytłumaczyć. Może po prostu coś w sobie dusił tyle lat a teraz to z niego gwałtownie uszło...
Weź błagam, wolałabym by zarabiał połowę tego co teraz ale był normalny. Powoli dochodzę do momentu, gdy nie chce mi się już tego wiedzieć...Wybrał swoją ścieżkę życiową, uważa chyba, że życie może być fajniejsze. No cóż..
Dziś złapałam się na tym, że zawsze jak coś się dzieje u mnie to mu na whatsapp wysyłałam. Dziś wysłałam przyjaciółce, jemu już nie...A kiedyś on był pierwszą osobą w moim życiu, do której szłam jak chciałam podzielić się radością, smutkiem, nowiną, ciekawostka etc.. Przeszło mi to przez głowę dziś (siła nawyku), ale szybko to odsunęłam od siebie.
Bagiennik - dziwię się, że nie masz kobiety bo fajny, świadomy facet z Ciebie. I widać, że masz w sobie dojrzałość, dobro rzadkie.
Pain , znajdź sobie wątek Moni, "Dramat" bo ona się dzieliła swoją historią dość szczegółowo za co jej dziękuję:) I potem jej posty w wątku Kobiety na Zakręcie na netkobietach.
Od 8:00 czytam ten wątek i...wow. kropka w kropkę jak mój mąż... Mój teraz też jest wypalony i płacze, a w przyszłym tyg idzie sam PODOBNO w Bieszczady przemyśleć życie...
Ela210 napisał/a:Pain , znajdź sobie wątek Moni, "Dramat" bo ona się dzieliła swoją historią dość szczegółowo za co jej dziękuję:) I potem jej posty w wątku Kobiety na Zakręcie na netkobietach.
Od 8:00 czytam ten wątek i...wow. kropka w kropkę jak mój mąż... Mój teraz też jest wypalony i płacze, a w przyszłym tyg idzie sam PODOBNO w Bieszczady przemyśleć życie...
Pain doczytaj do końca ten polecany wątek, a co do wyjazdu nie chcę krakać ale mój jm za pierwszym wyskokiem też jechał przemyśleć życie, chwilę potem okazało się że nie sam zbierał mysli...
Myślę że to dobrze dla Ciebie że mówi otwarcie o wypaleniu, zobacz jak Monia się miotała bo miała sprzeczne informacje.
Trzymaj się!
Oj ja mam takie podejrzenia właśnie...Biedny wypalony, musi przemyśleć...tya
185 2020-06-03 11:57:42 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-06-03 12:58:59)
Od 8:00 czytam ten wątek i...wow. kropka w kropkę jak mój mąż... Mój teraz też jest wypalony i płacze, a w przyszłym tyg idzie sam PODOBNO w Bieszczady przemyśleć życie...
W Bieszczady to pół biedy gorzej jak by musiał jechać przemyśleć życie np do Indii.
Tak przeczytałem Twój wątek i myślę że szybko dasz radę z resztą to nie wyścig po nagrodę.
Potrafisz być wnikliwa i nie obwiniaj się nawet jak coś do siebie masz .
Nie Ty zawiodłaś on tak wybrał ,zaniechał gdzieś ,zaniedbał to co ważne ,najważniejsze miłość,wolność ,tak tak takie wielkie sprawy nie ma to tamto .
A jak już o tych Indiach to stamtąd pochodził mądry człowiek
powiedział i napisał coś może też o Twoim mężu a może nie tylko
"Widzicie więc, że nie możecie się na nikim oprzeć. Nie ma przewodnika, nie ma nauczyciela, nie ma autorytetu. Jesteście tylko wy – wasz stosunek do innych ludzi i do świata - poza tym nie ma nic.
Zrozumienie tego albo wywoła w was wielką rozpacz, z której zrodzi się cynizm i rozgoryczenie, albo też spoglądając prosto w twarz rzeczywistości, ujrzycie, że nikt inny, tylko wy jesteście odpowiedzialni za świat, za siebie samych, za to, co myślicie, co czujecie i co robicie. Zniknie wtedy wszelkie litowanie się nad sobą. Zazwyczaj bowiem dobrze się czujemy, mogąc zrzucić winę na innych ludzi, a jest to tylko forma litowania się nad sobą samym."
A to dla Ciebie bo masz smykałkę do refleksji tak mi się wydaje,a ja to lubię cytować ludziom takie kawałki jednych może inspirują innych w******ją - dobre i to aby do przodu .
"Patrzeć na coś prosto to jedna z najtrudniejszych umiejętności. Ponieważ umysł nasz
jest bardzo złożony, przeto utraciliśmy cechę prostoty. Nie mam tu na myśli prostoty ubioru lub
pożywienia, noszenia opaski na biodrach, bicia rekordu postu czy jakiejś niedojrzałej
niedorzeczności, której oddają się święci asceci. Mam na myśli prostotę, która potrafi patrzeć
na rzeczy bezpośrednio, bez lęku, która pozwala nam widzieć siebie samych bez jakichkolwiek
zniekształceń, widzieć samych siebie takimi, jakimi teraz właśnie jesteśmy."
Jiddu Krishnamurti, Wolność od znanego
Za rok może więcej, istnieje spora szansa, że dojdziesz do wniosku jak ta kobieta też mądra ale już nie z Indii.
"Życie zawsze daje nam dokładnie takiego nauczyciela, jakiego w danej chwili potrzebujemy. Mam tu na myśli każdego komara, każde nieszczęście, wszystkie czerwone światła, każdy korek na ulicy, każdego nieznośnego przełożonego (pracownika), każdą chorobę, każdą stratę, każdą chwilę radości czy depresji, każde uzależnienie, wszystkie śmieci, każdy oddech. Każda chwila jest twoim nauczycielem".
Charlotte Joko Beck
No i Trzymaj się emocje nie zabijają i się nie wariuje od nich
"Łagodniejemy dzięki czystej sile emocji – energii gniewu, energii rozczarowania czy energii lęku. To tłumienie ją wyostrza i zatruwa. Tymczasem jeśli nie zostanie ona ukierunkowana, może przeniknąć nasze serce i otworzyć nas. Wówczas odkrywamy stan wolny od ego. W tym momencie rozpadają się nawykowe schematy naszych zachowań. Osiągnięcie granic wytrzymałości jest jak odnalezienie drzwi do zdrowego umysłu"
jeszcze inna mądra kobieta
Pema Cziedryn – Kiedy Zycie nas przerasta
Za jakiś czas może jeszcze nie dziś i nie jutro, ale wstaniesz z bystrym okiem, suchym nosem, wyprostowana z przestrzenią zamiast pustki i tego Tobie życzę bo to możliwe i żaden pic na wodę .
Popłacz,podumaj,poczuj - zaopiekuj się sobą i zadbaj o siebie.
Dzięki paslawku, mnie nie wq***ą Twoje cytaty i bardzo Ci za nie dziękuję:)
Mam nadzieję, że jest tak jak piszesz i za jakiś czas znowu będę szczesliwa
Kiedyś Marata w jakimś wątku wrzuciła przeklejone z artykułu najbardziej typowe powody zdrad i wśród nich była zmiana w życiu, związana z awansem, wzrostem zarobków, utratą wagi, operacją plastyczną. Wtedy osoba w stałym związku nagle zaczyna czuć się lepsza i że stać ją na kogoś lepszego niż dotychczasowy partner, że przed nią inne, lepsze życie.
Niestety, ale osoby z kompleksami często też partnerów nie wybierają, ale są wdzięczni, że ktokolwiek się nimi zainteresował i ich chce. A gdy ich sytuacja ulega zmianie, przechodzą na inny level, zaczynają widzieć inne możliwości dla siebie, łatwo odlatują, wdzięczność znika.
Niewiele można chyba na to poradzić :-(
Kiedyś Marata w jakimś wątku wrzuciła przeklejone z artykułu najbardziej typowe powody zdrad i wśród nich była zmiana w życiu, związana z awansem, wzrostem zarobków, utratą wagi, operacją plastyczną. Wtedy osoba w stałym związku nagle zaczyna czuć się lepsza i że stać ją na kogoś lepszego niż dotychczasowy partner, że przed nią inne, lepsze życie.
Niestety, ale osoby z kompleksami często też partnerów nie wybierają, ale są wdzięczni, że ktokolwiek się nimi zainteresował i ich chce. A gdy ich sytuacja ulega zmianie, przechodzą na inny level, zaczynają widzieć inne możliwości dla siebie, łatwo odlatują, wdzięczność znika.
Niewiele można chyba na to poradzić :-(
Brzmi jak mój jeszcze mąż.
Tylko, że ja już doszłam do tego, że to JA go nie chce. Po roku męczarni, odkrywania nowych rzeczy, szarpania się z decyzją - odkrywam w sobie to, że nawet jakby on już chciał - to ja jestem done.
Cóż, jeśli on uważa, że stać go na "kogoś lepszego" (akurat tu bym się kłóciła:P), to nie pozostaje mi nic innego niż oddać mu upragniona wolność...
A ja dziś gościnnie w Gdańsku. Siedze na Starówce, popijam drinka i po raz pierwszy od dawna cieszę się... samotnością. Wasze zdrowie!
MagdaLena1111 napisał/a:Kiedyś Marata w jakimś wątku wrzuciła przeklejone z artykułu najbardziej typowe powody zdrad i wśród nich była zmiana w życiu, związana z awansem, wzrostem zarobków, utratą wagi, operacją plastyczną. Wtedy osoba w stałym związku nagle zaczyna czuć się lepsza i że stać ją na kogoś lepszego niż dotychczasowy partner, że przed nią inne, lepsze życie.
Niestety, ale osoby z kompleksami często też partnerów nie wybierają, ale są wdzięczni, że ktokolwiek się nimi zainteresował i ich chce. A gdy ich sytuacja ulega zmianie, przechodzą na inny level, zaczynają widzieć inne możliwości dla siebie, łatwo odlatują, wdzięczność znika.
Niewiele można chyba na to poradzić :-(Brzmi jak mój jeszcze mąż.
Tylko, że ja już doszłam do tego, że to JA go nie chce. Po roku męczarni, odkrywania nowych rzeczy, szarpania się z decyzją - odkrywam w sobie to, że nawet jakby on już chciał - to ja jestem done.
Cóż, jeśli on uważa, że stać go na "kogoś lepszego" (akurat tu bym się kłóciła:P), to nie pozostaje mi nic innego niż oddać mu upragniona wolność...
A ja dziś gościnnie w Gdańsku. Siedze na Starówce, popijam drinka i po raz pierwszy od dawna cieszę się... samotnością. Wasze zdrowie!
Twoje zdrowie :-)
Macham Tobie w tej chwili z Gdańskiej Oliwy :-)
Byłaś na Wyspie Spichrzów, bo mnie było nie po drodze tam przez kilka lat, a jak w zeszłym roku zdarzyło mi się tam być, to się mocno zdziwiłam, jak to miejsce jest odrestaurowywane. Warto się przejść nabrzeżem Motławy.
Super, że kreujesz swoją rzeczywistość :-)
Wiem, że to bolesne, gdy wali się coś, co miało być na zawsze, bo traci się grunt pod nogami, przyszłość zmienia się w niewiadomą, pojawiają się obawy. Wtedy okazuje się, że w życiu nie ma nic pewnego, a oprzeć stabilnie można się tylko na sobie, a inni albo będą nam w podróży przez życie towarzyszyć, albo pójdą swoją drogą.
Trzymaj się! Pozdrawiam :-)
@Magdalena machaaam, widzisz?:)
Tak, przeszłam się właśnie wzdłuż Motławy, usiadłam raz na pizzę i drinka, teraz sączę piwo i za godzinkę wsiadam do pociagu. Piękna pogoda dziś i Gdańsk, ja kocham Gdańsk. Dopiero przyzwyczajam się do samotności ale chyba nie będzie źle, lubię tak sobie usiąść i gapić się na przechodniów:)
Autorko, to raczej zdziwienie nad działaniem czy motywami postępowania innych ludzi. Zdziwienie nad tym, że są w stanie, mniej lub bardziej, krzywdzić bliskie sobie do niedawna osoby. Choć chyba największe zdziwienie budzi we mnie zdolność ludzi do grania, takiej właśnie gry, jak na scenie w teatrze czy na planie filmowym, kiedy ktoś bezbłędnie odtwarza swoją rolę, choć być może jest całkiem innym człowiekiem.
A Gdańsk i jak pokochałem, choć wyłącznie jako turysta z przeciwległego krańca Polski , i to tylko zimą
]@Magdalena machaaam, widzisz?:)
Tak, przeszłam się właśnie wzdłuż Motławy, usiadłam raz na pizzę i drinka, teraz sączę piwo i za godzinkę wsiadam do pociagu. Piękna pogoda dziś i Gdańsk, ja kocham Gdańsk. Dopiero przyzwyczajam się do samotności ale chyba nie będzie źle, lubię tak sobie usiąść i gapić się na przechodniów:)
Ale fajnie! Aż się uśmiechnęłam do telefonu
Oby takich momentów było teraz więcej!
]@Magdalena machaaam, widzisz?:)
Tak, przeszłam się właśnie wzdłuż Motławy, usiadłam raz na pizzę i drinka, teraz sączę piwo i za godzinkę wsiadam do pociagu. Piękna pogoda dziś i Gdańsk, ja kocham Gdańsk. Dopiero przyzwyczajam się do samotności ale chyba nie będzie źle, lubię tak sobie usiąść i gapić się na przechodniów:)Ale fajnie! Aż się uśmiechnęłam do telefonu
![]()
Oby takich momentów było teraz więcej!
@Magdalena machaaam, widzisz?:)
Tak, przeszłam się właśnie wzdłuż Motławy, usiadłam raz na pizzę i drinka, teraz sączę piwo i za godzinkę wsiadam do pociagu. Piękna pogoda dziś i Gdańsk, ja kocham Gdańsk. Dopiero przyzwyczajam się do samotności ale chyba nie będzie źle, lubię tak sobie usiąść i gapić się na przechodniów:)
Ale wiesz, że na naszym forum wolno jest mieć tylko jedno aktywne konto?
Ninas napisał/a:]@Magdalena machaaam, widzisz?:)
Tak, przeszłam się właśnie wzdłuż Motławy, usiadłam raz na pizzę i drinka, teraz sączę piwo i za godzinkę wsiadam do pociagu. Piękna pogoda dziś i Gdańsk, ja kocham Gdańsk. Dopiero przyzwyczajam się do samotności ale chyba nie będzie źle, lubię tak sobie usiąść i gapić się na przechodniów:)Ale fajnie! Aż się uśmiechnęłam do telefonu
![]()
Oby takich momentów było teraz więcej!PainIsFinite napisał/a:@Magdalena machaaam, widzisz?:)
Tak, przeszłam się właśnie wzdłuż Motławy, usiadłam raz na pizzę i drinka, teraz sączę piwo i za godzinkę wsiadam do pociagu. Piękna pogoda dziś i Gdańsk, ja kocham Gdańsk. Dopiero przyzwyczajam się do samotności ale chyba nie będzie źle, lubię tak sobie usiąść i gapić się na przechodniów:)Ale wiesz, że na naszym forum wolno jest mieć tylko jedno aktywne konto?
Że ja jestem Ninas? Nie za bardzo rozumiem
Wystarczy, że przeczytasz posty, które zacytowałam. Wtedy zrozumiesz.