Gdy już wiem, że czas odejść... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Gdy już wiem, że czas odejść...

Strony Poprzednia 1 18 19 20 21 22 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,236 do 1,300 z 1,383 ]

1,236

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Udanego urlopu i wszystkiego!

Zobacz podobne tematy :

1,237

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Na jesieni lece z Pikapikiem do Portugalii:)

Portugalio drżyj smile czekamy na doniesienia smile
żartowałem
Powodzenia  i pozdrowienia .

1,238

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Mogłabym się pod każdym słowem podpisać Pain.
Powodzenia.

1,239

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain bardzo się cieszę, że tak dobrze dajesz sobie radę. Trzymam za Ciebie kciuki, podziwiam i ufam, że wytrwasz. Myślę, że Twój mąż nie zasługiwał na taką wspaniałą kobietę, oni na koniec często okazują się mięczakami lub damskimi bokserami.

1,240

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Kochani, przychodze z małym update. A wiec w ostatnim czasie z mezem podpisaliśmy juz ugode:))) Podzielilismy majątek, opieke nad dziećmi, ustanowilismy rozdzielność. W zamian za to ze nie ide z orzeczeniem o winie i nie żądam alimentow na siebie, nie rozwalam mu zycia zawodowego (niunia byla jego podwladna gdy zaczeli romans), nie walcze o mega wysokie alimenty - dostalam dosc sympatyczny podzial majatku:) Mieszkanie nowe jest w calosci moje, auto tez. Oczywiscie z czesci musialam go splacic ale jestem zadowolona z podzialu. W tym lub przyszlym tyg moja prawnik sklada pozew bez orzeczenia wiec rozwod to juz tylko formalnosc, ale bedziemy musieli pewnie chwilke poczekać. Majac juz jednak notarialna ugode i porozumienie rodzicielskie bedzie to 15 minut:)
A ja?
Spadl mi kamien z serca bo wreszcie juz sie spraey rozwiązały, decyzje zostaly podjęte. Odzyskałam wzgledne poczucie bezpieczenstwa. Teraz juz sama planuje swoje zycie, finanse bo niewiadome staly sie wiadomymi. Maz nadal jest z niunia chocduzo na odleglosc bo ona za granica siedzi spora czesc miesiaca. Jakos nie pali się by wracac i mu pomagać z dziećmi, budowac z nim codziennosc...Szok;))) On uwalony bo polowe miesiaca przy tej pracy co ma - musi zasuwac przy dzieciach. Sam. Odwozenie, zawozenie, prace domowe, zakupy, pranie, sprzatanie i tak dalej. Wcześniej laskawy Pan tylko chodził do pracy i wracał. Ja mam duzo wolnego czasu jak nie ma dzieci i wykorzystuje go na sport, swpje hobby, spotkania z przyjaciółmi. Jestem szczesliwa i coraz bardziej spokojna. Maz juz mi jest w duzej mierze obojetny. Jestesmy w stanie normalnie rozmawiać o sprawach dzieci. Nie czuje juz ochoty nawet wracać do tematu czy mu cos wypominać. Jego życie, jego sprawa. O dziwo nawet ta zlosc i nienawisc mi wyparowała, nie zostawiając nic. No jest taki tam ex, z którym czasem cos trzeba zalatwic.
Co do mojego zycia uczuciowego to eh dużo sie działo przez ubiegły rok. Raz ja sie zauroczylam, raz ktos we mnie. Kilka jakichs krótszych relacji. Ale na dzien dzisiejszy chyba chce przez chwile jeszcze pobyc sama i sie nacieszyc spokojem, dojsc do takiej równowagi ze sobą. Ale yo juz inna energia niz rok temu.  Więcej spokoju, duza obojętność do ex, zostawienie spraw za sobą.
Dzieci tez sie jakos odnalazly w sytuacji. Nawet poznaly juz partnerkę ex, byli nawet razem na wyjezdzie. Dla mnie ok, o ile ona jest dla nich spoko. A podobno jest wiec nie mam problemu z nia juz na tym etapie.
Nigdy nie sadzilam ze cos co bylo dla mnir taka tragedia i wywolywalo takie emocje- stanie sir czyms z czym sie po prostu pogodzilam. Zaakceptowalam. I ide dalej:)

1,241

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Gratulacje Pain! Naprawde miło słyszeć, kiedy ktoś wypływa na powierzchnię po trudnych przeżyciach i odnajduje sens życia w sobie smile

1,242

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Co do mojego zycia uczuciowego to eh dużo sie działo przez ubiegły rok. Raz ja sie zauroczylam, raz ktos we mnie. Kilka jakichs krótszych relacji.

Hej, jak myslisz , czy ten "crush" wpynal na ciebie ze emocje wzgledem EXa "padly"?. Nie piszesz o tym czy tych wydarzeniach dokladnie czy tam cos sie zadzialo "fizycznie" tez czy tylko emocjonalnie ale to "zakochanie/zauroczenie" innym mezczyzna/mezczyznami skutecznie wybilo Ci emocje do jeszcze meza na tyle ze juz nie "chorujesz" tak po nim.

1,243

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, gratulacje! Aż miło przeczytać:)
Dla mnie największym zaskoczeniem rozstania jest fakt, że mam nagle dużo wolnego czasu co drugi tydzień, więc nagle można uprawiać sporty, podróżować i wszystko można jakoś sobie ułożyć.

1,244

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Z mojej perspektywy to średnie osiągnięcie, przeciętne. Kilka relacji bez perspektyw i wciąż formalnie w trakcie małżeństwa, wciąż brak rozwodu, konieczność spłaty, czyli podział był po połowie. Na moim przykładzie: wyrok rozwodowy z wysokimi alimentami na dzieci, dzieci przy mnie, jego ograniczenie władzy rodzicielskiej, podział połowy majątku w wyroku rozwodowym, darowanie drugiej połowy majątku dzieciom, w tym domu,  w którym mieszkam do tej pory wraz z ustanowieniem dla mnie służebności mieszkania, bez spłat.

1,245

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Symbi napisał/a:

Z mojej perspektywy to średnie osiągnięcie, przeciętne. Kilka relacji bez perspektyw i wciąż formalnie w trakcie małżeństwa, wciąż brak rozwodu, konieczność spłaty, czyli podział był po połowie. Na moim przykładzie: wyrok rozwodowy z wysokimi alimentami na dzieci, dzieci przy mnie, jego ograniczenie władzy rodzicielskiej, podział połowy majątku w wyroku rozwodowym, darowanie drugiej połowy majątku dzieciom, w tym domu,  w którym mieszkam do tej pory wraz z ustanowieniem dla mnie służebności mieszkania, bez spłat.

Dla mnie kluczowe jest to, że Pain jest zadowolona. Każdy ma swoje cele, na których mu/jej zależy. Ty masz wyższe alimenty i dzieci przy sobie (jak rozumiem - jesteś z takiego obrotu sprawy zadowolona), Pain ma opiekę naprzemienną, więc siłą rzeczy ma mniejsze alimenty, ale więcej czasu dla siebie, dzieci nadal mają dwójkę rodziców itd. Sam jestem jeszcze przed rozwodem, ale dla mnie sama informacja, że kiedyś mogę czuć się "zadowolony" to bardzo, bardzo potrzebna rzecz - reszta jest dla mnie mniej istotna:)

1,246

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
WindyBoy napisał/a:
Symbi napisał/a:

Z mojej perspektywy to średnie osiągnięcie, przeciętne. Kilka relacji bez perspektyw i wciąż formalnie w trakcie małżeństwa, wciąż brak rozwodu, konieczność spłaty, czyli podział był po połowie. Na moim przykładzie: wyrok rozwodowy z wysokimi alimentami na dzieci, dzieci przy mnie, jego ograniczenie władzy rodzicielskiej, podział połowy majątku w wyroku rozwodowym, darowanie drugiej połowy majątku dzieciom, w tym domu,  w którym mieszkam do tej pory wraz z ustanowieniem dla mnie służebności mieszkania, bez spłat.

Dla mnie kluczowe jest to, że Pain jest zadowolona. Każdy ma swoje cele, na których mu/jej zależy. Ty masz wyższe alimenty i dzieci przy sobie (jak rozumiem - jesteś z takiego obrotu sprawy zadowolona), Pain ma opiekę naprzemienną, więc siłą rzeczy ma mniejsze alimenty, ale więcej czasu dla siebie, dzieci nadal mają dwójkę rodziców itd. Sam jestem jeszcze przed rozwodem, ale dla mnie sama informacja, że kiedyś mogę czuć się "zadowolony" to bardzo, bardzo potrzebna rzecz - reszta jest dla mnie mniej istotna:)

A te relacje w czasie formalnego małżeństwa? Tyle krzyczycie o podłości zdradzaczy i że najpierw kończy się formalności z jednym, by zaczynać drugie... Ha ha!
Nie napisałam, że moje dzieci ojca nie mają, bo mają z nim świetne kontakty i widują się często, ale jak mi życie pokazało, moja pełna władza rodzicielska przydała mi się w życiu, także formalnym. Ja jestem bardzo szczęśliwa, a były mąż wyznał mi, że mnie podziwia. Więc tego...
Dobrze, że Pain przeszła do akceptacji związku męża, Ty w moim odczuciu wciąż się miotasz i uciekasz przed smutkiem, niby w aktywności, ale zawsze to ucieczka. No, ale jesteś na początku drogi.

1,247

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Nawet poznaly juz partnerkę ex, byli nawet razem na wyjezdzie. Dla mnie ok, o ile ona jest dla nich spoko. A podobno jest wiec nie mam problemu z nia juz na tym etapie.
Nigdy nie sadzilam ze cos co bylo dla mnir taka tragedia i wywolywalo takie emocje- stanie sir czyms z czym sie po prostu pogodzilam. Zaakceptowalam. I ide dalej:)

Pamiętam jak o to trochę się spięliśmy w innym wątku ,jednak poszłaś jeszcze dalej - odpuszczasz
Nigdy nie mów nigdy Pain
Jak dla mnie to jak się czujesz na ile uwolniona i niezależna jest najbardziej istotne i ciekawe to jak czujesz się ze sobą zgodna
zintegrowana - oczywiście Ty a nikt inny wiesz to najlepiej ja się mogę tylko domyślać.
To prawdopodobnie nie koniec odkryć ,fajnie przeczytać o uwolnieniu się z emocji i negatywnych stanów .
szkoda tylko tej gitary jeżeli porzuciłaś ten pomysł ale to mało ważne smile
Oczywiście trzymaj się.

1,248

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Nigdy nie sadzilam ze cos co bylo dla mnir taka tragedia i wywolywalo takie emocje- stanie sir czyms z czym sie po prostu pogodzilam. Zaakceptowalam. I ide dalej:)

Pain,
Dokładnie!!! Tak samo się czuję. Kiedy odkryłam, że kryzys w naszym małżeństwie ma imię, nazwisko i wspólnego pracodawcę z moim mężem, poczułam jakby ktoś rzucił na podłogę 5000 puzzle mojego życia. Potem dzień po dniu, tydzień po tygodniu, puzzelek po puzzelku zaczęłam układać swoją układankę od nowa. Zajęło mi to dłużej niż Tobie, ale układam ten nowy obrazek tylko dla siebie i jestem bardzo zadowolona. Za mną podpisana rozdzielność majątkowa, częściowe wyjście ze współwłasności, rozwód jeszcze przede mną ale już czuję, że łzy nie uronię podczas rozprawy.  Nie wiem skąd, ale dużo we mnie optymizmu, że teraz może być tylko lepiej.  I jestem ciekawa tego, co przede mną. Idę dalej z nadzieją w kieszeni smile

1,249

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Symbi napisał/a:

A te relacje w czasie formalnego małżeństwa? Tyle krzyczycie o podłości zdradzaczy i że najpierw kończy się formalności z jednym, by zaczynać drugie... Ha ha!
Nie napisałam, że moje dzieci ojca nie mają, bo mają z nim świetne kontakty i widują się często, ale jak mi życie pokazało, moja pełna władza rodzicielska przydała mi się w życiu, także formalnym. Ja jestem bardzo szczęśliwa, a były mąż wyznał mi, że mnie podziwia. Więc tego...
Dobrze, że Pain przeszła do akceptacji związku męża, Ty w moim odczuciu wciąż się miotasz i uciekasz przed smutkiem, niby w aktywności, ale zawsze to ucieczka. No, ale jesteś na początku drogi.

Sorry, ale dla mnie to zdradzacz kończy związek, niezależnie jak szybko (co w dużej mierze zależy od prawodawstwa) nastąpi później rozwód. Więc o ile Pain czuje się z tym ok, to ja jej nie winię. Co do opieki nad dziećmi - to tylko potwierdza, że każdy może mieć trochę inne cele i być równie zadowolnym....
A co do ostatniego - zdaję sobie sprawę, że to ucieczka. Tylko dla mnie to wszystko jakby wydarzyło się wczoraj, więc wolę uciekać w podróże i aktywność, a nie w używki czy smutek właśnie. A co życie przyniesie - zobaczę jak nadejdzie przyszłość.

1,250 Ostatnio edytowany przez Mimi5 (2022-01-26 21:02:01)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Nadzieja_w_kieszeni napisał/a:

Nigdy nie sadzilam ze cos co bylo dla mnir taka tragedia i wywolywalo takie emocje- stanie sir czyms z czym sie po prostu pogodzilam. Zaakceptowalam. I ide dalej:)

Pain,
Dokładnie!!! Tak samo się czuję. Kiedy odkryłam, że kryzys w naszym małżeństwie ma imię, nazwisko i wspólnego pracodawcę z moim mężem, poczułam jakby ktoś rzucił na podłogę 5000 puzzle mojego życia. Potem dzień po dniu, tydzień po tygodniu, puzzelek po puzzelku zaczęłam układać swoją układankę od nowa. Zajęło mi to dłużej niż Tobie, ale układam ten nowy obrazek tylko dla siebie i jestem bardzo zadowolona. Za mną podpisana rozdzielność majątkowa, częściowe wyjście ze współwłasności, rozwód jeszcze przede mną ale już czuję, że łzy nie uronię podczas rozprawy.  Nie wiem skąd, ale dużo we mnie optymizmu, że teraz może być tylko lepiej.  I jestem ciekawa tego, co przede mną. Idę dalej z nadzieją w kieszeni smile

Powodzenia dziewczyny! Super, że układacie życie od nowa, czujecie optymizm i powracające szczęście :-)

Pain - podziwiam i trzymam kciuki!

Nadzieja w kieszeni - fajnie to napisałaś, jest nas wiele... kobiet, których kryzys małżeński miał imię, nazwisko i wspólnego pracodawcę... Cóż...

Symbi- Twoja sytuacja, wyrok, alimenty, opieka, podział majątku, wszystko super, ale każda historia jest inna. Czasami choćby sąd chciał to nie ma z czego zasadzić wyższych aliemntów, a partner nie zawsze jest ugodowy i poczuwa się do winy i odpowiedzialności.

1,251 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-01-26 22:37:04)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Symbi napisał/a:

Z mojej perspektywy to średnie osiągnięcie, przeciętne. Kilka relacji bez perspektyw i wciąż formalnie w trakcie małżeństwa, wciąż brak rozwodu, konieczność spłaty, czyli podział był po połowie. Na moim przykładzie: wyrok rozwodowy z wysokimi alimentami na dzieci, dzieci przy mnie, jego ograniczenie władzy rodzicielskiej, podział połowy majątku w wyroku rozwodowym, darowanie drugiej połowy majątku dzieciom, w tym domu,  w którym mieszkam do tej pory wraz z ustanowieniem dla mnie służebności mieszkania, bez spłat.

Słodko:) Czy gdyby podział majatku byl po polowie to bym odpuscila alimenty na siebie i tak dalej? Jak sądzisz? To ze JAKAS splata byla to wynika z tego ze maz jednak nie chciał mi oddac 90% wspolnego majątku. Strasznie dziwne:D
Dzieci są formalnie PRZY MNIE. Natomiast tata ma 50% czasu i płaci spore alimenty. Do tego ja mam wieksza czesc majatku. Jesli to jest dla Ciebie przegrana Symbi to szacun ze udalo Ci sie wynegocjować lepiej.

To ze formalnie w malzenstwie. Negocjacje sie wlokly bo kazda ze stron chciala wyjsc jak najlepiej. Wiadomo. Było chwilami ostro. Natomiast moj maz od polowy 2020 mieszkal z kochanka. Mentalnie przestał byc moim mężem wlasnie wtedy. Wiec gadanie o tym ze ja go formalnie zdradzilam jak on sobie mieszkal z niunia i latal po świecie to chyba jakis żart z Twojej strony. i to bardziej Monthy Python...A z nadal jestem wg prawa mężatką -  tu miej pretensje do systemu sądowego ktory da nam wyrok mimo podpisanej notarialnie ugody - dopiero za np 6 miesięcy. Lajf.
Co do relacji. Mysle ze trudno oczekiwac ze po czyms takim kolejny facet to bedzie bum i koniec, do konca zycia. Leczenie sie jest jakims procesem. Nie zaluje jednak zadnej z tych relacji bo kazda mnie czegos nauczyła, głównie czegos o sobie.

Windy - po stokroć tak tak tak z tym czasem. Na poczatku mialam żal ze trace jakas czesc dzieciństwa dzieci, na logike co 2gi ich dzień...Ale potem pogadalam z kilkoma samotnymi matkami, które z językiem na brodzie lataly między szkołą, praca, zakupami i tak dalej i usłyszałam od jednej: "Pain, ja mam dzieci 22 dni w miesiącu. Tata ma 2 weekendy i jakies 2 popołudnia. Jestem zarąbana. Jakosc czasu spedzanymi z dziecmi jest tez ważna A nie ilosc". I tak mysle ze jako zasuwająca na 2 etaty mama bylabym pewnie zmeczona i często podirytowana, a tatus bylby tym dobrym policjantem co w weekend na trampoliny dzieci wezmie i wyjedzie na narty. A czarna robote codzienności odwale ja. I teraz doceniam to, ze mam czas dla siebie. Wcześniej wszystko, naprawde wszystko było na mojej glowie. Moj maz tylko pracował. A teraz mam czas na wszystko. A dzieci maja kontakt i z mama i tata i widze, ze on jest dla nich lepszym ojcem niz byl przez cale małżeństwo...Serio. moze poczucie winy a może docenia ze ma juz tylko polowe ich czasu. Jasne, to nie jest sytuacja idealna. Ale która jest w sytuacji rozwodu?

1,252

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

nie każdy chce załatwieć sprawy przed sądem- a ustalenie róznych rzeczy trochę trwa.
popchnięcie siebie na nowe tory bez myślenia o exie jako związanym z nami męzczyżnie to jest sukces.
znam ten stan i jest wyzwalający.
dla mnie małzeństwo skonczyło sie nie w sądzie, tam juz spotkalismy się jako starzy znajomi plotkując o życiu i pokazując sobie zdjęcia na smartfonach- z kawałków życia które się już podzieliło- czyli życia rodzin, znajomych którejś ze stron.
nietypowa sytuacja bo stały na korytarzu pary obwarowane adwokatami z zaciętymi minami.
a ja się aż lepiej poczułam gdy przyszedł ex i nie musiałam siedzieć na tym korytarzu sama.
w nagrodę za niezawracanie gitary Państwo polskie zwraca połowę kasy za rozprawę, która trwała 15 min a potem poszliśmy na obiad.
życzę exowi szczęścia bo to ojciec moich dzieci i człowiek z którym mi było dobrze przez 20 lat.
przyjaciółmi nie będziemy, bo nie ma zaufania i nie będzie.
ale coś zostanie.
Zapytana przez sędzinę powiedziałam i zostało zaprotokołowane że mąż zostanie dla mnie na zawsze ważnym człowiekiem, ale już nie ważnym męzczyzna w moim życiu i tak czuję.

Pain, pamiętasz jak Ci się nie chciało ruszyć tyłka do nowego mieszkania? jak były chciał tam robić imprezy? smile

1,253 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-01-26 23:59:00)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Jezu pamiętam...To był dzień w ktorym moja rozpacz siegnela zenitu. Ja bylam w koszmarnym stanie a on chcial na dachu impreze zrobic dla ludzi z pracy i w tym kochanki, żeby się pochwalić jaki fajny view ma z mieszkania..Wtedy jeszcze myślał prwnie ze bedzie jego...A jego żona, matka jego dzieci płakała z rozpaczy. Ciary mam jak przypomne sobie.
Ale to juz jakas zamierzchla przeszłość dzis.
Dzis nie mam nienawiści do niego. Na ugodzie mialam mega humor. Czulam sie jakby ktos mi kajdany zdejmowal. Nawet zagadywalam do niego jakos tak normalnie. Cos o dzieci zapytalam, cos o czyms innym. To on byl jaki zły, wkurzony. Jakies wtręty robil przy prawnikach ze ja mam chlopaka. Musialam mu wprost powiedziec ze jesteśmy tu po to by podpisać ugode i zeby juz odpuścił. Nawet moja prawnik sie dziwila ze taki zły i cięty na mnie. W życiu bym nie pomyślała że to JA bede mowic MU zeby odpuscil:D Zycie jest przeeeezabawne

1,254

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Czytając co piszecie, dziewczyny, przypomniała mi się sytuacja sprzed trzech lat, kiedy to z pełnomocnictwa kupowałam mieszkanie dla mojej mamy. U notariusza spotkaliśmy się ja i dwoje byłych małżonków, którzy sprzedawali to raptem niecałe dwa lata wcześniej kupione na współwłasność lokum. Jednym słowem od robienia całkiem poważnych wspólnych planów na przyszłość do rozwodu dzielił ich relatywnie krótki czas. W końcu jak ktoś bierze pod uwagę rozstanie, to nie decyduje się na kroki typu wspólna inwestycja w zakup i generalny remont mieszkania połączone z przeprowadzką.
W każdym razie facet odszedł do kochanki, a choć minął jakiś czas, to kobieta wciąż była wyraźnie niepogodzona z tym, co się stało, bo zgaszona, smutna, patrzyła na niego z jakąś wyraźną tęsknotą w oczach. Pamiętam, że było mi jej ogromnie żal. Pamiętam przy tym, że po podpisaniu aktu mieliśmy chwilę zanim przygotowano wypisy, wtedy zaczęli ze sobą rozmawiać - dosyć sucho, urzędowo, a z zadawanych przez niego pytań wywnioskowałam, że mają ze sobą bardzo nikły kontakt.

Dążę do tego, że czytając jak Wy poradziłyście sobie z sytuacją i jaką wykazałyście się siłą potrafiąc okiełznać negatywne, destrukcyjne dla psychiki emocje, to naprawdę podziwiam.

Potraficie określić co miało na to największy wpływ? Bo może to silna złość, która zniechęca i w ten sposób paradoksalnie pomaga, może dogłębne przepracowanie tematu, może wpływ innych ludzi, a może coś jeszcze innego? W sumie pytam, bo obserwując otoczenie częściej widzę smutek i nieumiejętność pogodzenia się z sytuacją niż coś, co przekuwa się w siłę. Generalnie chapeau bas! smile

1,255

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Maz nadal jest z niunia chocduzo na odleglosc bo ona za granica siedzi spora czesc miesiaca. Jakos nie pali się by wracac i mu pomagać z dziećmi, budowac z nim codziennosc...Szok;))) On uwalony bo polowe miesiaca przy tej pracy co ma - musi zasuwac przy dzieciach. Sam. Odwozenie, zawozenie, prace domowe, zakupy, pranie, sprzatanie i tak dalej.

Tak to tylko tu zostawiam "ku pamieci" smile by sprawdzic po jakim czasie dowiemy sie od autorki ze niunia go wali na boki i juz niestety z nim nie jest a ze dzieci wychowuje z nim autorka naprzemiennie to ta informacje na pewno bedzie miala i mam nadzieje ze sie z nami ja tutaj podzieli smile

1,256

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Olinko, ja wykonałam ogromna prace nad soba. Duzo czytalam, myslalam, medytowalam, umacnialam siebie i swoje poczucie wartości. Kiedys nawet napisalam  - skoro moj maz przestał mnie kochac - to ja musiałam siebie zaczac kochac za dwoje:) I tak zostało. Nie, nie ma w tym zadufania ani arogancji. Po prostu zbudowalam w sobie jakies poczucie wartości, szacunku do siebie. I przewartosciowalam rzeczy. Bo skoro calkiem siebie lubię, nikogo nie krzywdze, z sympatia patrze w lustro - to wręcz ciesze sie, ze osoba taka jak moj maz nie jest w moim życiu. Ktos kto rani, wykazał sie zerowa empatia? Ktos taki w zyciu to jak autosabotaż, robienie sobie samemu kuku. Ja wole widziec rzeczy jakimi są a nie łudzić sie. Wiec patrze trzeźwi i widze, ze wcale nie straciłam nikogo super. Moze ta swiadomosc mi pomogła? Plus polecam wykład Ajahna Brahma o odpuszczaniu, z analogią do plecaka i noszeniu kamieni. W którymś momencie on mi wręcz otworzył oczy.
Natomiast tak, uważam, ze nienawisc i zlosc jest konieczna by sie wyleczyć i przejsc wszystkie etapy. W kontekście sytuacji zdrady jest absolutnie na miejscu i adekwatna. Oznacza, ze na tyle sami siebie szanujemy, ze nie jest dla nas ok, ze ktos nam robi cos takiego. Warto takie emocje do siebie dopuścić, ale w nich nie zostać na zawsze. Jak sie wysycą to odejdą. Jak słyszę, ze ktos tuz po zdradzie jest na drodze do pogodzenia sie I wybaczenia - to myślę, ze te zlosc wyparł i to kiedys wróci.
Ja po prostu widze meza teraz tak, ze i tak nie chciałabym kogos z takimi wartościami (a raczej ich brakiem) w swoim życiu, wiec niech sobie żyje byle nie ze mna:) Karmy uderzajacej go juz nie potrzebuje, bo to nie moja sprawa. O dziwo nawet wolalabym chyba zeby mu sie wiodlo bo jak ostatnio pomyślałam, ze niunia by go kopnela - to on by sie załamał i to by wpłynęło na dzieci. Wiec nie to, ze jestem taka gornolotnie szlachetna, lecz patrze na niego teraz juz TYLKO przez pryzmat dzieci. Tak troche do Excela meza wrzuciłam i patrze co sie opłaca dzieciom:)
A czy relacje z innymi mężczyznami wpłynęły na moje podejście? Mysle ze jednak troche tak. Niedługo po rozstaniu wpadlam w romans dosc intensywny. Absolutnie emocjonalnie niegotowa, toralnie nie mialo szans. Zreszta ja po odkryciu wolności nie chcialam jej oddawać, do dzis jeszcze nie chcę za bardzo, jeszcze troche:) To był młodszy, przystojny facet. Mielismy fajny flow, fajnie sie rozmawialo i nie tylko. Poznal sytuacje moja z mezem, wiedzial i wspierał. I przy nim przypomnialam sobie jak facet moze patrzec na kobietę, ze nadal jestem atrakcyjna, ze ta sfera sie dla mnie nie skończyła z odejsciem meza. Moze metoda malo wyrafinowana i "tylko łechcąca ego - ale na pewno ta swiadomosc na tamtym etapie troche mnie podniosla. Natomiast uwazam, ze absolutnie nie jest to metoda długoterminowa na leczenie sie. Trzeba świadomie przepracować temat, pobyc ze soba, odzyskać takie wewnętrzny spokój, uwolnic żal.
To co mi jeszcze pomogło to praktykowanie wdzięczności. Owszem, spotkala mnie trauma. Ale ludzie sa w wielu gorszych sytuacjach. Nie ja pierwsza i nie ostatnia. A moze to byl dar od losu, ze dowiedzialam sie bedac wzglednie mloda kogo mam u boku i mogę resztę zycia spedzic bez takiego człowieka? Mogę byc sama, mogę byc z kimś- ale bez kłamstw. Czy to nie dar? Naprawde warto spojrzec na to z lotu ptaka a nie kisić sie latami w żalu.

1,257

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Olinka napisał/a:

Potraficie określić co miało na to największy wpływ? Bo może to silna złość, która zniechęca i w ten sposób paradoksalnie pomaga, może dogłębne przepracowanie tematu, może wpływ innych ludzi, a może coś jeszcze innego? W sumie pytam, bo obserwując otoczenie częściej widzę smutek i nieumiejętność pogodzenia się z sytuacją niż coś, co przekuwa się w siłę. Generalnie chapeau bas! smile

Ja tam wcale nie czuję się spektakularnie silny mentalnie, bo wszystko dzieje się wcześnie, ale:
- dzieciaki zasługują na uśmiechniętego tatę, więc użalanie się nad sytuacją trzeba przykryć skupieniem na dzieciach i ogarnięciu życiowego bałaganu, bo NIKT za nas tego nie zrobi,
- w kluczowych momentach przyjaciele wyciągający mnie z domu, gdy ja najchętniej zaszylbym się w kącie albo uchlał,
- forum, gdzie tak naprawdę ujawniłem więcej szczegółów niż w realu i otrzymałem szeroką perspektywę i sporo do przemyślenia.

Nie mam pojęcia, jak się nasze relacje jako rodziców i losy jako ludzi potoczą, ale dla mnie pierwszy myślnik powyżej wymusza wiarę, że wszystko się ułoży i będzie ok:)
Do tego dochodzi kwestia charakteru - zawsze patrzyłem jednak do przodu, a nie za siebie. Źle czy dobrze - na pewno łatwiej w takiej sytuacji.

1,258

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Olinko, ja wykonałam ogromna prace nad soba. Duzo czytalam, myslalam, medytowalam, umacnialam siebie i swoje poczucie wartości. Kiedys nawet napisalam  - skoro moj maz przestał mnie kochac - to ja musiałam siebie zaczac kochac za dwoje:) I tak zostało. Nie, nie ma w tym zadufania ani arogancji. Po prostu zbudowalam w sobie jakies poczucie wartości, szacunku do siebie. I przewartosciowalam rzeczy. Bo skoro calkiem siebie lubię, nikogo nie krzywdze, z sympatia patrze w lustro - to wręcz ciesze sie, ze osoba taka jak moj maz nie jest w moim życiu. Ktos kto rani, wykazał sie zerowa empatia? Ktos taki w zyciu to jak autosabotaż, robienie sobie samemu kuku. Ja wole widziec rzeczy jakimi są a nie łudzić sie. Wiec patrze trzeźwi i widze, ze wcale nie straciłam nikogo super. Moze ta swiadomosc mi pomogła? Plus polecam wykład Ajahna Brahma o odpuszczaniu, z analogią do plecaka i noszeniu kamieni. W którymś momencie on mi wręcz otworzył oczy.
Natomiast tak, uważam, ze nienawisc i zlosc jest konieczna by sie wyleczyć i przejsc wszystkie etapy. W kontekście sytuacji zdrady jest absolutnie na miejscu i adekwatna. Oznacza, ze na tyle sami siebie szanujemy, ze nie jest dla nas ok, ze ktos nam robi cos takiego. Warto takie emocje do siebie dopuścić, ale w nich nie zostać na zawsze. Jak sie wysycą to odejdą. Jak słyszę, ze ktos tuz po zdradzie jest na drodze do pogodzenia sie I wybaczenia - to myślę, ze te zlosc wyparł i to kiedys wróci.
Ja po prostu widze meza teraz tak, ze i tak nie chciałabym kogos z takimi wartościami (a raczej ich brakiem) w swoim życiu, wiec niech sobie żyje byle nie ze mna:) Karmy uderzajacej go juz nie potrzebuje, bo to nie moja sprawa. O dziwo nawet wolalabym chyba zeby mu sie wiodlo bo jak ostatnio pomyślałam, ze niunia by go kopnela - to on by sie załamał i to by wpłynęło na dzieci. Wiec nie to, ze jestem taka gornolotnie szlachetna, lecz patrze na niego teraz juz TYLKO przez pryzmat dzieci. Tak troche do Excela meza wrzuciłam i patrze co sie opłaca dzieciom:)
A czy relacje z innymi mężczyznami wpłynęły na moje podejście? Mysle ze jednak troche tak. Niedługo po rozstaniu wpadlam w romans dosc intensywny. Absolutnie emocjonalnie niegotowa, toralnie nie mialo szans. Zreszta ja po odkryciu wolności nie chcialam jej oddawać, do dzis jeszcze nie chcę za bardzo, jeszcze troche:) To był młodszy, przystojny facet. Mielismy fajny flow, fajnie sie rozmawialo i nie tylko. Poznal sytuacje moja z mezem, wiedzial i wspierał. I przy nim przypomnialam sobie jak facet moze patrzec na kobietę, ze nadal jestem atrakcyjna, ze ta sfera sie dla mnie nie skończyła z odejsciem meza. Moze metoda malo wyrafinowana i "tylko łechcąca ego - ale na pewno ta swiadomosc na tamtym etapie troche mnie podniosla. Natomiast uwazam, ze absolutnie nie jest to metoda długoterminowa na leczenie sie. Trzeba świadomie przepracować temat, pobyc ze soba, odzyskać takie wewnętrzny spokój, uwolnic żal.
To co mi jeszcze pomogło to praktykowanie wdzięczności. Owszem, spotkala mnie trauma. Ale ludzie sa w wielu gorszych sytuacjach. Nie ja pierwsza i nie ostatnia. A moze to byl dar od losu, ze dowiedzialam sie bedac wzglednie mloda kogo mam u boku i mogę resztę zycia spedzic bez takiego człowieka? Mogę byc sama, mogę byc z kimś- ale bez kłamstw. Czy to nie dar? Naprawde warto spojrzec na to z lotu ptaka a nie kisić sie latami w żalu.

Przepięknie napisałaś.
Miód ma moje serce bo myślę tak samo jak Ty, ale nie potrafilabym ubrać te myśli i odczucia w tak piękne słowa.

1,259

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, bardzo się cieszę smile

1,260

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain Z pewnością możesz być w pewien sposób wdzięczna temu, co sie stało, bo Twój były pokazał, jakim jest człowiekiem wiążąc się z tamtą...Wszystko wskazuje na to, że już niedługo mu przyjdzie z nią być a wtedy zapewne zatęksni za tym. co miał z Tobą, ale będzie już za późno..

1,261

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, cieszę się i będę sobie czytać co nam tu napisałaś. Zazdroszczę tego odpuszczenia pretensji, żalów i złości. Ja do tego jeszcze nie doszłam.
Dobrze mi robi czytanie takich postów.

1,262

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Fajnie się czyta, jak ludzie pomimo wyrządzonego im świństwa stają na nogi. Plusem w tym wszystkim są mimo wszystko czarno na białym dowody wobec zdradzacza.
Mi osobiście też przechodzi pomału złość, agresja, chociaż i żona po raz kolejny ma zamiar ożywić relację i odbudowywać chociaż... bezskutecznie chyba. Dlatego też w jakimś stopniu zazdroszczę tym, którzy chociaż kierunek działania mają prostolinijny. tongue
Gratuluję i szczęścia życzę w życiu!

1,263

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Olinko, ja wykonałam ogromna prace nad soba. Duzo czytalam, myslalam, medytowalam, umacnialam siebie i swoje poczucie wartości. Kiedys nawet napisalam  - skoro moj maz przestał mnie kochac - to ja musiałam siebie zaczac kochac za dwoje:) I tak zostało. Nie, nie ma w tym zadufania ani arogancji. Po prostu zbudowalam w sobie jakies poczucie wartości, szacunku do siebie. I przewartosciowalam rzeczy. Bo skoro calkiem siebie lubię, nikogo nie krzywdze, z sympatia patrze w lustro - to wręcz ciesze sie, ze osoba taka jak moj maz nie jest w moim życiu. Ktos kto rani, wykazał sie zerowa empatia? Ktos taki w zyciu to jak autosabotaż, robienie sobie samemu kuku. Ja wole widziec rzeczy jakimi są a nie łudzić sie. Wiec patrze trzeźwi i widze, ze wcale nie straciłam nikogo super. Moze ta swiadomosc mi pomogła? Plus polecam wykład Ajahna Brahma o odpuszczaniu, z analogią do plecaka i noszeniu kamieni. W którymś momencie on mi wręcz otworzył oczy.
Natomiast tak, uważam, ze nienawisc i zlosc jest konieczna by sie wyleczyć i przejsc wszystkie etapy. W kontekście sytuacji zdrady jest absolutnie na miejscu i adekwatna. Oznacza, ze na tyle sami siebie szanujemy, ze nie jest dla nas ok, ze ktos nam robi cos takiego. Warto takie emocje do siebie dopuścić, ale w nich nie zostać na zawsze. Jak sie wysycą to odejdą. Jak słyszę, ze ktos tuz po zdradzie jest na drodze do pogodzenia sie I wybaczenia - to myślę, ze te zlosc wyparł i to kiedys wróci.
Ja po prostu widze meza teraz tak, ze i tak nie chciałabym kogos z takimi wartościami (a raczej ich brakiem) w swoim życiu, wiec niech sobie żyje byle nie ze mna:) Karmy uderzajacej go juz nie potrzebuje, bo to nie moja sprawa. O dziwo nawet wolalabym chyba zeby mu sie wiodlo bo jak ostatnio pomyślałam, ze niunia by go kopnela - to on by sie załamał i to by wpłynęło na dzieci. Wiec nie to, ze jestem taka gornolotnie szlachetna, lecz patrze na niego teraz juz TYLKO przez pryzmat dzieci. Tak troche do Excela meza wrzuciłam i patrze co sie opłaca dzieciom:)
A czy relacje z innymi mężczyznami wpłynęły na moje podejście? Mysle ze jednak troche tak. Niedługo po rozstaniu wpadlam w romans dosc intensywny. Absolutnie emocjonalnie niegotowa, toralnie nie mialo szans. Zreszta ja po odkryciu wolności nie chcialam jej oddawać, do dzis jeszcze nie chcę za bardzo, jeszcze troche:) To był młodszy, przystojny facet. Mielismy fajny flow, fajnie sie rozmawialo i nie tylko. Poznal sytuacje moja z mezem, wiedzial i wspierał. I przy nim przypomnialam sobie jak facet moze patrzec na kobietę, ze nadal jestem atrakcyjna, ze ta sfera sie dla mnie nie skończyła z odejsciem meza. Moze metoda malo wyrafinowana i "tylko łechcąca ego - ale na pewno ta swiadomosc na tamtym etapie troche mnie podniosla. Natomiast uwazam, ze absolutnie nie jest to metoda długoterminowa na leczenie sie. Trzeba świadomie przepracować temat, pobyc ze soba, odzyskać takie wewnętrzny spokój, uwolnic żal.
To co mi jeszcze pomogło to praktykowanie wdzięczności. Owszem, spotkala mnie trauma. Ale ludzie sa w wielu gorszych sytuacjach. Nie ja pierwsza i nie ostatnia. A moze to byl dar od losu, ze dowiedzialam sie bedac wzglednie mloda kogo mam u boku i mogę resztę zycia spedzic bez takiego człowieka? Mogę byc sama, mogę byc z kimś- ale bez kłamstw. Czy to nie dar? Naprawde warto spojrzec na to z lotu ptaka a nie kisić sie latami w żalu.

Rzeczywiście widać tutaj mnóstwo włożonej pracy, aby "wyzdrowieć". Z Twoich słów bije samoświadomość, przepracowanie tematu i pogodzenie się z sytuacją. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest w tym ogromna, życiowa mądrość. I to nie tylko Twoja mądrość, ale również ta uniwersalna, obiektywna.

Ludzie, zwłaszcza kobiety, całymi latami czują ból odrzucenia, ciągną za sobą krzywdę, która uniemożliwia im pójście do przodu, a przecież wybaczenie, czyli zaakceptowanie tego, co się stało, to nie jest akt łaski skierowany w stronę osoby, która nas skrzywdziła, ale oczyszczenie własnej psychiki z balastu, który ciąży. I już z zupełnie subiektywnego punktu widzenia - nieważne w jaki sposób się to osiągnie, ważne, żeby ostatecznie zadziałało.

Odrzucenie zawsze boli, ale jeśli przyjąć, że przecież pokochało się zupełnie inną osobę niż ta, która okazała się kimś bezdusznym, egoistycznym, bez moralnego kręgosłupa, słabą, pozbawioną skrupułów i z dziwnie pojętym systemem wartości, to na dobrą sprawę nie jest to ktoś, kto zasługuje na rozpacz i łzy. Zdrada pozbawia też wartości, szacunku i zaufania, którymi obdarza się kochaną osobę, czyli podstawowych fundamentów, na których buduje się zdrowo funkcjonujący związek. Z kolei chorego chyba nikt nie chce.

1,264 Ostatnio edytowany przez Zraniona81 (2022-01-27 19:18:50)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, cudownie że sobie radzisz i że przepracowałaś tą krzywdę w sercu i w głowie.
U mnie minęło prawie 3 lata odkąd bm odszedł do kochanki i ma z nią dziecko. Zostałam sama z z dwójka dzieci.
Proszę podpowiedzcie jak pójść do przodu i dać sobie radę z Tą krzywda i bólem w sercu... Sprawy w sądzie jeszcze nie było, wciąż czekam ...mam wrażenie że stoje w miejscu, jakby przed chwilą zamknął za sobą drzwi.
Tak bardzo chciałabym, żeby ten człowiek stał mi się zupełnie obojętny.-już, teraz, natychmiast, przecież tyle czasu już minęło...
Co Wam pomogło?

1,265

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Ucieczka do przodu.

1,266

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Czytam i pysk mi się cieszy, naprawdę czuć dobrą energię Pain. Finał wzorowy.
Kąsanie ze strony byłego świadczy tylko o tym że ma w sobie dużo złosci na Twój sukces.
Dalszych sukcesów! Chodż już nie wiem co byś musiała zrobić by przebić to co zrobiłaś przez te półtora roku.

1,267 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-01-28 00:04:04)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:

Pain Z pewnością możesz być w pewien sposób wdzięczna temu, co sie stało, bo Twój były pokazał, jakim jest człowiekiem wiążąc się z tamtą...Wszystko wskazuje na to, że już niedługo mu przyjdzie z nią być a wtedy zapewne zatęksni za tym. co miał z Tobą, ale będzie już za późno..

Ej nie kracz. A niech se z nią będzie. Jakby go kopnela (co niestety jest dosc prawdopodobne widzac jak sprawy u nich sie maja i ich "zwiazek" na odleglosc, kwestie dzieci (podobno jest troche skonfundowana po wyjezdzie z dziecmi) i jej "otwartosc" na meska adoracje) - to boje sie, ze ex by sie załamał i rypsnelyby się jego kontakty z dziećmi. Podczas roku gdzie byl rozdarty kogo  wybrać (masakra) - zaczal dużo pić. Az jego mama do mnie dzwonila by zapytac co sie dzieje. Wiec obawiam sie za tylko mialabym problem. Wiecniech se bedzie z niunia. Moim zdaniem to wlasnie jego karma:)

1,268 Ostatnio edytowany przez acine (2022-02-07 01:02:10)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, wspominalas pare razy Chump Lady w swojej historii, ze ci pomoglo czytanie jej bloga. Wiesz, ja sie zastanawam czy Ty przypadkiem nie przeczytalas jej ksiazki "Leave a Cheater Gain a Life" bo masz dokladnie przepracowana traume rozstania doslownie jakby z tamtej ksiazki.

1,269 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-07-12 15:50:23)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Kochani, dziś oficjalnie zostałam ROZWÓDKĄ:) Nie sądziłam, że zakładając ten wątek 2 lata temu będę się cieszyła z tego obrotu spraw. Dużo po drodze się wydarzyło - zarówno pozytywnych rzeczy jak i niestety dotknęła mnie jedna tragedia, o której tu już nie pisałam..Ale to co mogę napisać wszystkim będącym na początku tej drogi - życie po drugiej stronie zawsze jest lepsze niż marnowanie cennego czasu u boku kogoś, kto nas nie kocha i nie szanuje. Przez ten czas bywałam w różnych relacjach z mężczyznami, ale też bywałam i obecnie jestem sama i naprawdę bycie solo ale z życzliwymi ludźmi wokól jest 10000 razy lepsze niż oddawanie swojego czasu, emocji i energii jakiemus czlowiekowi, ktory tego nigdy nie doceni. Patrzcie na CZYNY, nie na słowa. I niestet jak już zdradził/a - to najpewniej powrotu nie ma, bo święta granica została zdeptana a partner w glowie zdrajcy zdewaluowany. Postawcie na siebie, na budowanie swojego życia w szacunku i milosci do siebie, na budowaniu wartosciowych relacji z ludźmi, na dbanie o siebie - zarowno o swoją psychikę jak i ciało. I nawet bedac solo bedziecie bardziej szczesliwi niz tkwiąc u boku zdrajcy.
Ja dojrzałam do tego, by męzowi wybaczyć. Nie mam już do niego żadnych uczuć - ani pozytywnych ani jakichś negatywnych. Doceniam to ze sie wywiazuje z opieki nad dziecmi i je kocha. Nawet dobrze mu życzę, bo wiem, ze jeśli on bedzie szczesliwy to dzieciom bedzie lepiej niz gdyby sie stoczył. Dla mnie juz nie jest godny uwagi jako facet czy partner wiec pozbylam sie tez zazdrosci czy żalu - bo po prostu nie uwazam, ze był lub byłby jakąkolwiek wartoscia dodaną do MOJEGO życia. Moze do jej życia jest - widocznie lepiej się zmatchowali. Nadal jest z ta kobieta, ale ich zwiazek jest dziwny (ona w ogole nie uczestniczny w zyciu dzieci wiec w tygodnie kiedy jest z nimi de facto jest samotnym ojcem) - ona jest od wyjazdow i imprez. Ciagle podrozuja co mnie w pewien sposob lekko bawi bo znam go i wiem, ze zawsze byl typem "drink na lezaku przy basenie" i musialam go wyciagac zeby sie ruszyl. Ale moze potrzebowal lepszej motywacji:) No nic, to juz nie moja sprawa w tym momencie.
Ja sie ciesze bo pewien etap zamkniety, wszystko klepniete na papierze i moge sie juz skupic tylko na swoim zyciu.
Trzymajcie sie, po drugiej stronie jest naprawde fajnie choc nie zawsze lekko. Ale zawsze warto!

PS. Tak, ksiazke Chumplady tez mam, przeczytalam. Uwazam, ze powinna byc podrecznikiem obowiazkowym dla kogos kto wlasnie dowiedzial sie o zdradzie. Buziaki!

1,270

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain
Choć nie ma czego gratulować, to jednak ten dzień to jakby symboliczny tytuł nowego rozdziału w Twoim życiu. Te rozdziały jednak przechodzą bardzo płynnie, wątki się mieszają...samo życie. Jeśli jednak doszłaś do obojętności, braku żalu i odpuszczenia- to znaczy, że pewien rozdział został jednak zamknięty. Życzę Ci, żeby żaden zbłąkany wątek , jak uparta tłusta mucha, nie wracał już, zakłócając równowagę.
Ściskam mocno.

1,271

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Przeżywasz więc dzisiaj Wielki Dzień - rozwód. Tak, to mocna rzecz i na pewno zapamiętasz tę datę.
Podejrzewam, że z jednej strony odczuwasz wielką ulgę, bo wreszcie pozbylas się ciągnącego się za Tobą ogona, a z drugiej strony pewnie i łezka Ci poleci, bo od dzisiaj, już tak naprawdę zaczynasz Nowe Życie i nigdy nie wiadomo, jakie ono będzie i co Ci przyniesie.
Zawsze też przy okazji takich wielkich wydarzeń przychodzą do człowieka różne refleksje oraz postanowienia.
Za Tobą ciężki czas, niezwykle traumatyczny. Czytając Twój wątek widać było Twoje ogromne zmagania się samej ze sobą i ogromną wolę, by nie poddać się, tylko dalej żyć i to nie byle jak, lecz godnie i z satysfakcją.
Tak jakbyś rozładowała kilka ton węgla z jakiegoś wagonu.
Wyobrażam też sobie, jak czułaś się dzisiaj rano, gdy obudziłaś się i uświadomiłas sobie, że idziesz do sądu po rozwód.
Ciężkie przeżycie.
Cała sprawa rozwodowa ciągnęła się, o ile dobrze zapamiętałam, prawie półtora roku. Chyba Ty wniosłas o rozwód. Wydaje mi się, że że względów mieszkaniowych odstapilas od orzeczenia o jego winie?
Może się mylę, co do zapamiętanych faktów, ale w sumie najważniejsze, że masz już to piekło za sobą.
Do bycia mamą samotnie wychowująca dzieci już się właściwie przyzwyczaiłas i domyślam się, że na własnej skórze doświadczyłas, jakie są plusy i minusy takiego życia.
Życzę Ci szczęścia na Nowej Drodze życia, mnóstwo mądrości i przede wszystkim tego, by nie rządziły Tobą złe emocje, ponieważ one potrafią wykończyć każdego człowieka.
Odwagi i do przodu.

1,272

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Kochani, dziś oficjalnie zostałam ROZWÓDKĄ:) Nie sądziłam, że zakładając ten wątek 2 lata temu będę się cieszyła z tego obrotu spraw.


Ja sie ciesze bo pewien etap zamkniety, wszystko klepniete na papierze i moge sie juz skupic tylko na swoim zyciu.

Cieszę się, że potrafiłaś poukładać swoje życie i emocje. Z Twoich postów przebija wielka moc, jesteś mocno stąpającą po ziemi osobą, silną i mądrą.
Masz w sobie wiele dobra i ciepła, pomimo wszystkiego co Cię spotkało.
Wierzę, że znajdziesz szczęście w  życiu, czy to sama czy z drugą osobą, czego szczerze Ci życzę.

1,273

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Buziaki!

Wzajemnie pomyślności i powodzenia w życiu oraz duuuuużo zdrowia Tobie życzę
jak ten czas leci .

1,274 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2022-07-12 23:00:34)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Po takim czasie i tylu przezyciach rozwód to już nie jakieś wielkie przeżycie, tylko formalne stwierdzenie faktu. No ale jakaś tam ulga, że to załatwione już.
Ważne by mieć spokojną głowę z różnymi rzeczami. .
Życzę Ci spotkania w najbliższym czasie kogoś, komu zaufasz i będzie tego godny.
Wierzę, że będzie to taka jakościowo różnica, że nie będziesz mieć wątpliwości że warto.

1,275

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Kochani, dziś oficjalnie zostałam ROZWÓDKĄ:) Nie sądziłam, że zakładając ten wątek 2 lata temu będę się cieszyła z tego obrotu spraw. Dużo po drodze się wydarzyło - zarówno pozytywnych rzeczy jak i niestety dotknęła mnie jedna tragedia, o której tu już nie pisałam..Ale to co mogę napisać wszystkim będącym na początku tej drogi - życie po drugiej stronie zawsze jest lepsze niż marnowanie cennego czasu u boku kogoś, kto nas nie kocha i nie szanuje. Przez ten czas bywałam w różnych relacjach z mężczyznami, ale też bywałam i obecnie jestem sama i naprawdę bycie solo ale z życzliwymi ludźmi wokól jest 10000 razy lepsze niż oddawanie swojego czasu, emocji i energii jakiemus czlowiekowi, ktory tego nigdy nie doceni. Patrzcie na CZYNY, nie na słowa. I niestet jak już zdradził/a - to najpewniej powrotu nie ma, bo święta granica została zdeptana a partner w glowie zdrajcy zdewaluowany. Postawcie na siebie, na budowanie swojego życia w szacunku i milosci do siebie, na budowaniu wartosciowych relacji z ludźmi, na dbanie o siebie - zarowno o swoją psychikę jak i ciało. I nawet bedac solo bedziecie bardziej szczesliwi niz tkwiąc u boku zdrajcy.
Ja dojrzałam do tego, by męzowi wybaczyć. Nie mam już do niego żadnych uczuć - ani pozytywnych ani jakichś negatywnych. Doceniam to ze sie wywiazuje z opieki nad dziecmi i je kocha. Nawet dobrze mu życzę, bo wiem, ze jeśli on bedzie szczesliwy to dzieciom bedzie lepiej niz gdyby sie stoczył. Dla mnie juz nie jest godny uwagi jako facet czy partner wiec pozbylam sie tez zazdrosci czy żalu - bo po prostu nie uwazam, ze był lub byłby jakąkolwiek wartoscia dodaną do MOJEGO życia. Moze do jej życia jest - widocznie lepiej się zmatchowali. Nadal jest z ta kobieta, ale ich zwiazek jest dziwny (ona w ogole nie uczestniczny w zyciu dzieci wiec w tygodnie kiedy jest z nimi de facto jest samotnym ojcem) - ona jest od wyjazdow i imprez. Ciagle podrozuja co mnie w pewien sposob lekko bawi bo znam go i wiem, ze zawsze byl typem "drink na lezaku przy basenie" i musialam go wyciagac zeby sie ruszyl. Ale moze potrzebowal lepszej motywacji:) No nic, to juz nie moja sprawa w tym momencie.
Ja sie ciesze bo pewien etap zamkniety, wszystko klepniete na papierze i moge sie juz skupic tylko na swoim zyciu.
Trzymajcie sie, po drugiej stronie jest naprawde fajnie choc nie zawsze lekko. Ale zawsze warto!

PS. Tak, ksiazke Chumplady tez mam, przeczytalam. Uwazam, ze powinna byc podrecznikiem obowiazkowym dla kogos kto wlasnie dowiedzial sie o zdradzie. Buziaki!

GRATULUJĘ! Siostro Pain . Pamiętam też mój dzień rozwodu i wyrok wydawany przez sędziego - niezapomniane chwile. Och! Może będziemy mieć okazję podzielić się kiedyś wrażeniami wink Rozpoczynasz nowe życie z nową kartą, TWOJĄ kartą Pain! Zapisuj ją tylko swoimi słowami i wrażeniami, na nic i nikogo się już nie oglądaj. Buźka i kopniak na rozpęd! wink

1,276

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

I ja również gratuluję! smile
Sformalizowanie tych spraw to jednak must have, także nie dziwię się, że cieszysz się z tego. Z drugiej strony zazdraszczam, że już po. smile
No i wnioski wobec swojego ex też bardzo trzeźwe. smile

1,277

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain.
Jesteś mądrą i twardo stąpającą po tym świecie kobietą. Dobrze że ten rozdział masz już oficjalnie zamknięty. Życzę Ci abyś była szczęśliwa. Może też poznasz kogoś wartościowego i poczujesz to ciepło drugiej osoby? Teraz Ty trzymasz stery. Pozdrawiam.

1,278

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

gratulacje Pain, wydajesz sie spoko rozsądna,  pragmatyczna kobietą   która ceni swoja godność... oby takich więcej takich  kobiet i mężczyzn którzy sie nie łudzą i uciekają z  toksycznych, wymuszonych relacji

1,279

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain ja Ci gratuluję i życzę wszystkiego dobrego. Wiem że już nie zmienisz kursu. Wybaczenie odpuszczenie i błoga obojętnosć wobec bm to nagroda za ciężką pracę.

1,280 Ostatnio edytowany przez bullet (2022-07-15 11:38:06)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Ćmaazjatycka napisał/a:

Wybaczenie odpuszczenie i błoga obojętnosć wobec bm to nagroda za ciężką pracę.

zaraz... moment, dla kogo ta nagroda ? Dla sk...na, że zachował się jak skończona gnida ?
Pain czy masz Alzheimera ? Jeśli nie masz, nie waz się zapomnieć
Nie wydaje mi się także by była Bogiem i zajmowała się odpuszczaniem.
Z tym da sie żyć. Unikać i dac wyraźnie do zrozumienia, ze w przyszłości nie chce się mieć z tym kimś do czynienia.
Nie mówię o hodowaniu w sobie nienawiści, rozdmuchiwaniu jej, mszczeniu się, wymyślaniu historii.
Mówię o elementarnej sprawiedliwości, a tą powinno być wyrzucenie na zawsze poza nawias swojego życia. Przecież on działał świadomie, nikt go torturami nie zmuszał do kłamstw, niszczenia życia, a co najgorsze niszczenia poczucia wartości, deptania ego u osoby, której przyrzekał zupełnie co innego.
Nie ma kręgosłupa moralnego i mieć nie będzie.
W przypadku dzieci ograniczyć kontakty wyłącznie do takich, które są niezbędne dla dzieci, żadnych umizgów, spotkań na kawę.
Gdyby była wspólna impreza np. rodzinna, podać rękę i się przywitać jak z obcym.
Trzeba mieć z tyłu głowy ile zła zrobiła ta osoba, nie dla ogółu ale dla nas.

Jeśli m/ż nie chce z nami być, powinien od nas dostać brak naszej osoby w jego/jej życiu.

Najgorsze co można dać drugiemu człowiekowi to jest nasza obojętność na niego, taka prawdziwa - i tak powinno się stać.

1,281

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, cieszę się, że masz to już za sobą i dziękuję za Twoje wsparcie jak byłam na dnie.

1,282 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-07-16 00:13:42)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Bullet, ale wybaczenie nie oznacza akceptacji. Wybaczenie to decyzja, że zostawiam ten plecak pełen kamieni (=złości, żalu, nienawiści) i idę dalej bez niego. Nie po to, by ulżyć osobie, która nas skrzywdziła tylko, by ulżyć sobie. To nie znaczy, że będę na kawę chodziła z ex mężem albo chciała mieć z nim do czynienia cokolwiek więcej ponad minimum dotyczące dzieci. Ja go już w głowie oceniłam, nie wniósłby żadnej wartości dodanej do mojego życia, oceniam go nisko jako człowieka i mężczyznę. Ale nadal - wybaczam to wszystko bo noszenie złości i udowadnianie czegokolwiek to ładowanie ENERGII nadal w niego. To o czym piszesz, te manifestacje z podawaniem czy niepodawaniem ręki - to nadal myślenie o krzywdzie i ładowanie energii w to.
Powiem Ci więcej - nawet nazywanie go sk*** to ładowanie energii w niego. Ja w pewnym momencie już źle się czułam jak w moich rozmowach z mamą ona właśnie tak po nim jeździła. Nie dlatego, że coś czuję do ex. Dlatego, że poczułam, że bez sensu tylej negatywnej energii hodujemy i mielimy. On nie jest tego wart. Naszej złości, nerwów. Szkoda tej energii. Nawet zaczęłam mamę upominać w pewnym momencie, żeby odpuściła i już nie wyzywała go. Naprawdę oni nie są tego warci.
Mi mój mąż jest obojętny dziś. Teraz pewnie jest z partnerką na mieście bo jego ostatni wieczór bez dzieci przez 3 najbliższe tygodnie. Czy czuję żal, poczucie niesprawiedliwości? Nie. Już nie. I właśnie po to odpuściłam. Niech sobie chłopaczyna żyje. Niech nawet z 5 młodszymi laskami się prowadza. Dziś to nie jest już mój problem i właśnie o poczucie tego chodzi w wybaczeniu.
Nie bój się, nie oznacza to też że jestem jakaś miła dla niego czy coś, bez przesady:D Po prostu moje kontakty z nim okreslilabym jako biznesowe i mi to wystarcza:)

Ania - nie ma za co, jak się trzymasz?

1,283

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

To jest niezwykłe, Pain, że ten okres, który tak bardzo Tobą sponiewierał, przekułaś w coś jeszcze bardziej dla siebie wartościowego. W pierwszym poście napisałaś, że z trudem zwlekałaś się z łóżka, a dziś czytamy wypowiedzi kobiety niezwykle silnej, z optymizmem patrzącej w przyszłość, pewnej siebie i swojej wartości. Nigdy tego nie zgub. Dla nikogo!
Oczywiście masz rację pisząc, że lepiej być samemu niż z kimś, kto swoim postępowaniem zdewaluował swoją wartość. Taki związek nie ma już podstawowych fundamentów, więc trwanie w nim, to robienie sobie krzywdy. I jasne, że żal straconych lat, pokładanych w tej drugiej osobie nadziei, ale życie nie zawsze jest takie, jakim chcielibyśmy je widzieć. Ty nie dałaś się złamać i naprawdę można brać z Ciebie przykład, tak świetnie emocjonalnie to rozegrałaś i stanęłaś na nogi.
Życzę Ci już samego dobrego. Bierz z życia wszystko, co najlepsze!

1,284

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Olinko, dziękuję!!! Dużo roboty wykonałam nad sobą, to prawda. I choć życie mnie przeszuralo jeszcze raz potem (nie chodzi o związki ale o inną tragedię w moim życiu prywatnym) - to nadal uważam, że lepiej być solo ale w prawdzie i szacunku do siebie niż z kimś, kogo widok każdego dnia będzie nam odbierał wiarę w siebie i szacunek do siebie. Bo niestety tym jest dla mnie pozostanie ze zdrajca. Wiem, praktykowałam przez rok. Nigdy więcej. I to samodzielne życie naprawdę może być spoko. Owszem, są inne wyzwania - mniejsze poczucie bezpieczeństwa finansowego, większe obciążenie obowiązkami związanymi z dziećmi, wyższe koszty życia (dotąd dzielone na pół), brak wsparcia domownika w codzienności...Ale serio, wszystko, absolutnie wszystko jest takie jak na to spojrzymy. Bo możemy się zakopać w samotności i jęczeć o skrzywdzeniu. A możemy inaczej - ja wybrałam ścieżkę stworzenia sobie siatki bliskich ludzi, rozwoju osobistego, pokochania siebie...Nie mam męża ale jak mi się auto zepsuje to dzwonię do któregoś z kolegów i mi pomagają. Nie mam męża ale jak chcę pogadać to mam przyjaciółki. Nie mam męża ale jak potrzebuje pomocy z dziećmi to podrzucam je do znajomych. Nie mam męża ale jak przechodzę ciężkie chwile to mam przyjaciół, do których mogę zadzwonić czy przyjechać...Naprawdę na te rzeczy można inaczej spojrzeć. Wakacje chociażby. Odkąd jestem sama więcej sama inicjuje z ludźmi i z innymi rozwodnikami planujemy wypady z dzieciakami naszymi. Na świecie jest masa fajnych ludzi w podobnej sytuacji - trzeba tylko do nich wyjść.
Ja w pewnym momencie podjęłam decyzję. Mam prawie 40 lat. Z mężem byłam 15 lat. Przede mną dajmy na to 35 lat życia jak dobrze pójdzie. Czyli z 75 lat na tym padole tylko 15 z nim. Czy to ma mnie definiować? Czy to co zrobił mam rozszerzyć na resztę życia i żyć w cieniu tego wydarzenia? Hell no. Dlatego puściłam. To co mnie spotkało nie określa mnie. Określa jego. I myślę że dziś to on może mieć z tym większy problem niż ja. Ja to co zrobił...zostawiam jemu:) Na zdrowie:)

1,285

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

No właśnie, dokładnie o tym mówię - nie dałaś się złamać, ale nauczyłaś żyć inaczej, adekwatnie do okoliczności, pomimo że mogłabyś zakopać się w swojej krzywdzie i tkwić w niej jeszcze bardzo długo. To jest Twoja wielka siła, że się w tym wszystkim tak elastycznie odnalazłaś. Mało tego, nie wygląda na to, żebyś miała zamiar żyć z dnia na dzień i czekać na jakiś cud, bo sama to swoje życie kreujesz i to w taki sposób, by było Ci w nim jak najlepiej.

PainIsFinite napisał/a:

To co mnie spotkało nie określa mnie. Określa jego. I myślę że dziś to on może mieć z tym większy problem niż ja.

Po trzykroć tak! To nie Ty nawaliłaś i to nie Ty powinnaś mieć z tym problem. To ten człowiek, z którym przez 15 lat dzieliłaś codzienność, bo kiedyś mu zaufałaś, okazał się na to zaufanie nie zasługiwać. Pozostaje mieć nadzieję, że i on to kiedyś zrozumie.

1,286

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

"Nie mam męża ale jak mi się auto zepsuje to dzwonię do któregoś z kolegów i mi pomagają. Nie mam męża ale jak chcę pogadać to mam przyjaciółki. Nie mam męża ale jak potrzebuje pomocy z dziećmi to podrzucam je do znajomych.". Dlaczego to robisz? To też jest jakaś forma bycia zależnym. Chodzi o pieniądze?

1,287

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
BEKAśmiechu napisał/a:

"Nie mam męża ale jak mi się auto zepsuje to dzwonię do któregoś z kolegów i mi pomagają. Nie mam męża ale jak chcę pogadać to mam przyjaciółki. Nie mam męża ale jak potrzebuje pomocy z dziećmi to podrzucam je do znajomych.". Dlaczego to robisz? To też jest jakaś forma bycia zależnym. Chodzi o pieniądze?

What is wrong with you? Dlaczego korzystam z pomocy bliskich mi ludzi? Yyy bo czasem jej potrzebuję skoro nie mam tej bliskiej osoby obok, domownika. Nie mam rodziny na miejscu również a człowiek czasem potrzebuje drugiego człowieka i nie ma w tym nic złego. Zarówno w kwestiach przyziemnych w codziennosci, jak i wsparcia duchowego . Przykład? Rozładowało mi się auto (akumulator). Wcześniej to mąż ogarniał kwestie związane z samochodami, ja naprawdę nie znam się, nie czuję tego, nie lubię. Więc uważasz, ze mimo ze mam kolegów którzy chętnie mi pomagają jak potrzebuje - powinnam z jakiegoś nieznanego powodu umawiać serwis z laweta?:D A tak przyjechał kumpel, naładowaliśmy auto, pogadaliśmy, dałam mu jakies male czekoladki i wszyscy zadowoleni. Nie wiem, może Ty masz w życiu inaczej ale ja widzę że ludzie bardzo się garną do pomocy, czasem trzeba tylko wyjść do nich i nie bać się zapytać, nie robić z siebie Zosi samosi. Tak samo to działa w drugą stronę - gdy oni potrzebują pomocy to ja wtedy im pomagam. Tak działają zdrowe relacje z bliskimi ludźmi. Nie rozumiem komentarza o pieniądzach - co mają wspólnego z np zadzwonieniem do przyjaciółki żeby się wygadac? Czy ten komentarz to jakaś bierna agresja kierowana zazdrością, zawiścią? No nic, Tobie też życzę bliskich ludzi wokół ale myślę, że z takim odbiorem rzeczywistości może być Ci czasem ciężko..

1,288

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

To o czym piszesz to nie samodzielność, tylko bycie zależnym. Inna sprawa czy robisz to świadomie, bo wiesz ze nie odmówią samotnej matce, czy nieświadomie. Dla mnie nie ma znaczenia - obok samodzielności to nie stało. Oczywiście możesz sobie tłumaczyć, że oni lubią tobie pomagać i już czekają w blokach na twój telefon, żeby za robotę która normalnie kosztuje kilka słów, zgarnąć czekoladki. Serio umawiasz sobie, że twoi znajomi tak bardzo uwielbiają to robić? Normalnie w takich sytuacjach wzywa się pomóc drogowa/mechanika, nianię i płaci się za to określone stawki - wtedy jest to samodzielność. Dziwię się, bo sama pisałaś, że twoja sytuacja finansowa jest dobra, jak widać nie tylko do relacji z bylym podchodzisz biznesowo.

1,289 Ostatnio edytowany przez Be. (2022-07-16 09:36:48)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Akurat tu się zgadzam, to nie ma nic wspólnego z koleżeństwem ani z Twojej strony ani za bardzo ze strony tamtych ludzi. Ty wykorzystujesz swoją pozycję (samotna kobieta) a oni lecą pomagać z rzeczami licząc na coś tam (wiadomo co) w zamian. Prędzej czy później będą z tego kłopoty;). Tylko wiadomo kobiety zawsze sobie wkręca żeby nie było, że kogoś wykorzystują i jak zwykle są zależne nawet od obcych facetów wokół.

1,290

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Beka, bliscy i przyjaciele pomagają, bo chcą, przecież nikt im nie każe, nie zmusza. Nie rozumiem Ciebie. Na tym polega bliskość i relacje przecież, na wsparciu.

Pain, u mnie dobrze. Świat pokazał mi wiele drzwi i zaczynam wierzyć w siebie. Zakochałam się po drodze nie w mężu i nadal walczę z tym uczuciem, pewnie zmienię przez to pracę, bo spotkanie się w biurze bardzo mi szkodzi (oczywiście zdrada z mojej strony nie wchodzi w grę, ale ta sytuacja mnie juz przerasta), ale zrozumiałam dzieki temu działanie mechanizmów zauroczenia zakochania itd...

Jesteś silna i bardzo dzielna Pain.

1,291

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
BEKAśmiechu napisał/a:

To o czym piszesz to nie samodzielność, tylko bycie zależnym. Inna sprawa czy robisz to świadomie, bo wiesz ze nie odmówią samotnej matce, czy nieświadomie. Dla mnie nie ma znaczenia - obok samodzielności to nie stało. Oczywiście możesz sobie tłumaczyć, że oni lubią tobie pomagać i już czekają w blokach na twój telefon, żeby za robotę która normalnie kosztuje kilka słów, zgarnąć czekoladki. Serio umawiasz sobie, że twoi znajomi tak bardzo uwielbiają to robić? Normalnie w takich sytuacjach wzywa się pomóc drogowa/mechanika, nianię i płaci się za to określone stawki - wtedy jest to samodzielność. Dziwię się, bo sama pisałaś, że twoja sytuacja finansowa jest dobra, jak widać nie tylko do relacji z bylym podchodzisz biznesowo.

Większych głupot dawno nie czytałam. Od bezinteresownej pomocy ma się rodzinę i najbliższych i działa to w dwie strony. Zachorował mój syn, ja musiałam pilnie iść do pracy, mąż w delegacji, mieszkamy w malutkiej miejscowości, nie byłabym w stanie znaleźć w nocy niani, żeby przyszła rano do syna i to jeszcze obca osoba, poprosiłam teściowa o pomoc. I wszystko grało.
Za to, gdy teściowi zepsuło się auto, to mój mąż zorganizował mechanika, zaprowadził auto, zajął się obsługą naprawy i zadzwonił do ojca, gdy miał już auto naprawione i mógł odebrać. Czyli wg Ciebie mój teść powinien wzywać lawetę, żeby zabrała auto do naprawy, a ja powinnam nocą szukać obcej kobiety do opieki nad chorym synem,.bo na tym polega niezależność i samodzielność?

1,292

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Ewe131 napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:

To o czym piszesz to nie samodzielność, tylko bycie zależnym. Inna sprawa czy robisz to świadomie, bo wiesz ze nie odmówią samotnej matce, czy nieświadomie. Dla mnie nie ma znaczenia - obok samodzielności to nie stało. Oczywiście możesz sobie tłumaczyć, że oni lubią tobie pomagać i już czekają w blokach na twój telefon, żeby za robotę która normalnie kosztuje kilka słów, zgarnąć czekoladki. Serio umawiasz sobie, że twoi znajomi tak bardzo uwielbiają to robić? Normalnie w takich sytuacjach wzywa się pomóc drogowa/mechanika, nianię i płaci się za to określone stawki - wtedy jest to samodzielność. Dziwię się, bo sama pisałaś, że twoja sytuacja finansowa jest dobra, jak widać nie tylko do relacji z bylym podchodzisz biznesowo.

Większych głupot dawno nie czytałam. Od bezinteresownej pomocy ma się rodzinę i najbliższych i działa to w dwie strony. Zachorował mój syn, ja musiałam pilnie iść do pracy, mąż w delegacji, mieszkamy w malutkiej miejscowości, nie byłabym w stanie znaleźć w nocy niani, żeby przyszła rano do syna i to jeszcze obca osoba, poprosiłam teściowa o pomoc. I wszystko grało.
Za to, gdy teściowi zepsuło się auto, to mój mąż zorganizował mechanika, zaprowadził auto, zajął się obsługą naprawy i zadzwonił do ojca, gdy miał już auto naprawione i mógł odebrać. Czyli wg Ciebie mój teść powinien wzywać lawetę, żeby zabrała auto do naprawy, a ja powinnam nocą szukać obcej kobiety do opieki nad chorym synem,.bo na tym polega niezależność i samodzielność?

Gdzie Rzym, A gdzie Krym? Ja pisze o znajomych, A Ty rodzinie.

1,293

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Ania2019 napisał/a:

u mnie dobrze. Świat pokazał mi wiele drzwi i zaczynam wierzyć w siebie. Zakochałam się po drodze nie w mężu i nadal walczę z tym uczuciem, pewnie zmienię przez to pracę, bo spotkanie się w biurze bardzo mi szkodzi (oczywiście zdrada z mojej strony nie wchodzi w grę, ale ta sytuacja mnie juz przerasta), ale zrozumiałam dzieki temu działanie mechanizmów zauroczenia zakochania itd...

Ktoś tu ucieka - niedobrze,zdecydowanie na moje oko coś niedokończone
coś sobie Anka wciskasz
zdradzić to pewnie nie zdradzisz,
ale ile się namordujesz

1,294 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-07-16 10:31:34)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Boże współczuję Ci Beko dwóch rzeczy. Małostkowości - tego by zawsze się przypierdzielic. I tego, że Ty widzisz relacje z ludźmi tak jak widzisz. Zauważ, że nie tylko to przyjaciele mi pomagają. Jak mnie potrzebują - ja też jestem dla nich. Dla mnie to jest więź właśnie i prawdziwa relacja a nie tylko jakieś spotkanie na kawę gdzie sobie pogadamy o pierdolach ale jak już trzeba pomóc to nie. Bo w Twoim widzeniu świata na czym polega relacja z drugim człowiekiem - przyjacielem czy znajomym? Że oficjalnie jest ale ani się nie zwierzamy sobie albo nie prosimy o pomoc? Yyy to po co coś takiego? Szkoda ze nie doświadczyłeś właśnie tej przyjacielskiej więzi, to piękna sprawa. Jak moja przyjaciółka była chora to jej zawiozłam zakupy. Mogła zamówić na frisco (tak powinna Twoim zdaniem) ale ja bardzo chętnie jej pomogłam bo jest dla mnie ważna osoba. Jak wyjeżdża to ja zajmuję się jej kotami. Mogłaby dać do hotelu ale po co? I jak ja będę miała operację stopy na jesieni to ona mi będzie pomagać. A mogłabym wynająć za kasę Panią do opieki.
Tylko że to dzielenie się swoim życiem z przyjaciółmi jest fajne. I nie chodzi o pieniądze - przykro mi, że Ty widzisz te bartery przyjacielskie przez ich pryzmat. Ale to Twój kawałek.
I że niby to jest zależnośc? To że żyje sobie samodzielnie, zarabiam ale jak potrzebuje pomocy to proszę? Psychologia chyba tego nie potwierdza Beko:)

1,295 Ostatnio edytowany przez Ewe131 (2022-07-16 10:57:02)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
BEKAśmiechu napisał/a:
Ewe131 napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:

To o czym piszesz to nie samodzielność, tylko bycie zależnym. Inna sprawa czy robisz to świadomie, bo wiesz ze nie odmówią samotnej matce, czy nieświadomie. Dla mnie nie ma znaczenia - obok samodzielności to nie stało. Oczywiście możesz sobie tłumaczyć, że oni lubią tobie pomagać i już czekają w blokach na twój telefon, żeby za robotę która normalnie kosztuje kilka słów, zgarnąć czekoladki. Serio umawiasz sobie, że twoi znajomi tak bardzo uwielbiają to robić? Normalnie w takich sytuacjach wzywa się pomóc drogowa/mechanika, nianię i płaci się za to określone stawki - wtedy jest to samodzielność. Dziwię się, bo sama pisałaś, że twoja sytuacja finansowa jest dobra, jak widać nie tylko do relacji z bylym podchodzisz biznesowo.

Większych głupot dawno nie czytałam. Od bezinteresownej pomocy ma się rodzinę i najbliższych i działa to w dwie strony. Zachorował mój syn, ja musiałam pilnie iść do pracy, mąż w delegacji, mieszkamy w malutkiej miejscowości, nie byłabym w stanie znaleźć w nocy niani, żeby przyszła rano do syna i to jeszcze obca osoba, poprosiłam teściowa o pomoc. I wszystko grało.
Za to, gdy teściowi zepsuło się auto, to mój mąż zorganizował mechanika, zaprowadził auto, zajął się obsługą naprawy i zadzwonił do ojca, gdy miał już auto naprawione i mógł odebrać. Czyli wg Ciebie mój teść powinien wzywać lawetę, żeby zabrała auto do naprawy, a ja powinnam nocą szukać obcej kobiety do opieki nad chorym synem,.bo na tym polega niezależność i samodzielność?

Gdzie Rzym, A gdzie Krym? Ja pisze o znajomych, A Ty rodzinie.


Yyy, a co za różnica?? Niektórzy znajomi są tak bliscy jak rodzina, a czasem rodzinę należy omijać z daleka i traktować jak obcych ludzi.
Określenie "rodzina" to nie tylko więzy krwi.
Jak wylądowałam po wypadku w szpitalu, najbliższą rodzinę miałam oddalona o ponad 100 km to dzwoniłam do koleżanki, żeby przyjechała do mnie, wzięła klucze do mojego mieszkania i przywiozła mi chociaż piżamę i kupiła bułkę....
Jak ona potrzebowała pomocy w pracy, co leżało akurat w moich kompetencjach, to Jej pomogłam w tym zadaniu.
Jak przebilam oponę na trasie to dzwoniłam do męża koleżanki, którzy mieszkali kilkanaście km od miejsca zdarzenia, akurat ma znajomego pana z laweta to mnie ściągnęli. A ja im przy dzieciach pomagałam wiele razy, raz zostałam nawet z małym kilka godzin w szpitalu, bo koleżanka musiała drugie dziecko zawieźć do domu i je ogarnąć, a potem wróciła do szpitala.
I zaznaczę - nie jesteśmy formalnie "rodzina.

1,296

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

PainIsFinite,

jesteś, o czym pewnie wiesz, pięknym człowiekiem, świadomym siebie i postępującym zgodnie z sobą. Nie każdego na to stać, nie każdy tak daleko zaszedł na drodze własnego rozwoju. Z przyjemnością czytam, jak zdystansowaną osobą jesteś (co nie oznacza braku przeżywania wszelakich uczuć), jak nie pozwalasz na "wciskanie Tobie kitu" i wbijania w poczucie winy.

Chapeau bas!

1,297

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Jedno się nie zmieniło w twoim wątku - kto nie głaszcze Pain tego we dwa kije. Dopóki mam sprawny umysł, ręce i nogi nie mam zamiaru na nikim się wieszać, a tym moim zdaniem jest wydzwanianie po znajomych jak jest potrzeba. Sama zaznaczylas, że masz ich, bo męża nie ma - to instrumentalne traktowanie ludzi. No i zaprzeczenie samodzielności. I nie pisz o tym jacy oni wspaniali i altruistyczni, nie siedzisz w ich głowie. Poza tym przykład Twojego eks męża chyba powinien być wystarczająca nauczka.

1,298

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Beko śmiechu, zaczynam podejrzewać że albo jesteś mężem Pain, albo się z nim identyfikujesz.
Bo te pretensje jakby z czapy są.
Gdyby jeszcze jakiś jeden przyboczny Pan  był co ma obowiązek wyciągać ją z technicznych kłopotów zawsze, to mógłbyś pisać tak.
Ale ile razy się tak działo?
Przecież nie co tydzień psuje się samochód.
Więc skąd tyle jadu..?
Chyba stąd, że na tym forum jest wiele osób , które lubią tylko sierotki, a jak się ogarniesz, to by Cię zagryzłý.

1,299 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2022-07-16 14:30:09)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Haha czyli różnica zdań używana jako "Pain goni wszystkich co ją nie głaszczą". Piękny przykład odwracania narracji. Ale tutaj niewiele zdziałasz bo ja już to miałam i widzę na odległość. Beko, ja nie używam ludzi instrumentalnie tylko wchodzę z nimi w RELACJE. A relacje polegają na dzieleniu się życiem, codziennością. Ja tak to widzę. Ty napisałeś że masz odwrotnie, że rozmowa z przyjacielem to "wieszanie się" na kimś. No cóż, może masz inną konstrukcje. Jeżeli z takimi relacjami Co jest dobrze to nie moja sprawa, na zdrowie. Ja wolę relacje gdzie wiem, że jest więź i komus na mnie zależy. Pomaganie sobie to tylko wynik tej więzi bo wtedy i ono przychodzi naturalnie. Nawet nie wiesz ile osób sami z siebie pytali czy potrzebuję pomocy jak miałam trudne chwile. O czym to świadczy? O tym, że jednak o mnie myślą, chcą pomóc. A przecież nie prosiłam..

Do Be...Boże. przeczytałam jeden z Twoich tematów i wymiekam. Ale odpowiem. Zasugerowałes że ludzie mi pomagają bo chcą "wiadomo czego". Mniemam że pijesz do facetów. To teraz mi powiedz czego oczekuje przyjaciółka czy znajoma samotna matka? No chyba nie seksu ode mnie prawda?
Myślę że oboje po prostu nie umiecie wchodzić w takie relacje, w bliskość i wszędzie szukacie "drugiego dnia", nie rozumiejąc że można komuś chcieć pomagać bo się tę osobę LUBI, a nie dlatego, że się na coś liczy. Pomyślcie chwilę czemu oboje tak myślicie. Bo na moje oko macie w sobie oboje głęboko zakorzenione niezaslugiwanie na miłość. Że jak to ktoś miałby okazywać pozytywne uczucia bez interesu? Pomyślcie nad tym oboje..

Wielokropku dziekujeeee!

1,300

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Haha czyli różnica zdań używana jako "Pain goni wszystkich co ją nie głaszczą". Piękny przykład odwracania narracji. Ale tutaj niewiele zdziałasz bo ja już to miałam i widzę na odległość. Beko, ja nie używam ludzi instrumentalnie tylko wchodzę z nimi w RELACJE. A relacje polegają na dzieleniu się życiem, codziennością. Ja tak to widzę. Ty napisałeś że masz odwrotnie, że rozmowa z przyjacielem to "wieszanie się" na kimś. No cóż, może masz inną konstrukcje. Jeżeli z takimi relacjami Co jest dobrze to nie moja sprawa, na zdrowie. Ja wolę relacje gdzie wiem, że jest więź i komus na mnie zależy. Pomaganie sobie to tylko wynik tej więzi bo wtedy i ono przychodzi naturalnie. Nawet nie wiesz ile osób sami z siebie pytali czy potrzebuję pomocy jak miałam trudne chwile. O czym to świadczy? O tym, że jednak o mnie myślą, chcą pomóc. A przecież nie prosiłam..

Do Be...Boże. przeczytałam jeden z Twoich tematów i wymiekam. Ale odpowiem. Zasugerowałes że ludzie mi pomagają bo chcą "wiadomo czego". Mniemam że pijesz do facetów. To teraz mi powiedz czego oczekuje przyjaciółka czy znajoma samotna matka? No chyba nie seksu ode mnie prawda?
Myślę że oboje po prostu nie umiecie wchodzić w takie relacje, w bliskość i wszędzie szukacie "drugiego dnia", nie rozumiejąc że można komuś chcieć pomagać bo się tę osobę LUBI, a nie dlatego, że się na coś liczy. Pomyślcie chwilę czemu oboje tak myślicie. Bo na moje oko macie w sobie oboje głęboko zakorzenione niezaslugiwanie na miłość. Że jak to ktoś miałby okazywać pozytywne uczucia bez interesu? Pomyślcie nad tym oboje..

Wielokropku dziekujeeee!

Wolisz relacje, że wiesz, że komuś na tobie zależy? Czy to nie Ciebie twój własny mąż perfidnie zdradził? Skąd Ty możesz wiedzieć, że ten wianuszek znajomych, którym się otoczylas jest szczery w stosunku do Ciebie? Nigdzie nie napisałem, że rozmowa z przyjacielem to wieszanie się. Chyba, że ta rozmowa to emocjonalne spuszczenie smutków, żali i goryczy. Generalnie chodziło mi o szukanie uslugodawcow za friko.

Posty [ 1,236 do 1,300 z 1,383 ]

Strony Poprzednia 1 18 19 20 21 22 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Gdy już wiem, że czas odejść...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024