Ja tylko dopowiem że Pain z tego co wiemy lubiła to że ma męża, dzieci dom i ta "nudę". Czy to znaczy że teraz ma być wyzwoloną singielka albo zakonnicą żeby udawać bycie kimś kim nie jest. Musi się wyleczyć z męża a potem niech robi co jej w duszy gra. A że np będzie chciała tylko sexy nie uważam że pakuję się od razu w to samo. Pain ta nienawiść też przejdzie ale niestety na wszystko potrzeba czasu. Szkoda że nie można tego przewinąć jak na filmie...
Dokładnie. Ja myślę, że chwilami on naprawde próbował naprawiać, ale to był decyzja ROZSĄDKU. Sercem już pragnął czegoś innego. Widziałam to jego rozdarcie - choć oczywiście nie potwierdzał - ale widziałam, że jednego dnia mnie "kocha", a drugiego wystarczy, że coś powiem nie tak jak powinnam - już miał jego zdaniem "łomot". Myślę, że on nawet siebie chciał przekonac do pozostania w małżeństwie przez chwilę, ale to nie było autentyczne, to nie było coś co wypływało z niego. W momencie gdy przesunął swoją granicę, decydując się na zdradę z koleżanką - to już było pozamiatane. Bo w sumie jak miał się zmusić? Tam go cos zafascynowało, a tutaj próbował ale nie czuł już tego co kiedyś...I do tego momentu nawet bym go po ludzku rozumiała, ze nic na siłe. Ale to całe podziemie potem skreslilo wszystko, wszystko...
Sam pewnie tylko wie, kiedy przyszedł ten moment, jak już chciał się ewakuować, ale na siłę mógł się starać wszystko poskładać i przekonywać Cię, że się wszystko da odbudować. Może robił to w nadziei, że się "odkocha" i poczuje do Ciebie znowu to, co kiedyś. Mimo wszystko to chyba dość mocno pogubiony człowiek i ciekaw jestem, jakby to się wszystko potoczyło, gdyby poczuł ten wiatr w skrzydłach na samym początku, w związku z Tobą
Natomiast lekka nieścisłość pojawia się, gdy mówisz, że TERAZ widzisz wszystkie jego wady, charakter tą nudę czy jego przewidywalność. Tylko czy dopiero jego zdrada, oszustwa czy ostatnie wydarzenia spowodowały, że widzisz tą jego niby "przeciętność", która Ci tak wcześniej odpowiadała? Nie pytam oczywiście złośliwie Teraz będziesz miała okazję zaznać kompletnie innego życia, wnieść do niego nieco kolorów, jak tylko się uporasz z tymi trudnościami, zatem nagle odkryjesz zupełnie inny model na życie, atrakcyjny, bo tak różny od poprzedniego, który będzie się kojarzył teraz nieszczęśliwie przez pryzmat jego wyskoków.
Samemu też da się żyć i (prawie) unosić się nad ziemią Potwierdzone info
Też uważam, że Twój ostatni post jest świetny, faja :-)
Ja tylko dopowiem że Pain z tego co wiemy lubiła to że ma męża, dzieci dom i ta "nudę". Czy to znaczy że teraz ma być wyzwoloną singielka albo zakonnicą żeby udawać bycie kimś kim nie jest. Musi się wyleczyć z męża a potem niech robi co jej w duszy gra. A że np będzie chciała tylko sexy nie uważam że pakuję się od razu w to samo. Pain ta nienawiść też przejdzie ale niestety na wszystko potrzeba czasu. Szkoda że nie można tego przewinąć jak na filmie...
Może i lubiła, ale ile było w tym przyzwyczajenia i satysfakcji, że po prostu ktoś jest (jak kukła) niż bliskiej więzi, opartej na wzajemnym oddaniu sobie. Tych dwoje już od dawna byli jak dobrze funkcjonujące przedsiębiorstwo dzielące wspólną przestrzeń i obowiązki. Patrząc z tej perspektywy, spotykało się dwoje ludzi, którzy wypełniali określone role społeczne, środowiskowe i kulturowe: zostali mężem, żoną, głową i szyją rodziny, matką, ojcem, poprowadzili wspólny dom, wychowali dzieci. Połączyły ich potrzeby, oczekiwania, poglądy, formalności, wartości, rytm zajęć, podobieństwa, upodobania.
Ale czy w życiu chodzi TYLKO o to, żeby ktoś obok był, żeby odegrać kulturowe role, o wspólne dorabianie się i wychowywanie dzieci?
Faja bardzo fajnie wskazuje, że to, co się wydarzyło, to okazja, żeby się przebudzić, rozglądnąć dookoła, zobaczyć jak się żyło, jak uciekał dzień za dniem, pokusić o refleksje. Być może to, co się wydarzyło oprócz bólu przyniesie jeszcze inny SENS. Tylko chyba najpierw Pain musi przejść przez te wszystkie emocjonalne stany, wyzłościć się, wypłakać i wysmucić.
Wcale nie chodzi o to, żeby Pain zrezygnowała ze związków i została wyzwoloną singielką, ale żeby kolejne związki budowała już na innych podstawach. Zresztą żoną już można powiedzieć, że była, matką jest, więc może przyjdzie czas na związek oparty na więzi, zbudowany na emocjonalnym porozumieniu i zrozumieniu oraz na bliskości zbudowanej na wymianie, ciekawości drugiej osoby i otwartości na jej potrzeby, których jest ona świadoma i potrafi je komunikować.
Wiesz co Pain, Ty po tym wszystkim będziesz bardziej świadomą osobą, a Kunta Kinte ;-) dalej będzie ciemny jak tabaka w rogu i zapierdzielał w kołowrotku niczym chomik.
719 2020-07-03 09:43:49 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-07-03 09:52:43)
Sam pewnie tylko wie, kiedy przyszedł ten moment, jak już chciał się ewakuować, ale na siłę mógł się starać wszystko poskładać i przekonywać Cię, że się wszystko da odbudować. Może robił to w nadziei, że się "odkocha" i poczuje do Ciebie znowu to, co kiedyś. Mimo wszystko to chyba dość mocno pogubiony człowiek i ciekaw jestem, jakby to się wszystko potoczyło, gdyby poczuł ten wiatr w skrzydłach na samym początku, w związku z Tobą
No właśnie on dla mnie aż tak głowy na początku nie stracił. Nie zakochał się AŻ TAK - nie bylo listow miłosnych, tego "wszechświata". Z drugiej strony nie było dramatyzmu jak teraz bo obydwoje jak się poznalismy - to bylismy wolni. Wiec "zły świat" nie stawwał nam na drodze:) Nie twierdze, ze nie kochał mnie, bo na poczatku to on za mną latał. Ale nie było tych emocji, które ma teraz do niej. Jakby wszystko, dosłownie wszystko straciło znaczenie. Jest w stanie rzucic sie w ten ogień i spłonąć, bez patrzenia na cokolwiek innego. Trochę to mnie zabolało, bo czy on w takim razie mnie nie kochał tak mocno? Czy to co ma teraz to tylko burza hormonów? Ewidentnie ona trafiła w jego jakiś czuły punkt, uruchomiła w nim coś, czego nie uruchomiłam ja...No bez kitu, ukradzione mi 15 lat.
Natomiast lekka nieścisłość pojawia się, gdy mówisz, że TERAZ widzisz wszystkie jego wady, charakter tą nudę czy jego przewidywalność. Tylko czy dopiero jego zdrada, oszustwa czy ostatnie wydarzenia spowodowały, że widzisz tą jego niby "przeciętność", która Ci tak wcześniej odpowiadała?
Już pisałam - pokochałąm go za wiele innych rzeczy. Pasował mi na niektorych polach, a na innych nie. Ale pokochałam całokształt. Teraz dopiero widzę, że my bylismy zupełnie różni. Tyle, ze ja to interpertowałam na plus - że się uzupełniamy. Ja energiczna, "do ludzi", załatwiająca sprawy. On flegmatyczny, powazny, wycofany. Myslalam, ze wlasnie fajnie, ze tak nawzajem sobie cos dajemy...
Może i lubiła, ale ile było w tym przyzwyczajenia i satysfakcji, że po prostu ktoś jest (jak kukła) niż bliskiej więzi, opartej na wzajemnym oddaniu sobie. Tych dwoje już od dawna byli jak dobrze funkcjonujące przedsiębiorstwo dzielące wspólną przestrzeń i obowiązki. Patrząc z tej perspektywy, spotykało się dwoje ludzi, którzy wypełniali określone role społeczne, środowiskowe i kulturowe: zostali mężem, żoną, głową i szyją rodziny, matką, ojcem, poprowadzili wspólny dom, wychowali dzieci. Połączyły ich potrzeby, oczekiwania, poglądy, formalności, wartości, rytm zajęć, podobieństwa, upodobania.
Ale czy w życiu chodzi TYLKO o to, żeby ktoś obok był, żeby odegrać kulturowe role, o wspólne dorabianie się i wychowywanie dzieci?
No ale nie! Ja nie miałam poczucia, ze jestesmy wspollokatorami. Naprawde czułam, ze mamy więź, że się kochamy. Dzieliłam z nim życie, problemy, dzwoniliśmy do siebie w ciągu dnia, opowiadaliśmy sobie różne rzeczy. Co bylo w ciągu dnia, on że coś fajnego wyczytał. Rozmawialiśmy o problemach z dziećmi, dzielilismy sie refleksjami. Pamietam jak mielismy fazę na "Black mirror" na Netflixie - po każdym odcinku długo gadaliśmy, bo dawały do myślenia...Owszem, w tygodniu raczej był bieg, ale wieczory i weekendy to byl czas, gdzie bylismy czesto jednak razem. Dziś widzę, że to JA CZUŁAM WIĘŹ. On jakąś może też, ale on chyba już się jakiś czas temu odkleił od rodziny i ode mnie - jak wsiąkł w pracę i to towarzystwo. Naprawdę nie traktowałam go jak kukłę ani współlokatora. Powtóórzę dla pewności - myslslam, ze to najbliższy mi człowiek i najlepszy przyjaciel...Jakkolwiek naiwnie to nie brzmi:(
Faja bardzo fajnie wskazuje, że to, co się wydarzyło, to okazja, żeby się przebudzić, rozglądnąć dookoła, zobaczyć jak się żyło, jak uciekał dzień za dniem, pokusić o refleksje. Być może to, co się wydarzyło oprócz bólu przyniesie jeszcze inny SENS. Tylko chyba najpierw Pain musi przejść przez te wszystkie emocjonalne stany, wyzłościć się, wypłakać i wysmucić.
Wcale nie chodzi o to, żeby Pain zrezygnowała ze związków i została wyzwoloną singielką, ale żeby kolejne związki budowała już na innych podstawach. Zresztą żoną już można powiedzieć, że była, matką jest, więc może przyjdzie czas na związek oparty na więzi, zbudowany na emocjonalnym porozumieniu i zrozumieniu oraz na bliskości zbudowanej na wymianie, ciekawości drugiej osoby i otwartości na jej potrzeby, których jest ona świadoma i potrafi je komunikować.
Tak, mysle, ze tu jest praca dla mnie. Czuję potrzebę, by pobyć sama. Poza tym musze wylizać racy zanim wroce do normalnosci. Mysle, ze zdrowienie zacznie się jak uporządkujemy sprawy formalnie i bede juz "na swoim".
Dzieki za Wasze wsparcie!
No niestety rzecz w tym wlasnie, ze czesto te odczucia są niesymetryczne, a jak przy okazji mamy taką normalną codziennosć, seks, i jest się osobą szukającą plusów a nie minusów to nie ma sygnalow ostrzegawczych.
Co wiecej, myślę, ze ta osoba zdradzajaca niekoniecznie odczuwa jakiś wielki deficyt w swoim zyciu. Dopóki przypadek nie sprawi , ze dostrzeże coś innego,
Moze miec 35 albo 45 lat, albo o zgrozo 65...
Czy to coś waznego w tym zyciu czy miraż to juz drugorzędne, ale odslania fakt, ze w fundamentach związku bylo coś slabego.
No niestety rzecz w tym wlasnie, ze czesto te odczucia są niesymetryczne, a jak przy okazji mamy taką normalną codziennosć, seks, i jest się osobą szukającą plusów a nie minusów to nie ma sygnalow ostrzegawczych.
Dokładnie! Gdybym szukała minusów, to miałabym całą listę. Tyle, ze z natury jestem raczej pozytywnie nastawiona i wolę nie zatruwać sobie życia rozkminianiem słabych stron, gdy na ich drugim biegunie jest dużo dobrych...
Co wiecej, myślę, ze ta osoba zdradzajaca niekoniecznie odczuwa jakiś wielki deficyt w swoim zyciu. Dopóki przypadek nie sprawi , ze dostrzeże coś innego, Moze miec 35 albo 45 lat, albo o zgrozo 65...
O to to to! Ja też uważam, że to było na zasadzie, że mu bylo po rostu dobrze, normalnie. Ale dopiero jak zobaczył jak może się czuć przy innej osobie (to już inny temat dlaczego i czy tamto jest prawdziwe czy to tylko gra hormonów) - to zauważył kontrast. I stwierdził, że on chce to nowe! Bo on sie tak nigdy przty kobiecie nie czuł. Nie czuł tych buzujących hormonow, pasji, namiętności. Pytanie tylko czy to nie ta wielka iluzja, ktora zaraz rypnie. Ale to juz jego sprawa.
Czy to coś waznego w tym zyciu czy miraż to juz drugorzędne, ale odslania fakt, ze w fundamentach związku bylo coś slabego.
Słabe było to, ze ewidentnie tylko ja budowałam te fundamenty...
Gdyby te dwie płaszczyzny wspólnej egzystencji( a właściwie dwie grupy ) o których Magda wspomniała były obecne i wzajemnie się uzupełniały, to może do tego wszystkiego by nie doszło. Zadziwiające w takich sytuacjach jest to, że te fundamentalne różnice jakie nas dzielą, nieraz wychodzą na wierzch aż tak późno i z wielkim impetem...
Pain ja wiem że dla Ciebie to dużo za wcześnie ale powiem Ci z mojej perspektywy że mam takie przebłyski że za rok dwa chciała bym się przekonać o sile tych motyli. Ja powoli już oswajam nową rzeczywistość i akceptuję jego wybory. Owszem jest mi smutno że rozwalił tą rodzinę no ale z tym nie mogę nic zrobić.
Masz jakieś plany wakacyjne z dziećmi? Czy twój mąż zabierze gdzieś dzieci? Nie mam na myśli teściów bo wiem że takie wyjazdy do dziadków to zazwyczaj czysta ściema i zdjęcie sobie grzyba z głowy i zagwarantowanie wolności i czasu dla dzesiki.
Hmmm...Tylko ciekawe czy można mieć ciastko i zjeść ciastko. Budować spokojne życie z osobą, która tak oślepiła, jest dopaminą? No bo jak w głowie połączyć tą pasję i namiętność, to opętanie z rozwieszaniem przez tę osobę skarpetek na suszarce w przedpokoju?
Gdyby te dwie płaszczyzny wspólnej egzystencji( a właściwie dwie grupy ) o których Magda wspomniała były obecne i wzajemnie się uzupełniały, to może do tego wszystkiego by nie doszło. Zadziwiające w takich sytuacjach jest to, że te fundamentalne różnice jakie nas dzielą, nieraz wychodzą na wierzch aż tak późno i z wielkim impetem...
Bagiennik, piszesz z perspektywy mezczyzny juz uksztaltowanego, gdybys jutro poznal kobietę i bylibyscie na podobnym etapie życia dokladniej byscie sie sobie przygladali niż 21 23 latki.
726 2020-07-03 12:09:21 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-07-03 12:09:55)
Odniosłem się do tego, o czym Magda wspomniała, ale może nie do końca się jasno wyraziłem:
Tam chodziło raczej o to, że gdyby oboje odczuwali między sobą większe porozumienie i byli niejako z podobnego świata, to facet nie musiałby w sobie niczego tłamsić ani dusić a po prostu żyłby swobodnie, w zgodzie ze swoją naturą? Jednym się udaje razem żyć długo, mimo, że bardzo się różnią, inni nie wytrzymują presji i odchodzą, niestety często w taki sposób, jak mąż Pain. Może gdyby facet był zbliżony do Autorki charakterem i osobowością nie dostałby nagle po latach takiego fioła? Ale to tylko domysły...
Bagiennni
,, Może gdyby facet był zbliżony do Autorki charakterem i osobowością nie dostałby nagle po latach takiego fioła? Ale to tylko domysły..."
Na to nie ma żadnej gwarancji, czasem wszystko funkcjonuje w małżeństwie dobrze, wydaje się, że nic nie jest w stanie tego zburzyć a jednak. Pamiętam jak sam cofałem się w czasie, myślowo oczywiście , oglądałem zdjęcia z wakacji, wesoła, szczęśliwa rodzina a na jesieni 2 miesiące później żona weszła w romans. Prędzej zlewala gościa, do czasu jak nie założyła Fb i nie zaczęły się rozmowy wieczorami. Okazało się, że koleś to od zawsze bratnia dusza
.
Wejście w nową relacje w dojrzałym wieku jest już jakby na innym poziomie, bagaż życiowych doświadczeń nie jest tu bez znaczenia. Zresztą po codziennej rutynie to taki fun.
A może to nie tylko kwestia "nabrania wiatru w skrzydła" i tej konkretnej osoby, ale ten "posmak nowości", którym niektórzy tak często tłumaczą przyczyny romansu...? Na zasadzie, że wszystko jest ciekawsze, niż to, co było przez długi czas do tej pory...?
729 2020-07-03 13:06:58 Ostatnio edytowany przez Morfeusz1 (2020-07-03 13:12:23)
To jednostki niedojrzałe, które tą ciekawością rozpie... małżeństwo, a potem wracają ze zwieszoną głową doceniając stabilność i to co razem się stworzyło, jednocześnie nie zdając sobie sprawy, że dawnych nas już nie ma. Chcą wrócić do tego co było najlepiej nie rozmawiając o tym co się wydarzyło, jakby wracali z urlopu .
Zaufanie można odbudować z miłością różnie bywa. Emocjonalne odejście powoduje straszne zniszczenia.
Zgadzam się w pełni Nawet, jako osoba stojąca nieco z boku i nie mająca poważnych zobowiązań rodzinnych, widzę, jak bardzo ludzie poszukują wiecznie tej niestającej odmiany, nowości, że zaczyna już to przekraczać granicę dobrego smaku. A w takich przypadkach powoduje tylko zniszczenia..
Z moich obserwacji wynika że Ci poszukujący zazwyczaj w związkach mieli mniej obowiązków wynikających z posiadania rodziny. Pain klasycznie przejęła gro na swoje barki w dobrej wierze a mąż miał "tylko" pracować.
No i ten problem z brakiem seksu..:( Faceci czasem się oglądają, a ja mam ochotę sobie zaszaleć (choć to wbrew moim poglądom), odbić sobie lata wierności małżeńskiej
Nie nie zrobię tego, spokojnie. Na pewno nie przed rozwodem!
Pain, to zrozumiałe, że brakuje Ci seksu i atencji płci przeciwnej poza tym zawsze miło jak faceci się za nami oglądają, szczególnie kiedy nie mamy 18l tylko 2x więcej. Tyle, że większość z tych facetów jest czy będzie (jak już zaczniesz się na poważnie rozglądać) mniej lub bardziej formalnie zajęta.
No może na sam seks jakiś wolny 20-stolatek się skusi ale wśród facetów powiedzmy 35+ trzeba mieć naprawdę szczęście by trafić na fajnego wolnego.
Jestem ciekawa czy po takich doświadczeniach, kiedy już będziesz chciała odbić sobie lata wierności małżeńskiej (nawet niekoniecznie od razu wchodzić z kimś w związek, tylko o właśnie seks), to co zrobisz kiedy wokół będą sami żonaci czy też w 'separacji' ale za to przystojni, interesujący i chętni? Od razu będziesz skreślać, obsesyjnie sprawdzać czy nie kłamią czy też wykorzystasz szansę na super seks z fajnym facetem nie zagłębiając w jego życie prywatne?
TAK, obsesyjnie będę unikac zajetych facetow bo to wbrew moim zasadom. Zreszta od kilku lat najbardziej sie podobam młodszym facetem - zabij mnie, nie mam pojecia dlaczego. W poprzedniej pracy po pijaku wyznał mi milosc kolega rocznik '90...
To jednostki niedojrzałe, które tą ciekawością rozpie... małżeństwo, a potem wracają ze zwieszoną głową doceniając stabilność i to co razem się stworzyło, jednocześnie nie zdając sobie sprawy, że dawnych nas już nie ma. Chcą wrócić do tego co było najlepiej nie rozmawiając o tym co się wydarzyło, jakby wracali z urlopu
.
Zaufanie można odbudować z miłością różnie bywa. Emocjonalne odejście powoduje straszne zniszczenia.
Nawet gdybym chciała męża przyjąć z powrotem (musiałabym się naćpać co prawda chyba ), to po prostu WE MNIE juz nic nie ma do niego. W sensie pozytywnym. Nienawisc i odraza są, mają się dobrze. Wiec niestety zdrada to droga jednokierunkowa
TAK, obsesyjnie będę unikac zajetych facetow bo to wbrew moim zasadom. Zreszta od kilku lat najbardziej sie podobam młodszym facetem - zabij mnie, nie mam pojecia dlaczego. W poprzedniej pracy po pijaku wyznał mi milosc kolega rocznik '90...
E, rocznik '90 to jeszcze, jeszcze i możliwe, że wciąż bez zobowiązań.
Po prostu byłam ciekawa jak do tego podchodzisz, bo z jednej strony jest zrozumiała chęć odbicia wierności małżeńskiej, ale z drugiej wokół prawdopodobnie większość zajętych. Czy te doświadczenia w jakiś sposób zmieniły Twoje podejście do wierności (np. że nie warto).
Inna sprawa, że nie każdy 'chwali' się stanem cywilnym czy statusem związku kiedy widzi atrakcyjną kobietę, a w dowodzie nie sprawdzisz
736 2020-07-03 15:15:21 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-07-03 15:23:34)
Droga jednokierunkowa jest świetnym zobrazowaniem, kiedy ktoś wyrządza nam tyle zła, że absolutnie nie ma możliwości odwrotu.
Kiedyś, ucząc się trochę hiszpańskiego, trafiłem na kawałek J.Lopez, gdzie pada stwierdzenie: "Hoy destruiste con tu orgullo la esperanza" - "Dzisiaj zniszczyłeś nadzieję swoją dumą/arogancją.
To pokazuje, że w pewnym momencie nie ma odwrotu i choćby ktoś się czołgał na kolanach z przeprosinami, to i tak drugi raz się mu nie zaufa..
To jest zupełnie zrozumiałe i akurat chyba naturalne, że taki bagaż krzywd, dość szybko całkowicie wymazuje a naszej świadomości to, co z tym samym człowiekiem przeżywaliśmy wspaniałego jeszcze jakiś czas temu. Dlatego od początku wydajesz się naprawdę silną babką , która w pewnym momencie jest w stanie oddzielić grubą krechą przeszłość, zaakceptować to, co się stało, ale uwierzyć w siebie i swoje szczęście, na które z pewnością zasługujesz
Walcz twardo o swoje szczęście, uśmiechaj się codziennie a to na pewno pomoże
737 2020-07-03 15:42:09 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-07-03 16:00:50)
PainIsFinite napisał/a:TAK, obsesyjnie będę unikac zajetych facetow bo to wbrew moim zasadom. Zreszta od kilku lat najbardziej sie podobam młodszym facetem - zabij mnie, nie mam pojecia dlaczego. W poprzedniej pracy po pijaku wyznał mi milosc kolega rocznik '90...
E, rocznik '90 to jeszcze, jeszcze i możliwe, że wciąż bez zobowiązań.
Po prostu byłam ciekawa jak do tego podchodzisz, bo z jednej strony jest zrozumiała chęć odbicia wierności małżeńskiej, ale z drugiej wokół prawdopodobnie większość zajętych. Czy te doświadczenia w jakiś sposób zmieniły Twoje podejście do wierności (np. że nie warto).
Inna sprawa, że nie każdy 'chwali' się stanem cywilnym czy statusem związku kiedy widzi atrakcyjną kobietę, a w dowodzie nie sprawdzisz
Kolega akurat miał narzeczoną:( Ale ja wtedy mialam i kochałam męża, wiec kolege wsadzilam do taksowki, powiedzialam, ze zapominamy o sprawie i pomachalam mu na do widzenia. To co mi sie przytrafiło jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, ze zdrady to zło, czyste zło - i ja nigdy do zła ręki przykładać nie będę. Jesli to oznacza, ze bede sama do konca zycia - let be it.
A może to nie tylko kwestia "nabrania wiatru w skrzydła" i tej konkretnej osoby, ale ten "posmak nowości", którym niektórzy tak często tłumaczą przyczyny romansu...? Na zasadzie, że wszystko jest ciekawsze, niż to, co było przez długi czas do tej pory...?
No to niechże mój "ukochany" mąż korzysta z tej nowosci ile wlezie - zanim nowe stanie się...stare.
Tam chodziło raczej o to, że gdyby oboje odczuwali między sobą większe porozumienie i byli niejako z podobnego świata, to facet nie musiałby w sobie niczego tłamsić ani dusić a po prostu żyłby swobodnie, w zgodzie ze swoją naturą? Jednym się udaje razem żyć długo, mimo, że bardzo się różnią, inni nie wytrzymują presji i odchodzą, niestety często w taki sposób, jak mąż Pain. Może gdyby facet był zbliżony do Autorki charakterem i osobowością nie dostałby nagle po latach takiego fioła? Ale to tylko domysły...
Hmmm...Tyle, że nasze światy były raczej podobne - to samo wykształcenie, podobne środowisko (w sensie ja tez praca w korpo), języki, światopogląd na religię, politykę...Naprawdę myslalam, ze jestesmy dobrani.
A w huk z nim
Pain ja wiem że dla Ciebie to dużo za wcześnie ale powiem Ci z mojej perspektywy że mam takie przebłyski że za rok dwa chciała bym się przekonać o sile tych motyli. Ja powoli już oswajam nową rzeczywistość i akceptuję jego wybory. Owszem jest mi smutno że rozwalił tą rodzinę no ale z tym nie mogę nic zrobić.
Masz jakieś plany wakacyjne z dziećmi? Czy twój mąż zabierze gdzieś dzieci? Nie mam na myśli teściów bo wiem że takie wyjazdy do dziadków to zazwyczaj czysta ściema i zdjęcie sobie grzyba z głowy i zagwarantowanie wolności i czasu dla dzesiki.
Ja to z kolei zaczynam sobie myslec, ze w sumie z nim motyli bym juz nigdy nie miala, a teraz mam szansę:D Mimo jeszcze wielkiego bólu ciekawi mnie to nowe życie, nowi faceci - inni od jm. Nie musze miec męża, ale moze przyjaciela, z ktorym gdzies wyjadę, pośmieję się, bez spiny, z benefitamim w postaci seksu (wybaczcie, ale jestem wyposzczona:D) Ale to kiedyś.
Planow wakacyjnych nie mam, na razie dzielimy sie tygodniami. Konczy sie jego tydzien, od jutra dzieci ze mna i moja mama.
Aha, i jesli tu dojdą osoby w takiej sytuacji jak moja (a wiem, ze trochę Was jest, kilka napisało do mnie na priv) - to pamiętajcie, że NO CONTACT czyni cuda. Odkąd zminimalizowałam kontakty z jm i ograniczyłam do "technicznych", nie widuję się z nim na żywo, minimalizuję kontakty telefoniczne - czuję się o niebo lepiej.
A gdzie on mieszka? U rodziców? Nie rozumiem tego. I jak przypada jego tydzień to zabiera dzieci do teściów? A dzieci się nie połapały?
A gdzie on mieszka? U rodziców? Nie rozumiem tego. I jak przypada jego tydzień to zabiera dzieci do teściów? A dzieci się nie połapały?
Jezdzi do swoich rodzicow do innego miasta, tam jest ogrodek, basen etc. Dzieci na razie chyba mysla, ze to taki okres przejsciowy przez pandemię najpierw, a teraz wakacje...
Czyli od jutra jesteście razem?
Hmmm...Tylko ciekawe czy można mieć ciastko i zjeść ciastko. Budować spokojne życie z osobą, która tak oślepiła, jest dopaminą? No bo jak w głowie połączyć tą pasję i namiętność, to opętanie z rozwieszaniem przez tę osobę skarpetek na suszarce w przedpokoju?
Ba, pytanie, kiedy będzie można przy pani Dopaminie bez krępacji bąka puścić? To jest dopiero zagwozdka!
Kiedyś ta poezja zdechnie pod naporem prozy życia: byłej żony,nie swoich dzieci, alimentów i tego kto ma sprzątać w sobotę. Może pani Dopamina zachce swoich własnych dzieci, a może zniknie szybciej, nim atrament na orzeczeniu rozwodowym wyschnie?
A może będą żyli długo i szczęśliwie?
Pain jeszcze będzie pięknie. Jeszcze będzie normalnie.
742 2020-07-03 16:58:35 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-07-03 17:00:34)
Czyli od jutra jesteście razem?
Boże Broń! Przywozi mi dzieciaki i wraca do rodzicow. Pewnie przez mieszkanie Dżesiki..
Ba, pytanie, kiedy będzie można przy pani Dopaminie bez krępacji bąka puścić? To jest dopiero zagwozdka!
Kiedyś ta poezja zdechnie pod naporem prozy życia: byłej żony,nie swoich dzieci, alimentów i tego kto ma sprzątać w sobotę. Może pani Dopamina zachce swoich własnych dzieci, a może zniknie szybciej, nim atrament na orzeczeniu rozwodowym wyschnie?
A może będą żyli długo i szczęśliwie?
Heh, no wlasnie mi sie wydaje, ze jak to jest taka ogromna iluzja, to jak na obrazie ideału pojawi siię rysa - to Dżesika grzmotnie z piedestału tak, że sobie kostkę skręci;) Ale wiem, ze może byc inaczej. Moze to naprawde "ta jedyna", która znalazła do niego klucz. Może będzie ślub i dzieci. Niestety również tak może byc...
Aniaa34 napisał/a:Ba, pytanie, kiedy będzie można przy pani Dopaminie bez krępacji bąka puścić? To jest dopiero zagwozdka!
Kiedyś ta poezja zdechnie pod naporem prozy życia: byłej żony,nie swoich dzieci, alimentów i tego kto ma sprzątać w sobotę. Może pani Dopamina zachce swoich własnych dzieci, a może zniknie szybciej, nim atrament na orzeczeniu rozwodowym wyschnie?
A może będą żyli długo i szczęśliwie?Heh, no wlasnie mi sie wydaje, ze jak to jest taka ogromna iluzja, to jak na obrazie ideału pojawi siię rysa - to Dżesika grzmotnie z piedestału tak, że sobie kostkę skręci;) Ale wiem, ze może byc inaczej. Moze to naprawde "ta jedyna", która znalazła do niego klucz. Może będzie ślub i dzieci. Niestety również tak może byc...
Co do dopaminy i iluzji, tych tzw "różowych okularów", to jedno. Wiele związków się tak zaczyna i potem przechodzi kolejne fazy. Tu, przynajmniej ja, widzę inne 'zagrożenie' ich bajecznej miłości - zobowiązania jm Pain. Przecież facet ma dzieci, w dodatku całkiem małe, a to obowiązki nie tylko finansowe. Owszem cudownie jest jeździć na romantyczne weekendy czy tygodnie tylko we dwoje, a co innego towarzyszyć ukochanemu w opiece nad jego dziećmi, szczególnie że panna jest młoda i nie ma własnych.
Inna sprawa to, że jm mężowi Pain zdaje się bardziej zależy bo mimo wszystko był czas kiedy ona jednak wybrała narzeczonego, którego nie miała skrupułów zdradzać. To też o czymś świadczy. Poza tym jeszcze ta cała sprawa rozwodowa z winy jm, raczej konieczność zmiany pracy przez co najmniej jedno z nich itd. No nie wiem czy będzie ona taka chętna wspierać go w tym czasie.
Coś mi się wydaje, że szybciej zatroszczy o jego piękne poroże, zanim jeszcze te klapki z oczu zdążą mu spaść.
744 2020-07-03 19:05:04 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-07-03 19:12:28)
Co do dopaminy i iluzji, tych tzw "różowych okularów", to jedno. Wiele związków się tak zaczyna i potem przechodzi kolejne fazy. .
Tak, ale tu dochodzi jeszcze element, że obydwoje mają niskie hmmm moralne imperatywy. To nie jest normalnie zaczynający się związek dwójki zakochanych ludzi. Moim zdaniem moj jm odpłynął, ale ona sobie tylko odbija rozczarowanie, że z narzeczonym nie wyszło. jakby nie było : Bleh!
[ Tu, przynajmniej ja, widzę inne 'zagrożenie' ich bajecznej miłości - zobowiązania jm Pain. Przecież facet ma dzieci, w dodatku całkiem małe, a to obowiązki nie tylko finansowe. Owszem cudownie jest jeździć na romantyczne weekendy czy tygodnie tylko we dwoje, a co innego towarzyszyć ukochanemu w opiece nad jego dziećmi, szczególnie że panna jest młoda i nie ma własnych.
Inna sprawa to, że jm mężowi Pain zdaje się bardziej zależy bo mimo wszystko był czas kiedy ona jednak wybrała narzeczonego, którego nie miała skrupułów zdradzać. To też o czymś świadczy. Poza tym jeszcze ta cała sprawa rozwodowa z winy jm, raczej konieczność zmiany pracy przez co najmniej jedno z nich itd. No nie wiem czy będzie ona taka chętna wspierać go w tym czasie.
Coś mi się wydaje, że szybciej zatroszczy o jego piękne poroże, zanim jeszcze te klapki z oczu zdążą mu spaść.
Zapomniałaś jeszcze o jego dużych zobowiązaniach w pracy (mało czasu dla Dżesi, zwłaszcza jak trzeba go dzielić z dochodzeniem do dzieci) oraz bliska śmierć jego brata więc pewnie konieczność wspierania jego rodziców oraz może jego załamanie jakieś...
A ja głupia bym z tym palantem była do końca, trzymając go za rękę (facepalm).
Powiem Ci Pain, że jak od początku tego wątku wyrażasz się o nim niezbyt pochlebnie, to już sugerowało, że startujesz na forum z dobrej pozycji, bo zazwyczaj w takich tematach pojawia się tylko żal i rozpacz, bez cienia złości i tego zwyczajnego w*urw**nia.
Facet przejedzie i to mocno. To, że ta laska go kopnie, to jestem niemal przekonana. Za młoda, za 'atrakcyjna' by pakować w takie problemy. Niech tylko facet się rozwiedzie, chociaż też nie wiadomo jak z rozprawą z jego winy czy ona nie będzie robiła za świadka, więc może skończy się już wtedy ta miłość, ale na pewno u nich bardzo zmieni w momencie kiedy dzieci już realnie będą w taty życiu funkcjonować po rozwodzie. Dla każdego to jest problem, szczególnie jeśli nie ma dzieci i jest młody. Jest opcja, że i ona zakochała, choć mając na uwadze, że zdradzała narzeczonego, skończyła z Twoim jm mężem by z nim być, a potem wróciła bo ten ją kopnął dowiedziawszy o zdradzie, to średnio to widzę. No chyba, ze zaciąży i będzie chciała odsunąć go od Ciebie i dzieci. A wtedy Twój jm o ile ma przyzwoitości na to nie pozwoli co będzie rodziło konwikty.
Może jeszcze tego nie zauważasz ale jesteś w milion razy lepszej sytuacji niż on. Walcz o swoje nawet nie dla odegrania ale przyszłości swojej i dzieci. On tracąc rodzinę, potem może Dżesikę pójdzie w tango i/lub załamie na jakiś czas. Sądząc po tym co piszesz, jestem na 99% przekonana, że ona z nim nie będzie. Prędzej czy później poroże mu przyprawi. Nie wiesz jak on z tym poradzi. Może zacznie pić i/albo spotykać z przypadkowymi kobietami gdzie pojawią ciąże. Może straci posadę a teraz nową ciężko znaleźć. Walcz na rozwodzie o swoje.
Cały opis tej jego dziuni sprawia, że odechciewa się człowiekowi nawet myśleć o relacji z kimś takim. Idealny przykład na to, jak, pomimo niby dobrego wykształcenia, inteligencji, pewności siebie i zaradności, można być bezwzględnym, dążąc do celu po trupach. Jakoś wyjątkowo poczułem niechęć do tej Dżesiki, jako kobiety, które na pewno nie chciałbym spotkać na swojej drodze. Sam fakt, że laska nachalnie się przymila do prawie każdego faceta, odskakuje i odbija się od jednego do drugiego już wiele o niej mówi. Facet się pewnie bardzo mocno przejedzie na niej, bo ona raczej nie jest typem, który marzy o stabilizacji.
Przyjaciółka wyciągnęła mnie na miasto wczoraj. Najpierw kolacja, potem drinki, potem nawet jakies tańce. Głowa dziś boli:D I powiem Wam, że mam taką niechęć do facetów, że masakra. Bawiłam się naprawdę dobrze z przyjaciółką, chciałam sobie potańczyć tylko. I ciągle jacyś kolesie się dołączali. Nie powiem, jeden przystojniak. Lat 25...I tak jak kiedyś bym sobie potanczyla, to w pewnym momencie jak tak chciał ze mną tańczyć to powiedziałam mu żeby się nie obrażał ale przyszłam tu tylko potańczyć z przyjaciółką, we dwie. Naprawdę mam prawie fizyczny opór do facetów. Tak chyba teraz będzie...
Pewnie to minie, prędzej czy później..To cały efekt uboczny tego, co Cię właśnie spotkało..
Zresztą kto powiedział, że na tańcu się znajomość nie kończy. Zatańczy się raz czy kilka razy i koniec zabawy
Nie, no wiadomo że się by i tak skończyła na tańcu. Ale właśnie pisze, że nawet nie chcę mieć facetów w otoczeniu...
Rety, Pain, ale Ciebie trzasnęła ta zdrada po poczuciu własnej wartości, w tym przypadku rozumianej jako kobiecości, atrakcyjności seksualnej :-/
Może tego nie widzisz, ale niemal codziennie piszesz tu coś w temacie „strzelania oczkami”;-), jak to nazwała faja.
Jak dla mnie to powinnaś oddzielić atrakcyjność jako kobieta od atrakcyjności jako partnerka. To, że Twój mąż odrzucił Ciebie na rzecz młodszej, może nawet ładniejszej koleżanki wcale nie świadczy, że nie jesteś atrakcyjna i inni faceci nie będą się Tobą interesować. Mogłabyś być najpiękniejszą, najbardziej pociągającą kobietą na świecie, ale dla Twojego jeszcze męża stałaś się nieatrakcyjna, jako partnerka, pewnie głównie z powodu emocji jaki w nim budziłaś.
Już nawet wiem, jak na powyższe zareagujesz, ale olać to :-P
A ja zareaguje tak, że o tym pomyśle:) Miłej soboty!
Przyjaciółka wyciągnęła mnie na miasto wczoraj. Najpierw kolacja, potem drinki, potem nawet jakies tańce. Głowa dziś boli:D I powiem Wam, że mam taką niechęć do facetów, że masakra. Bawiłam się naprawdę dobrze z przyjaciółką, chciałam sobie potańczyć tylko. I ciągle jacyś kolesie się dołączali. Nie powiem, jeden przystojniak. Lat 25...I tak jak kiedyś bym sobie potanczyla, to w pewnym momencie jak tak chciał ze mną tańczyć to powiedziałam mu żeby się nie obrażał ale przyszłam tu tylko potańczyć z przyjaciółką, we dwie. Naprawdę mam prawie fizyczny opór do facetów. Tak chyba teraz będzie...
Z czystej ciekawości - a gdzie to można aktualnie potańczyć? Z tego co wiem, to nie ma jeszcze zezwolenia na takie imprezy.
Magda słusznie zauważyła Przykre, że w takich momentach poczucie wartości zostaje odłączone od człowieka, jak wtyczka od gniazdka..
Z czystej ciekawości - a gdzie to można aktualnie potańczyć? Z tego co wiem, to nie ma jeszcze zezwolenia na takie imprezy.
W stolicy...Wystarczyło wyjść wieczorem na miasto, kazdy lokal otwarty
Nie można organizować zbiorowych imprez tego typu, ale jak ktoś ma pub i kawałek parkietu..
Pain to Ty niezła szmulka jesteś
Takie wypady z przyjaciółką to bardzo dobry pomysł. Nie ma nic gorszego niż siedzenie samemu w domu z czarnymi myślami a tak to człowiek wyjdzie z tej skorupy i dostrzega, że życie toczy się dalej i, że jest całkiem fajne.
758 2020-07-04 21:51:54 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-07-04 22:03:50)
Dziś jm przywiózł dzieci do domu, a sam...pojechał do kochanki. Więc spędziłam całe popołudnie i wieczór sama z dzieciakami podczas gdy on się gził z Dżesiką. Ja na placu zabaw, a on kilka kilometrów dalej w ogródku piwnym jak student z nią...Naprawdę on jest tak żałosny, że wstyd mi, że moje dzieci mają takiego ojca...Ale ogólnie popołudnie wspaniałe, pośmiałąm się z dzieciakami, zeszliśmy całe Łazienki i Park Ujazdowski, pogadaliśmy, poszliśmy na lody - a teraz one mają woeczór filmowy a ja piszę. Załatwimy formalności i niech ten nieszczęśnik znika, z dzieciakami w trójkę nam wspaniale. Aczkolwiek obiecałam sobie, że nigdy o nim źle do nich nie będę mówić i nie będę blokować kontaktów.
Myślałam też o tym co mówiliście o poczuciu watrości i jednak nie, nie zgadzam się:) Ono spadło na dno rok temu bo faktycznie oberwalo sie mojej kobiecosci, ale potem jak zaczęłam się od niego mentalnie odklejać i odbudowywać - to poszybowało w górę. Bo poczułam, że jestem sama ze sobą na koniec dnia i musze byc dla siebie dobra i wyrozumiała. To, że teraz zastanawiam się nad moją przyszłością "związkową" to raczej luźne myśli, bo jasne, ze myślę o tym jak moje dalsze życie będzie wyglądać. Ale raczej w sobie widzę właśie potrzebę bycia samą, nie interesują mnie faceci. Tak, zauważam ich ale raczej jak po prostu element krajobrazu:) Nie, serio - na ten moment nie jestem absolutnie zainteresowana czymkolwiek i jakieś tam męskie zainteresowanie mi jakoś strasznie nie pomaga w przeżywaniu bólu.
Pain to Ty niezła szmulka jesteś
![]()
Takie wypady z przyjaciółką to bardzo dobry pomysł. Nie ma nic gorszego niż siedzenie samemu w domu z czarnymi myślami a tak to człowiek wyjdzie z tej skorupy i dostrzega, że życie toczy się dalej i, że jest całkiem fajne.
E tam szmulka (aż musiałam sprawdzić co to znaczy:D), przeciętna krajowa;)
Tak, jak uważam, że wlasnie wychodzenie z tych bagiennych mysli i uczestniczenie w zyciu jest BARDZO ważne - bo wtedy łapie się dystans do swoich przeżyć. Ja wczoraj naprawde cudownie sie bawiłam z przyjaciółką i co zobaczyłam? Życie toczy się dalej. Na świecie jest dużo ciekawych ludzi, dużo fajnych miejsc. Moje życie na pewno nie kończy się na jakimś płytkim kolesiu, który oblał test na wierność przy pierwszej okazji jak napatoczyla sie chetna młoda doopa. No bo co mi z kogos takiego skoro juz taka trudnosc jak dochowanie wiernosci go przerosło? A co gdybym za kilka lat np zachorowała albo miala problemy jakies? Wartość człowieka poznaje się w trudnych chwilach, a nie tych łątwych, miłych i przyjemnych - wtedy to każdy jest spoko....
A bo szmulka to po szczecińsku
Ktoś kilka postów temu napisał,że wbrew pozorom to Ty jesteś teraz w lepszej sytuacji niż Twój jm.
I tak sobie myślę,że to prawda.
Owszem,teraz jest do doopy ale w dalszej perspektywie to gdy dzieci podrosną to skleją fakty, że tata zachował się jak ostatni dupek,Dżesika prędzej czy pozniej mu spowszednieje,będzie płacił alimenty i w dodatku będzie miał żenującą historyjkę do opowiadania jak ktoś go spyta jak się poznał z Dzesiką;)
Ty za to wydajesz się konkretną, pewną siebie i niezależną kobietą więc dasz sobie radę.
Pain nie odnosisz wrażenia że ostatni rok i może całe życie z nim kręciło się tak naprawdę wokół niego? Mam na myśli że czekałaś aż przyjdzie z pracy? Czekałaś w niedzielę o której wstanie? Na wszystko czekałaś? A tak naprawdę w międzyczasie cała logistyka i aprowizacja należała do Ciebie. I padadoksalnie wszystko sama ogarniałaś?
Bo ja tak miałam, to jest nieprawdopodobne jak ja byłam "uwiązana" a tak naprawdę byłam samotna - takie cofanie do tyłu:)
Kiedy ostatnio byłaś sama z koleżanką na piwku? Prawdopodobnie jm nie zabraniał Ci tylko zapewne jakoś tak wychodziło że dom, że dzieci itd... w pewnym sensie ja osobiście robiłam to na własne życzenie.
Z pewnością miniony czas i przeżycia, jakich doświadczyłaś utrudniają swobodne nawiązywanie kontaktów z facetami, nie mówiąc o stworzeniu jakiś bliskich znajomości. Tylko wydaje się, że im bardziej jest to teraz uczucie silne, tym może być większa szansa, że prędzej czy później ustąpią. Szkoda by było, żebyś każdego faceta, który się zaledwie przewinie koło Ciebie, gryzła i drapała ;P
Uwaga, newsy! Skontaktowałam się z jej narzeczonym i okazało się, że jednak te 2 mies temu to ona z nim zerwała żeby być z moim jm...Czy w takim razie to tru lof?
Uwaga, newsy! Skontaktowałam się z jej narzeczonym i okazało się, że jednak te 2 mies temu to ona z nim zerwała żeby być z moim jm...Czy w takim razie to tru lof?
Po co to zrobiłaś? Rozdrapywanie ran do niczego nie prowadzi. Jakie to ma znaczenie czy on będzie szczęśliwy, czy to prawdziwa miłość, czy bedzie cierpiał? To już nie jest (a raczej nie powinno być) coś czym powinnaś zaprzątać sobie głowę. Życie to nie jest jakaś głupia komedia romantyczna, gdzie skrzywdzona przez faceta bohaterka odnajduje wspaniałą miłość, a on pogrąża się w beznadziei. Dużo tu było postów wróżbitów, że jego kochanka w dupe go kopie, że on za to zapłaci itp. Może i zapłaci, może i nie - to już nie powinna być Twoja sprawa. Świat nie jest sprawiedliwy, musisz się z tym pogodzić.
Wiem wiem wiem...Ale chciałam znać całość sytuacji.
...Czy w takim razie to tru lof?
To okaże się za jakiś czas. Kiedy przyjdzie rutyna dnia codziennego, realizacja zobowiązan wynikających z waszego małżeństwa, a chemia w mózgu umrze. Na razie są w mocnej fazie zakochania i poświęcania dla siebie kluczowych "elementów" dotychczasowego życia. To ich scala. Ona rzuca narzeczonego, on zostawia żonę. Taka obopólna ofiara na ołtarzu "miłości". Moja rada byłaby taka, żebyś starała się jak najmniej monitorować ich życie oraz okolice tego zycia. Takie informacje jak wyżej dla Ciebie już nie są istotne, a tylko ranią Ci serce. Jak widzę izolacja od jego osoby przynosi efekty, a im więcej czasu upłynie, tym szybciej powrócisz do równowagi. Myśl o sobie dobrze, winę i karę przesuń na drugi plan. Po prostu załatw dobrze swoje sprawy. Obiecuję Ci, że za rok, dwa, to Ty w jego oczach będziesz zbierać punkty dodatnie
Mam gdzieś jakie punkty będę zbierać w jego oczach. To ostatnia osoba na której opinii mi zależy.
No nic. Ja dziś z dzieciakami na kino na trawie idę:) fajny dzień mamy
767 2020-07-05 14:36:10 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-07-05 15:08:35)
Wiesz co Pain. Nie rywalizuj z nią. Lepiej dla Ciebie by przy niej został, nie będzie Ci zawracał gitary.
Zalatwiaj szybko sprawy majątkowe, zanim Pani stanie sie pazerna, a stanie sie na pewno.
Widzisz że jak puzel pasuje do niego wlasnie tamta kobieta, jesteś taka? A może byś chciala?
Stań na glowie by sie jak najszybciej wyprowadzić. do nowego mieszkania, bo niedlugo zastaniesz tam zmienione zamki i nową Panią, a przy rozwodzie nakaz opuszczenia mieszkania męza i bedziesz sobie po sądach biegać latami, ciapo!
Skupiasz się nie na tym co trzeba.
Ex narzeczonego na swiadka pozwij.
Mam gdzieś jakie punkty będę zbierać w jego oczach. To ostatnia osoba na której opinii mi zależy.
No nic. Ja dziś z dzieciakami na kino na trawie idę:) fajny dzień mamy
Bardzo fajny. Ubierz mini i szpilki, rozpuść włosy
Puść "oko" do ludzi, a na FB zamieść relację z roześmianą twarzą
Twoją i dzieci
A na świadka, to raczej ex narzeczoną ex narzeczonego
Niech się spoci
PainIsFinite napisał/a:Mam gdzieś jakie punkty będę zbierać w jego oczach. To ostatnia osoba na której opinii mi zależy.
No nic. Ja dziś z dzieciakami na kino na trawie idę:) fajny dzień mamy
Bardzo fajny. Ubierz mini i szpilki, rozpuść włosy
Puść "oko" do ludzi, a na FB zamieść relację z roześmianą twarzą
Twoją i dzieci
A na świadka, to raczej ex narzeczoną ex narzeczonego
Niech się spoci
Nie ma nic gorszego niż udawanie bycia szczęśliwym. Co to za rady?!
Może miłość, może nie, nie wiadomo...wszystko może być. A może też było tak, że panienka wróciła do narzeczonego jak się zrobiło gorąco. Jednak po całym numerze jaki wykręciła związek już nie mógł funkcjonować normalnie, były kłótnie, żale czy wyrzuty. Panna stwierdziła, że za chwilę to ani z narzeczonym nie będzie ani z kochankiem i zdecydowała się być z zabujanym w niej mężem Pain, bo tam to jednak motyle, uniesienia, kradzione chwile, a z narzeczonym już przestało być tak miło...
Nie ma nic gorszego niż udawanie bycia szczęśliwym. Co to za rady?!
Jak rady. Można się z nimi zgodzić, zignorować lub oburzyć na nie. No i dlaczego zaraz "udawane szczęście"?? Zdrowa, młoda kobieta, z kochającymi dziećmi obok, spędzająca miło słoneczny dzień z uśmiechem, to chyba dobra definicja szczęścia.
PainIsFinite napisał/a:Mam gdzieś jakie punkty będę zbierać w jego oczach. To ostatnia osoba na której opinii mi zależy.
No nic. Ja dziś z dzieciakami na kino na trawie idę:) fajny dzień mamy
Bardzo fajny. Ubierz mini i szpilki, rozpuść włosy
Puść "oko" do ludzi, a na FB zamieść relację z roześmianą twarzą
Twoją i dzieci
A na świadka, to raczej ex narzeczoną ex narzeczonego
Niech się spoci
Z dwójką dzieci na kino na trawie w szpilkach i mini? Toś pojechał:)
Z dwójką dzieci na kino na trawie w szpilkach i mini? Toś pojechał:)
Przeczytałam pobieżnie i zakodowałam "kino"
Z drugiej strony, zainteresowanie tłumu miałabyć gwarantowane
774 2020-07-05 16:11:02 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2020-07-05 16:13:12)
PainIsFinite napisał/a:Uwaga, newsy! Skontaktowałam się z jej narzeczonym i okazało się, że jednak te 2 mies temu to ona z nim zerwała żeby być z moim jm...Czy w takim razie to tru lof?
Po co to zrobiłaś? Rozdrapywanie ran do niczego nie prowadzi. Jakie to ma znaczenie czy on będzie szczęśliwy, czy to prawdziwa miłość, czy bedzie cierpiał? To już nie jest (a raczej nie powinno być) coś czym powinnaś zaprzątać sobie głowę. Życie to nie jest jakaś głupia komedia romantyczna, gdzie skrzywdzona przez faceta bohaterka odnajduje wspaniałą miłość, a on pogrąża się w beznadziei. Dużo tu było postów wróżbitów, że jego kochanka w dupe go kopie, że on za to zapłaci itp. Może i zapłaci, może i nie - to już nie powinna być Twoja sprawa. Świat nie jest sprawiedliwy, musisz się z tym pogodzić.
No jak to, przecież karma wraca?
W dużej mierze zgadzam się z tym postem.
Możliwe jednak, że autorka po prostu próbuje wybadać sytuację, zrobić research, pozbierać dowody, żeby przygotować się do rozwodu i ogólnie do nowego życia. No i tu dużą rolę gra też zwykła ludzka ciekawość. Szczególnie na początku po tak niespodziewanym rozstaniu człowiek się biczuje, bada konkurencję i się pyta sam siebie: co ta osoba ma, czego ja nie mam albo nie mogłem/-łem dać. Taki tam masochistyczny tik, szczególnie w sytuacji jak tutaj, kiedy długo wszystko wydawało się być w porządku. Myślę, że autorka po prostu próbuje pozbierać wszelkie informacje do kupy i wyciągnąć z nich jakieś wnioski.
Beka -jak dla mnie to zupełnie naturalne,że Pani chce mieć pełen obraz sytuacji.
Może faceci potrafią odciąć się momentalnie i ruszyć na przód dzień po rozstaniu ale kobiety raczej tak nie działają.
Beka -jak dla mnie to zupełnie naturalne,że Pani chce mieć pełen obraz sytuacji.
Może faceci potrafią odciąć się momentalnie i ruszyć na przód dzień po rozstaniu ale kobiety raczej tak nie działają.
ale to już przeszło rok, raczej Pain uparcie trzyma się starego obrazu męża, wciąż się dziwiąc, jak mógł nie wybrać jej i dzieci- jak widać mógł.
Najwyższa pora się od tego zainteresowania jego życiem odkleić i zająć swoim
Ninas napisał/a:Beka -jak dla mnie to zupełnie naturalne,że Pani chce mieć pełen obraz sytuacji.
Może faceci potrafią odciąć się momentalnie i ruszyć na przód dzień po rozstaniu ale kobiety raczej tak nie działają.ale to już przeszło rok, raczej Pain uparcie trzyma się starego obrazu męża, wciąż się dziwiąc, jak mógł nie wybrać jej i dzieci- jak widać mógł.
Najwyższa pora się od tego zainteresowania jego życiem odkleić i zająć swoim
Grzebanie w tym jest jak wejscie w bagno - im bardziej grzebiesz, tym bardziej wciąga. Kazde pytanie rodzi kolejne pytania, a te nastepne kolejne. Dopóki nie odpuści i nie zakończy tego etapu, nie bedzie w stanie zająć się tym co najważniejsze, sobą.
(...) Dopóki nie odpuści i nie zakończy tego etapu, nie bedzie w stanie zająć się tym co najważniejsze, sobą.
Czasem właśnie o to chodzi.
Eh dużo wniosków, ale nie wszystkie celne. Nie porównuje się do niej. Uważam ją za strasznie w środku pustą, jakąś zniszczoną. Ona też ma zero skruchy że wpycha się w rodzinę z dzieciakami i jest wręcz bezczelna - w moim odczuciu to też o niej coś świadczy...Ktoś kto jest porządnym człowiekiem jednak ma jakieś refleksje, że nie wszystko w życiu może robić bo ma taką ochotę i już...
Co do dowiadywania sie prawdy - ciekawość. Chciałam wiedzieć czy to on ją kopnął w doope czy ona zrezygnowała. Wynika z tego o dziwo, że ona. Nie będę tym żyć ale jest to jakaś informacja...
Niestety ale na ten moment to jeszcze boli ,że mój jm jest w tym samym mieście co ja i dzieci ale spędza weekend i nocuje u kochanki...
On porzucił rodzinę. To punkt dla Ciebie w sądzie.