Gdy już wiem, że czas odejść... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Gdy już wiem, że czas odejść...

Strony Poprzednia 1 9 10 11 12 13 22 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 651 do 715 z 1,383 ]

651

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
JaJakoJa napisał/a:

Przykro Ci, że oceniam Cię tak a nie inaczej? Przecież Ty w ogóle nie rozmawiasz, wylewasz swoje żale, przyjmujesz poklepywanie po plecach i wtórowanie, ale dla krytyków masz obraźliwe odzywki, szyderstwa i manipulacje (dotąd nie odpowiedziałaś na moje pytanie - czyli dobrze wyczułem, że przez ten rok to tylko on miał coś w sobie zmienić, bo Ty jesteś idealna).

Nie bronię Pain ale... jeśli uważasz, że po zdradzie męża żona ma starać to chyba przeginasz. Mąż nie jest niemową i mógł dawno powiedzieć co mu nie pasuje zamiast zachłysnąć się atencją młodszej, atrakcyjnej Dżesiki z pracy. On najprawdopodobniej chciał 'naprawiać' bo tamta szykowała do ślubu ale narzeczony wycofał dostając dowody zdrady od Pain. Zresztą z tego co pisała co rusz wychodziły na jaw jego nowe kłamstwa.
Sorry, ale przypominasz mi Hrefiego, który uważał, że winna romansu żona i nie on powinien starać tylko ona. A i tak na marne bo w głowie wciąż kochanka.
Po zdradzie już nie da się wrócić do tego co było... osoba, która zdradziła emocjonalnie odpłynęła i taka prawda. Nawet jakby Pain stanęła na gowie on i tak by wieczorami myślał o tej Dżesice. Miała siedzieć cicho i czekać aż mu zauroczenie przejdzie? Poczytaj wątki zdradzających, dowiesz się co w ich głowie kiedy wracają 'na stare śmieci'.
Pain też miała adoratorów ale nie przekroczyła tej granicy, jej jm tak. Czy Dzesika w nim naprawdę zakochała czy tylko traktowała jako trampolinę do kolejnego awansu, to inna rzecz. Wróciła do niego jak narzeczony ją kopnął dowiedziawszy o jej zdradzie a to tez o niej i jej intencjach świadczy. Jm Pain się pewnie mocno przejedzie na tym romansie ale ma to czego chciał.

Zobacz podobne tematy :

652

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Rox Bardzo cenię sobie Twoje wypowiedzi, bo jest w nich sporo rzeczowych argumentów, są raczej wyważone i pozbawione zbędnych emocji smile Wiem również, że nie mam w tej materii żadnego doświadczenia, ale nawet patrząc z tej perspektywy jakoś trudno znaleźć mi w TEJ KONKRETNEJ sytuacji jakieś usprawiedliwienie dla tego faceta. Cała historia, ze wszystkimi szczegółami, jaka została opisana nie pozostawia na nim suchej nitki, bo mógł się wycofać 10 razy w dużo bardziej odpowiedni sposób. Pytanie czy większość facetów/kobiet złapawszy taki wiatr w żagle i poczuwszy smak "lepszego" życia, zachłystując się tą cudownością odstawiałaby takie jazdy? Nie chcę nikogo obrażać, naprawdę, ale właśnie w korpo tacy ludzie częściej chyba dostają fioła na tym punkcie, że zaczynają szaleć w, wydawałoby się lepszym świecie, a potem upadają z hukiem na dno. Dlatego tym bardziej  skoro romansował z Dżesiką, to potem jego późniejszy powrót a następnie ponowny zwrot w stronę dziuni jest tutaj chyba najgorszym posunięciem. Pewnie tematu by nie było( albo szybko by się skończył), gdyby za pierwszym razem, kiedy Pain odkryła zdradę, odszedł od razu, bo dalszy przebieg wypadków sugeruje, że jego uczucia do Autorki się totalnie wypaliły. Niby próbował działać, starał się odbudować zaufanie żony, ale jak się paniusia pokazała znowu na horyzoncie to zrobił od razu ruch w jej stronę. Tak postępuje skruszony i żałujący facet? Jeszcze te wszystkie jazdy i obwinianie żony o swoją zdradę to już nawet ciężko komentować.

653 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-06-30 18:41:25)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

No cóż, pozostaje życzyć Panom Beka i Jajakoja  zycia z kobitką przez wieke lat wiernie u jej boku, a gdy ona po latach wejdzie do łóżka szefowi i potem bedzie opowiadać jak byla zmuszana do związku i uciskana, pokażą jak nalezy naprawiać związek.z calego serca życzę roku terapii.

Edir, moj mąż tez mial etap, ze czul się znuszany: smile sam sie oswiadczył szybko, i szybko chcial miec dziecko, ja nie, wiec bylo po 3 latach, ale zlapalam go na to po 3 latach:)) po ślubie, byl biedny, uciskany itd..:)

Niestety, Beko wielkimi literami piszesz o tym  co jest najważniejsze dla Ciebie, fakt zdrady.
Ale Pain nie wyrzucila męza po zdradzie, nie przekreślila małzenstwa wtedy. Zaważylyvinne rzeczy o ktorych cały wątek..

654 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-30 18:25:46)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Chociaż teraz do końca nie wiem, czy dalej jest tutaj wałkowana sprawa tego majątku czy po prostu Koledzy wątpią w samodzielność i decyzyjność faceta, co też "niby" miałoby przesądzać o jego wejściu w to małżeństwo...Akurat w kwestii zdrady to bawienie się uczuciami innych przez lata ciężko usprawiedliwiać czymkolwiek.

655

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Ela210 napisał/a:

No cóż, pozostaje życzyć Panom Beka i Jajakoja  zycia z kobitką przez wieke lat wiernie u jej boku, a gdy ona po latach wejdzie do łóżka szefowi i potem bedzie opowiadać jak byla zmuszana do związku i uciskana, pokażą jak nalezy naprawiać związek.z calego serca życzę roku terapii.

Twoje posty to taki folder: "Lęki i uprzedzenia Eli". Nawet kobiety w hierarchii nie potrafiłaś dobrze ustawić, tylko: "wejdzie do łóżka szefowi". Juz ci pisałem, ze trzymam kciuki za ciebie i mam nadzieje, ze pozbedziesz sie demonów. A wracając do życzeń (pomimo tego, ze z duzej litery pisałem) - ja nie usprawiedliwiam zdrady i oszustwa.

656

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:

Rox Bardzo cenię sobie Twoje wypowiedzi, bo jest w nich sporo rzeczowych argumentów, są raczej wyważone i pozbawione zbędnych emocji smile Wiem również, że nie mam w tej materii żadnego doświadczenia, ale nawet patrząc z tej perspektywy jakoś trudno znaleźć mi w TEJ KONKRETNEJ sytuacji jakieś usprawiedliwienie dla tego faceta. Cała historia, ze wszystkimi szczegółami, jaka została opisana nie pozostawia na nim suchej nitki, bo mógł się wycofać 10 razy w dużo bardziej odpowiedni sposób. Pytanie czy większość facetów/kobiet złapawszy taki wiatr w żagle i poczuwszy smak "lepszego" życia, zachłystując się tą cudownością odstawiałaby takie jazdy? Nie chcę nikogo obrażać, naprawdę, ale właśnie w korpo tacy ludzie częściej chyba dostają fioła na tym punkcie, że zaczynają szaleć w, wydawałoby się lepszym świecie, a potem upadają z hukiem na dno. Dlatego tym bardziej  skoro romansował z Dżesiką, to potem jego późniejszy powrót a następnie ponowny zwrot w stronę dziuni jest tutaj chyba najgorszym posunięciem. Pewnie tematu by nie było( albo szybko by się skończył), gdyby za pierwszym razem, kiedy Pain odkryła zdradę, odszedł od razu, bo dalszy przebieg wypadków sugeruje, że jego uczucia do Autorki się totalnie wypaliły. Niby próbował działać, starał się odbudować zaufanie żony, ale jak się paniusia pokazała znowu na horyzoncie to zrobił od razu ruch w jej stronę. Tak postępuje skruszony i żałujący facet? Jeszcze te wszystkie jazdy i obwinianie żony o swoją zdradę to już nawet ciężko komentować.

Bagienni_k tak to jest schemat - kasa i władza odwala. Gdzie one są też jej zwykle seks. Młodsze panny czyhają na dyrektorów, prezesów. Najbardziej podatni są ci niby niepozorni, którzy nagle po awansie dostają fioła, że taka Dżesika może nim zainteresować. A  mąż Pain chyba taki właśnie był (trochę jej opis jm nie pasuje mi do karierowicza w korpo ale... mniejsza o większość). Zresztą Pain sama przyznała, że ta jego Dżesika to ładna, ambitna kobieta, tyle że bez skrupułów. I właśnie takie osoby robią karierę w korpo najczęściej. Nie mówię, że koniecznie przez łóżko ale.. by dostać lepsze projekty czy awansować trzeba mieć poparcie. Przez samo łózko nic się nie zdziała bo brak kompetencji wyjdzie wcześniej czy później, ale takie laski jak Dżesika sobie w tym tak a nie inaczej pomagają.

657 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2020-06-30 18:44:21)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Wybacz Roxann, ale mierzysz swoją miarą. To, że Ty akurat masz w swoim życiorysie epizod Dżesiki z żonatym facetem, wcale nie znaczy, że korporacje pełne są zdemoralizowanych kasą ludzi i cwanych harpii. Próbujesz uogólniać własną postawę na ogół i generalizujesz.
Nie każda młodsza panna czyha na dyrektorów, czy prezesów. To tylko Twoja perspektywa. Pełno jest „normalnych„ dziewczyn, które w pracy pracują ;-). Co więcej np. z mojej perspektywy, w korporacji jest pełno żonatych facetów, którzy jak tylko zwietrzą młode ciało, to bez skrupułów uderzają z gadką. Dla mnie to był szok jak zaczęłam pracę w takim miejscu, mimo że wtedy nie byłam w związku, to udawałam, że jestem zajęta, bo to była wygodna wymówka. Ale obok tych ludzi jest pełno „normalnych”, sympatycznych osób.

658 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-30 18:51:08)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

No cóż..Wygląda na to, że pojęcia: "szambo" czy "bagno" powinno być od dawna zrewidowane w słownikach i encyklopediach, przynajmniej w odniesieniu do tego, co dzieje się w niektórych firmach czy między niektórymi osobami. W każdym razie może nawet i początkowo facet był cichy, wycofany i podchodził do wszystkiego z rezerwą, ale dostał szwungu i tak to się na wszystkich odbiło. Ciekawe czy, jak to zostało tutaj sugerowane, maż Pain nie będzie dla tej dziuni tylko plasterkiem na rany, bo ona pewnie jest przekonana, że może wszystko.. Zresztą, jeśli jej opis jest prawdziwy, to takich ludzi warto unikać i omijać szerokim łukiem. Także z daleka od wszelkiego "korpo". Wiem, że pracuje tam pewnie sporo "normalnych" ludzi, ale takie środowisko jest wręcz chyba idealne do wykreowania się takich typków jak ta dziunia. Chociaż ona mogła w sumie być taka od zawsze,mieć swój charakterek, w przeciwieństwie do męża Pain, który się go dopiero dorobił..

659

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Roxann napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Rox Bardzo cenię sobie Twoje wypowiedzi, bo jest w nich sporo rzeczowych argumentów, są raczej wyważone i pozbawione zbędnych emocji smile Wiem również, że nie mam w tej materii żadnego doświadczenia, ale nawet patrząc z tej perspektywy jakoś trudno znaleźć mi w TEJ KONKRETNEJ sytuacji jakieś usprawiedliwienie dla tego faceta. Cała historia, ze wszystkimi szczegółami, jaka została opisana nie pozostawia na nim suchej nitki, bo mógł się wycofać 10 razy w dużo bardziej odpowiedni sposób. Pytanie czy większość facetów/kobiet złapawszy taki wiatr w żagle i poczuwszy smak "lepszego" życia, zachłystując się tą cudownością odstawiałaby takie jazdy? Nie chcę nikogo obrażać, naprawdę, ale właśnie w korpo tacy ludzie częściej chyba dostają fioła na tym punkcie, że zaczynają szaleć w, wydawałoby się lepszym świecie, a potem upadają z hukiem na dno. Dlatego tym bardziej  skoro romansował z Dżesiką, to potem jego późniejszy powrót a następnie ponowny zwrot w stronę dziuni jest tutaj chyba najgorszym posunięciem. Pewnie tematu by nie było( albo szybko by się skończył), gdyby za pierwszym razem, kiedy Pain odkryła zdradę, odszedł od razu, bo dalszy przebieg wypadków sugeruje, że jego uczucia do Autorki się totalnie wypaliły. Niby próbował działać, starał się odbudować zaufanie żony, ale jak się paniusia pokazała znowu na horyzoncie to zrobił od razu ruch w jej stronę. Tak postępuje skruszony i żałujący facet? Jeszcze te wszystkie jazdy i obwinianie żony o swoją zdradę to już nawet ciężko komentować.

Bagienni_k tak to jest schemat - kasa i władza odwala. Gdzie one są też jej zwykle seks. Młodsze panny czyhają na dyrektorów, prezesów. Najbardziej podatni są ci niby niepozorni, którzy nagle po awansie dostają fioła, że taka Dżesika może nim zainteresować. A  mąż Pain chyba taki właśnie był (trochę jej opis jm nie pasuje mi do karierowicza w korpo ale... mniejsza o większość). Zresztą Pain sama przyznała, że ta jego Dżesika to ładna, ambitna kobieta, tyle że bez skrupułów. I właśnie takie osoby robią karierę w korpo najczęściej. Nie mówię, że koniecznie przez łóżko ale.. by dostać lepsze projekty czy awansować trzeba mieć poparcie. Przez samo łózko nic się nie zdziała bo brak kompetencji wyjdzie wcześniej czy później, ale takie laski jak Dżesika sobie w tym tak a nie inaczej pomagają.

W korpo nie tylko w sytuacji kasy, władzy czy zależności (przełożony(-a) - podwładny(-a)) odwala. Niższe szczeble, wyższe, te same stanowiska, tu nie ma reguły. Wyjscia na miasto, imprezy integracyjne to najczesciej jazda bez trzymanki. Czesc konczy sie ogromnym kacem (nie tylko alkoholowym:) i wyparciem, a czesc jakimiś przedłużonymi romansidłami. Jedno i drugie słabe, ale powszechne tak bardzo, ze lepiej o tym nie myśleć. Nie zawsze chodzi o wejscie szczebel wyzej, czy zaliczenie szefa (szefowej) czesto chodzi tylko o przysłowiowy "sex w kiblu" (chociaż żadne przysłowie nie przychodzi mi do głowy:)))

660

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Dzięki Beka, moim jedynym demonem teraz jest zbieranie firmy po koronie.
Do mężczyzn chyba mam szczescie, bo spotykam fajnych.:) ale dzięki.
Możesz zostać moim demonem na forum , jak chcesz big_smile

661 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-30 18:54:18)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Właśnie BEKA, mnie osobiście brzydzą i doprowadzają do mdłości takie akcje i całe to tło korporacyjne. Jeśli głównym tematem w firmie nie jest jej działalność, ale "poboczne wątki". Te gierki, intrygi, podchody czy wyścigi albo przymilanie się do szefa/szefowej razem ze wszystkimi innymi "smaczkami" to po prostu świat, gdzie nie chciałbym nawet zaglądać, nie mówiąc o wejściu w niego.
Pozostaje mieć jednak nadzieję, że typ, jak ta Dżesika nie jest ani typowym ani przeciętnym obrazem pracownika w korpo, choć wiele na to wskazuje..

662

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Ela210 napisał/a:

Dzięki Beka, moim jedynym demonem teraz jest zbieranie firmy po koronie.
Do mężczyzn chyba mam szczescie, bo spotykam fajnych.:) ale dzięki.
Możesz zostać moim demonem na forum , jak chcesz big_smile

Ej nie kradnij mi demona, Beka jest mój!

663

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:

Właśnie BEKA, mnie osobiście brzydzą i doprowadzają do mdłości takie akcje i całe to tło korporacyjne. Jeśli głównym tematem w firmie nie jest jej działalność, ale "poboczne wątki". Te gierki, intrygi, podchody czy wyścigi albo przymilanie się do szefa/szefowej razem ze wszystkimi innymi "smaczkami" to po prostu świat, gdzie nie chciałbym nawet zaglądać, nie mówiąc o wejściu w niego.

Nigdy nie mow nigdy, jesteś wolnym facetem. Jakby cie dopadła taka gorąca korpo laska w szpileczkach nie byłoby czego zbierać:D One nie biorą jeńców! P.s. Oczywiście, zeby nie było, tam też są panowie w koszulach slim, którzy nawijają makaron na uszy tak, ze dziewczyny zastanawiaja sie: "Czy to rzeczywistośc, czy bajka Disneya?"

664 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-30 19:16:10)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
MagdaLena1111 napisał/a:

Wybacz Roxann, ale mierzysz swoją miarą. To, że Ty akurat masz w swoim życiorysie epizod Dżesiki z żonatym facetem

Wiem, że masz ze mną problem ale za przeproszeniem g*no wiesz. Także daruj sobie i te personalne przytyczki. Naprawdę to już chore, że chodzisz za mną po każdym wątku w jakim się wypowiadam.
Obsesję się leczy, wiesz?

BEKAśmiechu napisał/a:

W korpo nie tylko w sytuacji kasy, władzy czy zależności (przełożony(-a) - podwładny(-a)) odwala. Niższe szczeble, wyższe, te same stanowiska, tu nie ma reguły. Wyjscia na miasto, imprezy integracyjne to najczesciej jazda bez trzymanki. Czesc konczy sie ogromnym kacem (nie tylko alkoholowym:) i wyparciem, a czesc jakimiś przedłużonymi romansidłami. Jedno i drugie słabe, ale powszechne tak bardzo, ze lepiej o tym nie myśleć. Nie zawsze chodzi o wejscie szczebel wyzej, czy zaliczenie szefa (szefowej) czesto chodzi tylko o przysłowiowy "sex w kiblu" (chociaż żadne przysłowie nie przychodzi mi do głowy:)))

Owszem ale mówimy tu o jm mężu Pain, który był jak dotąd bardzo niepozorny a nagle jak zdobył pozycję stracił głowę dla młodszej, ładnej itd. Co jak nie władza i kasa wpłynęła na jego atrakcyjność? Zresztą dziewczyna była zaręczona. Może traktowała to jako sex na boku ale facet się zaangażował. I to trwa już dość długo i nie skończyło w momencie wydania romansu i przed rozwodem. Także to nie była jednorazowa akcja po imprezie.
No nie wiem co było w głowie niby atrakcyjnej kobiety, że zadała się z jm Pain bo z tego co ona o nim pisze, to on jako facet mało atrakcyjny, wycofany, depresyjny itd. Dlatego mówię, że może taki był tylko w domu i rzeczywiście to małżeństwo mu doskwierało, a w pracy lew salonowy (w co raczej wątpię), dlatego działania Dzesiki uznałam za interesowne.

665

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

smile wyybacz,,, big_smile

666

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Jak facet nie miał w sobie za dużo atrakcyjności i męskości, to może i ta cała kasa i władza dodała tego wątpliwego "uroku".  Tym bardziej takiej dziuni wolałbym nawet kijem nie tykać, bo się jeszcze zarażę tym syfem.
A w bajki przestałem wierzyć mając 10 lat smile

667 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-30 19:33:44)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Czy oni nie atrakcyjny? Nie, no bez przesady. Mi się akurat podobał, raczej nie był typem co laski się oglądają ale urok ma. Teraz to już w ogóle jak schudł, dba o siebie etc. Fizycznie teraz atrakcyjny. Gorzej z głową i sercem (fuj!). Dlatego mimo że teraz wygląda lepiej fizycznie - dla mnie dużo bardziej atrakcyjny był jak miał 20kg nadwagi i byl normalny.
A huk z nim.
Dziś byłam w biurze, poznałam nowego kolegę, posmialam się. Wróciłam do domu, założyłam trampki i spodenki i wio na rower. Siedzę właśnie w parku na ławce i regeneruję nerwy. Będzie dobrze. A on niech spada z Jess na drzewo.

668

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:

Jak facet nie miał w sobie za dużo atrakcyjności i męskości, to może i ta cała kasa i władza dodała tego wątpliwego "uroku".  Tym bardziej takiej dziuni wolałbym nawet kijem nie tykać, bo się jeszcze zarażę tym syfem.
A w bajki przestałem wierzyć mając 10 lat smile

No właśnie to mnie zadziwia w postach Pain, że swego jm tak a nie inaczej przedstawia. To nie pasuje ani do faceta, który w korpo spoił się na szczyt ani do atrakcyjnych, młodszych Dzesik, które już dobrze zarabiają. Albo facet w domu udawał albo w pracy. Może się 'rozwinął' ale Pain tego nie zauważyła. No nie wiem. Nie zmienia to faktu, że faceci na wysokim stanowisku mają cechy (zwykle) przeciwne do tych co jm Pain.
Nie znali się przez tyle lat małżeństwa albo on tak zmienił?

669

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
PainIsFinite napisał/a:

Czy oni nie atrakcyjny? Nie, no bez przesady. Mi się akurat podobał, raczej nie był typem co laski się oglądają ale urok ma. Teraz to już w ogóle jak schudł, dba o siebie etc. Fizycznie teraz atrakcyjny. Gorzej z głową i sercem (fuj!)

Raczej mówię o charakterze, o tym co pisałaś, że wycofany depresyjny z niczego nie cieszy itd.

670 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-30 19:36:41)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Jeśli w wątku Becketta jego Pani Doktor jest niby świetnym fachowcem w swojej dziedzinie a w życiu prywatnym nie potrafi się ustabilizować, to może coś w tym jest, że człowiek jest zupełnie inny w pracy niż w domu. Ale w takim razie brawa dla tych, co potrafią obie sfery życia tak dobrze rozdzielić, chociaż ciężko w to uwierzyć..

671 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-30 19:43:38)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:

Jeśli w wątku Becketta jego Pani Doktor jest niby świetnym fachowcem w swojej dziedzinie a w życiu prywatnym nie potrafi się ustabilizować, to może coś w tym jest, że człowiek jest zupełnie inny w pracy niż w domu. Ale w takim razie brawa dla tych, co potrafią obie sfery życia tak dobrze rozdzielić, chociaż ciężko w to uwierzyć..

Praca jest często ucieczką od problemów dlatego potem wychodzi jak wychodzi.
Możliwe, że mąż Pain dusił w małżeństwie od dłuższego czasu tylko zamiast rozwiązać problem szedł w pracę, coraz częstsze delegacje itd.
Na wakacjach z Pain siedział przy laptopie, z kochanka spacerował za rękę.
Może rzeczywiście Pain go zdominowała nie zdając sobie z tego sprawy, co absolutnie jej jm nie usprawiedliwia.

672

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Są korpo w których można awansować na wysokie stanowisko i przy takich cechach jakie ma mąż Pain, akurat mam na myśli dość mocno techniczne korporacje. I może w przypadku męża autorki było tak, że facet dość wycofany, ale dobry fachura stopniowo awansował, aż znalazł się dość wysoko. Zaczął się czuć pewniej sam ze sobą, mieć poważanie, ego też wzrosło. Młódka szybko gościa wyniuchała, dobrze się zakręciła i poszło. I tak w pełni zgadzam się z Roxanne z tym co napisała we wcześniejszych postach o Dżesi i jej roli w tym układzie.

673 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-30 20:01:20)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Star_dust napisał/a:

Są korpo w których można awansować na wysokie stanowisko i przy takich cechach jakie ma mąż Pain, akurat mam na myśli dość mocno techniczne korporacje. I może w przypadku męża autorki było tak, że facet dość wycofany, ale dobry fachura stopniowo awansował, aż znalazł się dość wysoko. Zaczął się czuć pewniej sam ze sobą, mieć poważanie, ego też wzrosło. Młódka szybko gościa wyniuchała, dobrze się zakręciła i poszło. I tak w pełni zgadzam się z Roxanne z tym co napisała we wcześniejszych postach o Dżesi i jej roli w tym układzie.

Dlatego mówię, że to co pisała Pain o swoim mężu nie bardzo pasje do osoby robiącej karierę w 'typowym' korpo. W przypadku technicznych korporacji to ma sens, tylko ona pisała, że są po tych samych studiach. Ale.. jedno nie wyklucza drugiego.
Znam np. programistów, którzy pasują z opisu do męża Pain, zarabiają kupę kasy ale romansów nie mają bo są po prostu mało atrakcyjni, żyjący w swoim świecie itd.
Wiadomo, nie uogólniajmy. wink

674

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Wszystko ładnie, tylko jeśli nawet czuł się zdominowany i musiał uciekać niejako od tego małżeństwa, to dlaczego nie chciał nawet poruszyć tego tematu? Chociaż skoro był taki wycofany i zamknięty, to wolał to wszystko zakopywać usilnie jak najgłębiej, ale w końcu samo wybuchło, poza jego kontrolą.

675 Ostatnio edytowany przez Star_dust (2020-06-30 20:23:22)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Przypuszczam, że gość tak zgłupnął bo to właśnie nie jest typowy, cwany Amoroso, który by szybko taką delikwentkę przemielił i przeskoczył na inną. Podejrzewam, że on infantylnie dał się temu wszystkiemu ponieść, po prostu popłynął, a młoda, wesoła i atencyjna gwiazdeczka owinęła sobie takiego gościa wokół palca, realizując swoje własne cele. Później było trochę zawirowań, sprawa się rypła, a lalki jej pokroju stratne i ofiarami być nie lubią, to wzięła się za oczarowanego nią męża Pain i dołożyła wszelkich starań i manipulacji, aby gościa w sobie rozkochać. Chociażby z zemsty, choć niekoniecznie. Ale nie sądzę, żeby wiązała z nim przyszłość. Na tym etapie jest jej potrzebny i emocjonalnie i zawodowo.

676

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:

Wszystko ładnie, tylko jeśli nawet czuł się zdominowany i musiał uciekać niejako od tego małżeństwa, to dlaczego nie chciał nawet poruszyć tego tematu? Chociaż skoro był taki wycofany i zamknięty, to wolał to wszystko zakopywać usilnie jak najgłębiej, ale w końcu samo wybuchło, poza jego kontrolą.

Nawet nie próbuj zrozumieć. Facet poczuł atencję młodej atrakcyjnej kobiety i zgłupiał. Tyle.
Jeśli był taki jakim opisuje go Pain to dostał skrzydeł, że taka laska mimo że zaręczona nim zainteresowała.
Facetowi odbiło 'od przybytku' i tyle.

677

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Star_dust napisał/a:

Przypuszczam, że gość tak zgłupnął bo to właśnie nie jest typowy, cwany Amaroso, który by szybko taką delikwentkę przemielił i przeskoczył na inną. Podejrzewam, że on infantylnie dał się temu wszystkiemu ponieść, po prostu popłynął, a młoda, wesoła i atencyjna gwiazdeczka owinęła sobie takiego gościa wokół palca, realizując swoje własne cele. Później było trochę zawirowań, sprawa się rypła, a lalki jej pokroju stratne i ofiarami być nie lubią, to wzięła się za oczarowanego nią męża Pain i dołożyła wszelkich starań i manipulacji, aby gościa w sobie rozkochać. Chociażby z zemsty, choć niekoniecznie. Ale nie sądzę, żeby wiązała z nim przyszłość. Na tym etapie jest jej potrzebny i emocjonalnie i zawodowo.

Też tak uważam. Jm Pain nie jest takiej kobiecie potrzebny na życie tylko na chwilę. On stracił głowę ona narzeczonego to się bujają.

678 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-06-30 20:39:43)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Bujają się, tylko ciekawe jak długo to potrwa? smile A skoro dorosły, żonaty facet popłynął dla "boskiej dziuni" - ok jego wybór smile , choć raczej "wybór".. Ciekaw jestem, czy ona cokolwiek do tego swojego narzeczonego czuła, poza chęcią zabawienia się i wykorzystania dla pokazania sobie swojej zaj**stości...

679 Ostatnio edytowany przez BEKAśmiechu (2020-06-30 20:53:58)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

To dlaczego mąż Pain popłynął, to co teraz robią, co kieruje kochanką, czy sprawiedliwosć go dopadnie nie ma żadnego znaczenia. Juz jest po relacji Pain i tylko to sie liczy, wszystkie przypuszczenia wprowadzaja tylko niepotrzebny mętlik w jej głowie. Moze bylo tak, ze połączyła ich niesamowita chemia, braterstwo dusz, odkryli, ze sa swoimi drugimi połówkami, teraz są szczesliwi i beda razem do samego konca swiata? Oczywiscie miod na serce to były mąż leżący zasikany w bramie w jednej dłoni butelka wódki 1906, w drugiej pomiętolone zdjęcie Pain i łza płynąca po jego policzku. Pain tymczasem jedzie ulicą nowym Bentleyem, kierowcą Massimo, z tyłu dzieci pytają: "Tato - kim jest ten śmierdzący dziadyga machający do nas z bramy?"... no ale zaden z tych scenariuszy nie ma znaczenia. Znaczenie ma to, zeby autorka pogrzebała tego smierdzącego trupa (nie piszę o męzu, tylko o związku;) i ruszyla przed siebie.

680 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-30 20:59:37)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:

Bujają się, tylko ciekawe jak długo to potrwa? smile A skoro dorosły, żonaty facet popłynął dla "boskiej dziuni" - ok jego wybór smile , choć raczej "wybór".. Ciekaw jestem, czy ona cokolwiek do tego swojego narzeczonego czuła, poza chęcią zabawienia się i wykorzystania dla pokazania sobie swojej zaj**stości...

Nigdy nic nie wiadomo, ja uważam, że w romans weszła dla jakichś celów.
Czy Pain w związku z tym ma mieć skrupuły co do jm, no nie...

681 Ostatnio edytowany przez Star_dust (2020-06-30 21:06:36)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Narzeczony mógł dać jej to co jest społecznie oczekiwane. Panienka zostałaby mężatką, energię wkładałaby w urządzanie wnętrz ich mieszkanka, narzeczony dawałby stabilizację i bezpieczeństwo. Byłoby się czym pochwalić na instagramie. A na boku dostarczałaby sobie emocji, radośnie łajdacząc się z jakimś zapatrzonym w nią kolegą z pracy. Nie wiem jak tutaj wszystko się potoczy, ale takie historie kończą się czasami tragicznie. W jednym z przypadków, które znam pan również na stanowisku wdał się w romans z młodą panną, po pewnym czasie wszystko wyszło na jaw. Żona gościa z domu wyrzuciła, on zakochany po uszy poszedł do kochanki (miała swoje mieszkanie), która jak się okazało wcale nie miała zamiaru go przyjąć, bo na to się z nim nie umawiała. Dla niej układ był prosty, seks, hotele, restauracje, a nie podstarzały kochanek na chacie. Facet zaczął przeginać z alkoholem i skończyło się, że pannica wydzwaniała do żony, żeby sobie go zabrała z powrotem. W pewnym momencie doszło do tego, że nie chciała go już ani żona ani kochanka. Facet miał próbę samobójczą. Historia prawdziwa. Dlatego niepojęte jest dla mnie, że można tak odpłynąć, a później mamy co mamy.

682 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-06-30 21:13:48)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Star_dust napisał/a:

Narzeczony mógł dać jej to co jest społecznie oczekiwane. Panienka zostałaby mężatką, energię wkładałaby w urządzanie wnętrz ich mieszkanka, narzeczony dawałby stabilizację i bezpieczeństwo. Byłoby się czym pochwalić na instagramie. A na boku dostarczałaby sobie emocji, radośnie łajdacząc się z jakimś zapatrzonym w nią kolegą z pracy. Nie wiem jak tutaj wszystko się potoczy, ale takie historie kończą się czasami tragicznie. W jednym z przypadków, które znam pan również na stanowisku wdał się w romans z młodą panną, po pewnym czasie wszystko wyszło na jaw. Żona gościa z domu wyrzuciła, on zakochany po uszy poszedł do kochanki (miała swoje mieszkanie), która jak się okazało wcale nie miała zamiaru go przyjąć, bo na to się z nim nie umawiała. Dla niej układ był prosty, seks, hotele, restauracje, a nie podstarzały kochanek na chacie. Facet zaczął przeginać z alkoholem i skończyło się, że pannica wydzwaniała do żony, żeby sobie go zabrała z powrotem. W pewnym momencie doszło do tego, że nie chciała go już ani żona ani kochanka. Facet miał próbę samobójczą. Historia prawdziwa. Dlatego nie pojęte jest dla mnie, że można tak odpłynąć, a później mamy co mamy.

Ja już tyle widziałam zdrad, z obu stron  (i kobiet i mężczyzn) ale też znam facetów i kobiety, co co niczego więcej nie dopuszczą  bo mają swoje zasady.
BTW jakby ta młoda nie zakręciła... to Pain nadal miałaby swego męża.

683

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Ciekawsze jest to, jak wiele jest osób, które zdecydują się na taki skok i porwanie się na "szaleństwo" właściwie bez żadnego wahania czy wyrzutów sumienia, tzn. kiedy prawie na samym początku dodają sobie tych skrzydeł bez zastanowienie i oglądania się za siebie..Taka historia, jak widać, może się rozwijać i dojrzewać przez długi czas, tym bardziej jeśli okoliczności są sprzyjające. Są może tacy nieliczni szczęściarze, którzy wiedzą czym grozi taka "zabawa" i nie zbliżają się do rozżarzonej płyty, żeby się nie oparzyć..? wink

684

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Roxann napisał/a:

Ja już tyle widziałam zdrad, z obu stron  (i kobiet i mężczyzn) ale też znam facetów i kobiety, co co niczego więcej nie dopuszczą  bo mają swoje zasady.
BTW jakby ta młoda nie zakręciła... to Pain nadal miałaby swego męża.

Pewnie prędzej czy później znalazłaby się jakaś inna panna i mogłoby być podobnie, zależy też w jaki etap ich związku czy życia by się wbiła. Choć są przypadki, w których udało się odciąć wrzoda zwanego kochanką, chłop stwierdził, że to był błąd, on i żona wyciągneli wnioski, obydwoje zaczęli pracę nad związkiem i poszło to w całkiem dobrym kierunku. Też się da.

685

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Gorzej, jak kochanka poleci do żony, gdy ta jeszcze nie wie lub kiedy oboje małżonkowie są już w fazie naprawiania kryzysu, ale do zdrady już doszło. Pain przynajmniej zrobiła dobrą rzecz, bo otworzyła oczy tamtemu narzeczonemu..

686

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
bagienni_k napisał/a:

Gorzej, jak kochanka poleci do żony, gdy ta jeszcze nie wie lub kiedy oboje małżonkowie są już w fazie naprawiania kryzysu, ale do zdrady już doszło. Pain przynajmniej zrobiła dobrą rzecz, bo otworzyła oczy tamtemu narzeczonemu..

Tak też bywa i to wcale nie mało takich przypadków...nikt nie chce być przegrany. A co do narzeczonego, to należała mu się prawda, pewnie to przeżył, ale pewnie dziś jest wdzięczny, że tak się to potoczyło.

687 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2020-06-30 21:32:33)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
JaJakoJa napisał/a:

aurora borealis
Co byś nie pisała, faktem jest, że najważniejsze decyzje w tym związku podejmowała ona bez liczenia się z jego zdaniem (a Twoje rasistowskie dowcipaski tego nie zmienią; tak na marginesie - miałem dobre zdanie o Twoim poczuciu humoru, chyba czas zrewidować tę opinię). I przy rozwodzie też miało być tak, jak ona zarządzi, ale tym razem mamy bunt na pokładzie.

Bardzo przepraszam, ale to właśnie Ty swoimi dzisiejszymi wywodami o szantażu i prokreacyjmym przymusie, który według Ciebie stosowała Pain, o jakimś trzecim dziecku, które rzekomo wycisnęła z męża-pantofla, sam popchnąłeś me myślenie w kierunku niewolnictwa, tak jak sztygar zug na glajzy...

Pomyślałam, że oprócz rasizmu, powinieneś zarzucić mi jeszcze jawne propagowanie BDSM, bo Kunta Kinte nosił na szyi grubą metalową obróżkę z równie masywnym łańcuchem, na którym go prowadzano i nie raz, nie dwa wysmagano go do krwi bacikiem. Rzeczywiście powinnam teraz okryć się hańbą za przywołanie tej fikcyjnej postaci, podobnie jak Julian Tuwim za Murzynka Bambo...
Abolicjoniści - do dzieła! Aurora i Julian - marsz na szafot! ; - )))

JaJakoJa napisał/a:

PS
Co do twojego ojca, te czasy już się skończyły bezpowrotnie. Mężczyźni są inni i kobiety są inne.

Mój ojciec ma się dobrze. Pozdrawia. Formę liczby mnogiej w ostatnim zdaniu proponuję Ci zamienić na "ja" i tymi "innymi mężczyznami i kobietami" nie robić sztucznego tłumu...

688

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Witaj Pain,

Śledzę Twój wątek od samego początku. Mój mąż jakiś czas temu, po wielu latach malzenstwa tez się pogubił, przestał kochać, zmienił się, spojrzał na nasz związek świeżym wzrokiem, chciał czegoś innego itp. A po paru tygodniach okazało się, że stoi za tą rewolucją w życiu mlodsza o kilkanaście lat koleżanka z pracy. Standard.
Jedna myśl przychodzi mi do głowy za każdym razem jak czytam komentarze pod Twoimi postami. "Tyle o sobie wiemy, ile nas sprawdzono". Nikt, kto nie był w podobnej sytuacji, nie wie o czy pisze. A nawet jeśli ktoś był, to i tak każdy przypadek jest inny.  Każdy ma prawo czuć się po swojemu, myśleć po swojemu, złościć się, przeklinać, bać się o przyszłość, próbować ratować stabilność duszy i ciała, być przerażonym na myśl o konieczności udźwignięcia tego, co małżonek nam ma barach położył. Bo w takiej sytuacji życie sprawdza nas od podszewki. Tu nie ma manuala ani check listy.
Po prostu, rób swoje, po swojemu, w swoim tempie.
Pozdrawiam Cię i życzę jak najlepiej.

689 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-06-30 22:29:10)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
BEKAśmiechu napisał/a:

Oczywiscie miod na serce to były mąż leżący zasikany w bramie w jednej dłoni butelka wódki 1906, w drugiej pomiętolone zdjęcie Pain i łza płynąca po jego policzku. Pain tymczasem jedzie ulicą nowym Bentleyem, kierowcą Massimo, z tyłu dzieci pytają: "Tato - kim jest ten śmierdzący dziadyga machający do nas z bramy?"

Rozmarzyłam się big_smile

Ale wątek się rozwinął...Ja Wam powiem, że dziś jak poszłam na ten rower to myślałam o tym jak to tego męża zdominowałam. I tak myślałam, myślałam i doszłam do wniosku, ze on ma taką osobowość, ze KAŻDA kobieta by go "zdominowała" bo on po prostu jest najczęściej bierny. Gdybym ja nam nie organizowała życia - on by się obudził dzień przed wakacjami, ze nic nie mamy..I tak z wszystkim. Ta moja straszna dominacja dotyczyła po prostu robienia wielu rzeczy, bo on a) ciągle pracował i nie miał czasu b) nie był zainteresowany ich robieniem. Więc jakoś naturalnie, zgodnie z moją raczej energiczną osobowością - robiłam te rzeczy, w mniejszych sprawach nie pytając go o zdanie bo a) i b). W większych zawsze konsultowaliśmy. Ba! Nasz synek ma na imię jak ma tylko dlatego, ze moj maz chciał to imię, ja chciałam inne. Więc błagam, nie róbcie ze mnie jakiejś dominy. Mój mąż miał fajne, poukładane życie, a domowe stery ODDAŁ mi. Nie wyrywałam mu ich. A teraz słyszę, że pod pantofel go wzięłam...Jakoś w rzeczach, na których mu zależało potrafił być stanowczy więc o co chodzi...?
Im więcej tutaj czytam i im dłużej rozkminiam umysł jm to dochodzę do wniosku, że nie warto. To nie jest takie skomplikowane. Tu była nuda, rutyna, przewidywalność. Tam nowość, głaskanie ego, poczucie zajebistości, adrenalina. Nie sądzę, by w małżeństwie umierał po cichu z cierpienia skoro chciał się ze mną dalej rozmnażać, wyznawał mi sam z siebie miłość i po wykryciu zdrady przez rok jeszcze udawał kochanego męża zamiast skorzystać z okazji i uciec...Więc to jest totalny bullshit. Gość ma wyrzuty sumienia i uruchomił mechanizm przerzucania winy, by sobie przetłumaczyć, że musiał, no musiał zdradzić - bo żona to ZUA kobieta była.
Zostawiam go z jego poczuciem winy, nic mi już do niego.
Obecnie - gdy nie ma dzieci - zajmuję się pracą, grą na gitarze, jazdą na rowerze. I to jest kierunek, w którym chcę podążać. Wprowadziłam w życie "no contact" - nie odbieram telefonó od niego, piszę tylko SMSy w "technicznych" sprawach. Zero rozmow o tym co było. Unikam jego towarzystwa - jak przyjezdza jutro na jeden dzien do anszego domu specjalnie wybywam, by się z nim nie spotkać. Widzę, że jak mam z nim interakcje to potem mną trzęsie pol dnia. Jak minimalizuję kontakt - jestem spokojna, zaczynam pozytywniej myśleć. Toksyna - on jest dla mnie obecnie toksyczny.
No i ten problem z brakiem seksu..:( Faceci czasem się oglądają, a ja mam ochotę sobie zaszaleć (choć to wbrew moim poglądom), odbić sobie lata wierności małżeńskiej big_smile Nie nie zrobię tego, spokojnie. Na pewno nie przed rozwodem!

690

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Skup sie na sobie, nie zastanawiaj sie co u byłego (byłego - już tak najlepiej myśleć, pogodzenie sie z końcem to początek nowego zycia). Na pewno pomaga sport, spotkania ze znajomymi, jakaś rozrywka, hobby (myślę, ze gra na gitarze to był super pomysł). Odradzam alkohol, bo mozna coś odwalić w trakcie, a dzień po jest obniżony nastrój, a to nie jest ci do niczego potrzebne. Brak seksu, no mozna sobie znaleźć popychacza (sorry za takie słowo, ale nie znalazłem innego odpowiadającego funkcji), ale raczej nie przed rozwodem i nie przed uporzadkowaniem tego co w głowie.

691

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

PainIsFinite

,, Tu była nuda, rutyna, przewidywalność. Tam nowość, głaskanie ego, poczucie zajebistości, adrenalina. Nie sądzę, by w małżeństwie umierał po cichu z cierpienia skoro chciał się ze mną dalej rozmnażać, wyznawał mi sam z siebie miłość i po wykryciu zdrady przez rok jeszcze udawał kochanego męża"

Często zdradzający nie potrafią się określić i najchętniej prowadziłby dwa życia, jak się wszystko wali to dopiero czasem dochodzi do otrzeźwienia, gdy nie ma co zbierać. Podejmowanie terapii par jak 3 osoba doklejona na boku w postaci kochanki, kochanka, jest całkowicie bez sensu. Psycholog jak usłyszała w czym mamy problem wprost powiedziała, jak będzie osoba trzecia to nie podejmuje się terapii, szkoda mojego czasu, waszego i pieniędzy. Z jednej strony straciłaś rok, z drugiej, ten rok upewnił Cię w decyzjach, w określeniu priorytetów to jest bardzo ważne. Z osobą szczerą i chcącą zrozumieć swoje działania można próbować odbudować małżeństwo, jemu tego zabrakło.

692

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Morfeusz1 napisał/a:

Często zdradzający nie potrafią się określić i najchętniej prowadziłby dwa życia, jak się wszystko wali to dopiero czasem dochodzi do otrzeźwienia, gdy nie ma co zbierać.

Dokładnie. Ja myślę, że chwilami on naprawde próbował naprawiać, ale to był decyzja ROZSĄDKU. Sercem już pragnął czegoś innego. Widziałam to jego rozdarcie - choć oczywiście nie potwierdzał - ale widziałam, że jednego dnia mnie "kocha", a drugiego wystarczy, że coś powiem nie tak jak powinnam - już miał jego zdaniem "łomot". Myślę, że on nawet siebie chciał przekonac do pozostania w małżeństwie przez chwilę, ale to nie było autentyczne, to nie było coś co wypływało z niego. W momencie gdy przesunął swoją granicę, decydując się na zdradę z koleżanką  - to już było pozamiatane. Bo w sumie jak miał się zmusić? Tam go cos zafascynowało, a tutaj próbował ale nie czuł już tego co kiedyś...I do tego momentu nawet bym go po ludzku rozumiała, ze nic na siłe. Ale to całe podziemie potem skreslilo wszystko, wszystko...

Morfeusz1 napisał/a:

Podejmowanie terapii par jak 3 osoba doklejona na boku w postaci kochanki, kochanka, jest całkowicie bez sensu. Psycholog jak usłyszała w czym mamy problem wprost powiedziała, jak będzie osoba trzecia to nie podejmuje się terapii, szkoda mojego czasu, waszego i pieniędzy.

Tak, tylko terapeutka równiez myslala, ze tamto jest zakonczone. A w srodku terapii on chodzi z "koleżanką" na obiadki i kupuje jej prezenty na Święta...NAWET jesli w tamtym okresie chwilowo ona wrocila do narzeczonego i to naprawde byly tylko zawodowe obiady (w co jednak wątpię) - to pokazuje brak szacunku mojego jm do moich uczuć. Bo oczywistym bylo, ze kontakt ma byc minimalny i nigdy 1:1. Gdyby chciał naprawiać naprawdę to po pierwszej zdradzie nigdy by juz na nią nie spojrzał. WYBRAŁ inaczej.

Morfeusz1 napisał/a:

Z jednej strony straciłaś rok, z drugiej, ten rok upewnił Cię w decyzjach, w określeniu priorytetów to jest bardzo ważne. Z osobą szczerą i chcącą zrozumieć swoje działania można próbować odbudować małżeństwo, jemu tego zabrakło.

Tak, moze faktycznie gdybym go wykopała rok temu potem miałabym żal do siebie, ze nie dałam szansy, że dzieciom za szybko zabrałam rodiznę...Dzis wiem, ze naprawde zrobilam wszystko mimo upokorzenia, a on po prostu NIE CHCIAŁ naprawić krzywdy. To juz zostawiam jego sumieniu...

693

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Coraz mniej MY, coraz więcej JA i ON. Chyba dobry prognostyk :-)
Przechodzisz z liczby mnogiej na pojedynczą, Pain. Pewnie trudno po tylu latach odszczepiać część siebie.

694

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
MagdaLena1111 napisał/a:

Coraz mniej MY, coraz więcej JA i ON. Chyba dobry prognostyk :-)
Przechodzisz z liczby mnogiej na pojedynczą, Pain. Pewnie trudno po tylu latach odszczepiać część siebie.

Tak na dobra sprawę to ja chyba już się od roku odłączam...Teraz oczywiscie juz w formie ekstremalnej, bo wydaje mi się obcym człowiekiem. Ale to co mną tak zatrzęsło rok temu i sprawiło, że moje widzenie świata i związku uległo całkowitej zmianie - sprawiło, że już się od niego powoli odklejałam.

695

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain
,, A w srodku terapii on chodzi z "koleżanką" na obiadki i kupuje jej prezenty na Święta...NAWET jesli w tamtym okresie chwilowo ona wrocila do narzeczonego"

Emocjonalnie i tak był przy niej, nawet nie ma co z tym walczyć, pozostaje właśnie tak jak napisałaś odklejenie się od niego. Organizm wie co mu nie służy smile, zdrada a właściwie postępowanie zdradzajacego po niej, pokazuje kierunek jaki trzeba obrać. Oby udało wam się mimo wszystko dogadać i rozejść się w zgodzie, jednak są wspólne dzieci, ten łącznik zostanie już na zawsze. Widzę u kumpla jakie spostoszenie zrobili u dzieci bo żadne nie chciało ustąpić ze swojej okopanej pozycji i jak  nastolatki potrafią to wykorzystywać pod siebie, przeprowadzki od jednego rodzica do drugiego, brak stabilności, używki w wieku 16 lat. Mam nadzieję, że unikniesz tego.
Odbiegając trochę zobacz coś  https://youtu.be/b_KfnGBtVeA  wyobraź sobie wokalistkę w roli Dżesiki i podział emocji na domowe i te inne.

696

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Boże jak mi źle. Siedzę w pracy, zadzwonił moj jm w jakiejs logistycznej sprawie i co? Teraz przy biurku walczę ze łzami i uczuciem rozpaczy, które zaczyna wzbierac. Musze naprawde ograniczyc kontakty do pisemnych.

697

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Płacz, płacz i wypłacz to wszystko, co w Tobie siedzi.
Daj sobie szansę, zamiast upychania po kątach trudnych uczuć.

Trzymam kciuki. smile

698

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Wielokropek napisał/a:

Płacz, płacz i wypłacz to wszystko, co w Tobie siedzi.
Daj sobie szansę, zamiast upychania po kątach trudnych uczuć.

Trzymam kciuki. smile

Tylko trudno to w pracy robić:(

699

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

To rób to z trudem. smile
Na pytanie współpracowników, mów prawdę.

700

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
Wielokropek napisał/a:

To rób to z trudem. smile
Na pytanie współpracowników, mów prawdę.

Nie mogę, pracuję tu od niedawna, dopiero drugi dzień jestem w burze (wcześniej na zdalnej) i ich w sumie nie znam...:(

701 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-07-01 15:04:15)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

To poznali by Cię od razu. Rozumiem jednak, że ten sposób nie jest dla Ciebie dobry.

Zapowiedz jm, że wszelkie kontakty po godzinach Twej pracy, chyba że chodzi o ratowanie życia.

702

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Tak mu napisałam. Żeby nie dzwonił w godzinach mojej pracy i pisał tylko. Odpisał: "Ok"

703

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

To sprawa załatwiona. smile

Nie uciekaj od smutku, nie uciekaj od płaczu, chowanie uczuć jest bombą z opóźnionym zapłonem i na dodatek nie wiadomo, kiedy wybuchnie. Z doświadczenia wiem, że w najmniej spodziewanym i dogodnym.

704

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Dzięki Wielokropku:) Daję sobie pozwolenie, płaczę, wyję. No ale w pracy niestety nie mogę. To uczucie rozpaczy jest straszne...Taki dół.

705 Ostatnio edytowany przez Wielokropek (2020-07-01 15:24:21)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Minie.
Kiedyś.


***
To jeszcze się pomądrzę. tongue

Świetna lekarka psychiatrii Elizabeth Kübler-Ross opisała żałobę, wymieniła pięć jej etapów. Jesteś na początku tej drogi.

706 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-07-01 16:19:27)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Nie, na pewno nie jestem na początku.
1. Zaprzeczenie - no nie, już się nie łudzę. Wiem jak jest. Na początku to był szok, nowa rzeczywistość, nierealność sytuacji...
2. Gniew - był ogromny, wraca falami ale raczej coraz mniej
3. Targowanie się - no nie, targowałam się chyba na etapie "jak pojdziemy na terapię to będzie lepiej..", "jak zrozumiem o co chodzi to przejdziemy ten kryzys". Dawno już nie...
4. Depresja - no chyba bardziej teraz u mnie
5. Akceptacja - przede mną

707

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Kłócić się nie będę. Znasz siebie lepiej niż ja Ciebie. smile

708 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2020-07-01 16:43:49)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, przyjmij ten czas, jak przyjmuje się zmienną pogodę. Nie zatrzymasz burzy, nie zatrzymasz ulewy, nie zapobiegniesz upałom. Potraktuj ten swój stan podobnie. Przytul siebie samą w tym, co niesie Ci dzień. Pogłaszcz się z troską po policzku.

Zdrady nie doświadczyłam w taki spsosób, jak często się ją opisuje na tym Forum, ale gdy rozstawałam się z kimś dla mnie ważnym, potrafiłam sama do siebie przemawiać: Tak Aurora, to jest zły dzień, jesteś w kiepskiej formie. Będziesz pewnie buczeć, bo przypomnisz sobie, że tego dnia byłaś z nim tu i tu, wygłupialiście się na basenie, aż ludzie uśmiechali się na ten widok, siedzieliście w tym maleńkim klubiku jazzowym, a gość popylał na trąbce tak, że przenikały was dreszcze. Będzie tobą telepać, będziesz może wymiotować z nerwów. Tak będzie. Pogódź się z tym, że nie wiesz, co robić, co czuć, co myśleć. Weź ten dzień. Nawet ten najgorszy. Właśnie tobie zdarzyło się nieszczęście, które powoduje niestabilność, kompulsywny płacz, wycofanie, a czasem hiperaktywność. To jest twoje teraz. Tu jesteś. W tym punkcie. Ale przestrzeń to zbiór wielu punktów. Nie udawaj więc, nie mantruj, że będzie dobrze. Bo, gdy boli cię głowa, bólu nie eliminuje fakt, że przestanie. Ty ten ból czujesz. On jest w tobie.  Właśnie tak, do siebie gadałam. Czasem nawet głośno, jakbym sama sobie tłumaczyła to, co się stało...

Pamiętam też, że miałam taki jeden widoczek, który zachowałam w pamięci, jako moment idylli. I nie była to chwila związana z pamięcią o nim, tylko taki obrazek zanim się poznaliśmy. Zamykałam oczy i wyświetlałam sobie ten obraz w moim prywatnym kinie umysłu i wyobraźni, na znak, że wtedy czułam się dobrze, że byłam szczęśliwa nawet wtedy, zanim jeszcze on zaistniał w mojej historii...

709

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain, jeżeli chodzi o ratowanie Twojego małżeństwa naprawdę dużo zrobiłaś. Musiałaś przełknąć zdradę i pomimo jak napisałaś wcześniej upokorzenia, walczyłaś o ten związek, była terapia. No nic tutaj więcej zrobić się nie dało, bo on też musiałby podjąć zdecydowane kroki, a nie zachowywać się przepraszam za określenie, ale muszę... jak „miękkim robiony” i przy byle problemie rzucać tekstami, że on to już nie może itp., a jak się panna ciągle przy nim kręciła, to zamiast odciąć ją ostrym cięciem, to sobie ucinał pogawędki przy kawie czy na obiadki chodził. Co to ma być! To się w ogóle mija z celem. Tak jak napisał Morfeusz, nie ma opcji, żeby coś naprawiać jak z boku wciąż kręci się ktoś trzeci. On chyba coś w tej firmie miał do gadania, więc gdyby naprawdę chciał mógł zorganizować to tak, że z panienką tylko oficjalnie i służbowo. Niunia to nie był prezes ani dyrektor, tylko zapewne asystentka czy specjalistka jakich w korpo wiele. Naprawdę sprawę ograniczenia kontaktu z nią dało się ogarnąć. Tylko trzeba to zrobić i wiedzieć czego się tak naprawdę chce. A tutaj tego zabrakło. Nic nie poradzisz. Pewnych rzeczy nie przeskoczysz. Trzeba to zaakceptować, bo pogodzić się z tym ciężko, a przynajmniej to jeszcze nie ten moment. To co się teraz dzieje jest szalenie trudne, ale musisz to przetrwać i wytrzymać. Z czasem pewne emocje będą się stopniowo wygaszać, do niektórych będziesz podchodzić z większym dystansem, ale tu jest po prostu potrzebny czas.

710

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Pain

Tego się nie da przyspieszyć, iść na skróty. To nie kumpel, miłostka, tylko wiele lat życia i zabrana przyszłość. Pamiętam, że mnie strasznie denerwowało to, jak on śmiał mi to zrobić w taki wredny sposób (a  był to 3-letni wredny romans z podobnym zachowaniem jak u Ciebie), jak ktoś MI burzy przyszłość. Nagle król-JA został nagi. I taki PUSTY.  Teraz po iluś tam latach wiem, że dopiero teraz JA jestem w moim życiu, które jest tak bardzo MOJE. I jest mi z tym dobrze.  Trzeba po prostu zacząć żyć SWOIM życiem, a nie  koncentrować się na mężu, bo ja tak żyłam. Teraz koncentruję się na codziennościach, pracy, dzieciach, domu, zwierzętach i wielu innych rzeczach. Ta nadmierna koncentracja na mężu, z której my kobiety słyniemy, ogranicza nam poznanie siebie. I rozwój-własny. Tak bardzo MNIE było mało w moim własnym życiu.

711 Ostatnio edytowany przez Salomonka (2020-07-01 18:41:13)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...
faja napisał/a:

Pain

Tego się nie da przyspieszyć, iść na skróty. To nie kumpel, miłostka, tylko wiele lat życia i zabrana przyszłość. Pamiętam, że mnie strasznie denerwowało to, jak on śmiał mi to zrobić w taki wredny sposób (a  był to 3-letni wredny romans z podobnym zachowaniem jak u Ciebie), jak ktoś MI burzy przyszłość. Nagle król-JA został nagi. I taki PUSTY.  Teraz po iluś tam latach wiem, że dopiero teraz JA jestem w moim życiu, które jest tak bardzo MOJE. I jest mi z tym dobrze.  Trzeba po prostu zacząć żyć SWOIM życiem, a nie  koncentrować się na mężu, bo ja tak żyłam. Teraz koncentruję się na codziennościach, pracy, dzieciach, domu, zwierzętach i wielu innych rzeczach. Ta nadmierna koncentracja na mężu, z której my kobiety słyniemy, ogranicza nam poznanie siebie. I rozwój-własny. Tak bardzo MNIE było mało w moim własnym życiu.

Dokładnie TAK! smile

Stajemy na głowie, żeby inni byli szczęśliwi z nami, a jak sie okazuje że nie są, to nam nic nie zostaje.. Zaprzepaszczone lata życia, zerwane więzi z ludzmi, ktorych kiedys szanowałyśmy, lubiłyśmy, podziwiałyśmy. Praca, ktora niby jest, ale przeciez mogła być lepsza, lepiej płatna, z lepszymi perspektywami na przyszłość, gdybyu nie to, że nie mogłyśmy się na niej w 100% skoncentrować. I to stąd potem ta złość, że coś nam w tym związku w który tyle zainwestowałyśmy, po prostu nie wyszlo. Ta chęć zemsty,odwetu, "puszczenia w skarpetkach".. Gdzie w tym momencie powinnyśmy się skoncentrować na sobie, przyjąć zdradę faceta, nie jak nokaut, lecz jak cios, po ktorym może nieco ogłupiałe, ale się podnosimy, bo ring to nie nasze małżeństwo, ale całe nasze życie z którego nie możemy wyjść pokonane.

712

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

I jeszcze zauważcie jaki paradoks.

Dżersej,
totalnie niezainteresowany żoną i dziećmi i to od wielu lat a totalnie skoncentrowany na pracy, na sobie. I znudzony tym wszystkim jednak, tą powtarzalnością. Więc znajduje bardzo blisko siebie w pracy  (bo po co się wysilać) Dżesikę. I początkowo jest extra: nowe, młode ciało, powrót do młodości, ale przezywanej teraz świadomie. Znowu czuje te motylki, ale teraz bardziej świadomie, z radością, umie się tym zachwycić. I sobą - swoimi reakcjami, energią. Więc co robi? Wiąże się z Dżesiką, płodzi kolejne dzieci, znowu zapieprza na nowy dom, czyli wraca do tego, czego nie lubił. Znowu kręci to samo koło życia, tylko z innymi kukiełkami.  No, paradoks.

A teraz Pain.
Realizująca program na życie: mąż, dzieci, nowe duże mieszkanie. Mąż z wadą, bo wycofany, bierny. Ale to nie przeszkoda, aż do czasu jego buntu i kopnięcia w d... Bo przecież tego męża i tak nie było, ani w domu, ani z dziećmi, ani nawet na wakacjach. Ale było to życie, choć wymagało wiele energii i zachodu, bo trzeba było robić za dwóch. No i teraz nowa sytuacja. Nie ma tego i tak nieobecnego Dżerseja, ale był jak ta kukła na boku.No i nie ma. PUSTKA, brak kukły. I co robi Pain. Jeżdzi rowerem, strzela oczyma na boki, bo chce zaraz, natychmiast kolejnej kukły, za którą można by się schować i udawać, że się żyje w pełni. No, nie może się doczekać, aż znowu zakręci to samo kolo życia, tylko z innymi kukiełkami (dzieci zostaną te same).

A może to było po coś?
Może warto się zatrzymać i zastanowić: czego JA chcę, nauczyć się żyć samej i może niekoniecznie tak samo jak wcześniej, tylko z innym Dżersejem.
Więc jak żyć Pain?

713 Ostatnio edytowany przez PainIsFinite (2020-07-01 21:59:05)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

@faja Dziękuję Ci za ten post. Dokładnie wczoraj sobie to uświadomiłam. Całe dorosłe życie byłam z kimś u boku, ja szczęście utożsamiam z byciem z kimś! Najpierw w związku, potem w małżeństwie, potem w rodzinie. Bycie samej mnie przeraża. To jest na pewno jakiś grubszy temat do przepracowania...I tak, strzelam oczami na boki bo i mezczyzni strzelają na mnie - ale to jest po prostu cos, co robie nieswiadomie. Tak, szukam juz powoli potwierdzenia, ze jak sie rozwiodę - to znajde fajnego faceta i BEDE SZCZESLIWA. To jest jakies chore. Dlugo nad tym myslalam  - to jest jakis brak poczucia bezpieczenstwa we mnie samej, cos takiego, ze musze mieć opokę na zewnątrz, ze będąc sama będę trwala w oczekiwaniu, by kogos wreszcie poznac. I tak, wiem, ze znalazlabym sobie pewnie jakiegos faceta po rozwodzie, ale czuję, że to nie tak. Ze wlasnie CHCĘ teraz pobyc sama, nauczyc sie tego i co wiecej - odczarowac te moje poglądy, że szczescie tylko wtedy jak w zwiazku...Obiecalam sobie, ze dopoki nie poczuję się samej ze sobą szczesliwa - dopoty nie wejdę w żaden związek. Moim zdaniem ten brak poczucia bezpieczeństwa w samej sobie i szukanie szczescia w byciu z drugą osobą to coś, co sięga daleko, daleko wstecz w moim życiu i warto się tym zając...

Co do męża - moj organizm reaguje na niego absolutnie alergicznie. Minimalizuję kontakt, by chronić siebie. moze nawet jakos panicznie, bo po prostu nie chce nawet go widziec, slyszec, przebywac w jednym miejscu. Daje mi to spokoj, gdy prawie go nie ma w moim zyciu.

Niech ta burza minie, niech ktoś przewinie ten straszny czas:(((

714

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Kiedyś przeczytałam, niestety nie pamiętam autora, że "Wszystko jest po coś."
Może i to, co od roku dzieje się w Twym życiu jest po coś? Po co? Po to, byś znalazła siebie, sobie uwierzyła, zbudowała szczęście oparte na sobie.

Owocnej pracy nad sobą. Warto!



Andrew Matthews napisał/a:

Nie można być czyjąś drugą połową, dopóki samemu nie jest się całością.

715 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-07-01 22:46:48)

Odp: Gdy już wiem, że czas odejść...

Znam ten etap alergicznej reakcji na  ex.
Myslalam wtedy, o Boże, ale ten facet był toksyczny dla mnie. 5 minut rozmowy i caly dzień spieprzony..
Ale przeszlo. Unikalam kontaktu.
Jeśli jako męzatka nie wchodzilas w romanse by sobie coś udowodnić, to tylko moment nierównowagi bo bylaś zawsze z kimś.
A mężczyżni zauwazają Cię tak samo. Tylko ty wczesniej traktowalas ich jak powietrze, a teraz dostrzegasz.Ja akurat nic zlego w tym nie widzę, wątpię byś miala ochotę tak po prostu męża zastąpić i ubrać w jego buty innego Pana..
Raczej to będzie calkiem inna relacja i warto sobie siebie poukladać wcześniej.

Posty [ 651 do 715 z 1,383 ]

Strony Poprzednia 1 9 10 11 12 13 22 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Gdy już wiem, że czas odejść...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024