La girafe - z jednej strony ogromnie Ci współczuję. Cierpisz. Tęsknisz. Przeżywasz, bo myślałaś, że macie plany. A to były tylko Twoje plany. On potulnie kiwał łbem, bo jest tchórzem. Łatwiej mu było ściemniać, niż przyznać się, ze przeczekuje u Ciebie okres małżenskich niedostatków. Mów co chcesz. Małżeństwo wiąże. Dzieci wiążą ludzi. I póki się nie pali, nie wali, nikt nikogo nie bije i nie spędza dni nawalony jak messerschmitt, to się ludzie tego, często wieloletniego małżeństwa, trzymają rękami i nogami. Powiedz sama - co Ci miał mówić? Że Cię nie kocha i w sumie to wiszą mu te Twoje plany? Pozwolilabyś mu wtedy ze sobą mieszkać? Pewnie nie. Kochasz go, pewnie już się przywiązałaś, ale przecież gdyby mu tak zależało, to rozwód już byłby za nim.
Szkoda mi Cię. Bo sądzę, że wiem co czujesz. Wiem co przeżywasz w środku. Jaki czujesz zawód, jak się miotasz, jak nie ufasz temu co się dzieje dookoła i uparcie czepiasz się tego co on Ci powiedział. Powiedzieć można wszystko. Jeśli jednak nie idą za tym czyny to ile warte jest to gadanie?
Z drugiej strony - gratuluję. Kłamca sam opuścił Twoje życie. Teraz będzie już tylko lepiej.
Nie czekaj. Nie ma na co i na kogo, naprawdę. Ludzie - kiedy opuszczają drugą osobę, która rzekomo kochali, nie powinni móc wrócić. Mają bilet w 1 stronę.
Ogromnie Ci współczuję. Nic tak nie boli, jak zawiedzione nadzieje.