Pomijam tutaj na moment kwestię dzieci.
Zastanawiaja mnie zawsze takie określenia, nie bardzo sprecyzowane typu podejście do pracy: czemu ma służyć praca? CO jest w niej istotne i najważniejsze? Chyba nie wyścig, pokaz, konieczność stałego bycia w ruchu, ten mistyczny kult pracy. Taki oto człowiek, jak wspominany w tym wątku, może mieć przecież ambicje, plany na życie, potrzebę rozwoju - czy to ZAWSZE MUSI oznaczać karierę zawodową? Cenię ludzi za to, jakimi są a nie za to, jakie ma wizje na życie.
Podejście do pracy wydaje mi się przejawiać w dwóch wersjach:
- ogólnie pracuję, żeby się utrzymać, zarabiac na życie a przy okazji się rozwijać, coś osiągnąć i czeprać satysfakcję z pracy. Jeśli jeszcze praca jest moim hobby, to już w ogóle super 
Wolny czas poświęcam na spotkania z ludźmi, angażowanie się inicjatywy społęczne, porządkowanie domu, podróże itp.
- jeśli nie muszę zarabiać na życie( w ogóle albo pracuję dorywczo od czasu do czasu), bo MAM Z CZEGO żyć(spadek, wygrana, wynajem itp.), to mogę w tym momecie robić to wszystko, o czym
mowa w wersji piewszej tyle, że bez wynagrodzenia.. Odkładać nie muszę, bo mam( jeśli rzeczywiście tak jest) wystarczjaco dużo( choćby z odsetek),
jeśli jeszcze nie chcę mieć dzieci, to mogę wszystko przeznaczyć dla siebie lub ewentualnie część oddać choćby na cele charytatywne.
To CO TAKIEGO ma mnie wtedy motywować do pracy? Ambicje, samorozówj? No przecież jeśli facet TO WŁAŚNIE realizuje, tylko bez wynagrodzenia, to czy coś to zmienia w jego ogólnym podejśćiu do życia? Czy gdyby musiał pracować i robił dokładnie to samo, to czy wtedy od razu stałby sie ambitny? Ja tutaj nie widzę jakiegoś sensownego, racjonalnego powodu. To jest nic innego, jak dorabianie jakiś mistycznych teorii do przyziemnych spraw.
Ok, może każdy widzi to ianczej. To o czym wpsomniała niepodobna - takiemu człowiekowi się żyje BARDZO DOBRZE, cieszy z się z tego, dokonał świadomie takiego wyboru więc ma to zmieniać w imię jakiś irracjonalnych przesłanek. Ludziom przeszkadza właśnie ta inność. Warto zauważyć, że w drugą stronę ktoś taki nie będzie krytykował człowieka codziennie pracującego, bo wie, że tamten musi za coś żyć.
Czy niektórzy z Was nie widzą różnicy między takim trybem życia a kimś, komu się pracować nie chce, nie ma kasy i żeruje na innych? Więcej odcieni szarości w życiu! 
EDIT: Gorszy sort//? No ja nie mogę...Koleś żyje tak, jak sam chce, zgodnei ze swoim wyborem, jest mu z tym dobrze, czuje się widocznie spełniony i oczywiście jest gorszy....
Snake Chyba poruszyłeś istotną kwestię z tym stosunkiem wysokości zarobków do czasu przepracowania 
Pracując przez parę lat, trochę na zleceniach trochę na swoją firmę, brałem udział w inwentaryzacjach przyprodniczych. Wykonywane są one zwykle przed powstaniem jakiejś inwestycji infrastrukturalnej (droga, most, rurociągi, farmy wiatrowe, wyciąg narciarski) na drodze przetargów. Zangażowanych jest to zazwyczaj sporo ludzi, jako podwykonawców, tzn między nimi, wykonujaćymi berzpośrednio pracę w terenie a inwestorem jest jeszcze firma, która ich zatrudnia. Płaci się tam za przepracowaną dniówkę - jak się uda zrobić wszystko, co miałeś do zrobienia, płacą stawkę za jeden dzień. Praca jest zazwyczaj sezonowa, koło pół roku jeśli mówimy o jednym zleceniu. W momencie jak komuś pracującemu "normalnie" wspominasz o stawkach, łapią się za głowę, jak to możliwe
Żeby za dzień pracy płacić 300 - 400 zł, no jak to? I jeszcze pada oczywiśćie sakramentalne pytanie: w weekendy też? Zwłaszcza w niedzielę...Cóż taka praca, gdzie ograniczeniem sa raczej warunki atmosferyczne, choć zwykle muszą byc ekstremalne, żęby zatrzymać człowieka w domu. Mam całą armię znajomych, którzy przez długi czas tak żyli, niektórzy zresztą mając rodziny...