Witaj Pasławku i Drodzy Forumowicze,
Dziękuje za pamięć.
Moja historia zmierza w jedynym słusznym kierunku. I może przewrotnie trochę napiszę, ale skończy się tak, jak tytuł jednego z tematów na tym forum: „Szczęśliwe zakończenie związków w których pojawiła się zdrada”. I tym szczęśliwym zakończeniem będzie rozwód.
Ale wracając do faktów:
1) od połowy października mieszkam już sam z synem. Moja jż wyprowadziła się definitywnie z zajmowanego mieszkania zabierając przy tym wszystkie swoje rzeczy i sprzęty, które miała ochotę zabrać.
2) jż nie jest już zameldowana pod „starym adresem”
3) 1,5 tygodnia temu dostałem z sądu wezwanie do uzupełnienia braków formalnych co też niezwłocznie uczyniłem. Sąd upomniał się o uzupełnienie pozwu o alimenty i świadka, który mógłby zeznać na temat sytuacji małoletniego.
W akcie dobrej woli - poprosiłem jż by sama sobie ustaliła kwotę, którą chce płacić na syna.
Kwestie alimentów uzgodniliśmy i zatwierdziliśmy kolejną ugodą u mediatora. Alimenty wypłacane od dnia wyprowadzki z domu, tak więc domowy budżet zyskuje
4) jż od połowy października wynajmuje małe mieszkanie
5) przetrzepałem mieszkanie w celu pozbycia się „obcych” rzeczy
6) świetnie dogaduje się z synem
Natomiast co do pozostałych kwestii. Muszę Wam przyznać, że odżyłem. Odpocząłem psychicznie. Ciężko mi nawet wyrazić ten stan. Nie musze już myśleć, gdzie jż jest, co robi, z kim spędza czas. Z kim pisze i gdzie się obściskuje. Kompletnie mnie już to nie interesuje. Nie wnikam w to. Te 1,5 roku zrobiły swoje.
Niedawno jż przyszła do domu w fatalnym stanie. Żaliła się na stan swojego zdrowia. Na początku było mi jej żal, ale po chwili, jak pomyślałem co wyprawiała przez ostatni czas - żal szybko minął.
Po podpisaniu kolejnej ugody - dowiedziałem się gdzie jż teraz mieszka. A w zasadzie zrobiło to na mnie takie wrażenie jak przeglądanie książki telefonicznej z adresami. Czyli żadne.
Z kolejnych rzeczy dobrych - wziąłem się za swoje braki. Zacząłem m.in naukę gotowania pod czujnym okiem swojego ... taty, który świetnie gotuje. Więcej czasu poświęcam synowi. Załatwiamy zaległych lekarzy, chodzimy na zakupy. Syn pomaga mi w prasowaniu. Jest lepiej niż bym pomyślał.
Sporo znajomych zaprasza nas ostatnio na weekendowe wypady czy na małe spotkania. Częściej wyjeżdżamy poza dom. Naprawdę dużo się dzieje. Cieszę się, że syn mieszka ze mną, bo dzięki temu nie odczuwam tak samotności. Choć na brak czasu nie narzekam. Mam przecież i obowiązki zawodowe i stale coś w domu do zrobienia.
Teraz czekam na wyznaczenie terminu rozprawy i formalne zakończenie czegoś, co już nie istnieje.
Jedyny problem jaki widzę to to, że... nie ma kogo przytulić. Probuje to „zagłuszać” zajmując się wszystkim innym - ale niespecjalnie sobie z tym radze. Zawsze lubiłem czuć obecność drugiej osoby, ciepło i bliskość ale to nieprędko się chyba zmieni. Wyjścia ze znajomymi nie są w stanie zaspokoić głodu uczuciowego, którego od bardzo dawna mi brak. Nie pamietam już nawet jak to jest.... Chciałbym móc kogoś uśpić, przytulić czy pogłaskać. Jak czytam profile osób, którym tego brakowało - serce mi się ściska. Wszystko co mam - przelewam teraz na syna.
Na kontakty z innymi ludźmi nie narzekam, ale muszę uważać co mowie i co piszę, bo czasami czuje się jak „bity pies”, który szuka kogoś bliskiego na horyzoncie. Wiecie chyba dobrze jak to jest.
Liczę po cichu, że jeszcze spotkam jakąś bratnią duszę, która nie będzie się bać swoich uczuć i nie przerazi jej facet, który chciałby kochać i być kochanym. Tylko tyle albo aż tyle.
PS. Chciałem jeszcze z tego miejsca raz jeszcze podziękować „forumowym zakapiorom” za wylewanie kubłów zimnej wody na moją głowę. Moderacji, wszystkim Paniom i Panom. Dzięki Wam wszystkim - jestem dziś tu gdzie jestem. Jakiś czas temu zgubiłem swoje jaja, ale na szczęście już je odnalazłem.
I obiecuje dać znać, jeśli coś istotnego się zmieni w moim życiorysie.
Pozdrawiam Was wszystkich,