Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Strony Poprzednia 1 7 8 9 10 11 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 521 do 585 z 651 ]

521 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-10-12 03:01:39)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witam Państwa po krótkiej przerwie,

Dziś, a w zasadzie to już wczoraj - moja żona wynajęła mieszkanie. Wiem od niej samej, że ma już klucze do nowego lokum.
Późnym wieczorem zaczęła pakować swoje rzeczy i deklaruje, że w ciągu tygodnia wyprowadzi się z mieszkania. Kolejny milowy krok w drodze do rozwodu...

Nie chciała skorzystać z mojej oferty dotyczącej ponoszenia przeze mnie połowy opłaty za wynajem. I chyba chwała jej za to, bo nie jestem na tyle naiwny by sądzić, że będzie tam mieszkać sama. Zresztą na moje pytanie czy mieszkanie podoba się lowelasowi - spokojnie odpowiedziała, że tak.
Syn przyjął wiadomość od mamy wyjątkowo łagodnie - totalnie bez żadnego komentarza. Nie wiem - czy jest pogodzony już z tą sytuacją czy też jest to wynik skrywanych głęboko emocji. Większe wrażenie wywarła na nim informacja, że jutrzejsze popołudnie wspólnie spędzimy na smakowaniu jedzenia w nowym miejscu.

Ja sam również spokojnie przyjąłem tą wiadomość. Wiedziałem, że ten dzień musiał nastąpić i dobrze się dzieje, że postępuje to w miarę sprawnie. Nareszcie będę mógł przejąć w pełni swoje obowiązki. Im szybciej to się stanie - tym szybciej wszystko się unormuje i będzie miało swój nowy rytm dnia codziennego.

Tak wygląda koniec wielkiej miłości. Spokojny rozkład pożycia. Wcześniej - gdy jeszcze walczyłem o to małżeństwo - coś się działo. Były rozmowy, płacz, emocje. Dziś już tylko cisza wypełnia ściany tego mieszkania.

Pozdrawiam Państwa,

Zobacz podobne tematy :

522

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Witam Państwa po krótkiej przerwie,

Dziś, a w zasadzie to już wczoraj - moja żona wynajęła mieszkanie. Wiem od niej samej, że ma już klucze do nowego lokum.
Późnym wieczorem zaczęła pakować swoje rzeczy i deklaruje, że w ciągu tygodnia wyprowadzi się z mieszkania. Kolejny milowy krok w drodze do rozwodu...

Nie chciała skorzystać z mojej oferty dotyczącej ponoszenia przeze mnie połowy opłaty za wynajem. I chyba chwała jej za to, bo nie jestem na tyle naiwny by sądzić, że będzie tam mieszkać sama. Zresztą na moje pytanie czy mieszkanie podoba się lowelasowi - spokojnie odpowiedziała, że tak.
Syn przyjął wiadomość od mamy wyjątkowo łagodnie - totalnie bez żadnego komentarza. Nie wiem - czy jest pogodzony już z tą sytuacją czy też jest to wynik skrywanych głęboko emocji. Większe wrażenie wywarła na nim informacja, że jutrzejsze popołudnie wspólnie spędzimy na smakowaniu jedzenia w nowym miejscu.

Ja sam również spokojnie przyjąłem tą wiadomość. Wiedziałem, że ten dzień musiał nastąpić i dobrze się dzieje, że postępuje to w miarę sprawnie. Nareszcie będę mógł przejąć w pełni swoje obowiązki. Im szybciej to się stanie - tym szybciej wszystko się unormuje i będzie miało swój nowy rytm dnia codziennego.

Tak wygląda koniec wielkiej miłości. Spokojny rozkład pożycia. Wcześniej - gdy jeszcze walczyłem o to małżeństwo - coś się działo. Były rozmowy, płacz, emocje. Dziś już tylko cisza wypełnia ściany tego mieszkania.

Pozdrawiam Państwa,

Ja też pozdrawiam Kubusia Puchatka.
To dobrze, że się wyprowadza. Ja myślałam, że będzie chciała siedzieć Ci na karku, jak długo się da. Widać więc, że kochanek też postanowił wyprowadzić się od matki i wreszcie zamieszkać na własny rachunek, na dodatek ze swoją luba.
No, no, to dopiero musi być miłość.
Syn na pewno przeżywa to wszystko, ale jest na tyle dojrzały, że rozumie te sytuację.
Niech ma kontakt z matką, bo będzie mu to bardzo potrzebne. Rozumiem, że dziecko zostaje z Tobą?
Za jakiś czas i rozwód stanie się faktem, a potem powolutku zaczniesz nowe życie.
Bardzo dobrze.
Życzę szczęścia na tej Nowej Drodze.

523 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-10-12 09:49:24)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dziękuje Ulle za dobre słowo.

Syn zgodnie z umową, a raczej zgodnie ze swoją suwerenną decyzją zostaje przy mnie. Nie chciał iść za swoją mamą.
Natomiast kochaś mieszkał w Warszawie sam. Wynajmował lub dalej wynajmuje pokój w jednym z mieszkań. Bez bliższego kontaktu ze swoją rodziną. Ojca, jak pamiętam widział kilkanaście lat temu (mieszka poza Europą, swoją mamę widuje kilka razy w roku - też poza Polską). Z siostrą tylko ma częstszy kontakt, ale i ona mieszka poza Warszawą.
Wydaje mi się więc, że jeśli zamieszka z jż to zrobi to z czystej kalkulacji ekonomicznej i swojej wygody (darmowe lokum, darmowy seks, brak obowiązków - przynajmniej w teorii). Jż sama mu pisała, że nie będzie mieć żadnych oczekiwań ani wymagań. Byleby tylko był. Ktoś jednak będzie musiał te obowiązki wynikające z prowadzenia nawet wynajmowanego mieszkania przejąć.

524

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Dziękuje Ulle za dobre słowo.

Syn zgodnie z umową, a raczej zgodnie ze swoją suwerenną decyzją zostaje przy mnie. Nie chciał iść za swoją mamą.
Natomiast kochaś mieszkał w Warszawie sam. Wynajmował lub dalej wynajmuje pokój w jednym z mieszkań. Bez bliższego kontaktu ze swoją rodziną. Ojca, jak pamiętam widział kilkanaście lat temu (mieszka poza Europą, swoją mamę widuje kilka razy w roku - też poza Polską). Z siostrą tylko ma częstszy kontakt, ale i ona mieszka poza Warszawą.
Wydaje mi się więc, że jeśli zamieszka z jż to zrobi to z czystej kalkulacji ekonomicznej i swojej wygody (darmowe lokum, darmowy seks, brak obowiązków - przynajmniej w teorii). Jż sama mu pisała, że nie będzie mieć żadnych oczekiwań ani wymagań. Byleby tylko był. Ktoś jednak będzie musiał te obowiązki wynikające z prowadzenia nawet wynajmowanego mieszkania przejąć.


Tak, teraz sobie przypomniałam, że Twój boczniak wynajmuje mieszkanie z jakimś kumplem. Tu w międzyczasie napisał też człowiek, który ma bardzo podobna sytuację do Twojej i jego boczniak mieszka z matką, nawet polecalismy mu przeczytać Twój wątek.
Twoja jż zazna wkrótce tych miodów, o których tak marzy. Jej zderzenie z prawdziwym życiem będzie dla niej bardzo bolesne, ale może tak właśnie miało być, że Ty pozbędziesz się zony-corki, a ona dostanie rolę matki dla bocznego, czyli będzie miała możliwość szybko nauczyć się odpowiedzialności i za siebie, i za przybranego syna.
Podejrzewam, że mimo wszystko czujesz się trochę dziwnie, jak widzisz, że ona naprawdę usuwa się z Twojego życia.

Będzie dobrze.

525

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Przykro, mimo wszystko, Autorze, żę się to tak wszystko skończyło. Z drugiej strony dobrze, żę jednak odbyło się w sposób w miarę pokojowy.

Jeszcze sobvie życie ułożysz smile

Powodzenia!

526 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-10-12 17:25:54)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

To Kubuś nieco odetchniesz od jż i jej widoku odpoczniesz trochę od tych "interpretacji/rozkmin" co ona myśli itp z czasem to się wyciszy.
Widać nie taka gapa z jż wynajęła być może samodzielnie mieszkanie.Nowa wizja na jakiś czas dodaje skrzydeł nawet coś może zmeni się u niej, pytanie dla siebie samej czy dla kogoś.
Spora ulga chyba dla Ciebie bo wyglądało to że jż ma zamiar jeszcze być zainstalowana u Ciebie .
Teraz daj sobie spokój z nimi - niech se żyją jak chcą, a co tam się będzie działo to nie Twoja sprawa.
Dobrze żeby jż nie zerwała kontaktu z synem ,ale na to masz niewielki wpływ .
Trzymaj się i odpocznij .

527

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Autorze ktoś wyżej napisał że jż zasmakuje prawdziwego życia, ja dodam że musisz być przygotowany na serwowanie przez nią wiadomości jak to cudownie teraz żyje i to pełnią piersią , że czuje życie itp bzdety. Wynika to z prostego faktu, zmiany zamieszkania, oderwania się od wizualizacji co robi, wspólnego zamieszkania z wielką miłościa i faktu początkowego beztroskiego życia wpływają na takie postrzegania tej sytuacji przez nią. Teraz wszystko jest nowe, dostarcza jej to dużo motylków, rozwija marzenia jak to będzie niezmącone przez nic i nikogo, po prostu zachłyśnie się. Dopiero po dłuższym czasie uzależnionym od postawy popychacza zacznie dostrzegać prozę dnia codziennego i wady kawalera nowego ( też pierdzi, ma brudne skarpetki, ma humory i jest zmęczony o ile pracuje). Może przyjdzie taki dzień o którym nigdy się nie dowiesz, że zauważy że zamieniła siekierkę na kijek ale duma kobieca nie pozwoli jej tego nigdy nikomu okazać , powiedzieć. Więc nie nastawiaj się że z jej strony pojawią się jakieś przeprosiny za to co zrobiła własnej za niedługo byłej rodzinie, żyj swoim życiem z dzieckiem jakby jej nie było. A może zostanie tak zafiksowana zmanipulowana że chocby lał ją to i tak będzie go kochała ponad życie i wielbiła (niektóre kobiety pomimo polityki antyprzemocowej uwielbiają byc maltretowane = łobuz kocha najbardziej) i będą żyli razem szczęśliwie w swoim piekiełku. Zrobiłeś wszystko a nawet to co nie powinieneś jako zdradzony dla ratowania małżeństwa (ona powinna naprawiać i przepraszać). Pewien okres życia się właśnie skończył a zaczyna coś nowego. Ty masz dopilnować sprawy finansowe, zabezpieczenie dzieci i siebie przed destrukcyjnym wpływem zachowań twojej byłej oraz przeprowadzenia szybkiego rozwodu z jej winy ! Pamiętaj ona nie była litościwa gdy ciebie zdradzała, oszukiwała, okłamywała, gdy zamiast poświęcić czas dziecku poświęcała kochasiowi. Tam jakoś skrupułów nie miała więc i ty nie miej w stosunku do niej bo nigdy ich już nie zaznasz = to obca a nawet nie bo w zasadzie wroga kobieta niszcząca ciebie i twoją rodzinę.

528

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Po co wbijać autorowi do głowy wizje złego "popychacza", "boczniaka", kochasia" i tego, że jego żona zobaczy jaki błąd popełniła? Moze bedą szczesliwi? Moze ona odetchnie z ulgą po wydostaniu sie ze zlotej klatki? Moze bedzie zyla biedniej, ale bedzie usatysfakcjonowana tym, ze wreszcie robi cos ze swoim zyciem? Tego nie wiemy i w zasadzie to nie ma znaczenia. Autor karmi sie tymi przypuszczeniami, bo jeszcze nie pogodził się z utratą "anioła". Idę o zakład, że gdzieś na dnie serduszka myślał, że ostatnia szarża w postaci pozwu otrzeźwi małżonkę. Niestety po raz kolejny dostał obuchem w łeb. Chociaż z drugiej strony uważam, że ona wyprowadzając się robi mu przysługę, bo sam niepogodzony z końcem nie był w stanie wywalić jej z mieszkania. No i jeszcze chciał płacić połowę czynszu na nowej miejscówce... słodkie.

529

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Po co wbijać autorowi do głowy wizje złego "popychacza", "boczniaka", kochasia" i tego, że jego żona zobaczy jaki błąd popełniła? Moze bedą szczesliwi? Moze ona odetchnie z ulgą po wydostaniu sie ze zlotej klatki? Moze bedzie zyla biedniej, ale bedzie usatysfakcjonowana tym, ze wreszcie robi cos ze swoim zyciem? Tego nie wiemy i w zasadzie to nie ma znaczenia. Autor karmi sie tymi przypuszczeniami, bo jeszcze nie pogodził się z utratą "anioła". Idę o zakład, że gdzieś na dnie serduszka myślał, że ostatnia szarża w postaci pozwu otrzeźwi małżonkę. Niestety po raz kolejny dostał obuchem w łeb. Chociaż z drugiej strony uważam, że ona wyprowadzając się robi mu przysługę, bo sam niepogodzony z końcem nie był w stanie wywalić jej z mieszkania. No i jeszcze chciał płacić połowę czynszu na nowej miejscówce... słodkie.

530 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2020-10-12 20:58:30)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

To jest niesamowite a jednocześnie frustrujące i wku***jące, jak bardzo pragnienie odmiany, nowości, adrenalizny i emocji rozwala tak wiele relacji międzyludzkich. Tak bardzo niektórzy ludzie nie chą tej zwykłej, poczciwej normalności u boku drugiego człowieka, że tworzą sobie jakieś chore iluzje, iż życie  powinno zawsze wyglądać tak, jak w fazie zakochania: motylki, cudowności i ochy-achy. Jednocześnie oszustwa, zdrady i kłamstwa stają się zwykłym narzedziem, do tego aby czerpać garściami dla siebie, nei oglądając się na innych.

Kiedyś, na jednym z portali, dostałem od jakiejś dziewczyny (20- 23 lata) niedwuznaczną propozycję, bo jak to określiła: " (...) jestem w związku(...), jest wspaniały, ale to dla mnie żadna przeszkoda, wręcz motywacja, uwielbiam ten dreszczyk emocji i adrenalinę związane ze zradą, pragnienie przeżycia przygody(...)."

Autorze, trzymaj się mocno, odetnij się od tego wszystkiego i walcz o siebie! smile

531 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-10-12 20:43:12)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
BEKAśmiechu napisał/a:

Po co wbijać autorowi do głowy wizje złego "popychacza", "boczniaka", kochasia" i tego, że jego żona zobaczy jaki błąd popełniła? Moze bedą szczesliwi? Moze ona odetchnie z ulgą po wydostaniu sie ze zlotej klatki? Moze bedzie zyla biedniej, ale bedzie usatysfakcjonowana tym, ze wreszcie robi cos ze swoim zyciem? Tego nie wiemy i w zasadzie to nie ma znaczenia. Autor karmi sie tymi przypuszczeniami, bo jeszcze nie pogodził się z utratą "anioła". Idę o zakład, że gdzieś na dnie serduszka myślał, że ostatnia szarża w postaci pozwu otrzeźwi małżonkę. Niestety po raz kolejny dostał obuchem w łeb. Chociaż z drugiej strony uważam, że ona wyprowadzając się robi mu przysługę, bo sam niepogodzony z końcem nie był w stanie wywalić jej z mieszkania. No i jeszcze chciał płacić połowę czynszu na nowej miejscówce... słodkie.

Wiesz - chyba znów Cię zaskoczę. Mam nadzieję, że mojej jż jakoś to życie się ułoży. Czy to z Panem X czy to z kimś innym. W mojej opinii Pan X nie jest kandydatem na odpowiedzialnego mężczyznę. Ale to tylko moja, prywatna opinia - kompletnie nieistotna w tym momencie. Tak więc wracając do meritum sprawy - chciałbym, aby moja jż ułożyła sobie życie tak, jak potrafi najlepiej. Na swoich zasadach, tak jak chce, z kim chce i gdzie chce. Jest i była wolną osobą. Potrzebne to jest jej, mnie i przede wszystkim naszemu synowi.
Ja tego potrzebuje, bo chce mieć spokój - nie chce tu żadnego nachodzenia, nie potrzebuję żadnych gierek odgrywanych na potrzeby danej chwili czy zmieniającej się sytuacji. Potrzebuję też tego dla swojego syna - bo chciałbym i oczekuje tego, że nasz syn będzie miał kontakt z matką, która będzie "normalnie się zachowywać", nie będzie strzępkiem nerwów, nie będzie stale płakać. Chciałbym, aby nasz syn widywał matkę taką jaką kiedyś nią była. Nie chcę, aby kiedykolwiek jż przenosiła swoje problemy na ten dom. Na mnie czy też na dziecko.
Nigdy nie zamierzałem się też mścić na swojej jż - bo to chyba próbujesz mi wmówić lub sugerujesz chyba takie zachowanie jako "właściwe" w mojej sytuacji. Daleko mi do tego. Nie będę jej głaskał po główce za to wszystko i nigdy jej tego nie zapomnę, ale nie mnie ją osądzać. Sama się kiedyś osądzi. Wystarczy mi, że będzie z tym żyć. Do mnie powrotu już nie ma. Życzę jej by stanęła na nogi. Dzięki temu odetchnę i ułożę sobie swoje życie po swojemu. Odzyskam wiarę w to co ważne, odnajdę się na nowo, znajdę nowe priorytety.

Na koniec napiszę Ci jeszcze, że czasami, aby człowiek zrozumiał w jakim położeniu jest - najpierw musi upaść na dno. I to też jest w życiu ważne. To cenne doświadczenie - bo jeśli nie wiemy co chcemy, to dobrze jest chociaż wiedzieć czego się nie chce. W życiu nie zawsze wygrywamy. Ból i przegrana jest nieodłączną częścią naszego życia - nie da się tego uniknąć. Jeśli o mnie chodzi - to znam smak porażki, zawodu, "smak walki" o przyszłość rodziny. Całe dotychczasowe życie stałem na "pierwszej linii frontu" i doskonale się w tym odnajduje. Moja jż niekoniecznie. To nie ja będę miał teraz kłopoty. Poradzę sobie - tak jak radziłem sobie do tej pory. To przed nią wielkie wyzwania. Walka o przyszłość. Musi się szybko przystosować do prawdziwej rzeczywistości.

Miałem kilka dni temu znów przykład "nieprzystosowania do rzeczywistości". Mój syn złapał przeziębienie podczas wyjścia z kolegą do kina. Żona - postanowiła ambitnie podejść do zadania i chciała samodzielnie załatwić wizytę u lekarza. Jak jej poszło? Sami oceńcie. Z racji epidemii - syn został umówiony na telewizytę. Lekarz zadzwonił w umówionym terminie do mnie (nie do żony...). Wydał zalecenia, które zamieścił na portalu pacjenta. Żona była bardzo zdenerwowana, że znów nie wyszło tak jak trzeba, ale ... zobligowała się, że wykupi dziecku leki. I w tym momencie zaczęły się schody. Bo jak dostać się do portalu pacjenta. Czekałem kilka dni słuchając epitetów na temat całego świata, bo jż nie potrafiła dostać się portalu. W końcu - sam to zrobiłem i wykupiłem leki.

Pozdrawiam,

532

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:

Po co wbijać autorowi do głowy wizje złego "popychacza", "boczniaka", kochasia" i tego, że jego żona zobaczy jaki błąd popełniła? Moze bedą szczesliwi? Moze ona odetchnie z ulgą po wydostaniu sie ze zlotej klatki? Moze bedzie zyla biedniej, ale bedzie usatysfakcjonowana tym, ze wreszcie robi cos ze swoim zyciem? Tego nie wiemy i w zasadzie to nie ma znaczenia. Autor karmi sie tymi przypuszczeniami, bo jeszcze nie pogodził się z utratą "anioła". Idę o zakład, że gdzieś na dnie serduszka myślał, że ostatnia szarża w postaci pozwu otrzeźwi małżonkę. Niestety po raz kolejny dostał obuchem w łeb. Chociaż z drugiej strony uważam, że ona wyprowadzając się robi mu przysługę, bo sam niepogodzony z końcem nie był w stanie wywalić jej z mieszkania. No i jeszcze chciał płacić połowę czynszu na nowej miejscówce... słodkie.

Wiesz - chyba znów Cię zaskoczę. Mam nadzieję, że mojej jż jakoś to życie się ułoży. Czy to z Panem X czy to z kimś innym. W mojej opinii Pan X nie jest kandydatem na odpowiedzialnego mężczyznę. Ale to tylko moja, prywatna opinia - kompletnie nieistotna w tym momencie. Tak więc wracając do meritum sprawy - chciałbym, aby moja jż ułożyła sobie życie tak, jak potrafi najlepiej. Na swoich zasadach, tak jak chce, z kim chce i gdzie chce. Jest i była wolną osobą. Potrzebne to jest jej, mnie i przede wszystkim naszemu synowi.
Ja tego potrzebuje, bo chce mieć spokój - nie chce tu żadnego nachodzenia, nie potrzebuję żadnych gierek odgrywanych na potrzeby danej chwili czy zmieniającej się sytuacji. Potrzebuję też tego dla swojego syna - bo chciałbym i oczekuje tego, że nasz syn będzie miał kontakt z matką, która będzie "normalnie się zachowywać", nie będzie strzępkiem nerwów, nie będzie stale płakać. Chciałbym, aby nasz syn widywał matkę taką jaką kiedyś nią była. Nie chcę, aby kiedykolwiek jż przenosiła swoje problemy na ten dom. Na mnie czy też na dziecko.
Nigdy nie zamierzałem się też mścić na swojej jż - bo to chyba próbujesz mi wmówić lub sugerujesz chyba takie zachowanie jako "właściwe" w mojej sytuacji. Daleko mi do tego. Nie będę jej głaskał po główce za to wszystko i nigdy jej tego nie zapomnę, ale nie mnie ją osądzać. Sama się kiedyś osądzi. Wystarczy mi, że będzie z tym żyć. Do mnie powrotu już nie ma. Życzę jej by stanęła na nogi. Dzięki temu odetchnę i ułożę sobie swoje życie po swojemu. Odzyskam wiarę w to co ważne, odnajdę się na nowo, znajdę nowe priorytety.

Na koniec napiszę Ci jeszcze, że czasami, aby człowiek zrozumiał w jakim położeniu jest - najpierw musi upaść na dno. I to też jest w życiu ważne. To cenne doświadczenie - bo jeśli nie wiemy co chcemy, to dobrze jest chociaż wiedzieć czego się nie chce. W życiu nie zawsze wygrywamy. Ból i przegrana jest nieodłączną częścią naszego życia - nie da się tego uniknąć. Jeśli o mnie chodzi - to znam smak porażki, zawodu, "smak walki" o przyszłość rodziny. Całe dotychczasowe życie stałem na "pierwszej linii frontu" i doskonale się w tym odnajduje. Moja jż niekoniecznie. To nie ja będę miał teraz kłopoty. Poradzę sobie - tak jak radziłem sobie do tej pory. To przed nią wielkie wyzwania. Walka o przyszłość. Musi się szybko przystosować do prawdziwej rzeczywistości.

Pozdrawiam,

Absolutnie nie sugerowałem, żebyś mścił się na niej, ale płacenie połowy czynszu to zagrywka z pogranicza masochizmu. Ptaszek wyfrunął z klatki, a ty jeszcze raz podjąłeś desperacką próbę uwięzienia ptaszka, tym razem pod postacią szlachetnego gestu. Nadal dominuje w tobie przekonanie, ze ona straci na tym. Dla przykładu: "sama sie kiedys osądzi", "wystarczy, ze bedzie z tym zyc", "zycze jej by stanęła na nogi". Nadal traktujesz ją jak głupią gęś, ktora musi byc prowadzona za rączke, bo zginie. Nie widzisz, ze w duzym stopniu jeates za ten stan rzeczy odpowiedzialny? Nie za zdradę, której się dopuściła, tylko za to w jaki sposób ją ubezwłasnowolniłeś? I nie bądź taki pewien, że ten facet nie jest dla niej, ze sobie nie poradzi, czy ze spotka się ze scianą rzeczywistosci. Zdziwisz się jak nagle stanie na nogi, zacznie zyc na wlasny rachunek i zobaczy co tym zyskała.

533 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-10-12 21:12:12)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Beka - Pan X nie ma być moim partnerem tylko jej. Nie mnie ma się podobać - tylko mojej jż. Nic mi do tego z kim jż będzie sypiać, z kim się będzie spotykać. Jej wybór i jej konsekwencje. Dopóki będzie trzymać tego "idealnego kandydata" z dala od mojego syna - nie zamierzam w to ingerować.

534

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Beka - Pan X nie ma być moim partnerem tylko jej. Nie mnie ma się podobać - tylko mojej jż. Nic mi do tego z kim jż będzie sypiać, z kim się będzie spotykać. Jej wybór i jej konsekwencje. Dopóki będzie trzymać tego "idealnego kandydata" z dala od mojego syna - nie zamierzam w to ingerować.

Tak jakby będziesz musiał zaakceptować to, że w razie utrzymania tej relacji, Pan X bedzie spotykał sie także z twoim synem. Może nawet twoj syn go polubi...

535

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
BEKAśmiechu napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Beka - Pan X nie ma być moim partnerem tylko jej. Nie mnie ma się podobać - tylko mojej jż. Nic mi do tego z kim jż będzie sypiać, z kim się będzie spotykać. Jej wybór i jej konsekwencje. Dopóki będzie trzymać tego "idealnego kandydata" z dala od mojego syna - nie zamierzam w to ingerować.

Tak jakby będziesz musiał zaakceptować to, że w razie utrzymania tej relacji, Pan X bedzie spotykał sie także z twoim synem. Może nawet twoj syn go polubi...

Z tym to różnie może być prorokowanie to nam tu na forum nie zawsze wychodzi .

BEKA bez urazy ,ale jaki z Ciebie "idealista" się zrobił od czasów Becketta normalnie nie poznaję Ciebie ile optymizmu .(Taki żarcik)

536 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-10-12 22:59:43)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
BEKAśmiechu napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Beka - Pan X nie ma być moim partnerem tylko jej. Nie mnie ma się podobać - tylko mojej jż. Nic mi do tego z kim jż będzie sypiać, z kim się będzie spotykać. Jej wybór i jej konsekwencje. Dopóki będzie trzymać tego "idealnego kandydata" z dala od mojego syna - nie zamierzam w to ingerować.

Tak jakby będziesz musiał zaakceptować to, że w razie utrzymania tej relacji, Pan X bedzie spotykał sie także z twoim synem. Może nawet twoj syn go polubi...

Beka - tak po męsku i krótko. Mam w ugodzie zagwarantowany zakaz zbliżania się Pana X do mojego syna. I nie wynika to z mojej złośliwości czy urażonej dumy zdradzonego samca. Wręcz przeciwnie. To był akt dobrej woli skierowany w stronę mojej jż. Dobrej woli - bo już teraz na „dzień dobry” mógłbym jej bardzo  mocno ograniczyć kontakt z synem. A nie o to mi chodzi.  Chce by syn miał też matkę A jeśli interesują Cię szczegóły to napisze Ci tylko, że Pan X ma problem z „twardymi używkami”. Rozumiesz teraz? Jeśli mojej żonie to nie przeszkadza - jej wybór. Zresztą napisała w jednej wiadomości, że ona „to rozumie” i nie będzie z tym walczyć dopóki to nie będzie wpływać negatywnie na inne osoby. Jej może to nie przeszkadzać - ale mnie zdecydowanie tak. I jeśli dowiem się, że „ten Pan” zbliży się do mojego syna - to ograniczę mojej żonie prawa rodzicielskie.
Nie będzie sentymentów ani żadnej miłości do bliźniego. Rozumiesz teraz? Czy piszesz sobie tylko tak by sobie popisać?

537

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Beka - Pan X nie ma być moim partnerem tylko jej. Nie mnie ma się podobać - tylko mojej jż. Nic mi do tego z kim jż będzie sypiać, z kim się będzie spotykać. Jej wybór i jej konsekwencje. Dopóki będzie trzymać tego "idealnego kandydata" z dala od mojego syna - nie zamierzam w to ingerować.

Tak jakby będziesz musiał zaakceptować to, że w razie utrzymania tej relacji, Pan X bedzie spotykał sie także z twoim synem. Może nawet twoj syn go polubi...

Beka - tak po męsku i krótko. Mam w ugodzie zagwarantowany zakaz zbliżania się Pana X do mojego syna. I nie wynika to z mojej złośliwości czy urażonej dumy zdradzonego samca. Wręcz przeciwnie. To był akt dobrej woli skierowany w stronę mojej jż. Dobrej woli - bo już teraz na „dzień dobry” mógłbym jej bardzo  mocno ograniczyć kontakt z synem. A nie o to mi chodzi.  Chce by syn miał też matkę A jeśli interesują Cię szczegóły to napisze Ci tylko, że Pan X ma problem z „twardymi używkami”. Rozumiesz teraz? Jeśli mojej żonie to nie przeszkadza - jej wybór. Zresztą napisała w jednej wiadomości, że ona „to rozumie” i nie będzie z tym walczyć dopóki to nie będzie wpływać negatywnie na inne osoby. Jej może to nie przeszkadzać - ale mnie zdecydowanie tak. I jeśli dowiem się, że „ten Pan” zbliży się do mojego syna - to ograniczę mojej żonie prawa rodzicielskie.
Nie będzie sentymentów ani żadnej miłości do bliźniego. Rozumiesz teraz? Czy piszesz sobie tylko tak by sobie popisać?

Słuchaj, nie jestem prawnikiem, ale ugoda to nie wyrok sądu. Z tego co wiem, to w takiej sytuacji nawet jakby zbliżył się do twojego syna nie oznaczałoby z automatu ograniczenia praw rodzicielskich. To, ze twoja zona coś tam podpisała (ugodę), bez wyroku (a taki jeszcze nie zapadł) oznacza tyle co zeszłoroczny śnieg. A po męsku i krótko to trzeba było w odpowiednim czasie do żony, a nie tu teraz do mnie.

538

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:
BEKAśmiechu napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Beka - Pan X nie ma być moim partnerem tylko jej. Nie mnie ma się podobać - tylko mojej jż. Nic mi do tego z kim jż będzie sypiać, z kim się będzie spotykać. Jej wybór i jej konsekwencje. Dopóki będzie trzymać tego "idealnego kandydata" z dala od mojego syna - nie zamierzam w to ingerować.

Tak jakby będziesz musiał zaakceptować to, że w razie utrzymania tej relacji, Pan X bedzie spotykał sie także z twoim synem. Może nawet twoj syn go polubi...

Beka - tak po męsku i krótko. Mam w ugodzie zagwarantowany zakaz zbliżania się Pana X do mojego syna. I nie wynika to z mojej złośliwości czy urażonej dumy zdradzonego samca. Wręcz przeciwnie. To był akt dobrej woli skierowany w stronę mojej jż. Dobrej woli - bo już teraz na „dzień dobry” mógłbym jej bardzo  mocno ograniczyć kontakt z synem. A nie o to mi chodzi.  Chce by syn miał też matkę A jeśli interesują Cię szczegóły to napisze Ci tylko, że Pan X ma problem z „twardymi używkami”. Rozumiesz teraz? Jeśli mojej żonie to nie przeszkadza - jej wybór. Zresztą napisała w jednej wiadomości, że ona „to rozumie” i nie będzie z tym walczyć dopóki to nie będzie wpływać negatywnie na inne osoby. Jej może to nie przeszkadzać - ale mnie zdecydowanie tak. I jeśli dowiem się, że „ten Pan” zbliży się do mojego syna - to ograniczę mojej żonie prawa rodzicielskie.
Nie będzie sentymentów ani żadnej miłości do bliźniego. Rozumiesz teraz? Czy piszesz sobie tylko tak by sobie popisać?

Kuba Twoje obawy są jak najbardziej uzasadnione ,od razu uruchomiło mi się to co może być i dobrze że się zabezpieczasz i zabezpieczasz syna .
Z kokainą meta i amfetaminą nie ma przebacz, ludzie od tego naprawdę czasem wariują i to nie przenośni to są bardzo nieprzewidywalne sytuacje, niebezpieczne nie ma co minimalizować tego lepiej na zimne dmuchać .
Widocznie w jż włączył się syndrom ratowniczki dała sobie wcisnąć narkomańską filozofię typu że amfa to nie uzależnia albo inne bzdurne racjonalizacje,które dla niej w jej amoku brzmią jak eureki,a to niestety dla niej nie wróży niczego dobrego jeżeli da się wciągnąć to zostanie z czasem psychicznie zmasakrowana, a jeżeli poczuje chorą fascynacje dragami, to w ogóle nie miej żadnych skrupułów, nie przesadzam to nie przelewki .To temat rzeka intuicja dobrze Ci podpowiada.

539

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

no to twoja była ,, smakołykiem " nowego wybranka dołożyła Ci problemu. Musisz być czujny , z synem rozmawiać o uzależnieniach i ich wpływie na człowieka bo różne historie życie pisze. To że istnieje niebezpieczeństwo spróbowania jak to jest przez nią to mały pikuś to jej decyzja, zdrowie i życie ale żeby młody nie sięgnął jak będzie miał doła czy problemy. Kolejna poruszona tu sprawa to syndrom rotowania, poświęcenia w słusznej sprawie czyli ratowania pokrzywdzonego przez ,,życie" kochanka. Bardzo częsty syndrom u kobiet tzw matkowania wywołanego współczuciem przez grającego uczuciami mężczyznę (na misia). Pewnie wydaje jej się że ona jako ta wspaniała i najlepsza go uleczy, wyciągnie z uzależnienia biedaka (oby on ją nie wciągnął). Teraz ona jest naćpana ale wielką miłością do niego a jak motylki zdechną i szarówka wkroczy to co zrobi by powrócić do tamtego stanu ? Pomijam aspekt finansowy bo to teraz ich problem , ale to przecież kosztuje za darmo tego się nie dostaje no chyba że pierwszą działkę na spróbowanie. Rodzice jej wiedzą o tym problemie ?

540

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ona jest dorosła. Nie wkładajcie Kubie tego na głowę, że ma się martwić  problemami jej kochanka. jakby Syn chciał. top zapewnie w Wawie okazję by miał.
druga sprawa: Kuba, Beka brzmi szorstko, ale ma rację, mocno emocjona;nie tam tkwisz jeszcze.
Po pierwsze, bez sensu się porównujesz do kolegi żony.
Jesteście inni kompletnie.
słyszałeś o perłach rzucanych przed wieprze? Otóż drogi Kubo, każdy ma swoje perły i swoje wieprze. Każdy też swoje potrzeby i właśną wizję kobiety i mężczyzny w związku. Twoje "perły nie zostały docenione, co nie znaczy, że przez inną by nie były.
więc nie ofiaruj ich swojemu Prosiaczkowi, bo jak ich nie doceniła to i nie doceni.
Zaczynasz nowe życie, dobierz sobie lepszą partnerkę, taka która będzie chciała tego co masz do zaoferowania, ale też da wiele Tobie.

541 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-10-13 22:17:44)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Ona jest dorosła. Nie wkładajcie Kubie tego na głowę, że ma się martwić  problemami jej kochanka. jakby Syn chciał. top zapewnie w Wawie okazję by miał.
druga sprawa: Kuba, Beka brzmi szorstko, ale ma rację, mocno emocjona;nie tam tkwisz jeszcze.
Po pierwsze, bez sensu się porównujesz do kolegi żony.
Jesteście inni kompletnie.
słyszałeś o perłach rzucanych przed wieprze? Otóż drogi Kubo, każdy ma swoje perły i swoje wieprze. Każdy też swoje potrzeby i właśną wizję kobiety i mężczyzny w związku. Twoje "perły nie zostały docenione, co nie znaczy, że przez inną by nie były.
więc nie ofiaruj ich swojemu Prosiaczkowi, bo jak ich nie doceniła to i nie doceni.
Zaczynasz nowe życie, dobierz sobie lepszą partnerkę, taka która będzie chciała tego co masz do zaoferowania, ale też da wiele Tobie.

Nie będę się upierał może i czasem przesadzam ze względu na swoje doświadczenia i doświadczenia moich znajomych z NA.
To że jż jest tylko zakochaną dorosłą to za mało ,żeby być matką z doskoku uwikłaną w związek z potencjalnym narkomanem,trochę naiwne wydaje mi się że nagle pod wpływem emocji do pana X tak błyskawicznie dojrzała .
Nawet wielka uświęcona  i najprawdziwsza w świecie miłość ulega zniszczeniu w konfrontacji z dragami i niszczy ludzi bywa że nieodwracalnie .
Mnie nie do końca chodziło o  to że pan X wciągnie syna Kuby w dragi to raczej chodzi o wpływ prawdopodobnej i potencjalnej toksycznej relacji na matkę a tym samym na syna .
A wciągająca koks pani pedagog niby dorosła  koło 40 to wcale nie jest jakieś kuriozum jednorożec dla mnie,nawet jak wcześniej nie mila do czynienia z tym,żadna profesja i wiek nie chroni przed uzależnieniem niestety i przed współuzależnieniem też nie.No chyba że jak już zamieszkają razem to wszystko i wszyscy z miłości się cudownie pozmieniają na lepsze,dojrzeją w szybkim tempie,w wolnej już miłości, tu oczywiście też się domyślam że nie za bardzo tak bywa w życiu,wyjątki się zdarzają i to może zmylić niejedną osobę tyle że te wyjątki to naprawdę rzadkie wyjątki gdzie ktoś jednak zaprzestaje ćpania dla siebie nie dla kogoś . Wiadomo że nie wiadomo jak to będzie.
Kuba może i nie jest teraz obiektywny ma do pana X awersję i urazę,o żonie też myśli że wpływowa i niesamodzielna, dziecinna ,ale syna dobrze że prewencyjnie ochroni przed oglądaniem tej maminej nowej idylli ,nawet już zalegalizowanej bo zamieszkają w końcu razem jż i X ,to nie może machnąć ręką kto będzie mieć wpływ na jego syna.
Z założeniem oczywiście że pan X jest narkomanem,bo nim się jest albo nie.Żeby nie było jak z eks MarkaDV .
Synowi Kuby to panX jest moim zdanie do niczego nie potrzebny ,matka tak z tym że dobrze żeby była trzeźwa dosłownie i w przenośni na to Kuba nie ma jednak wpływu na matkę i nie da mu się nic do głowy wkładać bo zrobi co uzna za stosowne według tego co widzi i jak to oceni.

542

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Widzę teraz większą aktywność żony w domu. Bardziej zauważa syna. Szykuje mi jedzenie do pracy.
I coś dziwna ta „love” że niby takie pożądanie, wszystko jasne a jednak jakby przestało im się śpieszyć. Jakby na coś czekali.
A może jż chce zachować pozory takiej „uczciwej” co to czekała do rozwodu zanim inna gałąź złapie...
Stale dostaje wiązanki, że dostałem się do jej poczty.... Nie może się z tym pogodzić.

Love dziwna, bo zapewne lovelas w obecnej sytuacji dystansuje się od Twojej jż.
Kto wie czy z tego powodu jesz kanapki w pracy.
Udzwigniesz to?

543 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-10-13 22:16:19)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
beckett napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Widzę teraz większą aktywność żony w domu. Bardziej zauważa syna. Szykuje mi jedzenie do pracy.
I coś dziwna ta „love” że niby takie pożądanie, wszystko jasne a jednak jakby przestało im się śpieszyć. Jakby na coś czekali.
A może jż chce zachować pozory takiej „uczciwej” co to czekała do rozwodu zanim inna gałąź złapie...
Stale dostaje wiązanki, że dostałem się do jej poczty.... Nie może się z tym pogodzić.

Love dziwna, bo zapewne lovelas w obecnej sytuacji dystansuje się od Twojej jż.
Kto wie czy z tego powodu jesz kanapki w pracy.
Udzwigniesz to?

Beckett przeczytaj dalej jż Kuby się wyprowadza w tym tygodniu wynajęła już wcześniej mieszkanie .

544 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-10-13 20:04:30)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Z tym że jego syn to juz obecnie 16 latek i trochę swojego rozumu ma.
Szczerze powiem,  że mój EX nie jest poukładany emocjonalnie i widzę, że robi zle rzeczy w kontakcie z dziećmi,  ale stwierdziłam  że wtrącać się nie będę  ani śladowo, bo dzieci mają na tyle rozumu,  by to ogarnąć.
A robił  nieciekawe rzeczy chcąc zachwiać ich zaufaniem do mnie, nie walczyłam z tym, robiłam  swoje i i do wniosków jak jest doszły same, bez złego słowa na ojca.
Może są inne metody oczywiście, ale moim zdaniem Kuba tylko się uszarpie  na nich. Dzisiaj jest Pan X, jutro może być Pan Y.
To już nie Kuby sprawa. Naprawdę dał z siebie wiele, a jego żona ma spory potencjał by na nim emocjonalnie wampirzyć, gdy jej się związek posypie. Odradzam.

545

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Z tym że jego syn to juz obecnie 16 latek i trochę swojego rozumu ma.
Szczerze powiem,  że mój EX nie jest poukładany emocjonalnie i widzę, że robi zle rzeczy w kontakcie z dziećmi,  ale stwierdziłam  że wtrącać się nie będę  ani śladowo, bo dzieci mają na tyle rozumu,  by to ogarnąć.
A robił  nieciekawe rzeczy chcąc zachwiać ich zaufaniem do mnie, nie walczyłam z tym, robiłam  swoje i i do wniosków jak jest doszły same, bez złego słowa na ojca.
Może są inne metody oczywiście, ale moim zdaniem Kuba tylko się uszarpie  na nich. Dzisiaj jest Pan X, jutro może być Pan Y.
To już nie Kuby sprawa. Naprawdę dał z siebie wiele, a jego żona ma spory potencjał by na nim emocjonalnie wampirzyć, gdy jej się związek posypie. Odradzam.

Tutaj to zgoda za terapeutę to Kuba nie musi robić bo dalej będzie się wikłać w jakiś dziwny związek z byłą żoną.
Ten kontrowersyjny punkt ugody też mi się wydaje dziwny ,intencje Kuby rozumiem
tylko nie bardzo rozumiem podstawy prawne i jak niby Kuba będziesz to sprawdzać ,będziesz młodego przesłuchiwał czy jak.
16 lat tak trochę rozumu ma smile

546 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-10-13 21:50:54)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witajcie,
Napisałem długa wiadomość i gdzieś mi znikła. Chyba mnie wylogowało. Mam nauczkę.
Postaram się więc streścić.

Mój syn nie ma jeszcze 15 lat ukończonych.
Jest młody, ale rozumny. Wie co dobre a co złe. Nie nastawiam go przeciw swojej jż. Moja żona sama sobie „podkopała reputację”.

Mój syn ma jasny stosunek do Pana X. Nienawidzi go. I żona dobrze się o tym już kilka razy przekonała. Próbowała podejmować z synem rozmowy na ten temat, ale one szybko się kończyły. Teraz nawet nie próbuje.

Co do kanapek w pracy. Tego już nie ma od dłuższego czasu. Na moją wyraźną prośbę. Nie ma też wspólnych posiłków. Nie ma wspólnych zakupów. Obiady jadam poza domem. Nie jem niczego co przyrządza moja żona.
Jakiś czas temu zablokowałem numer telefonu jż. Tak by mnie nie kusiło - więc nie ma żadnego pisania ani dzwonienia.
Nie ma żadnych wspólnych inicjatyw. Wszelki kontakt ograniczyłem do maksimum. Nie podejmuje rozmów w domu z jż.

Pytacie mnie o ugodę. Macie racje - to tylko ugoda i czekam cierpliwie do sprawy, aby postanowienia w niej zawarte stały się obowiązujące. Mam dowody na wszystko, wiec jeśli ktoś zmieni zdanie - jestem gotów podjąć polemikę sądową. A trzymanie pana X z dala od mojego syna leży w interesie mojej żony. Temat mam uzgodniony z panią adwokat.

I na koniec najważniejsze - Bekaśmiechu - chciałem Cię przeprosić. Poniosło mnie ostatnio. Nie będę się tłumaczył, ale rodzina to dla mnie świętość. Sam na klatę mogę dużo wziąść, ale bardzo szybko reaguje na pewne tematy.

A syn wyjątkowo mi się „udał”. Skończył podstawówkę z wyróżnieniem, dostał się do wymarzonego liceum. Zdobył wiele nagród. Jestem z niego dumny.
Nie będę przy nim zawsze, ale mam nadzieję, że będzie na tyle mądry, że będzie umiał powiedzieć NIE we właściwym momencie, gdy ktoś mu coś zaoferuje.... Sam ze swojej strony mogę go tylko uświadamiać. W domu nikt nie pali ani nie pije. Czy to go uchroni? Nie wiem. Liczę na jego mądrość.

Pozdrawiam Was.

547

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Witajcie,
Napisałem długa wiadomość i gdzieś mi znikła. Chyba mnie wylogowało. Mam nauczkę.
Postaram się więc streścić.

Mój syn nie ma jeszcze 15 lat ukończonych.
Jest młody, ale rozumny. Wie co dobre a co złe. Nie nastawiam go przeciw swojej jż. Moja żona sama sobie „podkopała reputację”.

Mój syn na jasny stosunek do Pana X. Nienawidzi go. I żona dobrze się o tym już kilka razy przekonała. Próbowała podejmować z synem rozmowy na ten temat, ale one szybko się kończyły. Teraz nawet nie próbuje.

Co do kanapek w pracy. Tego już nie ma od dłuższego czasu. Na moją wyraźną prośbę. Nie ma też wspólnych posiłków. Nie ma wspólnych zakupów. Obiady jadam poza domem. Nie jem niczego co przyrządziła moja żona.
Jakiś czas temu zablokowałem numer jż. Tak by mnie nie kusiło - wiec nie ma żadnego pisania ani dzwonienia.
Nie ma żadnych wspólnych inicjatyw. I kontakt ograniczyłem do maksimum. Nie podejmuje rozmów w domu z jż.

Pytacie mnie o ugodę. Macie racje - to tylko ugoda i czekam cierpliwie do sprawy, aby postanowienia w niej zawarte stały się obowiązujące.

I na koniec najważniejsze - Bekaśmiechu - chciałem Cię przeprosić. Poniosło mnie ostatnio. Nie będę się tłumaczył, ale rodzina to dla mnie świętość. Sam na klatę mogę dużo wziąść, ale bardzo szybko reaguje na pewne tematy.

Syn mi się „udał”. Skończył podstawówkę z wyróżnieniem, dostał się do wymarzonego liceum. Jestem z niego dumny.
Nie będę przy nim zawsze, ale mam nadzieję, że będzie na tyle mądry, że będzie umiał powiedzieć NIE we właściwym momencie.

Pozdrawiam Was.

Nie musisz mnie przepraszać, ja Cię w 100% rozumiem. Zapewne gdybym był na twoim miejscu, równie ciężko bym to znosił i popełniał te same błędy. Zakończ to w swojej głowie i nie oglądaj się za siebie, ta pani już jest przeszłością.

548 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-10-13 22:16:28)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dzięki.

Mam świadomość, że czasami byłem „odporny na wiedzę”, że pewne klarowne i jasne tematy do mnie nie docierały. Chyba sam się blokowałem przed zaakceptowaniem rzeczywistości.
Dziś wiem, że ludziom takim jak ja, nawet więcej - sporej rzeszy ludzi tu trafiających - potrzebny jest kubeł zimnej wody. Strzał z liścia, jeśli ktoś woli. Nie głaskanie i pocieszanie. To nic nie daje.
Człowiek jest przerażony, ale szybciej dochodzi do siebie. Ja swoje dno osiągnąłem w kwietniu ubiegłego roku. To się jednak nie nadaje nawet na to anonimowe forum. I z tym moja jż będzie żyć.
Reasumując - myślę, że robicie tu kawał dobrej roboty. Nawet nie wiecie jak dużo.

549

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś_Puchatek  Dzięki.

Mam świadomość, że czasami byłem „odporny na wiedzę”, że pewne klarowne i jasne tematy do mnie nie docierały. Chyba sam się blokowałem przed zaakceptowaniem rzeczywistości.

Autorze to co przechodziłeś to jest normalne u zdradzonego, pierwszy okres po godzinie W to stan wyparcia i niedowierzania . W tym stanie zdradzony ma różowe okólary, nie jest wstanie przyjąc do wiadomości że jego żona mogła to zrobić, osoba kochająca, delikatna, prłna uczóć i opiekuncza , to musi byc pomyłka, pomówinie, szukamy usprawiedliwienia, tłumaczymy jasne sygnały na inny pokręcony obraz (że oni u niego znaczki oglądali kilka godzin). Po pierwszym okresie nastepuje kolejny, jakże upokażający dla zdradzonego który usiłuje nie bacząc na nic ratować małżeństwo. Wybacza wszystko , nie docieka niczego, staje na ,,głowie" wręcz nosi na rękach. Dopiero kolejny etap to spadające różowe okulary i uświadomienie sobie kim dla żony był zdradzony, że nie ma sensu nawet próbować ratowania, że jest się przeszkodą do jej wielkiej miłości. To takie schematyczne, różnią się tylko czasy trwania okresu. Trzymaj się , teraz będzie już lepiej bo już wiesz i wiesz co robić.

550

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś jak się czujesz i co u Ciebie ?

551 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-09 12:39:30)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witaj Pasławku i Drodzy Forumowicze,

Dziękuje za pamięć.
Moja historia zmierza w jedynym słusznym kierunku. I może przewrotnie trochę napiszę, ale skończy się tak, jak tytuł jednego z tematów na tym forum: „Szczęśliwe zakończenie związków w których pojawiła się zdrada”. I tym szczęśliwym zakończeniem będzie rozwód.

Ale wracając do faktów:
1) od połowy października mieszkam już sam z synem. Moja jż wyprowadziła się definitywnie z zajmowanego mieszkania zabierając przy tym wszystkie swoje rzeczy i sprzęty, które miała ochotę zabrać.
2) jż nie jest już zameldowana pod „starym adresem”
3) 1,5 tygodnia temu dostałem z sądu wezwanie do uzupełnienia braków formalnych co też niezwłocznie uczyniłem. Sąd upomniał się o uzupełnienie pozwu o alimenty i świadka, który mógłby zeznać na temat sytuacji małoletniego.
W akcie dobrej woli - poprosiłem jż by sama sobie ustaliła kwotę, którą chce płacić na syna.
Kwestie alimentów uzgodniliśmy i zatwierdziliśmy kolejną ugodą u mediatora. Alimenty wypłacane od dnia wyprowadzki z domu, tak więc domowy budżet zyskuje
4) jż od połowy października wynajmuje małe mieszkanie
5) przetrzepałem mieszkanie w celu pozbycia się „obcych” rzeczy
6) świetnie dogaduje się z synem smile 

Natomiast co do pozostałych kwestii. Muszę Wam przyznać, że odżyłem. Odpocząłem psychicznie. Ciężko mi nawet wyrazić ten stan. Nie musze już myśleć, gdzie jż jest, co robi, z kim spędza czas. Z kim pisze i gdzie się obściskuje. Kompletnie mnie już to nie interesuje. Nie wnikam w to. Te 1,5 roku zrobiły swoje.
Niedawno jż przyszła do domu w fatalnym stanie. Żaliła się na stan swojego zdrowia. Na początku było mi jej żal, ale po chwili, jak pomyślałem co wyprawiała przez ostatni czas - żal szybko minął.

Po podpisaniu kolejnej ugody - dowiedziałem się gdzie jż teraz mieszka. A w zasadzie zrobiło to na mnie takie wrażenie jak przeglądanie książki telefonicznej z adresami. Czyli żadne.

Z kolejnych rzeczy dobrych - wziąłem się za swoje braki. Zacząłem m.in naukę gotowania pod czujnym okiem swojego ... taty, który świetnie gotuje. Więcej czasu poświęcam synowi. Załatwiamy zaległych lekarzy, chodzimy na zakupy. Syn pomaga mi w prasowaniu. Jest lepiej niż bym pomyślał.

Sporo znajomych zaprasza nas ostatnio na weekendowe wypady czy na małe spotkania. Częściej wyjeżdżamy poza dom. Naprawdę dużo się dzieje. Cieszę się, że syn mieszka ze mną, bo dzięki temu nie odczuwam tak samotności. Choć na brak czasu nie narzekam. Mam przecież i obowiązki zawodowe i stale coś w domu do zrobienia.

Teraz czekam na wyznaczenie terminu rozprawy i formalne zakończenie czegoś, co już nie istnieje.

Jedyny problem jaki widzę to to, że... nie ma kogo przytulić. Probuje to „zagłuszać” zajmując się  wszystkim innym - ale niespecjalnie sobie z tym radze. Zawsze lubiłem czuć obecność drugiej osoby, ciepło i bliskość ale to nieprędko się chyba zmieni. Wyjścia ze znajomymi nie są w stanie zaspokoić głodu uczuciowego, którego od bardzo dawna mi brak. Nie pamietam już nawet jak to jest.... Chciałbym móc kogoś uśpić, przytulić czy pogłaskać. Jak czytam profile osób, którym tego brakowało - serce mi się ściska. Wszystko co mam - przelewam teraz na syna.
Na kontakty z innymi ludźmi nie narzekam, ale muszę uważać co mowie i co piszę, bo czasami czuje się jak „bity pies”, który szuka kogoś bliskiego na horyzoncie. Wiecie chyba dobrze jak to jest.
Liczę po cichu, że jeszcze spotkam jakąś bratnią duszę, która nie będzie się bać swoich uczuć i nie przerazi jej facet, który chciałby kochać i być kochanym. Tylko tyle albo aż tyle.

PS. Chciałem jeszcze z tego miejsca raz jeszcze podziękować „forumowym zakapiorom” za wylewanie kubłów zimnej wody na moją głowę. Moderacji, wszystkim Paniom i Panom. Dzięki Wam wszystkim -  jestem dziś tu gdzie jestem. Jakiś czas temu zgubiłem swoje jaja, ale na szczęście już je odnalazłem.
I obiecuje dać znać, jeśli coś istotnego się zmieni w moim życiorysie.

Pozdrawiam Was wszystkich,

552

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Nie czytałam całego wątku, ale przeczytałam sobie ten post wyżej. Widać w nim mądrego, poukładanego, ciepłego (w pozytywnym znaczeniu) mężczyznę. Myślę, że znajdziesz taką osobę jakiej potrzebujesz. Tylko dbaj o siebie i wybierz dobrze.

553 Ostatnio edytowany przez Ajko (2020-12-09 13:13:20)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dzięki Kuba za opisanie aktualnych wieści u ciebie. Długo miałeś pod górkę, miło czytać, że odzyskałeś/ odzyskaliście spokój. Nigdy nie uważałam, że brak ci "jaj", ale faktycznie dobrze, że wróciłeś do siebie, bo w dawaniu szans, czekaniu na powrót uczucia można się zapomnieć.
Wszystkiego co najlepsze dla ciebie i syna.

554

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dzięki Kuba za odzew i też pozdrawiam .
Z niektórymi osobami na forum jakoś szczególnie się zżywam i jesteś Kuba jedną z takich osób zapewne dlatego że bardzo wnikliwie
opowiadałeś swoją osobistą historię za co masz duży szacunek i sympatię u mnie .
Można być dobrej i spokojnej myśli o Tobie .

A kobitę to Ci znajdziemy na forum za jakiś czas poczekaj nie gorączkuj się smile

555

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Pięknie się to czyta, wszystko się ułoży, nie ma innych możliwości...
smile
Zobaczysz smile

556

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś Puchatek- moja wiara w normalnych , dojrzałych facetów podniosła się trochę..
Gratuluję, że udało Ci się uwolnić od j.ż.  pomimo dużej empatii, wielkiego serca i wiary w miłość. W pewnej chwili, czytając Twoją historię obawiałam się, że dasz się urobić, szczerze wierząc że będzie dobrze.

557

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Przeczytałem Wasze ostatnie wpisy i jest mi bardzo miło, że wierzycie we mnie.

Nie spodziewam się już żadnych komplikacji na swojej drodze. To co miało się wydarzyć - już się zdarzyło. Teraz potrzeba mi tylko odrobinę cierpliwości i spokoju. Urzędowe procedury ruszyły. Upływający czas dokończy dzieło. Potrzebuję trochę rutyny i oswojenia się z nową rzeczywistością.

Anuu1 - tak jak napisałaś - chciałbym spotkać kobietę, "której potrzebuję". Tylko, że nie wiem, czy gdzieś jeszcze taką spotkam. Brak mi ewidentnie doświadczenia. Moja żona była jedyną kobietą w moim życiu i nigdy nie zakładałem, że to może ulec zmianie. Teraz wszystko to, co jest dookoła mnie jest nowe a ja musiałem opuścić swoją strefę komfortu. I to co widzę po drugiej stronie - budzi lęk i nadzieję. Lęk, bo nie wiem jak będzie a nadzieję, bo już dziś wiem, że wszystko mogło inaczej wyglądać. Że to co wydawało mi się lojalnością było tylko wykorzystywaniem a wiara i miłość okazała się ślepa. Dziś po wielu miesiącach czytania wątków na tym forum widzę, że powinienem kupić "koledze" dobry alkohol i jeszcze mu podziękować, że zabrał mi kogoś, kto uległ.
Mimo wszystko dziękuję losowi za wiele wspólnych lat z jż, za syna którego mogę kształtować, za wspomnienia. Tego mi nigdy nie odbierze.
Dwa lata temu jż spadła z piedestału na który sam ją wzniosłem. Przez jakiś czas kochałem już tylko "to wyobrażenie, które tkwiło w pamięci". Ajko zresztą sama to wychwyciła, że byłem gotów zatracić się w tym dawaniu kolejnych szans. A ja chciałem w to wierzyć tak jak wiele tu zdradzonych kobiet i mężczyzn. Mózg wypierał fakty, bronił się przed tym co oczywiste i klarowne.
Każdemu z nas zawsze można się do czegoś przyczepić, ale czy to nie jest tak, że kocha się nie za coś a za nic? Za to, że ktoś jest. Że gdzieś tam na nas czeka. Że możemy na niego liczyć. Za samą świadomość, bliskość, wiarę. Za wspólną drogę i czas. Za poświęcenie i nadzieję. Za to wszystko ja ją kochałem. Za to wszystko zasługiwała bym dawał jej kolejne szanse. Czy miłość to nie poświęcenie dla drugiego człowieka? Kiedyś tak mi się wydawało. I to pewnie działa, gdy obok jest ta właściwa osoba. Ja źle trafiłem. Poświęcenie doprowadziło mnie do upadku. Ale za to też jej chyba podziękuję. Otworzyła mi oczy. Zburzyła wszystko to w co wierzyłem, ale dała mi tym samym wolność i szansę na nowy początek. Każdy koniec to  przecież nowy początek.

Pasławku - teraz kilka zdań dla Ciebie. Rozbawiłeś mnie dziś swoim wpisem, że "znajdziesz mi kobitkę tu na forum" smile I teraz naprawdę nie wiem czy powinienem się cieszyć czy martwić.
To forum ma pewną wielką zaletę. Coś czego ciężko doświadczyć wszędzie indziej. Tu jest prawda. Szczerość. Ból. Emocje. Dzięki temu, że to anonimowe miejsce - ludzie piszą rzeczy, których pewnie nawet matce i ojcu by nie powiedzieli. Ba - jestem niemal pewny, że treści, które tu są nigdy nie trafiłyby do uszu bliskich nam osób. Nie ma tu lukrowania ani słodzenia. Sama gorzka prawda odarta z wszelkich ram. I czuję się teraz "goły", bo Ci, którzy przeczytali mój wątek znają mnie lepiej niż ktokolwiek inny. Działa to też w drugą stronę - bo wątki które przeczytałem powodują, że pomimo tego, że niektórych znam tylko po nicku to czuję się jakbym znał Was ze swojego podwórka. Znam Wasze myśli i pragnienia a jednocześnie nigdy na oczy nie widziałem. Fenomen internetu.

558 Ostatnio edytowany przez Netania (2020-12-09 23:35:15)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kocha się przecież za coś.

"Za to, że ktoś jest. Że gdzieś tam na nas czeka. Że możemy na niego liczyć. Za samą świadomość, bliskość, wiarę. Za wspólną drogę i czas. Za poświęcenie i nadzieję. Za to wszystko ja ją kochałem"

To przecież nie jest NIC? wink

Kocha się za dobro, za to, że ktoś jest. Za to, że dzieli się z nami swoimi przemyśleniami. Za to, że wspiera gdy jest ciężko i cieszy się gdy jest super. Za to, że przy tym kimś czujemy się najpiękniejsi, najmądrzejsi. Czujemy się KIMŚ ważnym.

Na razie warto chyba -jak to napisał Paslawek na wątku o samotności - spojrzeć w głąb siebie.
Wyciszyć tę burzę, ktora jest w środku.

Trzymam kciuki. Na pewno dasz sobie radę. Tak dużo już przeszedłeś i dałeś radę, więc teraz też dasz.

559 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-12-09 23:02:45)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Pasławku - teraz kilka zdań dla Ciebie. Rozbawiłeś mnie dziś swoim wpisem, że "znajdziesz mi kobitkę tu na forum" smile I teraz naprawdę nie wiem czy powinienem się cieszyć czy martwić.

Cieszyć,a jak wraca poczucie humoru to dobry znak jeden z najlepszych smile na przyszłość i tu i teraz .
Na razie rób swoje najlepiej jak potrafisz.

A dla was Kuba i Netaniu mam coś pięknego moim zdaniem, pewnie się powtarzam ale co tam smile

"Uważność daje wewnętrzną przestrzeń i wewnętrzny spokój, które pozwolą ci wejrzeć głęboko, uświadomić sobie, kim jesteś i jak chcesz przeżywać życie. Nie będziesz czuć potrzeby zmuszania się do pogoni za tym, co nieważne. Stale biegasz, czegoś szukasz, gdyż wydaje ci się, że bez tego nie zaznasz spokoju ani szczęścia. Zmuszasz siebie do osiągnięć, do spełniania tego czy owego warunku, bo wierzysz, że dopiero dzięki temu staniesz się szczęśliwy. Uważasz, że w tej chwili nie masz odpowiednich warunków, żeby być szczęśliwym, więc wyrabiasz w sobie nawyk będący udziałem wielu – nawyk ciągłego uganiania się za tym czy owym. „Teraz nie mogę być spokojny, nie mogę się zatrzymać i cieszyć się tym, co jest, bo do szczęścia potrzebuję spełnienia jeszcze innych warunków”. W gruncie rzeczy tłamsisz w sobie naturalną radość życia, będącą twoim przyrodzonym prawem. Tymczasem życie jest pełne cudów, między innymi cudownych dźwięków. Jeśli potrafisz być, jeśli potrafisz być wolny, jesteś szczęśliwy właśnie tu i teraz. Nie musisz donikąd biec."

560 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-12-10 01:48:03)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ja doszłam do takiego stanu jak opisujesz Paslawek  parę lat temu.
Zwolnilam w życiu posegregowalam co ważne co nieważne.
Mój ex był na innej ścieżce. ta go przerazila. smile
Czasami po prostu drogi się nam drastycznie z kimś rozmijają i z rozpędu nie zauważamy  że już dawno jesteśmy na innych ścieżkach.
Mimo tego można mieć miłość  rodzinę. bo przyjaźń  i braterstwo dusz nie jest moim zdaniem niezbędna do tego by z kimś tworzyć szczęśliwy związek.  Tylko że muszą być inne spoiwa.
Ale to inny temat. .

561

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
paslawek napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Pasławku - teraz kilka zdań dla Ciebie. Rozbawiłeś mnie dziś swoim wpisem, że "znajdziesz mi kobitkę tu na forum" smile I teraz naprawdę nie wiem czy powinienem się cieszyć czy martwić.

Cieszyć,a jak wraca poczucie humoru to dobry znak jeden z najlepszych smile na przyszłość i tu i teraz .
Na razie rób swoje najlepiej jak potrafisz.

A dla was Kuba i Netaniu mam coś pięknego moim zdaniem, pewnie się powtarzam ale co tam smile

"Uważność daje wewnętrzną przestrzeń i wewnętrzny spokój, które pozwolą ci wejrzeć głęboko, uświadomić sobie, kim jesteś i jak chcesz przeżywać życie. Nie będziesz czuć potrzeby zmuszania się do pogoni za tym, co nieważne. Stale biegasz, czegoś szukasz, gdyż wydaje ci się, że bez tego nie zaznasz spokoju ani szczęścia. Zmuszasz siebie do osiągnięć, do spełniania tego czy owego warunku, bo wierzysz, że dopiero dzięki temu staniesz się szczęśliwy. Uważasz, że w tej chwili nie masz odpowiednich warunków, żeby być szczęśliwym, więc wyrabiasz w sobie nawyk będący udziałem wielu – nawyk ciągłego uganiania się za tym czy owym. „Teraz nie mogę być spokojny, nie mogę się zatrzymać i cieszyć się tym, co jest, bo do szczęścia potrzebuję spełnienia jeszcze innych warunków”. W gruncie rzeczy tłamsisz w sobie naturalną radość życia, będącą twoim przyrodzonym prawem. Tymczasem życie jest pełne cudów, między innymi cudownych dźwięków. Jeśli potrafisz być, jeśli potrafisz być wolny, jesteś szczęśliwy właśnie tu i teraz. Nie musisz donikąd biec."

Piękne słowa. Warto je zapamiętać i wdrożyć.
To nie jest łatwe, ale pozwala spojrzeć inaczej na świat dookoła. Zauważać to czego inni nie dostrzegają. I to tak blisko...
Ja zawsze za czymś goniłem. By było więcej, lepiej, szybciej.
A teraz zwalniam i wypełniam swoją przestrzeń bliskimi mi osobami i tym co kocham - muzyką. Cieszę się z tego co mam. A reszta jest słodką tajemnicą smile

562 Ostatnio edytowany przez Jovanna (2020-12-10 02:47:15)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Boze big_smile stary post, a ja tu smaruje odpowiedzi smile

563

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ale się wciągnęłam.. przewertowałam większość stron. Na początku było mi smutno to czytając, bo nigdy nie zrozumiem jak można potraktować tak osobę, którą się kochało.. coś obrzydliwego, ale mimo wszystko historia kończy się dobrze i mogę iść spać. big_smile
Trzymam kciuki, abyś spotkał kogoś wyjątkowego na swojej drodze, bo na to w pełni zasługujesz.

564

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Czytałam trochę początek tego wątku. Zdaje się, że wiele lat byłeś szczęśliwy w tym małżeństwie i to jest piękne. Nie wiem czy źle wybrałeś. Nic nie stoi w miejscu, wszystko się zmienia, ludzie, relacje się zmieniają, aż dotarliście do tego momentu, gdzie nie było już uczucia z jej strony.
Moim zdaniem stawianie kogokolwiek na piedestale jest błędem. Wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. Ona się chyba znudziła i zagubiła w tej roli "anioła". (Nie mówię, że to jedyna przyczyna rozpadu waszego związku, bo nawet nie czytałam wszystkiego) Ty nie powinieneś był zaniedbywać samego siebie. Masz teraz właśnie szansę by pobyć trochę ze sobą i zrobić coś dla siebie.
Co do miłości, uważam, że kochamy też dlatego, że po prostu chcemy kogoś kochać, potrzebujemy czuć, potrzebujemy relacji.

565

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Pokręcona Owieczka napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Więc jeśli mój syn miał problem ortodontyczny - szukałem w internecie lekarza o świetnych recenzjach. Znalazłem - zapisałem na wizytę i przez 2 lata sam z nim jeździłem. SAM. Dlaczego - bo moja żona nie miała czasu. Jak mój syn zachorował - do lekarzy chodziłem z nim ja. Dlaczego - bo moja żona nie miała czasu. Nawet ostatnio, kilka dni temu podczas bilansu - Pani doktor w przychodni zapytała o moją żonę, bo jej nie kojarzy a ciągle widzi mnie.....,

No i? Jesteś ojcem, gdzie jest napisane, że to matka ma chodzić z dzieckiem do lekarza? Sam znalazłeś ortodontę, więc i sam pojechałeś. Nie widzę powodów do żalu wobec żony.
Ja też zawsze chodziłam z dzieckiem do lekarza i nigdy mnie lekarz nie zapytał co z ojcem, może dlatego, że większość uważa, ze to matka winna się zająć dzieckiem, to jej obowiązkiem, a jak to robi tatuś, to powinien dostać medal.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Jak żonie ukruszył się ząb - chciała czekać z wizytą do najbliższego wolnego by móc jechać w rodzinne strony do znajomego dentysty. Przeszukałem internet i znalazłem jej dobrego dentystę na miejscu. Czy to źle? Jak rodziła dziecko w szpitalu - chciałem zrobić wszystko by nie wpadła w ręce Pana ordynatora - znanego wszystkim "rzeźnika". Uprosiłem lekarza prywatnego by się nią zajął. To błędne postępowanie? Namawiałem małżonkę, by badania robiła sobie w prywatnej przychodni - bez potrzeby stania w kolejkach, bez czekania. Sama na nie jeździła - nie musiałem jej "towarzyszyć". Ona nie wykazywała żadnego zainteresowania tym. Nie miała czasu....,

Oj Owieczko masz chyba problem. NIe wszyscy mężczyźni są tacy jak Twój ex. Trochę dystansu smile

Podejmowałeś za nią decyzje. Ona chciała swojego lekarza, więc uważałeś że lepszy się znajdzie w Warszawie i znalazłeś.
Nie szanujesz jej zdania i decyzji, zawsze musi być po Twojemu?

Przepraszam, ale czytając Ciebie, co robiłeś i jak, mam przed oczami swojego ex. Toksyka, manipulanta z zaburzeniami osobowości.

Maku, mógł sam uprać firanki.

566 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-10 23:57:54)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Nino - to co wtedy tam opisałem - to sama prawda. Zresztą w późniejszym okresie było podobnie.

Owieczce odpisałem wtedy, że nie oczekiwałem medalu za chodzenie z synem na szczepienia, do lekarzy. Wręcz przeciwnie. Nie miałem z tym nigdy problemu. Ale dziwne dla mnie było, że nigdy mama mojego syna nie mogła na to znaleźć czasu. Na ten problem zwróciłem dopiero uwagę, gdy pani doktor z przychodni zapytała o moją jż. Dlaczego nigdy jej nie widzi. Ja to robiłem, bo to był nasz syn, bo godziny pracy mi na to pozwalały i pozwalają. Żona tłumaczyła to wtedy brakiem czasu ze względu na charakter pracy. Praca od rana. Ale przecież jest coś takiego jak dzień opieki nad dzieckiem...
A żeby było ciekawiej - mam w domu jeszcze skierowanie z kwietnia bodajże - gdzie jż deklarowała, że pójdzie z dzieckiem do specjalisty podczas wakacji (termin wizyty był tak umówiony i trzeba było czekać na swoją kolej). A ona przecież miała wtedy wolne. Nauczyciele nie pracują w wakacje. I mimo tego wolnego - nie poszła na wizytę.
Inne tematy pochłaniały ją wtedy bardziej... Jakie - wiecie.

A odpowiadając pozostałym osobom - uważam, że byłem naprawdę szczęśliwy z moją żoną. Szczerze i głęboko ją kochałem. Przez wiele lat byłem naprawdę szczęśliwy. Gdybym miał cofnąć czas - znów bym ją wybrał, gdyby tylko znów zwróciła wtedy na mnie uwagę.
Myślałem, że nic nie stanie nam na przeszkodzie. Że nie ma niczego co mogło by nas rozdzielić. Ani czas, ani ludzie. A zwykłe, szare życie zrobiło swoje. Pogoń za pracą, przeprowadzki za lepszym jutrem - dla nas i dla samego dziecka, ten wysiłek w to wszystko włożony. A potem, gdy wszystko się udało - gdy pojawiła się stabilizacja, nowe mieszkanie, dobra praca, spokój, możliwość spełniania się i samorealizacji, wyjazdy zagraniczne - wtedy wszystko padło. W sytuacji - gdy miało i powinno być tylko lepiej.
Żałuje tego co się stało. I jak to się kończy. Przeżyłem z nią piękne lata. Zostaną mi wspomnienia. Nie było u nas większych problemów. Dlatego walczyłem o tę miłość ile tylko mogłem. 1,5 roku. Próbowałem. Mimo, że dostawałem tu ostro po głowie - ale wierzyłem, że ta kobieta jest warta tego. Że z nami będzie inaczej. Nie było inaczej.

Dziś czekam na rozwód. Rozwód z orzeczeniem winy. I nie zrezygnuje z tego.
Chciałbym by miała szczęśliwe życie. Jest mi to potrzebne - dla syna i dla mnie samego. Spędziłem z nią jakby nie patrzeć kawał swojego życia. Ostatnie 2 lata to jakaś tragedia dla mnie. I do dziś nie wierzę, że tak szybko można się zmienić.
Dziś nie odczuwam już złości czy żalu wobec jż. Czuje nareszcie spokój. Jest mi dobrze tak jak jest. Odnalazłem wiarę w ludzi. A tamten okres już zamknąłem.

Dziś nawet napisałem komuś wiadomość, że te ostatnie 2 lata nie zmieniły mnie. Dalej jestem tym samym facetem co wcześniej. Nie zamknąłem się w sobie. Nie odizolowałem się. Wielka tu zasługa ludzi, którzy mnie otaczają. Dobrych ludzi. Najpierw rzuciłem się w wir pracy, a potem pojawili inni, którzy chcieli pomóc.

Świat nie jest taki zły.

567 Ostatnio edytowany przez Pwgen (2020-12-10 23:49:11)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

gdy pojawiła się stabilizacja, nowe mieszkanie, dobra praca, spokój, możliwość spełniania się i samorealizacji, wyjazdy zagraniczne - wtedy wszystko padło.

Też to swojej porażce myślę w tych kategoriach, gdy działo się wiele moja jż była idealną partnerką, jak nastał czas stabilizacji i spokoju to zdaje się, że szukała sobie wrażeń... Może jest taki typ ludzi, który nie potrafią spokojnie żyć, musi się cały czas coś dziać, coś ich trapić, coś nie dawać spokoju.... Jak życie staje się "łatwe" to szukają wrażeń i przy sprzyjającej okazji wdają się w romanse lub inne uciechy życia w bocznej loży...

568 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-11 00:21:28)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Masz racje Pwgen.

Tylko problem w tym, że jak czytam to forum a nawet widzę wśród swoich znajomych małżeństwa z prawdziwymi problemami - to tym bardziej mam kłopot ze zrozumieniem pewnych rzeczy.

Nie wiem skąd ta pogoń za emocjami, za nieznanym. Stabilizacja, odpowiedzialność to nie są chyba już tak poszukiwane aspekty. Mam jedynie tą satysfakcję, że ze spokojem mogę patrzeć we własne lustro.
I ze spokojem mogę Wam wszystkim powiedzieć, że pieniądze szczęścia nie dają.

Trzymajcie się smile

569

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś ,wiadomo że pieniądze to nie wszystko ,ale wszystko bez pieniędzy to .... ,tak więc nie tłumacz proszę w ten sposób tej swojej latawicy.
Po prostu trafiłeś na wadliwy egzemplarz.

570 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-28 14:27:02)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witajcie
Chciałbym się Wam pochwalić, że dziś mam naprawdę radosny dzień smile
Dzwoniłem do sądu w swojej sprawie i dowiedziałem się, że został wyznaczony już dzień pierwszej i mam nadzieję ostatniej rozprawy. Pisemko jeszcze nie wyszło z sądu, ale najważniejsze, że termin już jest wyznaczony. W połowie marca mam szansę wszystko zakończyć.

Pozdrawiam Was,

571 Ostatnio edytowany przez Pwgen (2020-12-28 14:27:02)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Dzwoniłem do sądu w swojej sprawie i dowiedziałem się, że został wyznaczony już dzień pierwszej i mam nadzieję ostatniej rozprawy. Pisemko jeszcze nie wyszło z sądu, ale najważniejsze, że termin już jest wyznaczony. W połowie marca mam szansę wszystko zakończyć.

Mnie też listonosz zostawił prezent w skrzynce  23.12 (awizo) - na 99% będzie to termin rozprawy i też mam nadzieję że również pierwszej  i ostatniej. Niestety nie traktuję tego w kategorii szczęścia i sukcesu - małżeństwo okazało się porażką.

572 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-28 15:49:40)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Powiem Ci tak Pwgen, że ja też jeszcze kilka miesięcy temu traktowałem to jak porażkę.

Ale z perspektywy czasu - wszystko się przewartościowało.
Porażkę to powinna czuć "pani żona" a nie ja. Ja odczuwam radość - bo znów mogę wrócić do swoich zasad. Znów wszystko może być czarno-białe.  Nie muszę już udawać, że nie widzę, że nie rozumiem. Nie muszę sobie tłumaczyć czyjegoś k....... i uwalniam się od kobiety, która uległa przy pierwszej pokusie i która potraktowała mnie jak tylko opcję.
Zapamiętam w pamięci dobre lata a całą resztę potraktuje jak cenne doświadczenie.

Najgorsze jest tylko to, że nie tylko ja sobie pewne rzeczy przewartościowałem. "Pani żona" albo "zapomniała" albo była tak zajęta, że nie miała czasu by przez okres świąt skontaktować się ze swoim własnym dzieckiem. Ale jak to kiedyś usłyszeliśmy - stanowiliśmy problem na drodze do jej szczęścia więc - ciężko mi wykrzesać w swoim odczuciach poczucie żalu czy porażki.

Pozdrawiam,

573

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Powiem Ci tak Pwgen, że ja też jeszcze kilka miesięcy temu traktowałem to jak porażkę.

Ale z perspektywy czasu - wszystko się przewartościowało.
Porażkę to powinna czuć "pani żona" a nie ja. Ja odczuwam radość - bo znów mogę wrócić do swoich zasad. Znów wszystko może być czarno-białe.  Nie muszę już udawać, że nie widzę, że nie rozumiem. Nie muszę sobie tłumaczyć czyjegoś k....... i uwalniam się od kobiety, która uległa przy pierwszej pokusie i która potraktowała mnie jak tylko opcję.
Zapamiętam w pamięci dobre lata a całą resztę potraktuje jak cenne doświadczenie.

Najgorsze jest tylko to, że nie tylko ja sobie pewne rzeczy przewartościowałem. "Pani żona" albo "zapomniała" albo była tak zajęta, że nie miała czasu by przez okres świąt skontaktować się ze swoim własnym dzieckiem. Ale jak to kiedyś usłyszeliśmy - stanowiliśmy problem na drodze do jej szczęścia więc - ciężko mi wykrzesać w swoim odczuciach poczucie żalu czy porażki.

Pozdrawiam,

Witaj Kubuś
Dobrze że znasz już mniej więcej termin i że czujesz się z tym w miarę dobrze.
Jak według Ciebie syn znosi zachowanie matki ?
Pozdrawiam.

574

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Witajcie
Chciałbym się Wam pochwalić, że dziś mam naprawdę radosny dzień smile
Dzwoniłem do sądu w swojej sprawie i dowiedziałem się, że został wyznaczony już dzień pierwszej i mam nadzieję ostatniej rozprawy. Pisemko jeszcze nie wyszło z sądu, ale najważniejsze, że termin już jest wyznaczony. W połowie marca mam szansę wszystko zakończyć.

Pozdrawiam Was,

Witaj smile))

Kubuś ja głeboko wierzę, że to będzie pierwszy, a zarazem ostatni termin Twojej rozprawy !!! Życzę dużo zdrowia, abyś w spokoju wytrwał do tego dnia, a potem WOLNOŚĆ smile))
Cieszę się, że w tym wszystkim, nie tracisz pogody ducha - tak 3maj !!!
Pozdrawiam

575 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-28 17:00:42)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Syn zachowuje się tak, jak gdyby nic się nie stało. Ale wydaje mi się, że to tylko „zasłona dymna”.
Nie uwierzę, że nie robi mu to żadnej różnicy.
Nie komentuje tego przy nim, bo nie chce wyzwalać w nim dodatkowych emocji. Od syna dowiedziałem się, że „mama miała wyjechać na kilka dni”

Artii - dziękuje za życzenia. Chciałbym by i u mnie sprawa rozwiązała się tak jak u Ciebie. Przy pierwszym podejściu. Tylko nie wiem czy mogę być aż tak optymistycznie nastawiony, bo ja walczę o orzeczenie winy. Chociaż jż przystała i na taki warunek w zawartej ugodzie.
Rozprawę mam wyznaczoną na 16 marca.

Pozdrawiam Was,

576

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kuba, cieszę się, że wszystko się dobrze układa. Wszystko wróciło na swoje nowe miejsca, inaczej ale właściwie. Bardzo się cieszę, że wasz syn jest z tobą, że może wrócić do stabilności z odpowiedzialnym rodzicem. Na pewno cała sytuacja wpłynie na waszego syna, może na jego poczucie wartości, on też może czuć się odrzucony i zdradzony (tak jak  ty) przez kogoś bardzo ważnego w początkach życia. Może to mieć wpływ na  jego podejście do relacji damsko męskich. Zauważyłam, że jest bardzo dużo młodych chłopaków, którzy obecnie rezygnują z relacji na wszelki wypadek by nie trafić na kogoś tak niestabilnego jak twoja żona. No ale cóż takie jest życie pełne różnych emocji i to jest normalne, chociaż nie zawsze przyjemne.
Naprawdę to co piszesz sprawia, że jest dla każdego nadzieja na powrót do dobrego smile.

577

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Syn zachowuje się tak, jak gdyby nic się nie stało. Ale wydaje mi się, że to tylko „zasłona dymna”.
Nie uwierzę, że nie robi mu to żadnej różnicy.
Nie komentuje tego przy nim, bo nie chce wyzwalać w nim dodatkowych emocji. Od syna dowiedziałem się, że „mama miała wyjechać na kilka dni”

Artii - dziękuje za życzenia. Chciałbym by i u mnie sprawa rozwiązała się tak jak u Ciebie. Przy pierwszym podejściu. Tylko nie wiem czy mogę być aż tak optymistycznie nastawiony, bo ja walczę o orzeczenie winy. Chociaż jż przystała i na taki warunek w zawartej ugodzie.
Rozprawę mam wyznaczoną na 16 marca.

Pozdrawiam Was,

Kubuś bądź dobrej myśli smile)) Musi się udać !!!! Jak będziecie zgodni, to powinna być tylko jedna rozprawa...

Jak dostaniesz wezwanie, to powinieneś mieć zapisek typu:
Sąd informuję, że w przedmiotowej sprawie nie zostało wyznaczone posiedzenie przygotowawcze i sprawa została skierowana do rozpoznania na rozprawie głównej na podst. Art 205 [4] § 3 k.p.c

Wyjaśnienie:
§ 3.
Jeżeli okoliczności sprawy wskazują, że przeprowadzenie posiedzenia przygotowawczego nie przyczyni się do sprawniejszego rozpoznania sprawy, przewodniczący może jej nadać inny właściwy bieg, w szczególności skierować ją do rozpoznania, także na rozprawie.

Wtedy masz pewność, że Sąd nie będzie nalegał na mediację... Tylko ma zamiar zakończenia tego i nie wyklucza takiego scenariusza, że zakończy się na jedynej rozprawie...

Po otrzymaniu wezwań na rozprawę, Twoja jż otrzyma Twój pozew i będzie musiała się ustosunkować pisemnie do każdego punku w nim - łącznie z uzasadnieniem swojej decyzji, tak było w moim przypadku... Ja będzie nadal zgodna, jak umawialiście się to jest połowa sukcesu:))) a druga połowa - jak potwierdzi to ustnie podczas przesłuchania, na rozprawie sądowej smile))

Życzę powodzenia - a potem będzie już tylko lepiej... smile)))

578 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-28 19:08:58)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Jeśli chodzi o formalności - wszystko było u mnie jawne do bólu.
Wszystkie dokumenty przygotowywał nam mediator sądowy, więc mediacje nie są już nam do niczego potrzebne.
Odbyły się dwie mediacje - jedna na której "załatwiliśmy" kwestie związane z majątkiem, gdzie będzie dziecko oraz kwestie odpowiedzialności za rozpad. Za drugiem podejściem - w drugiej ugodzie - ustaliliśmy kwestie wysokości alimentów (w momencie, gdy sąd poprosił o uzupełnienie dokumentów o kwestie związane z alimentami). Kilka punktów z podpisanej ugody już zrealizowałem - więc wszystko idzie zgodnie z planem.

Nawet mój pozew był jż znany zanim go złożyłem. Dałem "pani żonie" jego kopię. Nie powinna być niczym zaskoczona. Z mojej strony nie będzie żadnych niespodzianek.
Liczę, że jeśli potwierdzi podpisane przed mediatorem ugody - to wyjdziemy z sali już wolni.

Dowiedziałem się też dziś, że na rozprawę mam wziąść zaświadczenie o dochodach za 3 ostatnie miesiące i kopię zeznania za 2019 rok.

PS. Życzę Wam wszystkim spokoju i odnalezienia właściwej ścieżki prowadzącej do upragnionego szczęścia smile

579

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Jeśli chodzi o formalności - wszystko było u mnie jawne do bólu.
Wszystkie dokumenty przygotowywał nam mediator sądowy, więc mediacje nie są już nam do niczego potrzebne.
Odbyły się dwie mediacje - jedna na której "załatwiliśmy" kwestie związane z majątkiem, gdzie będzie dziecko oraz kwestie odpowiedzialności za rozpad. Za drugiem podejściem - w drugiej ugodzie - ustaliliśmy kwestie wysokości alimentów (w momencie, gdy sąd poprosił o uzupełnienie dokumentów o kwestie związane z alimentami). Kilka punktów z podpisanej ugody już zrealizowałem - więc wszystko idzie zgodnie z planem.

Nawet mój pozew był jż znany zanim go złożyłem. Dałem "pani żonie" jego kopię. Nie powinna być niczym zaskoczona. Z mojej strony nie będzie żadnych niespodzianek.
Liczę, że jeśli potwierdzi podpisane przed mediatorem ugody - to wyjdziemy z sali już wolni.

Dowiedziałem się też dziś, że na rozprawę mam wziąść zaświadczenie o dochodach za 3 ostatnie miesiące i kopię zeznania za 2019 rok.

PS. Życzę Wam wszystkim spokoju i odnalezienia właściwej ścieżki prowadzącej do upragnionego szczęścia smile

Kubuś w takim razie masz więcej, niż mogłoby się wydawać, że będzie potrzebne smile)))
O tych dokumentach mi nawet nie mów - zaświadczenia o zarobkach, rozliczenia podatkowe, wyciągi z kont bankowych, zaświadczenie 500+, o stanie majątkowym, jakie posiadam nieruchomości itd. - łaskawy Sąd, dał mi na to czas ok. tygodnia heh
Na szczęście jeszcze szybciej poszło i u Ciebie będzie również dobrze - uda się, tak jak sobie to zaplanowałeś smile))
Pozdrawiam i ostatnio przypomniało mi się Kubuś, że moja pierwsza, ale dziewczyna też była u wróżki smile))

580 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-12-28 19:29:14)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Artiii - proszę Cię - tylko nie wróżki... smile

Chociaż jest nas teraz 3-ech z tym "doświadczeniem" wróżkowym. Z tego co pamiętam Kacper55 miał podobne "przejścia" i dobrze zna ten temat.

581

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Artiii - proszę Cię - tylko nie wróżki... smile

Chociaż jest nas teraz 3-ech z tym "doświadczeniem" wróżkowym. Z tego co pamiętam Kacper55 miał podobne "przejścia" i dobrze zna ten temat.

Kubuś wiem wiem, pamiętam i zdala od wróżek smile))
Tylko właśnie mi się ostatnio przypomniało, że pierwsza moja dziewczyna również była u niej - czyli ten sam schemat !!!
Teraz już wiem - zdala od wrózek, nigdy więcej smile)))
Myślę, że więcej jest tutaj takich, tylko jeszcze się nie ujawnili...

582

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ej ale o co chodzi z tymi wróżkami bo się zdziwilam big_smile ?

583

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
KoloroweSny napisał/a:

Ej ale o co chodzi z tymi wróżkami bo się zdziwilam big_smile ?

W wątku Artiego chyba jest o tym albo Pwgena .
Chodzi o to że wszystkie trzy niewierne chodziły do wróżek w swoim czasie zawzięcie.

584

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
KoloroweSny napisał/a:

Ej ale o co chodzi z tymi wróżkami bo się zdziwilam big_smile ?


"Szanowne" panie żony obecne i już byłe naszych forumowych kologów czerpały wiedzę o swoim szczęściu u wróżki!

Ciekawi mnie czy uczęszczały do kościoła?


Kuba - będzie dobrze, mój rozwód to 24 minuty z orzekaniem. Tylko nie musiałam mieć tylu papierów z tym że, na ugodzie mieliśmy rozpisane zobowiązania byłego z dużą dokładnością i oczywliście jego zgodę.

585

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Po prostu zamiast same decydować o swoim życiem,  to nasze zacne żony doradzały się wróżek !!! Wiem, wiem jak to brzmi smile))

Posty [ 521 do 585 z 651 ]

Strony Poprzednia 1 7 8 9 10 11 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024