Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 11 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 196 do 260 z 651 ]

196

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Miło słyszeć, że pomimo niewątpliwie ciężkiej sytuacji, jaka była między Wami, jakoś unormowaliście swoją relację a Ty nie dałeś się do końca sprowadzić do roli opiekuna wodzącego kobietę za rękę. Jednocześnie skupienie się na sobie i swoich potrzebach powinno dać Ci więcej siły do dalszej walki.

Zobacz podobne tematy :

197

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kiedy dzisiaj czytałam ta historię, pierwsze o czym pomyślałam to, że żona ewidentnie miała za dobrze. Na domiar złego, nie dość , że się rozleniwiła to w pewnym momencie przestała w Tobie Kubusiu widzieć mężczyznę  a zaczęła gosposię ( zaraz posypią się na mnie gromy, ale nie chciałabym zobaczyć swojego męża przy zlewie, albo ze szczotką w ręce). Póżniej sam gdzieś w korespondencji z niedoszłym kochankiem odkryłeś, że napisała "nie jest mężczyzną". Następnie  zrobiłeś się jeszcze mniej męski prosząc i grzecznie na decyzję małżonki czekając.
Szczerze gratuluję "nowego Ciebie" i oby starania żony były szczere.

198 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-02-18 16:57:40)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Pytanie czy Kubuś widzisz  jakościową zmianę zachowania żony w stosunku do Ciebie, czy tylko jest milsza.
dobrym objawem byłoby gdyby nie mówiła czego Pan x był godzien czy niegodzien, ale patrzyła na swojego męża inaczej niż tylko przez pryzmat brzuszka do nakarmienia miodkiem..
By widziała mężczyznę i jego perspektywę. Wzajemnie zresztą.

To bardzo trudne pytanie. Od długiego okresu czasu (prawie od roku) nie usłyszałem od żony, że mnie kocha. Zresztą - wolałbym nie słyszeć teraz takich słów. Nie podnoszę rozmów związanych z uczuciami i przyszłością. Nie wiem czy to z obawy o to co mogę usłyszeć czy też z obawy, że będę dostawał kłamstwa na poczekaniu. Nawet nie chce wiedzieć. To nie ten moment dla mnie. Źle bym się z tym czuł.

Czy widzę zmiany w jej zachowaniu? Na pewno tak. Wiele razy zdarzyło się, że podchodziła do mnie i wtulała swoją głowę w moją pierś, gdy byłem czymś zajęty. Nawet teraz jak zasypia - często obejmuje mnie ręką... Nie pamiętałem już takich zachowań sad  Zwróciłem też uwagę, że nawet jeśli była zajęta jakąś pracą przez dłuższy czas - to robiąc sobie krotką przerwę przychodziła do mnie by na moment się przytulić. Naprawdę to miłe było.
Na Walentynki dostałem kwiatka z dedykacją, że to na nasz nowy początek.

Natomiast nie wiem czy to moja „dawna żona”, która zrozumiała co zrobiła czy też ktoś mocno przebiegły. Przykro mi, że tak myślę, ale na teraz nie umiem inaczej.
Nie używam i nigdy nie używałem argumentów finansowych by kogokolwiek zmuszać do czegokolwiek. Finansowo stoję bardzo dobrze, o nierówny podział mieszkania nie naciskałem. Miało być sprawiedliwie i zgodnie z literą prawa więc wyszło korzystniej dla mnie. Pieniądze są dla mnie tylko dodatkiem do całej reszty. Wolałbym być biedny i kochany niż bogaty i zdradzany.
Pieniądze można zarobić a znaleźć „drugą połówkę swojej duszy” jest niezwykle trudno. Przez te wszystkie lata myślałem, że trafiłem w totka, że trafiłem na taką kobietę, ale sami widzicie jak ta znajomość się rozwinęła. Dziś oddałbym wszystko by cofnąć czas, by wyeliminować Pana X z naszego życia ale to niemożliwe. I dziś żyję z tym przeświadczeniem i bólem po tym co się stało. Muszę żyć z wiedzą, która posiadłem, słowami, które usłyszałem od kobiety, którą naprawdę kochałem. To bardzo ciężki bagaż...

199

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kuba
Ale czy wiesz dokąd zmierzasz co chcesz osiągnąć? Bo jak dla mnie wisisz w jakimś zawieszeniu na zasadzie co mi przyniesie dzień. Tylko jak długo chcesz tak żyć dałeś sobie jakiś czas? Coś ma się zdarzyć/lub nie zdarzyć żeby podjąć decyzję co dalej? Czy też podjąłeś decyzję że próbujecie? bo mi z Twoich wpisów to nie wynika.
Muszę Ciebie pozbawić złudzeń - już nigdy nie zaufasz w 100%, zawsze w jakieś sytuacji w głowie zawita znak zapytania.
Rada nie czytaj już ich korespondencji bo to Tobie szkodzi - chyba że chcesz rozwodu.

200 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-02-18 18:51:04)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Czytanie tej korespondencji znowu, nie jest takie głupie. Jak już się mleko wylało i była czytana.
To jest skarbnica wiedzy o tym jakiego mężczyzny w życiu pragnie twoja żona.
Nie byłby Pan x, byłby inny. Coś się wyzwoliło i stanęliscie w prawdzie..Lepiej teraz niż za 10 lat.
Myśleliście o terapii małżeńskiej?

201

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ajajaj! "Dziś oddałbym wszystko by cofnąć czas, by wyeliminować Pana X z naszego życia ale to niemożliwe." Nic się nie nauczyłeś? Przecież to nie Pan X jest twoim problemem, to nie Pan X ślubował patrząc ci w oczy. Po pierwsze po co myślisz o cofnięciu czasu? Przecież wiesz, że nie ma takiej możliwości, więc po co się nad tym zastanawiać? Po drugie (skoro już myślisz), dlaczego myślisz o wyeliminowaniu Pana X? Skąd pewność, czy twoja żona nie zachowałaby się podobnie przy Panu Y? Maku2 dobrze napisał, jesteś w zawieszeniu. Ciągle boli, ale zamiast pójść do przodu bez niej, nadal masz nadzieję, że coś się w głowie przestawi i będzie tak jak kiedyś...

202

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Czytanie tej korespondencji znowu, nie jest takie głupie. Jak już się mleko wylało i była czytana.
To jest skarbnica wiedzy o tym jakiego mężczyzny w życiu pragnie twoja żona.
Nie byłby Pan x, byłby inny. Coś się wyzwoliło i stanęliscie w prawdzie..Lepiej teraz niż za 10 lat.
Myśleliście o terapii małżeńskiej?

No z tym czytaniem to ja radziłbym się wstrzymać, autor sam pisze:

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Po sporej przerwie - znów zajrzałem do korespondencji mojej żony z Panem X. Mamy luty a ja wciąż cofam się do tego, jak to wyglądało. Myślałem, że mam to za sobą - ale to tylko takie czcze gadanie. Dalej we mnie wszystko siedzi.

Jeśli myśli o zbudowaniu czegoś nowego to ta lektura mu to uniemożliwi.
Skarbnica wiedzy? może i tak ale on nie stanie się panem X więc ta wiedza jest mu zbędna.
Tak stanęli w prawdzie...szkoda że dzisiaj a nie 10 lat temu.

203

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Czytanie tej korespondencji znowu, nie jest takie głupie. Jak już się mleko wylało i była czytana.
To jest skarbnica wiedzy o tym jakiego mężczyzny w życiu pragnie twoja żona.
Nie byłby Pan x, byłby inny. Coś się wyzwoliło i stanęliscie w prawdzie..Lepiej teraz niż za 10 lat.
Myśleliście o terapii małżeńskiej?

Tutaj rodzi się pytanie na które odpowiedzi może Kuba nie uzyskać.
Na ile w głowie żony pan X był  wzorem - mężczyzny na ile marzeniem-fantazją i mrzonką, obrazkiem.
To ze Kuba dbasz o siebie jest świetne tylko nie zacznij małpować broń boże pana X bo po pierwsze czuć będzie fałszem po drugie to niezdrowe dla Ciebie ,a po trzecie pan X rozczarował jednak i zwiódł.( domyślam się Elu że nie chodziło o to żeby Kuba się przemieniał na siłę )
Konfrontacja jednak była nieuchronna wydaje mi się.

204 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-02-18 19:38:56)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Nie o to chodzi, że ma się w kogoś zmienić. Ale lepiej wiedzieć, gdzie się stoi.
Ja po analizie romansów męża i rozmów z nim miałam już 2 pewności: że nigdy nie będę taką kobietą jaką on chce przy sobie neaprawdę mieć. i że nie chcę taką być. Ale może oni akurat mają szansę się zbliżyć.

205

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Nie o to chodzi, że ma się w kogoś zmienić. Ale lepiej wiedzieć, gdzie się stoi.
Ja po analizie romansów męża i rozmów z nim miałam już 2 pewności: że nigdy nie będę taką kobietą jaką on chce przy sobie neaprawdę mieć. i że nie chcę taką być. Ale może oni akurat mają szansę się zbliżyć.

Tak masz racje w każdym związku najlepiej stać w prawdzie, chociaż nie każdego na to stać - przykład żona autora.
Ja uważam że małżeństwo autora legło w gruzach i tego się nie odbuduje - tak wskazują fakty
-gotowa była poświęcić wszystko dla innego
-czekała na niego pół roku - tak raczej robi osoba zakochana
-za chwile będzie rok jak nie jest wstanie powiedzieć kocham do męża
Dla mnie ona teraz zachowuje się zachowawczo, koleś jej nie chciał to zostanie z misiem mężusiem, może się mylę ale tak to widzę.

206

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ja akurat nie przywiązywalabym się aż tak do słów. Dotykiem szczerzej przekazuje się intencje. Może kocha go tak jak potrafi. Może Kuba będzie musiał zaakceptować to, ze jej miłość nie jest taka sama jak to sobie wyobrazal. Ze ma inny wymiar niz myślał  i albo to zaakceptuje albo nie.

207 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-02-19 00:05:25)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Czytanie tej korespondencji znowu, nie jest takie głupie. Jak już się mleko wylało i była czytana.
To jest skarbnica wiedzy o tym jakiego mężczyzny w życiu pragnie twoja żona.
Nie byłby Pan x, byłby inny. Coś się wyzwoliło i stanęliscie w prawdzie..Lepiej teraz niż za 10 lat.
Myśleliście o terapii małżeńskiej?

Od początku mojej opowieści chciałem "uniknąć" odniesień do Pana X. Chciałem uniknąć pewnych szczegółów. Ale chyba się nie da.

Kilka osób pisze, że mogę chcieć popełnić błąd w usilnym dopasowaniu się do Pana X czy też tak jak Ela napisała - korespondencja mojej żony z moim byłym kolegą - powinna wskazać jakiego mężczyzny moja żona pragnie.

Myślę, że wiem co spowodowało "wirusa w głowie mojej żony". Dla mnie - to nie jest żadne usprawiedliwienie a nawet zaraz Państwo to sami zrozumieją. Nawet się cieszę, że tacy Panowie jak Pan X żyją gdzieś wśród nas, bo dzięki nim - tacy jak ja mogę zejść na ziemię i przestać bujać w obłokach.

Czy chce się stać takim jak Pan X? To niewykonalne. Dlaczego? Przez jego pochodzenie i kolor jego skóry. Pan X dzięki temu - przyciąga kobiety jak magnes. Dzięki temu ma bardzo bogate doświadczenia. Do tego wysoki, przystojny, dobrze zbudowany. Według mnie - to cała odpowiedź czemu moja żona "zgłupiała". Zresztą - nie tylko ona. Pan X był według mnie fantazją seksualną.

Moja żona do niedawna brzydziła się "dużymi i wiecznymi chłopcami", ludźmi nieodpowiedzialnymi, facetami zmieniającymi partnerki jaka rękawiczki. Wszystkie te cechy stały się w mig niczym istotnym. Nagle jej postrzeganie zmieniło się o 180 stopni. Wszystko się odwróciło. On wolny kawaler, lubiący pograć, pobawić się, od lat wynajmujący pokój, unikający zobowiązań, zmieniający często pracę i dziewczyny stał się dla mojej żony ideałem. Bezstresowy gość, uśmiechnięty, zawsze wypoczęty. Nawet nie oczekiwała od niego żadnych zobowiązań: każda forma relacji z Panem X była dla niej akceptowalna, nie chciała w nim nic zmieniać, nic narzucać, na nic nie naciskać. A mnie była gotów "spalić na stosie", bo stanąłem na jej "drodze do szczęścia". Wszystko co robiłem stało się nieistotne. Stałem się wrogiem nr 1 dla swojej żony. Nagle okazałem się zły. Wszystko co robiłem było złe. Moja żona nagle napisała inną historię dla naszego dotychczasowego życia. Postrzeganie faktów, zdarzeń z przeszłości - wszystko się zmieniło. Wszystko przeinaczała. Słuchałem słów i opowieści tak absurdalnych, że nawet nie wierzyłem, że mówi o mnie samym.

I w imię czego to wszystko? Wszyscy wiemy. To nie wymaga komentarza.

To co tu napisałem - wielokrotnie zmieniałem, wycinałem fragmenty by później znów zaczynać pisać od początku. Muszę trzymać poziom forum. Pewnie część z forumowiczów napisze, że "grzecznie" lub "oszczędnie" potraktowałem swoje odczucia. Ale gotuje się we mnie. Myśli kłębią mi się w głowie, chciałbym rzucać "mięsem".

Z kim przegrałem batalię? Z NIKIM. Moja żona zamiast myśleć głową - zaczęła myśleć d...

Dziś czuję się wolnym i świadomym. Wiem co sobą reprezentuje. Nie boję się przyszłości. Już nikt i nigdy mnie nie zaskoczy. Jestem gotów na przyszłość. Jakakolwiek będzie. Buduje swoją niezależność finansową. Moja żona wie - że nie będzie żadnej powtórki z rozrywki. Koniec z wyrozumiałością. Nie będzie "malowania trawy na zielono". Nic nie muszę już nikomu udowadniać.

208

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Mylisz się natomiast ze chodziło o jego wygląd. Na pewno nie.

Czyżby jednak chodziło...?

209 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-02-19 00:46:41)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

TTo po coś Ty takiego gościa do domu przyprowadził????
Chyba Ci zabrakło instynktu samozachowawczego.
Ale w sumie to, że było to ogłupienie tego typu, a nie bratnia dusza, powoduje, że żona przytula się do Ciebie, a nie macie chłodu..
Assassin, może sądzę po sobie, jakoś nigdy nie oglupialam z powodu czyjejś przystojnosci..i koloru skóry, a miałam okazję . Może jest jednak jakiś instynkt do mieszania genów w i nie trzeba kusić losu, zwłaszcza podczas owulacji..

210

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

A ja tu widzę faceta, który nadal łudzi się, że jego żona taka nie jest. Nawet piszesz o zarażeniu wirusem, o kochanku jakby był jakimś cudem (ładnie ci wszedł do głowy), o splocie zdarzeń. Kiedy do ciebie dotrze, że to mógł być każdy facet? Ile na forum wątków, gdzie kochankiem jest niski, łysiejący, w średnim wieku? Obudź się! Piszesz o kontroli, ale to jest jak domek z kart, jeden podmuch i jest pozamiatane. Jedynym spoiwem waszej obecnej relacji jest strach. Twój o życie bez niej, jej o życie bez twoich zasobów. Na miejscu tego lowelasa mógł być każdy facet, który by się zainteresował w tamtym momencie twoją żoną, a ze był przystojny to łatwo znaleźć wytłumaczenie. Jak myślisz, co się stanie z twoją psychiką, jak luba pójdzie jutro po bułki do sklepu, a Pan Y powie coś, co załączy jej emocje? Gdzie będzie twoja dzisiejsza kontrola? Na tym etapie pewnie i tak przesiewasz posty podobne do moich, a wyłapujesz te, gdzie jest informacja: "To nic, że nie mówi kocham cie, ważne, że się przytula"... Nie mówi ci, bo cię nie kocha.

211

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Nie przesadzaj. Nie każdy. Idź Ty dzisiaj po bułki i uwiedz dowolną babkę.
Po prostu autor zobaczył, ze żona nie jest Aniołem tylko zwyczajną kobietą.
Jest także zoną matką i czas pokaże szybko czy sobie to przerobila w głowie.
Po takim doświadczeniu pozostaje też przekonanie, ze każda może coś takiego zrobić .Dla mnie na przykład hasło wierny z natury mężczyzna już nie istnieje i ten fakt akceptuję. Natomiast przy ludziach dojrzałych wierzę w umowy i ustalenia między nimi, jakie by nie były.

212

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Nie przesadzaj. Nie każdy. Idź Ty dzisiaj po bułki i uwiedz dowolną babkę.
Po prostu autor zobaczył, ze żona nie jest Aniołem tylko zwyczajną kobietą.
Jest także zoną matką i czas pokaże szybko czy sobie to przerobila w głowie.
Po takim doświadczeniu pozostaje też przekonanie, ze każda może coś takiego zrobić .Dla mnie na przykład hasło wierny z natury mężczyzna już nie istnieje i ten fakt akceptuję. Natomiast przy ludziach dojrzałych wierzę w umowy i ustalenia między nimi, jakie by nie były.

Celowo przerysowany przykład z bułkami, żeby uświadomić autorowi, że jego dzisiejsza kontrola to czyste pozory, tak samo zresztą jak idealizowanie obiektu westchnień żony. Nie siedzę w jej głowie, ale postawiłbym dobry alkohol zakładając się o to, że już go nie kocha i że jak stanie na nogi, autor zrobi duże oczy i jeszcze raz "zdziwi się".

213

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Dla mnie na przykład hasło wierny z natury mężczyzna już nie istnieje i ten fakt akceptuję.

Czyli wierna z natury kobieta też nie istnieje?

214 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-02-19 11:21:52)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Też nie istnieje.
Co nie znaczy że wszyscy są tak samo podatni .

Doprecyzujmy : wierność jako brak fascynacji drugą osobą na tyle, by dążyć do bycia z nią.
Zachowanie w tej sytuacji wobec współmałżonka to inna historia.

Czyli np jeśli Kubuś znajdzie inną i będzie liczył że z powodu związku z nim ona nigdy się nie zafascynuje innym i zechce z tamtym być, to naiwność.
Natomiast może go potraktować w tym jak g...lub z szacunkiem. Tu jest różnica między ludźmi.

O tu chyba jego zagwozdka, bo z szacunkiem potraktowany się nie czuł.
Czy żona ma refleksję na ten temat nie wiem..
Chyba jedyna oprócz czasu metoda by się przekonać to rozmawiać i słuchać ze zrozumieniem

215

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Czyli się nie zgadzamy.
Bo ja uważam że jeśli jestem w związku to inne kobiety mnie nie interesują.
Przez cały czas gdy byłem z moją żoną - od samego początku - jako obiekt zainteresowania, pożądania czy fascynacji istniała tylko ona.
Może jestem staroświecki, ale tak już mam.

216

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witam.Czekam na drugą część tej opowieści.Pozdrawiam

217

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Nathan napisał/a:

Czyli się nie zgadzamy.
Bo ja uważam że jeśli jestem w związku to inne kobiety mnie nie interesują.
Przez cały czas gdy byłem z moją żoną - od samego początku - jako obiekt zainteresowania, pożądania czy fascynacji istniała tylko ona.
Może jestem staroświecki, ale tak już mam.

A ile masz lat? Mój mąż miał tak prawie do 45..
Nie  interesują Cię, bo Cię nie interesowaly. Byłeś z jedną. A teraz znasz już inne i nawet jak znajdziesz stałą partnerkę, mogą Cię inne zafascynować. Twoje zachowanie będzie aktem woli. Możesz takie fascynacje ucinać w zarodku, a możesz uznać że nie warto.
Tylko na czyny mamy wpływ.
Gdybym spotkała mężczyznę na mojej drodze, który miałby koło 40 i tak mi powiedział, skreśliłabym znajomość, nie chcąc przeżywać obok niego jego życiowych zaskoczeń.

218

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubusiu Puchatku. Czeka cię dużo pracy nad sobą. Twoja historia bardzo przypomina moją, z tą różnicą, że obiekt westchnień mojego męża zechciał go a twojej żony się wycofał.
Rozumiem cię doskonale, ponieważ też żyłam w związku jednostronnym, tzn. ja się starałam, pomagałam, wyręczałam, usprawiedliwiałam niezaradność i aspołeczność a on miał na wszystko wywalone. Po prostu. Dopiero teraz wiem, że nie tak wyglądają związki.

Poczytaj sobie o osobach kochających za bardzo. Tam dokładnie jest napisane wszystko. To jest wynik wychowania w rodzinach dysfunkcyjnych gdzie człowiek pozbawiony wsparcia próbuje nadrobić te zaległości stając się matką/ojcem dla swojego partnera. Takie osoby boją się odrzucenia i zrobią wszystko żeby związek trwał. Odrzucają wszelkie sygnały, że to koniec. Też tak mam. Zawsze bierzesz też co najmniej połowę winy na siebie, bez względu na sytuację, a o sobie masz raczej złe zdanie. Swoje wady widzisz podwójnie, partnera prawie wcale. Zrób sobie internetowy test kochania za bardzo i zobaczysz tam siebie.
Śmiem twierdzić, że tak jak mnie mąż nigdy nie kochał tak ciebie nie kochała nigdy twoja żona. Była z tobą bo tak wyszło. Wzięła z tobą ślub, bo taka była kolej rzeczy, urodziła ci dziecko bo przyszedł taki moment. Mój to mi nawet to na odchodne powiedział...

Oni teraz dopiero zaznali prawdziwej namiętności i nagle się okazuje, że potrafią być dawcą. Obiekt mojego męża ma bardzo wiele cech dotychczas przez niego wyśmiewanych i krytykowanych. Nagle mu to w ogóle nie przeszkadza. On to wszystko akceptuje, wręcz urzekła go tym, co całe życie uważał za puste (brak rozwoju zawodowego, strojenie się w ciuchy, chodzenie po lansiarskich knajpach, patrzenie sobie w oczy, kupowanie pluszaków w prezencie, przytulanie się na ulicy). Moje cechy całkowicie wynaturzył zrobił ze mnie potwora, który przez 15 lat go nękał i niewolił. Wszystko przeinacza i nagina do swojej teorii że to ja jestem ta zła.

Twoja żona tylko dlatego z tobą jest bo tamten jej nie przyjął. Wiem to niemal na pewno, bo mój mąż też zanim odszedł ode mnie, umówił się ze swoim obiektem westchnień na spotkanie żeby zapytać, czy przyjmie go jak mnie zostawi. Jestem przekonana, że gdyby mu odmówiła nie zostawił by mnie. Byłam dla niego alternatywą ale na pewno nie miłością.

Przykro mi że tak się potoczyły nasze losy ale musimy nad tym mocno pracować, jeśli nie przepracujemy tych związków to wpakujemy się w podobne gó..no w przyszłości.

219 Ostatnio edytowany przez Nathan (2020-02-19 18:03:52)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ela - nie rozumiesz.
To nie jest tak że będąc w związku nie widziałem innych kobiet.
Widzialem.
Wiele z nich mi się podobało.
Niektóre nawet bardzo.
Ale BYŁEM W ZWIĄZKU.
Obiecałem komuś WIERNOŚĆ.
Więc inne traktowałem jako ciekawostki przyrodnicze.

Jeśli poczułbym że już nie kocham, coś się wypaliło - to bym odszedł.
Ale nie zdradzał bym żony , ani nie oczerniał wypisując kłamstwa do kochanki.

Tak samo żona autora - skoro na widok obcego faceta miała kisiel w majtkach to powinna odejść, a nie umawiać się, planować zdradę i wylewać wiadra pomyj na męża łasząc się do gacha.
Sorry, ale brzydzę się takimi kobietami.

A mój wiek jest na początku mojego wątku.
Czytałaś.

220

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Każdy spotyka atrakcyjnych łudzi, tylko że takim zakochanym, nie zranionym prosto w serce bez większego trudu przychodzi traktować ich jako ciekawostki.
Ja naprawdę doceniam piękno takich długotrwałych związków gdzie ludzie są ze sobą od początku z wiarą że forever.
Ale gdy się wszystko sypnie i wiara w forever umrze jest już trochę inaczej.
Można się zakochać, ale to inna miłość, bardziej uważna może, ale już bez tej pewności że na zawsze będziemy razem.
Masz inaczej, zazdroszczę, ale ja akurat w to bym nie uwierzyła.

221

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Cóż, powiadają że kocha się - tak naprawdę - tylko raz.
Niestety nigdy nie wiadomo czy trafiliśmy na osobę która czuje to samo co my.
Czasem, nawet po latach, może się okazać że ten nasz anioł to wredna suka lub zimny bydlak...

Ważne by w tym wszystkim zachować honor i zasady, tak aby nie czuć obrzydzenia patrząc na siebie w lustrze.
Taka żona autora to powinna  puszczać pawia przy każdym spojrzeniu na swoje odbicie...

222 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-02-19 21:15:18)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
BEKAśmiechu napisał/a:

A ja tu widzę faceta, który nadal łudzi się, że jego żona taka nie jest. Nawet piszesz o zarażeniu wirusem, o kochanku jakby był jakimś cudem (ładnie ci wszedł do głowy), o splocie zdarzeń. Kiedy do ciebie dotrze, że to mógł być każdy facet? Ile na forum wątków, gdzie kochankiem jest niski, łysiejący, w średnim wieku? Obudź się! Piszesz o kontroli, ale to jest jak domek z kart, jeden podmuch i jest pozamiatane. Jedynym spoiwem waszej obecnej relacji jest strach. Twój o życie bez niej, jej o życie bez twoich zasobów. Na miejscu tego lowelasa mógł być każdy facet, który by się zainteresował w tamtym momencie twoją żoną, a ze był przystojny to łatwo znaleźć wytłumaczenie. Jak myślisz, co się stanie z twoją psychiką, jak luba pójdzie jutro po bułki do sklepu, a Pan Y powie coś, co załączy jej emocje? Gdzie będzie twoja dzisiejsza kontrola? Na tym etapie pewnie i tak przesiewasz posty podobne do moich, a wyłapujesz te, gdzie jest informacja: "To nic, że nie mówi kocham cie, ważne, że się przytula"... Nie mówi ci, bo cię nie kocha.

Sam nie wierzę, że to piszę, ale JUŻ nie jest tak jak piszesz. Nie łudzę się żadną nadzieją. Wiem, gdzie dziś stoję. Wiem co zrobiła moja żona i nigdy nie usprawiedliwię tego co zrobiła. Nie żądam od niej żadnych deklaracji, miłosnych wyznań, bo na chwilę obecną źle bym się z tym czuł, gdybym usłyszał takie wyznania. Nie mam dla niej usprawiedliwienia. Nic jej nie tłumaczy i prywatnie mam podobne zdanie co Nathan. Dałem jej wszystko co miałem, robiłem więcej niż mogłem i po prostu w nią wierzyłem.
A dziś, tak po prostu czuje się zawiedziony. Zawiedziony tym wszystkim co mnie spotkało bo uważam, że nie zasłużyłem na to. I będę nieskromny, ale uważam że bardzo wysoko zawiesiłem poprzeczkę. Może i moja żona zamiast Pana X - znajdzie sobie kiedyś mnóstwo kolesi na moje miejsce. Ale wiem jedno - po „ochłonięciu” zda sobie sprawę, jak wiele zmarnowała.
Mam żal, czuję złość. Mam wrażenie, że dużo osób z mojej rodziny oczekuje ode mnie bycia wyrozumiałym, dania szansy, wybaczenia. Ale przez te wszystkie lata razem nigdy nie brałem pod uwagę takiej sytuacji. Myślałem, że to mnie nie dotyczy. Tu już nie chodzi tylko o zdradę. Tu chodzi o fakt, że swoim postępowaniem moja małżonka zabiła we mnie wiarę w miłość. I tego już mi nie przywróci. Zabrała cząstkę mnie. Odebrała wszystko w co wierzyłem.
Nie wiem co naprawdę teraz myśli, co czuje. Nie wiem czy mnie kocha. Nie wiem czy jej aktualne postępowanie jest szczere czy to tylko gra. Nie wiem i na razie nie chce wiedzieć.
Aktualnie szukam u siebie odpowiedzi na pytanie czy będę umiał z nią żyć. Czy będę potrafił stworzyć związek nie oparty na wyrzutach, na bolesnej przeszłości.
A na Twoją sugestię, że może znaleźć sobie kogoś innego za jakiś czas - to niech znajdzie. Jesli bedzie chciała z jakimś boyem odejść - to niech odejdzie. Nie będę płakał, nie będę żałować. To jej wybór i jej życie. Tak wygląda moje podejście.

A mojego byłego kolegi nie wyidealizowałem. Lubiłem go, fajnie mi się z nim rozmawiało, mieliśmy wspólne tematy. Jego relacje damsko- męskie mnie nie interesowały. Podobał mi się jego spokój i luz. To dzięki niemu zapisałem się na siłownie i to on mnie motywował by nie zrezygnować. Traktowałem go jak przyjaciela. Ale to przeszłość. Nie chcę go znać. Wymazałbym go z pamięci.

Pozdrawiam,

223

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

W dużej mierze zgadzam się z Nathanem. Zawsze można się na kogoś popatrzeć, nawet sobie westchnąć, ale czy, mając partnera, od razu trzeba iść z pierwszą lepszą osobą w tango? Może trochę niezręczne jest patrzenie na to przez pryzmat obietnic, ale tak czy inaczej, skoro czujemy coś do drugiej osoby i nam na niej zależy, to się zastanawiam, czemu tak łatwo nieraz przychodzi nam odłożenie na bok tego co nas łączy, na rzecz tego, czego tylko MY tak bardzo pragniemy.

224

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Cóż jestem przekonana że kocha się więcej niż 1 raz:)
Tylko nie ma w tym już takiej bezgranicznej ufności. Może zyskuje się też więcej miłości własnej w tej miłości do kogoś, więcej uwaznosci na potrzeby 2 człowieka..
Co do autora, życzę by szedł za głosem serca.. nieprawda że drugi zawód  typu zdrada boli bardziej. To już prawie tylko rozczarowanie.

225

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ważne by w tym wszystkim zachować honor i zasady, tak aby nie czuć obrzydzenia patrząc na siebie w lustrze.
Taka żona autora to powinna  puszczać pawia przy każdym spojrzeniu na swoje odbicie...
Też tak uważam , mam swoje lata , życie też minie skopało (nie chodzi o zdradę fizyczną , chociaż odpowiadam tylko za siebie). Kiedyś dawno mama mi powiedziała nie ważne są pieniądze, majątek czy coś materialnego bo to można w każdej chwili stracić ale nie mądrość i wiedza. Natomiast tata na początku mojej kariery zawodowej powiedział rób tak synu aby codziennie goląc się mógłbyś spojrzeć w lustro i nie napluć na nie. A na jednym z forów przeczytałem fajną sentencję dotyczącą młodego pokolenia : kiedyś się rzeczy naprawiało a nie wyrzucało i kupowało nowe ( dotyczy to z podtekstem związków również). Jeszcze parę uwag do autora = Już nic nie będzie takie samo jak przed zdradą - nie wytrzymasz za długo w takim związku gdzie ty masz sztywny kręgosłup moralny, cenisz uczciwość i wiarę w człowieka. Jeszcze parę tygodni i odejdziesz nawet gdyby klęczała na kolanach wyznając wszystko , rycząc w niebogłosy i żebrząc o ostatnią szansę ( tylko że tych ostatnich szans było już trochę). Nigdy jej nie zaufasz, nigdy nie będzie już kobietą twojego życia, nigdy nie będzie osobą od której będziesz oczekiwał podania pomocnej ręki w trudnej sytuacj i nigdy ... bo ona zabiła uczucia twoje i nadzieje a nadzieja umiera ostatnia Tak zatraciła swą szansę ( to naprawdę smutne) nie zdając nawet sobie sprawy.
PS , Natan znam twoją historię , szacun za podejście do sprawy (dobra analiza, spokój, podejście rzeczowe do problemu itp) . A tak naprawdę szkoda mi nie tylko ciebie ale i twojej ex, niby mądra ale takie głupoty popełniła. Tak dała się omotać matce. Ty też dawałeś szansę po odpowiednim potraktowaniu ciebie z szacunkiem i gdyby nie przejrzenie planów to byś był w innym miejscu swojego życia. Czy ex zdaje sobie sprawę dlaczego właściwie skończyłeś z nią , domyśla się, żyje w nieświadomości dlaczego.

226

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Cóż jestem przekonana że kocha się więcej niż 1 raz:)
Tylko nie ma w tym już takiej bezgranicznej ufności. Może zyskuje się też więcej miłości własnej w tej miłości do kogoś, więcej uwaznosci na potrzeby 2 człowieka..
Co do autora, życzę by szedł za głosem serca.. nieprawda że drugi zawód  typu zdrada boli bardziej. To już prawie tylko rozczarowanie.

Bardzo się zgadzam z tym, co pisze Ela. W swoim jeszcze małżeństwie byłam zdradzona dwukrotnie, za każdym razem towarzyszyły mi inne emocje. Druga zdrada nie zostawiła żadnych wątpliwości, co chcę zrobić. Jestem w innym miejscu, zawiedziona i rozczarowana człowiekiem, który zmarnował szansę i przekreslil wszystko, co próbowaliśmy (my?) odbudować. Patrząc z perspektywy, decyzję o rozwodzie powinnam podjąć wcześniej, po pierwszej historii, bo to był emocjonalnie jeden z najtrudniejszych etapów w życiu. Nie żałuję jednak, dużo się nauczyłam, ale jestem też starsza o 3 lata, 3 lata na hustawce... Po to, żeby będąc już mocno 40+ zaczynać od początku.

Kuba doskonale rozumiem Twoją postawę, uczucia. Myślę, że będzie Ci trudno, z Twoimi zasadami, kręgosłupem moralnym. Ja zrozumiałam, że mój jm szuka czegoś, czego ja nie mogę mu dac i wiem, że druga czy kolejna szansa nic nie zmieni. Bo to on powinien zrozumieć swoje motywy.

Bardzo dużo już zrobiłeś dla siebie. Trzymam za Ciebie kciuki

227

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Normalny - ona wie wszystko, rozmawialiśmy szczerze i wszystko sobie powiedzieliśmy.

Autorze - życie masz jedno, drugiego nie będzie.
Każdy dzień z Twoją żoną to dzień stracony.
Im szybciej to skończysz tym szybciej będziesz mógł ułożyć sobie życie od nowa.
Poza tym im szybciej się od niej uwolnisz tym szybciej przestanie boleć.

228

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy dają drugą szansę, po tym , jak doszło do jednorazowej zdrady( zależy też w jakich okolicznościach), to już ciężko dawać kolejne, bo wyrabia to w stronie     zdradzającej zwykłe poczucie pewności czy też bezkarności. Tak samo, kiedy po długim kryzysie czy zdradzie jedna strona tylko pragnie wszytko odbudować a druga tylko stwarza takie pozory..

229

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

O ile jeszcze jestem w stanie zrozumieć ludzi, którzy dają drugą szansę, po tym , jak doszło do jednorazowej zdrady( zależy też w jakich okolicznościach), to już ciężko dawać kolejne, bo wyrabia to w stronie     zdradzającej zwykłe poczucie pewności czy też bezkarności. Tak samo, kiedy po długim kryzysie czy zdradzie jedna strona tylko pragnie wszytko odbudować a druga tylko stwarza takie pozory..

Zgadzam się, tylko jak poznać, że druga strona stwarza pozory? Ja po pierwszej zdradzie jm widziałam starania obu stron, do drugiej zdrady. Może na ten moment to nie były pozory? Moim zdaniem ciężko jednoznacznie ocenić, niestety. Przynajmniej mi się nie udało...

230

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Z tego, co Autor tutaj pisze, to sam włożył nieproporcjonalnie dużo w próbę naprawy relacji z żoną, podczas gdy Ona za to zmieniła się stosunkowo niewiele..

231

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Z tego, co Autor tutaj pisze, to sam włożył nieproporcjonalnie dużo w próbę naprawy relacji z żoną, podczas gdy Ona za to zmieniła się stosunkowo niewiele..

Tak, dobrze, że to widzi. I mam nadzieję, że znajdzie w sobie siłę, żeby nie dac się dalej krzywdzić

232

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Normalny - ona wie wszystko, rozmawialiśmy szczerze i wszystko sobie powiedzieliśm
Z jednej strony pokazałeś w takim razie co to szacunek do człowieka (prawda, uczciwość) a z drugiej ukazałeś jej jakim obłudnym i kłamliwym człowiekiem się stała. Nawet mi trudno wyobrazić jak się poczuła w tym momencie gdy okazało się że jej knowania i oszustwa oraz kłamstwa wyszły na wierzch bez możliwosci wybielenia i przeinaczenia. Jeżeli możesz napisz jak zareagowała, co powiedziała , czy przeprosiła za tamto potraktowanie ciebie jak ostatniego wroga. Naprawdę nie rozumiem kobiet , mają prawie wszystko gdzie to prawie zalezy tylko i wyłącznie od nich a tak kombinują tak oszukują tak postępują nie zdając sobie sprawy że to obruci się przeciwko nim. Co ją opętało , kochanek ? ( ten jej to chyba jakiś żart ) jadowity język teściowej (mamunci) . Przecież wykształcona, oczytana, znająca życie , mająca kontakt z ludzmi - niepojmuję a im dłużej i częściej czytam i widzę takie sytuacje to dochodzę do wniosku że islam to jest całkiem dobra religia dla kobiet by im nie odbijało.
Autor już przytomnieje, wychodzi z jażni umysłu i widzi światełko w tunelu. Chcesz tak żyć jak przez ostatni czas bo tak jak  w początku małżeństwa to zapomnij, nie na darmo się mówi że nigdy nie zapomnisz a i ona też. Zasmakowała bez konsekwencji jabłka i tak jak ty o niej i tym co zrobiła ona mysli o nim albo o nastepnym mysląc co zrobili i jak fajnie było natomiast wszystko co złe ( kobiety pamiętają to co złe taka ich natura ) to ty jesteś powodem : cierpi bo ty się wtrąciłeś zamiast cicho potulnie siedzieć, ukochany nie jest z nią bo ty jesteś i przeszkadzasz, nie może iść kiedy chce ani zadzwonić ( nie wiesz czy się spotykają i czy nie dzwoni mając ukryty drugi telefon ) , nie może zamieszkać z nim bo ty jesteś i nie chcesz potulnie od niej odejść z mieszkania, nie może realizować się bo ty ją ograniczasz swoją obecnoscią i możliwoscią dowodową, ty sam przypominasz jej co zrobiła złego sobie, tobie innym a to boli bo nie może się wybielić we własnych oczach. Zobaczysz za pare miesięcy wszystko wruci tak jak było a może będzie więcej mijania się, oziębłosci , pogardy, zniecierpliwienia .... NIGDY już Ciebie nie pokocha nawet jak przed samą zdradą a będzie udawać żebyś nie odszedł jeszcze/ w tej chwili bo jej to nie na rękę . Pamietaj prawda boli gdy sobie ją uświadomimy a w życiu są tylko szczęśliwe chwile jak spiewał Marek Grechuta.

233 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-02-20 20:02:58)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

A kobiety to jakaś masa? Niefajnych mężczyzn nie ma? Ogarnij się kolego.
Poza tym, czy ty myślisz że to jakaś satysfakcja, gdy ktoś przyzna, ze rozp..rodzinę z głupoty? Mylisz się.. I to nie był lesbijski romans więc kobiety to.czy tamto, daruj..

234

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

@normalnyjestem pojechałeś nie ma co przesadzasz pod wpływem jakichś emocji- nie wiem po co te generalizacje nic z tego nie wynika absolutnie.
może to ja jakiś przeczulony jestem na uogólnienia których nie cierpię i na temat kobiet i na temat facetów.

235 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-02-22 03:32:31)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witajcie ponownie,
Mam straszny mętlik z tym wszystkim, bo ... przyznałem się już do tego - dalej ją kocham (żona o tym co czuje - nie dowie się przez długi czas). Tyle wspomnień, wspólnych lat, decyzji, problemów, którym się przeciwstawialiśmy, radości i smutków. Wspólne dorabianie się. Nasz syn. I nagle, gdy nasza sytuacja uległa znacznej poprawie, gdy doczekaliśmy się wspólnego, własnego mieszkania, gdy zaczęliśmy korzystać z życia - moja żona wywinęła mi taki numer...

Nie wiem czy kocham tylko to wyobrażenie o niej czy osobę z którą spędziłem wiele pięknych chwil.
To co się stało - wiele zmieniło. I nigdy nie będzie tak jak kiedyś. Moja żona nie jest dla mnie już żadnym aniołem. Zszedłem na ziemię. Moja żona spowszedniała. Stała się pospolita. Widzę wady, których wcześniej nie dostrzegałem. Dziś wiem, że nie mogę jej ufać. Poznałem jej ciemną stronę. Wiem do czego jest zdolna. Poznałem ją od strony od której nigdy jej nie znałem. Wiem, że potrafi mocno skrzywdzić, że potrafi ulec pokusom. Pokazała, że jest gotów się mnie wyrzec. Pokazała, że potrafi knuć za plecami, że była gotów spuścić mnie jak resztki w zsypie. Nie potrafiła zachować się z klasą, gdy ją o to prosiłem. Oszukiwała i oczerniała. Przez prawie cały ostatni rok była obcą mi osobą. Odebrała mi wiele. Odarła z godności, zdeptała zaufanie, przyjaźń.
Przez to wszystko - zmieniła mnie. Na zawsze. Tamten ja - umarł.

Dziś przeprasza, płacze, „podobno” jej przykro. W jej zachowaniu dostrzegam teraz człowieczeństwo. Tuli się z uczuciem w moich ramionach. Robi mi miłe niespodzianki, przywozi jedzenie do pracy, codziennie domowy obiad w domu. „Nagle” pokochała mieszkanie, polubiła porządki. Stara się być „przejrzystą”. Z niewiadomych mi przyczyn pokazuje mi przychodzące smsy, wiadomości. Zauważyła, że nie jestem manekinem i ... że warto ze mną rozmawiać. Przysyła smsy w ciągu dnia pytając o samopoczucie, często do mnie dzwoni. W Tłusty Czwartek zrobiła mi niespodziankę i pojechała na drugi koniec miasta by kupić mi moje ulubione pączki... Nie podejmuje żadnego tematu związanego z Panem X, nie chce rozmawiać na temat „wujka” jak go nazywam często. Zachowuje się, jakby nic się nie stało, choć widzę, że rozdzielność majątkowa i podział majątku zapoczątkował nowy etap naszego związku. Wcześniejsze decyzje finansowe zawsze podejmowaliśmy razem a teraz wyraźny niepokój wzbudziła w niej informacja, że będę chciał wsiąść kredyt na kolejne mieszkanie (moje mieszkanie).
Mój szef wyciągnął mnie z dna (kwiecień 2019). I to dosłownie. Pomógł, gdy najbliżsi zawiedli.
Później Wy - wiele Wam zawdzięczam. Wszystkim po kolei. Nawet nie wiecie ile dobrego robicie. Jak dobrze jest z kimś porozmawiać. Poznać mechanizmy. Gdyby nie Wy - nie byłoby u mnie rozdzielności i podziału majątku. Osobnych kont.  Dziś czuje się bezpieczniejszy. Zabezpieczyłem swoje finanse. Nie robie sobie na nic nadziei, ale chce dać jej szansę. Nie jestem gotów teraz/ jeszcze na rozwód. Nie szukam zemsty na swojej żonie, bo mimo wszystko życzę jej jak najlepiej. Ze mną lub nie. Niczego jej nie obiecuje, bo nie wiem na ile mnie będzie stać i ile będę mógł jej zaofiarować. O nic nie będę prosił. Zajmuję się sobą i swoim synem. Niedługo idzie do liceum i chce skupić się na nim. Za dużo widział i słyszał przez ostatni rok. Chce mu pomóc przez to przejść. A moja żona - dostanie ode mnie szansę.
Od niej zależy co z tym zrobi. Jak to wykorzysta. Ja już nic nie muszę a tylko mogę. Nie czuję się zobowiązany. Dam jej coś, co ona mi odebrała. Nadzieję.
Los o tyle jest dla mnie łaskawy, że mam dobrą i dobrze płatną pracę. Mogę przygotować się na przyszłość - jakakolwiek ona by miała być.

Czeka mnie kilka trudnych rozmów - bo muszę to wszystko wyjaśnić. Nie może być niedomówień. Niejasności. Dam nam szansę, ale będą warunki. Źle to brzmi, ale teraz to jedyna droga jeśli naprawdę chce naprawić błędy. Będą jasno określone granice. Będzie jasna ścieżka i przewidywalne skutki. Oby moja żona wiedziała co z tym zrobić i oby to doceniła. Teraz naprawdę będzie musiała być jak Matka Teresa. To dla niej jedyna szansa. Szansa bym ... uwierzył (może).

Dzięki żonie dosięgłem dna.  Musiałem upaść by móc się podnieść. Mam nadzieję, że to trwale mnie odmieni i że już nigdy nie dam się tak potraktować.

Pozdrawiam,

236

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubus, ja zastosowałam bardzo podobne podejście po pierwszej zdradzie jm, moim zdaniem na tamten moment jedyne słuszne. Żadnych obietnic, że na pewno, po prostu dalsze życie razem i ocenienie, jak ja czuję się w tej relacji, czy możemy nadal tworzyć małżeństwo. Było bardzo trudno, bardzo długo też dochodzilam do równowagi mając jm wciąż obok. Jm zrobił w tym czasie dużo, żeby mi pokazać, ile dla niego znacze. Ale tak jak piszesz, to nie było już to samo. I wcale nie chodzi o podejrzliwosc czy brak zaufania. Niestety, po 3 latach pojawiły się u niego zachowania jak w trakcie pierwszego romansu, a kilka miesięcy później dowiedziałam się o kolejnej zdradzie. Nas już nie ma, a ja nadal nie rozumiem jak można tak zmarnować jedną jedyną szansę.
Mam nadzieję, że dopiszesz kiedyś kilka słów w wątku o szczęśliwym zakończeniu związków po zdradzie. A może właśnie zakończenie takich relacji jest jedynym szczęśliwym zakończeniem? Życzę Ci powodzenia

237

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

paslawek    pojechałeś nie ma co przesadzasz pod wpływem jakichś emocji- nie wiem po co te generalizacje nic z tego nie wynika absolutnie.
może to ja jakiś przeczulony jestem na uogólnienia których nie cierpię i na temat kobiet i na temat facetów.
Sorry ze tak odczułeś, tutaj piszemy o kobiecie. Ja osobiście uważam że jeżeli chodzi o mężczyzn którzy zdradzają kobiety mają romans za jeszcze większych gnoi ( to moje prywatne zdanie ). Od mężczyzn wymagam więcej bo im trudniej się zauroczyć (mniej są uczuciowi) , na dodatek są główną siłą finansową związku. Może dołożę do pieca ale jeżeli kobieta zdradza to tylko inwestuje w romans czasem który by mogła poświęcić małżeństwie czyli mężowi, dzieciom natomiast mężczyzna dodatkowo inwestuje finansami (kawiarnia, hotel, prezenty , biżuteria ). Jeżeli chodzi o moje emocje to widziałem co zdrady kobiet robiły z małżeństwem , jak rozwalały psychicznie rodzinę (męża i dzieci oraz rodziców) . Kobieta zdradzając nie tylko odsuwa się ale stara się zgnoić małżonka by wewnętrznie usprawiedliwić swoje postępowanie. Nie będę się rozpisywać bo to by powieliło to co piszą ludzie na portalach. Przykładem zakłamania jest np. topik na innym portalu   Wychodzenie z romansu .
Jeszcze raz przepraszam osoby które uraziłem, nie było to moim celem. Emocje wzieły górę bazując na rzeczywistych przykładach które dzieją się wokół mnie. Postaram się już nie pisać , widocznie emocjonalnie nie wyrabiam. P.S. Nigdy nie zdradziłem a czy zostałem to tylko wie ś.p. żona i ewentualnie ci co to ukrywali na tym świecie.

238

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
normalnyjestem napisał/a:

paslawek    pojechałeś nie ma co przesadzasz pod wpływem jakichś emocji- nie wiem po co te generalizacje nic z tego nie wynika absolutnie.
może to ja jakiś przeczulony jestem na uogólnienia których nie cierpię i na temat kobiet i na temat facetów.
Sorry ze tak odczułeś, tutaj piszemy o kobiecie. Ja osobiście uważam że jeżeli chodzi o mężczyzn którzy zdradzają kobiety mają romans za jeszcze większych gnoi ( to moje prywatne zdanie ). Od mężczyzn wymagam więcej bo im trudniej się zauroczyć (mniej są uczuciowi) , na dodatek są główną siłą finansową związku. Może dołożę do pieca ale jeżeli kobieta zdradza to tylko inwestuje w romans czasem który by mogła poświęcić małżeństwie czyli mężowi, dzieciom natomiast mężczyzna dodatkowo inwestuje finansami (kawiarnia, hotel, prezenty , biżuteria ). Jeżeli chodzi o moje emocje to widziałem co zdrady kobiet robiły z małżeństwem , jak rozwalały psychicznie rodzinę (męża i dzieci oraz rodziców) . Kobieta zdradzając nie tylko odsuwa się ale stara się zgnoić małżonka by wewnętrznie usprawiedliwić swoje postępowanie. Nie będę się rozpisywać bo to by powieliło to co piszą ludzie na portalach. Przykładem zakłamania jest np. topik na innym portalu   Wychodzenie z romansu .
Jeszcze raz przepraszam osoby które uraziłem, nie było to moim celem. Emocje wzieły górę bazując na rzeczywistych przykładach które dzieją się wokół mnie. Postaram się już nie pisać , widocznie emocjonalnie nie wyrabiam. P.S. Nigdy nie zdradziłem a czy zostałem to tylko wie ś.p. żona i ewentualnie ci co to ukrywali na tym świecie.

Prawda, że ten wątek faktycznie jest o zdradzie kobiet, ale w zdradzie nie ma większych czy mniejszych gnoi w odniesieniu do płci. Wierz mi (z własnego doświadczenia to mówię), facet też potrafi zrobić z kobiety wariatkę, rozwalić psychicznie i jeszcze kopać leżącego. Oczywiście pewne uogólnienia (np. emocjonalność) mają jakieś tam potwierdzenie w statystykach i psychologii płci ale bez przesady, żeby zdradzające kobiety były gorsze czy lepsze od zdradzających facetów.

239

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Po prostu za wczesnie staliscie sie dorosli. Pownniscie byli sie wyszalec za mlodosci a wy od razu powazny zwiazek, praca, zero imprez, wypadow ze znajomymi, beztroskich chwil. Moze wtedy doszlibyscie do wniosku ze wogle nie pasujecie do siebie. Na pewno ulozysz sobie jeszcze zycie. I nie powinienes watpic w inne kobiety, byles pierwszym facetem swojej zony, moze potrzebowala sprobowac czegos innego. Nie usprawiedliwiam zdrady ale ten stres i ciagla walka o byt ja przerosly. Pomysl o sobie i dziecku. Jeszcze kogos poznasz, a moze wrocicie do siebie? Pozdrawiam

240

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
TakaZuzia napisał/a:

Po prostu za wczesnie staliscie sie dorosli. Pownniscie byli sie wyszalec za mlodosci a wy od razu powazny zwiazek, praca, zero imprez, wypadow ze znajomymi, beztroskich chwil. Moze wtedy doszlibyscie do wniosku ze wogle nie pasujecie do siebie. Na pewno ulozysz sobie jeszcze zycie. I nie powinienes watpic w inne kobiety, byles pierwszym facetem swojej zony, moze potrzebowala sprobowac czegos innego. Nie usprawiedliwiam zdrady ale ten stres i ciagla walka o byt ja przerosly. Pomysl o sobie i dziecku. Jeszcze kogos poznasz, a moze wrocicie do siebie? Pozdrawiam

Bez przesady. Dawniej też tak ludzie "wyszaleć się" musieli, czy jednak brali się za bary z życiem...?

241

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

To by trzeba było sprawdzić statystycznie czy ci co mocno szaleli w młodości są statecznymi małżonkami w wieloletnich związkach.
Chociaż chyba to warunek niekonieczny, bo znam wiele osób, które nie musiały.

242

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
assassin napisał/a:
TakaZuzia napisał/a:

Po prostu za wczesnie staliscie sie dorosli. Pownniscie byli sie wyszalec za mlodosci a wy od razu powazny zwiazek, praca, zero imprez, wypadow ze znajomymi, beztroskich chwil. Moze wtedy doszlibyscie do wniosku ze wogle nie pasujecie do siebie. Na pewno ulozysz sobie jeszcze zycie. I nie powinienes watpic w inne kobiety, byles pierwszym facetem swojej zony, moze potrzebowala sprobowac czegos innego. Nie usprawiedliwiam zdrady ale ten stres i ciagla walka o byt ja przerosly. Pomysl o sobie i dziecku. Jeszcze kogos poznasz, a moze wrocicie do siebie? Pozdrawiam

Bez przesady. Dawniej też tak ludzie "wyszaleć się" musieli, czy jednak brali się za bary z życiem...?

Dawniej to antybiotykow nawet nie bylo. To zaden wyznacznik czegokolwiek.
Dostep kiepski byl do rozwodu, szczegolnie dla kobiet.

243

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Czy to wyszalenie się w młodości jest aż tak bardzo konieczne? Wątpię..Raczej do kwestia niedobrania charakterów..

244

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Czy to wyszalenie się w młodości jest aż tak bardzo konieczne? Wątpię..Raczej do kwestia niedobrania charakterów..

To zalezy od ludzi. Dla jednych konieczne, dla innych nie. Zalezy z jakiego domu wyszli.

245

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Winter.Kween napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Czy to wyszalenie się w młodości jest aż tak bardzo konieczne? Wątpię..Raczej do kwestia niedobrania charakterów..

To zalezy od ludzi. Dla jednych konieczne, dla innych nie. Zalezy z jakiego domu wyszli.

Też niekoniecznie jak patrzę na mojego starszego brata on nie szalał jakoś wybitnie i niespecjalnie go to ruszało jak pamiętam ani nie wybrzydzał ani nie żałował za młodu, a żonę ma nieco postrzeloną wiem bo ich jakby nakierowałem na siebie moja bratowa miała praktyki w moim liceum jak skończyła to spotkałem ją w jednym z klubów studenckich gdzie tolerowano i wpuszczano z legitymacją licealistów (wpuszczano raczej wszędzie smile ) i tak się zaczęło zagadałem okazało się że potrzebuje czegoś z dziedziny studiów mojego brata są w wieloletnim związku i serce rośnie jak na nich patrzę jak oni patrzą na siebie i są ze  i za sobą -  może to jakieś wyjątki.

246

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

To by trzeba było sprawdzić statystycznie czy ci co mocno szaleli w młodości są statecznymi małżonkami w wieloletnich związkach.
Chociaż chyba to warunek niekonieczny, bo znam wiele osób, które nie musiały.

O to to to.

Potem Ci "szalejący" później chcieliby kogoś statecznego do związku, z jakiej racji się pytam. Swoi powinni tworzyć ze swoimi.

@Winter jest ten dostęp do rozwodu na pstryknięcie palcem prawie. Czy to faktycznie lepiej....?

247

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
assassin napisał/a:
Ela210 napisał/a:

To by trzeba było sprawdzić statystycznie czy ci co mocno szaleli w młodości są statecznymi małżonkami w wieloletnich związkach.
Chociaż chyba to warunek niekonieczny, bo znam wiele osób, które nie musiały.

O to to to.

Potem Ci "szalejący" później chcieliby kogoś statecznego do związku, z jakiej racji się pytam. Swoi powinni tworzyć ze swoimi.

@Winter jest ten dostęp do rozwodu na pstryknięcie palcem prawie. Czy to faktycznie lepiej....?

Tysiac razy lepiej.
Jednak dla mnie celem zycia jest indywidualne szczescie i individuation, a nie procent dlugoletnich malzenstw czy inne rzeczy.
Wiec to juz zalezy od celow.

248

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś nasze historie są różne, odczucia końcowe prawie identyczne. U mnie minęło 2 lata od kiedy wyszła sprawa z inną kobietą. Uważam, że po 2 latach zmieniło się tylko tyle, że nastąpił spokój z mojej strony bo wiem co robić gdyby sytuacja się powtórzy. Jest dobrze, albo inaczej, nie jest źle. Wiem jedno, że powinnam to było zakończyć 2 lata temu. Sprzed dwóch lat pamiętam tylko BÓL, pisze z dużych liter bo zostałam emocjonalnie skopana, opanowałam perfekcyjnie bezgłośne wycie. Powiem jedno, nie było warto, na tę chwilę powiem tylko, że nie było warto. Zrobiłam to z miłości, ze względu na pięknych dla mnie 16 wspólnych lat. Kocham mojego męża ale inaczej a w głowie mam jedną myśl, jest ze mną bo ona go nie chciała. Dlatego fajnie, że piszesz, że poukładałeś sobie formalnie sprawy. Mówi się, ze można dać drugą szansę, zawsze byłam przeciwko takiemu stwierdzeniu a sama okazałam się nie lepsza. Jedyne co mnie wkurza to fakt, że mąż nie chce rozdzielności majątkowej, chciałabym kupić mieszkanie, żeby mieć backup w razie jego kolejnego zauroczenia, niestety nie godzi się bo się boi, ze to będzie nasz koniec. Nie wyobrażam sobie, rozwodzić się i mieszkać do podziału z nim pod jednym dachem, tego bym nie zniosła.

249 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2020-02-24 10:05:45)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
MonkaIska napisał/a:

Kubuś nasze historie są różne, odczucia końcowe prawie identyczne. U mnie minęło 2 lata od kiedy wyszła sprawa z inną kobietą. Uważam, że po 2 latach zmieniło się tylko tyle, że nastąpił spokój z mojej strony bo wiem co robić gdyby sytuacja się powtórzy. Jest dobrze, albo inaczej, nie jest źle. Wiem jedno, że powinnam to było zakończyć 2 lata temu. Sprzed dwóch lat pamiętam tylko BÓL, pisze z dużych liter bo zostałam emocjonalnie skopana, opanowałam perfekcyjnie bezgłośne wycie. Powiem jedno, nie było warto, na tę chwilę powiem tylko, że nie było warto. Zrobiłam to z miłości, ze względu na pięknych dla mnie 16 wspólnych lat. Kocham mojego męża ale inaczej a w głowie mam jedną myśl, jest ze mną bo ona go nie chciała. Dlatego fajnie, że piszesz, że poukładałeś sobie formalnie sprawy. Mówi się, ze można dać drugą szansę, zawsze byłam przeciwko takiemu stwierdzeniu a sama okazałam się nie lepsza. Jedyne co mnie wkurza to fakt, że mąż nie chce rozdzielności majątkowej, chciałabym kupić mieszkanie, żeby mieć backup w razie jego kolejnego zauroczenia, niestety nie godzi się bo się boi, ze to będzie nasz koniec. Nie wyobrażam sobie, rozwodzić się i mieszkać do podziału z nim pod jednym dachem, tego bym nie zniosła.

Jak nie było warto, to nie rozumiem, dlaczego z nim jesteś, to bez sensu.
A jak Ci zrobi powtórkę z rozrywki to zawsze możesz mu wystawić walizkę i wezwać ślusarza

250

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Jak nie było warto, to nie rozumiem, dlaczego z nim jesteś, to bez sensu.
A jak Ci zrobi powtórkę z rozrywki to zawsze możesz mu wystawić walizkę i wezwać ślusarza

Nie było warto, bo to takie samobiczowanie, cierpisz i patrzysz na człowieka, którego kochasz, który potrafił Cię skrzywdzić, widzisz jego twarz, słyszysz jego słowa, widzisz jak się zamyśla, początkowo wiadomo, jak wszędzie robienie z Ciebie debila i przerzucanie winy na Ciebie. Gdybym się rozstała byłby tylko ból, bez tej całej otoczki. Takie mam przemyślenia po 2 latach. Właściwie już o tym nie myślę, na co dzień (kiedyś wydawało mi się to niemożliwe) pomimo, że razem pracują. Nie zamierzam również brać odpowiedzialności za jego tchórzostwo. Po tym jak się przeszło piekło (chociaż co to za piekło w porównaniu z chorobą bliskiej osoby np.) to niewiele rzeczy nas przeraża. Ze wspólnego mieszkania nie wywalisz, po ślusarzu przyjdzie policja. Razem się dorabialiśmy, dzielimy po pół ale w jednym jestem nieustępliwa, zwierzaki biorę ja smile

Nie chce robić offtopu, po prostu Kubuś się zabezpieczył i to jest dobre, emocje z czasem opadną, ważne, żeby walcząc o to by uchronić bliskich przed złem umiał również uchronić siebie. Żona się stara, pewnie nie raz mu przechodzi przez myśl i nie raz jeszcze przejdzie czy to nie gra aktorska, ale jak to zweryfikować jak nie po jakimś czasie?

Kubuś "nie wierzę w miłość ani przyjaźń" to by znaczyło, że nasze małżeństwa od początku były do bani a przecież tak nie było. To nie była ułuda, ktoś po prostu schrzanił.

251

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Taka sytuacja, kiedy mężuś/żonka wraca z podkulonym ogonem do rodzinnego gniazdka, bo akurat boczniak zasadził mu/jej solidnego kopa, to dla zdradzonej osoby nic innego jak chodzenie po polu minowym. Współczuję a jednocześnie podziwiam, że w momencie tak nadszarpniętego zaufania i poczucia niepewności, nie mówiąc już o wcześniejszym bólu, można dać tą drugą szansę. Gdyby istniały jakiekolwiek przesłanki, że zdradzający/ca wraca do małżonka z wyrzutami sumienia i żalem, chcąc odbudować związek, to może warto wtedy spróbować zacząć wszystko od nowa. Autor jednak opisuje swoją sytuację z żoną,  trochę jak zawieszenie broni między walczącymi stronami. Niby coś tam się poprawia a jednak nie ma gwarancji, że sytuacja się powtórzy, jeśli pojawi się ktoś nowy na horyzoncie..

252

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Taka sytuacja, kiedy mężuś/żonka wraca z podkulonym ogonem do rodzinnego gniazdka, bo akurat boczniak zasadził mu/jej solidnego kopa, to dla zdradzonej osoby nic innego jak chodzenie po polu minowym. Współczuję a jednocześnie podziwiam, że w momencie tak nadszarpniętego zaufania i poczucia niepewności, nie mówiąc już o wcześniejszym bólu, można dać tą drugą szansę. Gdyby istniały jakiekolwiek przesłanki, że zdradzający/ca wraca do małżonka z wyrzutami sumienia i żalem, chcąc odbudować związek, to może warto wtedy spróbować zacząć wszystko od nowa. Autor jednak opisuje swoją sytuację z żoną,  trochę jak zawieszenie broni między walczącymi stronami. Niby coś tam się poprawia a jednak nie ma gwarancji, że sytuacja się powtórzy, jeśli pojawi się ktoś nowy na horyzoncie..

Dlatego gdy taka sytuacja nas nie dotyka i myślimy logicznie i trzeźwo, to żadne z nas lub 99% na pytanie czy dałabyś/dałbyś szansę zdradzaczowi odpowiedziałoby, że nie. Nie mam pretensji do męża, stało się, zgodziłam się dać drugą szansę, syf już był, pranie brudów, nie jestem za wiecznym upodlaniem. Mam problem z sobą, że pozwoliłam na to, że nie uchroniłam siebie gdy był na to czas, czytaj, nie odeszłam po wykryciu, niepotrzebnie przeczytałam te fragmenty, które mi udostępnił. Trzeba było spieprzać i chronić swój tyłek, popłakać i jedynie co się czasem zastanowić czy to był dobry ruch.

253 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-02-27 03:12:34)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Niestety, ale podpisuje się pod Waszymi postami. Nie wiem czy wykazuje się naiwnością czy swoją głupotą, że nie postawiłem kropki nad „i” (rozwód). Czuje duży dyskomfort. Pewnie dlatego, że ja naprawdę szczerze kochałem tą kobietę. Teraz to już nie to samo. I tak jak MonkaIska napisała - czuje naprzemiennie ból i strach, radość i apatię. Nie cieszą mnie podjęte przeze mnie kroki. Za to czuje się bezpiecznie. Nie spotka mnie już żadna krzywda z jej strony. Czuję się wolny.

Najgorsze dla mnie jest to, co wskazywało już tutaj kilka osób. Moja żona jest ze mną, bo to Pan X nie był nią zainteresowany!
Ona nie zmądrzała, nie przejrzała na oczy, nie dokonała rachunku sumienia. Trwa przy mnie - bo „ogier” zdał sobie sprawę, że trafił na grząski grunt. Co innego zaliczać panienki bez zobowiązań a co innego mieć na sumieniu stateczną 40-tkę, żonę, matkę nastolatka, która była gotów poświęcić wszystko dla młodszego samca. Za dużo oczekiwań, za duże ryzyko, można oberwać... i problem z ewentualną ewakuacją z „niby związku”. I to dodatkowo związku z żoną niedawnego kolegi... Za duże ryzyko.
Jak mam to teraz zaakceptować? Jak z tym żyć?
Przewidziałem taki obrót spraw i kilka miesięcy temu prosiłem żonę by podjęła decyzję. Bym nie musiał mieć kiedyś dylematów. By wybrała jasno: ja czy on. A ona czekała. Dawała złudną nadzieję, wyrzekła się wszystkich tych lat. Upokorzyła mnie w najgorszy możliwy sposób. Dzięki żonie mam w kalendarzu „nowe daty do świętowania”. Przeżywam je znów na nowo.
Dziś znów wygląda na stateczną małżonkę. Niedawno znów „dostąpiłem zaszczytu” by móc całować ją w usta.... Jest prawie taka jak kiedyś. Z tym, że straciła coś czego już nigdy u mnie nie odzyska. Szacunek i zaufanie.
Dla mnie to wszystko jest teraz śmieszne i żałosne.
To czego jestem pewien to to, że żałuje, że o nią walczyłem w okresie, gdy o wszystkim się dowiedziałem. Powinienem być tylko obserwatorem. Powinienem wyłączyć myślenie. Wielu przykrych spraw bym uniknął. Ocalił bym swój honor i godność.
Moja żona „przetestowała” wszystkie granice, które kiedyś sobie wyznaczyłem. Zagrała va banque odkrywając, ile będę w stanie wytrzymać. Postawiła pod ścianą. Dziś dałbym jej wolną rękę w tym pędzie ku „nowej przyszłości”. Nie stawałbym na drodze do szczęścia.

I odnosząc się jeszcze do jednego z wpisów: do niedawna byłem dumny, że była moją pierwszą kobietą i jak dotąd jedyną (zresztą i vice versa). Dziś - nie wiem czy to powód do dumy.
Nigdy nie odczuwałem chęci by się wyszaleć, by poimprezować z laskami. Moja żona była dla mnie wszystkim. Żoną, kochanką, przyjacielem, orędownikiem i spowiednikiem. Była wszystkim. Była...

254

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś, w tamtym przełomowym momencie dałeś szanse bo kochałeś, kochałeś jeszcze kobietę sprzed zdrady. Potem dopiero nastąpiła cała reszta wydarzeń i przemyśleń, niczego sobie nie wyrzucaj, obojętnie jak się kiedyś potoczą Wasze losy, będziesz pewien, że zrobiłeś wszystko by uratować Waszą rodzinę. Teraz wiesz, że  najważniejszy jesteś Ty i zawsze będziesz już miał kawałek serca tylko dla siebie. Kubuś to, że nie szalałeś z innymi to co z tego? Nie kochałbyś, przez to żony mniej, cierpiałbyś tak samo. Dobrze jest mieć ten pancerzyk ale musimy uważać aby nie stać się cynicznymi. Jeszcze jedno, decydując się na pozostanie ze zdradzaczem nie oznacza, że nie możesz odejść, jeśli poczujesz, że Cię to wypala, możesz odejść w każdej chwili, po roku, dwóch czy dwudziestu. Jak w każdym związku, gwarancji nie ma. Fajnie jakbyś czasem dał znać co u Ciebie chociaż czasem dobrze się odciąć od forum na jakiś czas.

255

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś
,,Dziś dałbym jej wolną rękę w tym pędzie ku „nowej przyszłości”. Nie stawałbym na drodze do szczęścia."

Dlatego może warto zaufać ponownie , będzie Ci lżej , po prostu , co ma być to będzie . Symptomy zdrady i jej zakochania znasz , nie mamy wpływu na czyny drugiej osoby. Myślenie czy  zdradzi , spotka się z kimś rozwala psychikę.  Ponowne zaufanie jest potrzebne Tobie , dla własnego wewnętrznego spokoju.

256

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Autorze, piszesz, że teraz jest niby wszystko w porządku..Nawet, jeżeli z tamtym już nie utrzymuje kontaktów lub w ogóle nie szuka nikogo więcej, to czy naprawdę czujesz się komfortowo z tą sytuacją? Zdaję sobie sprawę, że po takich przeżyciach, gdzie niewątpliwie została Ci wyrządzona straszna krzywda, ciężko się pogodzić z zaistniałymi faktami. Bo przecież nic już nie będzie takie samo, przynajmniej tak jak się Tobie wydawało wtedy, kiedy angażowałeś się w ten związek w 100 %. Wiesz, że nie będziesz w stanie jej tak samo zaufać i obdarzyć ją takim uczuciem, jak wcześniej. Zatem, czy będziesz w stanie na dłuższą metę zadowolić się tym co jest teraz? Jak sam mówisz, ona Cię przeciągnęła po glebie i wyprała z Ciebie większość uczuć, pozytywnych emocji. Czy, w takim razie, jesteś w stanie zaakceptować obecny stan, pod warunkiem, że się oczywiście nie pogorszy, bo wtedy już pewnie będziesz wiedział co zrobić?

257

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Nie spotka mnie już żadna krzywda z jej strony.

Wybacz ale się łudzisz, sądzisz ze jeśli odwali ponownie taki numer to Ciebie nie zaboli? Zaboli i to bardzo bo przecież ja zrobiłem to i to a ona znowu...

Kubuś_Puchatek napisał/a:

... - bo „ogier” zdał sobie sprawę, że trafił na grząski grunt. Co innego zaliczać panienki bez zobowiązań a co innego mieć na sumieniu stateczną 40-tkę, żonę, matkę nastolatka, która była gotów poświęcić wszystko dla młodszego samca. Za dużo oczekiwań, za duże ryzyko, można oberwać... i problem z ewentualną ewakuacją z „niby związku”. I to dodatkowo związku z żoną niedawnego kolegi... Za duże ryzyko.

Drugi raz pan X może się nie zdarzyć inny może wyciągnąć rękę. A czemu X nie wyciągnął ręki? skoro on taki "pikny" to sobie wybierał i Twoja żona mu nie pasiła.
Zauważ że to on zgasił ten romansik nie Twoja żona on właściwie niczym nie ryzykował, gdyby chciał bzyknąć to by bzyknął a potem by się zmył, czym on ryzykował?
Nie zawracaj sobie głowy panem X na jego miejscu mógłby być pan Y - to nie oni są problemem tylko żona, to ona zdradziła a pan X w niczym nie był Ci zobowiązany - ba daj mu dobrą flaszkę ze otworzył Twoje oczy.
Ja bardziej bym się martwił:

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Ona nie zmądrzała, nie przejrzała na oczy, nie dokonała rachunku sumienia. Trwa przy mnie

Skoro tak twierdzisz to masz problem i to duży, bo gdyby pan X znowu się zjawił to czy ona by nie poszła do niego? Wygląda że tak.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Przewidziałem taki obrót spraw i kilka miesięcy temu prosiłem żonę by podjęła decyzję. Bym nie musiał mieć kiedyś dylematów. By wybrała jasno: ja czy on. A ona czekała. Dawała złudną nadzieję, wyrzekła się wszystkich tych lat. Upokorzyła mnie w najgorszy możliwy sposób. Dzięki żonie mam w kalendarzu „nowe daty do świętowania”. Przeżywam je znów na nowo.

Jest tak bo gdy powiedziałeś "a" powinieneś powiedzieć "r" jak rozwód
gdybyś wtedy tak zrobił dziś nie czułbyś się tak upokorzony.Miałbyś poczucie "uratowania" kawałka dumy/twarzy/szacunku do siebie.
Na Twoim miejscu pociągnąłbym rozwód do końca - weź ją na rozmowę i wytłumacz że tego potrzebujesz a na pytanie dlaczego to odpowiedz że jeśli zrobisz to drugi raz(zdrada) to już będziemy po rozwodzie, bo Ty tego nie chcesz znowu przeżywać.
Podkreślam JA tak bym zrobił - zresztą zrobiłbym to po Twoim ja albo on.

Kubuś_Puchatek napisał/a:

Niedawno znów „dostąpiłem zaszczytu” by móc całować ją w usta.... Jest prawie taka jak kiedyś. Z tym, że straciła coś czego już nigdy u mnie nie odzyska. Szacunek i zaufanie.
Dla mnie to wszystko jest teraz śmieszne i żałosne.

Widzisz coraz bardziej dostrzegasz że taki związek Ci nie pasuje że to nie to tak jak pisaliśmy Ty dałeś słowo innej kobiecie i tamta odeszła do innego a ta co została...jej nie znasz.
A i jak ci nie pasują te "zaszczyty" to z nich nie korzystaj.
Jeśli chcesz przy niej trwać to raczej musisz skorzystać z terapii może tam znajdziesz sposób na zalewające Ciebie negatywne uczucia/myśli wobec żony.

258

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuśiu ,znwu minął miesiąc od ostatniego twego wpisu.Co u Ciebie? Pozdrawiam.

259 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2020-03-26 00:27:43)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witajcie,
Myślę, że ... przegrałem. Przegrałem wszystko. Przegrałem wszystko to w co wierzyłem. Chciałbym umieć zrozumieć i zapomnieć, ale nie potrafię. Chciałbym uwierzyć - ale nie umiem. Nie dam rady. Nie chce się oszukiwać. Chciałem dać czas jej i sobie przede wszystkim. Moja żona dalej o mnie zabiega. Ale to już nie działa. Nie tak jak kiedyś.
Oszukiwać się nie będę. Udawać też nie. Nie wierzę w związki z rozsądku. Nie chce być rozdarty. Myślałem, że z czasem wszystko przewartościuje. Że rany się zagoją. Ale teraz to niemożliwe... 24.03.20 minął rok jak się dowiedziałem a ja znów to przeżywam. Wydaje mi się jakby to było wczoraj.
Na dodatek - zauważyłem, że żona dalej ma w massengerze jego kontakt. Od razu uprzedzę - nigdzie nie zaglądałem - dalej sama mi pokazuje telefon jak przychodzą jakiekolwiek wiadomości i dojrzałem „jego” w kontaktach. Po co to jej? Chciała sobie pamiątkę ze wspólnych konwersacji zrobić? Bez żartów. Nie jestem naiwny. Ale nie pytałem o to, bo to już nie jest istotne. Nie chce wiedzieć. Ktoś, kto myśli - pozbyłby się takich rzeczy - przynajmniej tak mi się wydaje. Nie sprawdzam, nie kontroluje, nigdzie nie zaglądam i ... czuje się spokojnie. Ten spokój mnie niepokoi.
Cieszę się, że ogarnąłem kwestie finansowe. Czuje się bezpieczniej. Pewniej.
Szkoda mi syna, żal mi tych lat - choć nie żałuje chyba. Spory kawałek swojego życia poświęciłem jednej kobiecie. Jeśli chodzi o mnie - przeżyłem z nią piękne chwile. Mam syna, wspólne wspomnienia, wspólne lata. Tego nikt mi nie odbierze. A ostatni rok chciałbym wymazać z pamięci.
Skłaniam się do tego by to wszystko zakończyć. I  postawię kropkę nad „i”. Czuje, że przegrałem. Nie ma już we mnie złości ani zawiści. Jest spokój....

Dziękuje, że o mnie pamiętacie.

Pozdrawiam Was wszystkich.

260

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Hej Kubuś, miło Cię słyszeć smile

Kubuś średnio 2 lata zajmuje to otrząsanie się. A potem czasem wraca.

Kubuś dlaczego przegrałeś? Jeszcze trochę życia przed Tobą, może wygrałeś nowe?

Posty [ 196 do 260 z 651 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 6 11 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024