Uwierz mi syn dobrze wie co się dzieje, zróbcie coś oboje dla niego i dajcie mu możliwość ujścia jego stresu u dobrego psychoterapeuty, na tyle sesji ile będzie trzeba. Umiałeś znaleźć specjalistów dla żony zrób to dla syna. On jest z tym wszystkim sam, a kocha i ojca i matkę. Pomóż mu z pomocą psychoterapeuty odnaleźć się w tym wszystkim. Bo on na pewno czuje wielki strach i przerażenie, że jemu się wali świat ( tak jak tobie). Możecie się rozwodzić dyskutować ale nie zostawiajcie go sobie samemu, on sobie rodziców nie wybierał i waszym OBOWIĄZKIEM jest pokazać mu, że może się rozstaniecie, ale dla niego będziecie zawsze kiedy potrzebuje. Dalej będziecie tymi samymi ojcem i matką, a może nawet lepszymi. Szkoda mi go strasznie cały rok ma szarpaninę 2 dorosłych, najbliższych ludzi, którzy są już tacy inni, tacy nieprzewidywalni.
Rodzice mojej kuzynki , żyli razem do czasu aż ona i brat dorośli. Dwoje obcych od dawana sobie ludzi, nie lubiących się, rozmowa to były tylko oschłe komunikaty. Ona opowiadała mi, że marzy o tym by oni się wreszcie rozwiedli , a oni "poświęcili" się dla dzieci. MASAKRA.
132 2019-11-24 00:13:26 Ostatnio edytowany przez terazszczesliwa (2019-11-24 00:22:04)
Może żona w końcu odpocznie, złapie oddech, ciężko żyć z takim pomagaczem, Panem mam plan na wszytko. Po pewnym czasie człowiek jest tak wypompowany że faktycznie skonfigurowane telefonu nawet oddaje w ręce wszechmogacego. Studia jej pomagałes wybrać? Pedagogika? Nieźle bagno, stare przekleństwo "obyś cudze dzieci uczył", ja się nie dziwię że kobieta na pysk pada, ale byłeś przy tym, finansowales trzeba wziąć na klate. Coś mi migelo że dziecka jej nie zabierzesz bo łatwiej by sobie życie ułożyła biedny ten dzieciak stawianie do kąta bo mama Cię tak nauczyła, kiedyś nawet klaps wychowawczy był niczym złym więc może przemysł, czy Ci to wychowanie pomogło? No wcale wyrosles na desperata od którego żona emocjonalnie uciekla cos po drodze mocno nie pyklo. Daj jej odejść jeśli chce i mieszkanie zostaw tam gdzie jest dziecko i tyle następnym raze inwestuj w siebie i dawaj innym to czego masz w nadmiarze a nie wszytko a potem żal że nie docenia, nie dostrzega, ucieka.
Dziecku terapia obowiązkowo, biedny ten młody strasznie.
133 2019-11-24 01:02:36 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-24 02:04:20)
Tak biudulka umęczona małżeństwem narobiła się i co powiedziała że dzieciak stoi jej na drodze do szczęścia,pewnie w nerwach lub dla żartu a i to słynne"męskie ego"pewnie też winne że Autor cierpiał.Usprawiedliwiona zdrada i tchórzostwo,udawanie usankcjonowane i pochwalone jeszcze facet co nadgorliwy winien że ona taka.Bez własnego zdania dobrowolnie rezygnująca z siebie dla wygody i pseudokomfortu .Niestety sama sobie winna zaniedbania uczuć i własnej wolności .Świetnie się przystosowała do przetrwania i takiego życia coś mi się zdaje na swój sposób sprytna i cwana.
Historia MarkaDV mi się przypomina nieco inaczej się rozwinęła i przebiega pewne analogie oczywiste dla mnie.
Tu amant się poznał na wielbicielce co z niej za "odlot" "oszołom" nastawiona na totalne branie poza słowami niewiele z siebie dająca bezwolna istotka .
Autor ma swoje do przepracowania i chociaż zaczął coś z tym robić pomału.
Zona to jeszcze jakiś czas będzie rozczarowana, będzie wzdychać, użalać się, łudzić ,tęsknić, ale za byłym kumplem Autora i pewnie znowu czekać żywić nadzieję że ktoś coś za nią zrobi i postanowi tak coś podejrzewam i udawać przed mężem że nic się nie stało może się uda i tym razem przetrwać i będzie jak dawniej.
Widzisz Paslawku..nie masz racji
Nie dostrzegasz mechanizmu.. no chyba jednak solidarność męska ponad rozsądkiem..
135 2019-11-24 02:42:52 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-24 02:56:44)
Właściwie to była moja "subiektywna" odpowiedź do bardzo "subiektywnego" postu terazszczesliwej może dla "równowagi" w kontekście konkretnej sytuacji Autora i jego żony uogólnień tam niema odnośnie płci tego mi ne zarzucisz.
Autor dostał zwroty z opiniami za swoją postawę w małżeństwie,stosunek do siebie i żony od facetów z forum ode mnie też dziwne że tego nie widzisz Elu co napisano i ja pisałem o nim wcześniej na razie mu wystarczy materiału do przemyśleń,akurat mnie jakakolwiek solidarność nie specjalnie interesuje niejednokrotnie dawałem temu wyraz i nie lubię antagonizowania płci, generalizacji ,różnicowania na siłę zachowań w zdradzaniu i romansach kobiet i mężczyzn, kto słusznie zdradza a kto niesłusznie zdradza itp Jest na to mnóstwo dowodów na forum nie ma znaczenia dla mnie płeć jeżeli chodzi o zdrady.
Może Ty nie dostrzegasz mechanizmu jednak.Czepiasz się.
A mój rozsądek - nikt nie jest podobno doskonały ja na pewno.
Tak się przyjęło mówić o muzułmanach czytając dalej wszystko obróciło się o 360 stopni. Wydaje mi się to bardziej skomplikowane niż Kubuś Puchatek próbuje opisać.
Jesteś w błędzie, tak na zachodzie mówią o hindusach.
Akurat tutaj widać piękny przykład solidarności, ale po innej stronie..
Dziwi mnie dorabianie skomplikowanych problemów, ideologii i zagmatwanych teorii do tego, co widać od razu. Czytając tutaj wątki zdrad, czuję ZA KAŻDYM razem szczere współczucie i żal, jeśli osoby zdradzane i oszukiwane miały prawdziwy problem w życiu. Jeśli czuły sie w związku jawnie oszukiwane, niedoceniane, nie mówiąc o przemocy czy szantażu, nikt nie ma wątpliwośći, że dzieje im się krzywda. Natomiast tutaj JEDYNĄ winą faceta jest to, żę w swoim przekonaniu( niekoniecznie obiektywnie słusznym) robił wszystko, aby stworzyć i utrzymać zgodne, kochające małżeństwo. Miał swoją wizję, ona zupełnie inną - nie dogadali się, nie potrafili znaleźć wspólnego języka, rozmijali się z potrzebami. Jeśli ludzie potrafią ze sobą rozmawiać, to komunikują nzwzajem swoje potrzeby, mówią a przynajmniej powinni mówić o wszystkim, co im nie pasuje. To już chyba kwestia komfortu psychicznego. Jeśli nie pasuje mi, żę facet wszystko za mnie robi, co chwilę podejmuje za mnie deczyje i organizuje mi czas, to zwyczajnie o tym MÓWIĘ! Nie, nie dwa, nie trzy, ale do skutku. Jeśli tej osobie pasuje ciągłe pokazywanie i ciągnięcie za rączkę, to jaki wniosek z tego wypływa: osoba ta nie chce nic zmieniać. Błędem Autora w tym wszystkim wg niektórych jest zapewne to, że SAM tego wszystkiego nie zauważyl i SAM nieczego zmienił.
"ten temat" pojawia się rzadko. Dlaczego: moja zona tego unika. Nie chce rozmawiać. Nie wiem co chce tym osiągnąć.
Pewnie nic. Wszystko co napisałeś wskazuje, że Twoja ślubna to typ bierny. Więc i teraz jest bierna.
Panie, tradycyjnie wyszukując Twoją winę w tym wszystkim (bo tu z zasady mężczyzna jest winny) zakładają, że ją ubezwłasnowolniłeś. Nie przyjmują do wiadomości, że dla niej takie życie było po prostu wygodne, ktoś wszelkie trudy zrobienia, pomyślenia zdjął z niej.
139 2019-11-24 12:19:27 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-24 12:24:47)
Wiesz Bagienniku to takie proste co? Zwyczajne mówienie?
Jak Ci zależy. najpierw mówisz
.fajnie jak jesteś słuchany o jest reakcja.
Potem niektórzy walczą. a inni się wycofują..jak widzą że to bez szans.
Czy żona. postawiona w roli anioła mogła okazać się kobietą z krwi i kości..?
Podejrzewam ze może padało jakieś nie. Ale było neutralizowane.
Dziewczynki wychowywane są na grzeczne. Wam mężczyznom od dzieciństwa wolno więcej. nie jesteście zawstydzani za podarte na placu zabaw spodnie.
Ja jestem bardzo ciekawa,czy żona od poczatku lubiła kolegę i czyj to był pomysł wspólnego wyjazdu na wakacje.
Czy On był solo czy z kobietą?
Ja wiem ze autor robił wiele dla rodziny i ze to was mężczyzn oburza.
Nauczka taka ze lepiej robić mniej ale tego co naprawdę chcemy i zaprzęgac 2 konie do bryczki.. przysłowie ze dobrymi checiami jest wybrukowane piekło skads się wzięło
Kubusiu, moim skromnym zdaniem nosisz w sobie syndrom wybawiciela. Nie wiem jak dokładnie wyglądało Twoje dzieciństwo, ale sprawiasz wrażenie osoby, która z jakiś powodów nie ma zaspokojonej potrzeby miłości. Zdecydowanie zatraciłeś umiar w dawaniu i pomaganiu. Wprawdzie nie wiem jakie konkretnie, ale z tego "dziwnego" układu czerpiesz określone korzyści emocjonalne. Nie twierdzę, że robisz to na poziomie świadomym, ale jednak... Mam też podejrzenie, że nie przez przypadek wybrałeś sobie za partnerkę życiową osobę słabą.
Jak znajdziesz wolną chwilę i odrobinę chęci, to poczytaj może o pułapkach trójkąta dramatycznego Karpmana. Być może sam dostrzeżesz pewne analogie...
Panie, tradycyjnie wyszukując Twoją winę w tym wszystkim (bo tu z zasady mężczyzna jest winny) zakładają, że ją ubezwłasnowolniłeś. Nie przyjmują do wiadomości, że dla niej takie życie było po prostu wygodne, ktoś wszelkie trudy zrobienia, pomyślenia zdjął z niej.
Takie życie we współuzależnieniu jest w istocie wygodne, ale nie dla jednej, lecz dla obu stron.
Dla niej wygodna była bierność, on z kolei czerpał profity z kontroli, jaką miał nad nią i całym związkiem poprzez swoją nadaktywność.
Podobnie sytuacja układa się np. w związkach z alkoholikami, przemocowcami - jedno bez drugiego tak naprawdę nie potrafiłoby egzystować: jeden ratuje, drugi potrzebuje ratunku. Spełniony i szczęśliwy nie jest tam jednak nikt.
Pozornie obie strony były usatysfakcjonowane, grały przed światem tradycyjne role męskie i żeńskie oraz idealne małżeństwo.
Zabrakło autentyczności i równowagi.
142 2019-11-24 15:22:31 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-24 15:23:36)
Psycholog może by to tak określił. Jeśli ktoś w pełni świadomie czuje poprzez takie działanie kontrolujące satysfakcję, to sytuacja jest chyba zbyt poważna, żeby sobie z tym poradzić samemu. Problem polega chyba na tym, że nikt nam nie uświadamia tego, żę coś robimy źle. Autor miał święte przekonanie, iż dobrze czyni dla żony, siebie i rodziny. Nie usłyszał słowa sprzeciwu, więc dalej to robił. Ale czy czerpał jakąś przyjemność z samego kontrolowania? W ogóel czy sam uważał, że to jest jakakolwiek kontrola? Wydaje się, że dwie strony mogą to widzieć zupełnie inaczej. Na postawie jego relacji tutaj możęmy być pewni, żę nie napotkał żadnego sprzeciwu żony, co świadczyłoby, że dla niej te czynnośći, są albo nie do ogarnięcia( w co wątpię) albo zwyczajnie nie chciało jej się tego wszystkiego wykonywać.
W każdym razie, uważam, że mówienie o swoich potrzebach nie powinno dużo kosztować. Tak samo jak o pewnych wątpliwościach, związanych ze związkiem. Nie wiem, moze to naprawdę wygląda zupełnie inaczej w długoletnim małżeństwie, może wynika z charakteru konkretnej osoby. W każdym razie, jeśli ja czegoś pragnę czy coś mi się nie podoba, to OTWA4RCIE o tym komunikuję. Na pewno nie oczekuję od kogoś, że będzie czytać w moich myślach, bo to nie science -fiction, tylko prawdziwe życie. Jako jedyny gatunek posiadamy dar mowy artykułowanej, więć warto z niego korzystać
143 2019-11-24 15:23:56 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-24 15:41:29)
Wiesz Bagienniku to takie proste co? Zwyczajne mówienie?
Jak Ci zależy. najpierw mówisz
.fajnie jak jesteś słuchany o jest reakcja.
Potem niektórzy walczą. a inni się wycofują..jak widzą że to bez szans.
Czy żona. postawiona w roli anioła mogła okazać się kobietą z krwi i kości..?
Podejrzewam ze może padało jakieś nie. Ale było neutralizowane.
Dziewczynki wychowywane są na grzeczne. Wam mężczyznom od dzieciństwa wolno więcej. nie jesteście zawstydzani za podarte na placu zabaw spodnie.Ja jestem bardzo ciekawa,czy żona od poczatku lubiła kolegę i czyj to był pomysł wspólnego wyjazdu na wakacje.
Czy On był solo czy z kobietą?Ja wiem ze autor robił wiele dla rodziny i ze to was mężczyzn oburza.
Nauczka taka ze lepiej robić mniej ale tego co naprawdę chcemy i zaprzęgac 2 konie do bryczki.. przysłowie ze dobrymi checiami jest wybrukowane piekło skads się wzięło
Elu - wszystkie kwestie, które "mi przeszkadzały" - poruszałem od wielu lat z żoną. Pierwotnie nie reagowałem na problem - próbowałem sobie tłumaczyć zmęczeniem żony, jej pracą, obowiązkami. Zawsze znajdowałem usprawiedliwienie. Czekałem. Miałem nadzieję, że to chwilowe. Mijały tygodnie a "problemy nie znikały". Starałem się więc pomagać, by żona miała więcej czasu. To też nie pomagało. Zacząłem więc z żoną o tym braku czasu i innych "brakach" rozmawiać. Żebyśmy coś z tym zrobili. Nie potrafiłem zrozumieć, ze przez cały dzień nie można komuś poświecić chociaż 5 minut - by go po prostu przytulić. Rozumiem obowiązki, pracę, cięższy okres w pracy - wszystko to do mnie trafia. Ale gdyby ktoś poświęcił mi w tym zabieganiu choćby 5 minut - żeby pogłaskać, przytulić się czy objąć. To by mi wystarczyło.
Chciałem też by mój syn był bardziej samodzielny, oczywiście na miarę swojego wieku. Rozmowy te zwykle pomagały na chwilę" - padały z naszych ust obietnice, że bardziej zajmiemy się sobą. Że znajdziemy w tygodniu chwilę dla siebie. Ale nic z tego nie wychodziło. Czekałem więc dalej. Znów tłumaczyłem. Po x takich próbach - zacząłem żartować - że aby posiedzieć z żoną - pewnie musiałbym umówić spotkanie przez jej sekretarkę. Miałem nadzieję, że to da do myślenia. Co słyszałem w odpowiedzi - "że nic nie rozumiem, że to taka praca". Przyjmowałem to z pokorą. Wydawało mi się więc, ze może weekendy będą dla nas. Też nie. Bo ... żona musi odpocząć po całym tygodniu, bo zaraz poniedziałek itp. I tak to wyglądało przez kolejny długi okres. We mnie rosła apatia. Widziałem rodziny, które spędzają razem czas - nie "w internecie" a aktywnie. Czasami udawało mi się wyrwać rodzinę do Kampinosu (żona uwielbia spacery i las).
Czy byłem więc usprawiedliwiony by po tylu latach - "zgłupieć i poszukać braków poza małżeństwem? Nie. Cały czas wierzyłem, cały czas próbowałem to poruszać. Szukałem informacji w internecie - bo może to było standardem, może to ja "wymyślałem' lub szukałem dziury w całym. Też nic to nie dało. Kiedyś w nerwach, podczas pobytu u jej rodziny powiedziałem przy wszystkich, że dopiero po rozwodzie moja żona znajdzie dla mnie czas... Pytam więc Państwa: gdzie jest kres czekania?
Od kilku lat zaczęliśmy jeździć na wakacje poza Polskę. Ale na urlop jeździliśmy w trójkę Elu (bez Pana X). Kierunek zawsze był ten sam. Żona zakochała się w jednym z krajów - i nie chciała słyszeć o jakimkolwiek innym kierunku.Oczywiście region za każdym razem był inny. Zresztą - były to chyba najpiękniejsze wakacje w naszym życiu.
Kubuś_Puchatek
W jakiej szkole Twoja żona jest nauczycielką? Nie chodzi mi o adres, tylko typ szkoły, a jeszcze bardziej czy prywatna czy państwowa. Bo jako człek z rodziny nauczycielskiej (od czterech pokoleń , oboje rodzice też pracowali w szkole) i były nauczyciel Ci powiem: nie znam tak zapracowanych nauczycieli. Praca w państwowej szkole to jeden z bardziej lajtowych zawodów.
Więc jeśli wiecznie nie miała czasu, to bym się zastanawiał co było tego przyczyną, ale pracę bym wykluczył. Prędzej bym podejrzewał, że już wcześniej był jakiś romans np. z kolegą z pracy.
Kubuś_Puchatek
W jakiej szkole Twoja żona jest nauczycielką? Nie chodzi mi o adres, tylko typ szkoły, a jeszcze bardziej czy prywatna czy państwowa. Bo jako człek z rodziny nauczycielskiej (od czterech pokoleń, oboje rodzice też pracowali w szkole) i były nauczyciel Ci powiem: nie znam tak zapracowanych nauczycieli. Praca w państwowej szkole to jeden z bardziej lajtowych zawodów.
Więc jeśli wiecznie nie miała czasu, to bym się zastanawiał co było tego przyczyną, ale pracę bym wykluczył. Prędzej bym podejrzewał, że już wcześniej był jakiś romans np. z kolegą z pracy.
nauczyciel nauczycielowi nie równy, dla mnie praca w oświacie to była praca na okrągło żeby wszytko ogarnąć i zajęcia były atrakcyjne dostosowane do każdego ucznia i jego możliwości. Jeśli szkole traktujesz masowo robisz jeden konspekt i wio nawet co roku możesz z niego korzystać wtedy faktycznie się nie napracujesz. Piszę o placówkach państwowych.
terazszczesliwa
O nauczycielskiej martyrologii to się nasłuchałem dosyć, tylko jestem na tę propagandę dość odporny z racji doświadczeń osobistych (a także rodzinnych + dwóch związków z nauczycielkami). Bo ta martyrologia pokrycia w faktach nie ma. Nawet ze wszystkimi dodatkowymi zajęciami, nauczyciel nie wyrabia 40 godzin tygodniowo. A jakby wziąć jeszcze pod uwagę wszelkie ferie, święta, wakacje... Trudny okres to jedynie pierwszy rok pracy, kiedy rzeczywiście musisz się dobrze przygotowywać. Za to potem laba.
I to nie jest wątek o mitycznym nauczycielskim przepracowaniu
Problem polega chyba na tym, że nikt nam nie uświadamia tego, żę coś robimy źle. Autor miał święte przekonanie, iż dobrze czyni dla żony, siebie i rodziny. Nie usłyszał słowa sprzeciwu, więc dalej to robił. Ale czy czerpał jakąś przyjemność z samego kontrolowania? W ogóel czy sam uważał, że to jest jakakolwiek kontrola? Wydaje się, że dwie strony mogą to widzieć zupełnie inaczej. Na postawie jego relacji tutaj możęmy być pewni, żę nie napotkał żadnego sprzeciwu żony, co świadczyłoby, że dla niej te czynnośći, są albo nie do ogarnięcia( w co wątpię) albo zwyczajnie nie chciało jej się tego wszystkiego wykonywać.
Nie tylko nikt nie uświadamia, co więcej: otoczenie prędzej będzie utwierdzało jeszcze w tych błędnych postawach: bo on taki męski, tak o wszystko dba, a ona tak fenomenalnie po kobiecemu uległa. Prawda, że przyjemny ten różowo lukrowany obrazeczek, tylko jeszcze w ramki wstawić, aby innym jako gwiazda przewodnia przyświecać. To, że od środka się psuje i wali, wie tylko tych dwoje, albo powinno wiedzieć. Problem w tym, że woli jednak nie wiedzieć, bo wtedy wylazłaby na powierzchnię niewygodny stan faktyczny.
Co do punktu drugiego Twoich obserwacji: zgodzę się, tak naprawdę żadna ze stron świadomie nie chciała źle dla drugiej. Domyślam się, że ani on nie tyranizował/kontrolował jej dla brzydkiej sadystycznej satysfakcji, ani ona nie dryfowała bezwładnie z prądem po to, żeby zaszkodzić sobie i innym. Dla mnie jest jasne, co w takich związkach się dzieje: żadne nie wie, kim jest, czego chce i co czuje.
Mnie tam z dwojga to bardziej podobają się relacje, gdzie wióry i talerze lecą, ludzie kręcą głowami ze świętego oburzenia, ale przynajmniej jest w takim duecie szczera komunikacja i jakieś życie
Gdyby on do niej powiedział: "Weź ty Kaśka rusz też w końcu doopę", to może by się doczekał riposty, a ten tylko o tym Aniele nawija do zrzygania...
Losu napisał/a:Tak się przyjęło mówić o muzułmanach czytając dalej wszystko obróciło się o 360 stopni. Wydaje mi się to bardziej skomplikowane niż Kubuś Puchatek próbuje opisać.
Jesteś w błędzie, tak na zachodzie mówią o hindusach.
W Polsce powszechnie o muzułmanach.
149 2019-11-24 19:26:42 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-24 20:39:13)
bagienni_k napisał/a:Problem polega chyba na tym, że nikt nam nie uświadamia tego, żę coś robimy źle. Autor miał święte przekonanie, iż dobrze czyni dla żony, siebie i rodziny. Nie usłyszał słowa sprzeciwu, więc dalej to robił. Ale czy czerpał jakąś przyjemność z samego kontrolowania? W ogóel czy sam uważał, że to jest jakakolwiek kontrola? Wydaje się, że dwie strony mogą to widzieć zupełnie inaczej. Na postawie jego relacji tutaj możęmy być pewni, żę nie napotkał żadnego sprzeciwu żony, co świadczyłoby, że dla niej te czynnośći, są albo nie do ogarnięcia( w co wątpię) albo zwyczajnie nie chciało jej się tego wszystkiego wykonywać.
Nie tylko nikt nie uświadamia, co więcej: otoczenie prędzej będzie utwierdzało jeszcze w tych błędnych postawach: bo on taki męski, tak o wszystko dba, a ona tak fenomenalnie po kobiecemu uległa. Prawda, że przyjemny ten różowo lukrowany obrazeczek, tylko jeszcze w ramki wstawić, aby innym jako gwiazda przewodnia przyświecać. To, że od środka się psuje i wali, wie tylko tych dwoje, albo powinno wiedzieć. Problem w tym, że woli jednak nie wiedzieć, bo wtedy wylazłaby na powierzchnię niewygodny stan faktyczny.
Co do punktu drugiego Twoich obserwacji: zgodzę się, tak naprawdę żadna ze stron świadomie nie chciała źle dla drugiej. Domyślam się, że ani on nie tyranizował/kontrolował jej dla brzydkiej sadystycznej satysfakcji, ani ona nie dryfowała bezwładnie z prądem po to, żeby zaszkodzić sobie i innym. Dla mnie jest jasne, co w takich związkach się dzieje: żadne nie wie, kim jest, czego chce i co czuje.
Mnie tam z dwojga to bardziej podobają się relacje, gdzie wióry i talerze lecą, ludzie kręcą głowami ze świętego oburzenia, ale przynajmniej jest w takim duecie szczera komunikacja i jakieś życie
Gdyby on do niej powiedział: "Weź ty Kaśka rusz też w końcu doopę", to może by się doczekał riposty, a ten tylko o tym Aniele nawija do zrzygania...![]()
Bardzo przystępnie napisane dla "męskiego rozumku" .
Wątek i wypowiedzi w nim trochę poszły w pewnym momencie w ekstremum,lekkie generalizacje i skrajności zdarza się.
To co nieuświadomione bardzo często decyduje rządzi i ma wpływ przeplatane chwilami oprzytomnienia świadomości,a podświadomość wywołuje reakcje z "opóźnieniem",intelekt nie kontrolowany przez uczucia z którymi nie ma kontaktu płata figle i szkodzi bezustannie usprawiedliwia i tłumaczy objaśnia to co niepokoi.Idealizowanie i stawianie anioła na piedestale,zmienianie anioła w mocniejszego ze słabszego i próby "prawie" akceptowania go przy jednoczesnym wyręczaniu też spore konflikty wszystko na raz sprzeczne.
Z moich obserwacji mało ,kto jest tak w 100% totalnie "chory/toksyczny" naprawdę rzadkie przypadki częściej to balansowanie.
Wracając do Autora to wydaję mi się że wyjazd za granicę mógł być momentem który zapoczątkował odchodzenie żony wewnętrznie.
Najpierw poddała chęć,wzajemność,potem lojalność,wierność i tak dalej dla mnie zdrada emocjonalna zaczyna się dużo wcześniej i jest procesorem "liniowym" rozłożonym w czasie poprzez etapy punkty (nie)kontrolne a coraz bardziej krytyczne a nie tylko jednym wybranym epizodem ,smsami,emaliami,słowami które mają ranić a wypowiedzianymi w kłótni aż po końcową zdradę zerwanie więzi .
Łatwo o tym pisać po czasie i z dystansem trudniej jak się w tym uczestniczy ta świadomość nieświadomość to trudna sztuka do opanowania.
150 2019-11-24 20:04:03 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-24 20:05:38)
Źle zrozumiałam słowa: wysłała mu zdjęcia ze wspolnych wakacji.
A chodziło mi o zgłaszanie tego co nie pasuje jej, a nie Tobie..
Bo przecież wiemy od początku postów że Tobie przeszkadzało wiele.
Materiału informacyjnego masz dużo w tym mailu gdzie pisze o tym jak jej źle.
Masz też wiersze gdzie pewnie można wyczytać czego oczekuje.
Dlaczego nie komunikowała nie wiem..
Może Ty miałeś tak poukładane że trudno się wbić albo ona przez całe życie miała wbijane do głowy, że to czego ona chce nie jest ważne.
Źle zrozumiałam słowa: wysłała mu zdjęcia ze wspolnych wakacji.
A chodziło mi o zgłaszanie tego co nie pasuje jej, a nie Tobie..
Bo przecież wiemy od początku postów że Tobie przeszkadzało wiele.
Materiału informacyjnego masz dużo w tym mailu gdzie pisze o tym jak jej źle.
Masz też wiersze gdzie pewnie można wyczytać czego oczekuje.
Dlaczego nie komunikowała nie wiem..
Może Ty miałeś tak poukładane że trudno się wbić albo ona przez całe życie miała wbijane do głowy, że to czego ona chce nie jest ważne.
To chyba ja wobec tego źle zrozumiałem Ciebie Elu. Podczas tegorocznych wakacji byłem z żoną i synkiem (bez Pana X) i żona w okresie wspólnego urlopu wysyłała Panu X zdjęcia, które sam jej robiłem.... Przykre to było.
„nie będzie już nigdy więcej uganiać się za facetami. Chce, żeby to faceci starali się o nią”
Ten jej tekst automatycznie skreśla wspólną przyszłość . Będziesz pisał z facetami starającymi się o nią?
E- meila potrafiła jednak sobie jednak dodatkowego założyć , za chwilę może Tinder się pojawi .
To już trwa lata jak oddaliliście się od siebie , z jakiegoś powodu miłość jej do Ciebie ustała . Możesz ją zmusić do tego aby z Tobą pozostała , nie wiem jak długo , ale czy masz wpływ na to , że Cię ponownie pokocha ? Żadnego .
Jeśli oczekujesz skruchy z jej strony to możesz się zdziwić . Masz kobietę obok siebie bardzo zawiedzioną , że jej nie wyszło , ale nie z Tobą , a z innym .
Nigdy nikogo do niczego nie zmuszałbym i nie zamierzam dokonywać w tej kwestii żadnych zmian. Moją małżonkę każdorazowo prosiłem o jedno: o szczerość. O nic więcej. Ona wie, że u mnie kluczem do wszystkiego jest uczucie. To jest to na czym opierałem swój związek. Jeśli tego nie ma - nie ma i nas. Nie wyobrażam sobie by być z kimś, kto mnie nie kocha. I to bez względu na to, co sam czuje. To już nieistotne. (choć u mnie nic się nie zmieniło). Cała reszta jest nieważna. Mieszkanie, przedmioty czy pieniądze to tylko rzeczy. Mam zdrowe ręce i chęci do pracy - wiec to można zawsze zdobyć. Natomiast całe życie goniłem za tym jednym - za uczuciem. Dlatego trwałem (lub trwam nadal) przy żonie bez względu na wszystko.... Kiedyś czułem, że mam za plecami osobę, której mogę zaufać, która jest dla mnie oparciem. Że mam dzięki niej syna, który jest dla mnie wszystkim. Oni byli moim „motorem”. To dla nich pokonywałam wszystkie trudności. Nie było rzeczy niemożliwych. Nigdy nie zawiodłem.
Dziś wszystko się kruszy. Zostałem poddany ciężkiej próbie. Wszystko się zmieniło. Chciałbym swoją żonę nienawidzieć, ale nie potrafię. Nie umiem skrzywdzić kogoś kogo chroniłem. Mój problem polega chyba na tym, że nigdy nie myślałem o sobie a zawsze o innych. Wiem, że to dziś nieprawdopodobne - ale taka jest prawda. Dlatego czuje się ROZCZAROWANY. Czy mój związek da się uratować? Nie wiem. Czy będę o to walczył? Już nie. Czekam na ruch żony.
Czuje dziś spokój, bo zrobiłem wszystko co mogłem. Wiele więcej niż powinienem. Ale nie będę nikogo do niczego zmuszać. Nic na siłę. To nie ja. Kiedyś czułem, że jestem jedyny i to mi wystarczyło. Dziś wiem, że tak nie jest i ... nie umiem się w tym odnaleźć.
W swoim życiu dokonywałem już wyborów do których czułem się zmuszony. Zawsze czekałem z takimi decyzjami do momentu, gdy traciłem już nadzieje. Wbrew sobie. Do momentu aż miałem pewność, że innej opcji już nie ma. I podobnie czuje się dziś. Jedno czego jestem pewien to to, że muszę chronić syna. To on jest teraz dla mnie najważniejszy. A co będzie z moim związkiem? Czas pokaże, ale źle to widzę. I tak jak moja żona przesuwała przez wiele miesięcy granice, przez wiele miesięcy raniła mnie swoim działaniem a ja stałem jak zahipnotyzowany - to dziś to już przeszłość. Osobne konta, rozdzielność a teraz szykuje się do podziału majątku. Kolejnym krokiem będzie moja wyprowadzka i pozew.
Czekałem, bo wierzyłem. Bo żyłem złudzeniami. Nie wiem co musiałoby się stać bym żonie zaufał ponownie. Jak na razie jej „czekanie” mnie nie przekonuje.
Widzę, że znalazło się już paru domorosłych psychologów stawiajacych zdalnie diagnozę
Kuba
Jako, że to mój ostatni post u Ciebie, uważnie to przeczytaj.
Przeczytałem zaległości i aż mnie zemdliło.
I to nie przez postawę twojej jż, tylko przez ciebie
Flaki z olejem.
Nie potrafisz zrozumieć, nie dociera do Ciebie to, że właśnie na własne życzenie przegrywasz swoje życie człowieku.
Efekt uderzenia straciłeś bezpowrotnie. Nic nie zrobiłeś, żeby wróciła. Straciłeś już dawno ku temu okazję
Swoją wyrozumiałością, dziecięcą wręcz naiwnością pomogłeś jej okopać się w swoim świecie.
Dałeś jej wspaniałomyślnie czas na poukładanie sobie tej pięknej miłości. Nie ważne, że niespełnionej. I wciąż kręcisz się wokół własnego ogona.
Chyba ci naprawdę z tym dobrze, bo zupełnie poszło ci w filozofię
Temat prosty, do bólu czytelny jest dla ciebie najwyraźniej za trudny.
Na dokładne analizy i dostąpienie światłości to bedziesz miał jeszcze czas. Ale nie teraz!
Za to marnujesz ten czas, który powinieneś wykorzystać na konkrety.
Na zdecydwane i bezlitosne działanie. Ale tylko w jednym kierunku
Aby wykopać ją ze swojego życia na zawsze.
Czy ktoś naprawdę musi porządnie Ci w dziób prz*******ć, żebyś się wreszcie obudził ?
Malo Ci tego, co ona z tobą zrobiła masochisto?
Nadal myślisz, że naprawiasz, ratujesz małżeństwo?
Jakie chłopaku małżeństwo ?
Ono istnieje już wyłącznie w Twojej chorej głowie
Człowieku, Twojej żony już nie ma.
To coś, co snuje Ci się po mieszkaniu jest już dla Ciebie zupełnie kimś obcym! Niby twarz znajoma, ale to jest zupełnie ktoś inny
Ty sobie pogawędki sobie urządzasz z tą kobietą?
Po jaką cholerę ?????,
Chyba tylko po to, aby nadal chodzić po ścianach!!!
Zrób sobie okłady z lodu, bo widzę że Tobie mózg mocno przegrzało!
Zrozum w końcu to co wcześniej napisałem, cofnij się do tego
Na co Ty liczysz? Na cud? Cuda to się zdarzają ale u lekarza orzeczenika w ZUS - ie.
Powtórzę
Odetnij się od niej całkowicie....Uczuciowo, mentalnie, fizycznie
To ma być dla niej III wojna światowa!. Całe oparcie, bezpieczeństwo, spokojny kąt jaki do tej pory miała przestaje dla niej istnieć.
Wywróć całe jej dotychczasowe życie do góry nogami,
Zmuś ją swoim działaniem do wzięcia przez nią całego ciężaru odpowiedzialności za jej życie, jej decyzje i jej wybory! Nikt inny tego za Ciebie nie zrobi Kuba.
Jesteś jedyną osobą w tym chorym układzie, która może, a wręcz musi to zrobić! Jej takie życie pasuje
Kobiety to takie stworzenia, którymi kierują najpierw emocje.
Po co ci ktoś, kto kocha innego.?
Dziwisz się, że te rozmowy z nią to jakbyś rzucał grochem o ścianę?
Nie osłabiaj mnie do reszty
Myślisz jak dzieciak a nie jak dorosły facet
Tylko jęczysz i wciąż widzisz w niej partnera.
Przecież jej dla ciebie w tej chwili nie ma.
Zrozum wreszcie, że Ty jesteś najgorszą osobą do jej resocjalizacji!
Bo to Ty dla niej stałeś się jej największym problemem. Gdyby ciebie na tej drodze nie było, to wiedziałaby doskonale co ma robić.
Masz kobietę w świecie wytworzonej przez nią fantazji. Sama sobie to wytworzyła przy pomocy tego gościa. To nie jego dotyk czy słowa miały nadludzkie właściwości, tylko jej tego odbiór i stan w jaki się wprowadziła. Po prostu jest jej z tym najwyraźniej dobrze
Ty kolego z tym swoim panicznym strachem przed podjęciem stanowczej decyzji, grzebiesz się żywcem.
Daje słowo, że na twoje filozoficzne pytania ci kiedyś odpowiem, ale załatw najpierw sprawę i stwórz dla siebie sytuację początku nowego życia.
W wielu miejscach tam gdzie widzisz problemy ich jeszcze nie masz, a już je rozwiązujesz.
To przecież chore! Czekaj dalej..
Potem powiesz, że starałeś się naprawiać małżeństwo, ale nie dałeś rady ? Jakie małżeństwo?
Małżeństwo jest wtedy, gdy dwie osoby przejawiają jakiś ciąg do siebie, wtedy można go modulować, ale nie jak jedna ucieka w zadużeniu.
nie umiem skrzywdzić kogoś kogo chroniłem
Piękne i chwalebne, tylko nie w takiej sytuacji Kubusiu. W ten sposób myśląc, pozwaliłeś krzywdzić siebie
Bo aby kogoś chronić, najpierw trzeba przede wszystkim zadbać i chronić siebie? To nie może być misja kamikadze, jakiś akt desperackiej obrony, tylko dogłębnie przemyślane działanie.
Ty w tym swoim chronieniu posunąłeś się za daleko. Stanąłeś na linii ognia bez żadnego zabezpieczenia!
Jestem w stu procentach pewien, że gdyby Ci powiedziała, że wróci uczuciowo do Ciebie tylko masz ją na kolanach przeprosić za to, że stanąłeś jej na drodze do szczęścia, zrobiłbyś to bez wahania.
Nie wiem jakie relacje miała w rodzinnym domu, ale mi wygląda na to, że dobrze to tam nie było i przeniosła wzorce stamtąd wyniesione do swojego małżeństwa.
Masz kolego do czynienia z typowym pasożytem, taką pijawką w zeńskim wydaniu, nastawioną na branie i na tyle sprytną abyś tego nie zauważył. Po prostu dostawałeś substancję znieczulającą.
Ten kandydat na jej kolejnego zywiciela w porę się chyba zorientował, z kim ma do czynienia i po prostu znalazł pretekst aby się bezpiecznie ewakuować.
Co z tym, co Ci napisałem zrobisz, nie wiem,
Twoje życie Kubusiu Puchatku
PS
Tak, tak wprowadź się, zostaw jej to na co ciężko zasuwałeś, a ona lata świetlne będzie Ciebie spłacała. I z wdzięczności będzie za tobą tęsknić, wodzić za twoim cieniem na ścianie maślanymi, zapłakanymi oczkami.
Funduj jej mięciutki, bezbolesny start w nowe życie. Na pewno będzie za to wdzięczna. A Ty naiwniaku startuj od zera i zrób z siebie łosia.
THE END
O..faktycznie.. Mężczyźni to rozsądek a kobiety emocje
Zgadzamy się natomiast z tym. ze słuchanie smutnych piosenek i czekanie na to.co się wydarzy to zła strategia.
Więc niech żona podejmie decyzję albo ratuje i terapia bo sami nie dacie rady albo good bye.
Ten kto się wypisuje z interesu powinien opuścić lokal.
O..faktycznie.. Mężczyźni to rozsądek a kobiety emocje
![]()
Zgadzamy się natomiast z tym. ze słuchanie smutnych piosenek i czekanie na to.co się wydarzy to zła strategia.
Więc niech żona podejmie decyzję albo ratuje i terapia bo sami nie dacie rady albo good bye.
Ten kto się wypisuje z interesu powinien opuścić lokal.
Tylko że tutaj nie ma co ratować żona go nie kocha i już nie pokocha. Tylko autor nie chce tego przyjąć do świadomości.
157 2019-11-25 13:59:27 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-25 16:00:09)
Ela210 napisał/a:O..faktycznie.. Mężczyźni to rozsądek a kobiety emocje
![]()
Zgadzamy się natomiast z tym. ze słuchanie smutnych piosenek i czekanie na to.co się wydarzy to zła strategia.
Więc niech żona podejmie decyzję albo ratuje i terapia bo sami nie dacie rady albo good bye.
Ten kto się wypisuje z interesu powinien opuścić lokal.Tylko że tutaj nie ma co ratować żona go nie kocha i już nie pokocha. Tylko autor nie chce tego przyjąć do świadomości.
Dokładnie właśnie tak.
Dodatkowo Twoja obecność i to nieistniejące małżeństwo podtrzymuje jej odlot i co po nim jest nastąpiło taki kac zejście, ona karmi się "niemiłością" do Ciebie żeby odpływać w marzenia,tęsknoty o zakochaniu jesteś obwiniany bo przeszkadzałeś i jednocześnie użala się nad sobą to wszystko ona czuje naprawdę nawet to co jej się wydaje i co wymyśliła uroiła sobie.W pewien niezawiniony nieświadomy sposób pomagasz żonie utrzymać ten stan ,szok po zdemaskowaniu chyba już jej przeszedł teraz czeka a czekać potrafi wypełnia ten czas "bujaniem w obłokach"i kombinowaniem, brzmi śmiesznie ale to szkodliwe dla niej bardzo dla Ciebie też.
Już nawet po samym nieudanym "niespełnionym"przeżywa rozczarowanie,żal i wspomina, fantazjuje co by było gdyby,wystarczy poczytać wątki kobiet porzuconych przez kochanków zobaczysz jak nieważny w pewnym sensie a jednocześnie istotny jest tam w tle mąż,ale jakby nieobecny w uczuciach jest tylko figurą czymś co ma być ale przeszkadza nie wiadomo co z nim zrobić jedynie niechęć łączy.
Niektóre same odchodzą rozwodzą się inne tak trwają niby dla dzieci, kredytu, opinii itp.
Nie łudź się że prędko jej przejdzie,a po drugie nawet jak jej przejdzie i oprzytomnieje to miejsca dla Ciebie u niej nie będzie prawdopodobnie.
Ma podskórnie "nowy"plan dla jeszcze nieistniejącego realnie pocieszyciela, ratownika ma już wizję i wyobrażenie o nim tylko wyzwalacza na razie brak ale to nie problem pojawi się prędzej czy później wystarczą drobne skojarzenia,jakieś gesty i resztę dopowie sobie wypełni i zależy na kogo trafi albo na takiego co ją wykorzysta albo znowu będzie rozczarowana odrzuceniem.
Chyba że Ty narzucisz się z tą rolą na jakiś krótki czas możesz starczyć tymczasowo, ale Ty jesteś zwyczajny i przyziemny wyczerpany, jesteś niechcianym wyrzutem.Jak wiele razy można przeczytać tutaj na tym forum o podobnych przypadkach ona pewnie i wyobraża sobie i nie potrafi być sama boi się zawsze byłeś no prawie zawsze.
Wygląda też na to tu oczywiście domyślam się że wszystko co się stało w Twoim związku ze strony żony miało na celu zakończenia go ale tak żebyś znowu Ty podjął decyzję ostateczną a żona prześliźnie się przez to z korzyściami dla siebie nie tracąc a nawet zyskując na rozwodzie historia układa się w logiczny ciąg świadomie/nieświadomych działań przyczyn i skutków.
Przypadki to zawsze dyskusyjna sprawa.Pomyśl głównie o swoim interesie i syna nie pomagaj jej z sentymentu litości
nie musisz się mścić to nie tak to coś jak twarda miłość wobec nałogowca Twoja żona miła po prostu obsesyjną "miłość" na własne życzenie
PS.After a Ty to za to jesteś "domorosłym rzeźnikiem"
Ela210 napisał/a:O..faktycznie.. Mężczyźni to rozsądek a kobiety emocje
![]()
Zgadzamy się natomiast z tym. ze słuchanie smutnych piosenek i czekanie na to.co się wydarzy to zła strategia.
Więc niech żona podejmie decyzję albo ratuje i terapia bo sami nie dacie rady albo good bye.
Ten kto się wypisuje z interesu powinien opuścić lokal.Tylko że tutaj nie ma co ratować żona go nie kocha i już nie pokocha. Tylko autor nie chce tego przyjąć do świadomości.
Terapia jest też po to, by rozstać się w uporządkowany sposób, zwłaszcza gdy są dzieci to ważne.
Rozumiem After co proponujesz, ale nie popieram, bo jeśli myślisz że on zyska w jej oczach, to jesteś w błędzie..
Jeśliby faktycznie w jej oczach zyskal po takich akcjach.. czy to z miłości będzie czy z rozsądku? Jak z rozsądku to glowa jej ucieknie do innego znów i po co mu to?
Dziękuje za wszystkie sugestie. I przyznaje Wam ... wszystkim racje. Nie dam z siebie zrobić ofiary.
Chciałbym w głębi ducha zakwestionować to co piszecie, ale brak mi już argumentów. Ciężko polemizować z faktami.
Czeka mnie dziś ciężka rozmowa. Nie będę tego tak ciągnął. Nie chce być ofiarą. I nie potrafię już odpowiadać na swoje własne pytania.
I zgodzę się, że to ten kto się wypisał z małżeństwa powinien się ulotnić...
Dziękuje za wszystkie sugestie. I przyznaje Wam ... wszystkim racje. Nie dam z siebie zrobić ofiary.
Chciałbym w głębi ducha zakwestionować to co piszecie, ale brak mi już argumentów. Ciężko polemizować z faktami.
Czeka mnie dziś ciężka rozmowa. Nie będę tego tak ciągnął. Nie chce być ofiarą. I nie potrafię już odpowiadać na swoje własne pytania.
I zgodzę się, że to ten kto się wypisał z małżeństwa powinien się ulotnić...
Włącz dyktafon w czasie rozmowy włączają się emocje i połowa słów nie "dolatuje" do mózgu. Później na spokojnie odsłuchasz.
Cholera, a miałem już u Ciebie nie pisać
Kuba!
Ty jak wahadło. Ochloń chłopaku! Tak jak pisałem, głowa ci się gotuje! Wór z lodem na głowę lub ją wsadź pod strumień lodowatej wody z kranu
Nic pod wpływem impulsu. Nic pod wpływem emocji.
Dość już błędów przez to narobiłeś. A w tym stanie narobisz kolejnych.
Bo znowu chcesz działać na wariata, będąc kompletnie nie gotowym ani w pełni do tego przekonanym!
Jesteś przygotowany do takiej rozmowy?
Tutaj wielokrotnie pisałem :
Masz teraz działać tak jak najlepsza jednostka antyterrostyczna.
Najpierw robisz rozeznanie, oceniasz ryzyko każdego Twojego kroku, a potem opracowujesz plan A i plan B, gdyby plan A nie wypalił.
Tutaj jeńców się nie bierze.
Jedynymi osobami, które mają wyjść z tego w miarę cało, jesteście Ty i syn. Choć musisz się liczyć z tym, że rykoszetem sym może niestety oberwac.
Gdy zaczniesz działać, musisz być w 100% tego pewien! . Jak jeszcze nie jesteś gotowy na wojnę, to nie wszczynaj jej! Bo polegniesz!
Cytaty ze sztuki wojny genialneho chińskiego filozofa i stratega z Sun Zi z VI wieku pne, a jakże aktualne i w naszych czasach.
Człowiek bez strategii, który lekceważy sobie przeciwnika, nieuchronnie skończy jako jeniec.
Generał zmienia swe działania i modyfikuje swe plany, aby inni nie mogli się ich domyślić. Zmienia swoją postawę i porusza się okrężnymi drogami, aby inni nie mogli przewidywać jego ruchów.
Chyba rozumiesz, co chcę Ci przekazać?
Ela
Chyba jednak nie zrozumiałaś tak do konca. Na odzyskanie jej jest już za późno.
Teraz chodzi już wyłącznie o to, aby odzyskał szacunek sam do siebie.
A jeśli chodzi o zyskanie w jej oczach?
W tej chwili, na ten moment nie ma to znaczenia.
Choć może swoimi działaniami,jesli będzie stanowczy.,konseksekwentny i twardy, dużo w jej oczach zyskać. Bo wreszcie zobaczy w akcji mężczyznę, a nie chłopczyka w krótkich spodenkach.
162 2019-11-25 20:56:02 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-25 20:56:41)
Nie przyszło mi do głowy, że jak nie wystawiasz od razu walizek to tracisz szacunek do siebie..
Ale to co robi powinno być przemyślane.
Czyli jak żona się wyprowadza to syn nie obrywa rykoszetem a małżonek nie zostawia jej jednej koszuli.
163 2019-11-26 11:44:45 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-26 11:55:09)
Witam ponownie,
Odbyłem w końcu trudną rozmowę z żoną.
Przekazałem żonie, że:
a) ma tydzień czasu na podjęcie finalnej decyzji co do naszego małżeństwa (albo się doprowadza do porządku albo składam pozew)
b) bez względu na decyzje w punktu a chce zrobić podział majątku (wole być już przygotowany na dalsze kroki - jeśli się nie zgodzi - pozew)
c) jeśli nie chce tego naprawić ze swojej strony - daje jej propozycje: ma mi oddać połowe wartości mieszkania i mieszkanie jest jej lub ja jej oddam tę cześć i mieszkanie będzie moje). Jeśli z jakiś względów to nie przejdzie - sprzedaż mieszkania i podział pieniędzy. Kolejnym krokiem pozew.
Do mieszkania nie jestem „przyspawany”. Dla dobra dziecka - wolałbym, aby syn pozostał z tą osobą, której przypadnie mieszkanie. Tu mieszkał przez kilka ostatnich lat i traktuje to miejsce jak swój DOM. Nie chce tego zmieniać. Choć - decyzje zostawiam swojemu synowi - niech sam wybierze jakie rozwiązanie najbardziej mu odpowiada. Wolałbym to dogadać wcześniej i nie poddawać pod „walkę” prawników.
Koniec z wyręczaniem. Koniec z załatwianiem nie moich spraw. Przyjmuje na siebie tylko sprawy syna (tylko jego). Każdy z nas załatwia odrębnie swoje sprawy. Nie będzie już wysługiwania się moją osobą. Są instrukcje, jest internet. Nie interesuje mnie czyjaś niewiedza czy brak doświadczenia. Jesteśmy zdrowi, wolni - mamy pełną swobodę wyboru.
Ale najlepsze jest to, co usłyszałem od żony: że nie będzie żadnego rozwodu !!!, bo ona próbuje być dobra i stara się zapomnieć.
Tylko gdzie w tym wszystkim byłem ja...
164 2019-11-26 11:52:49 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-26 12:15:24)
No i co dalej?
Myślisz zamienić się w kontrolera co będzie jej pilnował? Czy korzystając z tego że mieszkacie w stolicy pójdziesz za ciosem , znajdziecie dobrego psychoterapeutę. Niech żona znajdzie dla odmiany, czy pozamiatasz pod dywan i poczekasz na efekt jojo? Prawdopodobnie z innym.
Byłam w tym miejscu..
Chodzi o to.ze terapia nie gwarantuje wam że będziecie razem, ale że będzie prawdziwie i zbudujecie związek na czymś mocnym.prawdziwym, jak jest na czym budować.
Jak facet ma kochająca kobietę to nie musi jej podejrzewać bo to z natury monogamiczne istoty, gdy kochają ( to do Panów co zaprzeczą. )
165 2019-11-26 11:57:09 Ostatnio edytowany przez balin (2019-11-26 12:09:08)
Ale najlepsze jest to, co usłyszałem od żony: że nie będzie żadnego rozwodu !!!, bo ona próbuje być dobra i stara się zapomnieć.
A co ma Ci powiedzieć? Zawaliło jej się wszystko. Niedoszły kochanek zawiódł. Może stracić dorobek życia, więc chce wrócić do tego co było, a potem się zobaczy.
Jeśli chodzi o rozwód, to nie przebiegnie to tak jak sobie myślisz. Zostaniesz obwiniony za wszystko co złego stało się w jej życiu. I za to będziesz musiał zapłacić.
Ale do rozwodu nie dojdzie, wrócicie do tego co było przed jej romansem. Odłożycie sprawę w czasie, bo Ty jeszcze ją kochasz, a ona potrzebuje dojść do siebie, po tych perturbacjach.
Ona liczy na to, że jej wyśniony zmieni zdanie, gdy ona powie mu, że wasze małżeństwo istnieje tylko na papierze.
Ty liczysz, że jej się odmieni i zapała znowu uczuciem do Ciebie.
Ale przecież nie da się wrócić do tego momentu, który był przed romansem. Nigdy zupełnie się nie zapomni, nigdy się nie zaufa w 100 %. Warto jest w tym siedzieć? Będzie jeszcze bardziej toksycznie dla obu stron.
167 2019-11-26 12:14:23 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-26 13:02:26)
Problem w tym, że tego nie da się już zamieść pod dywan. Chciałem to rozwiązać kilka miesięcy temu - wtedy gdy się dowiedziałem. Chciałem, żeby moja żona podjęła decyzję - by pozwoliła mi uwierzyć, że to chwila słabości, zapomnienie, życiowy błąd. Żeby decyzję podjęła przed upływem tych 6 miesięcy, które wtedy dała Panu X. Bym nie czuł się jak "ciepłe gniazdko", jako ten do którego można wrócić, jak inne opcje nie wypalą. Ale nie posłuchała mnie. Albo nie byłem zbyt przekonywujący. Prosiłem ją wiele razy: zrób porządek ze swoim życiem, uporządkuj swoje uczucia i myśli a później przyjdź z tym do mnie. Powalczymy o mnie. O to żebym zapomniał, żebym uwierzył. Żebym to znów poczuł. Byłoby mi dużo łatwiej to wszystko ogarnąć.
A dziś - wszystko się zmieniło. Choć żona od miesiąca jest zauważalnie inna. Widzę zmiany, choć dalej trzyma mnie na dystans. Jak twierdzi - nie chce już kłamać ani oszukiwać. Chce być szczera. Ale ten miesiące wiele zmieniły. Kiedyś wiedziałem, że jesteśmy MY, a dziś jestem JA i ONA. Przez te miesiące pozwoliła mi a raczej zmusiła bym zaczął patrzeć na wszystko inaczej. Z innej perspektywy. Wiem, że nie doszło do zdrady fizycznej, ale cały czas mam w świadomości, że oddała komuś innemu swoją cząstkę, swoją prywatność i uczucia. A z racji tego, że jest sentymentalna - to z niej nie zejdzie tak łatwo. A ja nie chce żyć w rozkroku, z "zombie" jak to napisał After.
Kubuś_Puchatek napisał/a:Ale najlepsze jest to, co usłyszałem od żony: że nie będzie żadnego rozwodu !!!, bo ona próbuje być dobra i stara się zapomnieć.
A co ma Ci powiedzieć? Zawaliło jej się wszystko. Niedoszły kochanek zawiódł. Może stracić dorobek życia, więc chce wrócić do tego co było, a potem się zobaczy.
Jeśli chodzi o rozwód, to nie przebiegnie to tak jak sobie myślisz. Zostaniesz obwiniony za wszystko co złego stało się w jej życiu. I za to będziesz musiał zapłacić.
Ale do rozwodu nie dojdzie, wrócicie do tego co było przed jej romansem. Odłożycie sprawę w czasie, bo Ty jeszcze ją kochasz, a ona potrzebuje dojść do siebie, po tych perturbacjach.
Ona liczy na to, że jej wyśniony zmieni zdanie, gdy ona powie mu, że wasze małżeństwo istnieje tylko na papierze.
Ty liczysz, że jej się odmieni i zapała znowu uczuciem do Ciebie.
Wiesz - ten fragment: "nasze małżeństwo jest już na papierze" to już mu moja żona kilka miesięcy temu napisała.
Natomiast ja już na nic nie liczę. Niczego nie oczekuję. Przyjmę to, co będzie. Najgorsze za mną.
168 2019-11-26 12:43:01 Ostatnio edytowany przez maku2 (2019-11-26 12:45:36)
No i widzisz Kuba jest tak jak pisaliśmy żona nagle nie chce rozwodu a dlaczego? bo książę jej nie chce. W czasie tej rozmowy gdy powiedziała że nie chce rozwodu mogłeś ją spytać czy nadal Ciebie kocha, ciekawy jestem jej reakcji.
Widzę zmiany, choć dalej trzyma mnie na dystans
Widzisz zmiany bo pewnie mniej się wyłącza, mniej błądzi myślami a że nadal trzyma Ciebie na dystans? bo ona chce przejść suchą nogą przez rzekę o nazwie -zdrada. Ona chce żeby było jak było a tam Ciebie nie było.
Oczywiście byliście małżeństwem ale Ty żyłeś w błogiej nieświadomości że ona Ciebie już nie kocha, Ty ją kochałeś to wybaczałeś jej podejście do Ciebie. Czasem z przypadku sex i tak żyłeś z dnia na dzień. I ona chce do tego wrócić dlatego trzyma Ciebie na dystans - chcesz po tym wszystkim do tego wrócić? Tyle Ci wystarczy?
Przyjmę to, co będzie. Najgorsze za mną.
Co to znaczy przyjmę? czekasz aż ona zdecyduje za Ciebie?
169 2019-11-26 12:47:53 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-26 14:21:02)
Ale najlepsze jest to, co usłyszałem od żony: że nie będzie żadnego rozwodu !!!, bo ona próbuje być dobra i stara się zapomnieć.
Czy żoną rozwinęła tą myśl a raczej dwie, co to znaczy konkretnie według niej że "próbuje być dobra" i "stara się zapomnieć"?
Jeżeli to w takiej "dosłownej", "surowej "formie istnieje w jej głowie to niewiele znaczy, ogólniki, frazesy, banały, wytarte zwroty.
Jak wygląda to próbowanie bycia dobrą ?
Chodzi na palcach, co robi mniej mówi,nadskakuje Ci próbuje być milsza,chodzi smutna?
Zapomnieć tego okresu ona nigdy nie zapomni i emocji z tym związanych nasilenie po jakimś nie wiadomo jakim czasie się zmieni nie ma amnezji selektywnej na rozkaz .
Wiele myśli przychodzi mimowolnie jakby bez kontroli ona nie może obiecać że nie będzie o nim myśleć lub nie myśleć wcale (za myśleniem są uczucia i emocje najprzeróżniejsze może nawet jakaś walka) ,to po prostu musi wypalić się w niej, jeżeli ona tego nie podtrzymuje świadomie z tęsknoty i w dziwnym stanie, rozczulania się, roztkliwiania nad sobą - trudna sztuka po nawet niby romansie, odpłynięciu, poradzić sobie z emocjami i myśleniem, jak początek niechcianego do końca, niedobrowolnego, przymusowego odwyku. masa wahania, wątpliwości czy warto nie warto,mnóstwo kruchych postanowień bez przekonania, silne opory i słabość w decydowaniu, który kierunek obrać i jak to wykonać.
Czym zajmie pustą przestrzeń po nim ?
Do tych spraw nie masz dostępu nie poznasz jej myśli i uczuć do końca, możesz się tylko domyślać z fragmencików i strzępków i po jej zachowaniu czy autentyczne i co oznaczają gesty. Rozmyślanie o tym wykańcza i również jest natrętne .
Staranie się zapomnieć oznaczać może nasilanie i wzmacnianie wspomnień, jeżeli ciągle się do nich wraca po to żeby zapomnieć taki krąg .
O tamtym myśli w różny sposób i dobrze i niedobrze i ma do niego żal, wiele wiele przestrzeni/czasu/energii jej to zajmuje i ją absorbuje - prawdopodobnie.
Minęło niewiele czasu.
Wymuszanie na sobie miłości do Ciebie, jak to się robi, jak się wybiera co ma się zadziać w niej ?Skąd ma brać czerpać siłę co ją inspiruje czy powoduje nią .
Właściwie żadne z nich nie urwało samo z siebie kontaktu to ty interweniowałeś odkryłeś to wszystko na pewnym etapie wkroczyłeś .
Na razie jesteś "przysłowiową " opcją .
Na przeczekanie jest wiele sposobów udawanie że nic się nie stało i nie miało miejsca na przykład .
Może być wiele pozoru i udawania na pokaz wiele pustych deklaracji bez pokrycia w działaniu.
Rozróżnienie tego niemożliwe w Twoim obecnym stanie bez pomocy.
Jaki zona ma konkretny plan naprawczy, jakie pomysły co zrobiła w tym kierunku jakie ma propozycje dla Ciebie.
Jak Paslawek pisał nie masz dostępu do myśli żony. Jeśli wiadomość o zdradzie Cię dobiła to współczuję Ci teraz tego okresu, jak będzie chodziła zamyślona z miną zbitego psa. To piekło w życiu partnera, który dał szansę. Smutna, zamyślona z miną cierpiętnicy i nie dlatego, ze zdradziła tylko dlatego, że nie wyszło. Będziesz potrzebował dużo siły by to przetrzymać.
Kubuś_Puchatek napisał/a:Ale najlepsze jest to, co usłyszałem od żony: że nie będzie żadnego rozwodu !!!, bo ona próbuje być dobra i stara się zapomnieć.
Czy żoną rozwinęła tą myśl a raczej dwie to znaczy konkretnie według niej że "próbuje być dobra" i "stara się zapomnieć"?
Jeżeli to w takiej "dosłownej", "surowej "formie istnieje w jej głowie to niewiele znaczy, ogólniki, frazesy, banały, wytarte zwroty.
Jak wygląda to próbowanie bycia dobrą ?Chodzi na palcach, co robi mniej mówi,nadskakuje Ci próbuje być milsza,chodzi smutna?
Zapomnieć tego okresu ona nigdy nie zapomni i emocji z tym związanych nasilenie po jakimś nie wiadomo jakim czasie się zmieni nie ma amnezji selektywnej na rozkaz .Wiele myśli przychodzi mimowolnie jakby bez kontroli ona nie może obiecać że nie będzie o nim myśleć lub nie myśleć (za myśleniem są uczucia i emocje najprzeróżniejsze może nawet jakaś walka) wcale to po prostu musi wypalić się w niej jeżeli ona tego nie podtrzymuje świadomie z tęsknoty i w dziwnym stanie rozczulania się roztkliwiania nad sobą - trudna sztuka po nawet niby romansie odpłynięciu poradzić sobie z emocjami i myśleniem jak początek niechcianego do końca, niedobrowolnego, przymusowego odwyku masa wahania wątpliwości czy warto nie warto,mnóstwo kruchych postanowień bez przekonania silne opory i słabość w decydowaniu który kierunek obrać i jak to wykonać.Czym zajmie pustą przestrzeń po nim ?Do tych spraw nie masz dostępu nie poznasz jej myśli i uczuć do końca możesz się tylko domyślać z fragmencików i strzępków i po jej zachowaniu. Rozmyślanie o tym wykańcza i również jest natrętne .
Staranie się zapomnieć oznaczać może nasilanie i wzmacnianie wspomnień jeżeli ciągle się do nich wraca po to żeby zapomnieć taki krąg .
O tamtym myśli w różny sposób i dobrze i niedobrze i ma do niego żal wiele wiele przestrzeni jej to zajmuje i ją absorbuje prawdopodobnie.
Minęło niewiele czasu.Wymuszanie na sobie miłości do Ciebie jak to się robi jak się wybiera co ma się zadziać w niej ?
Właściwie żadne z nich nie urwało samo z siebie kontaktu to ty interweniowałeś odkryłeś to wszystko na pewnym etapie wkroczyłeś .
Na razie jesteś "przysłowiową " opcją .
Na przeczekanie jest wiele sposobów udawanie że nic się nie stało i nie miało miejsca na przykład .Może być wiele pozoru i udawania na pokaz wiele pustych deklaracji bez pokrycia w działaniu.Rozróżnienie tego niemożliwe w Twoim obecnym stanie bez pomocy.
Jaki zona ma konkretny plan naprawczy, jakie pomysły co zrobiła w tym kierunku jakie ma propozycje dla Ciebie.
Jakie zmiany widzę? Byłem w ciężkim szoku jak kilka dni temu zaproponowała, żeby odświeżyć mieszkanie (pomalować ściany) !!! Wiem, że Wam wyda się to śmieszne, ale ... to pierwsza chęć, pierwsza inicjatywa zrobienia czegokolwiek w mieszkaniu. Coś o co nie prosiłem.... Kolejna sprawa: żona zaczęła być bardziej troskliwa - częściej mam domowe obiady w domu, po wielu latach przerwy zaczęła piec ciasta, sama chce się przytulać. Dla mnie to NOWOŚCI. Po wielomiesięcznej przerwie - zacząłem dostawać w ciągu dnia smsy od żony z pytaniami jak się czuję, jak mi mija dzień. Zaprosiła mnie też do teatru. Nagle uznała za pożądaną moją obecność, gdy chce iść na spacer czy zakupy. Jak dostaje wiadomość na telefon to podchodzi z telefonem i SAMA pokazuje od kogo to przyszło. Mógłbym tak wyliczać. Dostałem też info od żony, że ona nie chce sprzedaży tego mieszkania, bo ... jest dla niej ważne, bo to nasz dom i nasze wspomnienia. Czy to opamiętanie? Nie wiem. Nie wiem czy trochę nie za późno. A psychoterapeuta na pewno byłby wskazany bez względu jak ta historia miałaby się skończyć.
Na dzień dzisiejszy - trzymam się swojego planu. Wolę założyć najgorsze opcje i na to się szykuję. Zaznaczyłem żonie, że jeśli zechce to naprawić - to od razu chce, żeby wiedziała, że nie będzie jej łatwo i że to nie będzie miła droga bez jakiejkolwiek pewności co zastanie na jej finiszu.
Kubuś Ty się masz czuć szczęśliwy Jeśli widzisz to światełko w tunelu dla Was i jeśli jest Ci lepiej to fajnie. Może akurat Wam się uda. Jesteś dorosły to Twoje wybory.
Jakie zmiany widzę? Byłem w ciężkim szoku jak kilka dni temu zaproponowała, żeby odświeżyć mieszkanie (pomalować ściany) !!! Wiem, że Wam wyda się to śmieszne, ale ... to pierwsza chęć, pierwsza inicjatywa zrobienia czegokolwiek w mieszkaniu. Coś o co nie prosiłem.... Kolejna sprawa: żona zaczęła być bardziej troskliwa - częściej mam domowe obiady w domu, po wielu latach przerwy zaczęła piec ciasta, sama chce się przytulać. Dla mnie to NOWOŚCI. Po wielomiesięcznej przerwie - zacząłem dostawać w ciągu dnia smsy od żony z pytaniami jak się czuję, jak mi mija dzień. Zaprosiła mnie też do teatru. Nagle uznała za pożądaną moją obecność, gdy chce iść na spacer czy zakupy. Jak dostaje wiadomość na telefon to podchodzi z telefonem i SAMA pokazuje od kogo to przyszło. Mógłbym tak wyliczać. Dostałem też info od żony, że ona nie chce sprzedaży tego mieszkania, bo ... jest dla niej ważne, bo to nasz dom i nasze wspomnienia. Czy to opamiętanie? Nie wiem. Nie wiem czy trochę nie za późno. A psychoterapeuta na pewno byłby wskazany bez względu jak ta historia miałaby się skończyć.
Na dzień dzisiejszy - trzymam się swojego planu. Wolę założyć najgorsze opcje i na to się szykuję. Zaznaczyłem żonie, że jeśli zechce to naprawić - to od razu chce, żeby wiedziała, że nie będzie jej łatwo i że to nie będzie miła droga bez jakiejkolwiek pewności co zastanie na jej finiszu.
To wszystko o czym piszesz to jej próba sprowadzenia Ciebie w stare koleiny gdzie ona się dołączy - żeby było jak było. A gdzie nowa "jakość"?
Żona twierdzi że kocha?
Czy ona mówi jak to sobie teraz wyobraża?
Ma jakiś plan naprawczy?
Nie - nie usłyszałem od niej, że mnie kocha. Powiedziała, że bardzo się stara by wszystko wróciło. Że stara się być „dobra”. Chce bym dał jej „znów” czas. Że musi sobie wszystko uporządkować.
Nie - nie usłyszałem od niej, że mnie kocha. Powiedziała, że bardzo się stara by wszystko wróciło. Że stara się być „dobra”. Chce bym dał jej „znów” czas. Że musi sobie wszystko uporządkować.
I to się nie wróci! Dlaczego? bo ona już jakiś czas temu przestała Ciebie kochać. Przypomnij sobie kiedy bliskość, czy okazywanie uczuć przestało być codziennością a stało się"świętem"? Odpłynęła do tamtego uczuciami(chciała również cieleśnie) jakimi już do Ciebie nie czuła, to co na chce żeby wróciło? Albo się kocha albo nie, a nie na zasadzie kocham nie kocham i znowu kocham.
Czas? uporządkować? Ona miała rok czasu i rok żeby sobie wszystko poukładać.
Nie zgadzaj się na to - przyjmij za pewnik i to sobie powtarzaj ONA MNIE NIE KOCHA, to dla kogo chcesz tracić swój czas?
Czyli Kubuś Puchatek jak w bajce jest Misiem o Bardzo Małym Rozumku. Zobaczysz, jeszcze wrócisz na to forum pojęczeć jak ci źle i jaki głupi byłeś. Na ten moment twojej żonie złamała się gałąź, której tak bardzo pragnęła się chwycić, więc postanowiła trochę poudawać, że jej na tobie zależy i że się stara. Pomyśl sobie - jesteś jej mężem, a prawdopodobnie, gdyby lowelas dzisiaj napisał do niej: "Olej męża, będę z tobą!' dostałbyś soczystego kopa, a po zatrzaśnięciu drzwi, twój "anioł" goliłby sobie miejsca intymne i wybierał najlepszą bieliznę na spotkanie...
Pewnie Kubuś będzie żałował tej decyzji. Niestety jest tak, że podąża się za uczuciami...nie za rozsądkiem :-) i trzeba to przeżyć na własnej skórze...
178 2019-11-26 21:19:30 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-26 21:30:14)
To już nie jest takie oczywiste.
Kilka miesięcy temu - gdyby moja żona podjęła „właściwą decyzje” - zgodziłbym się na wiele. Nie pisałbym Państwu tego wszystkiego na forum. To już nie ten czas. Tamta szansa minęła.
Żony, którą znałem dla mnie już nie ma. To nie ta sama osoba, którą pokochałem. Kiedyś i ona i mój syn byli na szczycie moich priorytetów. Ale to się zmieniło. Jestem w związku z inną kobietą. A moja żona spadła a w zasadzie sama się zrzuciła z piedestału.
Zadałem jej kiedyś pytanie co ona sama zrobiłaby, gdybym ja wpadł w romans z koleżanką z jej pracy? Jak wtedy by się zachowała? Jak by zareagowała, gdybym wypisywał na jej temat takie rzeczy.... Nie odpowiedziała.
Do dziś zrobiła wiele by nasze małżeństwo przeszło do historii. I szczerze mówiąc - nie wiem ile mogę jej jeszcze zaoferować. A już na pewno nie będę o nią walczył. Dałem jej wiele. Dzięki mnie - miała spokój, nie czuła zazdrości. Dałem jej bezpieczeństwo i stabilizację. Nie czuła przemocy, wyzysku. Ale nie doceniła tego. Pewnie dlatego, że „nie wyszalała się” za młodu, brakowało jej romansów, bólu rozstań, emocji. Może byłem zbyt nudny albo zbyt mało męski. Wszystko może....
Czy będziemy znów razem? Nie wiem. Czy dam jej czas? Już nie. A może inaczej - dam ten czas, ale nie jej ale sobie. Dlaczego nie jej? Bo jej już ten czas dałem i go zmarnowała, wyszydzając mnie przy tym do bólu, pisząc do Pana X, że tak naprawdę tego nie chciała....
Ja sam potrzebuje czasu. Czy jeszcze siebie, jako faceta, widzę koło niej?
Ktoś mi to wcześniej już na tym forum napisał. Że ten czas jest potrzebny nie mojej żonie tylko mnie, abym się przekonał, że już ... nie chce z nią być.
Jeśli odejdę - to może wtedy doceni to co miała. Ale wtedy ja będę już tylko dawnym wspomnieniem.
To już nie jest takie oczywiste.
Kilka miesięcy temu - gdyby moja żona podjęła „właściwą decyzje” - zgodziłbym się na wiele. Nie pisałbym Państwu tego wszystkiego na forum. To już nie ten czas. Tamta szansa minęła.Żony, którą znałem dla mnie już nie ma. To nie ta sama osoba, którą pokochałem. Kiedyś i ona i mój syn byli na szczycie moich priorytetów. Ale to się zmieniło. Jestem w związku z inną kobietą. A moja żona spadła a w zasadzie sama się zrzuciła z piedestału.
Zadałem jej kiedyś pytanie co ona sama zrobiłaby, gdybym ja wpadł w romans z koleżanką z jej pracy? Jak wtedy by się zachowała? Jak by zareagowała, gdybym wypisywał na jej temat takie rzeczy.... Nie odpowiedziała.
Do dziś zrobiła wiele by nasze małżeństwo przeszło do historii. I szczerze mówiąc - nie wiem ile mogę jej jeszcze zaoferować. A już na pewno nie będę o nią walczył. Dałem jej wiele. Dzięki mnie - miała spokój, nie czuła zazdrości. Dałem jej bezpieczeństwo i stabilizację. Nie czuła przemocy, wyzysku. Ale nie doceniła tego. Pewnie dlatego, że „nie wyszalała się” za młodu, brakowało jej romansów, bólu rozstań, emocji. Może byłem zbyt nudny albo zbyt mało męski. Wszystko może....
Czy będziemy znów razem? Nie wiem. Czy dam jej czas? Już nie. A może inaczej - dam ten czas, ale nie jej ale sobie. Dlaczego nie jej? Bo jej już ten czas dałem i go zmarnowała, wyszydzając mnie przy tym do bólu, pisząc do Pana X, że tak naprawdę tego nie chciała....
Ja sam potrzebuje czasu. Czy jeszcze siebie, jako faceta, widzę koło niej?
Ktoś mi to wcześniej już na tym forum napisał. Że ten czas jest potrzebny nie mojej żonie tylko mnie, abym się przekonał, że już ... nie chce z nią być.Jeśli odejdę - to może wtedy doceni to co miała. Ale wtedy ja będę już tylko dawnym wspomnieniem.
Czyli tupniesz nóżką, ale tak po cichutku, w swoim pokoju, żeby "aniołek" nie słyszał? Jak długo będziesz się oszukiwał, że to co teraz masz zamiar zrobić (czyli pozostać w bagienku, bo się boisz) wywrze na kimkolwiek wrażenie? Szczerze, nawet jak odejdziesz ona może nie docenić tego co miała. Może rzuci się w wir niezobowiązujących znajomości z facetami, może znajdzie sobie tego jedynego, może będzie sama... ale to już nie ma żadnego (a przynajmniej dla ciebie nie powinno) znaczenia. Ty powinieneś ją zostawić, bo z tego waszego małżeństwa nic już nie pozostało. A ty nadal łudzisz się, że jakaś klepka w jej mózgu przestawi się i będzie "aniołek" znowu z tobą. NIE - NIE BĘDZIE. Im prędzej to zrozumiesz, tym prędzej zaczniesz dochodzić do siebie. Teraz na własne życzenie urządzisz sobie pranie mózgu i rollercoaster w jednym.
Kuba odchodząc od związku , masz jakieś hobby ? Coś co da Ci trochę oderwania od tego wszystkiego ? Każdy potrzebuje mieć trochę własnego świata , coś co cieszy . Mam wrażenie , że kompletnie zafiksowałeś się na niej przez te wszystkie lata , Tobie zależało bardziej , tym bardziej teraz tak boli . Poświęciłeś się za bardzo , zapominając o sobie , naucz się wychwytywać codzienne nawet małe rzeczy które sprawiają Ci przyjemność , daj sobie i jej przestrzeń , albo w nią wejdzie albo w końcu sam stwierdzisz , że nie warto . Każdy ma swoje granice wytrzymałości , w końcu i Ty dostrzeżesz co jest na pokaz z jej strony .Może rozmawiać o remontach , piec ciasta , gotować a w sercu pustka , i u Ciebie i u niej . Może być tylko poprawnie , gra pozorów , czy to wystarczy ? Sam kiedyś zdecydujesz .
Kuba strasznie sztucznie to wygląda co piszesz bo...wygląda że wciąż na nią czekasz.
Idź do adwokata złóż te papiery rozwodowe, zanim dojdzie do rozprawy to i tak miną miesiące więc będziesz i ten czas i nie będziesz stał w miejscu.
Teraz Kubuś ma małżeństwo z rozsądku w którym żona stara się być mila.
To nie z milosci ale można się spokojnie przyjrzeć nowej żonie. W głowie układając sobie życie bez niej.
Ile lat ma syn?
183 2019-11-27 13:32:30 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-27 13:36:27)
Teraz Kubuś ma małżeństwo z rozsądku w którym żona stara się być mila.
To nie z milosci ale można się spokojnie przyjrzeć nowej żonie. W głowie układając sobie życie bez niej.
Ile lat ma syn?
14 lat. Młody człowiek, ale wiele rozumie. Nawet wydaje mi się, że zbyt poważny jak na swój wiek.
No to twój syn już duży facet jest, bądź z nim szczery, ale bez wchodzenia intymne szczegóły rodziców , pozwól mu być sobą w domu, pozwól mu powiedzieć co chce powiedzieć, traktuj go jak partnera do dyskusji. Nie ma nic piękniejszego dla dziecka niż móc poczuć się w domu sobą, a nie udawać ciągle dla rodziców i ich idealnej wizji rodziny.
Kuba a ja ci życzę jak najlepiej, żeby twoje marzenia się spełniły. Żebyście po tej burzy znowu odnaleźli swoje miejsce w rodzinie, ale na normalnych zasadach na nie jakiś idealistycznych mrzonkach, bo oboje w jakiś dziwnych chmurach bujaliście. Może ten huragan z perspektywy czasu okaże się czymś dobrym dla każdego waszej rodziny. A nawet jakby się coś dalej posypało, no to cóż życie i tak będzie się toczyło dalej.
Jak jeszcze raz przeczytam "mój anioł" to puszczę pawia.
Ale Ty tę kobietę wyidealizowałeś, odczłowieczyłeś. A to człowiek nawet nie fajny jak tak czytam co odwala.
186 2019-11-27 22:15:55 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-27 22:24:15)
Jak jeszcze raz przeczytam "mój anioł" to puszczę pawia.
Ale Ty tę kobietę wyidealizowałeś, odczłowieczyłeś. A to człowiek nawet nie fajny jak tak czytam co odwala.
Sensi - obiecuje poprawę z tym „moim aniołem”
Dobrze, bo idealizowanie ludzi ryje beret. Ludzie to ludzie, ze swoimi zaletami jak i wadami, przywarami. Anioły nie istnieją. Idealnych ludzi nie ma.
Do Idealnych ludzi nie ma.
W przyrodzie
Zgadza się
189 2019-11-28 17:29:25 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-28 17:39:28)
Dobrze, bo idealizowanie ludzi ryje beret. Ludzie to ludzie, ze swoimi zaletami jak i wadami, przywarami. Anioły nie istnieją. Idealnych ludzi nie ma.
Czy wyidealizowałem moją żonę? Sam nie wiem. Ona i mój syn byli dla mnie wszystkim.
Do początku tego roku - dałbym sobie rękę uciąć za żonę. Dziś wiem - że straciłbym rękę.
Wbrew temu wszystkiemu co się stało - dalej uważam, że to była /jest dobra kobieta. Kobieta z która spędziłem najpiękniejsze lata swojego życia. Dała mi wiele radości, była oparciem, przyjacielem i kimś z kim mógłbym przegadać całą noc. A to co się stało - będzie dla niej na długo nauczką. Dała się ponieść emocjom, nie zapanowała nad sobą. Uległa chwili. Ale to już nie moja odpowiedzialność i nie moje czyny. Mogła dokonać wyboru i dokonała go. Musi teraz ponieść konsekwencje swojego działania.
Wierzyłem przez 24 lata, że nasz związek jest wyjątkowy. Mieliśmy problemy mniejsze lub większe - ale wszystko to było nieistotne lub dla mnie akceptowalne. A może do przyjęcia. Godziłem się na pewne „niedoskonałości” dla jakiś wyższych celów - rodziny, związku, zaufania, dla szczerego uczucia do mojej żony. Były sprawy, które w miarę upływu lat mi przeszkadzały - ale miałem dom, miejsce gdzie mogłem wrócić po pracy. Z zazdrością przysłuchiwałem się, jak niektóre aspekty są traktowane w innych związkach. Raniło mnie to. Ale stale wierzyłem, że to wszystko sprawy, które można dopracować, aby związek wszedł na jeszcze lepszy poziom. Aby lepiej się rozumieć, aby lepiej dogadywać, aby umieć podtrzymać fascynacje drugą osobą po tylu latach bycia razem. Starałem się rozmawiać o problematycznych sferach.
A to jak to wszystko wyszło - wszyscy widzą...
190 2019-11-29 11:17:35 Ostatnio edytowany przez justa_pl (2019-11-29 11:19:05)
Nie będę wypowiadać się w temacie, bo musialabym użyć zbyt mocnych słów na podsumowanie całej sytuacji i chyba wszystko zostało już powiedziane. Poza tym, Twoja żona " cwana gapa" ( czytaj romantyczka) wzbudza we mnie tak negatywne emocje, że wolę się nie wypowiadać, żeby nie sprawiać Ci przykrości.
Ale napiszę Ci, że Twój pomysł aby zona poczytała forum, to był jednak strzał w 10 ! A nawet podpowiem, że za tą pozytywną zmianą zachowania żony : remont, kocha mieszkanie, zadnego rozwodu.... to podziękuj Afterowi i jego radykalnym a wręcz brutalnym radom.
Gdyby tak podpuszczał mojego męża, to na 100% nauczyłabym się piec jakieś ciasta.
Widzę że jesteś na forum to zapytam jak tam u Ciebie? coś posunęło się do przodu?
Witajcie,
Nie opuściłem forum nawet na krok. Za bardzo wciąga. Jestem systematycznym czytelnikiem forum (przeglądam je często jako gość).
Co u mnie? Dalej tworzę związek ze swoją "dawną / nową żoną".
Wiecie, że podpisałem rozdzielność majątkową. Osobne konta i rachunki. Od tamtej pory wszystkimi kosztami dzielę się z żoną uczciwie pół na pół.
Dwa miesiące temu - dokonaliśmy podziału majątku. Pierwotne założenia były takie, że mieszkanie również podzielimy 50 na 50 (kupiliśmy je przecież raptem kilka lat temu). Jednakże w związku z tym, że sporą część wartości mieszkania sfinansowałem z odziedziczonego spadku - postanowiłem skorzystać z rady radcy prawnego i finalnie podział stanął na poziomie 70/30. To nie poszło chyba tak, jak oczekiwałaby moja żona. Ale to też już za mną.
Przestałem narzucać się żonie ze swoją pomocą. Nie wychodzę przed szereg. Dziś łatwo mi to już pisać - ale nauczyłem się mówić NIE. Dziwnie to wyglądało na początku, bo moja małżonka dalej chciała bym pełnił "swoją zasłużoną rolę", ale po szczerej rozmowie - i ona zrozumiała, że pewny etap już za nami. Dalej często się zapomina - ale to już się skończyło. Nie umawiam jej wizyt, nie wyszukuje specjalistów, jej "tabelki, konspekty i inne zadania zawodowe" to już nie mój temat. Mam nareszcie trochę czasu wolnego dla siebie.
Zacząłem o siebie dbać. Dotąd widziałem tylko potrzeby mojej żony i syna. Siebie stawiałem na szarym końcu. To też uległo zmianie. Rozdałem sporo swoich ubrań, które miałem od lat. Miało to pozytywny wpływ, bo i wolne miejsce w szafach się pojawiło , ale i potrzebujący skorzystali. Pomyślałem też o swoim zdrowiu. Zainwestowałem w siebie. Wydałem sporo na prywatny zabieg, który odkładałem od kilkunastu lat.
Zacząłem się chyba po raz pierwszy w życiu ... szanować. A może przestałem się ignorować?
Staram się żyć dniem dzisiejszym. Nie snuje planów, nie zakładam co wydarzy się w przyszłości. Nie chciałem "tego wszystkiego", tych kroków podjętych u prawnika i u notariusza. Ale - dziś wiem, że nie mogłem inaczej. Nie czuje jednak z tego tytułu żadnej satysfakcji. Te kroki odczuwa boleśnie moja żona. Wie, gdzie dziś jesteśmy. I kwestie finansowe to drobiazg. Nie wiem czy kiedykolwiek odzyska moje zaufanie. A ja nie wiem czy nie postawię kropki nad "i".
W głębi serca ja wciąż ją kocham, ale to nie jest już żona, którą kiedyś znałem. Mimo tego wszystkiego co się wydarzyło - życzę jej jak najlepiej. Jak najlepiej dla niej - cokolwiek to będzie oznaczać.
Ja sam dziś też jestem inny. Moja skóra jest szorstka i gruba, nie ulegam już emocjom. Odsunąłem uczucia na bok. Płynę z falą - rozliczam krok po kroku swoją przeszłość i wiem, że dostałem od życia bolesną lekcję, którą zapamiętam na całe życie.
Ostatnie miesiące były dość spokojne, ale od dwóch czy trzech tygodni zaczynam odczuwać "znany mi już niepokój". I to nie z powodu zachowania mojej żony. Wracam bowiem myślami do tego co było prawie rok temu. Za miesiąc minie rok, kiedy się o wszystkim dowiedziałem. Po sporej przerwie - znów zajrzałem do korespondencji mojej żony z Panem X. Mamy luty a ja wciąż cofam się do tego, jak to wyglądało. Myślałem, że mam to za sobą - ale to tylko takie czcze gadanie. Dalej we mnie wszystko siedzi. "Dzięki mojej żonie" mam nowe daty do świętowania. Nie chcę wracać do przeszłości - ale przeszłość nie chce chyba zapomnieć o mnie.
Z żoną utrzymujemy poprawne stosunki, jeśli mogę to tak ująć. Moja żona nie dzwoni ani nie pisze z Panem X. Widzę, że przychodzące SMSy bardziej ją niepokoją niż mnie samego. Stale sama pokazuje mi treść tego co przychodzi. I tak jak rok temu oferowała "swoje obiady" mojemu koledze - tak teraz dość często zdarza się, że robi mi niespodzianki przywożąc jedzenie bezpośrednio do mojej pracy. Kocha już "mieszkanie", miejsce gdzie żyje, zaczęła doceniać to co ma.
Już kilka razy żona przepraszała mnie za to, co działo się w ubiegłym roku. Nie wiem ile w tym prawdy - zresztą nie wiem czym jest teraz prawda. Czym są pozory a czym uczucia. Podczas jednej z rozmów usłyszałem od żony, że Pan X "nie był wart tego wszystkiego"...
Pozdrawiam wszystkich na forum i dziękuję za Wasze wsparcie.
Moim zdaniem oboje tracicie teraz czas...
Ty rozmawiasz z nią z pozycji siły (finanse, brak jej zaradności, odbiór społeczny) a ona liże rany... ale kiedy stanie na nogi wszystko wróci. I to nie jest tak, jak napisałeś, ze zona nie pisze z panem X tylko pan X nie pisze z Twoja zona a to wielka różnica. Podobnie ze zwrotem, ze "nie było warto", warto było by wtedy kiedy on by ja chciał...
Bo esencja waszej historii jest to, ze decyzje podjął pan X a nie pani zona.
Niemniej bardzo cieszy w tej historii Twoja zmiana. Chociaż ciekaw jestem czy sam odbierasz to jako trwała zmianę? Bo umówmy sie czy jesteś teraz sobą? Hamujesz sie przy niej, przez to co sie stało ale czy przy innej kobiecie byłbyś taki sam?
Pytanie czy Kubuś widzisz jakościową zmianę zachowania żony w stosunku do Ciebie, czy tylko jest milsza.
dobrym objawem byłoby gdyby nie mówiła czego Pan x był godzien czy niegodzien, ale patrzyła na swojego męża inaczej niż tylko przez pryzmat brzuszka do nakarmienia miodkiem..
By widziała mężczyznę i jego perspektywę. Wzajemnie zresztą.
Fajnie, że napisałeś jak dalej u ciebie potoczyło się życie. Co ciekawe widzę też, że ta trudna sytuacja, mimo, że tak bolesna była potrzebna byś stanął i zajął się sobą. Przestał zajmować się innymi. Przestał swoją zaradnością i dobrocią dusić wszystkich dookoła i wykańczać siebie samego. Była potrzebna by twoi bliscy mieli możliwość sami decydować o sobie, byście się wreszcie wszyscy obudzili z tej niby "idealnej" sielanki, gdzie nie było przestrzeni dla indywidualizmu każdego z was. Ty bez tego, nigdy byś się nie zatrzymał, nie zmienił swojego życia. Paradoksalnie pier****ło i oczyściło przestrzeń na nowe, chyba lepsze, jest więcej w tym wolności, przestrzeni i tlenu dla każdego z waszej trójki.
Przeszłość będzie wracać, bo za bardzo bolała, nie odrzucaj jej jeśli potrafisz. Jeśli nie potrafisz się nią zająć by zaakceptować swój smutek, żal, strach, poczucie zdrady, to naprawdę rozważ terapię. To pozwoli ci stać się mocno świadomym siebie człowiekiem, który zamiast zgorzknienia i rozpamiętywania, zemsty, będzie z poziomu bycia dobrym dla siebie kierował swoimi decyzjami i życiem. Uwierz mi to bardzo przyjemny stan.