Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Strony Poprzednia 1 2 3 4 11 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 651 ]

66 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-21 11:50:05)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Firanki to bzurka. Nie odpowiedziałeś na pytanie: Czy uważasz że z jego strony jest jakaś wzajemność? Czy On inicjował coś? Jakiekolwiek oznaki sympatii, czułości?

Znajoma kobieta miała taki "romans" okazał się początkami schizofrenii właśnie.
Zdrowa osoba jak ktoś nie odwzajemnia zainteresowania, odpuszcza.
A żona? Po 40 planuje dziecko z kimś kto się od niej odgania?


Czy z jego strony jest jakaś wzajemność? Tego nie mogę być na 100 % pewny.

Przed marcem - Pan X - nagle przestał pisać do mnie. Jak kontaktowałem się z nim - mówił, że czasami potrzebuje się wyciszyć. A w tym samym czasie moja żona ostro z nim pisała. A on jej odpisywał.
Jak już wszystko odkryłem - dalej wzajemnie ze sobą pisali (nie wiedząc, że mam do tego dostęp). Pan X cały czas był stonowany, prosił o przemyślenie swojego małżeństwa, namawiał żonę do przemyśleń. Odciągał ją od siebie. Tłumaczył, że go nie zna, że nie wie jaki naprawdę jest. Pisał do mojej żony, że on jej też nie zna, że nie wie jaka jest jak się złości itp. 
Ale jedna z jego wiadomości była zupełnie odmienna. Napisał jej raz, że "zaczął o niej myśleć dużo więcej niż zwykle, tak niepokojąco więcej". Wysłał jej życzenia z okazji Dnia Kobiet, pisał za moimi plecami. Wiadomości krążyły od 6 rano do bardzo późnych godzin nocnych (1-2 w nocy). To nie było coś - co Pan X mógł uznać za zwyczajne pogawędki z żoną kolegi. Dobrze wiedział. Kontakty były wzajemne. Spotkali się raz w parku - to wiem. O czym rozmawiali - nie wiem i chyba nie chce już wiedzieć. Najlepsze w tym wszystkim, że Pan X jak wysunąłem przeciwko niemu argumenty, że postępuje nie fair - to nie czul się winny. Uznał, że to co robi to nie problem. Wiadomości wysyłali między sobą do połowy kwietnia tego roku. Później Pan X zaproponował 6 msc przerwy - nie wiem czy dla sobie, dla mojej żony czy po prostu chodziło mu może o to, że chciał aby się moja żona odczepiła. Przez ten cichy 6 miesięczny okres z jego strony - moja żona sama co średnio 2 tygodnie wysyłała mu wiadomości, kolejne partie wierszy a ...on milczał. Widziałem, że odczytywał te wiadomości, ale na tym koniec. Po upływie tych 6 msc - moja żona wysłała mu 2 maile w których wylewała szambo na moją głowę. Opisywała, że mnie nie kocha, że marzy o nim, że chce zaryzykować z nim, że nic się nie liczy. Że nasze mieszkanie jest nieistotne, bo ona nie czuje miłości do mnie (swojego męża) a kocha całą dusza jego. Że chce zaryzykować, aby później nie żałować. Pisała, że czekała tyle czasu, że posłuchała jego rady aby dać sobie czas - ale nic się nie zmieniło w jej uczuciach nawet odrobinkę.

I on jej na te maile odpisał. Znów kazał jej przemyśleć sprawę, zastanowić się. Bo ma dom, rodzinę, dziecko. Że miał podobne doświadczenia, ale moja żona za dużo ryzykuje. W ostatniej wiadomości jaką napisał (chyba, ze jest coś o czym nie wiem) - uciął z nią szybko rozmowę bo jak to ujął - nie widzi sensu na jakiekolwiek spotkania - dopóki ja mam chęć z nią być i o nią walczę. Napisał, że to do niczego nie doprowadzi....

I od tamtej pory - już 2 razy w rozmowie wyciągnąłem od żony pogląd, że bardzo się zawiodła, że czuje się rozczarowana. Jak zacząłem dociekać co ma na myśli - to usłyszałem że chodzi o mnie i o jego. Podobno. Że ona tak się otworzyła dla niego, pokazała co czuje, jak bardzo jej zależy, jak bardzo kocha, pisała wiersze, zaangażowała się i .... nie dostała nic w zamian. Zakładam więc, że kolega odpuścił.

Pozdrawiam,

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Firanki to bzurka. Nie odpowiedziałeś na pytanie: Czy uważasz że z jego strony jest jakaś wzajemność? Czy On inicjował coś? Jakiekolwiek oznaki sympatii, czułości?

Znajoma kobieta miała taki "romans" okazał się początkami schizofrenii właśnie.
Zdrowa osoba jak ktoś nie odwzajemnia zainteresowania, odpuszcza.
A żona? Po 40 planuje dziecko z kimś kto się od niej odgania?


Czy z jego strony jest jakaś wzajemność? Tego nie mogę być na 100 % pewny.

Przed marcem - Pan X - nagle przestał pisać do mnie. Jak kontaktowałem się z nim - mówił, że czasami potrzebuje się wyciszyć. A w tym samym czasie moja żona ostro z nim pisała. A on jej odpisywał.
Jak już wszystko odkryłem - dalej wzajemnie ze sobą pisali (nie wiedząc, że mam do tego dostęp). Pan X cały czas był stonowany, prosił o przemyślenie swojego małżeństwa, namawiał żonę do przemyśleń. Odciągał ją od siebie. Tłumaczył, że go nie zna, że nie wie jaki naprawdę jest. Pisał do mojej żony, że on jej też nie zna, że nie wie jaka jest jak się złości itp. 
Ale jedna z jego wiadomości była zupełnie odmienna. Napisał jej raz, że "zaczął o niej myśleć dużo więcej niż zwykle, tak niepokojąco więcej". Wysłał jej życzenia z okazji Dnia Kobiet, pisał za moimi plecami. Wiadomości krążyły od 6 rano do bardzo późnych godzin nocnych (1-2 w nocy). To nie było coś - co Pan X mógł uznać za zwyczajne pogawędki z żoną kolegi. Dobrze wiedział. Kontakty były wzajemne. Spotkali się raz w parku - to wiem. O czym rozmawiali - nie wiem i chyba nie chce już wiedzieć. Najlepsze w tym wszystkim, że Pan X jak wysunąłem przeciwko niemu argumenty, że postępuje nie fair - to nie czul się winny. Uznał, że to co robi to nie problem. Wiadomości wysyłali między sobą do połowy kwietnia tego roku. Później Pan X zaproponował 6 msc przerwy - nie wiem czy dla sobie, dla mojej żony czy po prostu chodziło miu może o to, że chciał aby się moja żona odczepiła. Przez ten cichy 6 miesięczny okres z jego strony - moja żona sama co średnio 2 tygodnie wysyłała mu wiadomości, kolejne partie wierszy a ...on milczał. Widziałem, że odczytywał te wiadomości, ale na tym koniec. Po upływie tych 6 msc - moja żona wysłała mu 2 maile w których wylewała szambo na moją głowę. Opisywała, że mnie nie kocha, że marzy o nim, że chce zaryzykować z nim, że nic się nie liczy. Że nasze mieszkanie jest nieistotne, bo ona nie czuje miłości do mnie (swojego męża) a kocha całą dusza jego. Że chce zaryzykować, aby później nie żałować. Pisała, że czekała tyle czasu, że posłuchała jego rady aby dać sobie czas - ale nic się nie zmieniło w jej uczuciach nawet odrobinkę.

I on jej na te maile odpisał. Znów kazał jej przemyśleć sprawę, zastanowić się. Bo ma dom, rodzinę, dziecko. Że miał podobne doświadczenia, ale moja żona za dużo ryzykuje. W ostatniej wiadomości jaką napisał (chyba, ze jest coś o czym nie wiem) - uciął z nią szybko rozmowę bo jak top ujął - nie widzi sensu na jakiekolwiek spotkania - dopóki ja mam chęć z nią być i o nią walczę.

I od tamtej pory - już 2 razy w rozmowie wyciągnąłem od żony pogląd, że bardzo się zawiodła, że czuje się rozczarowana. Jak zacząłem dociekać co ma na myśli - to usłyszałem że chodzi o mnie i o jego. Podobno. Że ona tak się otworzyła dla niego, pokazała co czuje, jak bardzo jej zależy, jak bardzo kocha, pisała wiersze, zaangażowała się i .... nie dostała nic w zamian. Zakładam więc, ze kolega odpuścił.

Pozdrawiam,

Mogę sobie tylko wyobrażać jakie to musi być poniżające słyszeć od swojej ukochanej żale z powodu zawodu miłosnego z jakimś kolesiem. I to jeszcze w sytuacji, gdzie najprawdopodobniej nie doszło do konsumpcji (chociaż to tylko gdybanie). Nie dziwię się jednak, że kobieta zabujała się w nim - on pozostał niedostępny, co jeszcze bardziej ją do niego przyciągnęło. Niekoniecznie tam musi być jakaś poważna choroba, co najwyżej jakieś deficyty, jakieś pierdoły które mądrzejsi określają skrótami i robią na tym sporą kasę:) W lasce to siedziało, a lowelas był po prostu zapalnikiem.

68

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Poniżające to mało powiedziane. Nie chce pisać, że mój przypadek jest wyjątkowy - bo pewnie takich sytuacji jest wiele. A ja - czuję się po prostu ROZCZAROWANY.

Powiedziałem raz mojej żonie, że nie wiem czy dam radę sobie z tym sam poradzić. Prosiłem by uporządkowała swoje "myśli i uczucia" a później ja spróbuje poradzić sobie z tym co dostałem w "prezencie". Prawda jest taka, że wciąż nie dopuszczam do siebie tego co się dzieje. Ciężko mi z tym żyć. Nie zasłużyłem na to.
Dziś jestem silniejszy. Ale wtedy w marcu i kwietniu miałem strasznego doła. Nie potrafiłem się z tym uporać. Nie potrafiłem z tym żyć. A na dodatek z ust żony słuchałem, jak ona ... tęsnki za nim, jak go kocha... To było za wiele nawet jak dla mnie. Pod wpływem tego wszystkiego zrobiłem coś - ale nawet "miejsce na tym forum tego nie przyjmie" sad
I to zostanie we mnie już na zawsze.

Czy byłem idealny - pewnie nie. Pewnie mogłem być jeszcze lepszy. Ale sam sobie nie dam zarzucić, że się nie starałem. Że nie próbowałem. Bo łatwo wszystko przerwać, zniszczyć. Ale to prawie ćwierć wieku mojego życia. 24 lata z jedną kobietą. I mimo, że wiele rzeczy "nie było takie jak bym chciał" - to ją kochałem i ... nadal kocham. Wciąż naiwnie wierzę, że się opamięta. Wiem co teraz sobie pomyślicie o mnie... Czy jestem uzależniony od niej? Nie - raczej nie. Chciałem zapewnić od małego dobry byt swojej rodzinie. Nie miałem lekko. Wiem co znaczy być głodnym. Chciałem zadbać o mojego syna i żonę. Bo zawsze czegoś sobie odmawialiśmy. Bo zawsze szczęśliwy los był od nas odwrócony plecami. Mimo, że się staraliśmy. Dopiero tu w Warszawie - wszystko się poprawiło. Los się odmienił.
Ludzie, którzy mnie znają - szanują mnie. Spotkałem na swojej drodze wiele wspaniałych osób. 2 lata temu zmieniłem pracę na inną. Ktoś mnie zauważył, docenił. Moje zarobki znów się poprawiły. Nie mogę teraz narzekać na kwestie finansowe. I kiedy od pewnego czasu czułem że wszystko będzie dobrze, że spełnimy swoje marzenia - że możemy się zacząć realizować - to wszystko padło.

Mojej żonie wiele razy mówiłem, że dla mnie liczy się tylko jedno: MIŁOŚĆ. Jeśli tego nie czuje - nie widzę wtedy nas. Nie chcę by ktokolwiek mnie oszukiwał, był ze mną dla pieniędzy, mieszkania, dziecka, dla rodziny czy czegokolwiek tam innego. Nie chce tak. Pewnie jestem staroświecki w tych kwestiach, ale dla mnie liczyło się tylko uczucie. Nikogo nie zniewoliłem. A dziś czuje się zdeptany i zniszczony. Zawsze miałem jakiś cel w życiu. Dziś mam pustkę. Nic mi się nie chce. Żyję z dnia na dzień. Tak jak kiedyś tworzyłem, tak teraz zaczęliśmy to z żoną demontować. To co się stało - już we mnie zostanie.
Nie wiem co zresztą sprawiło mi większy zawód i ból - wyskok mojej żony czy to, jak usłyszałem od niej, że ona nie czuła się kochana i nie czuła się najważniejsza.... To sprawiło mi większy zawód od jej zdrady.
A dziś boję się czegoś innego. Przeczytałem to już gdzieś na tym forum: że zdrada to taka bomba z opóźnionym zapłonem. I zgadzam się z tym. Bo to wszystko we mnie wciąż dojrzewa. Ostrzegałem żonę, żeby nie odwlekała pewnych decyzji, żeby okazywała to co pragnie i czuje. Dlaczego - bo nie wiem ile ze mnie jeszcze zostanie. Ile zostanie z osoby jaką byłem. A ona dała mi czas - czas który jest naszym wrogiem. Pozwoliła bym zaczął myśleć nie o NAS, jako rodzinie, lecz sam o sobie. Coś czego do tej pory nie robiłem.
Mój szef jakiś czas temu - jak mu się wygadałem o wszystkim - spytał - "co Ty w swoim życiu zrobiłeś dla siebie?" I moja szczera odpowiedź - NIC.
Dlaczego nic - bo był mój syn i moja żona. To dla nich wszystko robiłem. Poświęciłem życie dla 2 osób i chyba je "zagłaskałem" jak ktoś wcześniej przyznał.
A ja chciałem by ktoś mnie po prostu kochał. Dziś nie czuje się nawet jak facet....

Czy sam miałem duże wymaganie? Chyba nie. Chciałem mieć zdrowe dzieci, chciałem mieć kochającą żonę. Chciałem mieć dom do którego będę mógł wracać. Ojciec mi kiedyś dawno temu powiedział, że w życiu wszystko można zmienić, oprócz rodziny. Bo rodzina jest najważniejsza. Dziś szkoda mi syna. Wie o wszystkim. Wiele słyszał. Wiele widział. Jaką radę mam mu dać teraz na przyszłość - że warto kochać? Że warto wierzyć?

Przypomina mi się stara rozmowa pomiędzy moją żoną a mną z młodości. Rozmawialiśmy o odmiennych podejściach do życia. Powiedziałem wtedy mojej żonie, że facet, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, który nie angażuje się w związki, który jest lekkoduchem to w życiu niczego nie ryzykuje. Dlaczego? Bo jest na wszystko przygotowany, nic nie traci, jest wolnym strzelcem. A jak ktoś jest wierny jak pies, kocha jedną osobę - to ryzykuje wszystko. Dlaczego? Bo może się okazać, że jak zostanie zdradzony po wielu latach to będzie wiedział, że stracił wszystko. Wykrakałem sobie chyba.

69 Ostatnio edytowany przez MonkaIska (2019-11-21 13:37:26)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Na pewno widać brak komunikacji pomiędzy Wami przez te lata. Nie obwiniałabym Cię o dominację bo są osoby, które wolą przyziemne sprawy rzeczy zrzucać na innych, (chociaż to z firankami było baaardzo słabe, dorośli ludzie powinni to załatwić inaczej, nie próbą zawstydzenia najbliższego.)
Widzę jeden wielki błąd po odkryciu zdrady... Twoja walka o żonę, pomimo upokorzeń (usłyszeć od najbliższej osoby, że nie kocha bo kocha innego to potworny cios). Jak sam dobrze napisałeś, to żona powinna walczyć o Ciebie i Twoje wybaczenie a potem razem możecie walczyć o małżeństwo. Żona dopóki była pewna Twojej miłości miała Cię za nic, za koło ratunkowe. Dopiero gdy wyskoczyłeś z dowodami zmieniła się sytuacja.
Oboje macie prawo być szczęśliwi, nie ma prawa własności na drugą osobę, ale uczciwości po tylu latach chociaż można wymagać, u Was tego zabrakło. Byłeś oszukiwany przez wiele miesięcy, bardzo Ci współczuje, znam ten ból.
Życzę powodzenia na rozprawie Kubusiu Puchatku (swoja drogą jak Cię traktować poważnie z takim Nickiem, chyba tylko miodku dać smile, z kobiecego punktu widzenia, proszę abyście pomyśleli o dziecku, oszczędźcie mu ile możecie z piekła rozwodu.

P.S. Chcesz naprawić rodzinę i masz nadzieję, że z czasem do niej dotrze, ze chce być z Tobą a ja myślę, że będzie inaczej...z czasem Ty zrozumiesz, że nie chcesz być z nią.

70 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-21 13:42:53)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Zaraz, zaraz czegoś tu nie rozumiem, może nie doczytałem..

Twoja żona TOBIE opowiada o tym, że tęskni do INNEGO gościa w TWOJEJ obecności??? To już pytań nie mam..Kurtyna opadła...

Myślę, że Twój szef  bardzo słusznie zwrócił Ci uwagę na pewną rzecz. Wbrew temu, co mogłes sądzić Ty i wiele innych osób, ktróre tak narzekają, że są same czy tez tęsknią za tym, który odszedł, każdy człowiek jest indywidualnośćią, odbrębnym bytem, który potrafi, ale nie chce samemu sobie radzić, przynajmniej okresowo w niektórych sytuacjach. Musisz pamiętać o tym, żeby przede wszystkim SIEBIE uszczęśliwić, czerpać radość z tego, co Ty robisz właśnie dla siebie a potem dopiero dla innych. Z prostej przyczyny: jeśli samemu nie bedziesz się czuł spełniony, to nie zadowolisz drugiej osoby a przynajmniej będzie to znacznie trudniejsze. Wasze oczekiwania i priorytety musiały sie juz jakis czas temu dalece rozminąć, jeśli od poczatku już nie były inne. Mogło mieć na to wpływ, jak ktoś zauważył wcześniej, że zaczęliście poważne życie w tak młodym wieku.

71

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Po kolei:
Najpierw słowa solidarności:) Mąż opowiadał mi w łóżku o wspaniałej kobiecie którą poznał i żebym mu coś doradziła, bo jestem mądra i ceni moje zdanie big_smile
Więc wiem jak to smakuje.
Po drugie - nic Ci nie będzie. Przeżyjesz to rozczarowanie.

Po trzecie. Niestety poczucie szczęścia jest przypisane indywidualnie do kogoś.  I jak twierdzi że nie była szczęśliwa to jest to prawda.
Niestety leżała komunikacja i oddaliliscie się od siebie. bo gdyby nie to, wiedziałbyś że coś się u niej dzieje.
W te luki wszedł kolega bo u niego coś znalazła czego jej brakowało.
Twój styl bycia w związku jak dla mnie pozostawia wiele do życzenia i radzę  Ci to przepracować obojętnie czy będziesz z żoną czy inną kobietą
Teraz  pytanie: czego chce żona Teraz.
Bo albo w prawo albo w lewo.
Jak masz chęć ratować to, idźcie na terapię. Może ktoś zaleci Wam osobne konsultacje.

O tej bombie z opóźnionym zapłonem:
To prawda tylko dla tych, co szybko zamiatają coś pod dywan. Przepracowany kryzys nie wraca.

Co do kolegi. To mylisz się co do niego.Kompletnie nie ma wyczucia co do kobiet i dlatego jest singlem.
Ale to temat poboczny.

72 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-21 14:27:18)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
After napisał/a:

Na początku, po zobaczeniu nicka, pomyślałem że to wpis jakiejś malolaty,
A tutaj proszę, jaka niespodzianka. To niby dorosły facet, ale zachowujący się jak małe dziecko, któremu ktoś ukradł ulubioną zabawkę z piaskownicy
Znam całość mojego wpisu Kubusiu, który zacytowałeś smile

Przytoczę Ci inny fragment ;
"Walcz, walcz i jeszcze raz walcz!
To przecież ta jedyna!
Nie pozwól jej odejść!
To, co było (jest) między wami, jest takie piękne.
Żadna jej zdrada nie może przecież tego zniszczyć!
Najlepiej to wydrukuj i powieś sobie na ścianie :
Moja żona mnie tak naprawdę nie zdradziła,
Nawet jak zdradziła, to przecież nie chciała,
A jak chciała to nie wiedziała co robi..
A to wszystko to i tak nic nie znaczy, bo przecież ja ją tak kocham."

Ty gówno zrozumiałeś z tego co tam napisałem. Bo i tak zachowywałeś się, za przeproszeniem jak p***a, a nie jak mężczyzna! Dziwisz się temu, że tak napisała?
Bo jej oczach przez takie postępowanie sam się wykastrowałeś jako facet.
Nie miej pretensji do tego faceta,
Bo nadal masz w nim przyjaciela. I okazał się wręcz Twoim sojusznikiem.
Zabrzmiało absurdalnie, co nie?
Już Ci tłumaczę, dlaczego.
Bo to on sprawił, że zobaczyłeś jej prawdziwą twarz.
Zrzucił z Ci oczu te różowe okulary, fałszujace Twoje jej postrzeganie.
Odsłonił, to, do czego jest zdolna ta twoja kobieta
On nie jest Twoim problemem. Zachował się zupełnie przyzwoicie. Odsunął się
Twoim problemem stales się Ty sam ze swoją głupotą i to co plącze Ci się jeszcze po mieszkaniu, czyli jeszcze żona.

Widzisz kolego, musiała Ci dupę porządnie skopać, musiała Ciebie na maksa upodlić, (a raczej Ty sam się upodliłeś w jej oczach), abyś w końcu pewne rzeczy zrozumiał,
A i tak nadal nie ogarniasz tego jak powinieneś ją potraktować. Aczkolwiek, w momencie spakowania prawie Ci się udało uratować resztki honoru
Prawie, bo wymiekłeś do reszty ośmieszając się w jej oczach. Cała reszta to tylko konsekwencje twojej głupoty.
Chciałeś ratować małżeństwo i miałeś na to szansę, którą sam na własne życzenie wręcz modelowo sp*******eś.
Pani adwokat podpowiedziała Ci dokładnie to co powinieneś zrobić, aby uratować resztki szacunku do Ciebie, jakie w tej kobiecie pozostały
Idziesz jej na rękę, bo nadal coś do niej czujesz. I napotykasz opór.
Trzeba było pozwolić jej wpaść do tego szamba pełnego gówna aż po samą szyję
Nie wyciągać ręki do pomocy
Niech sama się z tego wygrzebuje,
Co teraz?
Jeszcze nie jest za późno. Nie, nie na danie tej księżniczkce którą sam sobie zresztą wychowałeś.
Nie jest za późno abyś ja do tego szamba z powrotem wrzucił.
Zmień pozew na z orzeczeniem jej winy. Oprócz tego, że będziesz miał czystą kartę, zabezpieczy Ciebie na wypadek, gdyby jej się sytuacja materialna pogorszyła
Co Ciebie teraz ona interesuje?
Nie powinno Ciebie obchodzić to że będzie musiała się wyprowadzić.
Zafunduj jej trzecią wojnę światową.!
Nie dlatego, aby się mscić
Ale po to, aby zrozumiała, że nie wolno krzywdzić kogoś, kto kiedyś za nią byłby gotowy dać się pokroić.
Myśli, że nadal jest księżniczka?
Pora jej to wybić z głowy i sprowadzić ja na ziemię

Pokaż panience, co to jest prawdziwe życie i jak miała do tej pory dobrze.
Niech wydorośleje w ciągu sekundy. Konkrety sam ustal. Im więcej oberwie, tym lepiej
Ty czekasz aż mieszkanie wynajmie?
Tak jak pisałem, to ma być niczym trzecia wojna światowa! Ma zniknąć dla niej wszystko.
Całe oparcie, bezpieczeństwo, spokojny kąt ma przestać dla niej istnieć.
Całe życie, które teraz jest dla niej nieciekawe, jak sobie przypomni, ma być tym, co biblijny raj utracony, do którego już nie ma powrotu!
Przestała cię kochać, do widzenia.
Ty już nie masz żony! Nie widzisz tego ?
Ona zasypiając wspomina te wspaniałe chwile, spraw aby te wspomnienia stały się dla niej sennym koszmarem!
Przed wywaleniem, tak jak napisałem, rozwód z orzeczeniem jej winy !
Do niej musi dotrzeć, że dotychczasowe życie się skończyło !!!
Musi zobaczyć kim się stała dla samej siebie i w oczach wszystkoch dookoła. Jak nisko upadła.

Nie pozwól jej wrócić!
Dostałeś po dupie, zresztą na własne życzenie
Wyciągnij wnioski dla siebie i zyj. To nie jest jedyna kobieta na tej planecie
Najważniejsze, że gdy będzie podobna sytuacja, zareagujesz tak jak powinno się zareagować
Wykopiesz taką kobietę natychmiast że swojego życia na zawsze


Wielkie słowa After. I jeśli cytat, którego początek zacytowałem był Twój - to wiedz, że mam go wklejonego w notatkach i czytam co jakiś czas.
To co piszesz - jest WIELKIE. Ale - do wdrożenia tego schematu ja jeszcze nie dojrzałem chyba. Wtedy - podczas wizyty u prawnik - pani adwokat mnie przeraziła. Jak to określiła - dla niej jest wszystko zero-jedynkowe i nie ma odstępstw. Tylko, że ja dotąd robiłem wszystko by swoją żonę chronić a nie .... zniszczyć. A Pani adwokat po obejrzeniu tego co przyniosłem - powiedziała, że sprawa będzie prosta i że jest w stanie odebrać mojej żonie wszystko. Łącznie z dzieckiem. Mieszkaniem. A ja nie szukam zemsty. Nie chce jej skrzywdzić. Dlaczego to ja musze teraz podejmować takie decyzje?  Dlaczego mam mieć dylematy?
Wraz z upływem czasu "zeszło ze mnie ciśnienie" - i dojrzałem do ewentualnego rozwodu bez orzekania o winie. Nie chce dziecka ciągać po urzędach. Jeśli okaże się, że rozwód to jedyna droga - chce pokojowego rozstania, jeśli w ogóle takie coś istnieje.

Moja żona wie jakie mam zdanie o tym wszystkim. Powiedziałem jej niedawno, że uznanie jej winy nie jest mi już do niczego potrzebne. Wystarczy mi, że ja wiem i że ona to wie. Ktoś z nas będzie tego żałował. Wcześniej lub później. Ale nie będzie już odwrotu. Rozdzielność już mam. Mieszanie jej zostawię, jeśli spłaci mi połowę jego wartości - a to może zaboleć, bo mieszania bardzo zdrożały. Zresztą - nie chce by syn znów się gdzieś przeprowadzał. Nie chce jemu robić wody z mózgu. Chce, żeby było coś co ma stałego.

Chyba, że wydarzy się coś jeszcze, że wyjdzie coś dodatkowego. Moja żona nie ma już dużego marginesu błędu. Wykorzystała całą pulę a nawet więcej. Brakuje już tylko kropki nad "i". Albo może już nic nie trzeba robić, tylko do mnie musi dotrzeć to wszystko. I może zdam sobie sprawę, ze to po prostu KONIEC. Bez względu na wszystko i wszystkich dookoła. Zrzucę z sobie ten ciężar i powiem dość.

Boli mnie wiele rzeczy. Zdrada to jedno. Ale te wiersze - zarezerwowane kiedyś tylko dla mnie. Czas, który sobie daliśmy na poprawę a który okazał się wielkim kłamstwem i oszustwem z jej strony. Dała mi złudną nadzieję, ze walczy o nas a w wiadomości do kochasia napisała, że tak naprawdę wcale tego nie chciała. Falę goryczy dodała 2 ostatnimi mailami, gdzie zmieszała mnie z błotem i ośmieszyła.
Najgorsze jest to, że nawet jak by chciała to poprawić - to nie wiem czy robiłaby to dla mnie czy dla wizji ewentualnej utraty mieszkania lub przymusu spłaty połowy jego wartości lub dla obawy utraty dziecka.
Przestrzegałem ją niedawno, że bardzo prawdopodobne, że zostanie sama. Wymarzony samiec chyba już się ewakuował i dał do zrozumienia, że nie jest zainteresowany, później odejdę ja. Musi wsiąść też pod uwagę, wiek swoich rodziców. Ma chorego ojca i bardzo chorą mamę. Świat jej się zawali. I o ile na pewne rzeczy nie ma wpływu - to nasze małżeństwo padnie po wpływem jej "zapomnienia", "chwili słabości" czy jakiś innych braków. Tak to będzie wyglądać.

73 Ostatnio edytowany przez Ajko (2019-11-21 14:36:39)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kuba bardzo emocjonująca jest twoja historia, chciałoby się ci pomóc tak jak ty zawsze pomagałeś żonie. Wyrwać cie z tego "piekła", które teraz doświadczasz. Każdemu z nas (forumowiczów) się wydaje, że wiemy lepiej co ci do szczęścia potrzeba, wiemy jak ocenić sytuację, nam jest łatwo bo nie przeżywamy tego co ty. Bez względu na to co zrobisz, będzie właściwie. Czasem ktoś potrzebuje różnych dróg by się odnaleźć w trudnej sytuacji i odnaleźć wskazówki, które pokażą drogę.
Być może nadszedł już kres twoich marzeń związanych z miłością, domem, małżeństwem, ale nadchodzi nowe. Jeszcze tego nie widzisz, ale idzie nowe, zobaczysz z czasem też będzie wartościowe, też będzie dobre i ciekawe. Synowi nie musisz dawać wskazówek na życie, dla niego więcej wartości ma obserwowanie, będzie brał przykład, wyciągał swoje wnioski, na swoje dorosłe życie. Pokaż mu jak dbać o siebie, jak być dobrym, wartościowym człowiekiem, szanującym siebie, jego i swoją być może byłą już żonę.
Teraz zadbaj głównie o siebie, nie wyrzucaj sobie błędów, bo wszystko robiłeś jak umiałeś, w dobrej wierze. Bądź z siebie dumny, bo naprawdę, masz z czego. Radziłeś sobie z różnymi trudnymi sytuacjami, jesteś dobrym fachowcem, zaradnym człowiekiem, mężczyzną, który do wszystkiego  doszedł sam. , ale nie wszystko od nas zależy. Człowieku ty zawsze sobie poradzisz!!! Tylko wcześniej twoją siłą napędową była żona, rodzina. Teraz bądź ty sam, twój syn, zatroszcz się o siebie.  Spróbuj może skorzystać z pomocy specjalisty, bo atmosfera toksyczna w której teraz jesteś dzień w dzień powaliłaby słonia. Namawiam na zaproponowanie terapii synowi.

74 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-21 21:15:40)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś, jak będę miał chwilę czasu postaram się coś jeszcze dzisiaj Ci napisać
Póki co to chłoń to co napisałem w swoim poście,
Nie widzisz tego, że ona tymi swoimi zwierzeniami sprowadziła Ciebie do roli swojej psiapsiółki?
W jej oczach jako Mężczyzna nie istniejesz!
Miałeś odpalić bombę, a swoją niekonsekwencją narobiłeś wyłącznie huku,.
Skup się na sobie, rzuć się w wir pracy, znajdź sobie jakieś hobby. Jakaś pasję
Z nią nie rozmawiaj. Spuść na nią lodowaty strumień obojętności
Puchatku
O miłość się nie błaga, ani o nią się skamla, ani nie żebra!
Pozbądź się wreszcie tego poczucia winy, syndromu sztokholmskiego, bycia bezradną ofiarą.
Stań się drapieżnikiem!
[treść poniżej poziomu Forum]
Nie lituj się nad nią!
Ona nad Tobą litości nie miała i nie ma!
Nie ma kocham, nie ma spróbujmy jeszcze raz!
W miłości nie ma miejsca na takie cierpienie, jakie Ci zafundowała!
Zastanów się dobrze
Wart jest ktoś taki Twojego uczucia?
Co Ty pokazujesz swojemu synowi?
Czego go uczysz? Jakie wartości chcesz swoim postępowaniem mu przekazać? Że kobieta może nim pomiatać, że może w imię chorej miłości pozwolić się jej ponizyć. Że ma się jej dać upodlić?
Chcesz aby w swoim dorosłym życiu pozwolił kobiecie na to samo na co Ty swojej pozwoliłeś?
Zadna kobieta nie może być ważniejsza od nas samych!
Nie może być całym naszym światem
Bo gdy odejdzie, zostajesz z niczym
Rozumiesz to?
Pokaż wreszcie tej kobiecie, że jesteś mężczyznaą, którego można już nie kochać
Ale zawsze trzeba szanować!
Zrób z jej życia kipisz.
Nie miej teraz litości. Bo litując się pikazajuaz jej swoją słabość
Teraz rozum Twoim sojusznikiem
Te resztki uczucia są Twoim największym wrogiem, a nie oznaką twojej siły
Pokazując jej że jeszcze ja kochasz, wystawiasz się na kolejne kopniaki
Z czego jak sam się przekonuje na własnej dupie, ona ochoczo korzysta.
.

75

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witam wszystkich, czytjąc ten temat - zarejestrowałem się...
Kubuś, fajnie, że tak piszesz o niej, o tym wszystkim - tego nie chcesz jej zrobić, tamtego nie chcesz, idziesz na pewne ustępstwa - Ty ją kochasz, martwisz się o nią i myślisz, że takim zachowaniem coś zmienisz. Jeśli tak to na chwilę. Pomyśl, gdzie Ty byłeś w tej relacji ?  Gdzie dobro rodziny miała Twoja żona? Czy ona martwiła się tym co Tobie wyrządza? Pojawił się ktoś, jednym palcem była w stanie wszystkie lata przekreślić. Gdyby gość chciał- już dawno byś był sam na mieszkaniu... Czy ona patrzyła na to, jak Ty się będziesz czuł? Czy patrzy na to teraz? Przemyśl to i nie odpuszczaj. Jej nie wyszło z nim tak jakby tego chciała, jest dalej z Tobą - bo zapewne tak wygodniej, a jak przyjdzie co do czego - nie będzie miała skrupułów...

76

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kuba (wole tak się zwracać jeśli pozwolisz smile, Kuba świat się nie zawali. Nawet jeśli Tobie czy żonie tak się będzie wydawało w danej chwili. Pokonałeś już tyle przeszkód w życiu, pokonasz i tę. Zawsze będzie Was łączył syn. Powodzenia.

77 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-21 21:17:37)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

[osobiste wycieczki]
Tobie Kuba radzilabym się zastanowić czy adwokat który chce grać głową twojego syna jak piłką by ugrać sobie nową bransoletkę z Twojego portfela jest dobrym wyborem.
[treść poniżej poziomu Forum]

78

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dziękuję Wam wszystkim za cenne porady. Nic tak nie pomaga ... jak rozmowa. Zawsze wierzyłem w szczere rozmowy.

PS. Powiedziałem wczoraj mojej żonie, że opisałem naszą historię na tym forum.

Pozdrawiam,

79 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-21 21:19:52)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Dziękuję Wam wszystkim za cenne porady. Nic tak nie pomaga ... jak rozmowa. Zawsze wierzyłem w szczere rozmowy.

PS. Powiedziałem wczoraj mojej żonie, że opisałem naszą historię na tym forum.

Pozdrawiam,

I czemu to miała służyć? sądzisz że ona nagle sobie uświadomi że coś/kogoś straciła i jej się zmieni? Zapała odnowa miłością?

[off top]

80 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-21 21:24:50)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

[off top]
Problemem Autora jest po prostu to, że przesadził ze swoją opiekuńczością i oddaniem. Samo jego podejście do związku nie jest raczej złe, bo przecież sam fakt pomocy partnerowi, wspierania go czy starania sie nie wydaje się czymś, czego nie należy robić, problem leży w tym właśnei, że można nieźle sie przejechać i przekroczyć granicę przyzwoitości. Z drugiej strony, jeśli założymy, że partnerzy potrafią ze sobą rozmawiać, to żona powinna przynajmniej zakomunikować mężowi, że jej to nie odpowiada, czuje się osaczona, potrzebuje przestrzeni itp. Najwyraźniej jeśli jej to odpowiada, to nie doszło do słowa prostestu a jedynie obojętność. Jednocześnie nie wykazywała żadnej wdzięczności za to, co mąż dla niej robi.
Jak sobie Autor z tym poradzi na obecnym etapie, o już inna bajka i kluczowa kwestia w tym momencie.

81

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dziwi mnie niesamowicie narzekanie na czyjeś wypowiedzi, skoro nawet nie chciało się ich raportować - Elu, tu mrugam do Ciebie.

After, przypominam Ci po raz ostatni, że stosować do Regulaminu ma się KAŻDY użytkownik i KAŻDA użytkowniczka Forum, więc TY również. Proszę, byś złagodniał w swoich wypowiedziach i darował sobie wszelkie prowokacje, aluzje i jajcowanie, również w kierunku Moderacji.

Równolegle proszę WSZYSTKICH o powrót do TEMATU wątku.

82

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

PS. Powiedziałem wczoraj mojej żonie, że opisałem naszą historię na tym forum.


Wiesz nie rozumiem Ciebie zupełnie. Co chciałeś wskórać tym że pokazałeś żonie to forum?
Ile jeszcze będziesz się w jej oczach poniżał? Naprawdę mało Ci upokorzenia, jawnego plucia w twarz? Jesteś masochistą?  Sądzisz że jak ona to wszystko przeczyta to nagle zda sobie sprawę z tego co narobiła, co zrobiła wspaniałemu mężowi, bo takiego siebie przedstawiłes w tym temacie. Nie twierdzę że naginasz prawdę. Być może rzeczywiście trafiła jej się złota kura, ale pora sobie uświadomić, że nikogo do miłości nie zmusisz, czegokolwiek byś nie zrobił. Odnoszę trochę wrażenie że jesteś taka miękka kluchą. Dasz się sponiewierac, a na jedno jej słowo polecisz  na skrzydłach. Zejdź na ziemię, miej resztę honoru,złóż pozew z orzeczeniem o winie. I przestań żyć tym co było. Żyjesz przeszłością, tym co było i nigdy nie wróci. Dałeś z siebie 200% Super!! Nie doceniła, zdradziła i upokorzyla. Daj sobie spokój!! Pogoń to wygodne babsko które kontaktu z ziemią od dawna już nie. Niech zobaczy jak wygląda życie kiedy musi sobie radzić sama. A ty przestań się uzalac nad sobą i weź się w garść. Macie syna. Pozbieraj się i ułóż sobie życie od nowa. Tak bywa. Nie jesteś pierwszy i ostatni. Ale skończ się upokorzać! Bo to naprawdę trochę żałosne. Kochasz ją, ale ona ciebie już nie. Wybacz że z grubej rury, ale nie dales tej kobiecie nawet szansy odczucia co tak naprawdę zrobiła. Czekasz, wysluchujesz i jeszcze pokazujesz temat. No litości. Ogarnij się kolego. Brzydka prawda- Twoja żonka to sz*ja :-)

83

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

No właśnie Kubuś, zaxhowujesz się jak ten Kubuś w krótkich spodenkach, w czapce z śmigiełkiem i lizakiem w buzi. Po jaki chu... ty jej pokazujesz to forum?! To jest ostatnia osoba, ktora powinna to widziec, chocby z taktycznych względów. To forum ma ci pomóc jakos przez to przejsc, a ty plujesz na to. Zachowujesz soe nie jak ofiara, tylko oferma. Teraz w dalszej kolejnosci na forum powinien wejsc jakiś Bonzo i zaproponować niezobowiązujący seks twojemu "aniołowi", a twój anioł powinien  sie zalogować i wyrazic chęć... Miałbys za swoje. OCHŁOŃ!

84

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Po chwilowej refleksji.. Czekam na komentarz żony. Wybacz, ale pokazanie forum było nieprzemyslane. Wywlekłeś brudy i jeszcze żona ma teraz to czytać. Szkoda mi było Ciebie, ale teraz to zalatuje mi tu desperacją. Na miejscu żony czułabym zażenowanie. W jej oczach raczej już nie urośniesz. Teraz tak przypomniały mi się te firanki i wydaje mi się że jednak problem może być również w Tobie.

85

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Oj Puchatku, Puchatku. Żona przeczyta ale nie spokornieje, nieźle się wpieni. Za wszelką cenę chcesz wyjść na pokrzywdzonego? Przecież jesteś pokrzywdzony. Odebrano Ci miłość, wiarę w drugiego człowieka ale jedno mogłeś ocalić, godność drogi Puchatku. Może odetnij się od forum a zorganizuj sobie wizytę u psychologa? Nie udźwigniesz ciężaru małżeństwa tylko na swoich barkach. Tak się nie da.

86

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

PS. Powiedziałem wczoraj mojej żonie, że opisałem naszą historię na tym forum.

Łoo chłopie .....................

87 Ostatnio edytowany przez Witek7 (2019-11-22 10:21:51)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Matylda napisała: Wybacz, ale pokazanie forum było nieprzemyslane.
Nie wiem jak to jest w przypadku Kubusia Puchatka (co za nick...) . Natomiast ja pokazałem swojej zaślubionej, która mnie zdradziła, swój wątek, aby jeśli miałaby coś do dodania, to żeby mogła dopisać. Byłoby to sprawiedliwe. Trudno jest wydać opinię  na podstawie wypowiedzi jednej strony. Miałbym kilka pytań do pytań do jego żony, aby przekonać się czy jest coś nie tak z jej psychiką, czy ma ku... zapędy i czy była zatruta  zaborczą miłością. W ogóle czy to nie konfabulacje Kubusia.
A pan X, Kubusiu to człowiek z klasą, bo moja żona popelniła życiowy błąd zdradzając mnie, ponieważ w złej chwili, w złym miejscu miała styczność z typem człowieka, ktory wykorzysta wszystko niezależnie czy to ucieka czy nie ucieka na drzewo.

Edit. A dlaczego pokazałem? Ano dlatego, aby jeśli chce, to mogła się wypowiedzieć ze swojej strony, po drugie - jako że chcemy razem wziąć całą  potworną traumę na klatę i dalej być razem, a w moim wątku bardzo dużo jest mądrych wypowiedzi pomocnych dla mnie jak i dla niej.
Może też o to chodziło Puchatkowi?
Gdzieś tu wyczytałem w którymś wątku, że On był taki "dobry", że chciała mu przegryźć gardło.

88

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Puchatku, ja Cie rozumiem, a raczej rozumiałam jeszcze rok temu. Musisz zaakceptować jedno, Twoja żona nie jest taka jak Ty, kierują nią inne intencje (W każdym razie nie jest to dobro rodziny jak u Ciebie ,ale egoizm - dobro swoje).
To ze pokażesz jej jaki jesteś pokrzywdzony, przez jej zachowanie nic nie da.
Każdy chce wierzyć w głębi serca ze jest dobrym człowiekiem (bez względu na to czego się dopuścił) i zawsze znajdzie usprawiedliwienie dla swoich czynów (choć to będą obiektywnie tylko preteksty).
Wiesz czytałam ostatnio o oprawcach, którzy dopuścili się zbrodni na swoich ofiarach - oni tez w swojej szczerości opowiadali ze ofiara była sobie sama winna. (i tu następowała długa lista argumentów).
Uwolnij się od niej, odetnij mentalnie i przyjmij do wiadomości, ze ona nigdy nie będzie miała Twojego punktu widzenia. Krzywdzicie się tylko nawzajem, a syn na to patrzy ;(
Zamij się sobą, i dzieckiem, może wreszcie na to przyszedł smile
To Twój czas smile

89

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

.
Przestrzegałem ją niedawno, że bardzo prawdopodobne, że zostanie sama. Wymarzony samiec chyba już się ewakuował i dał do zrozumienia, że nie jest zainteresowany, później odejdę ja. Musi wsiąść też pod uwagę, wiek swoich rodziców. Ma chorego ojca i bardzo chorą mamę. Świat jej się zawali. I o ile na pewne rzeczy nie ma wpływu - to nasze małżeństwo padnie po wpływem jej "zapomnienia", "chwili słabości" czy jakiś innych braków. Tak to będzie wyglądać.

I to jest kwintesencja tego, co Puchatek chciał uzyskać po opublikowaniu swojej historii na forum.

Smutne.

90

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Salomonka napisał/a:

I to jest kwintesencja tego, co Puchatek chciał uzyskać po opublikowaniu swojej historii na forum.

Smutne.

Chciał ją uświadomić, ale miłości to nie wróci niestety,
Co najwyżej ze strachu przed samotnością zostanie, póki nie znajdzie innej drogi ewakuacji.... (kogoś nowego ?)

91

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Jedyne co Kubuś musi zrobić to czuć się dobrze i bezpiecznie sam ze sobą, umieć żyć samemu. Jako On. Nieważne czy żona będzie mu towarzyszyła w życiu, czy się rozwiodą. Kubuś dużo zrobiłeś dla rodziny, teraz zrób coś tylko dla siebie.

92 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-22 11:15:51)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Salomonka napisał/a:
Kubuś_Puchatek napisał/a:

.
Przestrzegałem ją niedawno, że bardzo prawdopodobne, że zostanie sama. Wymarzony samiec chyba już się ewakuował i dał do zrozumienia, że nie jest zainteresowany, później odejdę ja. Musi wsiąść też pod uwagę, wiek swoich rodziców. Ma chorego ojca i bardzo chorą mamę. Świat jej się zawali. I o ile na pewne rzeczy nie ma wpływu - to nasze małżeństwo padnie po wpływem jej "zapomnienia", "chwili słabości" czy jakiś innych braków. Tak to będzie wyglądać.

I to jest kwintesencja tego, co Puchatek chciał uzyskać po opublikowaniu swojej historii na forum.

Smutne.

Autor podobnie jak żona odleciał już dawno chociaż zaradny życiowo to stracił kontakt z rzeczywistością w swoim związku.
Wymuszanie na żonie uczuć. zainteresowania, wdzięczności, aktywności przez bycie absolutnie niezbędnym i potrzebnym kobiecie, która odpłynęła lata temu w świat marzeń na własne życzenie  uczuciowo się odsunęła i zaniedbała to właśnie uzależnienie.
Bez bycia potrzebnym Autor nie istnieje wszystko zależy od łaski/niełaski żony .Jednocześnie strach przed samodzielnym życiem trzyma ją w tym poddaństwie i kontroluje przywiązanie męża jego strachem że może nie być potrzebny.
Ona znalazła niby ujście niby azyl ale nieistniejący w rzeczywistości amant nie odwzajemnił się nie nie przejął żony kumpla stąd straszne rozczarowanie i na razie próba urobienia męża przez żonę że niby tęskni .Po takim ostrym odlocie powrót do tego co było dawno temu raczej nie możliwy.
Zona dobrze o tym wie że Kubuś MUSI jej być potrzebny za wszelką cenę w ten sposób kontrolują się na wzajem .
Marnie to widzę nawet po rozwodzie żyć bez siebie nie będą w stanie chyba Nie da się kochać kogoś bardziej od siebie to sprawdza się i w tym wątku zero równowagi. Takie zniewalanie się wykorzystywaniem i nadużywaniem troski ,opieki przeciwko korzystaniu z niej bez wdzięczności i wzajemności to pokrętna "samowola" każde żyje w swoim świecie mam wrażenie w światach  samolubnych i zaborczych złudzeń.

93 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-22 12:01:38)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Witek7 napisał/a:

Matylda napisała: Wybacz, ale pokazanie forum było nieprzemyslane.
Nie wiem jak to jest w przypadku Kubusia Puchatka (co za nick...) . Natomiast ja pokazałem swojej zaślubionej, która mnie zdradziła, swój wątek, aby jeśli miałaby coś do dodania, to żeby mogła dopisać. Byłoby to sprawiedliwe. Trudno jest wydać opinię  na podstawie wypowiedzi jednej strony. Miałbym kilka pytań do pytań do jego żony, aby przekonać się czy jest coś nie tak z jej psychiką, czy ma ku... zapędy i czy była zatruta  zaborczą miłością. W ogóle czy to nie konfabulacje Kubusia.
A pan X, Kubusiu to człowiek z klasą, bo moja żona popelniła życiowy błąd zdradzając mnie, ponieważ w złej chwili, w złym miejscu miała styczność z typem człowieka, ktory wykorzysta wszystko niezależnie czy to ucieka czy nie ucieka na drzewo.

Edit. A dlaczego pokazałem? Ano dlatego, aby jeśli chce, to mogła się wypowiedzieć ze swojej strony, po drugie - jako że chcemy razem wziąć całą  potworną traumę na klatę i dalej być razem, a w moim wątku bardzo dużo jest mądrych wypowiedzi pomocnych dla mnie jak i dla niej.
Może też o to chodziło Puchatkowi?
Gdzieś tu wyczytałem w którymś wątku, że On był taki "dobry", że chciała mu przegryźć gardło.

Witek7 - zrobiłem to z tego samego powodu. Dodatkowo czytając swój wątek od początku - trafiłem na wpisy sugerujące, że próbuje się, gdzieś wybielić. Coś zataić. Nie mam nic do ukrycia. Pisałem nawet tutaj, że kiedyś zaproponowałem żonie - żebyśmy obydwoje to napisali. Ale też nie chciała. Zrobiłem to by znaleźć rozwiązanie. Dla mnie i dla niej. Nie mam ochoty na jakiekolwiek udawanie. Najgorsza prawda jest najlepsza.

A moja żona jak to ujęła - nie chce nawet "wchodzić na stronę www tego forum" a już tym bardziej nie zamierza tego czytać. Zresztą - nie dziwię się jej.

I tak - jestem zaskoczony - że nie zarzuca się mi, że jestem trolem. Chciałem wszystkim pokazać, że cokolwiek człowiek w życiu nie robi - nie może być pewny swojej drugiej strony. Nie ma chyba takiego "wzoru postępowania", który gwarantuje "sukces w związku". To przykre.

I tak jak jej zdrada, wiadomości i wiersze mocno mnie zraniły - tak wydaje mi się, że najbardziej doskwiera mi to, że straciłem wiarę w miłość i przyjaźń. Tak jak umieściłem to w tytule. Wiarę w to, że można kogoś szczerze i bezwarunkowo kochać. Nie za coś. Nie dla czegoś. Nie dla zaszczytów. A tak po prostu. Pomimo wszystkiego co dookoła. 

Od momentu kiedy to wszystko wyszło - nagle dla mojej żony stałem się zły. Nagle - rzeczy, które do niedawna chwaliła - zaczęła ganić. Przewartościowała wszystko o 180 stopni.

Czy jestem "ciepłym kluskiem"? Po części na pewno tak. Tak się czuje, bo wiem, jak powinienem zareagować po zdobyciu wiedzy, którą posiadłem. Ale żyłem nadzieją. Wspólnymi latami. Tym wszystkim co było. Nie umiałem tego tak przekreślić. Wtedy - gdy chciałem żonę wyrzucić z walizką z mieszkania - po raz pierwszy coś we mnie pękło. Puściły mi pierwszy raz hamulce. Czułem same skrajne emocje. Natomiast później wyciszyłem się. Ta droga, którą kroczę od wielu miesięcy - jest dla mnie takim procesem leczenia. I wszystkie działania, które podejmowała moja żona - kruszą to co czuje. Tego już nie cofnie. Nie zmieni tego jak dziś sam siebie postrzegam. Ośmieszyła mnie w oczach mojego byłego kolegi. Zastanawiam się, co on o mnie dziś myśli. Co sam bym myślał, gdybym był na jego miejscu? I mam świadomość tego co kilka osób już tu napisało: że gdyby tylko Pan X kiwnął palcem - mojej żony już by dawno koło mnie nie było...

Nigdy nie miałem wysokiego mniemania o sobie. I to nie poprawiło moich własnych notowań u siebie samego. Ale ... przez te miesiące nabieram siły. I Państwu wyda się to śmieszne, że dorosły facet "dojrzał do tego by zlikwidować wspólne konto" i założył sobie osobny rachunek czy to, że po tym wszystkim - "przekonałem" żonę, że dla mnie absolutnym minimum dania nam jeszcze czasu jest podpisanie rozdzielności. Czy to, ze odbyłem konsultację u Pani prawnik. Czułem przed tym wszystkim wielki opór. Swój własny opór. To nie było dla mnie łatwe, żeby go złamać. Ale zrobiłem to. Po co? Żebyśmy obydwoje zdali sobie sprawę - że nie żartuję. Że nie rzucam słów na wiatr.

Dlatego też - słowa Aftera - mimo, że dla mnie wydają się "innym światem", "inną bajką" - ale czuje, że tego potrzebuje. Albo że tego potrzebowałem. Zresztą nie na darmo - jeden z wpisów Aftera - traktuje jak wyrocznię. Może nie umiem się do niej zastosować - ale te wpisy i wiele innych postów forumowiczów i forumowiczek - daje mi do myślenia. Te wpisy - takim jak ja otwierają oczy. Może gdybym był inny - wszystko zrobiłbym szybko, mocno i bez znieczulenia. Ale jestem inny. Może takim jak ja - potrzebni są tacy, którzy nami wstrząsną. Ja potrzebowałem z kimś się wygadać (nie miałem komu) i chciałem poznać właśnie na tym "żeńskim" forum pogląd Pań na to co opisałem. Jak inni to widzą, bo może rzeczywiście to coś ze mną jest nie tak. Często jest przecież tak, ze sami nie widzimy swoich błędów, swoich zaniedbań. Dlatego też swoją żonę wiele razy prosiłem by powiedziała mi "moje grzechy".

Pozdrawiam,

94

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Witek7 - zrobiłem to z tego samego powodu. Dodatkowo czytając swój wątek od początku - trafiłem na wpisy sugerujące, że próbuje się, gdzieś wybielić. Coś zataić. Nie mam nic do ukrycia. Pisałem nawet tutaj, że kiedyś zaproponowałem żonie - żebyśmy obydwoje to napisali. Ale też nie chciała. Zrobiłem to by znaleźć rozwiązanie. Dla mnie i dla niej. Nie mam ochoty na jakiekolwiek udawanie. Najgorsza prawda jest najlepsza.

Zgadzam się z tobą Puchatku w 100%. smile Najgorsza prawda jest lepsza od najpiękniejszego kłamstwa, tym bardziej gdy okłamuje się samego siebie.

I nie porównuj swojej historii do historii Witka, bo one tylko na pierwszy rzut oka są podobne.

95 Ostatnio edytowany przez Janix2 (2019-11-22 12:40:09)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Witek7 - zrobiłem to z tego samego powodu. Dodatkowo czytając swój wątek od początku - trafiłem na wpisy sugerujące, że próbuje się, gdzieś wybielić. Coś zataić. Nie mam nic do ukrycia. Pisałem nawet tutaj, że kiedyś zaproponowałem żonie - żebyśmy obydwoje to napisali. Ale też nie chciała. Zrobiłem to by znaleźć rozwiązanie. Dla mnie i dla niej. Nie mam ochoty na jakiekolwiek udawanie. Najgorsza prawda jest najlepsza.

Jak dla mnie fatalne posunięcie. Szkoda że nie zaproponowałeś jej transmisji na żywo np. na FB. Myślałem początkowo że chcesz rozwiązać problem ale wyszło że po prostu chcesz się poużalać  nad sobą i wszelkimi sposobami skłonić żonę by było wszystko jak dawniej, aby Cię kochała chociaż ze związku zostały tylko zgliszcza. Chyba nie tędy droga, takie sprawy nie rozwiązuje się w ogólnopolskim referendum. Uważałeś że presja tłumu zmieni jej charakter i zachowanie a Ty powiesz jej : idź i więcej nie grzesz.

Matylda18 napisał/a:

Po chwilowej refleksji.. Czekam na komentarz żony.

Chyba żartujesz?

96

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Oczywiście, że żona się tutaj nie wypowie. Po co, po gromy od każdego użytkownika z osobna? Przecież ona doskonale wie, co zrobiła.
Może przyjdzie poczytać, ze zwykłej ciekawości, ale to tyle.

97 Ostatnio edytowany przez MonkaIska (2019-11-22 13:34:05)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Kubuś_Puchatek napisał/a:

Zrobiłem to by znaleźć rozwiązanie. Dla mnie i dla niej.


I tu mi coś zgrzytnęło, dla niej? Przecież Cię o to nie prosiła. Kubuś nie wiesz co jest dla żony najlepsze, nie decyduj za nią. Tym bardziej jeszcze bez jej woli.

P.S. To mój setny post, wypijmy za błędy. Zdrówko i cyk łyczek meliski.

98

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ale właśnie rzecz w tym, że Kubuś właśnie tak przez całe życie z żoną stara się lepiej wiedzieć. I są kobiety co uznają to za pożądaną cechę.ale też sporo takich co wręcz przeciwnie.
Pytanie, czy on tu może, chce coś zmienić?
Czy może inna żona? Jakaś mloda dziewczyna uzna to za to, czego szuka?

99

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Ale właśnie rzecz w tym, że Kubuś właśnie tak przez całe życie z żoną stara się lepiej wiedzieć. I są kobiety co uznają to za pożądaną cechę.ale też sporo takich co wręcz przeciwnie.
Pytanie, czy on tu może, chce coś zmienić?
Czy może inna żona? Jakaś mloda dziewczyna uzna to za to, czego szuka?

Tylko że on nic nie chce zmieniać, chce żeby było jak było i powolutku dociera do niego że jest już pozamiatane i nic już nie jest takie same.

100 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-22 14:36:23)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Jeśli nawet żona zechce łaskawie przeczytać, to po fakcie nie zrobi nic innego jak wzruszy ramionami i prychnie, stwierdzając w myślach: "Jaki on jest żałosny!" ( oczywiście z jej punktu widzenia) A nawet, gdyby chciała coś napisać i wina leżałaby w 100 % po jej stronie, to nie wiem, czy zechciałaby napisać tutaj swoją wersję, przynajmniej zgodną z prawdą.
Dwójka ludzi, jesli razem pzebywa blisko siebie to Zazwyczaj powinni rozmawiać i komunikować sobie nawzajem swoje potrzeby. Jeśli zatem Autor robił coś, co nie podobało się jego żonie, cokolwiek co odbywało się wbrew jej woli, to powinna to jakoś zakomunikować, wyraźnie i dosadnie. Od tego mamy dar mowy, żeby się porozumiewać smile Autor układał niejako życie żony i ich wspólne po swojemu, ale chyba nei usłyszał żadnego, wyraźnego słowa protestu. Daltego ciągnął to dalej i dlatego jest w tym miejscu teraz, w którym jest.

101

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Ale właśnie rzecz w tym, że Kubuś właśnie tak przez całe życie z żoną stara się lepiej wiedzieć. I są kobiety co uznają to za pożądaną cechę.ale też sporo takich co wręcz przeciwnie.
Pytanie, czy on tu może, chce coś zmienić?
Czy może inna żona? Jakaś mloda dziewczyna uzna to za to, czego szuka?

Nie jestem Drodzy Państwo osobą, która wymusza na kimś swoje decyzje. Nie chciałem "lepiej wiedzieć". Zawsze wolałem współpracę od jednostronnych działań.

Żona robiła zawsze to co chciała. Nie zabraniałem jej niczego. Małżeństwo to nie więzienie.
Nie robię jej wyrzutów jak idzie na spotkanie ze znajomą czy wychodzi na kawę. Miała swoje pasje i je z radością realizowała. Kurs językowy, szkolenia, kursy. Wszystko poza domem. Nie robiłem żadnych scen, jak miała wyjazdy kilkudniowe. Nie narzucałem co ma kupować a czego nie. Jeśli chodziliśmy na zakupy - to zwykle byłem "bagażowym" smile  Nie wybierałem jej ubrań - brała to co chciała. Zdarzało mi się za to wyrażać opinie, jak jakieś ubranie mi się podobało lub nie podobało. Nie wybierałem jej znajomych czy koleżanek.

Za to robiłem mnóstwo innych rzeczy za nią? Bo to wymuszałem? Nie. Bo sama z tym do mnie przychodziła.
Bo trzeba rozliczyć PIT, bo dostała dokumenty z pracy do wypełnienia, bo musi napisać konspekt do pracy, a ja szybciej piszę więc może mogłaby mi go podyktować, a później ładnie bym go "przygotował" do prezentacji. Jak kupiliśmy mieszkanie i trzeba było obsługiwać nowe sprzęty: typu pralka, piekarnik czy płytę indukcyjną - też przyszła do mnie. Po co? Bym jej pomógł te urządzenia domowe obsługiwać. Przecież jest instrukcja - ale moja żona przychodziła do mnie.  O to też były drobne zwady. Przecież niektóre z tych produktów widziałem po raz pierwszy i sam musiałem zajrzeć do instrukcji. Ale mój anioł przychodził z tym do mnie. Nie "rzucałem się" przed szereg. Zmiana telefonu - pomożesz mi go skonfigurować? Coś w komputerze nie działa albo mi nagle coś wyskoczyło na ekranie - pomożesz?  Doładujesz dziecku konto? itp.

Któraś z forumowiczek wypomniała mi, jak napisałem że chodziłem z dzieckiem do lekarzy tak jakbym się tym chwalił. Że faceci traktują to jako niby kobiet obowiązek. Nie uważam tak. Ale dziwnie to wygląda jak jedna ze stron w związku nigdy nie ma czasu. Moja żona pracuje w szkole. Praca od pon do pt. Więc z tego względu - wszystko przypadło mi. A to, że nie mogłem prowadzić "normalnego życia" winię jej pracę. Właśnie przez ten brak czasu. Najpierw godziny w pracy, potem zebrania, powrót do domu, sprawdzanie tego wszystkiego co z pracą związane. I tak dzień w dzień. Więc wszystkie inne obowiązki ktoś musiał przejąć. Same by się nie zrobiły. Czy miałem wybór? Nie. Nikt mi go nie dał. Czy ktoś mnie o to prosił? Tak. Moja żona. Miałem powiedzieć nie? Dlatego proszę mi się nie dziwić, jak pisałem, ze Pani w przychodni spytała o żonę bo ciągle mnie z dzieckiem widywała. Czy się skarżę? Nie. Bo to moje dziecko i zrobiłbym to jeszcze z 1000 razy. Ale chciałbym od czasu do czasu by tymi "sprawami" zajęła się też druga strona. To moja wada?

102

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Oczywiście, że żartuję z komentarzem żony. To ironia. Bo poco pokazywać swoje wszelkie przemyślenia, odczucia i zdanie innych małżonce. Wcale się nie dziwię że nie chce tego czytać. Ona już się dawno odsunela emocjonalnie. Nic z tym nie robi bo tak jej wygodnie, a Puchatek też w zasadzie nic nie robi bo próbuje za wszelką cenę jeszcze chociażby przez te forum nakłonić żonę do zmiany. Nie potrzebujesz naszych rad. Będziesz czekał i to ciągnął. Szkoda mi tylko waszego synka, o nim tutaj najmniej. Tylko wy wy wy ty żona ty żona.

103 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-22 17:12:23)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Jeśli nawet żona zechce łaskawie przeczytać, to po fakcie nie zrobi nic innego jak wzruszy ramionami i prychnie, stwierdzając w myślach: "Jaki on jest żałosny!" ( oczywiście z jej punktu widzenia) A nawet, gdyby chciała coś napisać i wina leżałaby w 100 % po jej stronie, to nie wiem, czy zechciałaby napisać tutaj swoją wersję, przynajmniej zgodną z prawdą.
Dwójka ludzi, jesli razem pzebywa blisko siebie to Zazwyczaj powinni rozmawiać i komunikować sobie nawzajem swoje potrzeby. Jeśli zatem Autor robił coś, co nie podobało się jego żonie, cokolwiek co odbywało się wbrew jej woli, to powinna to jakoś zakomunikować, wyraźnie i dosadnie. Od tego mamy dar mowy, żeby się porozumiewać smile Autor układał niejako życie żony i ich wspólne po swojemu, ale chyba nei usłyszał żadnego, wyraźnego słowa protestu. Daltego ciągnął to dalej i dlatego jest w tym miejscu teraz, w którym jest.

Dokładnie też tak to widzę .
Kubuś dał przestrzeń sam widział przestrzeń dla siebie tylko w żonie to nie grzech tylko zrezygnował z takiej swojej tylko swojej przestrzeni.
Zona miała swoją  nawet zbombardowana działaniami męża tymi wygodnymi dal niej i nie wygodnymi ale nie chciała nie widziała przestrzeni Autora.
Ta bierność jej upór w tym żony  nastawienie do Autora zastanawiające nie widziała że człowiek potrzebuje pomocy oddechu  i wsparcia nie ma tłumaczenia dla mnie że on nie pozwalał nie dawał pola do tego i inicjatywy z jej strony.
Kubuś co żona zrobiła dla Ciebie tak sama z siebie nie proszona autentycznie i spontanicznie tylko te wiersze za młodu czy jeszcze coś.
Cały czas piszesz o tym co Ty dawałeś a co dostałeś nie koniecznie oczekując tego w zamian.
Wiem że będziesz tłumaczył jeszcze żonę że to że tamto-podejrzewam oczywiście.
Nie usprawiedliwiaj jaj.

104 Ostatnio edytowany przez After (2019-11-22 15:48:12)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

To co napisałem jest dla Ciebie tym czym 60 km marsz żołnierza Navy Seals z pełnym wyposażeniem, zrzuconego na teren wroga do miejsca ewakuacji. Od jego tempa zależy to czy przeżyje

Wbrew temu co piszesz, Ty nie jesteś niestety na nic gotowy!
Ty po prostu chcesz ją za wszelką cenę zatrzymać, stąd te Twoje nerwowe, kompletnie nieprzemyślane, wręcz chaotyczne działania. I zero konsekwencji.
Przecież z każdego Twojego postu bije to niczym łuna pożaru. W dodatku kompletnie nie myślisz logicznie. Upłynęło wystarczająco dużo czasu, aby się ogarnąć
Tak tak, daj żonie do poczytania. .
Tylko geniusz taki jak Ty, mógł wpaść na taki pomysł!
Myślisz że Twoja desperacja i chora miłość jest Twoją siłą?

nie będzie już nigdy więcej uganiać się za facetami. Chce, żeby to faceci starali się o nią tera


Dlatego walcz, walcz ze wszystkich sił o nią Werterze.
Bo przecież to ta jedyna.
A Twoja miłość jest przeogromna i potrzebna. Ale....
Potrzebna, tylko komuś zupełnie innemu.
Przerażasz mnie chłopaku
Przeraża mnie ta Twoja wręcz niewolnicza postawa.
Kompletnie nic z tego co napisałem nie zrozumiałeś.
Mam pomysł, idź do drukarni i zamów tapetę na całą ścianę z tekstem, który napisałem w swoim poście :
Moja żona mnie tak naprawdę nie zdradziła,
Nawet jak zdradziła, to przecież nie chciała,
A jak chciała to nie wiedziała co robi.
A to wszystko to i tak nic nie znaczy, bo przecież ja ją tak kocham.

105

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kubuś, pracowałeś za granicą, żona w tym czasie w Twoim rodzinnym domu, przeprowadziliście się, nie miała pracy.
Siedziałeś po nocach pisząc jej cv, siedziałeś po nocach pomagając w jej pracy. Kuba a gdzie w tym wszystkim byłeś Ty?
Czy żona to docenia?? nawet jakby to przecież robiłeś to dla niej, niczego nie żądając w zamian. Poczytaj sobie jak Cię wypunktowała, w jednym z Twoich wcześniejszych postów.

Kuba nie oczekuj jej wdzięczności, ona jest już inną kobietą.
Jest samodzielna (chwała Ci za to, że ją w tym wspierałeś), nie docenia tego co miała, może to doceni gdy to straci a może nie.
Ona szuka, nawet nie próbowała zawalczyć...tamtej kobiety już nie ma Kubuś. Jest zupełnie inna.

106 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-22 16:52:42)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Myślę, że mają Państwo po części rację.

Podejrzewam, że gdyby moja żona - nagle "zapałała do mnie miłością" - to kolejny raz bym jej w to uwierzył. Nie broniłbym się przed tym - szukając wciąż nadziei. Tak ciężko czasami przyjąć do myśli oczywistą prawdę. Czasami ciężko przyjąć to co ... za rogiem już się czai. Przez ten czas - nie chciałem po prostu żałować, że nie spróbowałem. Nie wiem na co w zasadzie liczyłem. Sam sobie zaprzeczałem. I dalej zaprzeczam.

Cieszę się, ze założyłem konto na tym forum. Liczyłem na spojrzenie innych ludzi - tych szczególnych, bo znających temat od podszewki. A może szukałem też sam przed sobą usprawiedliwienia tego, co muszę zrobić. I pewnie warto, żebym wydrukował sobie te słowa na ścianie....

Jestem na psychicznym dnie, które zafundowała mi moja własna żona. Najchętniej zapadłbym się, gdzieś pod ziemię.

I teraz o tyle mi łatwiej, że moja żona "włożyła w to sporo serca", abym znalazł się tu, gdzie dziś jestem. Zawsze i wszędzie szukałem nadziei, że coś można zmienić. Tyle, że ja szukam gdzieś w umyśle kolejnego punktu zaczepienia, ale już go nie widzę. To wszystko za daleko zaszło. Mleko się rozlało jak to mówią. Nie złapię się już na miłe słówka czy gesty. Nie przekona mnie słodka mina. Jej słowa nie mają już pokrycia.

Plus jest taki, ze gorzej już nie będzie. Zmiany już się dzieją.

Kiedy odkryłem to wszystko - nagle zacząłem "sprawdzać żonę" - zacząłem robić rzeczy, których nigdy nie robiłem wcześniej. To też było chore. Było mi wstyd. Ale chciałem znać prawdę. A już od długiego czasu "nie zajrzałem" do żadnego konta i profilu żony. Nie sprawdzam już jej adresów emailowych. Już mi się nie chce. Nie mam na to ochoty, chęci ani siły. Szkoda mi na to mojego czasu. To chyba też coś już znaczy.

Dziękuję za wszystko raz jeszcze. To co chciałem wyrzuciłem z siebie - ale obiecuję dać znać jak to się skończy.

Pozdrawiam,

107

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Wcale się nie dziwię że walczysz o szukasz szansy bo 25 lat razem dzieci i inne perypetie to kawał życia i niełatwo odpuscic.
Tylko że tego nie da się odbudować gdy jedna strona nie chce.
Więc czego ona chce?

108

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ja myślę, że Kubuś wie, CO trzeba zrobić, ale nie JAK znaleźć w sobie siłę, żeby to zrobić. On nie ma własnego świata, tylko żonę w każdym neuronie swojego mózgu. Żyje w fantazji, że będzie jak dawniej i że żona jest inna niż jest naprawdę, bo porzucenie tej fantazji oznacza rozwód.

109

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Kuba zastanawiałam się dzisiaj nad wami i doszło do mnie, że wy już tak długo się babracie w tym syfie waszego kryzysu, że straciliście świadomość, że tam już u was nie ma nic przestrzeni. W takim przesyceniu nadmiarem emocji, trudnych decyzji nie da rady ustalić co tak naprawdę będzie dla was najlepsze. Przecież jak wy nawet zdecydujecie się zostać razem to z tym ciężarem przeżyć nie będziecie potrafili sklecić tego na nowo, bo za dużo jest toksycznych emocji. Może warto rozważyć rozdzielenie się, chociaż na jakiś czas by każde z was mogło zrozumieć czego od siebie chcecie i czy jeśli będziecie chcieli pozostać razem, czy to ma sens. Może to pozwoli wam zatęsknić za sobą tak naprawdę, zrozumieć, że mimo kryzysu jesteście dla siebie stworzeni. A może zrozumiecie, że z tego już nic nie będzie. Siedzicie na sobie jak 2 wyrzuty sumienia, co całkowicie blokuje wasze prawdziwe potrzeby. Rozstańcie się chociaż na jakiś czas, nie zakładajcie z góry, że na zawsze. To da wam przestrzeń na dowiedzenie się czego wy tak naprawdę chcecie.

110 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-22 20:12:35)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
karn napisał/a:

Ja myślę, że Kubuś wie, CO trzeba zrobić, ale nie JAK znaleźć w sobie siłę, żeby to zrobić. On nie ma własnego świata, tylko żonę w każdym neuronie swojego mózgu. Żyje w fantazji, że będzie jak dawniej i że żona jest inna niż jest naprawdę, bo porzucenie tej fantazji oznacza rozwód.

Może i rozwód ale niekoniecznie uwolnienie się od natrętnego bycia "pomocnym".
znany mi jest przypadek gdzie po 1,5 roku od rozwodu ( nie było zdrady i romansu u żadnej ze stron)
mąż przeprowadził się do tego samego domu na to samo piętro byle być blisko i służyć pomocą byłej żonie.
Myślicie że wyglądał na psychola, psycho-faga,toksyka, przemocowca czy coś takiego o nie na wszystko miał "logiczne" wytłumaczenie i zero agresji ,chaosu,zamieszania "spokój wodza". Nie idź tą drogą Kubusiu.

Interesujące jest w co żona Autora dodatkowo uciekała przed sobą i nim samym ,jego opiekuńczością , życiem w związku itp, bo sama praca to za mało i praca męczy jeszcze w szkole.
Z moich subiektywnych obserwacji najczęstszą ucieczką jest świat marzeń i fantazji jest on bardzo głęboko ukryty i strzeżony przed innymi ,wstyd się przyznać do tego o czym marzy i jak to nierealne jest i ile czasu to zajmuje taki totalny eskapizm. To lekceważone zachowanie nazbyt często pomijane i nie brane pod uwagę bardzo dziwny ale dość częsty mechanizm obronny w (nie)radzeniu sobie z życiem ,związkiem, uczuciami.
Ten nieudany niby romans to raczej skutek niż przyczyna od jakiegoś już czasu żona Autora żyła w swoim świeci tak mi się zdaje.

111

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

A mnie zastanowiło co autorze zrobiłeś - poszedłeś do adwokata który twierdzi że jest nawet w stanie sprawić by dziecko pozostało przy Tobie, Ty następnie o tym informujesz jż oraz wskazujesz jej to forum. Czy to nie jest aby taka manipulacja żeby ona "zrozumiała" co ryzykuje?
Jeśli zdecydujesz się autorze na rozwód - bo na razie o nim tylko piszesz - to sprawy zostaw adwokatowi bo jesteś w takim stanie że pójdziesz z domu z jedną torbą na dodatek z uśmiechem na twarzy i wymyślisz jakieś usprawiedliwienie własnej głupoty.

112

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
maku2 napisał/a:

A mnie zastanowiło co autorze zrobiłeś - poszedłeś do adwokata który twierdzi że jest nawet w stanie sprawić by dziecko pozostało przy Tobie, Ty następnie o tym informujesz jż oraz wskazujesz jej to forum. Czy to nie jest aby taka manipulacja żeby ona "zrozumiała" co ryzykuje?
Jeśli zdecydujesz się autorze na rozwód - bo na razie o nim tylko piszesz - to sprawy zostaw adwokatowi bo jesteś w takim stanie że pójdziesz z domu z jedną torbą na dodatek z uśmiechem na twarzy i wymyślisz jakieś usprawiedliwienie własnej głupoty.

Maku to tak właśnie wygląda z boku takie "strachy na lachy" "zobacz ile tracisz" "nie dasz sobie rady beze mnie" "zobaczysz jak będzie kiedy mnie nie będzie jak mnie zabraknie" jej życie to teraz jej problem najwyżej będzie mieć pierdolnik w domu a z dzieckiem to opieka naprzemienna jest jakimś wyjściem.
Kubuś możesz się zdziwić jak Twoja jż sobie poradzi bez Ciebie nie bój się . No i nie podkładaj się taka uczciwość może się zemścić na Tobie jak pisał Maku chyba że pozabezpieczałeś solidnie swoje interesy.
Takie "groźby" że jej rodzice są  coraz starsi słabe to też.

113 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2019-11-22 20:32:55)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

[off top]
Tak wygląda powitanie zdradzonego.
Owszem, możemy sobie razem pochlipać
Podetrzeć Ci ten zasmarkany nosek
Popitolić przy kawusi, używając kulturalnego języka o tym jaki Ty biedny i nieszęśliwy
Tylko co to da?
Nadal będziesz w tym samym punkcie, w którym byłeś wchodząc tutaj.
Do znudzenia będę to powtarzał
Moment wykrycia zdrady to nie czas blagania o cokolwiek
To moment na zebranie dowodów qr***a i jedno precyzyjne uderzenie
Takie, po którym zdrajca poczuje, że dosłownie grunt mu się spod nóg usuwa.
I za moment jedyne co będzie widział, to gruzy po tym, co kiedyś było jego azylem.
Tutaj nie ma miejsca ani na uzalanie się nad sobą, ani na okazywanie zdrajcy litości.
Bo to zawsze jest odbierane jako Twoja słabość
Albo to wytrzymasz, albo giniesz
Ciebie obowiązuje w tym momencie tylko jedno
Nie masz żadnych zasad i masz prawo ratować się wszelkimi sposobami.
Wierz mi, miałeś naprawdę dużą szansę uratować to małżeństwo
Pod warunkiem, gdybyś tak panicznie się nie bał jej stracić. Gdybyś posłuchał swojej pani adwokat.
A tak masz w domu snujace się zakochane zoombie
Ale nie w Tobie Kuba
Jeszcze masz szansę.
Nie na uratowanie małżeństwa. Jedynie siebie samego
To małżeństwo istnieje bowiem wyłącznie w Twojej głowie
Bo jeśli ona z Tobą zostanie, to wyłącznie z wygody.
Po tym, jak się w jej oczach ośmieszyłeś jako facet, któremu można napluć w twarz, a on będzie udawać, że to deszcz pada, to tylko kwestia czasu, gdy trafi na takiego, który nie odpuści.
A wtedy zostaniesz bezlitośnie spuszczony w toalecie i popłyniesz kanalizacji niczym gófno do Wisły
Wtedy się dopiero przekonasz ile dla niej byłeś warty i ile znaczy dla niej Twoje uczucie i poświęcenie.
Walczysz zaciekle o kogoś, kogo już nikt nie chce Kubusiu Puchatku.
I co gorsza, Ona również Ciebie nie chce.
Tylko nie ma póki co innej alternatywy.
Jak znajdzie- będziesz bezlitośnie odstrzelony. Maku2 ostrzega Ciebie przed tym właśnie
[niekulturalna treść]

114

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
paslawek napisał/a:

Wymuszanie na żonie uczuć. zainteresowania, wdzięczności, aktywności przez bycie absolutnie niezbędnym i potrzebnym kobiecie, która odpłynęła lata temu w świat marzeń na własne życzenie  uczuciowo się odsunęła i zaniedbała to właśnie uzależnienie.
Bez bycia potrzebnym Autor nie istnieje wszystko zależy od łaski/niełaski żony .Jednocześnie strach przed samodzielnym życiem trzyma ją w tym poddaństwie i kontroluje przywiązanie męża jego strachem że może nie być potrzebny.

Myślisz pasławku, że model związku, który opisał Puchatek, to uzależnienie? A nie zwykła koluzja? W sumie to ciekawe ujęcie.
Każde z nich przecież czerpało coś z tego związku. On potrzebował biernej „niemoty”, potrzebującej stałej opieki i osoby decyzyjnej, żeby czuć się potrzebny i wartościowy. Ona potrzebowała nadopiekuńczego partnera, żeby „delegować” na niego swoją moc i sprawczość, których - jak się okazało - nie brakowało jej. Na pewno coś pękło w tym układzie i system się posypał, ale - jak też widać - wartość, jaką stanowił ten aspekt sprawdzenia się w tej relacji w roli opiekuna jest dla autora tak ważny, że jest gotów walczyć o utrzymanie tego, co było na wszelkie sposoby. Ma to w sobie coś z uzależnienia.

115 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-11-22 21:31:36)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
MagdaLena1111 napisał/a:
paslawek napisał/a:

Wymuszanie na żonie uczuć. zainteresowania, wdzięczności, aktywności przez bycie absolutnie niezbędnym i potrzebnym kobiecie, która odpłynęła lata temu w świat marzeń na własne życzenie  uczuciowo się odsunęła i zaniedbała to właśnie uzależnienie.
Bez bycia potrzebnym Autor nie istnieje wszystko zależy od łaski/niełaski żony .Jednocześnie strach przed samodzielnym życiem trzyma ją w tym poddaństwie i kontroluje przywiązanie męża jego strachem że może nie być potrzebny.

Myślisz pasławku, że model związku, który opisał Puchatek, to uzależnienie? A nie zwykła koluzja? W sumie to ciekawe ujęcie.
Każde z nich przecież czerpało coś z tego związku. On potrzebował biernej „niemoty”, potrzebującej stałej opieki i osoby decyzyjnej, żeby czuć się potrzebny i wartościowy. Ona potrzebowała nadopiekuńczego partnera, żeby „delegować” na niego swoją moc i sprawczość, których - jak się okazało - nie brakowało jej. Na pewno coś pękło w tym układzie i system się posypał, ale - jak też widać - wartość, jaką stanowił ten aspekt sprawdzenia się w tej relacji w roli opiekuna jest dla autora tak ważny, że jest gotów walczyć o utrzymanie tego, co było na wszelkie sposoby. Ma to w sobie coś z uzależnienia.

Żeby było "ciekawiej " to może być i jedno i drugie lub balansowanie na obu krawędziach uzależnienia i koluzji ( o ile ta może być zwykła ) bardzo bardzo blisko przepaści.Raczej nie da się tego rozdzielać.
Jeżeli Autorowi w tym całym obecnym stanie mogło by może coś pomóc to jedyną z opcji jest analiza transakcyjna  w co gra ale w jego stanie może być trudno i za wcześnie to ogarnąć bo nawet w terapii co za dużo to nie zdrowo a on jeszcze się łudzi i walczy o terapi w ogóle nie wspomina dla siebie i wcale może jej nie potrzebować wbrew pozorom.Będzie  bardziej nastawiony i skoncentrowany na to w co gra żona i swoje na to odpowiedzi.Obwinianie siebie za wszystko i branie za to odpowiedzialności ma jeszcze w dużej dawce u siebie mam wrażenie.
Amethis się zna na tym nieźle na moje oko, ale gdzieś lata smile i rzadziej zagląda na forum.

116

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Dawno żadna historia tak mnie nie ruszyła. Ale to wzruszenie nie nad Tobą czy żoną konkretnie, ale nad nami, ludźmi, w ogólności. Zostajemy rzuceni na głęboką wodę, bez przygotowania do życia w rodzinie, z bagażem traum rodzinnych, z posypką romantycznych historii z książek i telewizji. W młodzieńczej burzy potrzeb.

Jako nastolatkowie, kiedy nie wiemy jeszcze, kim sami jesteśmy i czego nam w życiu potrzeba, podejmujemy decyzję, jakie zaważą na całym naszym dorosłym życiu. Wybieramy szkołę, pracę i partnera. I jeśli ta pierwsza miłość zostaje mężem/żoną, po latach mogą wyjść nasze różnice charakterów, oczekiwań czy po prostu młodzieńcze tęsknoty. Musimy odrobić zaległe lekcje.

Autorze, Twoja żona jest i była niepoprawną romantyczką. I ja to częściowo rozumiem, bo mam w sobie też od zawsze dużo romantyzmu. Dla niej nie jest priorytetem piękne mieszkanie w Warszawie, dobrobyt i porządek – czyli coś, co Ty definiujesz jako szczęście. Dla niej szczęście to romantyczne wiersze, patrzenie w oczy, adoracja i głębokie uniesienia. Do dziś z tego nie wyrosła. Jej zachowanie wobec kochanka jest dziecinne, jak zauroczony podlotek, uganiający się za szkolnym przystojniakiem. Wiersze ozdobione kwiatkami?! Taka „miłość” jest nieczuła na śmieszności, obojętność drugiej strony i brak wzajemności. Zupełnie jakby Twoja żona zahibernowała się w świecie swoich romantycznych marzeń i teraz, dzięki obecności przystojnego kolegi, znów na jawie poczuła te emocje, które dawniej czuła przy Tobie. Czuła, ale to wygasło. Wygasło przez lata rutyny, pracy, sprzątania, firanek – wszystkiego co jest tak przyziemnie, tak zupełnie nieromantycznie i nudne.

A teraz coś, czego nigdy nie robię. Jestem prawnikiem oraz mediatorem. Specjalizuję się m.in. w prowadzeniu spraw rozwodowych i dotyczących kontaktów z dziećmi. Jeśli miałbyś do mnie jakieś pytania, jako prawnika lub po prostu kobiety, nie krępuj się wysłać mi prywatnej wiadomości. Postaram się pomóc jak potrafię, oczywiście pro bono.

117

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Każdy taki przypadek wydaje mi się zupełnie nieprawdopodobny. Dorosła, wydawałoby się, osoba, pozornie twardo stąpająca po ziemi, prezetuje takie podejście do związku, jak 15 latka. Można się tak unosić nad ziemią, ale do czasu..

118

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Witaj Autorze.
Przeczytałam Twoją historię i jest mi smutno, tak po ludzku Ci współczuję.
Znajdujesz się w cięzkim momencie swojego życia, jednak pragnę zwrócić Twoją uwagę na jedną, z pozoru błahą rzecz... Z tego co opisujesz - wybacz - ale Ty w małżeństwie chyba nigdy do końca nie byłeś. Małżeństwo to jest związek DWOJGA ludzi. Z kontekstu wywnioskowałam, że w Waszym "związku" byłeś tylko Ty. Nie wiem czy potrzebujesz/wymagasz od tego forum rady/pocieszenia/wysłuchania, ale moja propozycja jest następująca:
1. Jesli "żona" nie wyraża chęci udania się na terapię, udaj się sam do specjalisty - to nic nie boli, czasami zwykły internista pokieruje Cię dalej gdzie udać się po pomoc.
2. Idż do tego specjalisty, uprzednio skierowany przez internistę.
3. Zastanów się czy Twoja definicja małżeństwa mieści się w definicji małżeństwa smile być może wymaga ona redefiniowania w Twoim przypadku.

Być może zabrzmi to strasznie, jednak często w moim życiu sprawdza się motto: co nas nie zabije, to nas wzmocni.

119 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-23 16:19:06)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Miłość ma to do siebie, że się drugą osobę słyszy i daje jej we wspólnym MY miejsce na swoje ja.
Tu tego zabrakło i żona się mentalnie wycofała. JUŻ dawno.  żona ma być w imię tej miłości pozbawiona dziecka.

Co lepsze, to Kubuś uchodzi za ofiarę, której nie dziwne że akurat Katarzynka88 chce pomóc.
Jako prawnik- zgoda , ale jakim w tej sytuacji mediatorem może być ktoś, kto swojemu mężowi oddał 90% pola na realizację jego ja?  a siebie zepchnął do kąta?
Jak staje się tak blisko swoich dylematów poruszenie zrozumiałe.
Kubuś idż do psychoterapeuty, nie coacha, bo terapeuta musi przerobić swoje, by nic od siebie nie dodawał

120

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Ela210, być może źle się wyraziłam. Nie chodziło mi bynajmniej o pomoc autorowi w odebraniu dziecka żonie. Doświadczenia osobiste i zawodowe nauczyły mnie lepiej rozumieć obie strony małżeńskich konfliktów. Raczej chodziło mi o rozmowę o rozwiązaniach, które zminimalizuja koszty emocjonalne rodziny, zwłaszcza dziecka. Ale oczywiście nie narzucam się, niechaj autor zdecyduje. Znam jednak wieku kolegów po fachu, którzy za bardzo koncentrują sie na formalnym wyniku sprawy, nie myśląc co z ludzi pozostanie po wyjściu z sali sądowej.

121

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Ela210 napisał/a:

Miłość ma to do siebie, że się drugą osobę słyszy i daje jej we wspólnym MY miejsce na swoje ja.
Tu tego zabrakło i żona się mentalnie wycofała. JUŻ dawno.  żona ma być w imię tej miłości pozbawiona dziecka.

Co lepsze, to Kubuś uchodzi za ofiarę, której nie dziwne że akurat Katarzynka88 chce pomóc.
Jako prawnik- zgoda , ale jakim w tej sytuacji mediatorem może być ktoś, kto swojemu mężowi oddał 90% pola na realizację jego ja?  a siebie zepchnął do kąta?
Jak staje się tak blisko swoich dylematów poruszenie zrozumiałe.
Kubuś idż do psychoterapeuty, nie coacha, bo terapeuta musi przerobić swoje, by nic od siebie nie dodawał

Ela ale kto chce i komu odbierać dziecko?
Oni oboje przegrali swoje małżeństwo i to lata temu na własna prośbę - brak komunikacji to załatwił.
Dlaczego uważasz że to żona jest tu stłamszona, zepchnięta w kąt? On dał ciała bo starał się za dwoje, ona że nie mówiła głośno czego chce. Oboje przegrali bo każde z nich realizowało jakąś wizję małżeństwa - dwie różne - i chyba myśleli że robią dobrze.
Czy on albo  ona robili to celowo? na pewno nie no ale dobrymi chęciami piekło wybrukowane.

122

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Myslę,  że dziecko Puchatka już jest w takim wieku, że się samo "odbierze" i nic a nic szarpanina rodziców go nie będzie obchodzić.  O ile już tego nie zrobił, bo Puchatek jakoś dziwnie mało pisze na temat syna.

123

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
bagienni_k napisał/a:

Ela świetne te Twoje porównania, nie ma to jak dobrze wzbogacić wypowiedź smile

Tak już chyba będzie zawsze. KAŻDA strona to widzi inaczej, i będzie widzieć cały czas po swojemu. Facet mówi: pomagał, wspierał, doradzał, poświęcał się, starał się - kobieta mówi: ograniczał, zniewalał, wybierał, decydował, kontrolował. Facet mówi poświęcenie, kobieta mówi egozim. Dla nich widocznie działania były te same, ale znaczenie pojęć już nie bardzo. Fakt wydaje się prosty i jednoznaczny: NIE DOBRALI się wzajemnie, rozminęli się w swoich oczekiwaniach. On miał swoją wizję miłości , małżeństwa, słuszną według niego, ona swoją, słuszną według niej. Tylko pytanie właśnie, skoro mieli oboje tak rozbieżne oczekiwania, to dlaczego tego wcześniej nie widzieli? Powinno to wychodzić od razu przecież.
Gość sądził, że wszystko co robi, jest jak najbardziej właściwe i dobre, jak sądził, dla utrzymania małżeństwa i nie widział w tym nic złego. Owszem trochę przesadziłz tym prowadzeniem za rączkę, ale NIKT  mu tego nie uświadomił. Żona, przynajmniej od pewnego momentu, czuła się osaczona, ale ciężko zrozumieć dlaczego nie próbowała do niego dotrzeć, porozmawiać o tak ważnych dla niej kwestiach, przedyskutować z nim to i uświadomić mężowi, że czuje się podduszona w tym małżeństwie. Mam wrażenie, że w pewnym momencie, jak sprawy zachodza już zbyt daleko, to jednak, łatwiej jest pójść w tango, będąc adorowanym i omamionym czułymi słówkami, niż ratować to, co najcenniejsze. Do tego dochodzi jeszcze syn.

Jego wizja przypomina mi wizję ciapatych.

124

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Losu napisał/a:
bagienni_k napisał/a:

Ela świetne te Twoje porównania, nie ma to jak dobrze wzbogacić wypowiedź smile

Tak już chyba będzie zawsze. KAŻDA strona to widzi inaczej, i będzie widzieć cały czas po swojemu. Facet mówi: pomagał, wspierał, doradzał, poświęcał się, starał się - kobieta mówi: ograniczał, zniewalał, wybierał, decydował, kontrolował. Facet mówi poświęcenie, kobieta mówi egozim. Dla nich widocznie działania były te same, ale znaczenie pojęć już nie bardzo. Fakt wydaje się prosty i jednoznaczny: NIE DOBRALI się wzajemnie, rozminęli się w swoich oczekiwaniach. On miał swoją wizję miłości , małżeństwa, słuszną według niego, ona swoją, słuszną według niej. Tylko pytanie właśnie, skoro mieli oboje tak rozbieżne oczekiwania, to dlaczego tego wcześniej nie widzieli? Powinno to wychodzić od razu przecież.
Gość sądził, że wszystko co robi, jest jak najbardziej właściwe i dobre, jak sądził, dla utrzymania małżeństwa i nie widział w tym nic złego. Owszem trochę przesadziłz tym prowadzeniem za rączkę, ale NIKT  mu tego nie uświadomił. Żona, przynajmniej od pewnego momentu, czuła się osaczona, ale ciężko zrozumieć dlaczego nie próbowała do niego dotrzeć, porozmawiać o tak ważnych dla niej kwestiach, przedyskutować z nim to i uświadomić mężowi, że czuje się podduszona w tym małżeństwie. Mam wrażenie, że w pewnym momencie, jak sprawy zachodza już zbyt daleko, to jednak, łatwiej jest pójść w tango, będąc adorowanym i omamionym czułymi słówkami, niż ratować to, co najcenniejsze. Do tego dochodzi jeszcze syn.

Jego wizja przypomina mi wizję ciapatych.

Chyba muzułmanów.

125 Ostatnio edytowany przez Losu (2019-11-23 19:53:22)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Tak się przyjęło mówić o muzułmanach czytając dalej wszystko obróciło się o 360 stopni.  Wydaje mi się to bardziej skomplikowane niż Kubuś Puchatek próbuje opisać.

126 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-11-23 20:17:54)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Przy całym szacunku do muzułmanów i ich kultury (pod warunkiem oczywiście, że nikogo nie nawracają siłą na swoją wiarę) : to, o czym wspomniałem na początku wywnioiskowałem na podstawie historii opisanej przez Autora. Być może za wcześnie i zbyt prosto to zabrzmiało. Jedno jest pewne:oboje z żoną mocno się rozminęli w swoich wyobrażeniach jak powinno wygladać udane życie razem, czy to w związku czy w małżeństwie.

127 Ostatnio edytowany przez Kubuś_Puchatek (2019-11-23 20:22:41)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń
Salomonka napisał/a:

Myslę,  że dziecko Puchatka już jest w takim wieku, że się samo "odbierze" i nic a nic szarpanina rodziców go nie będzie obchodzić.  O ile już tego nie zrobił, bo Puchatek jakoś dziwnie mało pisze na temat syna.

Nie zdołałem "ochronić" mojego syna przed tym co dzieje się w domu. Był mimowolnym świadkiem rozmów między mną a żoną. Nie umniejszyłem tu znaczenia słowa - rozmów. To nie były kłótnie. W naszym domu tego nie było. Ale zdaje sobie sprawę, co się dzieje. Mam żal sam do siebie, że nie oszczędziłem mu tego. To moja wina. Sam zresztą po nocce, którą spędziłem na czytaniu tych arcydzieł na lini żona - Pan X - niedowierzając w to co znalazłem - głośno komunikowałem, żeby mamusia pochwaliła się synowi czym zajmowała się w wolnych chwilach. Co ją tak absorbowało. Z kim tak pisała. Źle zrobiłem. Ale nie zastanawiałem się wtedy nad tym. Nie tłumaczy mnie to w ogóle. Dziś wiem, ze to błąd. Zrobiłbym to inaczej. Ale wtedy o tym nie pomyślałem. To było impulsywne. Choć moja reakcja po odkryciu była spokojna. Nad wyraz opanowana. Pewnie dlatego, że sam nie dowierzałem w to co przeczytałem.

A w późniejszych miesiącach syn widział "mój stan", widział wiele moich łez, widział jak spałem na podłodze w jego pokoju, słyszał wyznania mojej żony odnośnie Pana X. Słyszał wiele. W trakcie tego okresu jedną z nocy - spędziłem poza domem. Po tym, jak nie mogłem już wytrzymać - wyszedłem z domu i jeździłem autobusami nocnymi po całej Warszawie a potem kilka godzin na Dworcu Centralnym i na lotnisku...

Jednego wieczoru - moja żona poprosiła mojego syna do pokoju gdzie i ja byłem i zakomunikowała mu, że zamierzamy się rozwieść. Syn dość mocno zareagował. Nie chciał tego. Zaczął grozić, że ucieknie z domu jeśli moja żona zwiąże się z Panem X. Nic miłego. Chciałbym to wymazać z pamięci. Ale się nie da.

Od tamtego czasu próbujemy na ile to możliwe odseparować nasze dziecko od tego wszystkiego. Wydaje mi się, że mój syn uważa, że wszystko jest już OK, Że mojej żonie "przeszło". Próbujemy mu wynagrodzić ten czas. Tak jak potrafimy i na ile umiemy. Większość "niewygodnych rozmów" z żoną prowadzimy teraz poza domem. Myślę, że tak jest lepiej.
Mimo tego co się dzieje - pojechaliśmy wspólnie na wakacje. I to pomimo tego, że moja Pani prawnik mi to odradzała. Bo to ... źle będzie wyglądać na sprawie rozwodowej. Ale wakacje były już zaplanowane, syn o nich wiedział, odliczał dni do wyjazdu a ponad to uwielbia latać samolotem - więc zrobiłem to dla niego.... Uznaliśmy z żoną, że jedziemy tak jak było w planach.

Może to dziwne, ale na co dzień nie widać po "naszym życiu" tego co się dzieje. Jest spokój. Każdy robi co do niego należy. Chodzimy na zakupy, rozmawiamy, rozwiązujemy bieżące sprawy dnia codziennego. Ale "ten temat" pojawia się rzadko. Dlaczego: moja zona tego unika. Nie chce rozmawiać. Nie wiem co chce tym osiągnąć. Czy czuję żal lub skruchę? Nie wiem. Nie pokazuje mi tego. Nie wiem czy się tego wstydzi - choć pewnie tak, bo o ile wszystkie wolne chwile spędzaliśmy w rodzinny stronach - to teraz to ustało. I po raz pierwszy - nie ma ochoty, aby odwiedzić swoich rodziców w rodzinnym mieście (oni o wszystkim wiedzą).

128 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-11-23 20:57:57)

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Krajobraz po wybuchu jest typowy do bólu.. łącznie z wakacjami. To się wydaje dziwne komuś kto nie był w długim związku. Tylko to taka budowla przeżarta rdzą a stoi.
Dzieci są zawsze ofiarami.
Ale niestety pokazałeś że nie zrobisz wszystkiego by chronić syna.
Moja córka o żadnych kochankach ojca nie wie.bo po co?

Dla niej byłoby to łatwiejsze niż dla mnie.?
Budowla jeszcze postoi ale jakbyście mieli byc razem to jako inna kobieta i mezczyzna. Jakby spotkanie  na nowo.
Chciałbys ją, gdyby nie było przeszłości?
A ona? Bo właśnie takich związków nie da się na sentymentach odbudować.
Wszystko stare trzeba zburzyć i pomyśleć. czy to ta kobieta?? O co myśli ona.

Rozwieść się zdążysz..

129

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Tymi utworami „katuje się” od dłuższego już czasu:

https://m.youtube.com/watch?v=ZHRXmYdwc1o

https://m.youtube.com/watch?v=zABLecsR5UE

https://m.youtube.com/watch?v=5rxHvVDocoI


Wiem, że to pewnie „niemęskie”, ale to prawdziwy ja.

130

Odp: Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Posłuchaj może tego Kubuś

Posty [ 66 do 130 z 651 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 11 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Nie wierzę już w miłość...ani w przyjaźń

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024