Poniżej przedstawię sytuację i chciałbym wysłuchać opinii kobiet bo może ja na to wszystko źle patrzę.
Generalnie chodzi o to że przyłapuje się na tym iż coraz częściej myślę o rozwodzie, czy czasem nie byłbym bardziej szczęśliwy z inną kobietą.
Jesteśmy 15 lat po ślubie, mamy dwójkę dzieci w wieku przedszkolnym.
Problemem od dłuższego czasu jest sfera erotyczna naszego życia, konkretnie brak jakiejkolwiek ochoty na seks mojej żony. Jedynym wyjątkiem był okres w którym staraliśmy się zajść w ciążę, ale wiem dobrze że seks w tym przypadku był jedynie narzędziem.
Analizowałem ten problem setki milionów razy w mojej głowie, próbując znaleźć jakieś wytłumaczenie i po prostu nie jestem w stanie. Żona zaraz po zajściu w ciążę oznajmiała mi że chyba zdaję sobie sprawę że teraz z seksu nici i ta abstynencja trwała przez obie ciąże, tj. 9 miesięcy ciąży + ok. 1-2 kolejne miesiące po, bo przecież "musiała dojść do siebie po porodzie" gdzie w obu przypadkach poród odbywał się przez cesarskie cięcie (!!!). Mimo że żona przeczytała przed i w trakcie ciąży milion książek dotyczących ciąży , to niestety najwyraźniej świadomie pomijała rozdziały mówiące o tym co w tym czasie robić z mężem. I zanim wyleją się tu na mnie pomyje że czego ja oczekiwałem, chciałbym wyjaśnić że nie oczekiwałem seksu (oralny,masturbacji,itd) codziennie. Mało tego, koleżanki opowiadały żonie jak to chodzą napalone w czasie ciąży i wkurzone że nie mogą sobie pozwolić na stosunek więc uprawiają z mężami seks oralny czy po prostu masturbację, na żonie nie robiło to niestety żadnego wrażenia.
Mniej więcej rok temu żona miała jakąś drobną infekcję w okolicach pochwy (zaczerwienienia, pieczenie).
Po około 3 miesiącach braku seksu (bo przecież infekcja), pewnego dnia napisała mi SMSa jak byłem w pracy czy może sobie zamówić coś tam w sklepie za X zł. Odpisałem jej wtedy w formie żartu, że od kilku miesięcy odkładam dla niej 50zł po każdym seksie więc może całe te pieniądze teraz wydać, tj. równe 0 zł. W odpowiedzi przeczytałem że w takim razie dzisiaj seks.
Zapytałem co się stało że tak nagle infekcja przeszła, żona się obraziła i doszło to kłótni. Kłótnia to może nieprawidłowe określenie, bo generalnie "wyrzygałem" na nią całą swoją frustrację, tj. brak seksu, 2 letnią przerwę w trakcie ciąży, itd. Warto tutaj dodać że nawet jeżeli dochodziło już do seksu, to zawsze ta sama rutyna, która jak wiemy zabija każdy związek: po ciemku (bo jeszcze ktoś będzie podglądał), przed samym snem (bo jeszcze instagram, telefon do mamy, itp). Żadnych eksperymentów, żadnych gadżetów, żadnej seksownej bielizny bo to przecież okropne.
Wracając do kłótni, żona przeprosiła mnie za to wszystko i przyznała mi rację że wygląda to fatalnie z jej strony, chwilę potem okazało się że w ciągu godziny była nagle w stanie załatwić sąsiadkę do której wyśle dzieci na godzinkę żebyśmy mogli "poszaleć".
Na pytanie czy nasz seks był udany, czy żona ma orgazmy, muszę tutaj wyjaśnić nieco sytuację.
Otóż żona ma ogólnie spory problem z orgazmem pochwowym, do tego mam małego penisa.
Z tego powodu przerzuciliśmy się zupełnie na seks oralny, gdzie minetą zawsze doprowadzam ją do orgazmu.
Ze stosunku zrezygnowaliśmy także ze względu na bezpieczeństwo (strach przed ciążą).
Przez jakiś czas było OK, oboje doprowadzaliśmy się do orgazmów oralnie, nie było stresu czy będzie okres.
Wydaje mi się że żona była w idealnej sytuacji:
Ja, mając z tyłu głowy kompleks małego penisa, robiłem wszystko aby to żonie wynagrodzić, nawet jeżeli to miała być 20 minutowa mineta, zawsze kończyła się wielkim orgazmem. Mnie samego zresztą robienie minety niesamowicie podnieca i bardzo to lubię. Żona z kolei spędzała na "lodziku" jakieś maks.5 minut (byłem już mega podniecony samą minetką więc się specjalnie nie musiała "gimnastykować") .
Niestety ta "sielanka" trwała raptem kilka tygodni i znowu wszystko wróciło do "normy".
Seks co 1-2 tygodnie, najczęściej dopiero po moich delikatnych aluzjach albo jak już żona widziała że coś jest nie tak bo chodzę zdenerwowany/obrażony.
Nowe pozycje (np. 69): nie, bo nie może się skupić na swoim orgazmie
Seksowna bielizna: nie, bo to jest okropne
Jakiś spontan, w trakcie dnia albo pod prysznicem: nie, bo dzieci mogą wejść
Zabawa z wibratorem (ponownie wynagrodzenie małego penisa): nie, bo to okropne
Seks na wakacjach: nigdy na to nie wpadła
Jak próbowałem sobie tłumaczyć jej zachowanie:
1. Zmęczenie
Wychowywanie dwójki dzieci jest męczące, zgadzam się, ale czy to oznacza że żadna matka nie uprawia w ogóle seksu? Przecież gdybym się nie upominał to pewnie seksu nie uprawilibyśmy w ogóle
2. Niskie libido
Nie zgadza się na badania, nie chce słyszeć o leczeniu
3. Kompleksy
Zawsze jej mówię jak mnie kręci, uwielbiam robić jej minetki, często się do niej "dobieram", klepie po tyłku, "macam" (nie w złym znaczeniu tego słowa), generalnie daję jej cały czas znać że dla mnie jest atrakcyjna.
4. Brak przyjemności
Odpada, zresztą mój męski rozum nie jest w stanie pojąć jak można nie chcieć orgazmu?
Jak np. mając świadomość że wieczorem mamy uprawiać seks, można wcześniej zmywać, rozmawiać z matką, przeglądać telefon a dopiero na sam koniec zostawić seks? Przecież jak ja wiem że dzisiaj mamy uprawiać seks wieczorem to o niczym innym nie jestem w stanie cały dzień myśleć! Jak świadomie można z tego rezygnować? Skoro nie kosztuje to w ogóle wysiłku, to ja odwalam całą ciężką robotę bo sam dochodzę potem w 2-3 minuty
4. Nie jestem atrakcyjny dla niej
To jedyny argument, którego nie jestem w stanie obalić czy zweryfikować. Jestem raczej wysportowany. Kobiety mnie kokietują i raczej zawsze jestem w centrum towarzystwa. Żona nigdy się do mnie nie dobiera co tym bardziej mnie dobija, zwlaszcza że koledzy opowiadają jak to leżą na kanapie a żona przychodzi i wkłada im rękę do majtek. Oczywiście pozostaje syndrom "małego" ale przypominam ze uprawiamy seks oralny i żona ma zawsze orgazmy.
Pomóżcie mi proszę to zrozumieć bo oszaleję.
Jeżeli większość kobiet tutaj stwierdzi że to faktycznie nie jest normalne, że żona mnie po prostu "olewa" bo ma inne priorytety, jak klikanie serduszek na instagramie czy projektowanie naszego ogrodu, to chciałbym jej pokazać ten topic. Żeby zrozumiała że to nie są jakieś moje wymysły, że to nie jest normalne zachowanie i że w wieku 37 lat kobiety uprawiają seks częściej niż raz w miesiącu i to nie tylko dlatego że tak wypada.
Ja nie mogę jej niestety wybaczyć tych 2 lat abstynencji ciążowej, jest to dla mnie straszny cios bo była to ewidentnie wymówka aby nie musiała nic ze mną robić. W obecnej sytuacji rozumiem tez już jak dochodzi do zdrad w zwiazkach. Jestem niemal przekonany że gdybym znalazł kobietę, nawet mało atrakcyjną, która ma ochotę na seks, której seks sprawia radość, która czasami zdecyduje się na jakiś spontan, dołączy pod prysznicem, przyjdzie w spódniczce bez majtek, czy wyśle "sprośnego MMS'a", to byłbym dużo szczęśliwszy niż teraz. Nie wiem czy to brzmi samolubnie czy nie, ale ja wychodzę z założenia że życie jest tylko jedno i nie chciałbym na starość dojść do wniosku że trzeba było się rozejść te 20 lat temu to może byłbym szczęśliwszy.
Przepraszam za długiego posta ale męczy mnie ten problem już od dłuższego czasu. Kocham swoją żonę, jest dla mnie atrakcyjna, bardzo mnie kręci, mamy cudowne dzieci, ale seks jest dla mnie bardzo ważny i bez niego jest mi strasznie ciężko.