A najzabawniejsze jest to, że gdyby nie te jazdy, to te kobiety interesowałyby Was jak gorsze wczoraj...
Beckett.
Dobrze, że emocje trochę opadły- brakiem ( niby) chemii się nie przejmuj- jak zostaje trochę żaru- ognisko zawsze można rozdmuchać- nawet na lepszym poziomie.
Ważniejsze jest budowanie podstaw do związku- by było to na czym oprzeć.
Czujecie się odrobinę niepewnie- bo rozbuchane emocje są wyrażniejsze- dają wrażenie większego zaangażowania i kontroli nad sobą nawzajem.
Ale to paliwo które nie może być podstawą. Spokojnie- nie trzeba sprawdzać, czy tam ciągle jest.
Teraz najważniejsze jest budowanie zaufania- ciepła..Nowy grunt-- na nim można zapalać bezpieczniejsze i piękniej płonące ogniska.
Nie każdej parze to się udaje..nie każdej.
263 2019-04-14 01:32:10 Ostatnio edytowany przez nudny.trudny (2019-04-14 01:46:25)
hmm john.doe80
Pierwszy raz w życiu stoję przed jaką wizją powrotu (mniej lub bardziej realnej) nie mam pomysłu jak przejść od tych gierek do znów związku...
tzn. że bierzesz pod uwagę powrót? moim zdaniem dobre nastawienie, żebyś teraz pozwolił sobie zobaczyć jakie jest jej zachowanie i w jaki sposób stara się o powrót. Muszę w wolnym czasie przeczytać wszystkie Twoje tematy, bo pamięć mi trochę szwankuje i nadal nie pamiętam jaki był powód tego rozstania. Chyba było m.in. coś o tym, że przerastało ją życie rodzinne. Jeśli zależy jej na Tobie, może tym razem postara się żebyś czuł się lepiej w tym związku.
264 2019-04-14 12:49:17 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-14 13:17:47)
Teraz Cię zaskoczę. Dziś było miło, spędziliśmy 6 godzin, skończyło się zaproszeniem do niej na herbatę. Wyszedłem o 21.00. Miło, ale zachowywaliśmy się jak znajomi. Może było kilka drobnych tekstów, sugestii, nawiązań do naszego związku - z jej strony.
Zaskoczeniem dla mnie jest to, że nie miałem ochoty na nią się rzucić, tak jak jeszcze miesiąc temu. Gdy była blisko, to nie buzowała we mnie chemia. Jasne, nadal mi się podoba, ale...nie czułem tego samego. Mam wrażenie że przez to wszystko oddaliłem się od niej. Jasne, kocham ją (chyba) nadal. Ale to już nie to samo. Fajnie by było to odbudować, ale czuję lekki żal że już nie mam w sobie takiego żaru, że to popsuliśmy.
Byłem dziś tym zaskoczony.
No i w tym "przyjacielskim" tonie jest sęk, nie mam doświadczenia jak przejść(mentalnie) przez przyjacielski ton po związku, do nowego związku (moja głowa tego nie jest wstanie objąć). Z tego co mówił anderstud to jednak u niego jest bardziej "romantyczna" relacja w związku, niż spotkanie "znajomych". Sam po sobie zauważyłem, że czuję dystans w sobie. Jak pamiętam ostatnim razem jak przyjechała do mnie, miałem taki miks uczuć, że szok... potem ją odchorowywałem. Z drugiej strony to co piszesz to też koniec pewnej ery, jak w moim przypadku coś takiego się działo jak piszesz to był koniec związku...
Napisała teraz coś do mnie na messengerze...szczerze to nie chce mi się teraz zaczynać rozmowy.
Nie do końca rozumiem siebie. Może za dużo odrzuceń, może cały ten burdel spowodował że się odkochuję. A może po prostu trzeba z czasem znowu się zbliżyć do siebie.
Przecież sam chciałem tej "równowagi uczuć", żeby mi mniej zależało a jej ciut bardziej. Ale wcale dobrze z tym moim mniej się nie czuję.
Pytanie czy coś już w Tobie nie pękło. W moich poprzednich relacjach działo się tak jak napisałeś i oznaczało to koniec, wypalenie. Teraz w moim przypadku jest jeszcze dużo emocji, tak jakbym w tej znajomości jeszcze widział niewyeksploatowane pokłady.
Dobrze, że emocje trochę opadły- brakiem ( niby) chemii się nie przejmuj- jak zostaje trochę żaru- ognisko zawsze można rozdmuchać- nawet na lepszym poziomie.
Ważniejsze jest budowanie podstaw do związku- by było to na czym oprzeć.
Czujecie się odrobinę niepewnie- bo rozbuchane emocje są wyrażniejsze- dają wrażenie większego zaangażowania i kontroli nad sobą nawzajem.
Ale to paliwo które nie może być podstawą. Spokojnie- nie trzeba sprawdzać, czy tam ciągle jest.
Teraz najważniejsze jest budowanie zaufania- ciepła..Nowy grunt-- na nim można zapalać bezpieczniejsze i piękniej płonące ogniska.
Nie każdej parze to się udaje..nie każdej.
Z moich poprzednich związków wychodzi, że jest pewien punk po którym nic już nie jest takie samo. Pytanie który to jest moment.
tzn. że bierzesz pod uwagę powrót?
Bardziej doprowadzenie do szczęśliwego końca z closure, nie zależnie czy szczęśliwie zakończymy znajomość, czy będziemy razem. Męczy mnie ta szarość, chcę czarno białej odpowiedzi.
Po ostatnim odezwaniu się teraz drugi dzień cisza... więc może się okazać, że odezwie się dopiero za miesiąc przed zawodami... to co Ona robi może być tylko jej formą "zabawy" w kotka i myszkę ze mną. Jeśli tak się stanie postanowiłem sobie wywalić i zablokować ją w każdym możliwym miejscu i jednostronnie wykonać closure.
W moim związku problem był chłód, brak uśmiechu.
john.doe80 rozumiem, ale może szarość potraktować jako odpowiedź na "nie"?:)
266 2019-04-14 14:31:23 Ostatnio edytowany przez Roxann (2019-04-14 14:33:41)
Zaskoczeniem dla mnie jest to, że nie miałem ochoty na nią się rzucić, tak jak jeszcze miesiąc temu. Gdy była blisko, to nie buzowała we mnie chemia. Jasne, nadal mi się podoba, ale...nie czułem tego samego. Mam wrażenie że przez to wszystko oddaliłem się od niej. Jasne, kocham ją (chyba) nadal. Ale to już nie to samo. Fajnie by było to odbudować, ale czuję lekki żal że już nie mam w sobie takiego żaru, że to popsuliśmy.
Byłem dziś tym zaskoczony.Napisała teraz coś do mnie na messengerze...szczerze to nie chce mi się teraz zaczynać rozmowy.
Aż zacytuję wybrane słowa Anderstuda:
jak się podpalisz na maksa tym zejściem i rozpędzisz wizją powrotu do tej jednej jedynej swojej wymarzonej bla bla bla
możesz nagle pier*olnąć z całym impetem w mur obojętności
(...)
Chodzi przeważnie o to, że kiedy głód tęsknoty po rozstaniu został już zaspokojony, a poczucie własnej wartości wróciło
po zejściu na właściwy poziom
(...)
prędzej czy później nadchodzi moment powrotu z chmur
do codziennego życia na ziemi
Póki walczyłeś choćby o uwagę to ten haj emocje wciąż buzowały, a to nie pozwalało realnie spojrzeć na Was, na sytuację w jakiej znaleźliście się. Kiedy zapanował spokój, pył opadł, okazało się, że tam już nie ma nic albo prawie nic z tego co na początku razem zdołaliście zbudować.
Najgorsza jest obojętność. Niestety by ta nastała muszą zaistnieć silne bodźce negatywne, na tyle silne by zniwelować pozytywne. Być może u Was tego "złego" było już zbyt wiele...
Niestety muszę się pod tym podpisać. Jest dokładnie tak jak Roxann opisuje.
Im dłużej sytuacja jest niepewna, tym mocniej się nakręca spirala emocji towarzyszących tym rozgrywkom.
W momencie ustalenia, że jednak się schodzimy następuje gwałtowne uwolnienie całej nagromadzonej energii,
której zwykle wystarcza na około dwa tygodnie, po których to już wyraźnie widać jak siła rozpędu jest powoli wytracana
i ten proces również trwa około dwóch tygodni, po których to już wyraźnie widać jak druga strona szuka tylnego wyjścia.
Przy czym nadmienię tutaj jak już jestem, że przez pierwsze dwa i drugie dwa tygodnie z pozoru wszystko gra i jest miło,
nikt się nie kłóci, spijamy sobie z dzióbków, seks jest lepszy niż kiedykolwiek, wszędzie i o każdej porze, ale...
ale gdzieś tam podskórnie zaczynasz wyczuwać, gdzieś tam między wierszami zaczynasz wyłapywać,
gdzieś tam przyglądając się baczniej zaczynasz dostrzegać, gdzieś tam w chwilach odosobnienia zaczynasz odczuwać...
że to już nie jest to, że coś uleciało, że coś się skończyło, że to już jest w zasadzie mechaniczne odgrywanie swoich kwestii
nerwowo zerkając na licznik czasu, który nieubłaganie mija i z każdą kolejną minutą rośnie to wewnętrzne nieznośne napięcie, które wiesz,
że nie wróży niczego dobrego, wiesz że lont został podpalony, nie wiesz tylko tego jak jest długi i kiedy bomba pie*dolnie...
I nie ma, że usiądziemy porozmawiamy. Nie ma, że sobie wyjaśnimy i poszukamy rozwiązania. Nie ma rozwiązania. Żadnego.
Cel został osiągnięty i nie ma już żadnej motywacji do dalszych rozmów, wyjaśnień czy tym bardziej szukania rozwiązań.
Bardzo często takie rozwiązanie nawet nie istnieje, bo powody kolejnego rozstania są już tak tragicznie denne i zwyczajnie głupie,
że dyskutowanie o tym obraża inteligencję mężczyzny, który czuje się jak jakiś idiota tłumacząc dorosłej kobiecie rzeczy tak oczywiste
jak na przykład to, że nie po to się zgodziłem na powrót, żeby teraz siedzieć całymi tygodniami sam w swoim mieszkaniu jak jakiś imbecyl,
a ją widywać tylko w piątki wieczorem, żeby się bzyknąć, obejrzeć film i iść spać, a o 9 rano ona wychodzi do pracy albo leci do koleżanek.
No i teraz jest afera, że ja nic dla niej nie robię, bo po miesiącu czasu latania na każdy gwizdek w końcu powiedziałem dość
i to naprawdę była taka pierdoła, że aż wstyd pisać o co może się obrazić 40 letnia laska i rozpętać istne piekło tylko po to,
żeby zakończyć relację z hukiem, wyrzygując jakieś sprawy sprzed roku czy dwóch lat, które zostały dawno wyjaśnione
i wywlekanie ich dzisiaj, po tym jak sama do mnie przyszła po zerwaniu, żeby się ze mną pogodzić... no jest ku*wa niepoważne.
268 2019-04-14 21:33:44 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-14 21:36:30)
john.doe80 rozumiem, ale może szarość potraktować jako odpowiedź na "nie"?:)
I w tym nie jest, zachęcenie do spotkań z jej zwierzyńcem, albo kibicowanie w zawodach. Pytanie o wszystko w życiu poza tym czy z kimś się widuję... ( ja o nic nie pytam). Tak się zastanawiam, że jak zadzwoni za miesiąc przed zawodami to odpowiem jej, że ja nie mam nic przeciwko jej kibicowaniu, ale moja nowa dziewczyna nie życzy sobie mojej byłej... więc możesz sobie być na trybunach, ale nie leć do mnie...
anderstud a ile trwa takie schodzenie się ? Rozumiem, że mieszkacie oddzielnie ?
anderstud a ile trwa takie schodzenie się ? Rozumiem, że mieszkacie oddzielnie ?
Tak, mieszkamy teraz oddzielnie. Mieszkaliśmy kilka miesięcy razem, ale mnie pogoniła pod jakimś debilnym pretekstem,
a na moje pytanie czy dobrze się czuje, żeby z takiego powodu kończyć dwuletni związek odpowiedziała "bo dużo się wydarzyło".
Przy czym to dużo, to było to samo co u ciebie, no dosłownie identyczna sytuacja, że przychodzisz z roboty i pierwsze co widzisz,
to skrzywiona gęba jaśnie pani, wychodzisz do roboty to samo, jesteś w domu wcześniej i ona przychodzi też to samo.
Bez przerwy nadęta i nabzdyczona o nie wiadomo co, a tylko się odwróć do niej dupą i olej, to za trzydzieści sekund masz armagedon.
Zresztą sam wiesz jak jest, to co ci będę mówił. Po tym jak mnie przepędziła powiedziałem jej, sobie i wszystkim wokół, że nigdy więcej
i to naprawdę był koniec z mojej strony. Definitywny. Dwa miesiące nie odezwałem się ani słowem, nie odbierałem od niej telefonów,
nie reagowałem na esemesy, a całą moją uwagę skupiłem już na szukaniu następnej, tym razem zrównoważonej psychicznie.
To i tak cholera wymyśliła sposób, żeby mnie do siebie zwabić, no i najpierw wiadomo euforia i szał, a po miesiącu jestem gdzie jestem.
Czyli w dupie.
I to jest u nas taki cykl od nie pamiętam kiedy. Miesiąc jest dobrze, kłótnia o byle gówno, zrywanie i miesiąc milczenia.
Potem ona zaczyna świrować pawiana, ja ulegam i kolejny miesiąc jest dobrze. Do czasu kłótni, zerwania i tak do usrania.
Ostatnim razem trwało to dłużej niż zwykle, bo się zaparłem. W międzyczasie pojawił się jakiś typ z którym się spotkała.
Podejrzewam że tym razem wszystko się potoczy znacznie szybciej i albo już kogoś ma, albo za chwilę ten ktoś się zjawi.
Już po tym ostatnim naszym pogodzeniu wiedziałem, że zostały przekroczone granice, których przekraczać w związku nie wolno.
Za długa była przerwa, za szybko poszła szukać szczęścia z innym. To wiele zmienia w psychice nie tylko jej, ale i mojej.
Nie sądzę, żebyśmy kiedykolwiek się jeszcze spotkali, bo to już nie ma najmniejszego sensu. I chociaż czułem, że tak to się skończy,
to paradoksalnie teraz czuję się o wiele gorzej niż wtedy jak mnie wywalała z mieszkania. Dlatego już mi was obu szkoda
anderstud a w szczegółach to było jak? Spotykaliście się po półtora miesiąca Ona rzuca Ci się z uśmiechem na szyję, lądujecie w łóżku i od dnia następnego się wprowadzasz i zaczynasz miesiąc ?.
W moim przypadku raczej nic z tego nie będzie, moja Ex ma jakiś dziwny fetysz odnawiania kontaktu po czym cisza... podejrzewam, że teraz znów odezwie się przed zawodami czyli za miesiąc... na co już nie mam ochoty odpowiadać. Chyba cały jej zapał do odnawiania kontaktu wyczerpał się na to "ryzyko odezwania się do mnie".
Beckett.
Dobrze, że emocje trochę opadły- brakiem ( niby) chemii się nie przejmuj- jak zostaje trochę żaru- ognisko zawsze można rozdmuchać- nawet na lepszym poziomie.
Ważniejsze jest budowanie podstaw do związku- by było to na czym oprzeć.
Czujecie się odrobinę niepewnie- bo rozbuchane emocje są wyrażniejsze- dają wrażenie większego zaangażowania i kontroli nad sobą nawzajem.
Ale to paliwo które nie może być podstawą. Spokojnie- nie trzeba sprawdzać, czy tam ciągle jest.
Teraz najważniejsze jest budowanie zaufania- ciepła..Nowy grunt-- na nim można zapalać bezpieczniejsze i piękniej płonące ogniska.
Nie każdej parze to się udaje..nie każdej.
Zgadzam się. Ten dystans ma swoje zalety, oczywiście. Jestem spokojniejszy, niczego nie oczekuję, dzięki czemu nie przeżywam rozczarowań. Nie wiem do końca co czuję, ale nasza relacja zaczyna wracać na odpowiednie tory - jest ciepło, wzajemne zainteresowanie sprawami, równowaga w inicjowaniu kontaktu (wczoraj np. chciała mnie zabrać na zakupy, niestety wyskoczyłem już za miasto ze znajomymi).
Mogę też przyjrzeć się tej relacji w miarę spokojnie. Włączyć trochę racjonalnego myślenia. Obserwować też siebie i zrozumieć co czuję.
No i w tym "przyjacielskim" tonie jest sęk, nie mam doświadczenia jak przejść(mentalnie) przez przyjacielski ton po związku, do nowego związku (moja głowa tego nie jest wstanie objąć). Z tego co mówił anderstud to jednak u niego jest bardziej "romantyczna" relacja w związku, niż spotkanie "znajomych". Sam po sobie zauważyłem, że czuję dystans w sobie. Jak pamiętam ostatnim razem jak przyjechała do mnie, miałem taki miks uczuć, że szok... potem ją odchorowywałem. Z drugiej strony to co piszesz to też koniec pewnej ery, jak w moim przypadku coś takiego się działo jak piszesz to był koniec związku...
Jak? Normalnie. A jak było na początku każdego Twojego związku? Wiesz, u mnie też nie jest to typowe spotkanie znajomych, tak jak spotykam się z innymi koleżankami. Jest dystans, ale w powietrzu wisi pewne emocjonalne napięcie. Wiesz jak to jest...czasem spotka się na dłużej wzrok, gdzieś jest przypadkowy dotyk, dystans ciał jest niewielki przy wielu okazjach, buziak na pożegnanie, choć w policzek, jest jednak inny, cieplejszy, bliższy. Padają drobne sugestie, nawiązania do związku, delikatny flirt.
Gdy obie strony chcą, to przejście z tego etapu do pełnej intymności nie stanowi problemu i zadzieje się niejako samo. No przecież wiesz...
Pytanie czy coś już w Tobie nie pękło.
Może. Ale dziś czuję że dałbym się przekonać ponownie Jestem otwarty na nią.
Póki walczyłeś choćby o uwagę to ten haj emocje wciąż buzowały, a to nie pozwalało realnie spojrzeć na Was, na sytuację w jakiej znaleźliście się. Kiedy zapanował spokój, pył opadł, okazało się, że tam już nie ma nic albo prawie nic z tego co na początku razem zdołaliście zbudować.
Najgorsza jest obojętność. Niestety by ta nastała muszą zaistnieć silne bodźce negatywne, na tyle silne by zniwelować pozytywne. Być może u Was tego "złego" było już zbyt wiele...
Obojętności u nas na pewno nie ma.
Niestety muszę się pod tym podpisać. Jest dokładnie tak jak Roxann opisuje.
Im dłużej sytuacja jest niepewna, tym mocniej się nakręca spirala emocji towarzyszących tym rozgrywkom.
W momencie ustalenia, że jednak się schodzimy następuje gwałtowne uwolnienie całej nagromadzonej energii,
której zwykle wystarcza na około dwa tygodnie, po których to już wyraźnie widać jak siła rozpędu jest powoli wytracana
i ten proces również trwa około dwóch tygodni, po których to już wyraźnie widać jak druga strona szuka tylnego wyjścia.Przy czym nadmienię tutaj jak już jestem, że przez pierwsze dwa i drugie dwa tygodnie z pozoru wszystko gra i jest miło,
nikt się nie kłóci, spijamy sobie z dzióbków, seks jest lepszy niż kiedykolwiek, wszędzie i o każdej porze, ale...
ale gdzieś tam podskórnie zaczynasz wyczuwać, gdzieś tam między wierszami zaczynasz wyłapywać,
gdzieś tam przyglądając się baczniej zaczynasz dostrzegać, gdzieś tam w chwilach odosobnienia zaczynasz odczuwać...
że to już nie jest to, że coś uleciało, że coś się skończyło, że to już jest w zasadzie mechaniczne odgrywanie swoich kwestii
nerwowo zerkając na licznik czasu, który nieubłaganie mija i z każdą kolejną minutą rośnie to wewnętrzne nieznośne napięcie, które wiesz,
że nie wróży niczego dobrego, wiesz że lont został podpalony, nie wiesz tylko tego jak jest długi i kiedy bomba pie*dolnie...
Tak, to bardzo duże niebezpieczeństwo i realny scenariusz. Ale w życiu bywają też inne. Dlatego chcę podejść do tego na spokojnie, przyjrzeć się temu, nigdzie się nie spieszyć. Nie chcę ryzykować. Oczywiście może być też tak, że dłuższe wyczekanie da więcej paliwa - nie na dwa tygodnie, tylko na dwa miesiące. A co ma pier..lnąć i tak pier...lnie.
Trzeba będzie z nią usiąść i porozmawiać, jeśli sprawy zajdą do punktu w którym powrót stanie się możliwy. Ale jeszcze nie czas na to.
Nadal nie wiem czego Ona chce. Ona sama nie wie. Oboje chyba dajemy się ponieść fali, czekając aż sytuacja się wyklaruje.
272 2019-04-15 10:09:59 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-15 10:15:25)
beckett jak się czyta co piszesz, to mnie osobiście uśmiech radości ciśnie się na usta i w zdrowy sposób zazdroszczę. Z nas trzech chyba jedyny masz szansę. Uważaj na siebie bo istnieje też opcja, że dziewczyna jest inteligentniejsza, patrząc na wiek i zawód.
273 2019-04-15 10:24:57 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-04-15 10:25:36)
beckett Uważaj na siebie bo istnieje też opcja, że dziewczyna jest inteligentniejsza, patrząc na wiek i zawód.
haha John... To chyba wiemy czego się w kobietach boisz.
Traktujesz je trochę jak przeciwnika , którego strategię trzeba rozgryżć by wygrać ? To nie taka gra.
Dlatego młodsza dużo, by nie wystawała?
O, tu się nie można kierować wiekiem.:)
john.doe80 napisał/a:beckett Uważaj na siebie bo istnieje też opcja, że dziewczyna jest inteligentniejsza, patrząc na wiek i zawód.
haha John... To chyba wiemy czego się w kobietach boisz.
Traktujesz je trochę jak przeciwnika , którego strategię trzeba rozgryżć by wygrać ? To nie taka gra.
Dlatego młodsza dużo, by nie wystawała?
O, tu się nie można kierować wiekiem.:)
Rozgryzłaś mnie . Z mojego doświadczenia zwykle gra się w to co się wygrywa, tylko w takich przepychankach jest bardzie jak z zakładaniem się ... to znaczy jeden oszukuje, a drugi jest naiwny.
beckett jak się czyta co piszesz, to mnie osobiście uśmiech radości ciśnie się na usta i w zdrowy sposób zazdroszczę. Z nas trzech chyba jedyny masz szansę. Uważaj na siebie bo istnieje też opcja, że dziewczyna jest inteligentniejsza, patrząc na wiek i zawód.
Dziękuję. Ale wiesz, to wszystko jest podszyte lękiem. Bo OK, niewiele oczekuję, ale trudno też spodziewać się że w razie dalszego pozytywnego rozwoju sytuacji (u mnie i u niej) nie będę miał coraz większych nadziei. I jak to się rozsypie, to będzie abarot problem na nowo. Nie jestem otwarty zupełnie na nowe relacje, mam jakieś możliwości, ale nic, kompletnie nic mnie nie interesuje. Potrzebna jest rekonwalescencja i brak kontaktu żeby coś nowego się zadziało.
Patrząc na to z tej perspektywy to może Wy dwa macie większe szanse. Na szybsze wyjście z obecnej sytuacji, uleczenie siebie i poznanie kogoś nowego.
Spójrz na to z tej strony.
Dziękuję. Ale wiesz, to wszystko jest podszyte lękiem. Bo OK, niewiele oczekuję, ale trudno też spodziewać się że w razie dalszego pozytywnego rozwoju sytuacji (u mnie i u niej) nie będę miał coraz większych nadziei. I jak to się rozsypie, to będzie abarot problem na nowo. Nie jestem otwarty zupełnie na nowe relacje, mam jakieś możliwości, ale nic, kompletnie nic mnie nie interesuje. Potrzebna jest rekonwalescencja i brak kontaktu żeby coś nowego się zadziało.
Patrząc na to z tej perspektywy to może Wy dwa macie większe szanse. Na szybsze wyjście z obecnej sytuacji, uleczenie siebie i poznanie kogoś nowego.
Spójrz na to z tej strony.
Dziś gadałem z kumplem który porównał związek trochę do retro gry, w której przeszliśmy wszystkie poziomy i doszliśmy do ostatniego etapu walki z "bossem" i na końcu przegrywamy bo producent gry przesadził z poziomem trudności. Pytanie czy przechodzenie gry od nowa ma sens, czy mamy co liczyć na coś innego na końcu? Może to retro porównanie ma jakiś sens... w końcu każdy z nas chce zrealizować swoją wizję gdzie ratujemy księżniczkę, dostajemy pół królestwa i żyjemy długo i szczęśliwe...
277 2019-04-15 18:00:18 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-04-15 18:31:06)
Czy ja wiem? Dla mnie jak związek jest walką, to nie ma to sensu. Pisałem wielokrotnie tutaj, że boję się tej gry na wzajemnie przyciąganie i oddalanie się z moją partnerką. Teraz dopiero jest pewna równowaga, idziemy chyba podobnym tempem, ale to na razie kruche jest.
Porównując do gry, mógłbym napisać inaczej. Popełniłeś błąd, straciłeś życie. Wczytujesz save'a i próbujesz, wiedząc co zrobiłeś źle, przejść trudność od nowa, inaczej. I idziesz dalej.
Ważne żeby często robić save'y
-----
dorzucę jeszcze cytat z Schopenhauer'a
"Ludzie są jak jeżozwierze podczas zimnej nocy: muszą się do siebie zbliżyć, żeby się ogrzać, potem jednak zaczynają się nawzajem kłuć i odsuwają od siebie, żeby się nie poranić. Później zaczynają marznąć, więc znów się do siebie zbliżają i tak ten cykl trwa... "
278 2019-04-15 20:06:09 Ostatnio edytowany przez anderstud (2019-04-15 20:52:27)
anderstud a w szczegółach to było jak? Spotykaliście się po półtora miesiąca Ona rzuca Ci się z uśmiechem na szyję, lądujecie w łóżku i od dnia następnego się wprowadzasz i zaczynasz miesiąc ?.
Nie. W szczegółach było tak, że dostałem jeden dzień na znalezienie sobie lokum, spakowanie swoich rzeczy i wyniesienie się od niej.
Musiałem w biegu załatwić sobie wolne w robocie, ogarnąć jakiś kwadrat, spakować manele i wszystko przewieźć zanim wróci z pracy.
Wrzucając mój komplet kluczy do jej skrzynki na listy poprzysiągłem sobie jedno - nigdy więcej tu nie wrócę, a jej nie chcę nawet widzieć.
Przez miesiąc czasu była całkowita cisza z obu stron. Po tym miesiącu ona zaczęła do mnie wypisywać jakieś pierdy, że tęskni,
na co nie reagowałem, więc zaczęła też wydzwaniać do mnie, co również ignorowałem, bo nie miałem jej kompletnie nic do powiedzenia.
Już wchodziłem w fazę ogólnego wyjebania na laskę i naprawdę już mi wisiało czego ona może ode mnie chcieć. Dla mnie było The End.
No i tak to trwało przez drugi miesiąc, aż w końcu któregoś dnia napisał do mnie na fejsbuku jej były facet (ojciec dwójki jej dzieci)
który wiem skądinąd, że mnie szczerze nienawidzi, więc jakoś nie paliło mi się specjalnie do czytania jego wypocin, bo to był piątek,
a że on w piątki jest zwykle nawalony jak szpadel, to byłem pewien, że pewnie jak zwykle się schlał i go wzięło na wylewanie gorzkich żali.
Nie zaglądałem do telefonu już przez resztę wieczoru i dopiero kładąc się spać już dla świętego spokoju odczytałem tą jego wiadomość
w której najpierw mi kadzi ile to dobrego on na mój temat słyszał od ... (wiadomo kogo) a dalej, że mam do niej jechać, bo ona świruje,
jakąś operację będzie miała, bardzo się boi, no i ona prosi jego, żeby on się skontaktował ze mną i spróbował mnie przekonać bla bla bla
Dochodziła już północ, kiedy prosto z łóżka wskoczyłem w samochód i do niej pojechałem, bo zakuty łeb białego rycerza i te sprawy, wiadomo.
Wchodzę do mieszkania, a ona siedzi w łóżku. No to pytam co się dzieje, ale jestem ciągle ubrany i w przedpokoju próbuję trzymać fason
chociaż czuję jak mnie zalewają fale gorąca i zimna na przemian, kolana zaczynają się zginać w drugą stronę i zaraz pewnie zemdleję...
Nie rzucała mi się na szyję, ani ja nie rzucałem się na nią. Poprosiła żebym usiadł obok i spytała czy może się do mnie przytulić. Koniec.
Kiedy odzyskałem przytomność było już rano, no a dalej to już wiecie.
Nie wprowadziłem się z powrotem, nie było nawet rozmów na ten temat. Właściwie to cały czas status naszej relacji był niedookreślony.
Spotykaliśmy się jedynie w piątki wieczorem, kiedy ona oddawała dzieci do ich ojca i miała wolne do 18 w sobotę. To był czas dla nas.
Potem się rozstawaliśmy i każde z nas żyło własnym życiem. Kontakt jakiś tam był przez esemesy czy mesendżera, ale nic konkretnego.
W tak zwanym międzyczasie byłem proszony niemal codziennie o jakieś drobne przysługi typu pojedź, przywieź, zawieź, załatw, zrób...
bo ona teraz kończy dom budować i jest cała masa rzeczy do zrobienia, którymi dobrze by było, gdybym ja się zajął, bo to męskie sprawy,
ale jakoś w drugą stronę to już coś opornie chciało działać i przez ten miesiąc czasu, nie licząc piątków, byłem zlewany ciepłym moczem.
Niby tam sobie gdzieś byłem, można mnie było w każdej chwili poprosić, żebym gdzieś z nią pojechał coś tam załatwił, ale na tym koniec.
Kiedy ja ją prosiłem o cokolwiek, a z reguły chodziło o poświęcenie odrobiny czasu na przykład w niedzielę, żeby zabrać gdzieś dzieciaki
i spędzić fajnie dzień, to zapomnij nie ma mowy, bo ona akurat w niedzielę musi ... i tutaj cała litania rzeczy, które ona musi robić w niedzielę.
Niechcący wyciągnąłem od jej córki informacje, że to wcale nie o to chodzi, że ona nie może, tylko po prostu zwyczajnie nie chce,
no i wtedy już wszystko mi się pod deklem poukładało i przy pierwszej okazji, gdy znów zadzwoniła, że mam jej coś tam zanieść czy przewieźć,
powiedziałem krótko - niech sobie noszą twoi fachowcy w końcu biorą za to kasę, co ja jestem ich tragarz albo kierowca do ch*ja karmazyna?
I tak po miesiącu moja bajka się skończyła, kiedy tylko paniusia wyczuła, że będzie ze mną więcej problemów niż korzyści,
bo się chyba połapałem do czego byłem jej potrzebny, a skoro tak, to teraz trzeba szybko zrobić tak, żeby na mnie zrzucić winę
i z czystym sumieniem zakończyć znajomość z której żadnego pożytku raczej już nie będzie, bo budowa praktycznie skończona,
a jakiś frajer do przewiezienia rzeczy z mieszkania zawsze się znajdzie, więc... sajonara chłopcze, twój czas dobiegł końca
279 2019-04-15 21:19:56 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-15 21:20:31)
anderstud jak czytam coś takiego to odbieram to jak kop w jaja...
Ja jestem za cwana gapa i u mnie byłaby krótka piłka, akcja wyjaśnienie sytuacji. Dlatego między innymi nie czuję klimatu powrotu do Ex, można zacząć od nowa, ale bycie razem to bycie razem... byciem jednym z pukaczy nigdy mi nie pasowało na zbyt długo, szczególnie kogoś co do którego coś jednak czuję.
można zacząć od nowa, ale bycie razem to bycie razem...
Na moje nieśmiałe próby zwrócenia uwagi na fakt, że to ona przyszła do mnie się układać i rozmawiać o ponownym zejściu usłyszałem,
że nic takiego nie mówiła, że nie było żadnych rozmów, a jedynie były sugestie takie... to był jakoś trzeci tydzień po akcji z nocnym jechaniem do niej.
Właściwie wtedy już miałem pewność w czym uczestniczę i dokąd to zmierza, ale ciekawość mnie zżerała co tym razem wymyśli na zakończenie,
dlatego nie naciskałem na żadne "rozmowy" a jedynie czekałem spokojnie na ten dzień, kiedy nie wytrzyma ciśnienia i puszczą jej hamulce.
W ogóle do siebie nie wróciliście. To nie był związek, tylko układ z eks, w którym ona traktowała Cię jako tampon emocjonalny z funkcją obsługiwania budowy domu. U mnie też by była krótka piłka.
Jak zwał tak zwał, mniejsza o to. Fakty są takie, że tak to właśnie wyglądało do czasu, gdy zaczęło mnie samego już to uwierać
i celowo sprowokowałem sytuację potencjalnie konfliktową, żeby doprowadzić do konfrontacji naszych wzajemnych oczekiwań,
co okazało się bardzo dobrym pomysłem na wyduszenie z niej w końcu co na mój temat sądzi i kim dla niej jestem czy tam byłem.
No dobra, powiedzmy sobie szczerze, że może nie tego akurat się spodziewałem co potem usłyszałem, ale w sumie dobrze się stało,
bo przynajmniej otworzyły mi się oczy i poznałem prawdziwe oblicze kobiety z którą wiązałem poważne życiowe plany na przyszłość.
Przy okazji już w gratisie mam dożywotnią nauczkę w temacie powrotów do eks. Choćby skały srały nigdy więcej nawet nie ma takiej opcji.
45 lat wyznawałem zasadę - koniec to koniec - i działało, to musiało mnie jakieś cholerstwo podkusić i 2,5 roku poszło psu w dupę...
Apdejt
Jak może pamiętacie widzieliśmy się w sobotę.
Od tego czasu mamy codzienny kontakt, ale raczej spokojny i dość zdawkowy, choć miły.
Przyjęła wczoraj moją siostrę, poza kolejką, skierowała na badania, wszystko za darmo i z zaangażowaniem - więc zaproponowałem że w piątek zamienimy się samochodami i ogarnę jej auto w podzięce.
No...takie tam pierdoły.
A dziś dzwoni i pyta czy jestem wolny i w okolicy (mieszkamy blisko siebie, bardzo blisko). No nie, jeździłem po mieście, miałem spotkania, zajęty byłem mocno do 19.00. Czy coś się stało? Nie...chciałam...no...coś poczułam i chciałam sprawdzić. Ale to sprawdzę w piątek, miłego dnia!
O co chodzi? Chwilę później dzwoni ta nasza wspólna przyjaciółka i mówi że ją zabiję. Bo przed chwilą powiedziała mojej eks, żeby wcale nie była taka pewna że ja chcę wrócić, że może mi się coś przelało i że może czas zacząć się starać, jak jej zależy.
Akcja gimbaza. Uważam zachowanie mojej eks za trochę infantylne. Czy ja jestem królik doświadczalny żeby mnie testować? Co? Rzuci się na mnie, zacznie całować i zobaczy czy dostanę erekcji? Upewni się że jednak ma władzę i znowu się odsunie?
Mam wrażenie że kieruje się impulsami i emocjami. Wyłącznie. A powrót powinien być spokojny, przemyślany, przedyskutowany. Wolę się do siebie powoli zbliżać. Na nowo, na innych zasadach. Zbudować coś. A nie rzucać się na siebie, bo druga osoba znika z horyzontu. Bez sensu.
A może patrzę przez pryzmat rozgoryczenia i tak właśnie wyglądają zejścia...gra psychologiczna w kotka i myszkę?
wyeliminuj tą przyjaciółkę pośrednika- po co Wam ona- nawet jak ma dobre intencje może namieszać.
Ależ to jest dziecinnie proste
Znudziło jej się przeciąganie tego waszego powrotu, bo miało pójść szybko i gładko, a tu idzie wszystko jak po grudzie,
więc panna się niecierpliwi i postanawia podkręcić tempo, bo ileż można przedłużać i robić wielkie halo z faktu,
że chcecie się przebzykać jak za starych dobrych czasów i spróbować odtworzyć te wszystkie miłe wspomnienia...
Po wszystkim skończy się wasze "staranie" a niedługo potem skończy się cała reszta.
Oby moje słowa w gówno się zamieniły, ale tak ja to widzę niestety. Żadnemu z naszej trójki nie wróżę żyli długo i szczęśliwie
Nie...chciałam...no...coś poczułam i chciałam sprawdzić. Ale to sprawdzę w piątek, miłego dnia!
Łojezu, Ty pisałeś, że ile ona ma lat? 38? Serio? No naprawdę gimbaza...
beckett napisał/a:Nie...chciałam...no...coś poczułam i chciałam sprawdzić. Ale to sprawdzę w piątek, miłego dnia!
Łojezu, Ty pisałeś, że ile ona ma lat? 38? Serio? No naprawdę gimbaza...
Prawda? 38 lat. Pani doktor, dwie specjalizacje, ceniona w zawodzie, bardzo inteligentna i blyskotliwa. I takie coś...Myślę ze to emocje. Kieruje się impulsami..Zadzwoniła do mnie od razu po zakonczeniu rozmowy z przyjaciółką.
Capricornus napisał/a:beckett napisał/a:Nie...chciałam...no...coś poczułam i chciałam sprawdzić. Ale to sprawdzę w piątek, miłego dnia!
Łojezu, Ty pisałeś, że ile ona ma lat? 38? Serio? No naprawdę gimbaza...
Prawda? 38 lat. Pani doktor, dwie specjalizacje, ceniona w zawodzie, bardzo inteligentna i blyskotliwa. I takie coś...Myślę ze to emocje. Kieruje się impulsami..Zadzwoniła do mnie od razu po zakonczeniu rozmowy z przyjaciółką.
ale po co ta przyjaciółka się wtrąca? To jest gimbaza dopiero. Po co Ty z nią rozmawiasz? zamiast powiedzieć: dzięki za pomoc, ale dorośli jesteśmy.
Skąd wiesz, że tamta wam nie miesza?
Och, znam ją dobrze. Jest bardzo oszczędna w słowach. Zna sprawę, ale nie miesza się. Oboje się z nią przyjaznimy, ona nas zeswatała po latach. Teraz...wystarczyło tylko że poddała w wątpliwość pewność mojej eks że jestem chętny na powrót. Nic wielkiego. Nie ma tu mieszania. Jedno czy dwa zdania.
jak dla mnie i 2 słowa w czyiś prywatnych sprawach to za dużo i tak- ale jak chcesz.
Ale co jak chcę? To niezależne ode mnie i to nie to jest clu sprawy.
Już gdzieś wcześniej wspominałem, że ta wasza przyjaciółka jest narzędziem w waszych rękach,
służącym wam do manipulowania sobą nawzajem, a jej (tej przyjaciółce) zapewnia darmową rozrywkę,
jednak pamiętaj, że cała wasza trójka doskonale zdaje sobie sprawę z tego w co tu się gra
i to serio wygląda komicznie, zwłaszcza biorąc pod uwagę wiek całego towarzystwa.
Moim zdaniem niepotrzebnie tak się z tym cackasz i na siłę przeciągasz linę, która żebyś się tylko nie zdziwił
jak w najmniej oczekiwanym momencie pęknie i nie będzie już do czego wracać. Ja tak miałem z drugą żoną.
Tak długo odstawialiśmy cyrki z zejściem się po separacji, aż w końcu napatoczył się jakiś fagas znikąd i zakończył zabawę.
Ona jest do dzisiaj z nim, a ja jestem sam. Tadam
Ale co jak chcę? To niezależne ode mnie i to nie to jest clu sprawy.
Czyżby? Przecież sam napisałeś że Pani doktor napisała do Ciebie zaraz po rozmowie z przyjaciółką.
To, że Was zeswatała nie oznacza, że teraz ma być mediatorką w waszych relacjach. Poza tym zgadzam się z Elą, że nawet kilka słów wystarczy by namieszać, a ona przecież powiedziała, że wcale być może nie chcesz wrócić. Dalej uważasz, że to nie jest wsadzanie nosa w nieswoje sprawy i mieszanie? O naiwny.
I zgadzam się z Anderstudem, że ta gra (z) koleżanką wygląda komicznie.
Teraz tak, Ty się nakręcasz, czekasz aż ex zacznie starać, tymczasem koleżanka za Twoimi plecami robi Ci niedźwiedzią przysługę uświadamiając ją, że w zasadzie to Tobie nie zależy, żeby się się nakręcała. Ona próbuje Cię sprawdzić, Ty jesteś "zajęty" itd. Wciąż jakieś dziecinne gierki czy też "cyrki".
Coś czuję, że ta lina o której pisał Anderstud pęknie szybciej niż by się zdawało.
Wygląda na to, że ta Wasza "przyjaciółka" jest przekonana, że ma do spełnienia jakąś wielką misję dziejową. Wyswatała Was i dość, ja bym jej już podziękowała, bo Tobie gada jedno, a jej może dawać zupełnie inne rady.
Apdejt
Jak może pamiętacie widzieliśmy się w sobotę.
Od tego czasu mamy codzienny kontakt, ale raczej spokojny i dość zdawkowy, choć miły.
Przyjęła wczoraj moją siostrę, poza kolejką, skierowała na badania, wszystko za darmo i z zaangażowaniem - więc zaproponowałem że w piątek zamienimy się samochodami i ogarnę jej auto w podzięce.
No...takie tam pierdoły.A dziś dzwoni i pyta czy jestem wolny i w okolicy (mieszkamy blisko siebie, bardzo blisko). No nie, jeździłem po mieście, miałem spotkania, zajęty byłem mocno do 19.00. Czy coś się stało? Nie...chciałam...no...coś poczułam i chciałam sprawdzić. Ale to sprawdzę w piątek, miłego dnia!
O co chodzi? Chwilę później dzwoni ta nasza wspólna przyjaciółka i mówi że ją zabiję. Bo przed chwilą powiedziała mojej eks, żeby wcale nie była taka pewna że ja chcę wrócić, że może mi się coś przelało i że może czas zacząć się starać, jak jej zależy.
Akcja gimbaza. Uważam zachowanie mojej eks za trochę infantylne. Czy ja jestem królik doświadczalny żeby mnie testować? Co? Rzuci się na mnie, zacznie całować i zobaczy czy dostanę erekcji? Upewni się że jednak ma władzę i znowu się odsunie?
Mam wrażenie że kieruje się impulsami i emocjami. Wyłącznie. A powrót powinien być spokojny, przemyślany, przedyskutowany. Wolę się do siebie powoli zbliżać. Na nowo, na innych zasadach. Zbudować coś. A nie rzucać się na siebie, bo druga osoba znika z horyzontu. Bez sensu.
A może patrzę przez pryzmat rozgoryczenia i tak właśnie wyglądają zejścia...gra psychologiczna w kotka i myszkę?
Ależ oczywiście że to jest gra psychologiczna w przyciągnie i odtracanie ☺
Dlatego jak pisałam bodajże w 1 swojej odpowiedzi możesz tą grę przerwać. Zmieniasz zasady gry,przechodzisz na poziom samoswiadomosci. Twoja przyjaciółka jest oczywiście zaskoczona bo od zawsze grała w tą grę, zaciekawiło ją to co się z tobą dzieje bo zmieniasz swoje zachowanie. Panna niestety nie jest świadoma tego jak tobą manipulowala, z czego wynikają takie zachowania. .. Czas żeby może też popodszkolila swoją inteligencję emocjonalną bo tytuł dr medycyny niestety niewystarcza w budowaniu dobrych relacji partnerskich.
I faktycznie jej koleżanka jest zbedna do poprawy waszych stosunków. ..
Ja bym nie napisała tak ostro ze to manipulacja. Bo ta jest świadoma.
Prawdopodobna wersja: zęby się czuć bezpiecznie z mężczyzną trzeba czuć nad nim lekką przewagę.. Seks jest tu dobrym narzędziem dlatego kobieta czuje się pewnie kontrolując to pole .
Dlatego milowym krokim jest zbliżenie się bez tych emocji nie były narzędziem tylko wyrazem uczuc .Gdy kobieta nie czuje ze dla niej wariujeaz jest niepewbosc nieppkoj szukanie dziury w calym. .
... Żadnemu z naszej trójki nie wróżę żyli długo i szczęśliwie
Niestety jak się ma miękkie serce, twarda dupa jest w pakiecie. Choć przyznam, że po ostatnich dwóch dniach rozmowy z Ex - i tego co przeczytałem na szybko, moja gówniara jest bardziej dojrzała.
Ależ oczywiście że to jest gra psychologiczna w przyciągnie i odtracanie ☺
Dlatego jak pisałam bodajże w 1 swojej odpowiedzi możesz tą grę przerwać. Zmieniasz zasady gry,przechodzisz na poziom samoswiadomosci. Twoja przyjaciółka jest oczywiście zaskoczona bo od zawsze grała w tą grę, zaciekawiło ją to co się z tobą dzieje bo zmieniasz swoje zachowanie. Panna niestety nie jest świadoma tego jak tobą manipulowala, z czego wynikają takie zachowania. .. Czas żeby może też popodszkolila swoją inteligencję emocjonalną bo tytuł dr medycyny niestety niewystarcza w budowaniu dobrych relacji partnerskich.
I faktycznie jej koleżanka jest zbedna do poprawy waszych stosunków. ..
No właśnie.
I jeszcze pytanie - czy to przyciąganie i odpychanie to na pewno jest miłość?
Wg mnie nie. Miłość jest wtedy, kiedy jest równowaga.
Powrót na zasadzie gry psychologicznej ma krótkie nogi i spełni się przepowiednia anderstuda.
299 2019-04-18 13:09:16 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-18 13:14:35)
No właśnie.
I jeszcze pytanie - czy to przyciąganie i odpychanie to na pewno jest miłość?
Wg mnie nie. Miłość jest wtedy, kiedy jest równowaga.
Powrót na zasadzie gry psychologicznej ma krótkie nogi i spełni się przepowiednia anderstuda.
To co się między wami dzieje obok "miłości" nawet nie stało.
I to nie tylko dlatego, że odchodzi tu gierka o której było już tyle pisane ; nie jesteście jeszcze na tym etapie.
Jak nie chcesz tego spiepszyć beckett, podejdź do sprawy na chłodno, jak ostatnio.
Jak ona chce se gadać z przyjaciółką, niech to robi. Ciebie to ma nie obchodzić.
Ona świruje bo poczuła, że nie ulegasz już jej gierkom które mają wytrącić Cię z równowagi i udowodnić , że ma Cię w garści.
Tylko, że teraz ty masz swoje życie, jesteście w poprawnych stosunkach a to pozwala stanąć Ci na nogi. Tego się trzymaj.
No właśnie.
I jeszcze pytanie - czy to przyciąganie i odpychanie to na pewno jest miłość?
Wg mnie nie. Miłość jest wtedy, kiedy jest równowaga.
Powrót na zasadzie gry psychologicznej ma krótkie nogi i spełni się przepowiednia anderstuda.
Hm.. pojęc definicji "miłości " jest pewnie wiele, bo w zależności od tego kogo pytasz to dla danej osoby może oznaczać zgoła coś innego ponieważ jest to pewnego rodzaju stan- poczucie pełni, szczęścia na które składają się zachowania osób które w nas wywołują te stany, to poczucie więzi, bliskości, wzajemna troska, inspiracja. ..itd. ale to nie są tez to ciągle motylki w brzuchu ponieważ w związku miłosnym istnieją fazy... (tu polecam poczytac sobie "Psychologię miłości" , "Miłość toksyczna, miłość dojrzała ").
W każdym bądź razie w związku ważna jest więź i zaangażowanie dwóch osób, motywacja do tego aby ze sobą lubić spędzać czas, potrafić wspólnie rozwiązywać problemy w relacji I zaakceptować siebie wzajemnie z tym dobrym i tym złym.
Moze warto o tym porozmawiać z panią doktor bo rozmowa zbliża, zobaczyć jej punkt widzenia na różne sprawy. Do dojrzałej miłości można dojrzeć jeśli ma się pewne zasoby oraz wiedzę nt zachowań ludzi. ☺
Dajesz sobie szansę na powodzenie relacji z p.doktor lub nie ...wyłącznie od ciebie zależy co z tym zrobisz.
Każdy z piszących tutaj ma swoje własne doświadczenie przez pryzmat których ocenia twoją sytuację.
Nieznam ani ciebie ani twojej przyjaciółki więc nie będę wrozyc.
301 2019-04-18 20:17:13 Ostatnio edytowany przez anderstud (2019-04-18 20:18:59)
Beckett, a tak między nami facetami, to sam podpuściłeś tą waszą przyjaciółkę, żeby jej napomknęła mimochodem,
że BYĆ MOŻE ON NIE CHCE WRACAĆ aby przyspieszyć tym samym bieg wypadków, tylko widzisz ta twoja eks nie jest w ciemię bita
i doskonale cię rozgrywa, kiwając głową z politowaniem niczym szachowy mistrz świata na turnieju klas 1-4 szkoły podstawowej.
Dobrze ci radzę - nie kombinuj, bo możesz przekombinować.
Na moje pytanie podczas naszej ostatniej rozmowy "Dlaczego się w ogóle umówiłaś z obcym typem będąc jeszcze moją żoną?" usłyszałem:
- Sam mówiłeś naszemu synowi, że już mnie nie kochasz, a on mi przecież wszystko powtarzał, to na co miałam czekać?
- No ale...
- No co "ale"? Cztery miesiące nas olewałeś i nie zrobiłeś nic, żebyśmy się do siebie zbliżyli, cztery miesiące czekałam jak głupia.
- I musiałaś polecieć do jakiegoś frajera poznanego w internecie?
- Przestań, nie widzisz jakie to jest żałosne?
- Widzę. Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
- No to uwierz. Nie masz wyjścia. Przykro mi, naprawdę.
- Jasne...
- Muszę już iść.
- Idź. Powodzenia.
- Cześć. Trzymaj się.
Bezradne patrzenie jak odchodzi i wsiada do samochodu swojego nowego faceta... Nie życzę nikomu, serio.
P.S.
Poza tym ludzie na forum popcornu i coli nakupowali, siedzą czekają, a tu jak w polskim filmie, nuda panie nic się nie dzieje
Bezradne patrzenie jak odchodzi i wsiada do samochodu swojego nowego faceta... Nie życzę nikomu, serio.
Masz nerwy, skułbym gościowi gębę dla samej przyjemności patrzenia jak Ona zaczyna go zbierać z ziemi. Sprawa w sądzie łatwa do wybronienia, a radości z twojej twarzy nikt by nie zdjął. No dobra bicie ludzi to po części mój sportowy fach, więc może inaczej na to patrzę. Szaun Anderstud Szacun.
Beckett, a tak między nami facetami, to sam podpuściłeś tą waszą przyjaciółkę, żeby jej napomknęła mimochodem,
że BYĆ MOŻE ON NIE CHCE WRACAĆ aby przyspieszyć tym samym bieg wypadków, tylko widzisz ta twoja eks nie jest w ciemię bita
i doskonale cię rozgrywa, kiwając głową z politowaniem niczym szachowy mistrz świata na turnieju klas 1-4 szkoły podstawowej.
Dobrze ci radzę - nie kombinuj, bo możesz przekombinować.
Nie, nie podpuściłem.
To jedyna w sumie osoba, której się zwierzam z całej sytuacji. Lubimy się bardzo i jest koleżeńska chemia między nami, zawsze była.
Był układ, że trzyma język za zębami i nie miesza się. Działało to od zawsze, raz się potknęła i wypeplała.
Moja eks znowu dziś dzwoniła, prosiła żebym jej pomógł coś załatwić, typowo męskie zajęcie. Że ona taka nieogarnięta w tej kwestii, że "wie pani, u mnie to mąż załatwia takie sprawy". O, fajnie że mi pomożesz, dziękuję beckett, to widzimy się jutro, buziak :*
Dziecinne to wszystko. Ok, fajnie że jej zależy, ale inaczej bym sobie to wyobrażał.
Moja eks znowu dziś dzwoniła, prosiła żebym jej pomógł coś załatwić, typowo męskie zajęcie. Że ona taka nieogarnięta w tej kwestii, że "wie pani, u mnie to mąż załatwia takie sprawy". O, fajnie że mi pomożesz, dziękuję beckett, to widzimy się jutro, buziak :*
Ty jej Ona Tobie, ręka rękę myje. Tylko gdzie w tym jest treść? Poza robieniem sobie przysług.
Treść jest jedynie w zachowaniach obojga nas. A ja uważam że należy porozmawiać otwarcie. Wyciagnać z kryzysu wnioski, ustalić nowe zasady. Ja jednak tej rozmowy nie zacznę.
306 2019-04-19 10:39:03 Ostatnio edytowany przez Roxann (2019-04-19 10:46:06)
Nie, nie podpuściłem.
To jedyna w sumie osoba, której się zwierzam z całej sytuacji. Lubimy się bardzo i jest koleżeńska chemia między nami, zawsze była.
Był układ, że trzyma język za zębami i nie miesza się. Działało to od zawsze, raz się potknęła i wypeplała.
Czyżby?
Jeszcze niedawno pisałeś:
nota bene od tej przyjaciółki wiem jak bardzo się waha co ma robić i ile ma do mnie pretensji, uwag i lęku przed tym związkiem. Przyjaciółka trochę się zaangażowała, bo to ona nas zeswatała i zależy jej żebyśmy byli razem. Opowiedziała mi trochę co jej mówiła.
albo
W sprawę zaangażowała się nasza wspólna przyjaciółka, choć w rozsądny i delikatny sposób. Wiem od niej, że kilka dni temu moja eks wywalała całą złość na mnie, z dużymi emocjami, skupiając się na negatywach naszego związku i opisując pewne sytuacje w sposób zdecydowanie przesadzony. W niej buzują negatywne emocje.
Także albo nie ogarniasz albo ściemniasz...
Treść jest jedynie w zachowaniach obojga nas. A ja uważam że należy porozmawiać otwarcie. Wyciagnać z kryzysu wnioski, ustalić nowe zasady. Ja jednak tej rozmowy nie zacznę.
To może niech przyjaciółka to zrobi za Was? W sumie dobrze jej idzie
Edit: i zgadzam się z Anderstudem, że wygląda to tak, że chcąc zmienić równowagę w zaangażowaniu za pomocą przyjaciółki chciałeś zasiać w ex ziarnko niepewności by się zaczęła w końcu bardziej starać, bo inaczej Cię nie odzyska. Oj słabe, bardzo słabe.
307 2019-04-19 11:29:50 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-19 11:30:42)
Treść jest jedynie w zachowaniach obojga nas. A ja uważam że należy porozmawiać otwarcie. Wyciagnać z kryzysu wnioski, ustalić nowe zasady. Ja jednak tej rozmowy nie zacznę.
Myślę, że warto oczyścić atmosferę, u mnie udało się zrobić naturalnie w trakcie rozmowy od słowa do słowa. Wniosków nie ma co dyskutować, zasady same się ustalą, bo budujecie nowy związek. Oboje już się znacie więc tylko zwróć uwagę czy jest zmiana, jeśli jest znaczy że są wyciągnięte wnioski.
Związek to nie umowa handlowa, musi wyjść sama z siebie. Daj jej przestrzeń i jeśli jest tą właściwą sama "przyjdzie się przytulić".
Treść jest jedynie w zachowaniach obojga nas. A ja uważam że należy porozmawiać otwarcie. Wyciagnać z kryzysu wnioski, ustalić nowe zasady. Ja jednak tej rozmowy nie zacznę.
beckett, wybacz, ale jakie zasady, jaki nowy związek, jaka rozmowa?
Przecież ona tylko sprawdza czy nadal jesteś gotowy na jej skinienie przybiec w podskokach ;-)
Jak tylko się upewni, że czekasz w pogotowiu na dobry gest z jej strony, wszystko wróci do Waszej „normy”, bo przecież tu chodzi tylko o przeciąganie liny i testowanie kto ma większą władzę nad drugim.
Twoje stanowisko o tym, że nie zaczniesz rozmowy pokazuje, jak nie chcesz pierwszy pokazać, że Ci zależy, bo ten któremu zależy bardziej jest dla Ciebie na przegranej pozycji a Ty chcesz wygrać. Tu wcale nie chodzi o związek, o relację, tylko gierki i to z obydwu stron. Jak ludzie pod 40- tkę mogą prowadzić takie dziecinne rozgrywki. Czy ja też tak będę dziecinnieć z wiekiem?
Także albo nie ogarniasz albo ściemniasz...
[...]
Edit: i zgadzam się z Anderstudem, że wygląda to tak, że chcąc zmienić równowagę w zaangażowaniu za pomocą przyjaciółki chciałeś zasiać w ex ziarnko niepewności by się zaczęła w końcu bardziej starać, bo inaczej Cię nie odzyska. Oj słabe, bardzo słabe.
Nie ogarniam chyba. Na swoją obronę mam to, że nie dowiedziałem się niczego nowego od owej przyjaciółki, czego bym nie wiedział od eks - to że była na mnie zła komunikowała jasno.
I nie, nie ma gry z mojej strony żadnej. Nie trzymam pani doktor na dystans. Zachowuję się jak dobry kumpel, cieszę się że mamy dobre relacje. Jest dystans emocjonalny z mojej strony - ale nie jest on w żaden najmniejszy sposób manipulacją. Czuję się trochę wypalony emocjonalnie tymi wszystkimi przejściami, trzymiesięczną walką. Myślę o naszych różnicach, o jej dziwnie zażyłej przyjacielskiej relacji z eks, o paru innych kwestiach, które powinno się wyjaśnić i ustalić. Mniej emocji we mnie, więcej ważenia za i przeciw.
Twoje stanowisko o tym, że nie zaczniesz rozmowy pokazuje, jak nie chcesz pierwszy pokazać, że Ci zależy, bo ten któremu zależy bardziej jest dla Ciebie na przegranej pozycji a Ty chcesz wygrać. Tu wcale nie chodzi o związek, o relację, tylko gierki i to z obydwu stron. Jak ludzie pod 40- tkę mogą prowadzić takie dziecinne rozgrywki. Czy ja też tak będę dziecinnieć z wiekiem?
Moje stanowisko jest takie, bo ja już powiedziałem przez ostatnie dwa miesiące bardzo dużo. Przyznawałem się do swojej winy, starałem i staram się zmienić swoje podejście. Związek to jednak dynamika tworzona przez dwie osoby. Zmienić musimy się oboje. I właśnie dlatego oczekuję inicjatywy z jej strony w tej kwestii - żeby być pewnym, że nie jest to nieświadoma chęć sprawdzenia czy nadal ma nade mną władzę. Nota bene...nie ma.
310 2019-04-19 14:40:30 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-04-19 14:42:26)
Moje stanowisko jest takie, bo ja już powiedziałem przez ostatnie dwa miesiące bardzo dużo. Przyznawałem się do swojej winy, starałem i staram się zmienić swoje podejście. Związek to jednak dynamika tworzona przez dwie osoby. Zmienić musimy się oboje. I właśnie dlatego oczekuję inicjatywy z jej strony w tej kwestii - żeby być pewnym, że nie jest to nieświadoma chęć sprawdzenia czy nadal ma nade mną władzę. Nota bene...nie ma.
Gdyby to była prawda, czyli Tobie zależałoby na związku i nie czułbyś jej przewagi (nota bene, czy to powinno iść w parze?), to po jakie licho bawiłbyś się w oczekiwanie na jej ruchy, które sobie wyobraziłeś w głowie a teraz oczekujesz, że kobieta wejdzie Ci do głowy, przejrzy Twoje myśli i zdecyduje o ruchu ;-)
Nie lepiej spotkać się i powiedzieć: „przez ostatnie dwa miesiące bardzo dużo przyznawałem się do swojej winy, starałem i staram się zmienić swoje podejście. Związek to jednak dynamika tworzona przez dwie osoby. Zmienić musimy się oboje.” i zapytać jak ona się na to zapatruje?
Nie mogę pojąć po co Ci te gierki w „domyśl się” :-(
Myślę o naszych różnicach, o jej dziwnie zażyłej przyjacielskiej relacji z eks (...)
A nie widzisz, że jesteś na dobrej drodze by podzielić los jej exa w tej zażyłej przyjacielskiej relacji?
beckett napisał/a:Myślę o naszych różnicach, o jej dziwnie zażyłej przyjacielskiej relacji z eks (...)
A nie widzisz, że jesteś na dobrej drodze by podzielić los jej exa w tej zażyłej przyjacielskiej relacji?
Absolutnie nie. Dąży do kontaktu fizycznego, pocałunków i zbliżeń przy witaniu i żegnaniu się. Wplatane pojedyncze zdania dwuznaczne. Lekki flirt i kokietowanie. Teksty o tym że coś poczuła.
Ja trzymam na razie dystans, uważam że wszystko w swoim czasie. Oczekuję jej realnego, wyrażonego zaangażowania i rozmowy. To nie są gierki w "domyśl się", chcę być pewien że nie chce się zbliżyć tylko dlatego że stałem się mniej dostępny.
Oczekuję jej realnego, wyrażonego zaangażowania i rozmowy. To nie są gierki w "domyśl się", chcę być pewien że nie chce się zbliżyć tylko dlatego że stałem się mniej dostępny.
Z okazji Świąt Wielkanocnych mam dla ciebie prezent niespodziankę - ona ma to w dupie.
Czy ty jesteś dostępny czy nie jesteś, jej to kalafiorem wisi, jak będzie chciała cię przelecieć, to to zrobi bez pytania cię o zdanie,
a już z pewnością nie da ci żadnej gwarancji niczego, bo niby jaką? Słowną? No dobra, to się trochę pośmialiśmy, a teraz poważnie...
Ty masz robić to co ona chce, a nie marudzić i grymasić. Albo zaczniesz to robić, albo jej się znudzi łażenie za tobą i pójdzie do innego.
Taki będzie finał, bo tu innej opcji nie ma. Jakie gwarancje, jakie zapewnienia? Śnisz chłopie? To ona tasuje i rozdaje tu karty,
a że póki co pozwala ci jeszcze trochę pofikać, to jest tylko taki element zabawy, który dodatkowo ją podkręca, bo nie jest za łatwo,
ale przecież wszyscy wiemy z nią na czele, że to są tylko pozory i jedynie kwestią czasu jest moment w którym pękniesz i dasz jej to czego chce.
Nie, nie siebie. Ty dla niej znaczysz niewiele. Tutaj idzie gra o znacznie wyższą stawkę. Najwyższą jaka tylko w całym wszechświecie istnieje.
O kobiecą dumę...
Ja trzymam na razie dystans, uważam że wszystko w swoim czasie. Oczekuję jej realnego, wyrażonego zaangażowania i rozmowy. To nie są gierki w "domyśl się", chcę być pewien że nie chce się zbliżyć tylko dlatego że stałem się mniej dostępny.
A co by się stało jakbyś opuścił gardę i był sobą, bez negatywnych emocji, taki jaki byłeś jak ją poznałeś?
Powiem Ci, że ja tak robię i mam mentalny luz w gatkach. Dostaję buzi w policzek fajnie, jeśli dostanę go za 3 tyg. sprawa prosta zamykam znajomość, moja Ex nigdy nie będzie moim friend. Jeśli trafimy do łóżka, fajnie ale za nim tam trafimy zadam pytanie czy to coś znaczy czy firends with benefits - jeśli bramka nr dwa fajnie zamykam znajomość bez sexu.
Myślę, że Ty i Ja jesteśmy bardziej wyczuleni od Andertuda na friendzownowe przynieś - wynieś - po zamiataj. I towja i moja wie, że pojawienie się jakiego fagasa automatycznie spowoduje że nigdy nas nie zobaczą.
beckett napisał/a:Oczekuję jej realnego, wyrażonego zaangażowania i rozmowy. To nie są gierki w "domyśl się", chcę być pewien że nie chce się zbliżyć tylko dlatego że stałem się mniej dostępny.
Z okazji Świąt Wielkanocnych mam dla ciebie prezent niespodziankę - ona ma to w dupie.
Czy ty jesteś dostępny czy nie jesteś, jej to kalafiorem wisi, jak będzie chciała cię przelecieć, to to zrobi bez pytania cię o zdanie,
a już z pewnością nie da ci żadnej gwarancji niczego, bo niby jaką? Słowną? No dobra, to się trochę pośmialiśmy, a teraz poważnie...
Ty masz robić to co ona chce, a nie marudzić i grymasić. Albo zaczniesz to robić, albo jej się znudzi łażenie za tobą i pójdzie do innego.
Taki będzie finał, bo tu innej opcji nie ma. Jakie gwarancje, jakie zapewnienia? Śnisz chłopie? To ona tasuje i rozdaje tu karty,
a że póki co pozwala ci jeszcze trochę pofikać, to jest tylko taki element zabawy, który dodatkowo ją podkręca, bo nie jest za łatwo,
ale przecież wszyscy wiemy z nią na czele, że to są tylko pozory i jedynie kwestią czasu jest moment w którym pękniesz i dasz jej to czego chce.
Nie, nie siebie. Ty dla niej znaczysz niewiele. Tutaj idzie gra o znacznie wyższą stawkę. Najwyższą jaka tylko w całym wszechświecie istnieje.
O kobiecą dumę...
Bardzo sobie cenię Twoje posty. Są mądre, błyskotliwe i często celne. Ale nie zawsze Uważam że przemawia przez Ciebie gorycz ostatniej porażki. Świat rozstań i powrotów nie jest czarno-biały. Nie wszystkie powroty są w wyniku urażonych dum, chwilowego poczucia straty, nie są kierowane podświadomą manipulacją. Nie wszystkie rozstania i powroty są toksycznym tangiem. Jasne - Twoje wg mnie było, bo rozstawanie i schodzenie się bodaj cztery razy to jak dla mnie o trzy razy za dużo. W swoim życiu już raz się zszedłem z eks. Po drugim rozstaniu, mimo że bolało bardziej, o zejściu się nie chciałem już myśleć. Bo skoro problemy, te same, przychodzą ponownie, to znaczy że nic z tego nie będzie, rzeka jest tym samym mułem z szuwarami.
Oczywiście zakładam że mogę się mylić w mojej sytuacji. Ba, nawet się boję tego, że po jakimś czasie nam się to znowu rozpadnie. Mogą wrócić nasze problemy, ale może też być właśnie tak, że po tym jak mnie zdobędzie "na nowo", to przestanę być atrakcyjny. Dlatego zbliżam się do niej na spokojnie, równocześnie trochę obserwując.
beckett napisał/a:Ja trzymam na razie dystans, uważam że wszystko w swoim czasie. Oczekuję jej realnego, wyrażonego zaangażowania i rozmowy. To nie są gierki w "domyśl się", chcę być pewien że nie chce się zbliżyć tylko dlatego że stałem się mniej dostępny.
A co by się stało jakbyś opuścił gardę i był sobą, bez negatywnych emocji, taki jaki byłeś jak ją poznałeś?
Powiem Ci, że ja tak robię i mam mentalny luz w gatkach. Dostaję buzi w policzek fajnie, jeśli dostanę go za 3 tyg. sprawa prosta zamykam znajomość, moja Ex nigdy nie będzie moim friend. Jeśli trafimy do łóżka, fajnie ale za nim tam trafimy zadam pytanie czy to coś znaczy czy firends with benefits - jeśli bramka nr dwa fajnie zamykam znajomość bez sexu.Myślę, że Ty i Ja jesteśmy bardziej wyczuleni od Andertuda na friendzownowe przynieś - wynieś - po zamiataj. I towja i moja wie, że pojawienie się jakiego fagasa automatycznie spowoduje że nigdy nas nie zobaczą.
No dokładnie tak jest.
Jestem naturalny, jestem sobą. To że trzymam dystans i nie idę za ciosem i zachętą i nie całuję jej namiętnie w usta wynika z tego że ja potrzebuję zbudować z nią od nowa bliskość, zaufanie, dobrze się czuć. To jednak eks, oboje się zawiedliśmy na sobie, lekki dystans wydaje mi się teraz naturalny. Ale chyba go systematycznie skracamy. Dziś było fajnie, nawet chciała bym jeszcze został, ale...;)
Na wszystko przyjdzie czas.
Panowie jak was czytam, to mi sałatka nie chce przejść przez gardło.
Obaj jesteście starymi kozłami, a naiwnie zakładacie, że to co wam powie wasza myszka, ciałem się stanie i amen.
Mówienie nic nie kosztuje, możecie sobie pytać o co tylko chcecie i otrzymacie odpowiedź taką jaką chcecie.
Naprawdę przyszło wam do głowy, że fajne atrakcyjne dupy po zerwaniu z wami siedziały miesiącami zamknięte w domu
kontemplując ból przemijania i rozmyślając tylko o tym jak teraz sprawić, żeby odzyskać takich fajnych facetów? Serio?
A nie było przypadkiem tak, że po prostu i zwyczajnie przez dłuższy czas nie pojawił się nikt fajniejszy na wasze miejsce?
Ostatnią rzeczą, którą należy robić podczas powrotu, to ślepo ufać w zapewnienia laski, która chce do was wrócić.
Zróbmy tak, ja już się więcej nie odezwę i spotkamy się w tym samym miejscu równo za miesiąc. Cała nasza trójka
Panowie jak was czytam, to mi sałatka nie chce przejść przez gardło.
Obaj jesteście starymi kozłami, a naiwnie zakładacie, że to co wam powie wasza myszka, ciałem się stanie i amen.
Mówienie nic nie kosztuje, możecie sobie pytać o co tylko chcecie i otrzymacie odpowiedź taką jaką chcecie.
Naprawdę przyszło wam do głowy, że fajne atrakcyjne dupy po zerwaniu z wami siedziały miesiącami zamknięte w domu
kontemplując ból przemijania i rozmyślając tylko o tym jak teraz sprawić, żeby odzyskać takich fajnych facetów? Serio?
A nie było przypadkiem tak, że po prostu i zwyczajnie przez dłuższy czas nie pojawił się nikt fajniejszy na wasze miejsce?
Ostatnią rzeczą, którą należy robić podczas powrotu, to ślepo ufać w zapewnienia laski, która chce do was wrócić.
Zróbmy tak, ja już się więcej nie odezwę i spotkamy się w tym samym miejscu równo za miesiąc. Cała nasza trójka
Tylko mnie to nie obchodzi, ja też przez ten czas nie siedziałem sam w domu i zastanawiam się czy wracać do tego zaśmierdłego bajorka z nią, mając czyste oczko w którym się teraz kąpię.
Z nikim nie jestem na stałe i tak jak piszesz nikt ciekawszy od niej się nie pojawił, pytanie które sobie zadaję czy po powrotach z toksycznych relacji, można stworzyć taką normalną z tą samą osobą?
Panowie jak was czytam, to mi sałatka nie chce przejść przez gardło.
Obaj jesteście starymi kozłami, a naiwnie zakładacie, że to co wam powie wasza myszka, ciałem się stanie i amen.
Mówienie nic nie kosztuje, możecie sobie pytać o co tylko chcecie i otrzymacie odpowiedź taką jaką chcecie.
Naprawdę przyszło wam do głowy, że fajne atrakcyjne dupy po zerwaniu z wami siedziały miesiącami zamknięte w domu
kontemplując ból przemijania i rozmyślając tylko o tym jak teraz sprawić, żeby odzyskać takich fajnych facetów? Serio?
A nie było przypadkiem tak, że po prostu i zwyczajnie przez dłuższy czas nie pojawił się nikt fajniejszy na wasze miejsce?
Ostatnią rzeczą, którą należy robić podczas powrotu, to ślepo ufać w zapewnienia laski, która chce do was wrócić.
Zróbmy tak, ja już się więcej nie odezwę i spotkamy się w tym samym miejscu równo za miesiąc. Cała nasza trójka
Nie, nikogo nie ma, nie miała, nie spotykała się. Po prostu wiem to na 100%.
Ale to i tak nie miałoby znaczenia dla mnie. Nie byliśmy i nie jesteśmy razem, nie mamy wobec siebie zobowiązań. A jeśli nawet założymy że nie spotkała nikogo lepszego, to chyba dobrze? Ja też nie spotkałem. Dlatego właśnie o sobie myślimy i nas do siebie ciągnie - bo nie spotkaliśmy nikogo lepszego.
He he, no ja nie wiem czy to takie dobrze być drugim, trzecim albo ósmym wyborem pańci, której wyczerpały się opcje
i w ostateczności z braku laku niech już będzie ten anderstud, przynajmniej na razie, o potem się zobaczy...
320 2019-04-21 17:49:50 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-04-21 17:52:01)
[...] ja też przez ten czas nie siedziałem sam w domu i zastanawiam się czy wracać do tego zaśmierdłego bajorka z nią, mając czyste oczko w którym się teraz kąpię.
Z nikim nie jestem na stałe i tak jak piszesz nikt ciekawszy od niej się nie pojawił, pytanie które sobie zadaję czy po powrotach z toksycznych relacji, można stworzyć taką normalną z tą samą osobą?
Nie byłeś sam, ale "z nikim nie jesteś na stałe" - to znaczy, że rozrywek Ci nie brakuje, zapewne i łóżkowych; wygląda na to, że traktujesz dziewczyny jak zabawki, więc: czego, sam mając takie podejście, oczekujesz od kobiety? Czegoś innego? To irracjonalne.
"Nikt ciekawszy się nie pojawił" - czyli są opcje, opcje awaryjne, koła zapasowe, gorsze zamienniki itp, itd, może trafi się ciekawsza, zobaczymy, na razie ujdzie? Jakiego traktowania oczekujesz więc od kobiety? Że będziesz dla niej kimś wyjątkowym i jedynym? Irracjonalne : )
Co wysyłasz, to przyciągasz i to do Ciebie wróci, i nie ma w tym żadnej magii...
He he, no ja nie wiem czy to takie dobrze być drugim, trzecim albo ósmym wyborem pańci, której wyczerpały się opcje
i w ostateczności z braku laku niech już będzie ten anderstud, przynajmniej na razie, o potem się zobaczy...
skoro mnie wybiera, to jestem pierwszym wyborem.
tak jak i ona jest moim pierwszym.
sałatka Ci się na mózg rzuca
ktoś "lepszy" (to akurat bzdura, bo nie o lepszość zwykle chodzi) zawsze może się pojawić. w każdym związku i na każdym etapie.
takie to już życie.
Co wysyłasz, to przyciągasz i to do Ciebie wróci, i nie ma w tym żadnej magii...
Masz 100% racji, dostają to co mi dają. Traktujemy się wszyscy w ten sam sposób. Nie będę Romeo jeśli nie spotkam Juli ...pewnie Ona nie będzie Julią do czasu aż nie spotka Romea... coż byłem już w tej relacji Romeo i ona Julią nie była, drugi raz nie popełnię tego błędu.
john.doe80 ale gdyby każdy stosował takie myślenie "dostają to co mi dają" w takim wykonaniu, to chyba nie byłoby żadnego udanego związku
john.doe80 ale gdyby każdy stosował takie myślenie "dostają to co mi dają" w takim wykonaniu, to chyba nie byłoby żadnego udanego związku
Rozstaliśmy się, Ona olała ciepłym moczem moją próbę zejścia się, odwróciła się na pięcie i już. Nie zakładałem, że po dwóch miesiącach kompletnej ciszy a w sumie czterech od kiedy nawet jej nie pocałowałem. Odnowi kontakt i teraz będzie pierniczyć o byciu przyjaciółmi z dwuznacznością w głosie... Tak więc znając już trochę życie (a posty Anderstuda idealnie oddają esencję tego typu akcji) nie zakładam niczego dobrego, a wręcz twarde hamowanie z gębą na szybie albo na asfalcie jak pasów nie zapnę.
Znasz chociaż jedną taką historię z happy endem "udanym związkiem" bo ja nie. Robię to co Ona, nie znalazła chwilowo nikogo fajniejszego więc buja się ze mną, jak tylko na horyzoncie pojawi się bolec zasadzi mi kopa aż miło. Takie są fakty z którymi ciężko dyskutować.
Nie jestem niestety typem "romantycznym" czerpiącym radość z cierpienia, ja tylko gram w jej grę przy jej stoliku jej kartami. Jeśli Ona przestanie blefować to i ja jestem gotowy grać w otwarte karty.
325 2019-04-21 22:12:30 Ostatnio edytowany przez niepodobna (2019-04-21 22:14:49)
Robię to co Ona, nie znalazła chwilowo nikogo fajniejszego więc buja się ze mną, jak tylko na horyzoncie pojawi się bolec zasadzi mi kopa aż miło. Takie są fakty z którymi ciężko dyskutować.
No tak, "robisz to co Ona", tylko... komuś innemu? Tym dziewczynom, którymi się bawisz, bo uważasz, że Ci się po prostu należy.
A jeśli się mylę i one akceptują to i ta rola im nie przeszkadza, to tylko znaczy, że mają podobny profil.
O tym mniej więcej pisałam. Że jeśli się zdarzy wypadek przy pracy i coś do którejś poczujesz, to nie możesz się dziwić, że ona tego nie podziela. I że tak postępując przyciągniesz tylko podobne osoby. Bo kobieta której chodzi o normalną relację, nie pójdzie w to.
Nie jestem niestety typem "romantycznym" czerpiącym radość z cierpienia [...]
W jakiś sposób czerpiesz radość z cierpienia, skoro się jej tak uczepiłeś, mimo że widzisz, jak jest. I jak sam przyznałeś w paru miejscach, bez tych emocji, które są nakręcane przez tę grę, nie byłoby twojego zaangażowania.
A romantyzm? Tego nie warto mieszać w temat, zgadza się.