Witajcie, może zacznę od siebie. Mam 25 lat i razem ze swoją narzeczoną jesteśmy razem od 8 lat. Więc można by powiedzieć, że zaczynaliśmy jako nastolatkowie. Narzeczeństwo od roku, a mieszkamy ze sobą od jakiś 3 lat. Przez ten cały czas od początku związku różnie bywało. Obydwoje mamy „ciężkie” charaktery, jesteśmy uparci, stawiamy na swoim, różnimy się gustami. Na samym początku (jakieś pierwsze 4 lata) było bardzo dobrze, nie mieliśmy częstnych kłótni i tak dalej. Ale wiadomo, że sielanka nie trwa wiecznie. Potem pojawia się rutyna, przyzwyczajenia, powody do kłótni i tak dalej. Na przestrzeni tych lat były dwa rozstania - inicjatorką była wtedy jeszcze moja dziewczyna. Trwały one jakoś koło miesiąca, ale i tak mieliśmy jakis kontakt ze sobą przy tych rozstaniach. Powodem byly nasze klotnie, sprzecznosc charakterow, pewnie rutyna i inne rzeczy. Nigdy powodem nie byla zdrada. Ja to przeżywałem, było mi ciężko. Koniec końcow jej też i było tak, ze wracalismy do siebie. Juz wtedy zauwazylem, ze podajac powody zerwania je wyolbrzymiala, przedstawiala bieg wydarzeń w taki sposob, ze to wszystko moja wina, a ona jest niewinna i poszkodowana. Manipulowała. Po rozstaniach przedstawiała mnie jako zło absolutne, jako najgorszego i tak dalej. Sama zas mowila ze teraz jej dobrze, ze zwiazek byl bledem, ze juz nigdy wiecej i tak dalej. Naszym znajomym ciezko bylo w to uwierzyc, byli zdziwieni ze tak mowi tymbardziej np ze tydzien wczesniej mowila jak to mnie kocha, o wapolnej przyszlosci mowila i tak dalej. Sami wiedzą jaką potrafi byc manipulatorką, wyolbrzymiać rzeczy, zwalać winę tylko na innych a siebie wybielać. Stalo sie, postanowilismy wrocic do siebie i byl wzgledny spokoj. Mialem nadzieje ze bedzie jednak normalnie, ze dojrzelismy do tego aby budowac przyszlosc.
Miedzy czasie pojawialy sie jakies klotnie miedzy nami, raz wieksze, raz mniejsze, wtracanie sie rodziców - pytanie co sie dzieje, o co poszlo i tak dalej. Przypomne ze mieszkamy sami.
Ostatnio byla wieksza klotnia, mialem sie juz wyprowadzac ale doszly do pogodzenia, wyjasnilismy sobie, plakala i mowila ze chce o to walczyc, ze nie umialaby bezemnie zyc.
No i niedawno niestety wchodząc na laptopa, moze nie powininienem ale coz, nie wylogowala sie z FB. Byly powiadomienia chatu. Zobaczylem jak sie żali koledze (ktorego de facto zna juz pare lat, nie bylo nic wiecej miedzy nami przy wczesniejszych rozstaniach, on mial swoje zwiazki a ona byla ze mna), że już nie ma sily, ze zwiazek sie nie uklada, ze jestem okropny, ze taki i taki, ze zrobilem to i tamto zle.
Bylem w szoku, bo bylo jesli cos mialo ziarno prawdy to bylo tak wyolbrzymiane, ze zrobic ze mnie najgorszego, wrecz chama i buraka. Przedstawiala kolejny raz wszystko w taki sposob, zeby usprawiedliwic siebie, wszystko pomyje i obrazliwe okreslenia wylewajac na moją osobę. Pisanie, ze chcialaby sie rozstac, ze potrzebuje w tym wsparcia. Bylo mi sumie zle to czytac.
Nie chce sie wybielać, nie jestem idealny, mam swoje wady jak kazdy, czasem zle cos zrobie ale potrafię się w przeciwienstwie do niej przyznać i przeprosić. Gdybym sam czytal takie rzeczy o kims to bym go nazwal skur*******, ale tak to jest gdy nie zna sie zdania drugiej strony. Wyglada na to, ze chcialaby mnie zostawic, z dnia na dzien, nawet bez zadnej wczesniejszej rozmowy. Zreszta tydzien temu plakala ze chce walczyc o nas. Dodatkowo tamten kolega ja w tym wspiera i utwierdza, mowiac ze sam sie niedawno rozstal i jak to teraz nie jest fajnie, jaka to sielanka, nie ma sensu sie meczyc.
Nie potrafie zrozumiec swojej narzeczonej, wylewa na mnie takie pomyje, planuje rozstanie za moimi plecami, pisze takie rzeczy jakby sama chciala sobie wmowic ze rozstanie bedzie najlepsze. Moze sie znudzila, moze odkochala, nic juz nie wiem. Wiem tylko ze pare dni temu zarzekala ze kocha i chce walczyc o nas bo nie wyobraza sobie zycia z kims innym. Teraz juz planuja i uklada sobie zycie jakby mnie tam mialo nie byc, znajduje sobie na sile stare powody zeby sie rozstac.
Sam nie wiem co już w tej sytuacji mam myśleć. Mi mowi co innego a co innego mowi komus o mnie i planuje sobie rozstanie. A on daje jej rady jak to zrobic, utwierdza ją. Smiesznie to brzmi ale tak jest.
Sam teraz po takims czyms sobie nie wyobrazam jak to mialoby wygladac dalej skoro za moimi plecami robi takie rzeczy. W glowie mi sie to nie miesci. Teraz, mając taką wiedzę, jak to rozegrać, jak sie zachować.
Mam mętlik w głowie, bardzobmi z tym zle i nie wiem co robić, bo z jednej strony ją kocham, a z drugiej ona mnie mowi to samo, a na boku planuje sobie wersje rozstania, znajduje powody dlaczego lepiej sie rozstac, wylewa na mnie pomyje, przypomina jakies moje wczesniejsze bledy czy zachowania. Nagle wszystko zaczyna jej przeszkadzac w mojej osobie. Zachowuje sie jakby byla toksyczna lub miala jakas chorobę psychiczną.
Jest tu sens o co kolwiek jeszcze walczyć, wyjasniac, czy zebrać w sobie siły i odejść ? Nie bedzie to latwe, na pewno to bardzo przeżyje bo ją kocham, tyle wspolnych lat razem ale teraz po tym wszystkim juz totalnie niewiem co robić. Byc moze planuje mnie zamienic, bo sie znudzila a przy mnie i naszych znajomych zachowuje sie jakby byla szczesliwa i zakochana. Proszę Was o rady.