Irytacja, którą u niej wzbudzasz, jest bardzo złym sygnałem. To sygnał końca związku. Tutaj już nie ma na co czekać.
Rozważania o tym, co rzeczywiście było i dlaczego są bezpodstawne wobec faktu galopującego końca związku. Z niczego już nie powstanie nic.
Przykre to bardzo, bo bardzo się starałeś. Musisz pogodzić się z tym faktem i nie pozwalać się dalej wykorzystywać. Pani boi się samotności i zwodzi Cię niesympatycznie. Będzie to trwało do czasu, aż pozna innego faceta, kogokolwiek kto będzie dla niej od Ciebie ciekawszy. Wtedy wymieni Cię natychmiast. I będziesz bardzo cierpieć z powodu odrzucenia. Bo na ten moment zaprzeczasz temu odrzuceniu, jej to także jest na rękę.
Trzymaj sie Becket, z tego chleba już nie będzie. Podejmij męską decyzję i poszukaj kogoś dla kogo będziesz pierwszą opcja.
2,341 2020-08-15 11:00:18
2,342 2020-08-15 11:19:08
Problem w tym, że Beckett wciąż zaprzecza sam sobie czy wręcz próbuje zaklinać rzeczywistość. Ile razy np. dowiadując się nagle (po jakiejś kłótni), że zarezerwowała im wyjazd (bez jego wiedzy) ostentacyjnie mówi, że nigdzie nie pojedzie a i tak koniec końców robi to co ona chce. Teraz też twierdzi, że się rozstali ale dalej się z nią spotyka, dalej pewnie będzie jej towarzyszył w wypadach jakie ona zaplanowała, może nawet pójdą do łóżka, jak zasłuży... i tak kolejne miesiące miną.
Teraz wmawia sobie, że niby trzyma dystans, a i tak z nią spotyka. Co z tego, że to ona pierwsza pisze, wychodzi z propozycją.. no pisze i proponuje bo zawsze lepiej mieć towarzystwo póki nikt sensowny się nie pojawił na horyzoncie. Sam Beckett mówił, że na wypadach jest fajnie, gorzej w codziennym życiu. Więc czemu ma nie proponować? Sytuacja jest jakby nie było jasna z jej strony. Ona wprost powiedziała, że nie kocha. A że Beckett (chyba) wciąż się łudzi... to już jego problem. Ona po prostu z tego korzysta, a czy wykorzystuje to już inna sprawa. Chyba nie do końca bo bo przecież go nie zwodzi. To on na siłę doszukuje czegoś czego nie ma i liczy na jakiś cud.
2,343 2020-08-15 12:05:14 Ostatnio edytowany przez faja (2020-08-15 12:05:49)
W sumie to prawda. Sam sobie to robisz Beckett, odpowiedzialność jest Twoja. To tak jak z żabą, którą wrzuca się do zimnej wody i gotuje. Z gotującej się wody (na początku nie kocham cię) żaba sama wyskoczy, ale jak się słyszy: kocham, coś nie pasuje, wypad, wpad, nie wiem, kocham-nie kocham, nie kocham, irytujesz mnie, to...
2,344 2020-08-15 12:32:14
Wydaje mi się, że początkowo i jej mogło zależeć ale oboje popełnili błąd nie uporządkowując od razu relacji z ojcem i doprowadzając do sytuacji, że Beckett za każdym razem kiedy on u dziecka pojawiał, wolał czekać 'w krzakach' byleby uniknąć konfrontacji. Z tego co pamiętam D. chciała by się nie chował ale Beckett z jakiegoś powodu tchórzył czym myślę, że bezpowrotnie stracił w jej oczach. Nikt przecież od niego nie wymagał by się z ojcem dziecka zaprzyjaźnił ale ten strach przed konfrontacją (mimo jej próśb) i naleganie by sama załatwiła sprawę i to jak najszybciej nie było zbyt męskie. Myślę, że ona potrzebowała wsparcia, silnego męskiego ramienia, a otrzymała chowającego się za spódnicą Becketta. To niemal jak kastracja w jej oczach.
Tak, wiem, zrobił to rok czy półtora temu ale wszystko jakby trochę za późno. Mleko już rozlało....
2,345 2020-08-15 13:47:47
Mi się wydaje,że co by nie zrobił to i tak był w czarnej d. i był plasterkiem.Tak Maku Backett kiedyś pisał,że Pani D. powiedziała mu iż rozważa powrót do ojca Dziecka mimo że wiedziała że ma Rodzinę.Malo tego tam chyba też przyszło na świat Dziecko jak pamiętam.
2,346 2020-08-15 14:35:43
Jak się kocha to wiele rzeczy (w sumie nawet istotnych) nie ma znaczenia.
A jak się nie kocha jednak, to...
2,347 2020-08-15 16:24:33
Hmm a Backett pewnie i tak po tym weekendzie wróci z nową nadzieją i poczuciem wiary w przyszłość niczym zdobywca trofeum, żeby za chwilę zostać zdyskwalifikowanym jednym nie wiem czy Cię kocham!!!
2,348 2020-08-15 16:39:20
Hmm a Backett pewnie i tak po tym weekendzie wróci z nową nadzieją i poczuciem wiary w przyszłość niczym zdobywca trofeum, żeby za chwilę zostać zdyskwalifikowanym jednym nie wiem czy Cię kocham!!!
Myślę, że spokojnie do końca wakacji nadzieja go nie opuści:
Wczoraj wyskoczyła z propozycją wyjazdu w przyszły weekend, a w ten na żagle.
2,349 2020-08-15 16:54:09
I tak do kolejnych wakacji:)
2,350 2020-09-10 15:52:22
Rzecz w tym, ze co dla jednych jest oczywiste i fajne w związku, dla innych juz nie jest.
Z tego co pamietam to nie tak, ze orzez caly zwiazek ojciec dziecka ukrywal rodzinę, chyba szybko to wyszlo, oni wrszli w zwiazek, ktory Tobie wydaje sie dziwny i caly czas go umniejszasz, a ona jednak zaszla z nim w ciąże i chciala się związać.
To że dla Ciebie ta relacja byla nieprawdziwa, to Twoja subiektywna ocena.
Teraz wspólczujesz jej byłym partnerom, uznajac ze to ona miala złe oczekiwania, a Twoje rozumienie związku jest lepsze.
Znajdż kogos kto mysli jak Ty, takich kobiet jest sporo.Jak ktoś się czuje osaczony, to jest to osaczanie i już.
Ja bym się czula. Tylko tyle, ze szybko takiego Pana wyzwolila.
Nie Elu, to nie moja subiektywna relacja, tylko Jej słowa. Zresztą ważne to jest dla mnie tylko w kontekście jej osobowości i umiejętności tworzenia i dbania o relację. Temat byłego nie istnieje od ponad roku, ma ustalone widzenia raz w tygodniu, w dzień powszedni, kiedy oboje jesteśmy w pracy.
Zarzuca mi się tu, że ją osaczam, że pragnę ciągłej uwagi. Nie, chcę normalnego związku, o związek trzeba dbać. Ja mam swój świat, zawodowy i pasji, Ona ma swój. I cieszę się z tego, to dla mnie ważne, miałem już kobiety uwieszone na mnie i co oczywiste - traciły w moich oczach. Nie bez przyczyny wspieram ją w decyzji kolejnej specjalizacji, mimo że będzie jeszcze mniej czasu przez rok.
I tu do sedna. Jest nadopiekuńczą matką, drżącą o dziecko, lękową. Dziecko jest w centrum uwagi, w centrum wszechświata, wszystko kręci się wokół niego i uważni czytelnicy może pamiętają, że wplatam ten wątek raz na jakiś czas. Zaakceptowałem brak wyjazdów tylko we dwoje (bo babcia nie umie się zajmować dzieckiem, daje tony słodyczy, puszcza cały czas bajki i pozwala na wszystko), brak już nawet randek (bo ojciec dziecka od roku nie przyjeżdża w weekend), czas na seks czy rozmowy są tylko wieczorami, ale często jesteśmy zwyczajnie tak umęczeni dniem, że padamy na twarze. No właśnie, metody wychowawcze powodują, że np. po pracy nie możemy porozmawiać co u nas, bo dziecko natychmiast przerywa, żąda (!) żeby z nim się bawić (mimo że wcześniej bawił się sam). Ja wtedy proszę żeby dorosłym nie przerywał, że skończymy rozmawiać i z nim się pobawimy, że też potrzebujemy chwili dla siebie. 4,5-latek wg mnie musi to rozumieć. Mama natomiast neguje co mówię, przerywa rozmowę ze mną i leci zająć się dzieckiem. Doprowadza mnie to do szału. Cały nasz świat kręci się wokół dziecka. Ja uważam że średniak-przedszkolak powinien znać swoje miejsce w domowej hierarchii, powinien posprzątać po sobie zabawki, nie wymuszać wszystkiego rykiem, umieć zachować się przy stole, jeść sam (mama często karmi...nadal), umieć zająć się sobą jak chcemy porozmawiać albo mamy gości (przerywa notorycznie w środku rozmowy dorosłych i wymyśla głupoty zeby zwracano na niego uwagę). Jestem wychowany inaczej, bezstresowe wychowanie dla temperamentnego jedynaka uważam za szkodliwe - wyrasta samolub egoista z postawą roszczeniową. Cierpi też nasz związek. Mama przychodzi w ciągu dnia przytulić się do mnie, to przytulamy i całujemy się kilka sekund, bo młody natychmiast jest przy nas i albo wciska się między nas i przytula oboje (słodkie, ale...), albo odciąga któreś z nas do zabawy. Ostatnio nawet...nasikał na podłogę w łazience żeby nas odciągnąć od przytulania na łóżku. Mama niestety nie stawia granic, zawsze jest na wezwanie dziecka, wszędzie martwi się że dziecko poczuje się odrzucone. Pobłażliwość mamy powoduje też, że jak jesteśmy we dwoje, dziecko jest jeszcze bardziej krnąbrne, nie słucha, a ostatnio nawet jak ja mu coś nakazuję, np. posprzątanie zabawek, to leci do matki i skarży. Co robi mama? Pomaga mu sprzatać, ale tak...że sama sprząta. I robi mi wyrzuty że podnoszę głos na dziecko.
No i niestety kłócimy się na tym tle bardzo. Kocham tego szkraba jak własne, poświęcam mu mnóstwo energii, część mojego życia kręci się wokół niego - ale właśnie - część! W centralnym punkcie powinni być dla siebie partnerzy. Dziecko musi patrzeć na dobrą relację, gdzie partnerzy dbają o siebie. To zaprocentuje w dorosłym życiu. Ja swoich rodziców widziałem kochających się (moja partnerka...nie...wychowywana przez zapracowaną mamę i babcię) i pamiętam jak dobrze się z tym czułem. Rodzice mieli też swoją przestrzeń, nie wchodziłem do sypialni bez pukania czy nie przerywałem gdy rozmawiali o pracy. I wszystko to było naturalne. Dla mojej partnerki to odrzucanie dziecka.
No i niestety, sinusoida relacyjna jak zawsze. Przez to nie idziemy do przodu, stoimy w miejscu. Jest fajnie, miło, czuję się kochany (tak), jest dobry seks, po czym następuje jakiś wyzwalacz - ostatnim było...moje zwrócenie uwagi dziecku, że nie rzuca się kurtki na podłogę, tylko wiesza na wieszaku. Gdybym był tylko z nim, to by powiesił bez problemu po zwróceniu uwagi. teraz olał mnie i poleciał bawić się samochodem - samochód zabrałem i poprosiłem jeszcze raz. Była afera, poskarżył się mamie, mama kurtkę powiesiła, a mnie ofukała, bo dziecko zmęczone i ma prawo rzucać na podłogę. No ja prdl...Uniosłem się, zrobił się konflikt. Co ciekawe, ona jest jak chorągiewka, przyznaje mi rację na spokojnie, ale w sytuacjach konfliktowych twierdzi ze kompletnie ze mną się nie zgadza. Gdy na spokojnie rozmawiamy i pytam się jak w końcu jest, to twierdzi że wie że mam rację, ale ona czuje inaczej i matkuje intuicyjnie. I jest w zgodzie ze sobą wtedy. Wczoraj powtórka z rozrywki, przez cztery godziny próbowałem porozmawiać o pewnym zagadnieniu w mojej pracy. Dwa razy próbowałem, po kilku minutach rozmowy dziecko porzucało swoją zabawę i jęczało żebyśmy się z nim bawili. Oczywiście mama od razu leciała budować klocki. A ja zostawałem w środku zdania. Wieczorem ponownie wywaliłem wszystko z siebie, co o tym myślę. Z jej strony...płacz, że jesteśmy inni, że się nie dogadamy, że dziecko jest dla niej najważniejsze na świecie i nie potrafi inaczej. I że przez te kłótnie wypala się uczucie między nami i rośnie frustracja i wzajemny gniew - no tak jest, krytykujemy się wzajemnie coraz częściej, powrót czułości i namiętności wymaga czasu i spokoju przez jakiś czas. Co wiąże się z tym, że akceptuję model wychowawczy który jest mi obcy - bezstresowe wychowanie, brak zasad i obowiązków i mamusia która we wszystkim wyręcza i stawia dziecko na piedestale. rośnie nam król maciuś I, który krzyczy "ja tu rządzę!" (serio!).
Się rozpisałem, ale musiałem to z siebie wyrzucić. Kompletnie nie mam komu się zwierzyć
przy okazji, Rox - gdybym grał dzieckiem jak twierdzisz, to bym powielał jej model wychowawczy. bo co mi zależy?
2,351 2020-09-10 16:19:30
to przychodż na noc, zrelaksowany, skoro wcześniej nie ma tam dla Ciebie miejsca.
2,352 2020-09-10 16:26:02 Ostatnio edytowany przez beckett (2020-09-10 16:28:26)
No, świetne rozwiązanie Gdyby mi zależało na luźnej relacji opartej na namiętności, to OK. Ale ja chcę tworzyć rodzinę, kocham też młodego, mamy swoje męskie sprawy, wprowadzam go w świat i sprawia mi to radość. To naprawdę fajny chłopak i jak jestem z nim sam na sam, to nie mam z nim problemów, jest zadowolony, współpracujący i nie roszczeniowy. Co utwierdza mnie zresztą w przekonaniu że mój styl wychowania jest słuszny.
Młody mówi o nas "rodzice". Nie wyobrażam sobie, żebym teraz przeflancował się na Nocnego Kochanka.
I to nie jest tak, że dla mnie nie ma miejsca - bo jest. Nie chodzi też o to, jak ja się czuję, tylko o różnice w wychowywaniu, które generują cykliczne konflikty. W sumie od...początku. Ale w miarę rozwoju dziecka, przybierają na sile, bo i Młody coraz bardziej rozpycha się łokciami chcąc rządzić nami. No i mamą de facto rządzi i nie widzi w niej autorytetu. We mnie widzi tylko jak jesteśmy we dwóch.
2,353 2020-09-10 16:37:21
No, świetne rozwiązanie
Gdyby mi zależało na luźnej relacji opartej na namiętności, to OK. Ale ja chcę tworzyć rodzinę, kocham też młodego, mamy swoje męskie sprawy, wprowadzam go w świat i sprawia mi to radość. To naprawdę fajny chłopak i jak jestem z nim sam na sam, to nie mam z nim problemów, jest zadowolony, współpracujący i nie roszczeniowy. Co utwierdza mnie zresztą w przekonaniu że mój styl wychowania jest słuszny.
Młody mówi o nas "rodzice". Nie wyobrażam sobie, żebym teraz przeflancował się na Nocnego Kochanka.
I to nie jest tak, że dla mnie nie ma miejsca - bo jest. Nie chodzi też o to, jak ja się czuję, tylko o różnice w wychowywaniu, które generują cykliczne konflikty. W sumie od...początku. Ale w miarę rozwoju dziecka, przybierają na sile, bo i Młody coraz bardziej rozpycha się łokciami chcąc rządzić nami. No i mamą de facto rządzi i nie widzi w niej autorytetu. We mnie widzi tylko jak jesteśmy we dwóch.
Ani ojciec, ani partner, ani alfa, ani tym bardziej nocny kochanek. W każdej dziedzinie jesteś "prawie", a to jak wiadomo robi ogromną różnicę. Nawet nie wiadomo co wybrać, żeby ci dopier... ić. Z tym wcześniejszym postem o relacji z dzieckiem jestes nawet zabawny. Jakis obcy facet próbuje wprowadzac modele wychowawcze:) nadal nie widzisz, ze ty tam jesteś bardziej za drzwiami niż w środku?
2,354 2020-09-10 17:53:31 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-09-10 22:38:18)
Backett w kwestii Dzieci myślę,że bardzo blisko mi do podejścia Pani D. Co prawda nie wychowuję bezstresowo ale też bym się jeżyła gdyby ktoś ustawiał mi Dzieci.Tak się nad tym zastanowiłam dlaczego???? Myślę,że dlatego że to nie ich ojciec. Poza tym ją rozumiem.Dużo czasu spędza w pracy ,ja też więc mi też żal każdej chwili i bez Dzieci się nie ruszam,nie podrzucam na wyjazdy,mam poczucie odpowiedzialności, że to moje Dzieci i dla żadnego faceta tego nie zmienię!
2,355 2020-09-10 19:32:58 Ostatnio edytowany przez beckett (2020-09-10 19:34:55)
Beka, uważam że nie jestem jakimś tam obcym facetem. 2.5 roku jestem przy małym, od jego maleńkosci. To nie ja ustawiłem zasady funkcjonowania całej trójki, zadziało się to samo przy akceptacji, a nawet radości mojej partnerki z powodu tego jaką z młodym mamy relację. Nie wiem jakie masz doświadczenia w kwestii rodzin patchworkowych, ale nie da się nie wychowywać dziecka w takim ukladzie. Nawet nie robiąc nic, w pewien sposób wychowujesz, bo pokazujesz dziecku model relacji i dorosłą wersję mężczyzny, którym wie że sam jest. Stanowią wzór do którego się odnosi i od tego nie uciekniesz, tworząc przeżywają rodzinę. To odpowiedzialność i trzeba mieć tego świadomość.
Co do kwestii gdzie jestem, to szanuję Twoje zdanie, ale niestety moja partnerka od samego początku była zafiksowana na dziecku i nadskakiwała mu, nie wymagała nic i i niosła konfliktów. Moje miejsce nie ma tu nic do rzeczy.
Chio, wcale nie pracuje tak dużo. Wychodzi średnio 6h dziennie, plus kilka minut dojazdu do pracy. Zauważ że piszę że zaakceptowałem fakt braku wyjazdów we dwoje I narzekam na ciągłe spięcia w kwestii różnic wychowawczych. Jeszcze żebyśmy mogli ustalić wspólny front. Ale nie da się. Mówi jedno, robi drugie. Zero konsekwencji, brak ustalonych zasad, brak granic stawianych dziecku. Próbuję się dostosować ale raz na jakiś czas pękam i jest afera.
2,356 2020-09-10 23:11:09
Beckett, Ty kompletnie nie masz granic, szacunku do siebie, swojego i jej zycia. Ten związek to katastrofa. Włazisz w butach w wychowanie nie swojego dziecka, udajesz przed sobą „rodzine i tatusia”, których de facto nie ma, żyjesz jakimiś wyobrażeniami na temat związku i tego jak wasza relacja powinna wyglądać, zaciskasz razem z nią zeby i udajesz, ze to jeszcze ma sens funkcjonować. Tragedia chłopie. Ja bylalabym Tobą zmęczona po 5 minutach, Ty kompletnie jestes oderwany od rzeczywistości.
2,357 2020-09-11 06:18:46
Znowu Beckett wrzucasz te same problemy, którymi się karmisz i które zaciemniają obraz tego, że ona Ciębie nie chce, nie kocha. Tutaj jest sedno problemu, a nie te wszystkie bzdety dookoła. I dlatego Ty nie masz swojego miejsca: męża, ojca, partnera i kochanka. Z tego chleba nie będzie, bo nie ma sedna tej relacji. A wyciąganie tych wszystkich zapchaj dziur-problemów jest budowaniem w sobie zapory przed dotarciem prawdy - Was nie ma. Odpuść ten związek, otwórz rękę i wypuść ptaszka, daj spokój temu dziecku, nie manipuluj nim jak kukiełką. Masz z dzieckiem dobrą relację? Byłoby cudownie, gdyby ona także Cię chciała i kochała. Ale skoro ona ciebie nie chce i nie kocha to robienie dzieciakowi wody z mózgu jest okrutne i jest wykorzystywaniem dziecka do osiągnięcia Twojego celu.
Wiem, brzmi okrutnie.
Zostaw ją, zostaw jej dziecko, zostaw jej matkę w spokoju. Przestań nimi wszystkimi manipulować. Oddal się do swojego życia i buduj je od nowa. To Twoje zadanie, a nie trwanie na siłę tam, gdzie nie ma dla Ciebie miejsca.
Przestań sam sobie zaciemniać obraz, tkwić w matni gówno=problemów.
Zajmij się sobą i swoim życiem.
2,358 2020-09-11 09:09:47 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-09-11 09:15:00)
Znowu Beckett wrzucasz te same problemy, którymi się karmisz i które zaciemniają obraz tego, że ona Ciębie nie chce, nie kocha. Tutaj jest sedno problemu, a nie te wszystkie bzdety dookoła. I dlatego Ty nie masz swojego miejsca: męża, ojca, partnera i kochanka. Z tego chleba nie będzie, bo nie ma sedna tej relacji. A wyciąganie tych wszystkich zapchaj dziur-problemów jest budowaniem w sobie zapory przed dotarciem prawdy - Was nie ma. Odpuść ten związek, otwórz rękę i wypuść ptaszka, daj spokój temu dziecku, nie manipuluj nim jak kukiełką. Masz z dzieckiem dobrą relację? Byłoby cudownie, gdyby ona także Cię chciała i kochała. Ale skoro ona ciebie nie chce i nie kocha to robienie dzieciakowi wody z mózgu jest okrutne i jest wykorzystywaniem dziecka do osiągnięcia Twojego celu.
Wiem, brzmi okrutnie.
Zostaw ją, zostaw jej dziecko, zostaw jej matkę w spokoju. Przestań nimi wszystkimi manipulować. Oddal się do swojego życia i buduj je od nowa. To Twoje zadanie, a nie trwanie na siłę tam, gdzie nie ma dla Ciebie miejsca.
Przestań sam sobie zaciemniać obraz, tkwić w matni gówno=problemów.
Zajmij się sobą i swoim życiem.
Zgadzam się z tym co napisała Faja. Ty moim zdaniem podświadomie wiesz, że ona Cię nie kocha, zresztą wprost Ci to powiedziała dlatego swoje frustracje najpierw przerzucałeś na ojca dziecka a teraz na dziecko. Tyle, że z dzieckiem nigdy nie wygrasz. Dla matki ZAWSZE będzie ono najważniejsze. Poza tym nie zapominaj o tym, że nie jesteś jego ojcem i nie zmieni tego fakt, że dziecko mówi na Was "rodzice". Nie wiem na ile ona rzeczywiscie jest nadopiekuńczą matką a na ile Ty sam pewne rzeczy wyolbrzymiasz. Ciągle walczysz o swoją pozycję w tym układzie ale cokolwiek byś nie robił, nie przynosi to oczekiwanego skutku.
Ciągle piszesz jak ważne dla Ciebie jest przekazywanie dziecku modelu relacji i "dorosłą wersję mężczyzny" i tym próbujesz manipulować ich oboje dlatego podtrzymuję, że jednak grasz dzieckiem właśnie w ten sposób. Ty chcesz tym ugrać swoją pozycję, by ona okazywała Ci więcej czułości (przecież dziecko powinno widzieć jak dorośli ludzie się kochają) i stawiać Twoje zdanie na pierwszym miejscu (dziecko musi widzieć w Tobie autorytet) ale jak sam widzisz to nie działa. Dla niej syn był i będzie najważniejszy, a Twoje zdanie mało ważne.
Zapewne pamiętasz porównanie ojca i kochanków/partnerów do kapitana i majtków. Ojciec zawsze będzie w jego życiu i to on najprawdopodobniej jest/będzie dla niego autorytetem, nie Ty. Ciebie za chwilę w ich życiu może nie być, a po Tobie może być jeszcze kilku takich Beckettów.
Wiesz, że mój A. też jest ojcem, podczas gdy ja nie mam własnych dzieci i powiem Ci szczerze, że nie ważna płeć czy wiek, dla rodzica zawsze dziecko jest najważniejsze. Też mi czasem ręce opadają jak widzę jak jego córka niemal wodzi go za nos. Tatusiu zrób mi to, tatusiu ja chcę to... a on jest niemal na każde jej zwołanie. A ona mimo, że wychowała się jako jedynaczka to jednak w pełnej rodzinie. Niemniej ja w ich relacje nie mieszam, nie mówię mu jak ma dziecko wychowywać i nie rywalizuję z jej matką o autorytet. Widzę, że ona bywa o mnie zazdrosna, o jego czas, atencję i czułość, którą mi okazuje. Sam A. przyznał, że wcześniej tak nie zachowywała, tzn mieli bliską relację ale raczej mówiła do niego per "stary" a teraz "tatusiu", chce częściej spotykać, nawet przytulać itd. Nie wiem z czego to wynika, może dziecko podświadomie się obawia, że nowy partner (rodzica) im go zabierze, że przestanie nim interesować, kochać. Także jak sam widzisz, wiek dziecka nie ma tu większego znaczenia.
2,359 2020-09-11 09:41:26
....dlatego powinno się budować relację z dzieckiem, a nie zamykać się tylko na partnerkę, a resztę mieć w pośladkach. taka prawda. ojciec jest nadrzędny w głowie dziecka a ty jesteś podrzędny, ale chodzi tutaj o to by dać mu do zrozumienia, że jesteś dla niego i on jest wazny dla ciebie. mimo wszystko. powinno to dziecko czuć że jest kochane. przykro mi to mówić, ale musisz zdać sobie sprawę, że nie ty tu jesteś w tej relacji najwazniejszy tylko ono. jeżeli będziesz robił zamieszanie, wiadomo że partnerka będzie chciała jak najbardziej komfortowego życia dla dziecka i tylko oddalasz się od niej gdy zaczynasz toczyc pianę o to wszystko. wydaje mi się, że nie jesteś na tyle dojrzały by być w takim związku albo nie rozumiesz że nie jesteś pępkiem świata dla niej. wszystko musi mieć zdrowe korzenie i zdrowy balans, więc porozmawiaj z nią by go po prostu wyprowadzić.
2,360 2020-09-11 10:21:08
Ja się z tą nadrzędnoscią więzi krwi za wszelką cenę nie zgadzam.
Ale tu kwestia jest inna, że luba Becketta po prostu za mało szanuje, by liczyć się z jego zdaniem ws wychowania dzieci.
Jak się razem mieszka, to jakiś front wspólny wobec dzieci małych oczywiście trzeba przyjąć.
Dorosłe to co innego.
2,361 2020-09-11 10:45:03
Ja się z tą nadrzędnoscią więzi krwi za wszelką cenę nie zgadzam.
Ale tu kwestia jest inna, że luba Becketta po prostu za mało szanuje, by liczyć się z jego zdaniem ws wychowania dzieci.
Jak się razem mieszka, to jakiś front wspólny wobec dzieci małych oczywiście trzeba przyjąć.
Dorosłe to co innego.
Zgoda, tyle że Beckett kilka tygodni temu uważał ten związek za skończony, zresztą nie pierwszy raz. Przecież oni nie są małżeństwem, a ona wprost mówi, że go nie kocha. Mimo to Beckett za wszelką cenę chce tam jakąś pozycje ugrać kreując się na osobę, która jako jedyna może przekazać dziecku model relacji i dorosłą wersję mężczyzny (inna sprawa czy słusznie). Zapomina jednak przy tym, że swoimi wybuchami złości i forsowaniem własnych zasad w ICH DOMU w końcu zniechęci do siebie i dziecko i matkę, co zresztą już ma miejsce. Dziecko przecież to widzi i jak tak dalej będzie, to zacznie go traktować jak wroga, już skarży. Ja się wcale nie dziwię, że matka ostatecznie i tak zawsze stanie po stronie dziecka.
Gdyby oni tworzyli normalną relację, rodzinę, kochali i szanowali nawzajem, to takich sytuacji by nie było.
Szacunku, autorytetu i miłości nie zdobędzie się nakazami, zakazami czy manipulacją. Po prostu.
2,362 2020-09-11 10:48:37
Beckett, Ty kompletnie nie masz granic, szacunku do siebie, swojego i jej zycia. Ten związek to katastrofa. Włazisz w butach w wychowanie nie swojego dziecka, udajesz przed sobą „rodzine i tatusia”, których de facto nie ma, żyjesz jakimiś wyobrażeniami na temat związku i tego jak wasza relacja powinna wyglądać, zaciskasz razem z nią zeby i udajesz, ze to jeszcze ma sens funkcjonować. Tragedia chłopie. Ja bylalabym Tobą zmęczona po 5 minutach, Ty kompletnie jestes oderwany od rzeczywistości.
Och oczywiście. Mieszkaj razem 2,5 roku, dokładaj się do utrzymania dziecka (ojciec nigdy nie dał grosza, nie płaci alimentów), usypiaj, wstawaj w nocy, spędzaj z nim czas żeby Twoja partnerka miała chwilę oddechu dla siebie, organizuj zabawy, dodatkowe zajęcia, ucz, kochaj i bądź uważny na jego potrzeby. Ale od wychowania chamie to wara!
Jeszcze raz, żeby było jasne. Granice ustaliła moja partnerka i dała mi szybko pełne prawo do wychowania. Zachęciła do tego wręcz. Sęk w tym że różnimy się w tym wychowywaniu mocno.
2,363 2020-09-11 10:53:07
Ela210 napisał/a:Ja się z tą nadrzędnoscią więzi krwi za wszelką cenę nie zgadzam.
Ale tu kwestia jest inna, że luba Becketta po prostu za mało szanuje, by liczyć się z jego zdaniem ws wychowania dzieci.
Jak się razem mieszka, to jakiś front wspólny wobec dzieci małych oczywiście trzeba przyjąć.
Dorosłe to co innego.Zgoda, tyle że Beckett kilka tygodni temu uważał ten związek za skończony, zresztą nie pierwszy raz. Przecież oni nie są małżeństwem, a ona wprost mówi, że go nie kocha. Mimo to Beckett za wszelką cenę chce tam jakąś pozycje ugrać kreując się na osobę, która jako jedyna może przekazać dziecku model relacji i dorosłą wersję mężczyzny (inna sprawa czy słusznie). Zapomina jednak przy tym, że swoimi wybuchami złości i forsowaniem własnych zasad w ICH DOMU w końcu zniechęci do siebie i dziecko i matkę, co zresztą już ma miejsce. Dziecko przecież to widzi i jak tak dalej będzie, to zacznie go traktować jak wroga, już skarży. Ja się wcale nie dziwię, że matka ostatecznie i tak zawsze stanie po stronie dziecka.
Gdyby oni tworzyli normalną relację, rodzinę, kochali i szanowali nawzajem, to takich sytuacji by nie było.
Szacunku, autorytetu i miłości nie zdobędzie się nakazami, zakazami czy manipulacją. Po prostu.
Nie, nie mówi że nie kocha. Mówiła że się waha, że ma wątpliwości bo się różnimy. Mówiła też że kocha. Zresztą, czuję różnie. Po spięciach oddalamy się bardzo i powrót emocjonalny trwa od kilku dni nawet do paru tygodni. I tak, zgadzam się że tak być nie powinno i mnie to boli. Czasem czuję brak szacunku jako do faceta. Kiedyś miałem u niej wielki autorytet, aż przesądzony wg mnie. Teraz jest różnie. Dlaczego? Myślę że jestem zbyt oddany.
2,364 2020-09-11 11:22:58 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-09-11 11:33:00)
Nie, nie mówi że nie kocha. Mówiła że się waha, że ma wątpliwości bo się różnimy. Mówiła też że kocha. Zresztą, czuję różnie. Po spięciach oddalamy się bardzo i powrót emocjonalny trwa od kilku dni nawet do paru tygodni. I tak, zgadzam się że tak być nie powinno i mnie to boli. Czasem czuję brak szacunku jako do faceta. Kiedyś miałem u niej wielki autorytet, aż przesądzony wg mnie. Teraz jest różnie. Dlaczego? Myślę że jestem zbyt oddany.
Nie wiem dlaczego tak jest. Wątpię by tu chodziło o oddanie. Myślę, że początkowo wyglądało to inaczej bo wiadomo stan fascynacji czy zakochania robi swoje, ale jak tylko przyszło zmierzyć się z problemami dnia codziennego, okazało się, że na tej płaszczyźnie zupełnie nie potraficie dogadać. Ty początkowo pewnie kreowałeś się na samca alfa, który zapewni jej tzw. silne męskie ramię, poczucie stabilizacji, pełnej rodziny itd. Jednak rzeczywistość szybko to zweryfikowała. Najpierw poległeś w konfrontacji z ojcem dziecka, potem doszły coraz częstsze wybuchy i narastająca frustracja. Problem ojca został rozwiązany idealnie jeśli ten rzeczywiście ma widzenia pod nieobecność D. Teraz mam wrażenie, że walczysz z dzieckiem. Frustruje Cię to, że nie jesteś najważniejszy, że Twoje potrzeby są pomijane. Te wybuchy z powodu tego, że dziecko przerwało Wam rozmowę czy czułości moim zdaniem wynikają w dużej mierze z niskiego poczucia wartości.
Jesteście ze sobą tylko 2,5 roku a piszesz, że po kłótni czasem tygodniami trwa u Was powrót emocjonalny. Kompletnie nie potrafię sobie tego wyobrazić... Ja z A. też czasem kłócimy ale u nas powrót emocjonalny nie trwa dłużej niż kilka h. Też nigdy nie miałam wątpliwości, że go kocham, nawet jak byłam za coś wściekła na niego. Emocje, emocjami, ale "miłość" to jest coś constans i jakaś kłótnia czy nieporozumienie nie powinny powodować takiego oddalenia. Dziwna ta Wasza relacja czy raczej współuzależnienie bo miłości i szacunku w niej na pewno nie ma.
Edit: A, przepraszam, raz miałam sytuację, kiedy rzeczywiście kilka tyg. (2-3) potrzebowałam by sobie pewne rzeczy poukładać w głowie i zastanowić czy chcę z nim być, a było to prawie już rok temu po tym jak mi powiedział o nieślubnym dziecku. Wtedy rzeczywiście ten powrót emocjonalny trochę trwał. Czasem dobrze wyciszyć emocje, spojrzeć z boku by świadomie podjąć decyzję. Wy natomiast nie dość, że takie akcje macie dość często, to ciągle stoicie w miejscu, a nawet cofacie coraz bardziej męcząc ze sobą.
2,365 2020-09-11 13:57:18
Masz rację. Zastanawiam się nad co piszesz i tak...W głębi serca mam właśnie poczucie niskiej wartości w jej oczach. I może tak być że walczę o swoją pozycję. I faktycznie jest tak, że jak się czuję w tej relacji dobrze, to spięć mamy mniej. Ja podchodzę spokojniej do różnic w wychowaniu, wtedy też ona jest skłonna przyznawać mi rację i łatwiej o wspólny front.
Nie umiem chyba sobie z tym poradzić. Tak wiele złego się wydarzyło w tej relacji, sporo wycierpiałem. Sam siebie chyba nie postrzegam jako dobrego partnera. Wiem że ona chciała dobrze, starała się, ale ja chyba ciągle podświadomie chcę żeby mi wynagrodziła cały mój ból.
2,366 2020-09-11 14:32:21 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-09-11 14:34:21)
Masz rację. Zastanawiam się nad co piszesz i tak...W głębi serca mam właśnie poczucie niskiej wartości w jej oczach. I może tak być że walczę o swoją pozycję. I faktycznie jest tak, że jak się czuję w tej relacji dobrze, to spięć mamy mniej. Ja podchodzę spokojniej do różnic w wychowaniu, wtedy też ona jest skłonna przyznawać mi rację i łatwiej o wspólny front.
Nie umiem chyba sobie z tym poradzić. Tak wiele złego się wydarzyło w tej relacji, sporo wycierpiałem. Sam siebie chyba nie postrzegam jako dobrego partnera. Wiem że ona chciała dobrze, starała się, ale ja chyba ciągle podświadomie chcę żeby mi wynagrodziła cały mój ból.
Wydaje mi się, że wasz 'związek' jeszcze się toczy tylko i wyłącznie na oparach tych pierwszych kilku miesięcy, kiedy ta Wasza 'miłość' wybuchła. Ty się zachłysnąłeś tym jak bardzo jej zależało i tym, że to Ciebie wybrała. W życiu codziennym jednak od samego początku nie potrafiliście się zgrać. Dla osoby nie mającej dzieci, kobieta z dzieckiem + dochodzący ojciec, w dodatku żonaty kochanek, nie np. ex partner/mąż, to może być zbyt wiele.
Ty też przecież chciałeś dobrze, starałeś ale... kolejne wydarzenia i problemy tylko potęgowały Twoją frustrację. Stałeś się nerwowy co tylko rodziło coraz częstsze konflikty. Ty chciałeś wprowadzać swoje zasady, ona żyć według swoich. Ty chciałeś by ci te wszelkie przykrości wynagrodziła, a ona zamiast na Tobie, jest w 200% skupiona na dziecku, podważa Twoje zdanie itd.
Tak naprawdę to Ty chyba od początku nie czułeś się zbyt pewnie. Najpierw unikałeś konfrontacji z ojcem, potem pozwalałeś na kolejne przesuwanie swoich granic, aż ostatecznie straciłeś szacunek w jej oczach, co zresztą było do przewidzenia.
Takie związki są szalenie trudne, pewnie gdybyś i Ty miał dziecko łatwiej by Wam było na pewnych płaszczyznach porozumieć. Ja mam o tyle łatwiej, że dzieci A. nie mieszkają z nim na co dzień, ale... jest milion rzeczy/spraw z nimi związanych, które pośrednio i mnie dotykają. Staram się zachować zdrowy balans między wparciem a dystansem. Na pewno jest trudniej z małym dzieckiem, które potrzebuje ciągłej uwagi/opieki, choć i z dorosłym też różnie bywa.
2,367 2020-09-11 16:59:38 Ostatnio edytowany przez beckett (2020-09-11 17:00:19)
Wiesz, na początku to ja poczułem się zbyt pewnie właśnie. I chciałem ustawić sobie życie z nią wg własnych reguł. Chodziło przede wszystkim o kwestie ojca biologicznego, gdzie ówczesna sytuacja była dla mnie nie do zaakceptowania. Pamiętasz watek radeusza. Trochę mnie ośmieliła do tego, stawiając mnie na piedestał, dając całą siebie (Trochę za szybko i za bardzo) i wypuszczając mnie do swego życia. Dość powiedzieć że już miesiącu znajomości i wspólnych wakacjach odezwała mi młodego pod opiekę, mogłem z nim jeździć do zoo i na wycieczki, czego np. nie robił biologiczny ojciec. Dała mi kredyt zaufania, a ja zacząłem stawiać szybko warunki, myśląc już o białym domku o którym tyle mówiła. Najpierw chciałem uregulować sytuację i naciskalem, co ją zaczęło odsuwać. Sytuację rozwiązała, ale zajęło to kolejny rok.
2,368 2020-09-11 18:06:25
No właśnie "za szybko, za bardzo". Z jednej strony poczułeś się zbyt pewnie i myślałeś, że skoro jej tak bardzo zależy, to Ty i Twoje zdanie, komfort, są na pierwszym miejscu, ale z drugiej chyba nie zdawałeś do końca sprawy na co się piszesz i jak to wszystko wygląda od środka.
Ja poniekąd rozumiem i Ciebie i ją bo każde z Was miało swoje racje i pewnie dobre intencje ale... Wasze potrzeby, podejście do życia, Waszego związku i wychowywania dziecka totalnie się rozbiegły.
Ty nie masz dzieci więc trudniej Ci było i nadal jest ją zrozumieć zarówno w kwestii relacji z ojcem dziecka, jak i podejściu do wychowywania małego.
Czytasz to forum, obserwujesz ludzi wokół, popatrz ile jest nawet mężów, którzy czują się odsunięci po narodzinach dziecka. Ty chciałeś cieszyć się Waszą miłością, namiętnością, budować z nią wspólne gniazdko ale...najpierw na drodze do Waszego "szczęścia" stał ojciec dziecka, a teraz ono samo bo jest w centrum uwagi. A Twoim zdaniem powinieneś być Ty.
Ja nie twierdzę, że Twoje uwagi co do jej nadopiekuńczości nie są zasadne ale zapominasz o tym, że to ona jest filarem bezpieczeństwa dla tego dziecka. Ty dziś jesteś, ale jutro może Ciebie nie być. Ojciec też jest tylko z doskoku i cała odpowiedzialność za nie spoczywa na niej. Ja mimo, że sama nie mam dziecka, to ją rozumiem, że dla niej ono jest ważniejsze. Rozumiem też, że chcesz wprowadzać jakąś dyscyplinę ale nie rozumiem Twoich wybuchów. U kogo dziecko ma znaleźć pocieszenie czy wsparcie, jak nie u matki? Nie wiem czy byłoby lepiej gdybyście oboje go strofowali. Jakiś balans musi być, tak mi się wydaje. Jak sam piszesz, kiedy jesteście sami to Cię słucha ale jak ma matkę obok to do niej biegnie po wsparcie.
Trochę to wygląda na jakąś rywalizację o jej atencję. Mnie osobiście dziwi Twoja reakcja, te wybuchy bo o ile jeśli chodziło o ojca, to wiadomo, że było to zrozumiałe i zasadne, tak o 4-latka, już nie.
Pamiętasz jak pisałeś kilka msc temu, że nie wiesz co ona musiałaby zrobić, byś poczuł, że Twoje poświęcenie zostało docenione, by się zrehabilitowała? Tu był i jest wciąż problem. Chyba oczekiwałeś, że skupi głównie na Tobie, a tak się nie stało. Wcześniej nad Twój komfort przedkładała relacje ojca z dzieckiem a teraz samo dziecko.
Przyznam szczerze, że przez masę podobieństw Twój wątek wiele mnie nauczył. Dlatego ja nic mojemu A. nie obiecywałam, nie dążyłam do tego by zaraz mieszkać razem, tylko na spokojnie się docierać w nowej dla mnie rzeczywistości. Zobaczyć jak się odnajdę w tej patchworkowej rodzinie. Co prawda nie ma on dzieci na co dzień ale z drugiej strony tych 'rodzin' do pogodzenia mam(y) dwie (2-ka dzieci, dwie matki).
Ty się dziwisz, że małe dziecko 'walczy' z Tobą o atencję matki ale u mnie dorosła już córka A. też to robi wobec ojca. Czy jestem o nią zazdrosna? Nie. Czy uważam, że ją rozpieszcza? Tak. No ale to jego dziecko.
Zazdrosna byłam jak jego ex żona nagle chciała do niego wrócić, milion pretekstów by się spotkać w spr niby ślubu ich córki ale on to szybko ukrócił i dał jej do zrozumienia, że powrót nie wchodzi w grę. Jestem jego pewna i to daje mi siłę i chęci by znosić pewne niedogodności związane z jego dziećmi. To małe jego dziecko też już poznałam, jego matkę również. Nie chowałam za krzakiem
Na pewno byłoby łatwiej gdyby nie miał takiego bagażu ale ma... Za bardzo go kocham i mi na nim zależy by z tego powodu rezygnować, tym bardziej, że widzę, że on robi wszystko bym czuła komfortowo, na tyle na ile to możliwe. Ja też nie wymagam od niego ciągłej atencji i nawet jak teraz większość wolnego czasu poświęca pomagając córce w ogarnianiu nowego gniazdka, nie czuję zazdrosna czy 'zaniedbana'.
2,369 2020-09-11 19:11:14
Masz dużo racji. Ale muszę zaznaczyć że nie chodzi o strofowanie. Ja nie krzyczę, nie strofuję, nie podnoszę głosu. Dziecko nie wyprowadza mnie z równowagi, a krzyk rodzica to krzyk bezsilności, to utrata panowania nad sobą. Chodzi o pewne zasady i minimum konsekwencji. Ja naprawdę pozwalam na dużo, zresztą w kwestii aktywności dziecka pozwalam na dużo więcej niż mama, która ciągle się przejmuje że dziecku się coś stanie na placu zabaw, na basenie czy na rowerku. Ja daję więcej przestrzeni, bo dziecko jej potrzebuje. Tu na szczęście jest zgoda i jakiś mój wkład.
Ale ciężko mi akceptować, kiedy ulega się dziecku po zrobieniu przez niego afery, że pozwala się na przerywanie dorosłym, że mówi się jedno (a propos np. rzucania ubrań na podłogę czy nie sprzątania zabawek, a po całym dniu w domu jest armageddon) a robi drugie. Dziecko wg mnie musi mieć kilka zasad, których przestrzegamy. Uważam, ze to wyjdzie na dobre. Tu zasad konsekwentnych nie ma w ogóle. Mamy podobny przykład wśród znajomych, naszych przyjaciół. Tam jest tak samo, walka o wychowywanie dziecka trwała kilka lat, po czym mąż-ojciec odsunął się od wychowywania i ogólnie ich małżeństwo z tego powodu nie jest zbyt...kwitnące. A siedmiolatek...no cóż, roszczeniowy i włażący na głowę matce.
Niemniej, masz rację że to nie jest clu problemu w tym związku.
2,370 2020-09-11 19:32:28
Gdyby między Wami wszystko było ok, to i w innych sprawach poukładałoby się. A nie jest ok i chyba nie będzie. I nawet chyba nie jest istotne: dlaczego?
Bo liczy się skutek i efekt.
Jesteś zbyt ugodowy, zbyt starający się, a kobieta lubi samca ALFA. Jeśli ona będzie Cię szanowała, to przerzuci się to na wszystko inne. Więc bądź po prostu sobą, nie staraj się tak bardzo, i albo będzie w prawo, albo w lewo. Rób tylko to, co uważasz za słuszne, i zobacz, co się podzieje.
Im bardziej uważasz, tym trudniej o konfrontacje i przetarcia.
2,371 2020-09-11 19:47:11
Gdyby między Wami wszystko było ok, to i w innych sprawach poukładałoby się. A nie jest ok i chyba nie będzie. I nawet chyba nie jest istotne: dlaczego?
Bo liczy się skutek i efekt.
Jesteś zbyt ugodowy, zbyt starający się, a kobieta lubi samca ALFA. Jeśli ona będzie Cię szanowała, to przerzuci się to na wszystko inne. Więc bądź po prostu sobą, nie staraj się tak bardzo, i albo będzie w prawo, albo w lewo. Rób tylko to, co uważasz za słuszne, i zobacz, co się podzieje.
Im bardziej uważasz, tym trudniej o konfrontacje i przetarcia.
Jakiś czas temu rozmawiałem z nią na ten temat. Pytałem jak to się stało, że kiedyś stałem na piedestale, była wpatrzona jak w obrazek, byłem autorytetem we wszystkim kwestiach - co zresztą mnie trochę przerażało, bo jestem tylko człowiekiem i popełniam błędy, nie jestem też wszechwiedzący. No a potem, zacząłem z tego piedestału spadać. Przestała mi nawet ufać w kwestii jazdy samochodem, zaczęła się bać - a nieskromnie powiem że samochodami jeżdżę wyczynowo 20 lat i wyznaję zasadę prędkości bezpiecznej. Pierdoła, ale symptomatyczna.
Odpowiedziała że z każdym facetem miała tak samo. Najpierw, zanim poznała dobrze, tworzyła sobie wyobrażenie idealne, a potem przy najdrobniejszych wpadkach, przestawała nagle uważać faceta za autorytet. I póki wyobrażenie miała w głowie i mogła sobie większość historii sama tworzyć w głowie - była zakochana w tej iluzji. Koniec był zawsze taki sam, stawała się chłodna, mniej zainteresowana, przestawała okazywać szacunek i zrywała, albo facet zrywał zmęczony sytuacją.
Powiedziała też coś, co jej powiedziała psycholog. Że ma cechy osobowości zależnej. Że za mało ufa sobie (o tak, jest kompletnie niedecyzyjna, niezdecydowana), że zawsze szuka autorytetu na którym się chce oprzeć całkowicie. I ten autorytet musi być doskonały, nieomylny, postępujący bezbłędnie. Zapomnisz założyć dziecku czapki w chłodniejszy dzień - leżysz chłopie.
2,372 2020-09-11 20:30:20 Ostatnio edytowany przez Roxann (2020-09-11 21:12:57)
Masz dużo racji. Ale muszę zaznaczyć że nie chodzi o strofowanie. Ja nie krzyczę, nie strofuję, nie podnoszę głosu. Dziecko nie wyprowadza mnie z równowagi.
No nie wiem, lubisz zaklinać rzeczywistość, to wiemy, a jeszcze kilka postów wyżej pisałeś:
Co robi mama? Pomaga mu sprzatać, ale tak...że sama sprząta. I robi mi wyrzuty że podnoszę głos na dziecko .
No i niestety kłócimy się na tym tle bardzo.
Czyli jednak podnosisz głos na dziecko. Zresztą kilka razy sam przyznałeś, że jesteś 'narwany'.
Już nawet nie o to chodzi ale o Twoją konsekwencję w myśleniu i czynach. Mnóstwo wcześniejszych wypowiedzi w tym wątku dotyczyło Twoich nazwijmy to 'nieścisłości'. Raz coś piszesz, a potem temu zaprzeczasz. Oczywiście to jest tylko forum ale jeśli jesteś też taki w codziennym życiu, to z Tobą musi być mega trudno. Sam na tych wielu str wątku raz mówiłeś o sobie jako samcu alfa by zaraz stwierdzić, że Twoje poczucie wartości jest poniżej p.m.
Pamiętasz pewnie jak choćby BEKAśmiechu przekładał Twoje posty na ludzki język, nie mówiąc o Anderstudzie.
Nie wiem z czego wynika to, że raz piszesz jedno a potem temu zaprzeczasz. Tak jakby najpierw szły emocje a potem tuszowanie rzeczywistości. Może sam siebie oszukujesz by tylko nadal tkwić w tej jednak chyba toksycznej relacji i udawać, że niby wszystko ok.
Raz piszesz, że powiedziała, że nie kocha, a potem, że jednak kocha albo nie wie czy kocha, że nie czujesz się doceniany, szanowany ale zaraz potem piszesz, że czujesz kochany i że tam jest miejsce dla Ciebie.
Nie wiem czy kocha czy nie wie czy kocha (jak nie wie to nie kocha moim zdaniem). No bo jak można kochać kiedy spięcia są co chwilę a po nich potrzebujecie dni, nawet tygodni by wrócić do siebie emocjonalnie. Znów na chwilę.
Oboje jesteście w jakimś stopniu od siebie uzależnieni i wiecie, że to nie to i póki ktoś nie powie "basta!" albo nie znajdzie kogoś innego, to tak będziecie się bujać. Jesteście tak naprawdę 'nową/młodą' parą, to zaledwie 2,5 roku związku, a problemy już po kilku msc, jak przy 20-stoletnim stażu co najmniej.
Moim zdaniem zbyt wyidealizowałeś panią D. i to jej zaangażowanie. Popatrz, sam jej zarzucałeś, że myliła zauroczenie z miłością. Dlaczego miałoby być inaczej w Twoim przypadku? Z ojcem dziecka też pewnie szybko zakochała i chciała mieć dziecko. Nawet go nie sprawdziła. A może i sprawdziła tylko to przemilczała, koleżanka za to ją wyręczyła jak i w poswataniu Was.
Ty jednak bardzo ładnie ją ze wszystkiego tłumaczyłeś by wyszło na to, że jednak Ty jesteś najlepszą partią i Cię doceniła i pokochała i tylko z Tobą ten domek chciała budować... nie zważając na to, że z poważnej Pani doktor robisz totalną amebę co nawet komputera i Internetu nie ma, nie mówiąc o tym, że nie wiedziała skąd dzieci biorą.
Twoje oczekiwania, to zaklinanie rzeczywistości, teraz się czkawką odbija.
Ani ona taka niewinna ani Ty żaden samiec alfa.
Poczułeś się tak przez chwilę na początku znajomości ale potem szybko zostałeś sprowadzony na ziemię. Zresztą nie musiałeś być sprowadzany bo te fruwanie w obłokach to tylko Twoja wyobraźnia. Już wtedy musiałeś mieć niskie poczucie własnej wartości skoro tak deprecjonowałeś ojca dziecka i bałeś konfrontacji z nim.
Przyznam szczerze, że i ja też miałam 'stres' przed spotkaniem z jedną jak i drugą matką dzieci A. Mało to komfortowe ale wzięłam to na klatę bo niby dlaczego mam się ukrywać? Bać? Tu też trochę chodzi o zaznaczenie swojej pozycji i pewności w relacji. Ja naprawdę Ci się dziwię, że kiedy ona chciała byś go poznał/skonfrontował z nim, Ty wolałeś stać "za krzakiem" i na nią zrzucić odpowiedzialność unormowania relacji z nim. Moim zdaniem wtedy już straciłeś swój status 'alfa' jeśli taki miałeś nawet w jej wyobrażeniu.
Ja A. tego nie narzucałam ale kiedy mnie o to poprosił, nie odmówiłam bo dla mnie to oznaka i szacunku i też 'pozycji', choć przecież nie o nią tu chodzi ale wiadomo o czym mówię - jesteśmy razem więc i w takich momentach. I przyznam, że tym m.in. zdobył moją pewność co do niego, że jego intencje są szczere i traktuje mnie poważnie. On potem przyznał, że z jego strony było podobnie i źle by się czuł z tym gdybym odmówiła.
A może Twój wątek mnie do tego skłonił bo serio też nie byłam ani skora ani chętna by te jego ex poznawać... poznawać może za duże słowo ale skonfrontować.
Edit: A i on mnie bardzo wspiera w moich relacjach z rodzicami. To ewenement, naprawdę. I też za to go kocham i cenię.
2,373 2020-09-11 23:50:51 Ostatnio edytowany przez beckett (2020-09-11 23:53:31)
Oj, znowu budujesz rozbudowaną konstrukcję na bazie mojego niedopowiedzenia. Nie krzyczę nigdy na dziecko. To co ona uważa za krzyk, dla mnie jest stanowczym i silnym głosem, gdy kilka razy nie reaguje na polecenie np. umycia zębów. To Ona krzyczy wtedy kiedy dziecko ją wyprowadzi z równowagi naprawdę drze się jak tylko baba potrafi. A potem siebie nienawidzi
ja konsekwencją takich sytuacji unikam. Młody wie że jak ja coś zapowiadam, to nie ma negocjacji, odwrotów, jęczenia. Jest czas na mycie zębów to myjemy. Jest czas na spanie to śpimy.
Dalej...raz mi powiedziała że mnie nie kocha. We wrześniu 2019 roku. Pisałem o tym na forum. Wycofywała się z tego później, że tak czuła w danym momencie. Potem podczas kryzysów w odpowiedzi na moje pytanie o miłość odpowiadała że nie wie. Albo że miłość to za mało, jeszcze trzeba się dogadywać. Niemniej, rozwalało mnie to i wzmagało poczucie niepewności w tym związku, które to sednem problemu chyba jest.
Co do sytuacji z ojcem dziecka, to był jej wybór a nie mój. Na początku fakt, nie chciałem konfrontacji, wolałem poczekać aż sama unormuje sprawę. Potem.chcialem i...związek się skończył z wiadomych powodów. Do dziś mnie przeprasza za sytuację, która stworzyła i żałuję tego. I wiem że to szczere. Powtarza ze nie warto było. Bo wierzyła w niego jako ojca i ich więź, broniła tego jak lwica, ale to było tylko w jej głowie i przez to rozwaliła związek.
Ale to już nieważne, mamy to za sobą. Choć może nie do końca bo mam poczucie krzywdy.
2,374 2020-09-12 07:40:17
Oj, znowu budujesz rozbudowaną konstrukcję na bazie mojego niedopowiedzenia. Nie krzyczę nigdy na dziecko. To co ona uważa za krzyk, dla mnie jest stanowczym i silnym głosem, gdy kilka razy nie reaguje na polecenie np. umycia zębów. To Ona krzyczy
wtedy kiedy dziecko ją wyprowadzi z równowagi naprawdę drze się jak tylko baba potrafi. A potem siebie nienawidzi
ja konsekwencją takich sytuacji unikam. Młody wie że jak ja coś zapowiadam, to nie ma negocjacji, odwrotów, jęczenia. Jest czas na mycie zębów to myjemy. Jest czas na spanie to śpimy.
Dalej...raz mi powiedziała że mnie nie kocha. We wrześniu 2019 roku. Pisałem o tym na forum. Wycofywała się z tego później, że tak czuła w danym momencie. Potem podczas kryzysów w odpowiedzi na moje pytanie o miłość odpowiadała że nie wie. Albo że miłość to za mało, jeszcze trzeba się dogadywać. Niemniej, rozwalało mnie to i wzmagało poczucie niepewności w tym związku, które to sednem problemu chyba jest.
Co do sytuacji z ojcem dziecka, to był jej wybór a nie mój. Na początku fakt, nie chciałem konfrontacji, wolałem poczekać aż sama unormuje sprawę. Potem.chcialem i...związek się skończył z wiadomych powodów. Do dziś mnie przeprasza za sytuację, która stworzyła i żałuję tego. I wiem że to szczere. Powtarza ze nie warto było. Bo wierzyła w niego jako ojca i ich więź, broniła tego jak lwica, ale to było tylko w jej głowie i przez to rozwaliła związek.
Ale to już nieważne, mamy to za sobą. Choć może nie do końca bo mam poczucie krzywdy.
"Stanowczy u silny głos" - hahhhahaha juz widzę, jak z kijem w tyłku w poczuciu budowania silnego męskiego wzorca stawiasz granice młodemu i na to wchodzi twoja luba i gasi cię jak peta niwecząc twoje zapędy:))) W jakim ty świecie żyjesz? Jesteś pierwszy w kolejce, który usłyszy: "Odpier... się! Nie jesteś moim ojcem!". A ten twój związek, ta sinusoida, te twoje niedopowiedzenia - wszystko na siłę. Słusznie Rox zauwazyla, że jesteście 2,5 roku, a problemów jak w toksycznym 20 letnim małżeństwie. W całej tej swojej epopei Radeusza i Becketta przypominasz sobie kogokolwiek, kto napisałby: "Super relacja, super zwiazek! Inwestuj w to, bo warto!"? Wszyscy ci piszą, żebyś odpuścił, bo wszystko wskazuje na to, że jesteście niedopasowani. Ona nie jest dla ciebie, to nie przyniesie ci ujmy gdy to zrozumiesz, jak już odejdziesz będziesz zadowolony i szczęśliwy. Oczywiście na ten moment wybierasz opcję rojeń i fantazji a więc trwanie w tym bagienku. Życzę powodzenia...
2,375 2020-09-12 10:40:50
Oj, znowu budujesz rozbudowaną konstrukcję na bazie mojego niedopowiedzenia. Nie krzyczę nigdy na dziecko. To co ona uważa za krzyk, dla mnie jest stanowczym i silnym głosem, gdy kilka razy nie reaguje na polecenie np. umycia zębów. To Ona krzyczy
wtedy kiedy dziecko ją wyprowadzi z równowagi naprawdę drze się jak tylko baba potrafi. A potem siebie nienawidzi
ja konsekwencją takich sytuacji unikam. Młody wie że jak ja coś zapowiadam, to nie ma negocjacji, odwrotów, jęczenia. Jest czas na mycie zębów to myjemy. Jest czas na spanie to śpimy.
Dalej...raz mi powiedziała że mnie nie kocha. We wrześniu 2019 roku. Pisałem o tym na forum. Wycofywała się z tego później, że tak czuła w danym momencie. Potem podczas kryzysów w odpowiedzi na moje pytanie o miłość odpowiadała że nie wie. Albo że miłość to za mało, jeszcze trzeba się dogadywać. Niemniej, rozwalało mnie to i wzmagało poczucie niepewności w tym związku, które to sednem problemu chyba jest.
Co do sytuacji z ojcem dziecka, to był jej wybór a nie mój. Na początku fakt, nie chciałem konfrontacji, wolałem poczekać aż sama unormuje sprawę. Potem.chcialem i...związek się skończył z wiadomych powodów. Do dziś mnie przeprasza za sytuację, która stworzyła i żałuję tego. I wiem że to szczere. Powtarza ze nie warto było. Bo wierzyła w niego jako ojca i ich więź, broniła tego jak lwica, ale to było tylko w jej głowie i przez to rozwaliła związek.
Ale to już nieważne, mamy to za sobą. Choć może nie do końca bo mam poczucie krzywdy.
Znów to robisz. Raz piszesz jedno a potem sobie zaprzeczasz czy też interpretujesz tak aby obrócić kota ogonem.
Nagle to ona sobie wymyśla, że krzyczysz na dziecko, kiedy Ty tylko mówisz stanowczo, sama za to wydziera się na nie, za to Ty uważasz, że daje mu wejść sobie na głowę.
Powiedziała, że nie kocha ale to było rok temu potem wycofała bo właściwie miłość nie jest najważniejsza, za to broniła ojca i ich więź jak lwica... ale to było tylko w jej głowie. Czy Ty widzisz co Ty piszesz?
Naprawdę nie dociera do Ciebie, że ona Cię nie kocha? Myślisz dlaczego broniła ojca dziecka jak lwica? A Ciebie ma w głębokim poważaniu? Dokładnie tak, bo go kochała, nie Ciebie, i to, że musiała odpuścić nie ma większego znaczenia bo gdyby wtedy odszedł od żony, od razu poszedłbyś w odstawkę. Ona sama przyznaje, że miłość nie jest najważniejsza, a co to oznacza? Ano to, że jest z Toba z braku laku by nie być sama i dlatego wygląda to jak wygląda. Jej nie zależy, ot trzyma sobie Ciebie na orbicie bo jej tak wygodnie.
Och oczywiście. Mieszkaj razem 2,5 roku, dokładaj się do utrzymania dziecka (ojciec nigdy nie dał grosza, nie płaci alimentów), usypiaj, wstawaj w nocy, spędzaj z nim czas żeby Twoja partnerka miała chwilę oddechu dla siebie, organizuj zabawy, dodatkowe zajęcia, ucz, kochaj i bądź uważny na jego potrzeby.
2,376 2020-10-06 21:00:18
Oj, widzę, że historia znowu zatoczyła koło
2,377 2020-10-13 17:25:37
No właśnie nie. Rozstałem się z nią 2 tygodnie temu. Bywam jednak u niej 2-3 razy w tygodniu. Odwiedzam Młodego, jest ze mną związany bardzo. Ale czuję że tak tego nie da się ciągnąć.
Oczywiście pani doktor tęskni do mnie, szuka bliskości, stara sie o mnie dbać, twierdzi że nie dałem jej czasu by ułożyć się na terapii (sic!), próbuje rozmawiac na temat kompromisu w wychowaniu dziecka (jakby to byl glowny problem...). Trzymam się jednak obranego kursu i nie daję się złapać w te same sidła. Bo byłaby powtórka z rozrywki.
2,378 2020-10-13 17:36:41
"Rozstałem się z nią 2 tygodnie temu. Bywam jednak u niej 2-3 razy w tygodniu.". Nie wierzę - jesteś nie do podrobienia:))) "Historia lubi sie powtarzać, raz jako tragedia, a drugim razem jako farsa".
2,379 2020-10-13 17:41:40 Ostatnio edytowany przez IsaBella77 (2020-10-13 18:22:38)
Koleś, daj mi spokój. I tak mnie ta sytuacja dużo kosztuje, choć spokojniejszy jestem, bo w końcu mam jasność sytuacji i trzymam.się decyzji.
Dla tego dzieciaka jestem "rodzicem". Sytuacja jest bardzo trudna i spędza mi sen z powiek. Tu nie obejdzie się bez strat. Więc wulgaryzm daruj sobie.
2,380 2020-10-13 17:59:48
Koleś, daj mi spokój. I tak mnie ta sytuacja dużo kosztuje, choć spokojniejszy jestem, bo w końcu mam jasność sytuacji i trzymam.się decyzji.
Dla tego dzieciaka jestem "rodzicem". Sytuacja jest bardzo trudna i spędza mi sen z powiek. Tu nie obejdzie się bez strat. Więc wulgaryzm daruj sobie.
Jak myślisz Sherlocku, dlaczego dużo cie kosztuje? Może dlatego, że jestes zwyczajnie niekonsekwentny i sam siebie oszukujesz? Jak mozna zerwać z kimś i odwiedzac jednocześnie i to pod przykrywką troski o nieswoje dziecko? Tak bardzo chciałbyś być samcem alfa, a jesteś smutnym żartem.
2,381 2020-10-13 18:23:25
Ach jej.
2,382 2020-10-13 18:29:43
No właśnie nie. Rozstałem się z nią 2 tygodnie temu. Bywam jednak u niej 2-3 razy w tygodniu. Odwiedzam Młodego, jest ze mną związany bardzo. Ale czuję że tak tego nie da się ciągnąć.
Oczywiście pani doktor tęskni do mnie, szuka bliskości, stara sie o mnie dbać, twierdzi że nie dałem jej czasu by ułożyć się na terapii (sic!), próbuje rozmawiac na temat kompromisu w wychowaniu dziecka (jakby to byl glowny problem...). Trzymam się jednak obranego kursu i nie daję się złapać w te same sidła. Bo byłaby powtórka z rozrywki.
Gdybyś się rozstał to byś tam nie bywał. Jak dla mnie ona i Ty przeciągacie rozstanie na zasadzie a może się złamie i ustąpi.
Dajcie sobie teraz czas tak z miesiąc i odpocznijcie sobie od siebie.
2,383 2020-10-13 18:49:50
Nie chcę kolejnego powrotu. Nie chcę kolejnego miesiąca miodowego, a potem powrotu jej huśtawek, wahań i wątpliwości. Konfliktów o wychowanie dziecka. Życia w zawieszeniu. Nie. To że jej się teraz coś wydaje, nie robi już na mnie wrażenia.
Młodego zabieram na nasze wspólne zajęcia albo jestem z nim jak ona jest w pracy. Po położeniu go spać wychodzę. Z zaproszeń, np. na niedzielę, nie korzystam.
2,384 2020-10-13 18:55:18
Nie chcę kolejnego powrotu. Nie chcę kolejnego miesiąca miodowego, a potem powrotu jej huśtawek, wahań i wątpliwości. Konfliktów o wychowanie dziecka. Życia w zawieszeniu. Nie. To że jej się teraz coś wydaje, nie robi już na mnie wrażenia.
Młodego zabieram na nasze wspólne zajęcia albo jestem z nim jak ona jest w pracy. Po położeniu go spać wychodzę. Z zaproszeń, np. na niedzielę, nie korzystam.
Trochę to dla mnie dziwne - opiekujesz się nie swoim dzieckiem.
Zdajesz sobie sprawę że mieszasz mu w głowie? oczywiście nie celowo.
2,385 2020-10-13 19:07:05
Namieszaliśmy mu przez ostatnie 2.5 roku. Odkąd pamięta to jestem. Teraz ma 4.5 roku i jestem stałym elementem jego życia. I zaczyna do mnie docierać że tak być nie może na dłuższą metę. Ogólnie tragedia. I to poważna.
2,386 2020-10-13 19:10:27
Namieszaliśmy mu przez ostatnie 2.5 roku. Odkąd pamięta to jestem. Teraz ma 4.5 roku i jestem stałym elementem jego życia. I zaczyna do mnie docierać że tak być nie może na dłuższą metę. Ogólnie tragedia. I to poważna.
Klasyczne przecenianie swojej ważności dla innych. Dzieciak ma 4,5 roku, jeszcze nie jednego "wujka" pozna, a ciebie bedzie pamietał jak przez mgłę. Tym bardziej, że jesteś niestabilny, więc nic wielkiego nie straci.
2,387 2020-10-13 19:34:51
Gówno wiesz i sam wiesz gdzie byłeś. Żal mi Ciebie, zimny cyniku.
2,388 2020-10-13 19:57:57
Panowie. Czy ja Was mogę prosić?
2,389 2020-10-13 20:05:15
Backett ten Chłopiec ma już ojca. Nie mieszaj mu w głowie. Myślę,że Ty bardziej potrzebujesz to Dziecko niż ono Ciebie. Daj im żyć, odetchnąć od siebie!!!
2,390 2020-10-13 20:10:38
Ma/nie ma. Raz w tygodniu na 2-3 godziny puszczania bajek.
Ale masz rację. Moja rola powinna tu się skończyć.
Siły mi dodaje nie wchodzenie w jej "grę". A bywało z tym słabo
2,391 2020-10-13 20:58:55
Szkoda, że Kolegi anderstuda już tu nie ma rzekłby to swoje słynne: "A nie mówiłem"
Powiem Ci beckett, żę chyba w końcu poczułeś ulgę. Skończyło się to wszytko, tylko o wiele za późno.DObrze, żę to dostrzegłeś w porę, tylko z jakiej racji to dziecko odwiedzasz? Jeśli ona zechce, to w każdej chwili da CI do zrozumienia, że nie jesteś mile widziany w jej życiu i życiu jej dziecka. Przecież on już ma ojca, więc ma mieć dwóch ojców i do tego jeszcze z doskoku?
2,392 2020-10-13 21:18:21
Gówno wiesz i sam wiesz gdzie byłeś. Żal mi Ciebie, zimny cyniku.
Mam dzieci, więc coś tam jednak wiem. Jeżeli ja jestem zimnym cynikiem, to ty kim jesteś, skoro odwiedzasz dziecko kobiet z którą podobno nie jesteś? Jeszcze o takim kuriozum nie słyszałem, żeby obcy facet łaził do dziecka kobiet z którą kiedys był. Chyba, że dziecko jest tylko wymówką, pretekstem? Ale jak by to świadczyło o tobie...
2,393 2020-10-13 22:06:04
Beckett
Niestety, sam siebie oszukujesz. Wykorzystujesz dziecko, aby matka zabiegała o ciebie. Ale i ta karta się zgrywa. Coraz bardziej.
Ty masz za każdym obrotem koła coraz mniej wszystkiego.Coraz więcej wymyka Ci się z rąk. Aż w końcu zostaną Ci puste ręce.
Zrób dla nich coś dobrego i w tym tygodniu pojedź tam tylko dwa razy, w następnym dwa razy (ale krócej) w kolejnym tylko raz, potem raz (ale jeszcze krócej). Aż w końcu dotrze do was wszystkich, że nie jesteś tam potrzebny. Zrób to dla tego dziecka, dla niej, dla siebie wreszcie. Skończ ten teatr, ten chory taniec.
Daj szanse sobie, ale dopiero po rocznej samotności i po konkretnej terapii, bo jej bardzo potrzebujesz.
2,394 2020-10-14 09:27:33
Nie wykorzystuję dziecka, by zabiegała o mnie. Nie korzystam z jej napływu uczuć do mnie i chęci powrotu. Wczoraj po raz kolejny powiedziałem jej, że ja już nie chcę, że boję się powrotu do tego samego, że nie chcę bliskości.
Serio tak trudno zrozumieć że nie będąc ojcem biologicznym można silnie związać się z dzieckiem, mieszkając z nim i wychowujące od maleńkosci?
Wiem że muszę rozluźnić kontakty aż do całkowitego wygaszenia. Innej możliwości nie ma. Nie zamierzam tworzyć niezdrowych dla siebie i dzieciaka układów.
2,395 2020-10-14 09:33:36
Już je stworzyłeś.
Zrozumiała jest więź i uczucie bliskości w stosunku do małego, jednak to co robisz jest MEGA niezdrowe i niestosowne.
Próbowałam wyobrazić sobie sytuację, w której do mojego domu, na spotkania z moim dzieckiem, przychodzi jeden z moich byłych partnerów.
Nie będący ani ojcem tego dziecka, ani moim obecnym partnerem, znajomym, czy kolegą - co mogłoby usprawiedliwiać takie kontakty.
I nijak nie mogę sobie stworzyć obrazu, w którym coś takiego mogłoby funkcjonować.
Świadomie pomijam tutaj fakt, że matce dziecka, która dopuszcza do takich spotkań, z całą pewnością brakuje rozumu i rozsądku. Jednak ktoś z Was w obecnej sytuacji tym rozsądkiem musi się wykazać.
Czyżby to miał być 4,5 letni chłopczyk?
2,396 2020-10-14 09:39:28 Ostatnio edytowany przez beckett (2020-10-14 09:39:56)
Jestem zapraszany. Wysyła mi zdjęcia dziecka, dzwoni.Dziecko pyta kiedy przyjadę. Mamy też zajęcia na które chodzimy we dwóch.
Rozstałem się z nią 2 tygodnie temu dopiero. Mi też nie jest łatwo odciąć to w jednej chwili. Ale wiem co muszę zrobić. Spokojnie.
2,397 2020-10-14 09:56:11
Myślę, że możesz wyrządzić temu dziecku ogromną krzywdę jeśli bedziesz dalej obecny w jego życiu. Sam bardzo zżyłem się z dziećmi mojej drugiej żony, co prawda byly trochę starsze, bo jak sie rozstaliśmy to miały 8 i 5 lat, też je odwiedzałem, uważały mnie za swojego tatę, pytały kiedy będę. Jak pojawił się nowy mężczyzna w życiu mojej bylej żony to te dzieci praktycznie zniszczyły ten związek. Obwiniały mamę, nie uznawały i byly okropne dla nowego partnera. Nie powinieneś pielęgnować relacji z tym dzieckiem, póki jeszcze takie młode.
2,398 2020-10-14 09:57:40
Również ciężko mi sobie wyobrazić taką sytuację: skoro ani nie jestem ojcem dziecka ani obecnym partnerem to z jakiej racji mam to dziecko odwiedzać? Jeśli rzeczywiście chcesz stopniowo się od tego wszystkiego odciąć, to chyba trzeba juZ powoli zaczynać, bo cały ten dramat będzie się toczył w nieksończoność.
Swoją drogą teraz chyba widać dobitnie, żę ta kobieta, z którą byłeś miała w sobie cechy jakby dwóch różnych osób. Cąly czas miało się wrażenie, że włącza dany moduł działania, w zalezności od tego, co chce osiągnąć. Raz przyciaga a raz odpycha i tak w kółko.
2,399 2020-10-14 10:06:33
Wg jej terapeutki ma cechy osobowości zależnej i lęk przed bliskością. Niby chodzi na terapię, ale to już trzecia w ciągu ostatnich 2 lat. Tę pewnie też porzuci i nic się nie zmieni. Nie mam złudzeń.
2,400 2020-10-14 10:28:21
Wg jej terapeutki ma cechy osobowości zależnej i lęk przed bliskością. Niby chodzi na terapię, ale to już trzecia w ciągu ostatnich 2 lat. Tę pewnie też porzuci i nic się nie zmieni. Nie mam złudzeń.
Niech sobie ma co tam chce. Jeśli przez tyle czasu nie chciała się z tym uporać, a jedynie stawiała zasłony dymne, to i nadal tak będzie.
Czego jednak nie ma, albo z czym w moim odczuciu ma problemy - to normalne, zdrowe podejście do dziecka. Takie matki, które świadomie robią swoim dzieciom duże kuku emocjonalne, to ja słabo szanuję.
2,401 2020-10-14 10:36:56 Ostatnio edytowany przez beckett (2020-10-14 10:37:12)
Będę jej bronił. Ona naprawdę chciała ze mną stworzyć rodzinę. Tylko nie potrafiła. A o swoje dziecko drży aż za bardzo, jest nadopiekuńcza - co wg mnie też nie jest dobre.
2,402 2020-10-14 10:43:56
Wiem, że będziesz jej bronił.
Wszak dokładnie to samo robisz od lat.
Dlatego napisałam wyżej, że wychodzi na to, że najwięcej rozsądku ma w tym układzie 4,5 letni chłopczyk. Z którego też niestety zrobicie zaburzonego neurotyka, wciągając go ... w sumie nie wiadomo na dobrą sprawę w co. Bo ani parą, ani przyjaciółmi, ani znajomymi nie jesteście.
2,403 2020-10-14 10:48:36
Była kobieta autora nie ma żadnego znaczenia, bo nie ma głosu. Jedyne na co ma wpływ autor to swoje własne, karygodne zachowanie. Ubrał się w płaszczyk dobrego ojca(sic!) i gra małym dzieckiem. On sam może to zakończyć, a robi wodę z mózgu 4,5 latkowi. Oczywiście bedzie bronił jak Czestochowy tej pokręconej relacji z dzieckiem, w przeciwnym razie musiałby przyznac jak bardzo odkleil sie od rzeczywistości i jak bardzo manipuluje.
2,404 2020-10-14 11:02:12
Uspokój emocje i czytaj ze zrozumieniem. Nie gram. Byłem w jego życiu codziennie od 2.5.roku. Tak, tak jak powinien ojciec. Dbałem, kochałem, wychowywałem. Nie odejdę z dnia na dzień nagle. Jasne, jeszcze tydzień temu wydawało mi się ze może utrzymanie kontaktu będzie dobre. Ale już wiem że nie. Ani dla mnie ani dla dziecka.
Zrozumiał mnie tylko Miroon, bo sam był w takiej sytuacji i rozumie że wieży krwi czasem nie mają znaczenia i jesteśmy w stanie bardzo zżyć się z dziećmi partnerki, a one z nami.
Tu nie ma dobrych rozwiązań. Są bardziej i mniej złe.
2,405 2020-10-14 11:13:43
Uspokój emocje i czytaj ze zrozumieniem. Nie gram. Byłem w jego życiu codziennie od 2.5.roku. Tak, tak jak powinien ojciec. Dbałem, kochałem, wychowywałem. Nie odejdę z dnia na dzień nagle. Jasne, jeszcze tydzień temu wydawało mi się ze może utrzymanie kontaktu będzie dobre. Ale już wiem że nie. Ani dla mnie ani dla dziecka.
Zrozumiał mnie tylko Miroon, bo sam był w takiej sytuacji i rozumie że wieży krwi czasem nie mają znaczenia i jesteśmy w stanie bardzo zżyć się z dziećmi partnerki, a one z nami.
Tu nie ma dobrych rozwiązań. Są bardziej i mniej złe.
A ty nadal w swojej bajce. Powiedziales kobiecie koniec, to rowniez oznacza koniec z dzieckiem, bo nie jest twoje. Jak widac patologia nie zna granic wykształcenia czy statusu. Oby to dziecko jak najkrócej patrzyło na tę żenadę.