Ale ja nie stosuję zadnych ogranych tricków. Ja wiem czego chcę i jestem szczery, daję jej poczucie stabilności z mojej strony.
Twój wrzesień przesuwa się do końca roku?
A jakiś czasookres masz ? Bo w ten sposób można przez całe lata.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Sprzeczne sygnały eks?
Strony Poprzednia 1 … 29 30 31 32 33 … 41 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Ale ja nie stosuję zadnych ogranych tricków. Ja wiem czego chcę i jestem szczery, daję jej poczucie stabilności z mojej strony.
Twój wrzesień przesuwa się do końca roku?
A jakiś czasookres masz ? Bo w ten sposób można przez całe lata.
Po słowach nie kocham dla prawie każdego wrzesień byłby ostatnim miesiącem w którym siedząc przy herbatce powiedziałby wiesz tak naprawdę to s......
Twój wrzesień przesuwa się do końca roku?
Mój wrzesień miał miejsce dokładnie dwa tygodnie temu, kiedy padło kultowe już na netkobiety.pl NIE KOCHAM CIĘ z ust twojej pańci.
To był moment, gdy ta relacja sięgnęła dna ostatecznego i chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tego dzisiaj kwestionował.
A że ty postanowiłeś to dno przebić i za cenę kilku wspólnych weekendów oraz paru numerków chcesz się przekonać co jest poniżej...
beckett napisał/a:Ale ja nie stosuję zadnych ogranych tricków. Ja wiem czego chcę i jestem szczery, daję jej poczucie stabilności z mojej strony.
Twój wrzesień przesuwa się do końca roku?
Mój wrzesień miał miejsce dokładnie dwa tygodnie temu, kiedy padło kultowe już na netkobiety.pl NIE KOCHAM CIĘ z ust twojej pańci.
To był moment, gdy ta relacja sięgnęła dna ostatecznego i chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie będzie tego dzisiaj kwestionował.
A że ty postanowiłeś to dno przebić i za cenę kilku wspólnych weekendów oraz paru numerków chcesz się przekonać co jest poniżej...
Dla wszystkich jest oczywiste, ze miales racje, ale nie dla Becketta. Teraz jest znowu na fali wznoszącej i po prostu nie przetłumaczysz. Mysli, ze odmowil wyjazdu i cokolwiek to znaczy - to nic nie znaczy! Jak nie poleci, to bedzie mial rozwolnienie przez cały tydzien. Pozniej na dokładkę powinna powrocic pani Doktor i oznajmić: "Mam Cię w dupie, ale jeszcze możesz przypałętać się na śniadanie", a on sobie przetłumaczy: "Ależ ona ma wahania! Co za kobieta - ta jedyna" i wracamy do zabiegania o jej względy.
O rany, to Ty, Beckett, ciut niechronologicznie...
1.
…mam swoje oczekiwania cały czas i z nich nie zrezygnuję
…do tego czasu czułem się kochany bez wątpliwości, a to też moja potrzeba
2.
…moja frustracja się wylewa, na różne sposoby - od trudnych rozmów po dni kiedy zamykam się w sobie i nawet gadać mi się nie chce
…Głupi nie jestem, swoje doświadczenia mam, wiem że jak z nią nie wyjdzie to się zakocham w innej za jakiś czas
…w każdej z moich partnerek czegoś mi brakowało. Tu mam wszystko to, czego potrzebuję
…dlaczego robiłem jazdy (ostre, nie powiem)
…Zacząłem fundować ciche dni, krytykować ją jako pobłażliwą matkę, byłem pełen frustracji
…Ona też stosowała przemoc wobec mnie. Bo zapraszanie mnie do wspólnego życia, oświadczanie że sytuacja ulegnie zmianie, że unormuje sytuację, po czym odkładanie tego w nieskończoność, było fundowaniem mi mocnej, emocjonalnej jazdy. Schizofreniczny związek, plany na ślub, dziecko i równoczesne olewanie mnie w tak fundamentalnej sprawie.
3.
…Tylko że jej emocje nie są stałe
…jestem skłonny przyznać rację, że jak się ma wahania uczuć to znaczy że prawdziwego uczucia nie ma
…Czasem myślę nawet że już nie mam siły jej kochać i nie czuję tego. Moje uczucia wracają, gdy jest bliskość i stabilizacja
…Ja wiem czego chcę i jestem szczery, daję jej poczucie stabilności z mojej strony
4.
…Ona naprawdę nie wie co robić
…Wiem jak ona bardzo się boi że nam nie wyjdzie i dzieciak to bardzo przeżyje
…Na pewno za szybko zacząłem naciskać na wyrugowanie ojca dziecka z naszego życia
…tam mieszkałem przez 8 miesięcy i za każdym razem wychodziłem, kiedy przyjeżdżał ojciec dziecka
To jakieś szaleństwo, Beckett...
Ona MA dziecko, ojciec tego dziecka nie ma chyba ograniczonych praw z tego co zrozumiałam.
Beezbronnymi i pogubionymi ludziami piekło jest wybrukowane Beckett.. Tacy z pokrzywdzoną minką wbiją Ci kiedyś nóż w plecy i będą kręcić.
ale Ty oczywiście jesteś wystarczająco silny by uratować bezbronnego kotka poszkodowanego przez los w dzieciństwie. Wiesz ilu ludzi z nk przerabiało tę bajkę? Ona ma zawsze ten sam koniec.
A ja zadam jedno pytanie, po co Ci to? Czy z psychologiem rozmawiałeś po co walczysz?
W mojej terapii znamienne było to, że szybko określiliśmy co kieruje moją walką o "biedne uciśnione księżniczki" i udało mi się zerwać ze schematem. U Ciebie gadacie o pierdołach a Ty brniesz w tym szambie po szyje. Zastanawiałeś się ile zdrowia Cię kosztuje ta relacja? Jak bardzo niszczy Cię ta toksyczna kobieta?
BTW. Fajnie, że umiesz wskazać swoją winę, tylko zanim będziesz się bił w piersi to kojarzysz takie pojęcie, obce dziwne... "działanie w afekcie". Na moim przykładzie mogę Ci powiedzieć że ciężko mnie wyprowadzić z równowagi, ale miałem w swoim życiu jedną kobietę która potrafiła ze mnie zrobić potwora.
Beckett, czekamy na sprawozdanie - jesteś nam to winien:)
No właśnie, coś długo cisza w temacie
Cicho wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie...
Och, Wy wiecie co ja napiszę, ja wiem co Wy napiszecie, więc po co się produkować
ale niechaj będzie, krótki raport do sztabu kryzysowego:
- na wakacje jednak poleciałem
- poznałem ojca dziecka
- widzenia z eksem uregulowane, zabiera dziecko raz w tygodniu, albo jest z nim kiedy my wychodzimy
- zaczynamy rozmawiać o zamieszkaniu razem -> zamianie mieszkania na większe. ale powoli...
- emocjonalnie jest...bardzo dobrze. jestem spokojny.
- well...usłyszałem sugestię o pomyśle powrotu do tematu zaręczyn.
over.
Hmmm. Czyli, jak to mawiają starożytni Rosjanie - ujowo, ale stabilnie.
Hmmm. Czyli, jak to mawiają starożytni Rosjanie - ujowo, ale stabilnie.
edytowałem posta, ale długo to trwało bo mi młody po głowie skacze
"3 po 3. Jak zawsze. One lecą na dniach, decyzję podjąłem już wcześniej."
VS.
"- na wakacje jednak poleciałem"
Jesteś twardy i konsekwentny - nie ma co.
Bedzie z ciebie laska miala pociechę, tylko musi popracować nad długością smyczy.
"3 po 3. Jak zawsze. One lecą na dniach, decyzję podjąłem już wcześniej."
VS.
"- na wakacje jednak poleciałem"
Jesteś twardy i konsekwentny - nie ma co.
Bedzie z ciebie laska miala pociechę, tylko musi popracować nad długością smyczy.
Przecież wiadomo, że teraz mu wstyd się przyznać jak jest naprawdę. Więc myślników ciąg dalszy.
Nagle wszystko układa, on pojechał mimo, że walizki już panie miały spakowane i ojca dziecka poznał i nagle ten ojciec zabiera dziecko, ciekawe dokąd? Przecież przez monitor czuć, że facet bajki pisze.
Tak, zmieniłem decyzję i sam się z tego śmieję. Ale zmieniłem ją pod wpływem zdarzeń o których napisałem i ... doskonałego cenowo last minute na pięć gwiazdek
Jeśli w związku jest dobrze i wszystko idzie w dobrym kierunku, to dlaczego miałbym nie lecieć?
No kurde blaszka, to chyba trzeba się szykować na ślub i jakieś wesele.
Siedzę obok Roxann, raz dwa trzy zamawiam!
No kurde blaszka, to chyba trzeba się szykować na ślub i jakieś wesele.
Siedzę obok Roxann, raz dwa trzy zamawiam!
Anderstud, idziemy razem! Znając szczęście Becketta ślub też zapewne last minute w 5*
Tak, zmieniłem decyzję i sam się z tego śmieję. Ale zmieniłem ją pod wpływem zdarzeń o których napisałem
I te wszystkie zdarzenia w ciągu kilku dni
To Beckett czas szykować salę, wodzireja i cysternę czystej
Do scementowania takiego związku to trzeba może nawet czegoś mocniejszego. Jak mnie zaprosisz to śliwowicę załatwię
Roxann, o uregulowaniu spraw z eks i o tym że go poznałem pisałem już jakoś na początku września.
Więc to nie jest kwestia kilku dni. Reszta tak. Na dodatek to na razie patykiem po wodzie pisane.
Hmmm stabilność w niestabilności,czy stałość w nie stałości,a może nie stałość w stałości o to jest pytanie??? Najpierw było wywalenie z domu potem przypływ uczuć, potem znowu chęć powrotu do ojca dziecka i znowu przypływ uczuć,potem nie kocham cię a teraz nawet zamieszkanie i ślub.Dla mnie każde z zachowań eskaluje,jest mocniejsze.Co będzie mocniejsze po nie kocham cię bo teraz sinusoida jak rozumiem musi polecieć w dół????
Kurde Beckett - moze ja jednak będę Twoim tłumaczem na tym forum?:)
"Raczej bym obstawiał (realnie położyłbym pieniądze na stół), ze to kolejny etap gry w ktorej tym razem Beckett gra tego niedostępnego, a pani Dr udaje, ze jej zależy. No a nasz Beckett mówi jedno, a wieczorkiem zaśliniony sprawdza w necie gdzie warto wybrać się w rzeczonej destynacji (jak to teraz mówią)."
VS.
"...doskonałego cenowo last minute na pięć gwiazdek."
Twoje gierki to taka taniocha, taki duzy chlopiec. Pani doktor moze przez wlasne problemy nie dostrzega tej słabizny, ale zyczę jej, zeby się ocknęła. Nadajesz się na partnera, jak siodło do świni.
Hmmm stabilność w niestabilności,czy stałość w nie stałości,a może nie stałość w stałości o to jest pytanie??? Najpierw było wywalenie z domu potem przypływ uczuć, potem znowu chęć powrotu do ojca dziecka i znowu przypływ uczuć,potem nie kocham cię a teraz nawet zamieszkanie i ślub.Dla mnie każde z zachowań eskaluje,jest mocniejsze.Co będzie mocniejsze po nie kocham cię bo teraz sinusoida jak rozumiem musi polecieć w dół????
Bardzo prawdopodobne, że dojdzie prędzej czy później do - 'nienawidzę cię', a znając stabilność emocjonalną pani doktor, obstawiam, że dojdzie do tego jednak prędzej niż później.
No też tak myślę Isabella
Kurde Beckett - moze ja jednak będę Twoim tłumaczem na tym forum?:)
"Raczej bym obstawiał (realnie położyłbym pieniądze na stół), ze to kolejny etap gry w ktorej tym razem Beckett gra tego niedostępnego, a pani Dr udaje, ze jej zależy. No a nasz Beckett mówi jedno, a wieczorkiem zaśliniony sprawdza w necie gdzie warto wybrać się w rzeczonej destynacji (jak to teraz mówią)."
VS.
"...doskonałego cenowo last minute na pięć gwiazdek."
Twoje gierki to taka taniocha, taki duzy chlopiec. Pani doktor moze przez wlasne problemy nie dostrzega tej słabizny, ale zyczę jej, zeby się ocknęła. Nadajesz się na partnera, jak siodło do świni.
Pieprzysz. To żadne gierki. Miałem ochotę pojechać, ale nie uznawałem za stosowne jechać "rodzinką plus" w sytuacji niepewności w tej relacji.
Decyzję podjąłem na 12h przed wylotem. I nie muszę wcale być konsekwentny, jeśli czuję inaczej pod wpływem okoliczności.
Chio napisał/a:Hmmm stabilność w niestabilności,czy stałość w nie stałości,a może nie stałość w stałości o to jest pytanie??? Najpierw było wywalenie z domu potem przypływ uczuć, potem znowu chęć powrotu do ojca dziecka i znowu przypływ uczuć,potem nie kocham cię a teraz nawet zamieszkanie i ślub.Dla mnie każde z zachowań eskaluje,jest mocniejsze.Co będzie mocniejsze po nie kocham cię bo teraz sinusoida jak rozumiem musi polecieć w dół????
Bardzo prawdopodobne, że dojdzie prędzej czy później do - 'nienawidzę cię', a znając stabilność emocjonalną pani doktor, obstawiam, że dojdzie do tego jednak prędzej niż później.
Mylisz się. Zachowania wcale nie eskalują, wręcz przeciwnie. Chyba że mówisz o tych pozytywnych rzeczach - to tak, tu wbrew temu za co trzymano szeroko kciuki (mam takie wrażenie, nikt nie lubi się mylić, zwłaszcza tacy hiper twardzi alfa jak ander czy bekaśmiechu), są zdecydowane zmiany. Takie o które walczyłem gdy mieszkaliśmy razem. Poza tym wiele kwestii między sobą układamy o wiele lepiej, zwłaszcza jeśli chodzi o komunikację czy podejście do wychowania dziecka.
Nienawiść to silna emocja. I ma swoje przyczyny.
Jeśli już, to przyjdzie obojętność.
Niestabilność nie jest wieczna, bywa warunkowana czynnikami - w tym przypadku tym, co rozpieprzyło nasz związek, błędami z obu stron, o których też pisałem.
Niestabilność w relacji ma zawsze swój koniec, jakieś rozwiązanie.
Na razie jest jak jest, czuję się w końcu dobrze w tym związku. I ona chyba też, widzę to.
Różnie życie się układa. Niczego nie wykluczam.
Czyli pani doktor wybrała związek z rozsądku - może to i dobrze, w sumie miłość jest trochę przereklamowana
Ona lubi rządzić, a Ty spełniac jej zachcianki. Ona lubi podejmować decyzje, a Ty przekonywać wszystkich " to nasz wspólna decyzja".
Backett im dłużej czytam o Waszym związku i o tym jak on funkcjonuje to wydaje mi się, że rozumiem postępowanie Twojej partnerki. Jej wahania nastrojów i ciągła niepewność wynikają głównie z Twojej postawy i totalnego braku konsekwencji.
Każda kobieta potrzebuje stabilizacji i chce wiedzieć na czym stoi. A Ty niestety dajesz jej totalnie sprzeczne sygnały ( nie jadę a na 12 godzin przed wylotem - jadę, chce wspólnie zamieszkać - jednak nie chcę itp. ) jak ta kobieta ma funkcjonować "normalnie" jak ona jest non stop w sprzecznościach..
Ogarnij się chłopie bo żadna tego nie wytrzyma ..
Chio napisał/a:Hmmm stabilność w niestabilności,czy stałość w nie stałości,a może nie stałość w stałości o to jest pytanie??? Najpierw było wywalenie z domu potem przypływ uczuć, potem znowu chęć powrotu do ojca dziecka i znowu przypływ uczuć,potem nie kocham cię a teraz nawet zamieszkanie i ślub.Dla mnie każde z zachowań eskaluje,jest mocniejsze.Co będzie mocniejsze po nie kocham cię bo teraz sinusoida jak rozumiem musi polecieć w dół????
Bardzo prawdopodobne, że dojdzie prędzej czy później do - 'nienawidzę cię', a znając stabilność emocjonalną pani doktor, obstawiam, że dojdzie do tego jednak prędzej niż później.
BEKAśmiechu napisał/a:Kurde Beckett - moze ja jednak będę Twoim tłumaczem na tym forum?:)
"Raczej bym obstawiał (realnie położyłbym pieniądze na stół), ze to kolejny etap gry w ktorej tym razem Beckett gra tego niedostępnego, a pani Dr udaje, ze jej zależy. No a nasz Beckett mówi jedno, a wieczorkiem zaśliniony sprawdza w necie gdzie warto wybrać się w rzeczonej destynacji (jak to teraz mówią)."
VS.
"...doskonałego cenowo last minute na pięć gwiazdek."
Twoje gierki to taka taniocha, taki duzy chlopiec. Pani doktor moze przez wlasne problemy nie dostrzega tej słabizny, ale zyczę jej, zeby się ocknęła. Nadajesz się na partnera, jak siodło do świni.Pieprzysz. To żadne gierki. Miałem ochotę pojechać, ale nie uznawałem za stosowne jechać "rodzinką plus" w sytuacji niepewności w tej relacji.
Decyzję podjąłem na 12h przed wylotem. I nie muszę wcale być konsekwentny, jeśli czuję inaczej pod wpływem okoliczności.
Jak dla mnie te wszystkie gierki to jakieś desperackie próby zarządzania przez kryzys. Beckett wie, że tylko w taki sposób może coś osiągnąć choćby krótkoterminowo. Musi być drama, jakaś scena, by potem poczuć pozorny triumf. Im większa tym lepiej, dlatego ta "granica" wytrzymałości systematycznie się przesuwa.
Beckett kilka dni przed urlopem był niepewny relacji ale 12h przed już tak... szczególnie jak znalazł super ofertę last minute Zapewne ślub będzie też kolejną, może już ostatnią, kartą przetargową a Beckett do ostatniego momentu będzie Panią Dr trzymał w niepewności. Tylko nie wiem jaka teraz musiałaby być drama, żeby jeszcze to robiło jakieś wrażenie, skoro wszystko już było.
Beckett - DRAMA QUEEN:))) Beckett jest mistrzem pokrętnej logiki. Nikt tu nie trzyma kciuków za to, zeby twoj zwiazek rozleciał się! Raczej wiekszosc wie to, co ty odrzucasz - i tak się rozstaniecie.
A ty:
GŁOS ROZSĄDKU: wdepnąłeś w gówno! BECKETT: Ale jaki ma ładny brązowy kolor!
GR: Ona cię nie kocha!
B: Ona się waha!
GR: Plują na ciebie!
B: Ahhh, jakie orzeźwiające!
GR: Olałaby cię, gdyby tylko ex pstryknął palcem!
B: To nieudacznik, do pięt mi nie dorasta!
GR: Nie będziecie razem!
B: Różnie życie się układa. Niczego nie wykluczam.
I tak dalej. C.D.N, bo Beckett chyba lubi takie szopki, a laska ewidentnie tez ma nie ten tego z emocjami.
I tak dalej. C.D.N, bo Beckett chyba lubi takie szopki, a laska ewidentnie tez ma nie ten tego z emocjami.
Bez wątpienia, ale jak widać oni nie potrafią (już) normalnie funkcjonować. Tam wszystko się zmienia pod wpływem chwili z dnia na dzień. To o czym Chio i IsaBella77 pisały - potrzebne są coraz silniejsze bodźce by ten kryzys (DRAMĘ) wywołać. Beckett pokrętnie tłumaczy sobie, że musi się oddalić, by ona zaczęła za nim biegać. Musiał więc odstawić szopkę, by na urlopie zachłysnąć się jej atencją. Dlatego Beckett czuje, ze teraz jest dobrze w tym związku ale niedługo ta sinusoida zacznie zjazd w dół i nastąpi powtórka z rozrywki. Ciekawe co wtedy Beckett wymyśli by Pani Dr znów zaczęło zależeć?
Nikt tu nie trzyma kciuków za to, zeby twoj zwiazek rozleciał się! Raczej wiekszosc wie to, co ty odrzucasz - i tak się rozstaniecie.
Tylko im dłużej to wszystko będzie trwało, im więcej po drodze się wydarzy, tym trudniej będzie się później pozbierać z podłogi.
Beckett - DRAMA QUEEN:))) Beckett jest mistrzem pokrętnej logiki. Nikt tu nie trzyma kciuków za to, zeby twoj zwiazek rozleciał się! Raczej wiekszosc wie to, co ty odrzucasz - i tak się rozstaniecie.
A ty:
GŁOS ROZSĄDKU: wdepnąłeś w gówno! BECKETT: Ale jaki ma ładny brązowy kolor!
GR: Ona cię nie kocha!
B: Ona się waha!
GR: Plują na ciebie!
B: Ahhh, jakie orzeźwiające!
GR: Olałaby cię, gdyby tylko ex pstryknął palcem!
B: To nieudacznik, do pięt mi nie dorasta!
GR: Nie będziecie razem!
B: Różnie życie się układa. Niczego nie wykluczam.I tak dalej. C.D.N, bo Beckett chyba lubi takie szopki, a laska ewidentnie tez ma nie ten tego z emocjami.
Załatw sobie fuchę tłumacza przysięgłego
Skoro niektórym wystarczają namiastki, zamiast całości, to nie ma się czemu, dziwić, że ten układ jeszcze dalej funkcjonuje. Zwłaszcza życie z dnia na dzień i krótkotrwałe rezultaty, połączone z tryskającym optymiznem, bijącym z niektórych postów typu: "Niczego nie wykluczam". Brzmi to właściwie tak samo, jakby ktoś stwierdził:"Czekam sam na rozwój wypadków, zamiast: "Biorę sprawy w swoje ręce".
BEKAśmiechu napisał/a:I tak dalej. C.D.N, bo Beckett chyba lubi takie szopki, a laska ewidentnie tez ma nie ten tego z emocjami.
Bez wątpienia, ale jak widać oni nie potrafią (już) normalnie funkcjonować. Tam wszystko się zmienia pod wpływem chwili z dnia na dzień. To o czym Chio i IsaBella77 pisały - potrzebne są coraz silniejsze bodźce by ten kryzys (DRAMĘ) wywołać. Beckett pokrętnie tłumaczy sobie, że musi się oddalić, by ona zaczęła za nim biegać. Musiał więc odstawić szopkę, by na urlopie zachłysnąć się jej atencją. Dlatego Beckett czuje, ze teraz jest dobrze w tym związku ale niedługo ta sinusoida zacznie zjazd w dół i nastąpi powtórka z rozrywki. Ciekawe co wtedy Beckett wymyśli by Pani Dr znów zaczęło zależeć?
Tak czułem że nie ma sensu pisać cokolwiek, bo Rox i spółka wiedzą najlepiej jak jest. Lepiej ode mnie, zupełnie jakby siedzieli w mojej i pani doktor głowie.
Nie ma żadnych silniejszych bodźców. Wręcz przeciwnie, jest spokojnie i normalnie. Moje wymagania (nie lubię tego słowa w przypadku relacji) zostały spełnione, czuję się w końcu w normalnym związku na zdrowych zasadach (w kwestii regulacji spraw z ojcem dziecka).
Żadnej szopki nie odstawiałem z wyjazdem. Nie ma żadnego przyciągania/oddalania, fochów, szantaży emocjonalnych. Zwykłe zakomunikowanie, że jak będzie mnie pewna na 100%, to wtedy mogę jechać na rodzinne wakacje z jej mamą. Przyjęła to ze zrozumieniem.
Z wyjazdu wróciliśmy tydzień temu. Nie ma żadnych sinusoid, żadnych gierek, jest normalna relacja, plany na przyszłość, równowaga zaangażowania, chemia.
Skoro niektórym wystarczają namiastki, zamiast całości, to nie ma się czemu, dziwić, że ten układ jeszcze dalej funkcjonuje. Zwłaszcza życie z dnia na dzień i krótkotrwałe rezultaty, połączone z tryskającym optymiznem, bijącym z niektórych postów typu: "Niczego nie wykluczam". Brzmi to właściwie tak samo, jakby ktoś stwierdził:"Czekam sam na rozwój wypadków, zamiast: "Biorę sprawy w swoje ręce".
Ale o jakiej namiastce mówisz? Bo ja nie czuję w tym momencie żeby to była namiastka. Z wielu powodów jest to obecnie lepszy związek niż był gdy mieszkaliśmy razem. Nastąpiło wiele pozytywnych zmian po obu stronach. Niebo a ziemia. Gdybyśmy tak rozmawiali wtedy, gdybyśmy byli tak świadomi pewnych spraw i mechanizmów, to rozstania zimą by nie było.
No i oczywiście gdyby ułożyła sprawy z ojcem dziecka, tak jak zrobiła to teraz.
Czyli pani doktor wybrała związek z rozsądku - może to i dobrze, w sumie miłość jest trochę przereklamowana
Ona lubi rządzić, a Ty spełniac jej zachcianki. Ona lubi podejmować decyzje, a Ty przekonywać wszystkich " to nasz wspólna decyzja".
To jest kolejna kompletna bzdura. Ona akurat nie lubi podejmować decyzji. Często należą one do mnie. Woli być "kierowana". Co generalnie nie jest zbyt dobre, bo nie zawsze potrafię domyśleć się co jest dobre dla obojga. Ale uczymy się komunikacji w tej kwestii.
Trochę słabo się czyta te posty, zwłaszcza te pełne jadu Roxann czy Beki śmiechu. Tak jakby rozczarowani byli, że jest jednak inaczej niż wieszczyli.
Nawet jeśli weźmiemy ślub i urodzi nam się dziecko, to mam wrażenie że będą pisać - to zaraz się rozleci, pluje ci w twarz, nie masz godności, jesteś podnóżkiem, ona udaje uczucia, ple ple
Ziew
Hm..., może to tak jest, że każde z Was ma dobrą wolę do utrzymywania tego związku... tyle, że to może nie wystarczać.
W opisywanych huśtawkach emocji pojawiały się jazdy, które nie powinny zaistnieć. Jeśli oboje potraficie przekraczać granice partnera...
Hm..., no nie wiem, może akurat aktualna stabilność potrwa dłużej, może da się na tym zabazować...
Beckett Objawem namiastki jest dla mnie chociażby fakt, że nie mieszkacie razem. Po pewnym czasie( wiadomo, nie od razu), ludzie, którzy sie kochają i chcą być razem, to w zdrowej relacji usiłują ze sobą zamieszkać. Wiadomo, że chcą spędzać ze sobą każdą możliwą chwile, dzielić sie domem i obowiązkami, byc blisko siebie. U was widocznie jest inaczej. I dziwi mnie, poza efektem, PRZYCZYNA tego stanu rzeczy.
Tak samo, jak te chwiejne emocje, które do tej pory trawiły, praktycznie bez przerwy. Z postó które przedstawiałeś do tej pory, wynikało, że nie ma między Wami żadnej stabilności a zamiast tego ciągłe wahania nastrojów, wątpliwości, sprzeczne syganły..Jeśli sam odczuwasz zmiany w stosunku do tego, co było, to moze jakieś światełko w tunelu jest..ale nie masz pewności, tak czy siak..
Beckett to wszystko zależy jaki okres czasu bierzesz pod uwagę.Jeśli tydzień to nie ma sinusoid,jeśli pół roku to aż dziwne że potrafisz robić taki reset.Hmm zawsze może być gorzej i jutro napiszesz W OSTATNIM DNIU UKŁADAŁO NAM SIĘ CUDOWNIE,ŻADNYCH SINUSOID.A poważnie planując ślub liczy się całokształt,więc zatrważające że przy takich amplitudach Ty radośnie bierzesz wszystko za dobrą monetę.
Proponuje zawieszenie broni. Aktualnie jesteś (a raczej twoj umysł tak ci podpowiada) na etapie spokoju wewnętrznego. Pamiętaj o jednym - trochę oszukałeś samego siebie. Zrobiłeś sobie z Panną wakacje BIS i wydaje ci się, ze jest super. Jeszcze raz powtorze - ŻYCZĘ CI WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO, ale racjonalnie podchodząc do tego co sam pisałeś, najlepsze nie czeka cię z nią. Jesteście parą ile? 1,5 roku (może aię mylę). Zdąrzyłeś wprowadzić się, robić problemy, być wywalonym, mieć zjazd emocjonalny, terapia, jakaś laska na zaliczenie, przyciąganie, oddalanie... Człowieku, takie szopki załatwiły długoletnke małżeństwa z dziećmi, a ty myslisz, ze jesteś uczestnikiem jakiegoś filmu romantycznego!:) Dlatego proponuję zawieszenie broni... Za miesiąc zadam ci pytanie:"I jak tam Beckett?". Zobaczymy wtedy - całe życie nie bedziecie uciekać w "wakacje".
Tak czułem że nie ma sensu pisać cokolwiek, bo Rox i spółka wiedzą najlepiej jak jest. Lepiej ode mnie, zupełnie jakby siedzieli w mojej i pani doktor głowie.
Nie ma żadnych silniejszych bodźców. Wręcz przeciwnie, jest spokojnie i normalnie. Moje wymagania (nie lubię tego słowa w przypadku relacji) zostały spełnione, czuję się w końcu w normalnym związku na zdrowych zasadach (w kwestii regulacji spraw z ojcem dziecka).
Żadnej szopki nie odstawiałem z wyjazdem. Nie ma żadnego przyciągania/oddalania, fochów, szantaży emocjonalnych. Zwykłe zakomunikowanie, że jak będzie mnie pewna na 100%, to wtedy mogę jechać na rodzinne wakacje z jej mamą. Przyjęła to ze zrozumieniem.
Z wyjazdu wróciliśmy tydzień temu. Nie ma żadnych sinusoid, żadnych gierek, jest normalna relacja, plany na przyszłość, równowaga zaangażowania, chemia.
Ty tak serio?
Ja tylko nieśmiało Ci przypomnę, że miesiąc temu pisałeś tu na forum, że Twoja panna powiedziała Ci, że Cię nie kocha, po czym ostentacyjnie opuściłeś jej mieszkanie. Zaledwie 2 tygodnie temu pisałeś, że dostałeś propozycję wspólnego wyjazdu z nią i jej matka, na który się wstępnie nie zgodziłeś, bo nie byłeś jej pewny... po kilku dniach, na 12h przed wyjazdem zmieniłeś zdanie. Co się takiego wydarzyło (prócz tego, że znalazłeś super ofertę), że nagle dostałeś tą 100% pewność? Obiecała Ci ponownie zaręczyny i wspólne mieszkanie? No bo podobno z ojcem sprawy uregulowane (choć go całe wakacje w sumie nie było ale niech Ci tam.. żeby nie było, że znów się czepiam).
Zatem nie minął nawet miesiąc, bo zaledwie 2 tyg. w tym tydzień urlopu. A Ty się cieszysz, że nie ma " żadnych sinusoid, żadnych gierek, jest normalna relacja, plany na przyszłość, równowaga zaangażowania, chemia". Myślę, że nikogo to akurat nie dziwi... tzn sam fakt, a nie Twój entuzjazm.
Ale o tym pisali Ci i Chio i BEKAśmiechu.
Trochę słabo się czyta te posty, zwłaszcza te pełne jadu Roxann czy Beki śmiechu. Tak jakby rozczarowani byli, że jest jednak inaczej niż wieszczyli.
Nawet jeśli weźmiemy ślub i urodzi nam się dziecko, to mam wrażenie że będą pisać - to zaraz się rozleci, pluje ci w twarz, nie masz godności, jesteś podnóżkiem, ona udaje uczucia, ple pleZiew
Mylisz się Beckett, w tym co piszę nie ma ani odrobiny jadu. Myślę, że każdy Ci tu dobrze życzy, ale czytając to co powyżej napisałeś, trudno by ręce nie opadły
Poza tym ani ślub ani dziecko nie jest receptą na szczęśliwy związek.
W Twoich postach są same sprzeczności. Zmieniasz zdanie, nastawienie jak wiatr zawieje... jak to określiłeś "pod wpływem okoliczności". Już pomijając te sinusoidy, które od 2 tygodni nie istnieją, stąd związek już zaczyna rokować... tyle pisałeś o swojej Pani Dr, że jest taka samodzielna, że nie da sobie wejść na głowę itd. by kilka postów wyżej napisać:
Ona akurat nie lubi podejmować decyzji (…) Woli być "kierowana".
Może i wytykam Ci nieścisłości, ale nie ma w tym żadnego jadu!
Gdy napisałeś kilka tyg.temu, że nie wybierasz się na wakacje na które ona Cię zaprosiła od razu pomyslalam "oo tak jasne, on na pewno nie przepuści takiej okazji. Przecież on weźmie wszystko co ona ma zaproponuje, nawet wakacja z jej gachem by sobie jakoś wytłumaczył". To, że pojechałeś nie dziwi mnie - przecież to ona podejmuje decyzje.
To, że w jakiś przyziemnych sprawach to Ty niby podejmujesz decyzję wynika z tego, że jej tak wygodnie. Ona kieruje tym związkiem i związek wygląda tak jak ona chce, dochodzi do takiej granicy do której ona chce.
W sumie Twoja postawa mnie dziwi a wręcz w jakiś sposób jestem zdumiona jak długo można w takim stanie wytrzymać. Ja, nawet gdybym sobie to postanowiła, myślę, że wytrzymałabym max miesiąc a potem rzucila to. Po słowach "nie kocham Cię" ,tych cyrkach z byłym i całej huśtawce to naprawdę nie wiem jakie cechy Twojego charakteru sprawiaja,że wytrzymałes tak długo. Jesteś tak słaby czy tak silny? Cała wasza relacje śmierdzi na kilometr, a w sumie na wiele więcej, bo niektórzy z forum siedzą za granicą i czuja ten smrodek.
Byc może, tak jak pisałam wcześniej, ona wybrała ten związek z rozsądku i być może będzie to dla niej dobre, ale nie uwierzę, że z jej strony to jest miłość.
Gdy napisałeś kilka tyg.temu, że nie wybierasz się na wakacje na które ona Cię zaprosiła od razu pomyslalam "oo tak jasne, on na pewno nie przepuści takiej okazji. Przecież on weźmie wszystko co ona ma zaproponuje, nawet wakacja z jej gachem by sobie jakoś wytłumaczył". To, że pojechałeś nie dziwi mnie - przecież to ona podejmuje decyzje.
Chyba nikt kto zna (wątek) Becketta nie miał co do tego wątpliwości.
Swoją drogą.. ciekawe to:
Zwykłe zakomunikowanie, że jak będzie mnie pewna na 100%, to wtedy mogę jechać na rodzinne wakacje z jej mamą. Przyjęła to ze zrozumieniem.
Czyli jej odpowiedź zapewne brzmiała: "ok, rozumiem".
I nagle po kilku dniach Beckett pakuje się wręcz na wariata... bo? Bo się przestraszył, że panna wymyka, czy usłyszał od niej coś na zasadzie:
- nie świruj, tylko jedź
albo
- no dawaj, może będzie okazja by wśród palm porozmawiać o naszej przyszłości.
albo rzucone na życzenie:
- tak, jestem Ciebie pewna na 100%, więc się nie ociągaj tylko pakuj!
EDIT: oczywiście żartuję, chyba wszyscy wiedzą, jakie "okoliczności" o tym zadecydowały
To nie ona powinna być pewna, tylko Ty czy ta kobieta nie wbije Ci noża w plecy, czy dba o Twoje uczucia.
I musiałbyś traktować ją jak samodzielną jednostkę, nie księźniczkę do uratowania czy Twierdzę do zdobycia..
A może Beckett pojechał panny pilnować, bo wiadomo co tam na Gran Canaria się dzieje
Znam jedną panią doktor co w ciąży z takiej wycieczki wróciła, nie wiadomo było kto jest ojcem, bo spala nie tylko z facetem z wycieczki ale jeszcze z dwoma w Polsce Jeden (z Polski) zaopiekował się nią, ale i tak w ostateczności rzuciła go, bo jej się nie chciało już na wieś przyjeżdżać (on mieszkał pod Warszawą)
A może Beckett pojechał panny pilnować, bo wiadomo co tam na Gran Canaria się dzieje
To chyba najbardziej prawdopodobny powód, bo co innego mogłaby ona zrobić, by w ciągu kilku dni przekonać, że jest pewna ich związku na 100%, kiedy przez 1,5 roku to się nie udawało, a jeszcze 2 tygodnie przedtem mówiła, że nie kocha.
Beckett wiedział, że jak nie pojedzie to pewnie nie będzie do czego już wracać. Ale musiał trochę przyaktorzyć, że niby twardy i nie daje wodzić za nos i zmusić pannę do jakiegokolwiek wysiłku, by się postarała.
gracjana1992 napisał/a:A może Beckett pojechał panny pilnować, bo wiadomo co tam na Gran Canaria się dzieje
To chyba najbardziej prawdopodobny powód, bo co innego mogłaby ona zrobić, by w ciągu kilku dni przekonać, że jest pewna ich związku na 100%, kiedy przez 1,5 roku to się nie udawało, a jeszcze 2 tygodnie przedtem mówiła, że nie kocha.
Beckett wiedział, że jak nie pojedzie to pewnie nie będzie do czego już wracać. Ale musiał trochę przyaktorzyć, że niby twardy i nie daje wodzić za nos i zmusić pannę do jakiegokolwiek wysiłku, by się postarała.
Najlepsze jest jak Beckett kozaczyl jak to odmawia pani dr wyjazdu, a koniec końców i tak w ostatniej chwili depseracko zaczął wertowac ogłoszenia last minute
Ha ha ha
Nie wiem czemu, ale to mnie to śmieszy
Tak w zupełnie normalnym związku, to na miejscu Becketta miałbym spory dylemat:
- z jednej strony nie chciałoby mi się jechać w trójkąciku z teściową, wiadomo jak jest - brak swobody, intymnośći itd
- z drugiej strony, jeśli pani D jest tak urodziwa jak słyszymy, to zwyczajnie czułbym się lekko niepewnie, że jedzie sama na wakacje, czy w każdym razie bez mnie
Beckett Objawem namiastki jest dla mnie chociażby fakt, że nie mieszkacie razem. Po pewnym czasie( wiadomo, nie od razu), ludzie, którzy sie kochają i chcą być razem, to w zdrowej relacji usiłują ze sobą zamieszkać. Wiadomo, że chcą spędzać ze sobą każdą możliwą chwile, dzielić sie domem i obowiązkami, byc blisko siebie. U was widocznie jest inaczej. I dziwi mnie, poza efektem, PRZYCZYNA tego stanu rzeczy.
Jeszcze 3 miesiące temu nie byliśmy razem. Jeszcze dwa miesiące temu żądałem uregulowania spraw z ojcem dziecka. Jeszcze miesiąc temu słyszałem że ma wahania uczuć i raz czuje że mnie kocha, a raz tego nie czuje.
I mamy się rzucić od razu na głęboką wodę? Nie będę się przeprowadzał w te w i we wte, póki nie będę pewien że wszystko jest OK. Poza tym już dawno pisałem, że jeśli zamieszkamy razem, to w nowym mieszkaniu/domu, dostosowanym do potrzeb 2+1.
Dopiero od tygodnia zaczęliśmy rozmawiać o kwestii wspólnego lokum. Wątpię żeby nastąpiło to szybko. Na razie jest dobrze, mam swój azyl, a widzimy się i tak codziennie, często zostaję na noc.
Mały też się chyba przyzwyczaił do tej sytuacji i nie ma co mu na razie mieszać w głowie.
Ty tak serio?
Ja tylko nieśmiało Ci przypomnę, że miesiąc temu pisałeś tu na forum, że Twoja panna powiedziała Ci, że Cię nie kocha, po czym ostentacyjnie opuściłeś jej mieszkanie. Zaledwie 2 tygodnie temu pisałeś, że dostałeś propozycję wspólnego wyjazdu z nią i jej matka, na który się wstępnie nie zgodziłeś, bo nie byłeś jej pewny... po kilku dniach, na 12h przed wyjazdem zmieniłeś zdanie. Co się takiego wydarzyło (prócz tego, że znalazłeś super ofertę), że nagle dostałeś tą 100% pewność? Obiecała Ci ponownie zaręczyny i wspólne mieszkanie? No bo podobno z ojcem sprawy uregulowane (choć go całe wakacje w sumie nie było ale niech Ci tam.. żeby nie było, że znów się czepiam).
Wakacje skończyły się dawno. Był we wrześniu ze dwa razy i po naszym powrocie z wakacji. Wystarczająca ilość razy by go poznać i dogadać z nim system odwiedzin i zasad bytności w naszym (wyraz nieprzypadkowy) domu.
Co się stało że pojechałem? Bo przestała mieć wątpliwości, bo uregulowała sprawy z ojcem dziecka, bo zaczęliśmy konkretnie rozmawiać o przyszłości. Tak, trwa to krótko, ale nie muszę być konsekwentny. Chciała bardzo żebym jechał, nie żałuję, było fajnie ale też dowiedzieliśmy się trochę o sobie podczas tego wyjazdu (w kwestiach które nas dzielą).
I żeby uprzedzić Twoje kolejne imaginacje - po powrocie dalej rozmawiamy o przyszłości, ma dużą potrzebę bliskości, seks jest nieziemski, wkrótce wyjeżdżamy na kilka dni tylko we dwoje, małego zostawiamy u babci. Nie mam nic do zarzucenia tej relacji. Jest trudna przeszłość, wzajemne krzywdy, różnice charakterów - i pomny tego jestem i będę przez jakiś czas na pewno. Czas pokaże (albo pokarze).
gracjana1992 napisał/a:A może Beckett pojechał panny pilnować, bo wiadomo co tam na Gran Canaria się dzieje
To chyba najbardziej prawdopodobny powód, bo co innego mogłaby ona zrobić, by w ciągu kilku dni przekonać, że jest pewna ich związku na 100%, kiedy przez 1,5 roku to się nie udawało, a jeszcze 2 tygodnie przedtem mówiła, że nie kocha.
Beckett wiedział, że jak nie pojedzie to pewnie nie będzie do czego już wracać. Ale musiał trochę przyaktorzyć, że niby twardy i nie daje wodzić za nos i zmusić pannę do jakiegokolwiek wysiłku, by się postarała.
Gratuluję poziomu dyskusji. Zastanawiam się jak wygląda Twój świat (bo z tej perspektywy tworzymy projekcje) i współczuję.
Do zimy tego roku byliśmy OBOJE pewni siebie na 100%. Mieliśmy datę ślubu nawet.
Tak w zupełnie normalnym związku, to na miejscu Becketta miałbym spory dylemat:
- z jednej strony nie chciałoby mi się jechać w trójkąciku z teściową, wiadomo jak jest - brak swobody, intymnośći itd
- z drugiej strony, jeśli pani D jest tak urodziwa jak słyszymy, to zwyczajnie czułbym się lekko niepewnie, że jedzie sama na wakacje, czy w każdym razie bez mnie
- teściowa miała oddzielny pokój, daleko od nas
- Ty byś się czuł niepewnie, ja nie. nie bywam zazdrosny o to że ktoś mi podrywa kobietę. niech próbuje szczęścia.
Czytam ten wątek bez wypieków na twarzy, a szkoda
Może ja jestem jakaś inna, ale jak można tracić swój czas dla kogoś, kto mówi nam w twarz, że nas nie kocha?
Pominę wyjazd na wakacje....
Beckett To ja Ci życzę ziemskiego seksu czyli takiego, że nie zawsze musisz odpalać cały arsenał sztucznych ogni by wiedzieć, ze wszystko gra.
Byś miał pewność, że tam przy tej kobiecie zawsze tli się żar i jest ciepło.
Wasz dom to będzie jak zamieszkacie razem. niestety..
I nie znam niezazdrosnych mężczyzn czy kobiet. Co najwyżej takich, co uznają bardzo szeroko rozumianą wolność drugiej strony.
Czytam ten wątek bez wypieków na twarzy, a szkoda
Może ja jestem jakaś inna, ale jak można tracić swój czas dla kogoś, kto mówi nam w twarz, że nas nie kocha?
Pominę wyjazd na wakacje....
...a potem mówi że jednak kocha i ma wahania wtedy, kiedy wracają "stare problemy" i pojawia się napięcie między nami.
Wydarzyło się wiele złego między nami. Ja przyznawałem że mam swoje za uszami i mogłem dziewczynę odepchnąć swoimi zachowaniami.
Nie jest łatwo zaufać obustronnie. A miłość nie jest stanem constans. Sam miałem sporo wahań przez ostatnie pół roku, co doskonale widoczne było w tym wątku.
Wierzę jednak że uczucia się stabilizują, po obu stronach.
I jeszcze raz napiszę - czas pokaże.
Beckett To ja Ci życzę ziemskiego seksu
czyli takiego, że nie zawsze musisz odpalać cały arsenał sztucznych ogni by wiedzieć, ze wszystko gra.
Byś miał pewność, że tam przy tej kobiecie zawsze tli się żar i jest ciepło.
Wasz dom to będzie jak zamieszkacie razem. niestety..
I nie znam niezazdrosnych mężczyzn czy kobiet. Co najwyżej takich, co uznają bardzo szeroko rozumianą wolność drugiej strony.
Dziękuję
Seks nie jest dla mnie (wbrew temu co sądzi tu o mnie kilka osób) wyznacznikiem jakości relacji większym niż codzienność. Większym jest zwykła potrzeba czułości i bliskości.
Niemniej u nas poziom temperatury w łóżku jest ściśle związany z tym co w głowie. Zresztą w większości relacji tak bywa.
Tak Elu, chcę mieć poczucie że w obliczu kryzysów, różnic np. w kwestii wychowania dzieci (są spore), zaczniemy pracować nad rozwiązaniem, a nie druga strona się oddali i stwierdzi że ma kryzys uczuć.
Co do zazdrości. Wolności nie uznaję. Zazdrość może i bym czuł jakbym miał ku temu powody. To że ktoś próbuje podrywać mi dziewczynę, nie stanowi dla mnie problemu. Co to za związek i co to za dziewczyna, przy której partner drży ze strachu na samą myśl że miałaby gdzieś sama jechać.
"nie bywam zazdrosny"... buahhahhhhaha - a kto tu w wątku Radeusza wypisywał, że chciałby aby ojciec dziecka zniknął?! Stary, jesteś mistrzem w samooszukiwaniu się, albo aktualne stany świadomości wypierają u ciebie to co było kiedyś (w zasadzie to to samo). Kolejny raz wyjezdzacie? Stawiam dobry alkohol, że to działanie prewencyjne (niekoniecznie świadome), żeby jeszcze trochę, jeszcze chwile oszukać się, że jest dobrze. Cos na podobieństwo cpuna, który jeszcze "tylko raz", a później przestanie i będzie ok:) Nadal upieram się, że pierdyknie, jak tylko wrócicie z przedłużonych wakacji, albo przedłuży się o dziecko i wtedy pierdyknie.
"nie bywam zazdrosny"... buahhahhhhaha - a kto tu w wątku Radeusza wypisywał, że chciałby aby ojciec dziecka zniknął?! Stary, jesteś mistrzem w samooszukiwaniu się, albo aktualne stany świadomości wypierają u ciebie to co było kiedyś (w zasadzie to to samo). Kolejny raz wyjezdzacie? Stawiam dobry alkohol, że to działanie prewencyjne (niekoniecznie świadome), żeby jeszcze trochę, jeszcze chwile oszukać się, że jest dobrze. Cos na podobieństwo cpuna, który jeszcze "tylko raz", a później przestanie i będzie ok:) Nadal upieram się, że pierdyknie, jak tylko wrócicie z przedłużonych wakacji, albo przedłuży się o dziecko i wtedy pierdyknie.
W ogóle nie byłem zazdrosny. Wątek dotyczył uregulowania nienormalnego układu, który zastałem i w który wszedłem, a polegający na tym że ojciec dziecka przesiaduje w naszym domu jak trzeci domownik trzy razy w tygodniu po kilka godzin pod naszą nieobecność.
Tak, wyjeżdżamy kolejny raz za półtora miesiąca. Z jej inicjatywy. Normalny, zwykły wyjazd na kilka dni odpoczynku, wyjeżdżamy tak regularnie. Nie wiem po co dorabiać do tego zdupy ideologię o jakimś oszukiwaniu się.
Będzie dokładnie tak jak pisałem. Nawet gdy weźmiemy ślub i będziemy mieli dziecko, to będziecie wieszczyć rychły rozpad
Ten wątek to jakaś przepychanka, nic więcej.
BEKAśmiechu napisał/a:"nie bywam zazdrosny"... buahhahhhhaha - a kto tu w wątku Radeusza wypisywał, że chciałby aby ojciec dziecka zniknął?! Stary, jesteś mistrzem w samooszukiwaniu się, albo aktualne stany świadomości wypierają u ciebie to co było kiedyś (w zasadzie to to samo). Kolejny raz wyjezdzacie? Stawiam dobry alkohol, że to działanie prewencyjne (niekoniecznie świadome), żeby jeszcze trochę, jeszcze chwile oszukać się, że jest dobrze. Cos na podobieństwo cpuna, który jeszcze "tylko raz", a później przestanie i będzie ok:) Nadal upieram się, że pierdyknie, jak tylko wrócicie z przedłużonych wakacji, albo przedłuży się o dziecko i wtedy pierdyknie.
W ogóle nie byłem zazdrosny. Wątek dotyczył uregulowania nienormalnego układu, który zastałem i w który wszedłem, a polegający na tym że ojciec dziecka przesiaduje w naszym domu jak trzeci domownik trzy razy w tygodniu po kilka godzin pod naszą nieobecność.
Tak, wyjeżdżamy kolejny raz za półtora miesiąca. Z jej inicjatywy. Normalny, zwykły wyjazd na kilka dni odpoczynku, wyjeżdżamy tak regularnie. Nie wiem po co dorabiać do tego zdupy ideologię o jakimś oszukiwaniu się.
Będzie dokładnie tak jak pisałem. Nawet gdy weźmiemy ślub i będziemy mieli dziecko, to będziecie wieszczyć rychły rozpad
Ten wątek to jakaś przepychanka, nic więcej.
Żeby nie szukać daleko Panie Konsekwentny:
"Ja nie ukrywam przed sobą (choć uwiera mnie ta myśl i wewnętrzny krytyk mówi mi że to złe myślenie) że czuję też zazdrość o tego faceta..."
"Będzie dokładnie tak jak pisałem" - może jednak nie:)))
Jakbym był wyrachowany i byłbym samotnym ojcem, to chciałbym mieć taką laskę jak Beckett. Chyba ma kasę, chyba dobrze wygląda, jest na pstryknięcie palcem, zajmie się dzieckiem, zapewnia jakąś tam rozrywkę. Oczywiście są minusy, coś tam się populta, postawi, jakieś tam "granice których przekroczyć nie mozna", ale wystarczy miłe słówko i juz merda ogonem. Żyć nie umierać:)
To nie był strach o to, że może "zabrać" mi partnerkę. O jej uczucia względem mnie byłem spokojny i wiedziałem że mam ją na wyłączność. I pisałem o tym, że w ogóle nie biorę pod uwagę relacji mojej kobiety z eksem, co kilka osób sugerowało w tamtym wątku.
To nie był strach o to, że może "zabrać" mi partnerkę. O jej uczucia względem mnie byłem spokojny i wiedziałem że mam ją na wyłączność. I pisałem o tym, że w ogóle nie biorę pod uwagę relacji mojej kobiety z eksem, co kilka osób sugerowało w tamtym wątku.
Tak Beckett, tak - a Polska w 39r. była pewna swoich sojuszników na zachodzie;) Krótko bym ci napisał: "nie pie... l", ale admin czuwa.
[
Żeby nie szukać daleko Panie Konsekwentny:
"Ja nie ukrywam przed sobą (choć uwiera mnie ta myśl i wewnętrzny krytyk mówi mi że to złe myślenie) że czuję też zazdrość o tego faceta..."
"Będzie dokładnie tak jak pisałem" - może jednak nie:)))
To ja jeszcze dodam:
- widzenia z eksem uregulowane, zabiera dziecko raz w tygodniu, albo jest z nim kiedy my wychodzimy.
vs
W ogóle nie byłem zazdrosny. Wątek dotyczył uregulowania nienormalnego układu, który zastałem i w który wszedłem, a polegający na tym że ojciec dziecka przesiaduje w naszym domu jak trzeci domownik trzy razy w tygodniu po kilka godzin pod naszą nieobecność.
Beckett Ty kompletnie nie rozumiesz o co tu nam wszystkim chodzi. My nie życzymy Ci źle, jednak jest wręcz niepojęte jak TY SAM SIEBIE OKŁAMUJESZ. Piszesz jedno, potem drugie, to co akurat Ci pasuje do danej wypowiedzi - jak chorągiewka zawieje. Wielokrotnie sam sobie zaprzeczasz. Ja rozumiem, że człowiek może zmienić decyzję, sposób postrzegania pewnych rzeczy w oparciu o pewne okoliczności, ale u Ciebie to się zmienia z dnia na dzień. Mam wrażenie, że Ty sam tego nie ogarniasz. Zbyt wielka jest przepaść pomiędzy tym jak chciałbyś by było a tym jak jest dlatego Twoje wypowiedzi są tak bardzo niespójne, a fakty mają się nijak do Twoich "ocen".
EDIT: Wczoraj zarzuciłeś mi, że sieję jadem... ale ja w tym wątku skupiam się głównie na wytykaniu Ci niekonsekwencji. Naprawdę uważasz to za niestosowne czy wręcz obraźliwe? I tu nie tyle chodzi, czy i kto ma rację... bo Twoje wypowiedzi są na tyle pełne sprzeczności, że ciężko brać Ciebie i Twoją historię na poważnie. Może gdzieś sobie i żyje taki Beckett i taka Pani doktor, ale trudno sobie te postacie i relacje wyobrazić, bo swoimi wypowiedziami stworzyłeś wręcz karykaturalny ich obraz. BEKAśmiechu kiedyś to bardzo celnie posumował. I nie była to obraza, tylko rzeczywisty odbiór tego co opisujesz przez czytelnika.
Ale gdzie tu niespójność? Wytykasz mi ciągle jakieś niespójności, które ja muszę prostować, bo ich zwyczajnie nie ma.
Jest różnica między przyjeżdżaniem gościa trzy razy w tygodniu a przyjeżdżaniem raz w tygodniu na 2-3 godziny i zabieraniem go w niedzielę raz na dwa, trzy tygodnie. Jeśli będzie miał na to ochotę, bo do zabierania gdzieś dziecka to nigdy się nie kwapił i nigdy go nie zabierał.
Na aktualną propozycję przystał bardzo ochoczo, co mnie nie dziwi.
To nie był strach o to, że może "zabrać" mi partnerkę. O jej uczucia względem mnie byłem spokojny i wiedziałem że mam ją na wyłączność. I pisałem o tym, że w ogóle nie biorę pod uwagę relacji mojej kobiety z eksem, co kilka osób sugerowało w tamtym wątku.
Beckett ale to Ty pisałeś że rozważała powrót do Exa więc o jakim spokoju piszesz!!!!
Beckett to co teraz robicie to uciekacie w jedne wielkie wakacje. To nie jest prawdziwe życie!!!!
Pokręcona Owieczka napisał/a:Czytam ten wątek bez wypieków na twarzy, a szkoda
Może ja jestem jakaś inna, ale jak można tracić swój czas dla kogoś, kto mówi nam w twarz, że nas nie kocha?
Pominę wyjazd na wakacje.......a potem mówi że jednak kocha i ma wahania wtedy, kiedy wracają "stare problemy" i pojawia się napięcie między nami..
Yhym, i Ty wierzysz w to, że ona kocha, ale to że nie kocha już nie, bo Pani miała złe dni?
A miłość nie jest stanem constans.
Żartujesz, prawda? To czym jest miłość? Sinusoidą? W takim razie kochacie się jak nikt inny...
Szkoda mi Ciebie, Twoich nadziei na lepsze jutro, bo to z nią nigdy nie nastąpi. "Stare problemy" zawsze będą wracać, bo sami je tworzycie.
Każdy z nas próbuje Ci otworzyć oczy, a Ty i tak wolisz udawać ślepca. Ale to Twoje życie, Twoje decyzje.
A miłość nie jest stanem constans. Sam miałem sporo wahań przez ostatnie pół roku, co doskonale widoczne było w tym wątku.
Coś złego się dzieje z Tobą Beckett jak już wypisujesz bzdury. Zaczynasz pisać że normalną relacją jest ta z sinusoidami czyli toksyczna. Zarzucasz że to forumowicze wciskają że Pani Dr wróci do Exa, a przecież sam o tym pisałeś. Beckett dla mnie to biegusiem na terapię bo głosisz niebywałe herezje!!
Ale gdzie tu niespójność? Wytykasz mi ciągle jakieś niespójności, które ja muszę prostować, bo ich zwyczajnie nie ma.
Jest różnica między przyjeżdżaniem gościa trzy razy w tygodniu a przyjeżdżaniem raz w tygodniu na 2-3 godziny i zabieraniem go w niedzielę raz na dwa, trzy tygodnie. Jeśli będzie miał na to ochotę, bo do zabierania gdzieś dziecka to nigdy się nie kwapił i nigdy go nie zabierał.
Na aktualną propozycję przystał bardzo ochoczo, co mnie nie dziwi.
Chodziło mi o to, że dalej siedzi w "waszym" domu pod waszą czy też Twoją nieobecność. Z tymże Ty już tam nie mieszkasz, więc wychodzić nie musisz. Na razie raz w tygodniu... było 3. Już sukces, ale sam mówisz, że marne szanse, że będzie dziecko sam zabierał, więc z 1 może być 2 razy w tygodniu. Zawsze to mniej niż 3.
I uważasz to za sukces? I to sprawia, że czujesz się już "swojo" w tym związku... niesamowite
Beckett ale to Ty pisałeś że rozważała powrót do Exa więc o jakim spokoju piszesz!!!!
Beckett to co teraz robicie to uciekacie w jedne wielkie wakacje. To nie jest prawdziwe życie!!!!
Jakie wielkie wakacje? Nie bądź śmieszna. Oboje lubimy wyjeżdzać, mamy takie możliwości i z nich korzystamy. Pomiędzy jednym wyjazdem a drugim jest normalne życie. Wyjeżdżamy na przełomie listopada i grudnia na przedłużony weekend. Wielkie mi wakacje.
beckett napisał/a:Ale gdzie tu niespójność? Wytykasz mi ciągle jakieś niespójności, które ja muszę prostować, bo ich zwyczajnie nie ma.
Jest różnica między przyjeżdżaniem gościa trzy razy w tygodniu a przyjeżdżaniem raz w tygodniu na 2-3 godziny i zabieraniem go w niedzielę raz na dwa, trzy tygodnie. Jeśli będzie miał na to ochotę, bo do zabierania gdzieś dziecka to nigdy się nie kwapił i nigdy go nie zabierał.
Na aktualną propozycję przystał bardzo ochoczo, co mnie nie dziwi.Chodziło mi o to, że dalej siedzi w "waszym" domu pod waszą czy też Twoją nieobecność. Z tymże Ty już tam nie mieszkasz, więc wychodzić nie musisz. Na razie raz w tygodniu... było 3. Już sukces, ale sam mówisz, że marne szanse, że będzie dziecko sam zabierał, więc z 1 może być 2 razy w tygodniu. Zawsze to mniej niż 3.
I uważasz to za sukces? I to sprawia, że czujesz się już "swojo" w tym związku... niesamowite
Zaczynam wątpić w Twoją umiejętność czytania ze zrozumieniem. Przyjeżdża raz w tygodniu. W niedzielę może zabrać dziecko raz na dwa, trzy tygodnie, jeśli chce. Zabrać. I to po uprzednim ustaleniu terminu.
I nie. Nie jest to jedyna kwestia dzięki której czuję się bezpiecznie. Choć pamiętam jak tu na forum ta kwestia i jej uregulowanie byly głownym tematem dla was.
Zaczynam wątpić w Twoją umiejętność czytania ze zrozumieniem. Przyjeżdża raz w tygodniu. W niedzielę może zabrać dziecko raz na dwa, trzy tygodnie, jeśli chce. Zabrać. I to po uprzednim ustaleniu terminu.
I nie. Nie jest to jedyna kwestia dzięki której czuję się bezpiecznie. Choć pamiętam jak tu na forum ta kwestia i jej uregulowanie były głównym tematem dla was.
Ale zaraz... przecież Ty tam nie mieszkasz, więc jaka różnica czy ten facet przychodzi raz czy 3 razy w tygodniu? Przecież nie jesteś o niego zazdrosny a dziecko powinno mieć kontakt z ojcem. Poza tym przychodzi pod waszą nieobecność.
I to było aż taką kością niezgody, że musiałeś się wtedy wyprowadzić?
Sorry, ale ja naprawdę nie widzę wielkiej różnicy a tym bardziej wielkiego kroku naprzód. A może po prostu nie ogarniam, że wtedy ta Twoja Pani uznawała za stosowne że ex może przychodzić kiedy chce i być u "was" ile chce kiedy Ty czekasz schowany gdzieś za krzakiem.
No ale teraz z tego co mówisz, chociaż ukrywać się nie musisz. To już coś.
Strony Poprzednia 1 … 29 30 31 32 33 … 41 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Sprzeczne sygnały eks?
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024