No i wychodzi na to, że najważniejszy w tym układzie jest : HORYZONT.
A tak serio - może i faktycznie...
1,886 2019-09-21 11:51:14
1,887 2019-09-21 11:51:39 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-09-21 11:52:36)
Pytając, czy powinna to robić czy nie, czysto z etycznego punktu widzenia, to zgodziłbym się z CHIO, że jak najbardziej nie powinna. Tylko sami się oboje nakręcają w tolerowaniu tego układu: ona uważa, że skoro on nie odchodzi, mimo swoich niespełnionych oczekiwań, to wszystko jest OK =>on ma nadzieję na poprawę, i daje od siebie jeszcze więcej=> ona dostaje tyle, ile chce i jej to wystarcza, trzymając go na dystans, bo akurat nikogo lepszego nie ma, ale wie, że robi źle, tylko co z tego, jak odpowiada jej ten stan=> racjonalizuje swoje zachowanie, bo Beckett to toleruje, to pozostaje na swojej pozycji=> itd. istne koło młyńskie. Końcem tego koła będzie coś, co spadnie nagle i z hukiem z góry i to wszystko rozwali, w postaci byłego albo nowego faceta na horyzoncie.
Zaczynam dostrzegać, że w pewnym sensie oni się jednak dobrali dobrze, bo obojgu taki układ pasuje,mimo większych oczekiwań każdego z nich. Jenocześnie żadne znich nie chce tego skończyć, bo nie chce się nikomu AKTYWNIE szukać tego idealnego.
1,888 2019-09-21 11:55:03
Beckett przed spotkaniem z dr Quinn:
https://youtu.be/tvbyY7oMT2E
Beckett po spotkaniu:
https://youtu.be/YgSPaXgAdzE
1,889 2019-09-21 11:58:05
Beckett przed spotkaniem z dr Quinn:
https://youtu.be/tvbyY7oMT2E
Beckett po spotkaniu:
https://youtu.be/YgSPaXgAdzE
Mocne!
1,890 2019-09-21 12:58:42
anderstud napisał/a:Każdy normalny facet sam by sobie poszedł po tekście "Nie kocham cię" rzuconym prosto w ryj,
No właśnie, a Beckett nie poszedł...
Coś Ich trzyma jednak, jedno licho wie czy na czymś takim można NORMALNIE budować, może Oni mają jednak coś w sobie co dla drugiego JEST niezastąpione...
To co ich trzyma, to lęk przed nieznanym. Pani D. nie chce zostać nagle sama z bombelkiem, bo kto wie kiedy kolejny biały rycerz się trafi,
a Pan B. coraz mocniej poleruje zbroję, bo sobie ubzdurał, że lepszej partii już nie znajdzie i to co ma teraz jest szczytem jego możliwości.
Szczytem to jest faktycznie, ale ludzkiej głupoty, nabijanie sobie łba takimi durnotami, bo nie ma ludzi niezastąpionych. Tacy nie istnieją.
Każda nowa relacja może być znacznie lepsza od poprzedniej, każdy nowy partner może być o wiele fajniejszy od poprzedniego,
uważaj Beckett teraz będzie coś specjalnie dla ciebie... również seks może być w ogóle poza skalą w porównaniu do tego co miałeś wcześniej.
Tyle tych bab poznałeś, to powinieneś już wiedzieć, że w przyrodzie nie występują te jedne jedyne na całe życie ani żadna nie ma nic takiego
co mogłoby być niezastąpione przez obojętnie którą następną, tą, kolejną, czy jeszcze jakąś tam inną, nawet wybraną losowo na chybił trafił.
W całej ludzkiej populacji szacowanej obecnie na ok. 8 miliardów ludzi, jest naprawdę w czym wybierać, więc trzymanie się kurczowo
tej jednej jedynej niezastąpionej (litości, a co ona takiego ma, czego nie mają inne, gadającą waginę?) cierpliwe znoszenie tego bajzlu
jaki żabka myszka w zamian ci oferuje i nic absolutnie nic nie wskazuje na to, żeby cokolwiek w tym układzie miało się zmienić na lepsze,
choć patrząc na ostatnie pół roku tej twojej szarpaniny wprost trudno sobie wyobrazić, żeby mogło być jeszcze gorzej, bo mieliśmy już:
- twoją wyprowadzkę podczas której nawet powieka jej nie drgnęła, a kiedy ty waletowałeś na mecie u kumpla i rozmyślałeś co dalej będzie,
ona sobie słodko gruchała z eksem prowadząc rozmowy na temat ich powrotu do siebie, gdyż ma z nim jak to ujęła "silną więź emocjonalną"
z czego oczywiście później się wycofa, tak jak to robi za każdym razem, żebyś już się uspokoił, przestał w końcu płakać i wysmarkał wiszące gile...
- kiedy z tamtym ostatecznie nic nie wychodzi, ty dostajesz drugą szansę (czyt. jak się nie ma tego co się chce...) i wracasz do gry, ale hola hola,
nie tak prędko przyjacielu, na razie proszę tutaj jest twoje miejsce na wycieraczce pod drzwiami, gdzie będziesz czekał na gwizdek i polecenia pańci,
a potem zobaczymy (czyt. masz tu warować i merdać ogonem, a jak zaczniesz szczekać, to dostaniesz kopa na dwór, bo pańcia ceni sobie spokój)
- dopóki jesteś posłuszny i reagujesz na komendy, pańcia jest zadowolona, dostajesz dużo seksu plus niezobowiązujące gadki szmatki
o wspólnej przyszłości w domku z białym płotkiem, o jakimś tam dziecku i o innych pierdołach, które nie mają żadnego realnego znaczenia,
bo pańcia już ma swój własny plan na życie, który no niestety nie uwzględnia obecności w nim ciebie, bo do czego ty jej tam jesteś potrzebny...
Od szumnych zapowiedzi zamieszkania razem i obietnicy zjedzenia kapelusza jeśli tak się nie stanie, bardzo szybko mijają kolejne tygodnie,
potem miesiące, a potem już przed samym sobą jest ci chyba głupio, więc po raz kolejny dokonujesz karkołomnej próby zakrzywienia czasoprzetrzeni
przeskakując w jednej chwili do alternatywnej rzeczywistości w której takie słowa nigdy nie padły i nic podobnego nigdy się nie wydarzyło.
- inteligentny z ciebie facet i sam już zaczynasz dostrzegać beznadzieję sytuacji w której się znalazłeś, wiedząc że ta relacja prowadzi donikąd,
ale się nie poddajesz i w imię ch*j wie czego próbujesz wymusić na pańci określone zachowania stosując "bardzo wymyślne" techniki manipulacji,
jak wyznaczanie kolejnych ostatecznych terminów i grożenie za każdym razem swoim odejściem (Ha, ha, ha! Ojej, przepraszam, wyrwało mi się...)
ale że Pani D. zjadła zęby na takich cienkich leszczach, to już z daleka wyczuwa amatorszczyznę i nie kryjąc znużenia tymi cyrkami rzuca ci kość
w postaci pięknych wizji cudownych wakacji, na które pojedziecie razem (czyt. ktoś jej grilla musi rozpalić, a kogo teraz na cito w sezonie znajdzie)
- przed wyjazdem wpadasz na forum cały w skowronkach z dumą obwieścić jak to wszyscy się pomylili błędnie oceniając sytuację
i niesprawiedliwie rzucając kalumnie na Panią D. co chyba miało spowodować szok i niedowierzanie, a wzbudziło tylko salwy śmiechu,
bo każdy poza tobą wiedział o co chodzi i niejedna osoba ci przepowiadała, że po tych waszych wakacjach jej miłość do ciebie nagle minie,
ale póki jest lato i możesz się jeszcze do czegoś przydać, to sobie tam żyj w błogim przeświadczeniu, że ona ciebie naprawdę kocha,
że wyjazd na wakacje już na mur beton scementuje wasz związek i co tam jeszcze chcesz, żebyś tylko przestał marudzić, zawiózł ją i przywiózł.
- jakbyś nie zaklinał rzeczywistości, jakbyś w koło niej nie skakał, wakacje szybko mijają, nadchodzi wrzesień i pada słynne - Nie kocham cię.
Ups? Czyżby przepowiednia się spełniła? A skąd. Nadal uparcie tłumaczysz sobie na swój własny pokrętny sposób, że ona wcale nie powiedziała
tego co właśnie powiedziała, a nawet jeśli coś takiego powiedziała... no to potem się z tego wycofała, więc w zasadzie to się jakby nie liczy.
Nie liczy? To co się ku*wa liczy? Przebzykać się od czasu do czasu, poprzytulać i pogadać o pierdołach? I to jest warte tego całego zachodu?
Poniewieranie drugim człowiekiem jak ścierką i traktowanie dorosłego faceta jak wiejskiego przygłupa, który łyknie i zniesie wszystko,
a stojąc przed rozrzutnikiem gnoju, chwytając łapczywie powietrze w płuca zapewnia, że jest całkiem słodko? Bo miłość?
To nie jest miłość. To jest samoocena na poziomie dna dwa metry pod mułem i kompleksy małego Kazia, który dał sobie zrobić z mózgu bigos
i wmówić jak bardzo powinien być wdzięczny, że taka chodząca zajebistość jak Ona, łaskawym okiem w ogóle spojrzała na takiego kogoś jak on,
więc lepiej żebyś za bardzo nie podskakiwał, bo taka szansa się trafia jeden raz na osiem miliardów, a i to też nie każdemu, nie myśl sobie.
1,891 2019-09-21 13:19:42
Roxann to nie chodzi czy na takiego Becketta trafisz czy nie bo jak bym chciała to bym znalazła a w zasadzie szukać bardzo nie trzeba ale nie chcę bo uważam to za nieetyczne, niemoralne itd.Roxann zastanów się jak Ci na kimś nie zależy to łatwo ugrywać,wskazywać drzwi.Anderstud ja bym nawet nie nazwała manipulacją jakąś wielką z jej strony,chyba przeceniasz ją:)słowo klucz NIE ZALEŻY na tyle żeby zmienić siebie czy swoje życie,postępowaniw więc pozwala sobie na więcej, nawet na "szczerość".
1,892 2019-09-21 14:04:08
No kopniak solidny , obrazowo nie pozostawiający pola do wyobraźni
No ale w sumie co ? To mają sobie wyjaśniać semantykę : MIŁOŚĆ ?
No i każdy ma indywidualnie grubą skórę wystawioną na pozwolenie potraktowania siebie w taki czy inny sposób, może poza tą kupą dla Becketta jednak coś w tym jest, w końcu przerabiał już związki i jest w okolicach 40-tki.
Nie liczy? To co się ku*wa liczy?
Dla Becketta to drzewo i warunki sadzenia drzewa jak mi się wydaje, On powiedział, że Ją kocha. Interesujące jest czy Becket jest w stanie to szczerze z siebie wykrztusić, bo znaczenie to jak wyżej napisałam – chyba do uzgodnienia pomiędzy stronami.
1,893 2019-09-21 17:03:41 Ostatnio edytowany przez Roxann (2019-09-21 17:07:42)
Roxann to nie chodzi czy na takiego Becketta trafisz czy nie bo jak bym chciała to bym znalazła a w zasadzie szukać bardzo nie trzeba ale nie chcę bo uważam to za nieetyczne, niemoralne itd.Roxann zastanów się jak Ci na kimś nie zależy to łatwo ugrywać,wskazywać drzwi.Anderstud ja bym nawet nie nazwała manipulacją jakąś wielką z jej strony,chyba przeceniasz ją:)słowo klucz NIE ZALEŻY na tyle żeby zmienić siebie czy swoje życie,postępowaniw więc pozwala sobie na więcej, nawet na "szczerość".
Zgadzam się z Tobą, że Pani D. NIE ZALEŻY dlatego z łatwością ugrywa (swoje) i wskazuje drzwi. Ale Beckett za każdym razem wraca jak bumerang. Jego chyba nic nie jest w stanie już zniechęcić. Wszystko zracjonalizuje, wytłumaczy na swój pokrętny sposób i dalej orbituje wokół swojej Pani. Ona może i nie manipuluje, ale tak jak pisał anderstud: "próbujesz wymusić na pańci określone zachowania stosując "bardzo wymyślne" techniki manipulacji,
jak wyznaczanie kolejnych ostatecznych terminów i grożenie za każdym razem swoim odejściem (Ha, ha, ha! Ojej, przepraszam, wyrwało mi się...)
ale że Pani D. zjadła zęby na takich cienkich leszczach, to już z daleka wyczuwa amatorszczyznę i nie kryjąc znużenia tymi cyrkami rzuca ci kość "
Jak to Beckett tłumaczył? Ano, że nie jest na jej zawołanie i stawia na swoim - jak tylko powiedziała, że go nie kocha, spakował manatki i odszedł! Taki kozak z niego Ale wystarczyło, że pancia zaprosiła go na śniadanie, powiedziała "kotku, chyba jednak cię kocham" i Beckett znów wrócił do łask. Zawsze wraca.
Widzisz, Ty uważasz to za nieetyczne, niemoralne ale... świata nie zbawisz! Ktoś, kto sam siebie nie szanuje, nie będzie szanowany. Ktoś, kto daje się wykorzystywać, będzie wykorzystywany. Gdyby Beckett zachowywał się jak facet, to by i Pani D. nie miała pola manewru. On sam sobie szkodzi przez te swoje pokrętne tłumaczenia tego co wyżej anderstud wypunktował. Ona mu mówi, że rozważała powrót do exa, że czuje z nim więź emocjonalną, On: ex chciał mieć z nią romans, ale ona go pogoniła. Ona mu mówi nie kocham cię, on: w sumie tak powiedziała, ale potem się wycofała z tego, więc do się nie liczy. Ojciec dziecka przestał przychodzić bo miał chwilowo inne ważniejsze sprawy, to ten już uważa, że sprawy z nim zostały unormowane wedle jego życzenia. A wspólnego mieszkania to on już sam nie chce byleby mógł tylko zostać czasem na noc. Gdzie ona takiego drugiego frajera znajdzie? Podejrzewam, że gdyby nawet go teraz zdradziła, a do tego prędzej czy później i tak dojdzie, Beckett i tak po amatorskiej scenie z niby odejściem, wróci w podskokach, jak mu tylko na to pozwoli.
Ty byś tak nie potrafiła, ale Pani D. jest inna i póki dostaje to czego chce, Beckett tańczy jak ona zagra, a HORYZONT póki co pusty, to się tak bujają oboje.
1,894 2019-09-21 18:09:00
Masz rację Roxann świata nie zbawię tylko myślę sobie że większość z nas przeżyła zawód miłosny i nie chciałaby być plastrem czy też przedmiotem w poczekalni.Nawet jeśli ludzie się godzą na to i są w oczach innych frajerami to jednak są to ludzie którzy kochają nawet za bardzo.Czy chciałabym być frajerem bo kocham i godzić się bo świat jest taki?Nie Roxann nie chciałabym żeby ktoś mnie tak traktował ani też traktować innych w ten sposób bo wszyscy staniemy się drapieżnikami.Miłość będzie frajerstwem,słabością do wykorzystania.Będziwmy stawali się co raz gorsi dla innych a wieczorem płakać do poduszki że jesteśmy wredni i samotni!!Nie chcę w takim świecie żyć, chociaż w wielu związkach nie ma równowagi i mówi się że ten co kocha bardziej jest na przegranej pozycji.Beckett jest w takiej nierównowadze a w zasadzie przepaści nie do przejścia według mnie stąd jego wątek.W tym dealu brakuje mu najważniejszego uczuć że strony Pani D.
1,895 2019-09-21 18:24:19 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-09-21 18:25:45)
Paradoksem w tej całęj historii jest jedno:
Skoro Beckett tak bardzo potrzebuje tego prawdziwego uczucia, oddania, troski, czy czego tam jeszcze a mimo, iż tego nie dostaje od swojej Pani, to zwyczajnie potrzebuje te konkretnej Pani, nikogo innego. Jak już będzie ten związek, tudzież układ wyglądał, to inna sprawa, ważne, że na miejscu jest ta konkretna osoba, nikt inny. Nieistotne, że go nie kocha i że miała, tudzież dalej( pewnie) ma więź emocjonalną z ex-em, ważne, że jest. Zastanawiam się, czy Baeckett dałby radę wytrzymać równie długo, gdyby łączył ich powiedzmy TYLKO i WYŁĄCZNIE seks a nasz rycerz, tak czy inaczej, próbowałby osiągnąc więcej.
Fakt jest taki, że nie ma co rzeczywiście tutaj powtarzać oczywistych rzeczy, tylko czekać aż wydarzy sie coś ciekawszego. Choć sam Beckett doleje pewnie za chwilę oliwy do ognia...
1,896 2019-09-21 18:51:27
Mi się wydaje że Backettowi imponuje Pani D. Żartobliwie pisząc toż to związał się z samą Panią Doktorową:)i gdzieś tam pewnie wisi przekonanie że lepszej nie znajdzie.Nie wiem gdzie Beckett mieszka ale jeszcze w niektórych małych miejscowościach dalej najważniejszy autorytet ma ksiądz,nauczyciel i lekarz.W tym wątku nic się więcej nie wydarzy.Ból rozstania dla Becketta będzie na tyle nie do przyjęcia,że w mojej ocenie tylko Pani D.może odmienić los Becketta.Beckett w tej poczekalni o której pisze Gracjana dobrze się rozlokował, rozstawił kwiatki,umeblował,nakrył do stołu,powiesił zasłonki.Za dużo zainwestował żeby się wyprowadzić.Albo Pani D. struje się Beckettem,albo pozna kogoś albo do gry wróci Pań Tata.
1,897 2019-09-21 19:28:35
Jeszcze jedno dlaczego nie godzę się na wykorzystywanie ludzi w poczekalniach czy jako plastry? Dlatego,że często te osoby liczą,że ich status się zmieni,bo czasami kochają za bardzo albo zachowują się jak osoby współuzależnione,pozwalają bo są bezwolne czasem.Czytam że się na to przecież godzą to mają.Tylko, że dla mnie to jak z ofiarami przemocy czy jeśli się na to godzą to trzeba lub można je napier.....ć???????
1,898 2019-09-21 23:54:12
Jeszcze jedno dlaczego nie godzę się na wykorzystywanie ludzi w poczekalniach czy jako plastry? Dlatego,że często te osoby liczą,że ich status się zmieni,bo czasami kochają za bardzo albo zachowują się jak osoby współuzależnione,pozwalają bo są bezwolne czasem.Czytam że się na to przecież godzą to mają.Tylko, że dla mnie to jak z ofiarami przemocy czy jeśli się na to godzą to trzeba lub można je napier.....ć???????
Chio, uczucie to jedno, a poczucie własnej wartości to drugie. Ludzie, którzy wpadają w takie patologie najczęściej sami uważają, że nie są nic warci. Tak jest też z tymi co kochają za bardzo i poza tą osobą świata nie widzą. To nie miłość, tylko chore uzależnienie. Tak jak u Becketta. Kogo za to winić? Skoro takiej osobie trudno przemówić do rozsądku. Beckett sam się zwał samcem alfa, kiedy chyba każdy ma go za frajera. Tak samo ofiara przemocy może myśleć, że poświęca i to ile znosi jest jej siłą. Ale fakt Beckett tak się zachowuje.. wszystko tłumaczy by tylko w tym układzie być.
1,899 2019-09-22 08:25:06
Jasne Roxann tylko że jeśli ktoś się tak zachowuje to nie znaczy że można czy trzeba go wykorzystywać. Jak pamiętam jakiś czas temu pisałaś,że spotykałaś się z fajnym sąsiadem.Coś nie zagrało i rozstałaś się.Nie ciągnęłaś tego bo fajnie mieć adoratora,czy poprawić sobie samopoczucie albo liczyć że jakimś cudem uda się!:)
1,900 2019-09-22 08:49:21
Jasne Roxann tylko że jeśli ktoś się tak zachowuje to nie znaczy że można czy trzeba go wykorzystywać. Jak pamiętam jakiś czas temu pisałaś,że spotykałaś się z fajnym sąsiadem.Coś nie zagrało i rozstałaś się.Nie ciągnęłaś tego bo fajnie mieć adoratora,czy poprawić sobie samopoczucie albo liczyć że jakimś cudem uda się!:)
To prawda. Rok temu. Na początku też były fajerwerki, jak to z początkami zwykle bywa. Jednak po dość krótkim czasie okazało się, że ów sąsiad ma wadę, której ja absolutnie nie mogę zaakceptować (wspominałam jaką). Po tym incydencie moje uczucie do niego się ulotniło bardzo szybko, choć uważam, że to ogólnie w porządku facet i inna, której pewne rzeczy nie przeszkadzają, albo nie aż tak jak mi, miałaby z niego pożytek. I on mimo jasnych sygnałów z mojej strony, że "NIE" bardzo długo na różne sposoby starał się bym dała mu jednak szansę. I powiem szczerze, że gdyby nie to, że chodziło tu o rzecz dla mnie absolutnie nie akceptowalną, nie wiem czy w innych okolicznościach tej szansy bym mu nie dała licząc, że jakoś może się samo ułoży i nie bujała z nim tak jak Pani D. z Beckettem. Jednak to by było raczej podyktowane pewną próżnością (że facet tak bardzo o mnie zabiega) i wyrzutami sumienia (on taki dobry dla mnie, a ja taka niewdzięczna), niż miłością do niego. Na szczęście w tej kwestii byłam asertywna a potem poznałam innego. Sąsiad mnie już z nim widział więc odpuścił, ale mogę pójść w zakład, że nawet gdybym teraz niespodziewanie zaprosiła go na śniadanie, byłby za minutę Taki typ
1,901 2019-09-22 09:16:17 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-09-22 09:17:28)
Roxann zawsze mnie niezmiernie ciekawią takie przypadki, kiedy komuś z nas pewna cecha partnera nie odpowiada na tyle, że od razu go dyskwalifikujemy z miejsca, bez względu na resztę. Są to zazwyczaj wyraźne cechy zero-jedynkowe, których naszym zdaniem( choć nie wiadomo, czy słusznie) nie da się w żaden sposób wyeliminować czy zmienić. Każdy się inaczej na to zapatruje. Nie chcę Ciebie tutaj oceniać w żadnym wypadku, bo to Twoje osobiste zdanie i wybór, ale zagadnienie tak czy ianczej warte rozważenia.
1,902 2019-09-22 09:29:43
Roxann zawsze mnie niezmiernie ciekawią takie przypadki, kiedy komuś z nas pewna cecha partnera nie odpowiada na tyle, że od razu go dyskwalifikujemy z miejsca, bez względu na resztę. Są to zazwyczaj wyraźne cechy zero-jedynkowe, których naszym zdaniem( choć nie wiadomo, czy słusznie) nie da się w żaden sposób wyeliminować czy zmienić. Każdy się inaczej na to zapatruje. Nie chcę Ciebie tutaj oceniać w żadnym wypadku, bo to Twoje osobiste zdanie i wybór, ale zagadnienie tak czy ianczej warte rozważenia.
Bagienni_k, jeśli jest taka cecha, tu musi być dla nas naprawdę dużego kalibru, nie jakieś pierdoły jak nie podnoszenie deski w sedesie czy rzucanie skarpetek pod łóżko U mnie chodziło o incydent, kiedy ów sąsiad przyszedł do mnie wstawiony i agresja mu się włączyła.... po tej szarpaninie miałam ręce całe w siniakach. Jakimś cudem udało mi się mu wyrwać i zamknąć w łazience. On zasną u mnie na łóżku. Byłam przerażona, nie wiedziałam czy mam wołać o pomoc, czy dzwonić na policję ale na szczęście był tak napruty, że padł szybko. Następnego dnia nic nie pamiętał, przepraszał milion razy, wykupił chyba wszystkie kwiaty w pobliskiej kwiaciarni, ale dla mnie to już nie miało żadnego znaczenia. Dodam, że jestem DDA i jestem szczególnie na tym punkcie przeczulona. Sama w ogóle nie piję alkoholu.
Także sam widzisz... może ktoś powiedzieć, że powinnam była dać mu szansę, ale ja wiem jak to jest z alkoholikami i przemocowcami, i dziękuję. Jak inna ma chęci i siłę by z tym problemem zmierzyć, ok. Ja nie.
1,903 2019-09-22 09:50:19
Jak pamiętam taką cechą było agresywne zachowanie więc traktuje się zero jedynkowo!Poza tym ja myślę że naiwnością i hipokryzją jest myślenie,że ja mogę tak się zachowywać,traktować przedmiotowo ludzi a inni już wobec mnie nie.Spotkałam już kilka osób które myślały że są takie sprytne a trafiły na lepszych od siebie graczy.Kali kraść ok Kalemu ukraść oj źle.Ostatnimi czasy nawet na tym forum obserwuję pełno Księci i Księżniczek porzuconych,ktorzy nie mogą się z tym pogodzić a generalnie sami używają ludzi.Potem płacz ja biedny biedna.Dostają prawdziwą lekcję od życia ale wniosków raczej poza użalaniem się nad sobą nie chcą wyciągnąć chociażby prosta prawda POŻYCZONE ODDANE lub też POSTĘPUJ WOBEC INNYCH TAK JAKBYŚ CHCIAŁ ABY POSTĘPOWALI WOBEC CIEBIE!Inaczej idziemy w kierunku słabe jednostki się eliminuje,nie szanuje.W tym wypadku słabością jest miłość do drugiego człowieka.Mimo wszystko myślę że każdy chce kochać i być kochany więc tak naprawdę eliminujemy się sami,płaczemy do poduszek,nie radzimy sobie z życiem.
1,904 2019-09-22 10:00:23
Poza tym ja myślę że naiwnością i hipokryzją jest myślenie,że ja mogę tak się zachowywać,traktować przedmiotowo ludzi a inni już wobec mnie nie.Spotkałam już kilka osób które myślały że są takie sprytne a trafiły na lepszych od siebie graczy.Kali kraść ok Kalemu ukraść oj źle..
Nie trzeba daleko szukać, Pani D. została wykorzystana przez Ojca dziecka, a teraz wykorzystuje Becketta. I w jej przypadku refleksji jakiejkolwiek chyba próżno szukać. Ani tamten romans nic jej nie nauczył, ani do pracy nad sobą jej nie śpieszono - jak tylko Beckett zamknął drzwi wychodząc z ostatnią walizką, panna przerwała terapię i zaczęła planować powrót do exa, nie zważając, że tamten ma rodzinę. Jak ją ustawił do pionu i powiedział, że może tylko liczyć na bycie kochanką, przyjęła Becketta z powrotem. To czego od tej Pani można się spodziewać, że się zreflektuje że takie postępowanie jest nieetyczne i niemoralne? Czy to jak została potraktowana, daje jej przyzwolenie by tak innych traktować?
1,905 2019-09-22 10:17:15
Dzień dobry
Tak sobie siedzę piję kawkę i się zastanawiam - po co tak bić pianę? beckett tak długo będzie biegał za obiektem swojej żądzy dopóki ona nie kopnie go w żyć i już.
Autor nie słucha rad bo nie chce przyznać się przed sobą do porażki i cokolwiek będzie się działo to będzie tłumaczył i zaprzeczał.
1,906 2019-09-22 10:18:52
Jak pamiętam taką cechą było agresywne zachowanie więc traktuje się zero jedynkowo!Poza tym ja myślę że naiwnością i hipokryzją jest myślenie,że ja mogę tak się zachowywać,traktować przedmiotowo ludzi a inni już wobec mnie nie.Spotkałam już kilka osób które myślały że są takie sprytne a trafiły na lepszych od siebie graczy.Kali kraść ok Kalemu ukraść oj źle.Ostatnimi czasy nawet na tym forum obserwuję pełno Księci i Księżniczek porzuconych,ktorzy nie mogą się z tym pogodzić a generalnie sami używają ludzi.Potem płacz ja biedny biedna.Dostają prawdziwą lekcję od życia ale wniosków raczej poza użalaniem się nad sobą nie chcą wyciągnąć chociażby prosta prawda POŻYCZONE ODDANE lub też POSTĘPUJ WOBEC INNYCH TAK JAKBYŚ CHCIAŁ ABY POSTĘPOWALI WOBEC CIEBIE!Inaczej idziemy w kierunku słabe jednostki się eliminuje,nie szanuje.W tym wypadku słabością jest miłość do drugiego człowieka.Mimo wszystko myślę że każdy chce kochać i być kochany więc tak naprawdę eliminujemy się sami,płaczemy do poduszek,nie radzimy sobie z życiem.
1,907 2019-09-22 10:26:44
Sorki dwa razy się wkleiło.Maku Beckett zrobi co zechce a w zasadzie nie zrobi nic ale może inni czytający ten wątek znajdują się w podobnej sytuacji i nie będą dorabiać psychologicznej ideologii do sytuacji która ma proste rozwiązanie.Jesli nie wiesz jak się zachować zachowaj się przyzwoicie.Jeśli kogoś nie kochasz rozstań się a nie wykorzystuj!
1,908 2019-09-22 10:33:07
Sorki dwa razy się wkleiło.Maku Beckett zrobi co zechce a w zasadzie nie zrobi nic ale może inni czytający ten wątek znajdują się w podobnej sytuacji i nie będą dorabiać psychologicznej ideologii do sytuacji która ma proste rozwiązanie.Jesli nie wiesz jak się zachować zachowaj się przyzwoicie.Jeśli kogoś nie kochasz rozstań się a nie wykorzystuj!
Dokładnie tak. Myślę, że wiele osób czytających ten wątek odnajduje wiele analogii do własnych doświadczeń. Czy to od str Pani D. czy Becketta. A ten watek jest wręcz obowiązkową lekturą jak absolutnie nie należy postępować!
I zgadzam się, że Beckett sam nic nie zrobi, jeśli Pani nie kopnie go w 4 litery (tzn. weźmie odpowiedzialność za nich oboje ). Jemu już nic nie pomoże. Ale może komuś innemu.
1,909 2019-09-22 10:51:22
bagienni_k napisał/a:Roxann zawsze mnie niezmiernie ciekawią takie przypadki, kiedy komuś z nas pewna cecha partnera nie odpowiada na tyle, że od razu go dyskwalifikujemy z miejsca, bez względu na resztę. Są to zazwyczaj wyraźne cechy zero-jedynkowe, których naszym zdaniem( choć nie wiadomo, czy słusznie) nie da się w żaden sposób wyeliminować czy zmienić. Każdy się inaczej na to zapatruje. Nie chcę Ciebie tutaj oceniać w żadnym wypadku, bo to Twoje osobiste zdanie i wybór, ale zagadnienie tak czy ianczej warte rozważenia.
Bagienni_k, jeśli jest taka cecha, tu musi być dla nas naprawdę dużego kalibru, nie jakieś pierdoły jak nie podnoszenie deski w sedesie czy rzucanie skarpetek pod łóżko
U mnie chodziło o incydent, kiedy ów sąsiad przyszedł do mnie wstawiony i agresja mu się włączyła.... po tej szarpaninie miałam ręce całe w siniakach. Jakimś cudem udało mi się mu wyrwać i zamknąć w łazience. On zasną u mnie na łóżku. Byłam przerażona, nie wiedziałam czy mam wołać o pomoc, czy dzwonić na policję ale na szczęście był tak napruty, że padł szybko. Następnego dnia nic nie pamiętał, przepraszał milion razy, wykupił chyba wszystkie kwiaty w pobliskiej kwiaciarni, ale dla mnie to już nie miało żadnego znaczenia. Dodam, że jestem DDA i jestem szczególnie na tym punkcie przeczulona. Sama w ogóle nie piję alkoholu.
Także sam widzisz... może ktoś powiedzieć, że powinnam była dać mu szansę, ale ja wiem jak to jest z alkoholikami i przemocowcami, i dziękuję. Jak inna ma chęci i siłę by z tym problemem zmierzyć, ok. Ja nie.
W takim razie pełna zgoda. Nie pamiętalem o co dokładnie chodziło, ale teraz wszystko jest jasne. Powiem szczerze, żę w przypadku aktów przemocy, to akurat powinnaś być wzorem dla dziesiątek czy setek kobiet, które za każdym razem, kiedy są maltretowane, będą pokrętnie tłumaczyć zachowanie partnera, próbując go wybielić. Choćby wypowidajać słynne teksty: "On taki nie jest" czy "On na pewno się zmieni". Naturalną reakcją na przemoc jest albo ucieczka albo odwet, więc takie przypadki nie mieszczą się w moich granicach rozumowania, szczególnie, kiedy kobieta rzeczywiście może odejść, ale nie chce, choćby z powodu braku chęci do rezygnacji z wygodnego życia, za co ponosi cenę tych siniaków. Wczoraj widziałem nagłówek artykułu na onecie o przemocy bogatych mężów wobec ich żon, ale nawet bałem się go otwierać..takżę nawet Beckett to jest mały pikuś, w porównaniu do takich Pań..
1,910 2019-09-22 11:18:03 Ostatnio edytowany przez Roxann (2019-09-22 12:48:43)
W takim razie pełna zgoda. Nie pamiętalem o co dokładnie chodziło, ale teraz wszystko jest jasne. Powiem szczerze, żę w przypadku aktów przemocy, to akurat powinnaś być wzorem dla dziesiątek czy setek kobiet, które za każdym razem, kiedy są maltretowane, będą pokrętnie tłumaczyć zachowanie partnera, próbując go wybielić. Choćby wypowidajać słynne teksty: "On taki nie jest" czy "On na pewno się zmieni". Naturalną reakcją na przemoc jest albo ucieczka albo odwet, więc takie przypadki nie mieszczą się w moich granicach rozumowania, szczególnie, kiedy kobieta rzeczywiście może odejść, ale nie chce, choćby z powodu braku chęci do rezygnacji z wygodnego życia, za co ponosi cenę tych siniaków. Wczoraj widziałem nagłówek artykułu na onecie o przemocy bogatych mężów wobec ich żon, ale nawet bałem się go otwierać..takżę nawet Beckett to jest mały pikuś, w porównaniu do takich Pań..
Ze wzorem przesadziłeś. Niestety wychowałam się w domu gdzie był alkohol i przemoc i wiem od kuchni jak to wygląda. Sama do dziś ponoszę tego różne konsekwencje, jestem też na pewno współuzależniona (od rodziców), jednak perspektywa, że takie jazdy miałabym z partnerem, którego w przeciwieństwie do rodziców SAMA WYBIERAM, to jak samobójstwo. Ja zdaję sobie sprawę z tego, że osoby DDA często w takie patologie się wplątują są też same bardziej narażone na uzależnienia, ale tyle się naoglądałam tego wszystkiego będąc jeszcze dzieckiem, że never ever. Np. nie piję alkoholu z własnego wyboru, po prostu źle mi się kojarzy, na sam jego 'zapach' mam odruch wymiotny. Moja matka niestety nie odeszła wcześniej od ojca (albo ojciec od matki), bo też nie miała za bardzo jak i gdzie no i pewnie siły i odwagi. Dlatego zawsze będę powtarzać, ze niezależność (finansowa), samodzielność jest szalenie ważna by w ogóle móc zawalczyć o siebie i ograniczyć ryzyko wplątania się w takie patologie. Ja ciężko na nią zapracowałam dlatego też mogłam szybko wymiksować się z tamtego związku. Do mnie nie przemawia argument, że to był incydent, że się nie powtórzy, że opijali z kumplami jakiś "sukces", że poza tym to był fajny facet. Przez te wszystkie lata wyrobiłam w sobie ogromny instynkt samozachowawczy, może nawet przesadny ale... wolę coś nawet wartościowego stracić, przeoczyć, niż na własne życzenie zgotować sobie piekło na ziemi.
EDIT: a co do Becketta, to może mały pikuś w porównaniu do wspomnianych przez Ciebie pań, ale... toksyczność w związku ma różne wymiary i Beckett psychicznie wymięka. Robi dobrą minę do złej gry ale sam przyznaje, że płaci za to zdrowiem psychicznym. Ja tam nie wiem, jaki on był wcześniej, ale teraz stracił kompletnie poczucie własnej wartości, a przez to stracił swoją atrakcyjność. Dlatego chyba wszystkim tu go po prostu szkoda. On już zapowiada, że jakby co to zapisze na Tindera i będzie szalał. No marnuje sobie chłopak życie i zdrowie na tej wycieraczce. Poczucie własnej wartości bardzo ciężko jest odbudować. Więc się będzie pewnie seksił z kim popadnie byleby odreagować. A "lepszej partii" niż Pani D. zapewne (szczególnie w takim stanie) nie znajdzie. Kobiety wartościowe wybierają facetów, którzy tą wartość też mają. Powiedzieć można wszystko czy napisać, ale … szybko da się to zweryfikować. A Beckett mając niewątpliwie talent do naginania rzeczywistości i faktów, musiałby trafić na chyba na jakąś 'amebę' intelektualną by uwierzyła, że jest "samcem Alfa".
1,911 2019-09-22 13:22:40
Jeśli poczułaś się urażona to sorry. Bardziej miałem na myśli wzór, jako sposób postępowania w tej konkretnej sytuacji. Wiesz jakie to niesie zagrożenie i niejako zadziałaś prewencyjnie. Wiadomo, że takie incydenty nie zdarzają się jednorazowo, więc niejako oddaliłaś od siebie to niebezpieczeństwo.
Co do Becketta: wiemy wszyscy, że toksyczność wylewa się tam drzwiami i oknami, wiemy na czym się to wszystko opiera, z jednej i z drugiej strony. Z jednej strony mamy lecące na łęb na szyję poczucie własnej wartości a z drugiej rosnące w górę uzależnienie Becketta od atencji pani D., która to atencja nie pozwala mu odejść. Te dwa czynniki ze sobą walczą i się przepychają gdzieś tam w jego wnętrzu, ale ten pierwszy jak na razie przegrywa, i to ostro. Żeby ten drugi wygrał, to musi nagle wpaśc meteoryt w postaci kogoś trzeciego na horyzoncie.
1,912 2019-09-22 13:32:52
Jeśli poczułaś się urażona to sorry. Bardziej miałem na myśli wzór, jako sposób postępowania w tej konkretnej sytuacji. Wiesz jakie to niesie zagrożenie i niejako zadziałaś prewencyjnie. Wiadomo, że takie incydenty nie zdarzają się jednorazowo, więc niejako oddaliłaś od siebie to niebezpieczeństwo.
Nie, wręcz przeciwnie, odebrałam to jako komplement tylko trochę na wyrost zważywszy jaka tego geneza.
1,913 2019-09-22 14:58:16 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-09-22 14:58:50)
Całe szczęście:)
Przed chwilą odpowiadałem w wątku " skojarzenia" na słowo "epopeja" i od razu chciałem wpisywać "Wątek Becketta". Choć bardziej pasowałaby tragedia zamiennie z komedią..
1,914 2019-09-22 15:03:32 Ostatnio edytowany przez Roxann (2019-09-22 15:04:41)
Całe szczęście:)
Przed chwilą odpowiadałem w wątku " skojarzenia" na słowo "epopeja" i od razu chciałem wpisywać "Wątek Becketta". Choć bardziej pasowałaby tragedia zamiennie z komedią..
Nie no Beckett wydaje się dobrym człowiekiem, ale trafił na taką Panią D., która miała z niego zrobić samca alfa (przepraszam, powtarzam się), a zrobiła frajera. No szkoda chłopa, ale cóż poradzić, skoro nic do niego nie dociera.
1,915 2019-09-23 11:37:43
Jako osoba będąca w toksycznym związku przez wiele lat - doskonale niestety rozumiem postępowanie Becetta.
Nie twierdzę ,ze jest logiczne ,ale mogę się niestety pod tym wszystkim podpisać nogami i rękami
Tego wszystkiego co usłyszałam od toksycznego partnera , tego co sama mu później mówiłam , tych patologicznych zachowań - nie sposób zliczyć ,a jednak jak tylko pojawiał sie na horyzoncie (i nie było to nawet głupie zaproszenie na śniadanie) - leciałam jak ćma do ognia.
I dziesiatki osób powtarzały ,ze to niemądre zachowanie , że powinnam odejść , że pozwalam sie niszczyć oraz niszczę jego... Nic się nie zmieniało przez długich 8 lat - przez ostatnie 4 lata byłam jak Pani D. - nie pozwolilam mu się wprowadzić , był tylko dochodzącym kochankiem.
Nie dziwi mnie więc cały ten wątek. Raczej Wasze wypowiedzi utwierdzają mnie w tym ,ze decyzja o odcięciu się od toksycznego exa była ze wszech miar słuszna.
A Becettowi oraz Pani D. szczerze współczuję.
1,916 2019-09-23 13:38:50
Beckett to naprawdę ciężki przypadek. Ale jak sam kilka stron temu przyznał, ten "związek" traktuje jako "good deal"..
Nie zauważyłabyś sarkazmu nawet jakby wyskoczył zza krzaków i kopnął Cię w tyłek, co? Od początku piszę, że ten układ mi nie pasuje i dążę do jego zmiany, a ten tekst, który powtarzasz już po raz enty na dowód prawdziwości swoich fantazji, był zakpieniem z sytuacji.
Nie chce mi się szukać cytatu ale kiedyś na słowa: "ona jest z Tobą bo nie poznała (jeszcze) nikogo lepszego kto by z nią chciał być", on odpowiedział: "ja też nie poznałem nikogo lepszego, więc to chyba dobrze?" - to najlepiej obrazuje jego podejście. Tylko że ona z nim jest bo jest, a on wie, że ona to wyżyny (normalnie niedoścignięte) jego możliwości. Już samo bycie z nią pozwoliło mu myśleć o sobie jako o "samcu Alfa"..
Again. Ja te słowa rozumiem zupełnie inaczej i to chyba ja, jako ich autor, mam prawo do właściwej interpretacji? Już to tłumaczyłem, aleś głucha jak pień. Ja te słowa rozumiem tak, że jesteśmy z kimś właśnie dlatego że nikogo lepszego nie znaleźliśmy i wierzymy że to dla nas najlepszy wybór.
I nie, nie uważam że mam jakąś granicę możliwości jeśli chodzi o wybór partnerki.
Mi się wydaje że Backettowi imponuje Pani D. Żartobliwie pisząc toż to związał się z samą Panią Doktorową:)i gdzieś tam pewnie wisi przekonanie że lepszej nie znajdzie.Nie wiem gdzie Beckett mieszka ale jeszcze w niektórych małych miejscowościach dalej najważniejszy autorytet ma ksiądz,nauczyciel i lekarz..
No a tu już się uśmiałem do łez Sam mam jakąś wypracowaną pozycję, jestem ze stolicy, nie ze wsi (a wieś nota bene bardzo lubię), status partnerki nie ma dla mnie znaczenia, wiązałem się zarówno z kelnerką jak i dziewczyną dość znaną w branży filmowej. Ważny jest dla mnie człowiek, a nie jego zawód.
bagienni_k napisał/a:Całe szczęście:)
Przed chwilą odpowiadałem w wątku " skojarzenia" na słowo "epopeja" i od razu chciałem wpisywać "Wątek Becketta". Choć bardziej pasowałaby tragedia zamiennie z komedią..
Nie no Beckett wydaje się dobrym człowiekiem, ale trafił na taką Panią D., która miała z niego zrobić samca alfa (przepraszam, powtarzam się), a zrobiła frajera. No szkoda chłopa, ale cóż poradzić, skoro nic do niego nie dociera.
Ach jej, jak Ty się upajasz tym "wannabe alfa" i klęską zabiedzonego misia, którego rzekomo królewna nie uratowała i założyła mu korony.
Nie uważam się za frajera, stawiam granice, mam swoje oczekiwania cały czas i z nich nie zrezygnuję. Niedawno (po rozmowach o jej wahaniach uczuć) padła propozycja żebym leciał z nią i jej mamą na tygodniowe wakacje. Nie, nie polecę. Zgadnij dlaczego. Pieniądze i czas mam. W Twoim wyimaginowanym świecie rzuciłbym wszystko i z jęzorem na wierzchu pakował walizki.
1,917 2019-09-23 14:32:32
padła propozycja żebym leciał z nią i jej mamą na tygodniowe wakacje. Nie, nie polecę. Zgadnij dlaczego.
Och, to proste.
Wizja snucia się na doczepkę jak piąte koło u wozu, noszenia za nimi walizek i latania na ich posyłki oraz najprawdopodobniej zero seksu,
najzwyczajniej w świecie nie jest tak kusząca jak wyjazd gdzieś tylko we dwoje, gdzie miałbyś swoją myszkę tylko dla siebie 24h/dobę.
Daj spokój Beckett, to było za łatwe, dawaj coś trudniejszego. Na przykład coś z tych waszych rozmowów o tych jej wahaniach uczuć może być.
Wiesz co, gdyby mi laska prosto w oczy powiedziała, że mnie już nie kocha, to nawet trzech sekund bym nie tracił na pytania cóż to u licha znaczy,
tylko bez słowa bym się ubrał i wyszedł, a schodząc po schodach skasowałbym po kolei wszystkie możliwości jakiegokolwiek jej kontaktu ze mną.
Ja rozumiem, że można się wahać pomiędzy "mam dzisiaj ochotę na naleśniki z serem" a powiedzmy "oje*ałabym kebsa z podwójnym mięsem na ostro"
ale jak ktoś mi mówi - nie kocham cię - to naprawdę, nie żebym był złośliwy, naprawdę nie przychodzi mi do głowy nic o czym chciałbym jeszcze rozmawiać.
Być może mam zbyt ciasny łeb i moja wyobraźnia tak daleko nie sięga, nie wiem, ale oczywiście zawsze chętnie się dowiem czegoś nowego, no więc?
Po jej słowach - nie kocham cię Beckett - przychodzisz do niej, siadasz i zaczynacie rozmawiać... mhm... no i jaki przebieg ma taka rozmowa?
1,918 2019-09-23 14:40:27
Nie przegadasz. Nie ma opcji. Ja skłamałam mówiąc ,że mi eks powiedział że mnie nie kocha. On mi powiedział,że nie wie czy mnie kocha. Ale w przypadku związków partnerskich nie wiem czy Cię kocham jest tozsame z nie kocham cię,ale bądź bo co mam zrobić sam biedny/biedna. Albo nie jestem jeszcze pewny/pewna nowego obiektu
Nie.ma sensu tłumaczyc.
Grunt,że się wycofała.
1,919 2019-09-23 14:55:30 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-09-23 14:58:00)
beckett napisał/a:padła propozycja żebym leciał z nią i jej mamą na tygodniowe wakacje. Nie, nie polecę. Zgadnij dlaczego.
Och, to proste.
Wizja snucia się na doczepkę jak piąte koło u wozu, noszenia za nimi walizek i latania na ich posyłki oraz najprawdopodobniej zero seksu,
najzwyczajniej w świecie nie jest tak kusząca jak wyjazd gdzieś tylko we dwoje, gdzie miałbyś swoją myszkę tylko dla siebie 24h/dobę.Daj spokój Beckett, to było za łatwe, dawaj coś trudniejszego. Na przykład coś z tych waszych rozmowów o tych jej wahaniach uczuć może być.
Wiesz co, gdyby mi laska prosto w oczy powiedziała, że mnie już nie kocha, to nawet trzech sekund bym nie tracił na pytania cóż to u licha znaczy,
tylko bez słowa bym się ubrał i wyszedł, a schodząc po schodach skasowałbym po kolei wszystkie możliwości jakiegokolwiek jej kontaktu ze mną.
Ja rozumiem, że można się wahać pomiędzy "mam dzisiaj ochotę na naleśniki z serem" a powiedzmy "oje*ałabym kebsa z podwójnym mięsem na ostro"
ale jak ktoś mi mówi - nie kocham cię - to naprawdę, nie żebym był złośliwy, naprawdę nie przychodzi mi do głowy nic o czym chciałbym jeszcze rozmawiać.
Być może mam zbyt ciasny łeb i moja wyobraźnia tak daleko nie sięga, nie wiem, ale oczywiście zawsze chętnie się dowiem czegoś nowego, no więc?
Po jej słowach - nie kocham cię Beckett - przychodzisz do niej, siadasz i zaczynacie rozmawiać... mhm... no i jaki przebieg ma taka rozmowa?
Pudło. Mielibyśmy oddzielny, wygodny apartament z dużym tarasem. Byłoby świetnie. Ale nie jadę właśnie dlatego, że ona nie jest pewna swoich uczuć, że ma wahania. Nie czułbym się w tej sytuacji fair wobec siebie.
Tak, rozmawiamy na ten temat. Jaki ma przebieg ta rozmowa? Co Ona mówi? Są we mnie cechy, które jej przeszkadzają. Być może do siebie nie pasujemy temperamentami. Ja jestem trochę narwany chłopak, ekstrawertyk acz nie choleryk. Mam zachowania, które ją irytują. I wtedy myśli sobie, że nie może być z taką osobą. Następnego dnia widzi mnie już jednak w innym świetle, docenia, pożąda, kocha. Jak to powiedziała, waha się od euforii moją osobą po niechęć do związku ze mną. Tak jakby nie miała spójnego obrazu mojej osoby. Jak to psycholog słusznie zauważyła, moja osoba się nie zmienia, to jej percepcja mojej osoby się zmienia.
Nie musisz ander się powtarzać - znam Twoje zdanie. Odzierasz to wszystko z trudnych emocji i widzisz osobę wyrachowaną, która jest ze mną z braku laku. Tylko że jej emocje nie są stałe (byłyby, gdyby wynikały z aktorstwa). Jej wahania, zimniejsze okresy widzę jak na dłoni. Tak jak widzę jej pożądanie i chęć tworzenia związku ze mną gdy "jest dobrze".
Tak, też jestem skłonny przyznać rację, że jak się ma wahania uczuć to znaczy że prawdziwego uczucia nie ma. Choć u mnie kiedyś różnie to bywało w podobnych sytuacjach. Choć w efekcie...z ówczesnym obiektem uczuć już nie jestem
Gdyby było tak jak piszesz, że panna jest coraz bardziej znudzona, zmęczona i mniej zaangażowana - to ja bym nie trwał, musisz mi uwierzyć. I tu leży mój (nasz) problem. Niemniej moja frustracja się wylewa, na różne sposoby - od trudnych rozmów po dni kiedy zamykam się w sobie i nawet gadać mi się nie chce. A tym bardziej cieszyć sie z bycia z nią. To też nie pomaga.
1,920 2019-09-23 15:07:09
poczytuje ten wątek sporadycznie i rzuca mi się w oczy pewna refleksja. O ile cześć z Was próbuje na wszystkie sposoby pomóc backettowi i tłumaczy mu w bardziej męski sposób schematy funkcjonowania takiego toksycznego związku ( mowa o Andestud) o tyle widzę tu też wpisy wyśmiewające się z autora. Największym paradoksem jest jednak to, że swoja żółć i filozofie życia wylewa tu Roksana, która jeszcze niedawno przez kilkadziesiąt stron tego forum rozpisywała się na temat swojego romansu z Szefem. Sama nie pamięta już, jak długo nie mogła przestać o nim myśleć mimo, że chłop dawno już ja pożegnał, zapłodnił swoja żonę i zapomniał kim jest gąska Roksi. Jak można być takim hipokrytą.. Słabe..
Backettowi powiem, aby posłuchał siebie. Ty wiesz, że to co się teraz dzieje to strata czasu. Ta kobieta nigdy Cię nie pokocha, choćby bardzo chciała, bo miłość albo jest albo jej nie ma. Zmarnujesz najlepsze lata swojego życia na iluzję i pogoń za złudzeniami. Pomyśl o dziecku. Im dłużej to przeciągasz tym bardziej szkoda małego. Twoja partnerka nie jest chora, ani zagubiona, ona jest wyrachowana i skupiona na sobie oraz swoich potrzebach. Ratuj siebie i zrób przysługę dziecku..
1,921 2019-09-23 15:19:19 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-09-23 15:35:28)
Zastanawiam się, czy ktokolwiek(facet czy kobieta) ma ochotę jechać na urlop z małżonkiem ORAZ ze swoją teściową, niezależnie od tego, jaki tworzy związek i jak mu sie w tym związku układa..
Natomiast od siebie mogę dodać jedynie to, co bym zrobił, słysząc owo miażdżące: " Nie kocham Cię!" Pomijając oczywiste emocje, należałoby usiąść na spokojnie i pogadać:
- czy to pewne?
- dlaczego?
- co się zmieniło przez ten czas, co spowodowało Twoją decyzję?
Ewentualnie dajmy sobie powiedzmy max kilka dni na przemyślenie sprawy( jęsli rzeczywiście trzeba). W przypadku, kiedy rezultat jest jasny, następuje odcięcię się Tyle!
Beckett, jeśli NAPRAWDĘ jest tak, jak twierdzisz, to przyznam Ci szczerze, że dawno nie widziałem takiej dawki masochizmu i poświęcenia. Tylko w imię czego? W imię podtrzymania tej relacji, która Ciebie w 100 % nie zadowala, ale jednak jestes w stanie znosić te jej wahania i dostosować jakoś swoje życie do tej huśtawki. Przyznasz, że ze świecą można szukać kogoś, kto jest w stanie tolerowąc tego typu wyskoki, zwłaszcza skrajne emocje, wyrażane zupełnie przeciwnymi działaniami Pani D.wobec Ciebie. Na Twoim miejscu zastanowiłbym się czy warto się po prostu tak katować. Jeśli słysze jednego dnia od kobiety zdecydowane zaprzeczenie jej uczuć do mnie a następnego dnia wręcz przeciwnie - staje się serdeczna, wylewna, mówi zupełnie coś innego, jaki to stwarza poziom frustracji, zdenerwowania i niepewności. Sprawia to, że zwyczajnie siadam i zastanawiam się, czy te przyjemne chwile są w ogóle warte przeżycia, jeśli mam dostawać codziennie taką huśtawkę nastrojów, z dużą dozą niepewności co będzie dalej. Porównałbym to do sytuacji oblężonej twierdzy, gdzie kończą się zapasy, broń i amunicja a łączność ze sztabem jest przerwana, więc nie ma jak poinformować dowództwo o krytycznej sytuacji.
1,922 2019-09-23 15:40:41 Ostatnio edytowany przez gracjana1992 (2019-09-23 15:41:28)
Pytanie zasadnicze to czemu tak się uparles zamiast zainwestować tę energię w związek z osoba, która to odwzajemni?
Bo to "ta jedyna"? No proszę Cię... Zgadzam się z anderstudem - "tych jedynych" jest wiele.
1,923 2019-09-23 15:51:15 Ostatnio edytowany przez paslawek (2019-09-23 16:03:56)
Pytanie zasadnicze to czemu tak się uparles zamiast zainwestować tę energię w związek z osoba, która to odwzajemni?
Bo to "ta jedyna"? No proszę Cię... Zgadzam się z anderstudem - "tych jedynych" jest wiele.
Odpowiedź jest prosta zakochał się Beckett i nie ma co robić.
No co by robił oprócz pracy w życiu.Satysfakcja koło czterdziestki z sukcesów (i porażek) powszednieje to obserwowałem u niektórych facetów.
Uparł się bo żywi uparte przekonanie że przemieni panią Doktor swoimi działaniami i wpływem na nią .
Mówi się "nie masz cwaniaka nad Warszawiaka" ehhh ziom Na zakochanie nie ma cwaniaków okazuje się.
1,924 2019-09-23 15:55:42
@takata
Masz rację co do dziecka. Ten argument do mnie przemawia. Będę jednak bronił pani D. Nie jest wyrachowana. Ona naprawdę nie wie co robić. Wiem że rozum podpowiada jej mnie, a emocje...różnie. Raz tak raz srak. I widzę jak się z tym męczy. Kwestia mojej więzi z dzieckiem również spędza jej sen z powiek, zwłaszcza ze dzieciak coraz większy i ta więz jest mocniejsza z tygodnia na tydzień. Wiem jak ona bardzo się boi że nam nie wyjdzie i dzieciak to bardzo przeżyje.
@bagiennik
Teściowa jest spoko. Jesteśmy na ty, swobodnie się przy niej czuję. To nowoczesna i otwarta babka. Luzik. Zwłaszcza że daje nam przestrzeń i ma swoje sprawy.
Po tym co uslyszałem nie usiadłem i nie pogadałem, bo jak andeestud pisze, nie było o czym. Wyszedłem. Co bylo potem, wiecie.
Dlaczego ona? Nie piszę wiele o jej zaletach. Miałem trochę partnerek i nigdy nie spotkałem kogoś takiego. Szukałem tych cech, wszystkich w jednej osobie, długo. Jest naprawdę, obiektywnie wyjatkowa. Z drobnym...fakapem
1,925 2019-09-23 15:56:47
paslawek. stawiam...oranzadę
1,926 2019-09-23 16:01:00
Czyli jednak "ta jedyna" ;p
Ach te różowe okulary
1,927 2019-09-23 16:06:45
paslawek. stawiam...oranzadę
Dzięki najlepsza oranżada to była "Wyborowa" z tym takim ustrojstwem do otwierania zamykania butelki.
Pozdro.
1,928 2019-09-23 16:07:10 Ostatnio edytowany przez bagienni_k (2019-09-23 16:08:28)
Beckett No cóż, może mam jakiś spaczony obraz teściowej po oglądaniu "Miodowych lat"
Każdy zapewne w pewnym sensie rozumie stan w jakim się znalazłeś, co wiążę się z odczuciami i emocjami jakie do niej czujesz oraz jak ją idealizujesz( jako osoba zakochana), chociaż wisz, że ma swoje wady
Ciężko się jednak oprzeć wrażeniu, że ciężko u Was obojga z decyzyjnością. Mówię: dla mnie taka sytuacja już dawno spowodowałaby u przeciętnego Kowalskiego jasną decyzję wynikającą w rachunku zysków i strat, dajmy na to:" Kocham Cię, zalezy mi na Tobie, ale nie jestem w stanie emocjonalnie znieść tej huśtawki, musimy coś postanowić, bo inaczej zwariuję"
Zaraz Roxann i anderstud wytoczą ciężkie działa
1,929 2019-09-23 16:08:57
Natomiast od siebie mogę dodać jedynie to, co bym zrobił, słysząc owo miażdżące: " Nie kocham Cię!" Pomijając oczywiste emocje, należałoby usiąść na spokojnie i pogadać:
- czy to pewne?
- dlaczego?
- co się zmieniło przez ten czas, co spowodowało Twoją decyzję?Ewentualnie dajmy sobie powiedzmy max kilka dni na przemyślenie sprawy( jęsli rzeczywiście trzeba).
Jak dla mnie szyk wyrazów w zdaniu "Nie kocham cię Beckett" nie jest ani dziełem przypadku, ani wynikiem przejęzyczenia,
ani efektem przemęczenia, głodu, niewyspania lub skutkiem pomyłki imion czy nieznajomości znaczenia poszczególnych słów.
Czegoś takiego nie da się powiedzieć niechcący, nawet w ostrej kłótni takie słowa nie powinny nigdy paść, a jeśli już padły...
jakiekolwiek tłumaczenia czy rozmowy na ten temat, to są tylko kpiny w żywe oczy z inteligencji drugiego człowieka
i odwracanie kota ogonem po przemyśleniu sprawy na ile dalsze podtrzymywanie tej znajomości może mi się jeszcze opłacić.
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Pani D. miała już w głowie plan na to jakby tu Becketta przekonać jednak do budowy tego jej domu,
albo przynajmniej niech by jakiś remont w jej mieszkaniu zrobił, żeby można było je dobrze i szybko sprzedać, no w końcu jest facetem.
Ciekaw jestem czy już coś przebąkiwała na ten temat...
1,930 2019-09-23 16:35:05
No powiem wam szczerze, po tych wyznaniach: "jestem ze stolicy", "ta jedyna", chetnie zobaczylbym te pare na zywo! Czuc wielki swiat:) Sky is the limit! Chociaz cos mi intuicja podpowiada, ze Beckett to taki "Psikutas bez "S"".
1,931 2019-09-23 16:44:40 Ostatnio edytowany przez gracjana1992 (2019-09-23 16:46:44)
No powiem wam szczerze, po tych wyznaniach: "jestem ze stolicy", "ta jedyna", chetnie zobaczylbym te pare na zywo! Czuc wielki swiat:) Sky is the limit! Chociaz cos mi intuicja podpowiada, ze Beckett to taki "Psikutas bez "S"".
Nadal nie wiem co jest takiego wyjątkowego w Pani doktor czego inne nie mają - według Becketta (podobno nie z jednego pieca chleb jadł).
Nie ma ludzi niezastąpionych.
Nie no, Beckett, serio - co?
1,932 2019-09-23 17:09:39
Jakem już stary dziadyga i doświadczony dość w zawiłościach relacji, tak sytuacja w której się znalazłem jest dla mnie mało zrozumiała. Może szanowne kobitki mi doradzą.
Chodzi oczywiście o rozstanie. Spotkaliśmy się rok temu, dwa miesiące podchodziłem do tematu ostrożnie i powoli, byłem po rozstaniu i nie chciałem popełnić błędu. Zaczęliśmy być ze sobą w czerwcu, uczucia wybuchły pełną mocą po obu stronach. Cóż powiedzieć, fascynacja i namiętność były wielkie po obu stronach. Lataliśmy 30 cm nad ziemią. Szybko wynająłem swoje mieszkanie i zamieszkałem u niej. Euforia, wspólne plany, moje oświadczyny na jesieni, jej radość. Zero wątpliwości do grudnia. Wtedy wydarzył się pewien czynnik zewnętrzny, który zaczął podkopywać tę relację. Nie chcę wdawać się w szczegóły, liczą się efekty - po prostu nie daliśmy rady. Moja frustracja, generowanie napięcia, stres. Dochodziło do spięć, wzajemnego odsuwania się, siadała bliskość. Trwało do do połowy lutego, gdy przelała się czara goryczy między nami. Wspólnie podjęliśmy decyzję o separacji, przemyśleniu pewnych spraw. Wróciłem do siebie. Pozostaliśmy w kontakcie, dzwoniliśmy do siebie, widywaliśmy się. Nawet nocowałem u niej kilka razy. Przemyślałem wiele spraw, zrozumiałem że w sytuacji kryzysowej stawiałem własne uczucia nad jej, nie myślałem o niej. Że byłem egoistyczny, że wymagałem więcej od niej niż od siebie. Że wylewałem frustrację szukając "problemów zastępczych", chodziłem naładowany złością i krytykowałem ją. Co ciekawe, Ona też zaczęła widzieć własne błędy - również była skupiona na sobie, zawiodła komunikacja między nami, miała problemy z wyrażaniem emocji, zamykała się w sobie, odsuwała się co tylko mnie bardziej dołowało i czułem że ją tracę.
Wydawałoby się że przez ten miesiąc wszystko powinno zmierzać w dobrym kierunku. Niestety ja bardzo chciałem wrócić, tęskniłem bardzo, gdy nocowałem u niej to bardzo chciałem się z nią kochać, jej odmowa powodowała mój ból, czułem coraz więcej odrzuceń - tym więcej im ja naciskałem, być może nawet osaczałem ją. Z Jej strony słyszałem że boi mi się zaufać, że boi się że teraz będzie dobrze, ale nasze problemy wrócą. Kocha mnie, ale ma jakąś blokadę emocjonalną, ma problem z wyrażaniem emocji. Czeka na "objawienie", na poczucie że chce i potrafi być ze mną w 100%.
Niestety ja nie dałem rady, zwłaszcza że czulem że coraz bardziej się oddala. Trochę czułem się odstawiony na półkę (złość), trochę nie wierzyłem że mnie kocha, trochę...nie dawałem rady ze swoim stanem psychicznym. Półtora tygodnia temu postanowiłem spotkać się z nią i porozmawiać. Oznajmiłem jej że już nie daję rady, że nie wierzę że mnie kocha, że uważam że tracimy czas, ja tracę zdrowie i nerwy. Że muszę się odciąć. Że dla mnie zamknięcie sprawy i brak kontaktu to jedyne wyjście by się uleczyć. Wie że bardzo ją kocham, wie że widzę błędy (a ja widzę że ona widzi swoje), więc zrobiłem wszystko co w mojej mocy. Trochę było mi ciężko podjąć tę decyzję, więc próbowałem wymusić na mnie słowa że mnie nie kocha, że już tego nie widzi. Oczywiście nie usłyszałem, a na wyjściu namiętnie się całowaliśmy, pierwszy raz od dawna. No nie ułatwiło mi to, ale...c'est la vie. W życiu nic nie jest proste.
Dwa dni później umówiliśmy się na odbiór jej kluczy, żebym mógł zabrać rzeczy jak będzie w pracy (tak wolałem). Przyjechałem wieczorem, myślałem że zabiorę klucze i pójdę. Zaprosiła mnie na herbatę. Yyy...miękki jestem. Słabość mam. Zostałem. Może to przypadek, ale miała na sobie moją ulubioną, obcisłą sukienkę mini, w której wygląda wprost nieziemsko. Zaproponowała byśmy usiedli na kanapie. Rozmawialiśmy trzy godziny, bardzo fajnie i na luzie, trochę wspominaliśmy i trochę...flirtowaliśmy, albo tak mi się wydawało. Przy wyjściu chciała mnie ewidentnie pocałować, ucałowałem w usta i wyszedłem. O północy korespondowaliśmy jeszcze chwilę, zdziwił mnie jej bardzo dwuznaczny tekst o tym że musi chyba zacząć uprawiać sport żeby ją libido nie rozsadziło...(tu gwoli wyjasnienia, wcześniej mówiła że na bliskość i seks ma blokadę, że w ogóle o tym nie myśli; zdecydowanie jest to kobieta która łączy emocje z seksem, seks dla sportu nie wchodzi u niej w grę).
Dalej jest jeszcze lepiej, psychodrama i tragikomedia w jednym. Kilka dni później w smsach zapytałem o coś na temat naszego związku (w tonie wątpiącym), odpisała "czy mogę porozmawiać o tym w cztery oczy, a nie przez sms?". Kurde, przecież wyraźnie mówiłem że nie mogę się z nią widywać, bo mam do niej taką słabość, że nie uleczę się nigdy. No i napisałem jej to, dobitnie i wyraźnie. Przyjęła do wiadomości.
Dzień później...bomba. Dzwoni wieczorem i prosi żebym przyjechał, bo ma nerwicowy napad lęku (miała takie stany kilka lat temu po rozstaniu które ciężko przeszła, więc znam temat). Nie przyjechałem...Rozmawiałem z nią długo, uspokoiłem ją trochę, ale nie przyjechałem. Potem w sms przeprosiłem i napisałem że nie mogłem. I że jakby było naprawdę źle to bym przyjechał. Ona też przepraszała, że nie powinna była, że już więcej tego nie zrobi.
Kolejny dzień. Telefon że chce mi podrzucić gotówkę, którą była mi winna. Nie było mnie w domu, zresztą przecież...może zrobić przelew. Co jej powiedziałem.
No i cała ta sytuacja zburzyła mój rachityczny konstrukt, w którym postanowiłem odciąć się. Zacząłem się zastanawiać czy dobrze robię. Naprawdę mi na niej zależy, to było coś, było nam ze sobą świetnie, a rozleciało się przez czynniki zewnętrzne i komunikację, którą możemy dograć. I może...może ona poczuła co traci, może faktycznie mnie kocha, możę faktycznie jest pogubiona. Może nie umiem wykazać się cierpliwością, możę ta cierpliwość to jakaś pokuta, bo nabroiłem i teraz trzeba zapłacić cenę?
Po nieprzespanej nocy zadzwoniłem. Długo rozmawialiśmy. Postanowiłem powiedzieć o swoich emocjach i wątpliwościach. Zapytałem wprost o co jej chodzi? Powiedziałem że jeśli tęskni, jeśli napady lęku powodowane są rozpadem naszej relacji, jeśli mnie kocha, to spędźmy niedzielę razem. Co usłyszałem? Że wcale nie wysyłała sprzecznych sygnałów, nie wiedziała (?!) że nie będziemy się już nigdy widzieć. Że do mnie zadzwoniła w lęku, bo ja ją rozumiem, czuje się przy mnie bezpiecznie. A gotówkę chciała przywieźć bo miała po drodze i tak wygodnie. Lekko przyciśnięta przyznała że mogła zadzwonić do mamy czy przyjaciółki. Przyznała też że flirtowała ze mną, że nakręciła się, że była rozczarowana że jej nie pocałowałem. Wygłosiłem oświadczenie że jestem w stanie się spotkać, ale wiem że to ryzyko. I nie zamierzam ryzykować w sytuacji gdy Ona nie ma uczuć do mnie. I na koniec zapytałem czy widzimy się w niedzielę? Tak. To było ciepłe "tak".Strasznie szczegółowo to opisałem, ale diabeł tkwi w szczegółach. A mnie ta sytuacja zastanawia i naprawdę boję się tego spotkania. Już mi trochę lepiej bez niej, odżywam. Boję się że to może do niczego nie prowadzić. Zastanawiam się czy moja eks jest tak niepoważna i niemądra że zrobiła te powyższe "manewry" nie chcąc mnie ściągnąć z powrotem? To bardzo bystra, mądra i wykształcona kobieta, taktowna i na poziomie. Równocześnie dość skrycie wyrażająca emocje, często nie nazywa ich wprost. Trudno mi uwierzyć w to że bezrefleksyjnie wysyłała sygnały które mogłem uznać za dwuznaczne, albo nawet jednoznaczne. A Ona biedna...miała zupełnie co innego na myśli.
Nie miałbym wątpliwości jakbym usłyszałem "kocham Cię, ale nadal się boję, jednak chcę próbować, nie chcę Cię tracić, spotkajmy się". A takie "kombinowanie jak koń pod górę" mnie trochę odstrasza.
Nie chcę Cię martwić, ale prawdopodobnie pojawił się ktoś trzeci. Jeśli tak to może nie być jeszcze pewna co tak naprawdę do niego czuje i nie chce Ciebie stracić zanim się nie przekona co z tego wyjdzie. Będzie Ciebie trzymać pięknymi i miłymi słowami dopóki coś sie nie zmieni. I albo okaże się że tam było tylko zauroczenie i wróci do Ciebie, albo zostanie z innym może nawet bez słowa wyjaśnienie, bo przecież teraz nie jesteście razem.
Mówię tak bo właśnie mnie coś takiego spotkało, zaczęło sie coś nie układać a po pewnym czasie, wiem że to nie w porządku ale przeczytałem u niej jednego smsa i sprawa zrobiła się jasna. Walczyłem jeszcze o nią przez kilka miesięcy ale wciąż tylko słyszałem że nie może sie zdecydować, że już nie umie poiwedzieć kocham. Ale spotykaliśmy się kilka razy, próbowaliśmy być razem, wspólne wczasy, piękne chwile a potem znowu ON.
W końcu stwierdziłem że tak dłużej nie potrafię.
Zostawiłem list po miłej kolacji i teraz Cierpię. Lecz zaczynam szukać zapomnienia, spokoju.
Choć może się mylę.
1,933 2019-09-23 17:16:11
Czyli jednak "ta jedyna" ;p
Ach te różowe okulary
Eeee tam, od razu ta jedyna. Głupi nie jestem, swoje doświadczenia mam, wiem że jak z nią nie wyjdzie to się zakocham w innej za jakiś czas.
Czy to ważne jaki zestaw cech mi pasuje? Dla tego tematu - nie.
Wystarczy tylko jeśli napiszę, że w każdej z moich partnerek czegoś mi brakowało. Tu mam wszystko to, czego potrzebuję. A raczej miałem do stycznia/lutego. Bo do tego czasu czułem się kochany bez wątpliwości, a to też moja potrzeba. Swoją drogą, ona twierdzi że gdyby nie moje "jazdy" wtedy, to już by było po ślubie, bo świata poza mną nie widziała. Tylko co było wtedy i dlaczego robiłem jazdy (ostre, nie powiem), można poczytać w wątku radeusza.
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Pani D. miała już w głowie plan na to jakby tu Becketta przekonać jednak do budowy tego jej domu,
albo przynajmniej niech by jakiś remont w jej mieszkaniu zrobił, żeby można było je dobrze i szybko sprzedać, no w końcu jest facetem.
Ciekaw jestem czy już coś przebąkiwała na ten temat...
Oj chłopie, bardzo sobie Ciebie cenię, ale zaczynasz się zachowywać jak pijana załoga radzieckiego czołgu
Bzdury piszesz. Tak po prostu.
1,934 2019-09-23 17:26:41
Ważne, bo naprawdę ciężko zrozumieć w imię czego upierasz się na związek z kimś kto mówi "nie kocham Cię".
"Jeżeli zastanawiasz się czy kogoś kochasz przestałeś już kochać na zawsze."
1,935 2019-09-23 17:39:35
Ten cytat jest nieprawdziwy. Różnie jest w życiu. Przeszliśmy poważny kryzys, mieliśmy siebie po dziurki w nosie, ocierając się wręcz o wzajemną nienawiść po tym co się stało.
Nawet ja, ten wielce zakochany gamoń, odbudowywałem swoje uczucia do niej przez kilka miesięcy. I uważaj, ja też mam wahania. Czasem myślę nawet że już nie mam siły jej kochać i nie czuję tego. Moje uczucia wracają, gdy jest bliskość i stabilizacja.
Chyba też muszę wyjaśnić jak dokładnie padły te słowa. W sumie to one nie padły. To nie było tak, że ona po prostu przy herbacie powiedziała mi "wiesz co beckett, ja cię jednak nie kocham". To ja zacząłem drążyć w epizodzie chłodniejszych dni, zadałem pytanie, potwierdziła że ostatnio tego nie czuje i nie wie dlaczego. Po czym moje trzaśnięcie drzwiami spowodowało że...znowu poczuła.
Nie wiązałbym nadziei ze związkiem w którym nie czuję uczuć drugiej strony, nie ma chemii, bliskości, patrzenia sobie w oczy i erotyki. Wiem jakie zdanie macie o mnie, ale to naprawdę do cholery nie jest takie czarno-białe.
1,936 2019-09-23 17:39:47
Aktualnie jestesmy na etapie Becketta kozaka, chłopaka z miasta. Nie dalej jak na początku września było zgoła inaczej - niepewny, wystraszony, kupa w portkach. Co sie zmieniło? Na początku września: "nie kocham cię", teraz: "wyjedziesz ze mną na tydzień". Jak myslicie, kto w tym zwią,ku (przepraszam, w tej relacji) jest pilotem, a kto jest sterowany?;) Teraz Beckett bedzie pisał teksty, jakby kuleczki mocy by Ann zapił Red Bullem, a to tylko dlatego, ze dr Quinn zaprosiła go na urlop:)
1,937 2019-09-23 17:40:32
. Swoją drogą, ona twierdzi że gdyby nie moje "jazdy" wtedy, to już by było po ślubie, bo świata poza mną nie widziała. Tylko co było wtedy i dlaczego robiłem jazdy (ostre, nie powiem), można poczytać w wątku radeusza.
Tak, rozmawiamy na ten temat. Jaki ma przebieg ta rozmowa? Co Ona mówi? Są we mnie cechy, które jej przeszkadzają. Być może do siebie nie pasujemy temperamentami. Ja jestem trochę narwany chłopak, ekstrawertyk acz nie choleryk. Mam zachowania, które ją irytują. I wtedy myśli sobie, że nie może być z taką osobą. Następnego dnia widzi mnie już jednak w innym świetle, docenia, pożąda, kocha. Jak to powiedziała, waha się od euforii moją osobą po niechęć do związku ze mną. Tak jakby nie miała spójnego obrazu mojej osoby. Jak to psycholog słusznie zauważyła, moja osoba się nie zmienia, to jej percepcja mojej osoby się zmienia.
To daje trochę inny obraz. Ona nie akceptuje w Tobie pewnych cech/zachowań. Mówiliśmy wcześniej o takich zerojedynkowych sytuacjach, ja nie wiem jak te Twoje "jazdy" wyglądały, ale musiało być grubo, skoro zamiast ślubu było rozstanie. Inna kwestia, czy rzeczywiście nie można było rozwiązać problemu inaczej. I nie, nie o to chodzi, że ona ma mylny obraz Twojej osoby - jak jest dobrze, to jest super, ale jak przychodzi jakaś sytuacja kryzysowa i Twoje cechy charakteru znów wychodzą, to i ona traci zapał. Tu chyba po raz pierwszy sprzeczności nie widzę. Dla niej tamte cechy są na tyle istotne, że przesłaniają Twoje wszelkie zalety. Ona zwyczajnie ma obawy, że to się znów powtórzy... trochę tak jak z przemocowcem czy alkoholikiem.
Także tu problem może wcale nie jest po jej stronie, tylko Twojej. Ok, powiesz, że miałeś powody (exa), ale chyba dało się to inaczej rozwiązać, bez wybuchów? Dlaczego nie potrafiłeś zapanować nad swoimi emocjami?
1,938 2019-09-23 17:42:08
anderstud napisał/a:Wcale bym się nie zdziwił, gdyby Pani D. miała już w głowie plan na to jakby tu Becketta przekonać jednak do budowy tego jej domu,
albo przynajmniej niech by jakiś remont w jej mieszkaniu zrobił, żeby można było je dobrze i szybko sprzedać, no w końcu jest facetem.
Ciekaw jestem czy już coś przebąkiwała na ten temat...Oj chłopie, bardzo sobie Ciebie cenię, ale zaczynasz się zachowywać jak pijana załoga radzieckiego czołgu
Bzdury piszesz. Tak po prostu.
O przepraszam najmocniej, ale "bzdury piszesz" to akurat moja kwestia.
Tylko zjem obiad i przysiądę z kawką, to poszukam jak jeszcze niedawno sam tu majaczyłeś o wspólnym zakupie działki i budowie domu,
a na moje "bzdury piszesz" reagowałeś jak wściekły byk na czerwoną płachtę. Kiedy to było? W czerwcu? W maju? Bo nie chce mi się szukać...
1,939 2019-09-23 17:43:03
Teraz Beckett bedzie pisał teksty, jakby kuleczki mocy by Ann zapił Red Bullem, a to tylko dlatego, ze dr Quinn zaprosiła go na urlop:)
A on odmówił! Nie kozak?
1,940 2019-09-23 17:44:50
Tylko Ty jej nigdy nie powiedziałeś, że jej nie kochasz. Myślisz, że to jest przypadek? Nie, nie jest. To są naprawdę mocne słowa i one nie padną z ust osoby, która...kocha.
1,941 2019-09-23 17:48:46 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-09-23 17:50:57)
Tak, ma obawy i boi się tego, że moje zachowania powrócą.
Na pewno za szybko zacząłem naciskać na wyrugowanie ojca dziecka z naszego życia. Dla mnie sytuacja gdy on do nas przychodzi co drugi dzień do domu i się panoszy, była nie do zaakceptowania. Z obiektywnego punktu widzenia to jednak ja byłem nowym człowiekiem w jej życiu, do którego musiała zbudować zaufanie by zburzyć istniejący od dwóch lat porządek (chory, ale jednak) w jej życiu.
Im bardziej naciskałem tym efekt był coraz gorszy, a ją bardziej odrzucało od przeprowadzenia zmian. Zacząłem fundować ciche dni, krytykować ją jako pobłażliwą matkę, byłem pełen frustracji. Awantur nie było, ja nie jestem wybuchowy, ale stosowałem przemoc psychiczną. Mam sporo na swoją obronę, ale swoją winę rozumiem. Wierzę że przepracowałem te chore "mechanizmy obronne".
Ona jednak przyznaje że nadal ma flashbacki, gdy na przykład mam gorszy dzień, smutniejszy, spowodowany myśleniem o naszym związku - wtedy się wycofuję trochę, zamykam w sobie. Ale...do jasnej...trudno mieć stale przyklejony uśmiech na twarzy gdy jest jak jest. Ale ona już widzi karanie ją "cichymi dniami" i ostentacyjne ignorowanie jej osoby.
1,942 2019-09-23 17:52:41
Tak, ma obawy i boi się tego, że moje zachowania powrócą.
(…)
stosowałem przemoc psychiczną.
Dla mnie teraz już wszystko jasne, żadne tam deficyty z dzieciństwa, przyciąganie/odpychanie itd.
Mam sporo na swoją obronę, ale swoją winę rozumiem
Nie Beckett, na przemoc nie ma żadnej obrony!
1,943 2019-09-23 17:57:28
Bardzo kategoryczna jesteś w osądach.
Ona też stosowała przemoc wobec mnie. Bo zapraszanie mnie do wspólnego życia, oświadczanie że sytuacja ulegnie zmianie, że unormuje sytuację, po czym odkładanie tego w nieskończoność, było fundowaniem mi mocnej, emocjonalnej jazdy. Schizofreniczny związek, plany na ślub, dziecko i równoczesne olewanie mnie w tak fundamentalnej sprawie.
Przypomnę, że tam mieszkałem przez 8 miesięcy i za każdym razem wychodziłem, kiedy przyjeżdżał ojciec dziecka.
1,944 2019-09-23 18:05:15
Bardzo kategoryczna jesteś w osądach.
Ona też stosowała przemoc wobec mnie. Bo zapraszanie mnie do wspólnego życia, oświadczanie że sytuacja ulegnie zmianie, że unormuje sytuację, po czym odkładanie tego w nieskończoność, było fundowaniem mi mocnej, emocjonalnej jazdy. Schizofreniczny związek, plany na ślub, dziecko i równoczesne olewanie mnie w tak fundamentalnej sprawie.
Przypomnę, że tam mieszkałem przez 8 miesięcy i za każdym razem wychodziłem, kiedy przyjeżdżał ojciec dziecka.
Fakt, to była chora sytuacja, ale przecież można było ją jakoś inaczej rozwiązać. To wychodzenie, kiedy przyjeżdżał ojciec dziecka to już w ogóle jakaś groteska (a raczej dramat). Teraz piszesz, że sytuacja z Ojcem się unormowała (choć nie powiedziałeś jak), nie dało się tego zrobić wcześniej? A skoro tak, to jaki teraz macie problem skoro on był głównym źródłem twoich frustracji i "jazd". Przecież w żadnym związku nie ma tak, że każdego dnia każdy ma świetny humor, uśmiech przyklejony do twarzy i niekończącą się ochotę na amory.
1,945 2019-09-23 18:06:19
Uuuuu... czyli aktualnie mamy fazę przybliżania i Becketta lewitującego w skowronkach, a więc całego ostatniego pół roku nie było.
Czas się zatrzymał w lutym (już nie będę znów po kolei wymieniał co się wydarzyło od wyprowadzki) teraz mamy reset i trwa aktualizacja systemu.
1,946 2019-09-23 18:06:33
BEKAśmiechu napisał/a:Teraz Beckett bedzie pisał teksty, jakby kuleczki mocy by Ann zapił Red Bullem, a to tylko dlatego, ze dr Quinn zaprosiła go na urlop:)
A on odmówił! Nie kozak?
Nie jestem psychologiem, ani tym bardziej jasnowidzem, ale jakos tak nie mam przekonania, ze Beckett odmówił kategorycznie i ostatecznie. Raczej bym obstawiał (realnie położyłbym pieniądze na stół), ze to kolejny etap gry w ktorej tym razem Beckett gra tego niedostępnego, a pani Dr udaje, ze jej zależy. No a nasz Beckett mówi jedno, a wieczorkiem zaśliniony sprawdza w necie gdzie warto wybrać się w rzeczonej destynacji (jak to teraz mówią). Jedno jest pewne, fajny jest ten temat, duzo się dzieje, ale koniec przewidywalny - rozstaną się, albo dr zajdzie w ciążę, trochę pobędą i... rozstaną się.
1,947 2019-09-23 18:13:59
Roxann napisał/a:BEKAśmiechu napisał/a:Teraz Beckett bedzie pisał teksty, jakby kuleczki mocy by Ann zapił Red Bullem, a to tylko dlatego, ze dr Quinn zaprosiła go na urlop:)
A on odmówił! Nie kozak?
Nie jestem psychologiem, ani tym bardziej jasnowidzem, ale jakos tak nie mam przekonania, ze Beckett odmówił kategorycznie i ostatecznie. Raczej bym obstawiał (realnie położyłbym pieniądze na stół), ze to kolejny etap gry w ktorej tym razem Beckett gra tego niedostępnego, a pani Dr udaje, ze jej zależy. No a nasz Beckett mówi jedno, a wieczorkiem zaśliniony sprawdza w necie gdzie warto wybrać się w rzeczonej destynacji (jak to teraz mówią). Jedno jest pewne, fajny jest ten temat, duzo się dzieje, ale koniec przewidywalny - rozstaną się, albo dr zajdzie w ciążę, trochę pobędą i... rozstaną się.
A ja myślę, że powiedział nie bo jedzie też przyszła/niedoszła teściowa. Czemu na wcześniejsze urlopy taki był chętny? Co innego spotkać się u mamusi na kawie, a co innego jechać na urlop. Nawet jeśli to "nowoczesna" kobieta. No ale nie zmienia to faktu, że odmówił! Znaczy kozak
1,948 2019-09-23 18:43:37
jakos tak nie mam przekonania, ze Beckett odmówił kategorycznie i ostatecznie. Raczej bym obstawiał (realnie położyłbym pieniądze na stół), ze to kolejny etap gry w ktorej tym razem Beckett gra tego niedostępnego, a pani Dr udaje, ze jej zależy. No a nasz Beckett mówi jedno, a wieczorkiem zaśliniony sprawdza w necie gdzie warto wybrać się w rzeczonej destynacji (jak to teraz mówią). Jedno jest pewne, fajny jest ten temat, duzo się dzieje, ale koniec przewidywalny - rozstaną się, albo dr zajdzie w ciążę, trochę pobędą i... rozstaną się.
To już jest tylko przeciąganie liny z nudów i takie sprawdzanie dla zabawy na ile jeszcze mogę sobie pozwolić, tak z jednej i drugiej strony.
W końcu ta lina strzeli z hukiem i gdybym miał postawić na to własne pieniądze, to postawiłbym wszystko na opcję, że któregoś dnia,
po jakimś kolejnym odpale Doktorowej nasz Beckett znów spróbuje swoich ogranych tricków z oddalaniem i ochładzaniem tej poje*anej relacji,
co z kolei Pani D. uzna za idealny pretekst i dobry moment na to, aby przeskoczyć na upatrzoną wcześniej gałąź, kwestia zgrania tego w czasie.
Tu chodzi już tylko o impuls w postaci tego kogoś, który miałby Becketta zastąpić, o nic innego moim zdaniem. Być może znów będzie to Eks,
a być może zupełnie nowa postać, to w zasadzie już nie ma najmniejszego znaczenia, pożyjemy zobaczymy. Jak dla mnie jest już pozamiatane
i gdybym znalazł pod ławką w parku walizkę z milionem dolarów, pół postawiłbym na to, że jeszcze w tym roku nastąpi ostateczne rozwiązanie tej kwestii.
1,949 2019-09-23 19:31:37 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-09-23 19:32:17)
Ale ja nie stosuję zadnych ogranych tricków. Ja wiem czego chcę i jestem szczery, daję jej poczucie stabilności z mojej strony.
Twój wrzesień przesuwa się do końca roku?
1,950 2019-09-23 19:33:32
Roxann napisał/a:BEKAśmiechu napisał/a:Teraz Beckett bedzie pisał teksty, jakby kuleczki mocy by Ann zapił Red Bullem, a to tylko dlatego, ze dr Quinn zaprosiła go na urlop:)
A on odmówił! Nie kozak?
Nie jestem psychologiem, ani tym bardziej jasnowidzem, ale jakos tak nie mam przekonania, ze Beckett odmówił kategorycznie i ostatecznie. Raczej bym obstawiał (realnie położyłbym pieniądze na stół), ze to kolejny etap gry w ktorej tym razem Beckett gra tego niedostępnego, a pani Dr udaje, ze jej zależy. No a nasz Beckett mówi jedno, a wieczorkiem zaśliniony sprawdza w necie gdzie warto wybrać się w rzeczonej destynacji (jak to teraz mówią). Jedno jest pewne, fajny jest ten temat, duzo się dzieje, ale koniec przewidywalny - rozstaną się, albo dr zajdzie w ciążę, trochę pobędą i... rozstaną się.
3 po 3. Jak zawsze. One lecą na dniach, decyzję podjąłem już wcześniej.
I nie, nie chodzi o teściową...dżizas.