Becket pisał o niej w samych ogólnikach, jaka była przed jego akcjami- nie wiemy.
U niego zauważyłam skoncentrowanie na sobie więc o tym piszę.
132 2019-03-28 11:49:31 Ostatnio edytowany przez MagdaLena1111 (2019-03-28 11:51:08)
Becket pisał o niej w samych ogólnikach, jaka była przed jego akcjami- nie wiemy.
U niego zauważyłam skoncentrowanie na sobie więc o tym piszę.
Dokładnie tak jak pisze Ela, u becketta działają silne mechanizmy obrony ego. To widać w jego wypowiedziach oraz w jego działaniach i na tym koncentrują się aktualne działania jego ex(?) partnerki, bo łatwo na tym zagrać.
PS Nie sugeruję, że ona to robi świadomie, wręcz wydaje mi się, że na czuja, wie co zadziała.
Przełożę o tej przestrzeni na prostszy język:
Wyobraźmy sobie taki dzień:
Ktoś ma ciężki dzień w pracy- nie ma w co rąk włożyć- zdarza się, że nie odebrał telefonu od razu.. mało czasu
Wraca do domu- tam marzy tylko o tym, by się położyć na sofie i chwilę odpocząć.
A partner zalewa go pretensjami, bo czuje się zlekceważony. A wystarczy, by poczekał pół godziny, czy nawet jak jest wcześniej, herbatę zrobił.
Jak po tej pół godziny wszystko wraca do normy bez czyichś pretensji- to jest ta przestrzeń- jak od progu witają Cię wymówki, bo Miś poczuł się zlekceważony to coraz mniej tego Misia lubisz, nawet jak kochasz.
Tylko pytanie, czy to właśnie jej wina czy ona jest tą manipulantką czy "sierotką" na którą trzeba chuchać i dmuchać czy też autor?
Bo dla mnie to wcale nie jest takie jednoznaczne, że ona. Przecież mieliśmy tu na żywo popis becketta. I to, że był "napalony" na spotkanie wcale tego nie tłumaczy. Bo jak nie taki to inny powód swojego wybuchu by znalazł.
A może trafił swój na swego?
Znam takie osoby i dla nich nie istnieje coś takiego jak partnerstwo czy kompromis. Ma być tak jak ja chcę a jak nie to awantura i przerzucanie winy na drugą osobę.
Czy Wy przypadkiem nie jesteście DDA?
Ela210 napisał/a:Przełożę o tej przestrzeni na prostszy język:
Wyobraźmy sobie taki dzień:
Ktoś ma ciężki dzień w pracy- nie ma w co rąk włożyć- zdarza się, że nie odebrał telefonu od razu.. mało czasu
Wraca do domu- tam marzy tylko o tym, by się położyć na sofie i chwilę odpocząć.
A partner zalewa go pretensjami, bo czuje się zlekceważony. A wystarczy, by poczekał pół godziny, czy nawet jak jest wcześniej, herbatę zrobił.
Jak po tej pół godziny wszystko wraca do normy bez czyichś pretensji- to jest ta przestrzeń- jak od progu witają Cię wymówki, bo Miś poczuł się zlekceważony to coraz mniej tego Misia lubisz, nawet jak kochasz.Tylko pytanie, czy to właśnie jej wina czy ona jest tą manipulantką czy "sierotką" na którą trzeba chuchać i dmuchać czy też autor?
Bo dla mnie to wcale nie jest takie jednoznaczne, że ona. Przecież mieliśmy tu na żywo popis becketta. I to, że był "napalony" na spotkanie wcale tego nie tłumaczy. Bo jak nie taki to inny powód swojego wybuchu by znalazł.
A może trafił swój na swego?
Znam takie osoby i dla nich nie istnieje coś takiego jak partnerstwo czy kompromis. Ma być tak jak ja chcę a jak nie to awantura i przerzucanie winy na drugą osobę.
Czy Wy przypadkiem nie jesteście DDA?
Ależ oczywiście, że beckett jest bardzo wrażliwy na swoim punkcie, pisałam o tym post wyżej.
Dużo zachowań odbiera jako lekceważące go, potrzebuje sporo uwagi i zainteresowania, bardzo źle znosi porażki, „walczy” z wypowiedziami, które nie pasują do jego nieco zbyt wyidealizowanego wizerunku relacji zamiast wycisnąć z tego, co się da, ale to akurat niewiele osób na tym forum potrafiło dotychczas.
Zadzwoniłbem dopiero
o 21.30, wróciła z kliniki (jest lekarzem), miała full pacjentów. Ja nie chciałem tak późno prżdżać, ze względu na ważny dzień w pracy dzisiaj. Zbieranie moich rzeczy plus rozmowy i zrobiłaby się druga w nocy. A ona też od rana w pracy.
Pogadaliśmy przez telefon. Odsuwa się ode mnie, bo nie dawałem jej przestrzeni, której ona potrzebowała żeby się do mnie zbliżać. Gdy ona się zbliża w swoim tempie, gdy zaczyna mi ufać, ja zaczynam naciskać, mieć oczekiwania, których ona jeszcze nie jest w stanie spełnić, robią się kwasy, moje pretensje, poczucie odrzucenia, zranienia. Generalnie negatywne emocje. Patrz - akcja w sobotę z moimi pretensjami.Tymczasem, tak na marginesie, atakuje mnie eks sprzed ponad roku. Czy naprawdę ja muszę mieć tak posrane życie? Oczywiście nic tam już nie ma.
Becett zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym jakie kobiety
wybierasz, jakie motywy kierują tymi kobietami że spotykają się one z tobą. ...
uważam że to jest temat na psychoterapię by świadomie wybierać partnera, nie wiklac się w toksyczne relacje i nie kierować się statusem społecznym wybranki bo nie jest regułą że dobrze wykształcona kobieta jest dojrzała emocjonalnie .
Daj sobie czas na pobycie sam ze sobą .
136 2019-03-28 13:40:53 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-03-28 13:48:34)
Becett zastanawiałeś się kiedykolwiek nad tym jakie kobiety
wybierasz, jakie motywy kierują tymi kobietami że spotykają się one z tobą. ...
uważam że to jest temat na psychoterapię by świadomie wybierać partnera, nie wiklac się w toksyczne relacje i nie kierować się statusem społecznym wybranki bo nie jest regułą że dobrze wykształcona kobieta jest dojrzała emocjonalnie .
Daj sobie czas na pobycie sam ze sobą .
Nic dodać nic ująć. Coś musiało Cię w niej urzec bo nie oszukujmy się - patrzyłeś, ale nie widziałeś.
Sedno w tym, żeby rozpoznać problem, schemat i tendencję. Dlaczego akurat ktoś z mocno zrytą sferą emocjonalną przyciągnął Twoją uwagę?.
Jakie cechy posiadała, że postanowiłeś akurat wybrać ją? Sam się nad tym zastanawiam kiedy myślę o swoim ostatnim związku i dziś, na chłodno dostrzegam sporo podobieństw z poprzednimi.
Związki wychodzą albo nie, ale ty my sami wybieramy z kim chcemy się związać i tutaj najczęściej wkracza jakiś zaprogramowany schemat.
Nie zgadzam się z tym, że masz wielkie ego i problemy z krytyką, skoro potrafisz przeprosić za swoje zachowanie, ale nie ma co brać calej winy na siebie.
Może jesteś narwany i pewnych rzeczy chcesz od razu, ale podskórnie czuje, że gdybyś dostawał jasne sygnały od tej Pani, sprawa wyglądałaby inaczej - każda relacja to "akcja i reakcja" a nie "perpetuum mobile".
Tak jak piszę Iwona40 - daj sobie czas, odetchnij od tego, poukładaj sprawy w głowie. Bez nerwowych ruchów.
Wykorzystaj ten czas na analizę siebie żebyś na następny raz omijał bagno szerokim łukiem.
Ależ oczywiście, że beckett jest bardzo wrażliwy na swoim punkcie, pisałam o tym post wyżej.
Dużo zachowań odbiera jako lekceważące go, potrzebuje sporo uwagi i zainteresowania, bardzo źle znosi porażki, „walczy” z wypowiedziami, które nie pasują do jego nieco zbyt wyidealizowanego wizerunku relacji zamiast wycisnąć z tego, co się da, ale to akurat niewiele osób na tym forum potrafiło dotychczas.
@Magdalena111 - możesz rozwinąć jakby wyciśniecie z tego "co się da" miało wg Ciebie wyglądać?
Zaciekawiłaś mnie. Może się czegoś naucze.
@Magdalena111 - możesz rozwinąć jakby wyciśniecie z tego "co się da" miało wg Ciebie wyglądać?
Zaciekawiłaś mnie. Może się czegoś naucze.
Chodzi o to, że ludzie wypowiadający się w wątku, pokazują różne perspektywy, które są w jakimś stopniu sumą ich własnych doświadczeń i spostrzeżeń, czasem podobnych, czasem nie, ale niczego nie warto z góry odrzucać, można się zastanowić, dopytać. Niektórzy tak robią, pochylają się nad każdym wpisem w założonym przez siebie wątku, często znajdują ciekawe dla siebie treści nawet w postach, które są im nieprzychylne i potrafią znaleźć w nich coś sensownego.
Rzadka umiejętność, jak wynika z moich obserwacji. To mniej więcej miałam na myśli.
138 2019-03-28 19:02:05 Ostatnio edytowany przez Roxann (2019-03-28 19:11:38)
Chodzi o to, że ludzie wypowiadający się w wątku, pokazują różne perspektywy, które są w jakimś stopniu sumą ich własnych doświadczeń i spostrzeżeń, czasem podobnych...i.
Dokładnie tak. Ja przyznaję szczerze, że zachowanie tej dziewczyny jest mi znane z autopsji. Sama się tak zachowywałam do pewnego czasu... i właściwie większość rzeczy, które Autor pisał o niej bardzo pasuje czy też pasowało do mnie. Długo nie zauważałam problemu w sobie.
Jednak w końcu dotarło do mnie, że moje zachowanie wynika bezpośrednio z tego, że jestem DDA, że ta przemoc psychiczna, która mi towarzyszyła właściwie przez całe dzieciństwo i młodość, zanim "uciekłam" z domu, zaczęła się objawiać lękiem przed prawdziwym związkiem, bliskością.
I ta akcja, jaką zrobił autor... nawet tylko czytając o tym, to aż się we mnie zagotowało, że miałam ochotę (teoretycznie rzecz jasna bo to wątek Autora nie jej) powiedzieć, kobieto uciekaj, po co Ci takie jazdy? Teraz zbagatelizujesz, przymkniesz oko, to nowy powód się znajdzie, jak choćby ten nie odebrany telefon... to życie na tykającej bombie, które bardzo dobrze znają osoby DDA.
Oczywiście nie musi tak być w jej przypadku, ale ... tak jak napisała Magdalena111, każdy (też Autor), z rożnych wypowiedzi może wycisnąć, co się da (ja też po to wracam tu na forum). JohnDoe80 przedstawił inny punkt widzenia oparty o własne doświadczenia i ocenia ex Autora przez pryzmat swojej historii.
Na dwoje babka wróżyła
Dla mnie natomiast ex JohnDoe80 to trochę inna bajka (choć mogę się mylić).
Natomiast sądząc po sobie, uważam, że zachowanie ex Autora nie musi jednoznacznie oznaczać, że jej na nim nie zależy. Po prostu kobieta może mieć problemy z budowaniem bliższej długotrwałej relacji z innych powodów. Autor podobno był w długoletnich związkach, ale tez mu nie wyszło... może więc problem leży nie po stronie chęci tylko na tle emocjonalnym.
I podpiszę się obiema rękoma pod tym co napisała wcześniej Iwona40: "nie jest regułą że dobrze wykształcona kobieta jest dojrzała emocjonalnie". Tylko zamieniłabym "kobieta" na "osoba". Bo nie jestem do końca przekonana, czy "problem" jest w niej czy w Autorze? A może w obojgu?
Jeżeli dacie sobie szansę, to zapewne będzie wymagało od Was wiele pracy nad sobą. Czy warto? Może i warto... a może to strata czasu. Zbyt szybko zachłysnęliście się "motylkami", marzeniami o białej sukni itd. Proza życia i pierwsze problemy jednak Was przerosły.
Do niczego jednak nie dojdziecie zwalając winę na siebie nawzajem. Podobno ona zaproponowała terapię, może przeczuwa, wie? że problem tkwi gdzieś indziej... tylko nie chce o tym mówić?
My możemy sobie gdybać, decyzja jest jednak Twoja Autorze.
Edit: I dodam jeszcze jedno, póki nie zauważałam problemu w sobie, przyciągałam osoby z problemami, różnymi. Tak to niestety działa. Odkąd zaczęłam być bardziej świadoma siebie, pracować nad sobą to i moje życie/relacje się zmieniły.
139 2019-03-28 19:47:47 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-03-28 19:48:05)
A ja mam wrażenie, że każdy z nas inaczej relacjonuje podobną sytuację. Beckett bardziej skupia się na sobie i swoich odczuciach, nie poświęcając czasu na opisane co było powodem jego "wybuchów". Moją historię też mógłbym opisać jako zbiór "erupcji" zakończony wyprowadzką, a finalnie odcięciem się.
Zaskakujący jest podobny schemat, moja Ex też mówiła o ślubie w w tym roku, dzieciach za 2 lata. Mówiła mi że jestem pierwszym facetem z kim marzy o dzieciach, idealny miał być ze mnie mąż i ojciec. Mnie z becketem dzieli nawet chyba miesiąc pomiędzy wyprowadzkami... powody wyprowadzki takie same.
Nie ma dymu bez ognia... a beckett poprostu zaczął od ognia, ja dałem tło.
140 2019-03-28 20:20:39 Ostatnio edytowany przez Roxann (2019-03-28 20:27:46)
A ja mam wrażenie, że każdy z nas inaczej relacjonuje podobną sytuację. Beckett bardziej skupia się na sobie i swoich odczuciach, nie poświęcając czasu na opisane co było powodem jego "wybuchów". Moją historię też mógłbym opisać jako zbiór "erupcji" zakończony wyprowadzką, a finalnie odcięciem się.
To fakt, Beckett zachowawczo pisze o powodach ale też nakreślił inny portret ex niż Ty. I o ile z Twoją oceną Twojej sytuacji się zgadzam (bo znam wątek), tak w tym przypadku nie.
Ty szukasz podobieństw, ja różnic.
A dla mnie jedna jest kluczowa. Ty się związałeś z duuuużo młodszą laską z fitnessu. On z kobietą 38-letnią, lekarzem. Dla mnie przyczyny, że nie wypaliło są inne, choć pozornie tak samo skończyło.
Edit: może bronię ex Autora bo niewiele jestem od niej młodsza i widzę wiele wspólnego.. natomiast też znam laski takie jak Twoje ex też z fitnessu I nie mam o nich najlepszego zdania i widzę jak starsi faceci je wyrywają.
Także nie jestem obiektywna
141 2019-03-28 20:39:09 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-03-28 20:48:40)
ekhm.. to ja będę bronić "laski z fitnessu"- bo jest tam wiele poukładanych dziewczyn też.
Natomiast dla mnie kluczowe jest czy w wcześniejszych związkach Beckett miał tak samo..
Pani lekarka też ma swoje doświadczenia, wiec może przy okazji tych problemów co autor trochę na nią zrzucił, odezwało się coś znajomego, co wolała odciąć. Może i tak nie powinno być, trzeba trochę powalczyć o relację- ale może kto się gorącym sparzył.. Autor w każdym razie nie pomagał sobie
ekhm.. to ja będę bronić "laski z fitnessu"- bo jest tam wiele poukładanych dziewczyn też.
No jasne, ale ja zwracam głownie uwagę na ta duużą różnice wieku, co zapewne dla Pana JohnDoe80 nie jest argumentem z wiadomego powodu
Ela210 napisał/a:ekhm.. to ja będę bronić "laski z fitnessu"- bo jest tam wiele poukładanych dziewczyn też.
No jasne, ale ja zwracam głownie uwagę na ta duużą różnice wieku, co zapewne dla Pana JohnDoe80 nie jest argumentem z wiadomego powodu
No z jakiego? Moja Ex była gówniarą, Jego Ex jest zatwardziałą krypto-singielką.
144 2019-04-03 17:24:14 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-04-03 17:28:39)
Cześć. Trochę mnie nie było, szczerze mówiąc to chciałem się trochę odciąć od moich problemów z eks.
Najpierw wypowiem się w kilku poruszonych wątkach, potem napiszę co się dzieje aktualnie.
To beckett zawinił, bo:
- nie dawał przestrzeni
- robił uniki
- miał oczekiwania
- miał pretensje.Dziecinne przerzucanie odpowiedzialności za własne decyzje na drugiego człowieka. Można by rzec, że to taka sierotka, nad która trzeba chuchać i dmuchać. Albo sprytna manipulantką, która wie, jak wzbudzić poczucie winy.
Tak właśnie jest. To aktualnie ja jestem ten główny winny. Na pewno nie jest to przerzucanie odpowiedzialności - Ona tak czuje i wiem o tym.
Sierotką nie jest, wręcz przeciwnie, to silna babka z dużą autonomią. Którą ja naruszam, naciskając i przekraczając jej granice.
A partner zalewa go pretensjami, bo czuje się zlekceważony. A wystarczy, by poczekał pół godziny, czy nawet jak jest wcześniej, herbatę zrobił.
Jak po tej pół godziny wszystko wraca do normy bez czyichś pretensji- to jest ta przestrzeń- jak od progu witają Cię wymówki, bo Miś poczuł się zlekceważony to coraz mniej tego Misia lubisz, nawet jak kochasz.
Tak, przyznaję że tak było. Ale ja taki w związkach nigdy nie byłem, zaraz napiszę dlaczego taki się stałem teraz.
Becket pisał o niej w samych ogólnikach, jaka była przed jego akcjami- nie wiemy.
U niego zauważyłam skoncentrowanie na sobie więc o tym piszę.
U niej teraz też jest skoncentrowanie na sobie i swoich ranach. Oboje skupiamy się wyłącznie na sobie i swoich uczuciach. I oboje zarzucamy drugiej stronie to samo.
Becket pisał o niej w samych ogólnikach, jaka była przed jego akcjami- nie wiemy.
U niego zauważyłam skoncentrowanie na sobie więc o tym piszę.Dokładnie tak jak pisze Ela, u becketta działają silne mechanizmy obrony ego. To widać w jego wypowiedziach oraz w jego działaniach i na tym koncentrują się aktualne działania jego ex(?) partnerki, bo łatwo na tym zagrać.
W sedno. To są mechanizmy obrony ego. Moja samoocena w tym związku zaczęła spadać. Zarówno z powodu moich problemów życiowych (z których wychodzę na prostą) jak i sytuacji, którą stworzyła z jej eks. A zupełnie zaczął mnie już dobijać nasz kryzys, był efekt kuli śniegowej. Im gorzej było między nami, tym czułem się gorzej i moje mechanizmy się nasilały. Coraz częściej krytykowałem, czułem się lekceważony (i tak było, bo się odsuwała ode mnie), źle reagowałem na utratę bliskości. Zależało mi bardzo, ale byłem sfrustrowany sytuacją i reagowałem emocjonalnie.
Czy Wy przypadkiem nie jesteście DDA?
Ona jest z niepełnej rodziny, brak ojca, matka też lekarz, dużo pracująca i nieobecna, ma symptomy DDD.
Ja jestem z pełnej rodziny, ale związek moich rodziców był toksyczny odkąd pamiętam.
Jak pewnie pamiętacie, do spotkania nie doszło, ja zrobiłem scenę. Mieliśmy porozmawiać przy okazji odbierania od niej moich rzeczy. Nie doszło do tego, mieliśmy ustalone dwa terminy, żaden nie wypalił. Za drugim razem zadzwoniła bardzo późno, nie chciałem już przyjeżdżać. Trochę strzeliłem focha, ale serio miałem powody, bo to już nie wrażenie lekceważania, to było lekceważenie i jawne unikanie trudnej rozmowy. W końcu poprosiłem o spakowanie moich rzeczy i odebrałem je w niedzielę na mieście. Akcja trwała dwie minuty. Po tym wszystkim napisałem jej wieczorem że fatalnie się czuję z tym że de facto zakończyliśmy relację przez telefon, że uważam że powinniśmy wyjaśnić sobie pewne kwestie szczerze, oczyścić atmosferę. Że jestem rozczarowany. W odpowiedzi odpisała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła, bo nie słucham jej, nie liczę się z nią, sam ustalam terminy spotkań, mam pretensje jak do spotkania nie dojdzie, generalnie te same zarzuty co po sobocie (wtedy gdy wkurzyłem się jak odwołała naszą randkę). Zamknąłem temat, pisząc że mam tego dosyć, że i ona nie ma do mnie szacunku, skupia się też tylko na sobie, że w normalnych relacjach proponuje się alternatywne terminy jak się nie może. I że mam tego serdecznie już dość.
W poniedziałek dzwoniła, nie odebrałem.
We wtorek dzwoniła, nie odebrałem.
Dziś napisała, chce się spotkać.
I szczerze mówiąc nie wiem co mam z tym zrobić. Jestem już na jakimś etapie leczenia się z niej, są efekty. Boję się to stracić przez to spotkanie. Boję się że będę odchorowywał. Ona na mnie silnie działa, wiem że ja na nią też, nawet po rozstaniu - choć może z jej strony to już przeszłość (czy chemia może zniknąć w tydzień po spięciu?). Mam jednak ochotę spróbować wyjaśnić wszystko spokojnie, oczyścić ten bajzel toksyczny z zepsutego powietrza. Mam też chęć wyrzucić z siebie złość na jej zachowanie, zwodzenie, odsuwanie się i przybliżanie, na brak szczerości, albo niestabilność emocjonalną. Wyrzucić złość, ale posłuchać jej i spróbować zrozumieć. Chcę też wyjaśnić swoje zachowanie.
Boję się też nadziei na dogadanie się. To mnie może zatrzymać i cofnąć w leczeniu się z niej.
Nie wiem czy nie zrobić tak, że poprosić ją o brak kontaktu przez jakiś czas i odezwać się za jakiś czas, gdy złe emocje opadną, a ja trochę zobojętnieję.
O ile w ogóle wtedy kontakt będzie nam potrzebny. Choć znowu...boję się że tak.
Tak, wiem. Najłatwiej i najsensowniej jest zerwać to wszystko w cholerę i zapomnieć.
Ale mam poczucie winy, myślę też że jakbyśmy weszli ten związek z wiedzą którą mamy dzisiaj, byłby cień szansy.
Oczywiście myślę też...a na ch...mi ten kaktus
Zastanów się skąd ta chęć dogadania się z nią za wszelką cene? Twierdzisz, że ma na Ciebie silny wpływ, a to najcześciej zasłania myślenie i własne pragnienia.
Myślę, że powinieneś kulturalnie dać jej do zrozumienia, że na teraz nie chcesz kontaktu bo nie byłbyś obiektywny w tym czego dziś chcesz.
Odcięcie się od niej będzie lekarstwem i być może za jakiś czas Twoje ostatnie zdanie stanie się jedyne.
Roxann napisał/a:Czy Wy przypadkiem nie jesteście DDA?
Ona jest z niepełnej rodziny, brak ojca, matka też lekarz, dużo pracująca i nieobecna, ma symptomy DDD.
Ja jestem z pełnej rodziny, ale związek moich rodziców był toksyczny odkąd pamiętam.Jak pewnie pamiętacie, do spotkania nie doszło, ja zrobiłem scenę. Mieliśmy porozmawiać przy okazji odbierania od niej moich rzeczy. Nie doszło do tego, mieliśmy ustalone dwa terminy, żaden nie wypalił. Za drugim razem zadzwoniła bardzo późno, nie chciałem już przyjeżdżać. Trochę strzeliłem focha, ale serio miałem powody, bo to już nie wrażenie lekceważania, to było lekceważenie i jawne unikanie trudnej rozmowy. W końcu poprosiłem o spakowanie moich rzeczy i odebrałem je w niedzielę na mieście. Akcja trwała dwie minuty. Po tym wszystkim napisałem jej wieczorem że fatalnie się czuję z tym że de facto zakończyliśmy relację przez telefon, że uważam że powinniśmy wyjaśnić sobie pewne kwestie szczerze, oczyścić atmosferę. Że jestem rozczarowany. W odpowiedzi odpisała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła, bo nie słucham jej, nie liczę się z nią, sam ustalam terminy spotkań, mam pretensje jak do spotkania nie dojdzie, generalnie te same zarzuty co po sobocie (wtedy gdy wkurzyłem się jak odwołała naszą randkę). Zamknąłem temat, pisząc że mam tego dosyć, że i ona nie ma do mnie szacunku, skupia się też tylko na sobie, że w normalnych relacjach proponuje się alternatywne terminy jak się nie może. I że mam tego serdecznie już dość.
W poniedziałek dzwoniła, nie odebrałem.
We wtorek dzwoniła, nie odebrałem.
Dziś napisała, chce się spotkać.I szczerze mówiąc nie wiem co mam z tym zrobić. Jestem już na jakimś etapie leczenia się z niej, są efekty. Boję się to stracić przez to spotkanie. Boję się że będę odchorowywał. Ona na mnie silnie działa, wiem że ja na nią też, nawet po rozstaniu - choć może z jej strony to już przeszłość (czy chemia może zniknąć w tydzień po spięciu?). Mam jednak ochotę spróbować wyjaśnić wszystko spokojnie, oczyścić ten bajzel toksyczny z zepsutego powietrza. Mam też chęć wyrzucić z siebie złość na jej zachowanie, zwodzenie, odsuwanie się i przybliżanie, na brak szczerości, albo niestabilność emocjonalną. Wyrzucić złość, ale posłuchać jej i spróbować zrozumieć. Chcę też wyjaśnić swoje zachowanie.
Boję się też nadziei na dogadanie się. To mnie może zatrzymać i cofnąć w leczeniu się z niej.Nie wiem czy nie zrobić tak, że poprosić ją o brak kontaktu przez jakiś czas i odezwać się za jakiś czas, gdy złe emocje opadną, a ja trochę zobojętnieję.
O ile w ogóle wtedy kontakt będzie nam potrzebny. Choć znowu...boję się że tak.Tak, wiem. Najłatwiej i najsensowniej jest zerwać to wszystko w cholerę i zapomnieć.
Ale mam poczucie winy, myślę też że jakbyśmy weszli ten związek z wiedzą którą mamy dzisiaj, byłby cień szansy.
Oczywiście myślę też...a na ch...mi ten kaktus
Tak myślałam, że jest czy też oboje jesteście z dysfunkcyjnych rodzin. Jej zachowanie mi jednak, jak wspominałam, bardzo znajome.
No niestety budować związku nie da się na dwa, trzy cztery... kiedy nie ma wzorca.
To co mogę poradzić: albo odejdź, albo weź na klatę wiedząc, że będzie trudno. Bo będzie. Osoba taka musi czuć, że może zaufać, czuć pewnie w związku. Ale też czuć przestrzeń. A Wy się przepychacie czyje problemy ważniejsze kto kogo bardziej olewa i skupia na sobie. Walka nic nie da. Tylko się oddalacie od siebie.
147 2019-04-03 18:20:04 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-04-03 18:20:21)
To co mogę poradzić: albo odejdź, albo weź na klatę wiedząc, że będzie trudno. Bo będzie. Osoba taka musi czuć, że może zaufać, czuć pewnie w związku. Ale też czuć przestrzeń. A Wy się przepychacie czyje problemy ważniejsze kto kogo bardziej olewa i skupia na sobie. Walka nic nie da.
Ja jej to mówiłem wielokrotnie. Z jakiś powodów przez 20 lat nie zbudowaliśmy trwałych relacji na życie. Ja miałem dwie które trwały 5-6 lat wspólnego mieszkania. Ona...byłem pierwszym z którym zamieszkała. Liczyłem że ten kryzys czegoś nas nauczy, że oboje wyciągniemy wnioski i nauczymy się siebie nawzajem lepiej.
Byłem gotów świadomie podjąć ryzyko. Bo po raz pierwszy tak naprawdę w pełni wiedziałem że to jest to. I pierwszy raz się tak zaangażowałem, jakkolwiek to nie brzmi. Paradoksalnie, poprzednie związki trwały dłużej, bo tak mi nie zależało i byłem z osobami, które były raczej chłodne i również potrzebowały przestrzeni.
Tylko się oddalacie od siebie.
Obawiam się że już się oddaliliśmy całkowicie. Ona bardziej.
Nie wiem czy to spotkanie ma sens, jeśli wyłącznie ma na celu "godne pożegnanie się w dobrej atmosferze".
Za duży koszt emocjonalny mogę ponieść.
Obawiam się że już się oddaliliśmy całkowicie. Ona bardziej.
Nie wiem czy to spotkanie ma sens, jeśli wyłącznie ma na celu "godne pożegnanie się w dobrej atmosferze".
Za duży koszt emocjonalny mogę ponieść.
Jeżeli tak to warto postawić kropkę nad i i więcej nie oglądać za siebie.
Ważne by ew to "ostatnie" spotkanie nie było pod wpływem emocji.
Myślę, że obojgu Wam zależy, jej też, ale nie potrafiliście stworzyć związku być może z jej winy, może wspólnej.
Ale dobrze, jeżeli oboje macie świadomość swoich ułomności a nie tylko zwalanie na 2 osobę. Nie macie naście lat, nawet nie 20-ścia. Oboje jesteście niezależni osobno, by być razem trzeba pracy Was dwojga. Chemia jak widać na nie długo wystarczyła.
149 2019-04-03 18:50:22 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-03 18:52:23)
Ostatnie spotkanie zawsze będzie pod wpływem emocji a koszt emocjonalny poniesie głownie becket.
Tak to już jest, że do związku trzeba dwojga. Zabrakło między wami komunikacji i samozaparcia.
Obydwoje nie macie wzorca ani modelu zdrowej, wspólnej relacji. Skończy się tak, że Ty ją będziesz leczył, sam biorąc winę na siebie.
Ewentualnie zaserwujesz sobie spacer po polu minowym a to nie tak powinno wyglądać.
Jeśli obydwoje chcecie, jedyna opcja to terapia dla par. Być może wspólna rozmowa ze specjalistą pozwoli wam przepracować problem, sami raczej nie dacie rady.
Roxann napisał/a:To co mogę poradzić: albo odejdź, albo weź na klatę wiedząc, że będzie trudno. Bo będzie. Osoba taka musi czuć, że może zaufać, czuć pewnie w związku. Ale też czuć przestrzeń. A Wy się przepychacie czyje problemy ważniejsze kto kogo bardziej olewa i skupia na sobie. Walka nic nie da.
Ja jej to mówiłem wielokrotnie. Z jakiś powodów przez 20 lat nie zbudowaliśmy trwałych relacji na życie. Ja miałem dwie które trwały 5-6 lat wspólnego mieszkania. Ona...byłem pierwszym z którym zamieszkała. Liczyłem że ten kryzys czegoś nas nauczy, że oboje wyciągniemy wnioski i nauczymy się siebie nawzajem lepiej.
Byłem gotów świadomie podjąć ryzyko. Bo po raz pierwszy tak naprawdę w pełni wiedziałem że to jest to. I pierwszy raz się tak zaangażowałem, jakkolwiek to nie brzmi. Paradoksalnie, poprzednie związki trwały dłużej, bo tak mi nie zależało i byłem z osobami, które były raczej chłodne i również potrzebowały przestrzeni.Roxann napisał/a:Tylko się oddalacie od siebie.
Obawiam się że już się oddaliliśmy całkowicie. Ona bardziej.
Nie wiem czy to spotkanie ma sens, jeśli wyłącznie ma na celu "godne pożegnanie się w dobrej atmosferze".
Za duży koszt emocjonalny mogę ponieść.
No to spotkaj się z nią na zasadzie raz kozie śmierć. Najwyżej troszkę to przeżyjesz, ale potem nie będziesz miał uczucia niedosytu i niesmaku, że zabrakło klasy przy rozstaniu. A poza tym co masz do stracenia?
Za duży koszt emocjonalny mogę ponieść.
Jeśli czujesz przyjemność w posypywaniu otwartych ran solą to idź. Moim zdaniem nie ma to sensu.
Masz rację John. Rozsądek podpowiada mi by nie iść. Serce...ech. Jestem ze sobą szczery. Tak, chciałbym rozstać się w dobrej atmosferze, ale nie wiem czy bardziej nie liczę na to, że to spotkanie ponownie zbliży nas do siebie. Że porozmawiamy konstruktywnie. Na razie jeszcze nie podjąłem decyzji.
153 2019-04-04 10:24:11 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-04 11:18:30)
Masz rację John. Rozsądek podpowiada mi by nie iść. Serce...ech. Jestem ze sobą szczery. Tak, chciałbym rozstać się w dobrej atmosferze, ale nie wiem czy bardziej nie liczę na to, że to spotkanie ponownie zbliży nas do siebie. Że porozmawiamy konstruktywnie. Na razie jeszcze nie podjąłem decyzji.
Mam teorię, że winna całej sytuacji jest nasza potrzeba odczuwania emocji, nie ważne jakich dobrych złych, ale czegoś. Tak jak mózg uzależnia się od cukru, tak my żyjący ciągle na granicach wytrzymałości, od dzieciństwa, szkoły, pracy itp ciągle potrzebujemy bodźców.
Oczywiście liczysz na więcej emocji taki powrót zagwarantuje Ci mnóstwo emocji, potem pierwsze rozczarowania, a jak nawet dojdziesz do stabilizacji będziesz szukał kolejnej szprycy ... bo mózg będzie dawał sygnały że coś jest nie tak.
Kup sobie calms weź na raz 3 tabletki, ciekaw jestem czy poczujesz spokój i pomyślisz inaczej.
Jesteśmy ćpunami emocji i tylko gaz daje nam gaz.
Co gorsza że im większa dawka emocji tym większy ból odstawienia...
I co gorsza ona też jest emocjonalnym ćpunem.
Masz rację John. Rozsądek podpowiada mi by nie iść. Serce...ech. Jestem ze sobą szczery. Tak, chciałbym rozstać się w dobrej atmosferze, ale nie wiem czy bardziej nie liczę na to, że to spotkanie ponownie zbliży nas do siebie. Że porozmawiamy konstruktywnie. Na razie jeszcze nie podjąłem decyzji.
beckett, wybacz, ale czasem nie da się już nawet czytać tego co piszesz, więc jaki musisz być męczący w tej relacji...
"mieliśmy ustalone dwa terminy, żaden nie wypalił."
Powody były jednak podane.
"trochę strzeliłem focha, ale serio miałem powody, bo to już nie wrażenie lekceważania, to było lekceważenie i jawne unikanie trudnej rozmowy. W końcu poprosiłem o spakowanie moich rzeczy i odebrałem je w niedzielę na mieście."
No i ok, odebrałeś, zrobiłeś jak chciałeś więc mogło by się wydawać, że sprawa zamknięta ale nie!
"Po tym wszystkim napisałem jej wieczorem że fatalnie się czuję z tym że de facto zakończyliśmy relację przez telefon, że uważam że powinniśmy wyjaśnić sobie pewne kwestie szczerze, oczyścić atmosferę. Że jestem rozczarowany."
Serio? A ona?
" jest na mnie zła, bo nie słucham jej, nie liczę się z nią, sam ustalam terminy spotkań, mam pretensje jak do spotkania nie dojdzie"
Czy naprawdę uważasz, że było coś niezrozumiałego w jej zachowaniu, w tym co Ci powiedziała?
A co Ty zrobiłeś?
"Zamknąłem temat, pisząc że mam tego dosyć"
i dalej:
"W poniedziałek dzwoniła, nie odebrałem.
We wtorek dzwoniła, nie odebrałem.
Dziś napisała, chce się spotkać."
I najlepsze:
"I szczerze mówiąc nie wiem co mam z tym zrobić."
Ona i tak ma anielską cierpliwość do Ciebie... bo za takie jazdy, to już dawno powinna sobie Ciebie odpuścić.
Ona i tak ma anielską cierpliwość do Ciebie... bo za takie jazdy, to już dawno powinna sobie Ciebie odpuścić.
I odpuściła. Ona dolewa oliwy do ognia.
Beckett czy Ty nie widzisz, że sam te jazdy robisz?
Tak, chciałbym rozstać się w dobrej atmosferze, ale nie wiem czy bardziej nie liczę na to, że to spotkanie ponownie zbliży nas do siebie. Że porozmawiamy konstruktywnie. Na razie jeszcze nie podjąłem decyzji.
No właśnie na to liczysz i to jest zgubne.
Przepraszam, ale nie. Trzy razy w ciągu tygodnia wyznaczała mi termin spotkania. Raz stałem pod kliniką pół godziny jak ten jełop i po tym czasie po prostu odjechałem. OK, rozumiem że miała ponadplanowych pacjentów, ale to się daje znać. Wiedziała że czekałem.
Więc miałem zwyczajnie dość tego, odebrałem rzeczy na parkingu, podsumowałem że skoro nie chce rozmawiać i zawzięła się na mnie, to niech tak zostanie. Trudno.
Nie odbierałem telefonów, bo skoro sama uznała że nie ma o czym rozmawiać, pożegnaliśmy się przez sms, rzeczy odebrałem, to po co jeszcze rozdrapywać rany?
I tak, nie wiem co mam z tym zrobić. Zwyczajnie się obawiam że odchoruję to spotkanie.
Tym razem, muszę się zgodzić z beckettem. To mi wygląda na totalną olewkę. Nie miała dziewczyna czasu smsa wysłać, że nie da rady kiedy on stał i czekał na nią?
Też bym się wkurzył bo to totalne nieposzanowanie czyjegoś czasu i zaangażowania.
160 2019-04-04 11:20:58 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-04-04 11:24:30)
beckett napisał/a:Tak, chciałbym rozstać się w dobrej atmosferze, ale nie wiem czy bardziej nie liczę na to, że to spotkanie ponownie zbliży nas do siebie. Że porozmawiamy konstruktywnie. Na razie jeszcze nie podjąłem decyzji.
No właśnie na to liczysz i to jest zgubne.
W czym zgubne? Co straci? Szacunek do siebie? to ma być zależne od drugiej osoby?
To jest banalnie proste:
Jedzie do niej- dostosowując się do terminu, bo to jej dom.
Zabiera rzeczy- mówi że mu przykro, że nadal mu zależy, że nie wie jak to ugryżć- ale gdyby ona chciała i wiedziała- to jest otwarty.
I wychodzi.
dlaczego? Bo to prawda.
Nie wyrzuca z siebie pretensji tylko słucha- a potem myśli i dopiero póżniej mówi. czyli odwrotnie niż do tej pory.
Jak z tą nic już z następną tak samo.
Edit.. teraz doczytałam. Pani gra w gierki. To nie ma sensu.
161 2019-04-04 11:27:27 Ostatnio edytowany przez Roxann (2019-04-04 11:36:00)
Przepraszam, ale nie. Trzy razy w ciągu tygodnia wyznaczała mi termin spotkania. Raz stałem pod kliniką pół godziny jak ten jełop i po tym czasie po prostu odjechałem.
Ktoś tu chyba kręci...
W odpowiedzi odpisała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła, bo nie słucham jej, nie liczę się z nią, sam ustalam terminy spotkań, mam pretensje jak do spotkania nie dojdzie
Albo oboje bawicie się w jakieś głupie podchody na zasadzie "aha, no to teraz ja Ci pokażę, jak to jest być olanym, zobaczymy kto kogo bardziej zrani... albo do kogo należy ostatnie słowo"
EDIT:
I zastanów się czego sam chcesz:
Mam jednak ochotę spróbować wyjaśnić wszystko spokojnie, oczyścić ten bajzel toksyczny z zepsutego powietrza.
Mam też chęć wyrzucić z siebie złość na jej zachowanie, zwodzenie, odsuwanie się i przybliżanie, na brak szczerości, albo niestabilność emocjonalną. Wyrzucić złość, ale posłuchać jej i spróbować zrozumieć.
Boję się też nadziei na dogadanie się.
To mnie może zatrzymać i cofnąć w leczeniu się z niej.
Chcesz spokojnie wyjaśnić, a jednocześnie chcesz wyrzucić złość, chcesz się dogadać, a jednocześnie się tego boisz... Ty nie widzisz tego, że chcesz rzeczy wykluczających się? A Twoje zachowanie to tylko odzwierciedla?
Zabiera rzeczy- mówi że mu przykro, że nadal mu zależy, że nie wie jak to ugryżć- ale gdyby ona chciała i wiedziała- to jest otwarty.
I wychodzi.
Czyli beckett będzie czekał, ona co jakiś czas odezwie się, po kilku takich akcjach bohater się zdenerwuje i będzie chciał wiedzieć co dalej... a ona ... i dojdziemy do miejsca gdzie jesteśmy teraz.
163 2019-04-04 11:37:32 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-04 11:37:57)
@Beckett miałem kiedyś taką dziewczynę. Bardzo podobna sylwetka - brak figury ojca w domu, zaburzenie DDD/DDA.
Z takimi ludzmi jest wieczny rollercoaster. Napisałem wcześniej, że przez 20 lat nikt z Was nie stworzył stabilnej relacji i To jest właśnie clou problemu.
Ona nie potrafi i ty nie potrafisz i nawet jeśli ty jesteś w stanie poświęcić więcej to ona sama musi chcieć.
Jedyna opcja to wspólne pójście na terapie, ale to wymaga przyznania się do własnej słabości i otwarcia przed partnerem.
Mam przeczucie, że Ty może byłbyś w stanie spróbować, ona niekoniecznie.
beckett napisał/a:Przepraszam, ale nie. Trzy razy w ciągu tygodnia wyznaczała mi termin spotkania. Raz stałem pod kliniką pół godziny jak ten jełop i po tym czasie po prostu odjechałem.
Ktoś tu chyba kręci...
beckett napisał/a:W odpowiedzi odpisała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła, bo nie słucham jej, nie liczę się z nią, sam ustalam terminy spotkań, mam pretensje jak do spotkania nie dojdzie
Albo oboje bawicie się w jakieś głupie podchody na zasadzie "aha, no to teraz ja Ci pokażę, jak to jest być olanym, zobaczymy kto kogo bardziej zrani... albo do kogo należy ostatnie słowo"
Nikt nie kręci. Przyznała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła. Zaakceptowalem to, zwłaszcza że po feralnej sobocie przepraszałem i uznałem że nie ma sensu tej przepychanki kontynuować. Po czym ona zaczela wydzwaniać i zapragnęla się spotkać. Brazylijski serial.
Nikt nie kręci. Przyznała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła. Zaakceptowalem to, zwłaszcza że po feralnej sobocie przepraszałem i uznałem że nie ma sensu tej przepychanki kontynuować. Po czym ona zaczela wydzwaniać i zapragnęla się spotkać. Brazylijski serial.
Czyli innymi słowy oboje za coś jesteście na siebie źli i kiedy 1 strona wyciąga rękę, druga się wycofuje i na odwrót. Ty się uniosłeś honorem, zrobiłeś scenę, potem nagle Ci zrobiło się przykro, a teraz kiedy ona wyciąga rękę, ostentacyjnie ją olewasz... gorzej niż dzieci
Może schowaj żale i dumę do kieszeni i spotkaj się z nią na spokojnie... przecież już wyrzuciliście sobie tak naprawdę co Wam w swoim zachowaniu nie pasowało, po co to dalej robić?
Teraz jak ją olejesz za jakiś czas zapewne sam zaczniesz do niej pisać... (tak jak po tym spotkaniu na mieście) a ona znów będzie zła, że ją olałeś itd.
Nikt nie kręci. Przyznała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła. Zaakceptowalem to, zwłaszcza że po feralnej sobocie przepraszałem i uznałem że nie ma sensu tej przepychanki kontynuować. Po czym ona zaczela wydzwaniać i zapragnęla się spotkać. Brazylijski serial.
beckett, normalnie mam ochotę złapać Cię za ramiona i porządnie Tobą potrząsnąć.
Co jeszcze musi się wydarzyć, żebyś zadbał o siebie?
Zrozum, że te wszystkie fochy, zagrywki, zapominanki, smutki i złe humory mają jeden cel - wskazać Ci miejsce, które zostało dla Ciebie wyznaczone, czyli podnóżka, który będzie znosił to wszystko i jeszcze przepraszał za fochy naręczami kwiatów.
Zlituj się, bo aż ciężko się to czyta. Zrozum, że jak ona już Cię sprowadzi do roli podnóżka, to przestaniesz ją rajcować, przestanie Cię szanować, dlatego oszczędzaj swoją godność i nie siadaj do stołu gier z osobą, która dąży do sytuacji, w której zostaniesz ustawiony w sytuacji podległej zależności.
Ona nie gra z Tobą fair, dlatego najlepiej utnij to przy samej ziemi.
beckett napisał/a:Nikt nie kręci. Przyznała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła. Zaakceptowalem to, zwłaszcza że po feralnej sobocie przepraszałem i uznałem że nie ma sensu tej przepychanki kontynuować. Po czym ona zaczela wydzwaniać i zapragnęla się spotkać. Brazylijski serial.
Ona nie gra z Tobą fair, dlatego najlepiej utnij to przy samej ziemi.
A czy uważasz, że on zachowuje się fair? Bo dla mnie jego zachowanie niczym nie rożni się od niej.
Przecież nawet zacytowana wypowiedź Becketta jest jak dla mnie sama w sobie sprzeczna... już nie wspomnę o wyżej cytowanych przeze mnie wypowiedziach.
MagdaLena1111 napisał/a:beckett napisał/a:Nikt nie kręci. Przyznała że tak się zachowuje, bo jest na mnie zła. Zaakceptowalem to, zwłaszcza że po feralnej sobocie przepraszałem i uznałem że nie ma sensu tej przepychanki kontynuować. Po czym ona zaczela wydzwaniać i zapragnęla się spotkać. Brazylijski serial.
Ona nie gra z Tobą fair, dlatego najlepiej utnij to przy samej ziemi.
A czy uważasz, że on zachowuje się fair? Bo dla mnie jego zachowanie niczym nie rożni się od niej.
Przecież nawet zacytowana wypowiedź Becketta jest jak dla mnie sama w sobie sprzeczna... już nie wspomnę o wyżej cytowanych przeze mnie wypowiedziach.
Ale to beckett założył wątek, a nie jego ex, więc dlaczego miałabym się z nią identyfikować a nie z nim? Tym bardziej, że widzę jak on się męczy, a w jej przypadku mogę mieć tylko mgliste domysły.
To, że beckett ma nad czym pracować pisałam wcześniej, jak będzie miał ochotę, to coś z tym zrobi może kiedyś, a na razie niech po prostu zadba o siebie, bo nikt za niego tego nie zrobi.
169 2019-04-04 12:55:55 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-04 12:56:17)
Ależ jakie to wszystko jest kręcące, kiedy tyle sprzecznych emocji i zachowań wiruje w powietrzu. Lubisz jazdy po bandzie beckett, co?
Kiedy to trzeba się domyślać co druga strona ma na myśli bo jej zachowanie jest krótko mówiąc irracjonalne. Zadzwoni, nie zadzwoni? Dzwoni! Ah jak cudownie - Dopamina uszami się przelewa.
A później biedna, skrzywdzona, krucha Pani doktor się tłumaczy bo chce być wysłuchana (przez swojego przyszłego-niedoszłego ale jednak frienda) a ty masz kupić kwiaty i jeszcze podziękować za jestestwo.
Im więcej o tym myślę, tym widzę dwa jedyne powody takiego stanu rzeczy.
1. Ty to lubisz beckett. Lubisz takie jazdy i skrajności.
2. Obydwoje jesteście niedojrzali do związku.
beckett Zawalcz o siebie bo zwariujesz, przytnij trochę emocje.
Jakby jej było źle bez Ciebie znalazłaby drogę żeby to naprawić. "... Kochać to nie znaczy zawsze to samo. Można kochać tak lekko, można kochać bez granic." Nie byłeś na tyle wartościowy dla niej żeby warto było zawalczyć o Ciebie.
A mnie ciekawi jeszcze jedno beckett. Dlaczego akurat przed tą dziewczyną się otworzyłeś?
Czym ona Cię tak urzekła, że dziś prujesz sobie mózg i odgrywasz "brazylijski serial" ?
Sam pisałeś, że na Twoich poprzednie związkach aż tak bardzo Ci nie zależało. Zastanawiające.
Co ma ona, że do dziś barujesz się z tematem?
Jest tyle niezaburzonych emocjonalnie Kobiet. Mimo to wybrałeś jednostkę chorobową.
172 2019-04-04 15:39:47 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-04-04 15:46:58)
Czyli innymi słowy oboje za coś jesteście na siebie źli i kiedy 1 strona wyciąga rękę, druga się wycofuje i na odwrót. Ty się uniosłeś honorem, zrobiłeś scenę, potem nagle Ci zrobiło się przykro, a teraz kiedy ona wyciąga rękę, ostentacyjnie ją olewasz... gorzej niż dzieci
Może schowaj żale i dumę do kieszeni i spotkaj się z nią na spokojnie...
Nie olewam. Umówiłem się z nią na niedzielę.
Nie chodzi o moją dumę. Ja się zwyczajnie boję z nią spotkać. Boję się podsycenia moich uczuć do niej Boję się pożądania. Boję się rozbudzenia nadziei (którą już podskórnie czuję) i rozczarowania. Byłem już w punkcie, gdy pogodziłem się z zakończeniem tej relacji. I wracam do punktu wyjścia.
1. Ty to lubisz beckett. Lubisz takie jazdy i skrajności.
2. Obydwoje jesteście niedojrzali do związku.
1. bzdura. strasznie mnie męczy ten rollercoaster, jest mi źle, ocieram się momentami o depresję i stany nerwicowe. mam problemy ze snem. dlatego miotam się pomiędzy definitywnym zakończeniem tego, a próbami odzyskania jej.
2. być może.
beckett Zawalcz o siebie bo zwariujesz, przytnij trochę emocje.
Jakby jej było źle bez Ciebie znalazłaby drogę żeby to naprawić. "... Kochać to nie znaczy zawsze to samo. Można kochać tak lekko, można kochać bez granic." Nie byłeś na tyle wartościowy dla niej żeby warto było zawalczyć o Ciebie.
Bardzo bym chciał przyciąć emocje. Nie wiem czy nie lepiej byłoby odczekać trochę z tym spotkaniem, może parę tygodni.
Co by nie mówić, to jednak teraz ona wyciąga rękę. Czyli chce naprawić. Co chce naprawić? Czy oczyścić atmosferę i rozstać się z klasą, czy też próbować zbliżyć się do siebie? Tego nie wiem. Natomiast jeśli to pierwsze, to cena którą za to zapłacę może być wysoka.
A mnie ciekawi jeszcze jedno beckett. Dlaczego akurat przed tą dziewczyną się otworzyłeś?
Czym ona Cię tak urzekła, że dziś prujesz sobie mózg i odgrywasz "brazylijski serial" ?
Sam pisałeś, że na Twoich poprzednie związkach aż tak bardzo Ci nie zależało. Zastanawiające.
Co ma ona, że do dziś barujesz się z tematem?
Jest tyle niezaburzonych emocjonalnie Kobiet. Mimo to wybrałeś jednostkę chorobową.
Bez przesady, nie róbmy z osób mających problemy z tworzeniem relacji, osób chorych. Wina jest obopólna.
Odpowiadając na pytanie - bardzo nam dobrze było ze sobą, póki nie pojawił się pierwszy kryzys, który nas pokonał. Ja uważam że chciałem ten kryzys przepracować, ona jednak odsuwała się w ciszy. Uciekała od problemu. Jeśli założymy że pasuje do definicji osoby z lękiem przed bliskością - to klasyczna cecha. Ucieczka przed złymi emocjami w związku, brak chęci pracy nad nim.
Dobrze nam się żyło razem. Do samego końca potrafiliśmy rozmawiać wieczorami po kilka godzin, codziennie. Wspólna pasja, "czuliśmy" dobrze wzajemne emocje, podobne plany i marzenia, związek był partnerski, wspaniale zajmowała się domem (mimo bycia kobietą spełniającą się zawodowo), wielka namiętność i niebywałe porozumienie w kwestiach łóżkowych. Jest bardzo bystra, mądra, interesująca, niezależna. Jest wyzwaniem, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Piękna i zgrabna, kobieca, stylowa, reprezentacyjna.
Główny problem wg mnie to różnica charakterów - jej wielkie poczucie autonomii ("nie mów mi jak mam żyć") i moje skłonności apodyktyczne - nie jestem despotą, ale jestem typem przywódcy, w życiu i w pracy. Choć jestem skłonny do kompromisów. Kolejny problem to jej niechęć do komunikacji. O wielu uwagach do mnie dowiedziałem się dopiero po rozstaniu. A można było rozmawiać. Do rozmów na temat związku zawsze byłem chętny. Niestety nie słuchaliśmy się wzajemnie, a ja...jak to facet...musiałem się wiele domyślać.
173 2019-04-04 15:45:57 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-04-04 15:46:48)
. (dubel do usunięcia)
174 2019-04-04 16:04:43 Ostatnio edytowany przez fuorviatos (2019-04-04 16:23:06)
Bez przesady, nie róbmy z osób mających problemy z tworzeniem relacji, osób chorych. Wina jest obopólna.
Odpowiadając na pytanie - bardzo nam dobrze było ze sobą, póki nie pojawił się pierwszy kryzys, który nas pokonał. Ja uważam że chciałem ten kryzys przepracować, ona jednak odsuwała się w ciszy. Uciekała od problemu. Jeśli założymy że pasuje do definicji osoby z lękiem przed bliskością - to klasyczna cecha. Ucieczka przed złymi emocjami w związku, brak chęci pracy nad nim.
Dobrze nam się żyło razem. Do samego końca potrafiliśmy rozmawiać wieczorami po kilka godzin, codziennie. Wspólna pasja, "czuliśmy" dobrze wzajemne emocje, podobne plany i marzenia, związek był partnerski, wspaniale zajmowała się domem (mimo bycia kobietą spełniającą się zawodowo), wielka namiętność i niebywałe porozumienie w kwestiach łóżkowych. Jest bardzo bystra, mądra, interesująca, niezależna. Jest wyzwaniem, w pozytywnym znaczeniu tego słowa. Piękna i zgrabna, kobieca, stylowa, reprezentacyjna.
Główny problem wg mnie to różnica charakterów - jej wielkie poczucie autonomii ("nie mów mi jak mam żyć") i moje skłonności apodyktyczne - nie jestem despotą, ale jestem typem przywódcy, w życiu i w pracy. Choć jestem skłonny do kompromisów. Kolejny problem to jej niechęć do komunikacji. O wielu uwagach do mnie dowiedziałem się dopiero po rozstaniu. A można było rozmawiać. Do rozmów na temat związku zawsze byłem chętny. Niestety nie słuchaliśmy się wzajemnie, a ja...jak to facet...musiałem się wiele domyślać.
W większości wina zawsze jest obupulna a dysfunkcja wyniesiona w dzieciństwie jest rodzajem choroby.
Opis który przytoczyłeś to zbiór wspaniałych, urzekających cech. Szkoda tylko, że nie wiemy co ona by o Tobie napisała. Mam przeczucie, że nie tak wiele.
Trochę ją usprawiedliwiasz. "Nie mów mi jak mam żyć" Dlaczego tak wybuchała? Kazałeś jej chodzić zygzakiem czy poprostu dawałeś rady?
Też mam wysokie poczucie autonomii, ale jeśli komuś ufam, to nie przypisuje mu złych intencji. Na tym właśnie polega partnerstwo.
W jej reakcji widzę opryskliwość i ofensywę. Trudno ugryźć bo nie wiem co Ty robiłeś. To co ty określasz "autonomią" może być próbą ustawienia partnera pod siebie.
Zgadzam się, że bez komunikacji nie ma mowy o czymkolwiek. Jaką masz na dziś pewność, że Twoja eks nagle nabyła takie zdolności?
Rzadko kiedy ludzie aż tak zmieniają się dla drugiej osoby. Jeśli nie potrafiła rozmawiać, to to się raczej nie zmieni.
Ona nie widziała taty rozmawiającego z mamą, więc nie zna modelu rozmowy jako próby naprawy związku. Ba - ona wogóle "nie zna" związku.
Jak to jest Beckett? Kiedy rozmawiacie o "was" kto mówi więcej? Ty czy ona? Jakimi operujecie terminami "my" czy "ja" ?
Opisujesz tutaj swoje przemyślenia więc naturalne jest, że używasz "gdybyśmy dziś" etc. W rozmowie z nią mówisz za siebie czy za was?
Znasz jej poprzednie związki? Dlaczego do tej pory nie ułożyła sobie trwałej relacji? Wiesz z kim była i dlaczego?
175 2019-04-04 16:27:44 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-04-04 16:28:27)
W pierwszej części wypowiedzi wyciągasz daleko posunięte wnioski. Jej też było dobrze ze mną w tych obszarach, które opisałem. Wiem o tym i wiem jak za mną szalała. Świata poza mną nie widziała, aż czułem się zaskoczony, bo szybko i mocno to wybuchło z jej strony. Szybciej niż u mnie.
Nie, nie kazałem jej chodzić zygzakiem. Ja nie mam problemu, jeśli ktoś zwróci mi uwagę, że gorące śniadanie przygotował, jest na stole i wystygnie. Drugie oko można umalować później, przecież wspólne śniadanie to pewien rytuał i część życia razem. Nie obok siebie. To jeden z przykładów.
Tak, to ja częściej operowałem słowem "my". Ona sama to zauważyła, przyznając się do pewnych "ułomności" w budowie relacji. Tak, to ja mówiłem więcej i chciałem rozmawiać na temat związku.
Jej poprzednie związki były spotykaniem się, nie mieszkaniem razem. Najdłuższy związek, pięcioletni był...na odległość. Za każdym razem gdy faceci chcieli bliżej i więcej...uciekała.
Byłem pierwszym facetem któremu zaproponowała wspólne mieszkanie. I to już po dwóch miesiącach związku. I jeszcze w grudniu twierdziła, że dobrze z tym się czuje.
Wydaje mi się, że doskonale rozumiem autora, bo sam byłem w identycznej sytuacji i wiem jak to wygląda od środka.
Nie będę tu przynudzał i zamulał przykładami, porównaniami czy innymi historiami, bo w zasadzie wystarczy tylko podmienić
imiona głównych bohaterek i będzie mniej więcej to samo, przejdę zatem do rzeczy od razu, żeby nie przeciągać...
Nie przyj na spotkanie, nie wymuszaj, nie szantażuj, nie wytwarzaj ciśnienia, nie rób po prostu nic, co mogłoby wprowadzać nerwową atmosferę.
Niech ona poda termin, taki jak jej pasuje. Nie wspominaj nawet słowem o żadnych "rozmowach" tylko skup się na tym, żeby doprowadzić
spotkanie do skutku, ale na jej warunkach, żadnych nacisków z twojej strony, żadnych pretensji, żadnych krzywych akcji. ŻADNYCH
Kiedy już się spotkacie, starasz się jak najmniej mówić, a już absolutnie zabronione jest poruszanie waszych spraw związkowych.
Ten temat nie istnieje. Spotykacie się i spędzacie razem miło czas na luźnych pogawędkach o dupie maryni. Co tam w pracy, to i to, a co u ciebie...
Nie możesz tego zepsuć, więc najlepiej przed wyjściem z domu podłącz sobie do jaj paralizator, żebyś mógł go użyć, kiedy cię najdzie myśl,
że to jest dobry moment na to, żeby porozmawiać o nas. Nie ku*wa, to nie jest dobry moment. Jeśli ona zacznie, to nie spinasz się od razu do ataku,
tylko siedzisz wylajtowany i spokojnie sobie słuchasz jej pierdolamento, uśmiechając się od czasu do czasu i wtrącając jakąś dowcipną ripostę.
Nie atakujesz. Siedzisz, słuchasz, jesteś miły i wyluzowany. Masz ją przekonać, że nie ma w tobie złości i nie przyszedłeś się tutaj kłócić.
Nie nastawiaj się na żaden efekt, nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego po tym spotkaniu. Bo znów będziesz zły i zawiedziony, a po co.
Jak to dobrze rozegrasz, kolejne spotkanie zaproponuje ona i wtedy najprawdopodobniej będzie już dążyła do tego, żebyście się jednak zeszli,
choć raczej nie sądzę, żeby wyartykułowała swój zamiar wprost, ale myślę, że spokojnie można taki scenariusz założyć. I się zejdziecie.
Nieproszony nawet nie poruszasz kwestii rozmów niedokończonych (daj sobie z tym siana, te rozmowy i tak o kant tyłka potłuc) nic nie wyjaśniasz,
nie stawiasz żadnych warunków, nie ustalasz żadnych zasad, nie zawracaj tym sobie nawet głowy, bo i tak wszystkie zostaną złamane
w przeciągu dwóch tygodni i tylko wyjdziesz na głupka, a dodatkowo będziesz musiał pokazać jaki jesteś męski i wyciągnąć konsekwencje...
Przestań nawet o tym nie myśl. Szkoda nerwów. Nie podchodź do tego wszystkiego zbyt poważnie, a traktuj raczej jak ćwiczenia,
bo takich rozstań i powrotów jeszcze wiele przed wami i nie warto pewnych ruchów wykonywać zbyt pochopnie, bo potem ciężko to odkręcić,
dlatego pełen luz, zero spiny, godzisz się z laską i ... i zaczynasz bacznie się przyglądać jej zachowaniom, szczególnie w sytuacjach konfliktowych,
które jak podejrzewam zacznie generować bardzo szybko, bo że ciężko znosi spokój w relacji, to już chyba wszyscy dobrze wiemy.
Tak jak przed chwilą wspominałem, ten sam scenariusz będzie się cyklicznie powtarzał i nic się tutaj nie zmieni. No może prawie nic.
Zmieni się najpierw częstotliwość (okresy względnego spokoju będą coraz krótsze, a każdej kolejnej rozłąki będą coraz dłuższe)
następnie zmieni się twoje nastawienie do tej dziewczyny i twój stosunek do tego wszystkiego w czym bierzesz udział.
Najpierw będziesz coraz mniej się przejmował tymi rozstaniami, potem będzie ci coraz mniej zależało na tym, żeby wróciła.
Za którymś razem, trzecim czwartym bądź dziesiątym, coś ci się w głowie przestawi i sam uznasz, że już jej nie chcesz
i tak się zakończy to wasze law story.
To co robicie teraz, to są tylko dziecinne gierki i udawanie, jedno bez drugiego żyć nie potrafi, ale ustąpić też żadne nie chce.
No wyobraź sobie, że to też znam bardzo dobrze. Cały ten fasadowy wątek, to jest tylko próba przekonania nie wiem kogo
do nie wiem czego, a prawda jest taka, że o niczym innym nie jesteś w stanie myśleć, na niczym innym nie możesz się skupić,
tylko cały czas obmyślasz chytry plan jak doprowadzić do waszego zejścia. No to masz napisane wyżej jak, krok po kroku.
Najlepiej nie rób nic i pozwól działać swojej dziewczynie. Ona udaje tak samo jak i ty, więc się za bardzo tym nie przejmuj.
Męczy cię tylko i torturuje, bo sprawia jej to przyjemność, ale kiedy zobaczy że na ciebie to nie działa (brak reakcji, to podstawa)
a tym bardziej, że zaczynasz niknąć za horyzontem (brak kontaktu, kiedy ona go nie inicjuje, żadnych "musimy porozmawiać" itp.)
to jej rura zmięknie i sama przyjdzie, odmieniona że nawet jej nie poznasz i nie będziesz mógł uwierzyć, że potrafi taka być.
Oczywiście że potrafi. Każda potrafi wszystko, jeśli tylko jej na czymś zależy. Twoje zadanie polega teraz na sprawieniu,
żeby zależało jej na odzyskaniu tego zajebistego faceta, którego kiedyś miała i straciła na własne życzenie. Czaisz?
Ale wiecznie naburmuszony, wszczynający awantury, bo odwołała spotkanie (a myślisz że po co je odwołała, no przecież po to właśnie)
niesympatyczny i nastawiony roszczeniowo (musimy porozmawiać, bo ja chcę rozmawiać, tu i teraz już natychmiast, bo jak nie... no to co?)
nie jesteś zajebistym facetem, tylko przykrym kolesiem z którym już sama wizja spędzania czasu sam na sam jest odpychająca,
a do tego jeszcze perspektywa jakichś rozmów, tłumaczenia się, nerwów, krzyków, kolejnej kłótni i kolejnych cichych dni...
W taki sposób nic nie osiągniesz, a na pewno nie to co tam sobie zaplanowałeś. Im dłużej jesteś taki, tym dłużej będzie trwało
przekładanie spotkań i szukanie wykrętów z jej strony, aż któregoś dnia zaczepi ją miły Pan Krzysiu co przyszedł kafelki w kuchni położyć
i tak się jeszcze może skończyć ta wasza zabawa, a wtedy uuuu, chłopie... wtedy to dopiero będziesz miał z dupy jesień średniowiecza
jak ci mózg przeora, kiedy się dowiesz, że twoja ukochana zamiast myśleć jak tu się z tobą pogodzić, migdali się już z innym...
W kwestii zasadniczej konkluzja mego wywodu jest taka, że musisz najpierw się wyluzować i ona ma w to uwierzyć.
Nie rób nic na pokaz, tylko naprawdę postaraj się mieć bardziej wy*ebane na to co się między wami dzieje.
Nie chce się spotkać, to więcej nie proponujesz i tyle. Teatralne gesty z nieodbieraniem telefonu są już niepotrzebne.
Fochy i dąsy o to, że jej zachowanie nie jest takie jakiego oczekujesz, to dla dorosłej laski jest po prostu śmiech na sali.
Nic tym nie wskórasz, a tylko pokazujesz, że nie jesteś silnym i stabilnym mężczyzną, a jedynie małym i słabym chłopcem,
który wymachuje drewnianą szabelką robiąc w portki ze strachu, że panna go oleje i sobie pójdzie. A niech idzie.
Jeśli ma ciebie za nic, to faktycznie sobie pójdzie, a teraz sam odpowiedz sobie na pytanie czy chcesz być z kimś kto ma cię za nic.
Jeśli jej na tobie zależy, to musicie oboje sobie pozwolić na to, żeby kurz i emocje opadły, a potem ewentualnie możecie próbować
małymi kroczkami się do siebie zbliżać. Nie mówię, że ma to trwać nie wiadomo ile, bo życie jest na to zbyt krótkie,
ale popędzanie czy wymuszanie na dorosłych ludziach określonych czynów, gestów czy zachowań, działa przeważnie na odwrót
albo w najlepszym wypadku nie działa wcale i taki stan zawieszenia pomiędzy nie wiadomo w sumie czym może trwać w nieskończoność.
Ja sam ze swoją lafiryndą już ponad dwa lata się użeram. W nowy rok się rozstaliśmy (po raz chyba nie pamiętam który)
pod koniec lutego się zeszliśmy. Nie minął miesiąc i znów się rozeszliśmy, a dzisiaj zaraz, za trzy godziny dokładnie jadę do niej
zabrać mój rower z piwnicy i sam nie wiem co się wydarzy. Może będzie miło i umówimy się na randkę jutro wieczorem,
a może się dowiem, że jest zajęta, bo idzie na randkę z kimś innym... Nie wiem co będzie i nie nastawiam się na nic,
ale wiem że jeszcze tydzień temu nawet nie miałbym o czym myśleć, bo sytuacja między nami była tak napięta,
że jakiekolwiek próby kontaktu z obu stron mogły spowodować jedynie zwarcie i pożar serwerów sieci komórkowej,
a w takich okolicznościach przyrody nie da się niczego załatwić. Dlatego po raz już tak któryś powtórzę - tylko opanowanie i spokój.
Ta akcja z ciuchami na parkingu chociażby... po co to było, wytłumacz mi to. Mogłeś odczekać kilka dni bez tych rzeczy chyba,
a dzisiaj miałbyś znacznie lepiej przygotowany grunt do spotkania z nią w sprawie odbioru tych szmat i kto wie co by było.
Tego już się nie dowiemy pewnie nigdy, ale wiemy za to na pewno, że zamiast jednego kroku w przód zrobiłeś osiemnaście skoków w tył
i teraz z perspektywy czasu weź sam tak sobie pomyśl czy było warto jej "pokazać" i mieć z tego nic? Czy może lepiej było poczekać
aż głowa ochłonie i spokojnie zaczekać, żeby zobaczyć co będzie dalej? Jeśli za każdym razem z każdego powodu będziesz się tak zachowywał,
to w końcu przestanie to robić na kimkolwiek jakiekolwiek wrażenie, a stanie się po prostu nudne, przewidywalne, słabe i męczące.
Potem ty się taki staniesz (może dlatego ona nie chce się spotykać, nie przyszło ci to do głowy?) a potem jest już tylko napis The End
Nie, nie kazałem jej chodzić zygzakiem. Ja nie mam problemu, jeśli ktoś zwróci mi uwagę, że gorące śniadanie przygotował, jest na stole i wystygnie. Drugie oko można umalować później, przecież wspólne śniadanie to pewien rytuał i część życia razem. Nie obok siebie. To jeden z przykładów.
Nie, wcale nie kazałeś jej chodzić zygzakiem a ona bez powodu Ci zarzucała "nie mów mi jak mam żyć".
Podałeś według Ciebie banalny przykład na Twoją rację, a według mnie kolejny raz jest ona zaprzeczeniem Twojej tezy.
Naprawdę według Ciebie wyliczanie czasu na makijaż bo śniadanie stygnie i zapewne scena z tego powodu, jaką już wiemy potrafisz zrobić, jest ok? Bo Ty nie masz z tym problemu? A robisz makijaż? Ja się wcale nie dziwię, że ona zamiast o tym z Tobą dyskutować zaczęła się wycofywać, bo o czym tu mówić? Naprawdę miała jeść to śniadanie z jednym pomalowanym okiem by Cię zadowolić?
Bardzo celnie opisał sytuację Anderstud. Zachowujesz się jak rozkapryszone dziecko. Nie panujesz nad swoimi emocjami. Niby chcesz oczyszczać atmosferę, a za każdym razem tylko dolewasz oliwy do ognia. Strzelasz focha o byle... potem niby przychodzi opamiętanie, na chwilę i dalej jedziesz. Wystarczy byle drobiazg w jej zachowaniu, które nie jest po twojej myśli i zaczynasz jazdy od nowa. Mniej lub bardziej teatralne zagrania... by jej pokazać, udowodnić... tylko co?
Mam wrażenie, że tym chcesz ugrać jej uległość. Tylko po co?
Kompromisem nie jest to, że ona zje z Tobą śniadanie w niepełnym makijażu, bo Ty tak sobie życzysz, bo tu i teraz bo śniadanie już gotowe i gorące.. ale raczej to, że dasz jej go dokończyć... ewentualnie, z czasem ona może wstać wcześniej, albo po śniadaniu go zrobić. A już argument, że Ty nie masz z tym problemu.. no rozwalił mnie
Albo choćby jedna z ostatnich sytuacji, że zbyt późno zadzwoniła... bo spotkała z matką, jakieś problemy, ciężki dzień. Zrobiłeś scenę, za odwołanie spotkania, a jak wytłumaczyła co i jak to dalej scena, że powinna OD RAZU zaproponować inny termin. Bo Ty byś tak zrobił itd.
Już to pisałam ale powtórzę - jesteś strasznie męczący i mam wrażenie, że jak nie do jednego to do drugiego się przyczepisz by postawić na swoim.
I ciągle chcesz wyjaśniać, wyrzucać jej swoje żale... kiedy to już zrobiłeś wielokrotnie. Jakby się już mogło wydawać, że sobie powiedzieliście co Wam leży na wątrobie, atmosfera oczyściła. Ty ostentacyjnie nie odbierasz jej telefonów. Bo? Bo powiedziała na co jest na Ciebie zła a nie "tak kochanie miałeś rację, będzie teraz jak Ty chcesz"? Po co kolejny raz chcesz to wałkować. Naprawdę nie przemawiają co Ciebie jej argumenty? Uważasz, że Twoje zachowanie jest bez zarzutu? I jedne co możesz zaakceptować, to to, że ona przyzna Ci rację, zrezygnuje z własnych wymagań i Tobie podporządkuje? To nazywasz kompromisem?
I tak jak pisze Anderstud, zostaw na tą chwilę spory, już sobie wygarnęliście to co mieliście, spędźcie razem neutralnie czas. Neutralnie w sensie nie wałkując od nowa tego samego. Ty masz przemyślenia, ona pewnie też. Zobaczycie co z tego wyniknie. Nie zaczynaj spotkania od "poważnej rozmowy", po prostu pobądźcie ze sobą na luzie, bez spięć. Może obejrzyjcie razem jakąś komedię albo pójdźcie na rowery. To lepiej oczyści atmosferę niż dawanie sobie czasu na opadnięcie emocji bo potem będzie i tak powtórka z rozrywki.
178 2019-04-04 18:21:55 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-04 18:22:17)
Beckett lepiej odejść z klasą cierpiąc, niż czołgać i cierpieć całe życie...
Anderstud, dobrze to wszystko opisałeś, cała strategia wyłożona- tylko czy Beckett jest w stanie wykonać precyzyjnie to zadanie to mam wątpliwości.
Druga sprawa- po takiej akcji NORMALNA nadająca się do związku kobieta reaguje spokojnie i można coś tam razem..
Jak nie reaguje to znaczy sama ma głęboki problem i szanse maleją..
Trzecia sprawa- jak coś działa, nie psujemy powrotem do starych schematów...
Układ między ludzmi jest zawsze dynamiczny, nie o to chodzi, by jak 10 raz odpada koło na zakręcie oddać auto na złom, bez zaglądania czy przykręcone.
Beckett lepiej odejść z klasą cierpiąc, niż czołgać i cierpieć całe życie...
a za to odejście z klasą jaka jest nagroda? Chyba pocieszenia..
Beckett lepiej odejść z klasą cierpiąc, niż czołgać i cierpieć całe życie...
A skąd pewność, że będzie cierpiał całe życie? Może wystarczy tu niewiele by było ok? To jest świeża sprawa, emocje buzują, ale nie ma tu zdrad i romansów w tle (raczej).
Może wystarczy by Beckett wziął zimny prysznic? Też zastanowił nad swoim zachowaniem. A nie tylko wymagał.
Beckett pisze, że ma władczy charakter, a ona raczej nie da się podporządkować. To może być problem. Ale z ich dwojga raczej to on jest wybuchowy i robi sceny często bez powodu.
On ją opisał w superlatywach, może ma kompleksy przy niej?
Niestety w takich sytuacjach frustracja robi swoje. A teraz on naprawdę zachowuje jak furiat.
Wiem, jesteś facetem po podobnych przejściach to go będziesz bronił. Ale powiedz szczerze, czy to że ona robiła zbyt długo makijaż, kiedy śniadanie czeka, jest powodem do kłótni? Skoro taką bzdurę podał jako przykład, to co tam się działo?
Gwoli wyjaśnienia. Krótko, bo z telefonu piszę. Nie robiłem afer z powodu robienia makijażu. Kierowałem do niej słowa "kochanie, sniadaniw gotowe i stygnie". I nie zaczynalem jeść bez niej, bo tak mnie nauczono.
Inna sytuacja. Była podziębiona, więc zrobiłem jej dobrze przyprawione grzane wino. Wręczyłem kubek, o czymś opowiadała. Po chwili powiedzialem "pij, bo wystygnie". W odpowiedzi usłyszałem, że nie jestem jej ojcem i jest dorosła.
Proszę nie robić ze mnie choleryka.
Ela210 Nagrodą będzie krótsze cierpienie, dla niego jest to bezcenne.
A skąd pewność, że będzie cierpiał całe życie? Może wystarczy tu niewiele by było ok?
....
Wiem, jesteś facetem po podobnych przejściach to go będziesz bronił. Ale powiedz szczerze, czy to że ona robiła zbyt długo makijaż, kiedy śniadanie czeka, jest powodem do kłótni? Skoro taką bzdurę podał jako przykład, to co tam się działo?
Potrzeba nieskończenie dużo, oboje są dojrzali,
Przyczym Ona nawet jak była młoda nie była wstanie stworzyć związku, co pokazuje jej podejście do partnerów.
Co do kłótni, ja robiłem awanturę tylko o brak uśmiechu i buziaka... to dopiero błazenda (sytuacja opisana z przygotowaną kolacją kwiatami itp.) Masz rację dla kobiety mogło być to niekomfortowe przyjście z jednym okiem, ale mogła obrócić to w żart... np. Czy mogę prosić o podanie w łazience lub już lecę ale że mam tylko jedno oko umalowane to albo czekasz albo jesz z opaską na oczach...
Opcji jest wiele tylko trzeba chcieć...
Gwoli wyjaśnienia. Krótko, bo z telefonu piszę. Nie robiłem afer z powodu robienia makijażu. Kierowałem do niej słowa "kochanie, sniadaniw gotowe i stygnie". I nie zaczynalem jeść bez niej, bo tak mnie nauczono.
Inna sytuacja. Była podziębiona, więc zrobiłem jej dobrze przyprawione grzane wino. Wręczyłem kubek, o czymś opowiadała. Po chwili powiedzialem "pij, bo wystygnie". W odpowiedzi usłyszałem, że nie jestem jej ojcem i jest dorosła.
Skoro nie robiłeś afer, to skąd ten przykład? Że niby przez to Cię olewa? Bo dokończyła makijaż a nie przyszła z jednym umalowanym okiem?
Poza tym uzasadniłeś, że to dla Ciebie ważne, że rytuał itd. Więc bądź konsekwentny.
Inaczej robisz dziury w całym.
Co do jej komentarza że nie jesteś jej ojcem... nie byłam przy tym ale " jedz pij bo wystygnie" czy to nie brzmi jak "tatusiowanie"? Oczywiście można to odebrać jako żart a można jako zarzut olania, że nie docenia itd.
Wybacz, to naprawdę "pierdoły".
Szczerze? Sytuacja kolegi bardziej do mnie przemawia, tzn w sensie, że mógł się wkurzyć:
Co do kłótni, ja robiłem awanturę tylko o brak uśmiechu i buziaka... to dopiero błazenda (sytuacja opisana z przygotowaną kolacją kwiatami itp.) Masz rację dla kobiety mogło być to niekomfortowe przyjście z jednym okiem, ale mogła obrócić to w żart... np. Czy mogę prosić o podanie w łazience lub już lecę ale że mam tylko jedno oko umalowane to albo czekasz albo jesz z opaską na oczach...
Opcji jest wiele tylko trzeba chcieć...
No chyba, że tą kolację przygotował po takiej kłótni z niczego... wtedy wiadomo, nie cieszy.
Bo podejrzewam, że ten brak buziaka itd. też nie wziął z znikąd. Jedna super kolacja nic nie zmieni.
Świetny post anderstud, o tym jak nie iść na zbyt duży kompromis z samym sobą, jak zachować klasę, gdy emocje biorą górę, jak POTEM patrzeć na siebie w lustrze i czuć się dobrze z tym, co się widzi.
Ale to też trudne i obawiłam się, że mimo Twoijego wysiłku dla autora tego wątku na dzisiaj zbyt trudne.
186 2019-04-04 21:18:26 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-04 21:30:35)
Beckett taka jeszcze jedna uwaga, pomyśl kto od lat jest dla niej takim "forum netkobiety.pl" kto przez wszystkie lata zamiast powiedzieć dziewczyno ogarnij się bo nikt z Tobą wytrzymać nie może, mówił czekaj na księcia z bajki. Książę jak będzie właściwy to zaakceptuje Cię taką jaka jesteś, a jak nie zaakceptuje ... no to nie jest księciem.
W moim przypadku Matka mojej Ex zaczęła wybijać jej mnie z głowy, a dodatkowo upewniając ją że Ona jest taka idealna... anderstud w większości ma rację, choć w moim przypadku taki "słodko-pierdzący" początek zakończył się tekstem "problem nie jest w tobie, tylko we mnie... ja się zablokowałam na Ciebie". Pomyśl sobie jak Ty byś się dla niej zmienił, więc szczególnie weź sobie do serca to :... odmieniona że nawet jej nie poznasz i nie będziesz mógł uwierzyć, że potrafi taka być. Oczywiście że potrafi. Każda potrafi wszystko, jeśli tylko jej na czymś zależy. Twoje zadanie polega teraz na sprawieniu, żeby zależało jej na odzyskaniu tego zajebistego faceta, którego kiedyś miała i straciła na własne życzenie.
Ja od miesiąca odciąłem ją zupełnie, jest niewesoło, ale każde spotkanie z nią było jak operacja na moim otwartym sercu... Ona z fochem, a ja słodziutki, jedzono, oczywiście nieporuszający drażliwych tematów. A w środku Wqurw żeby się ogarnęła, bo nie oczekujesz gwiazdki z nieba. Dzieki forum ogarnąłem się i zrozumiałem:
Jeśli ma ciebie za nic, to faktycznie sobie pójdzie, a teraz sam odpowiedz sobie na pytanie czy chcesz być z kimś kto ma cię za nic.
Szczególnie boli jak słyszysz, że Ona woli się usunąć z twojego życia bo zasługujesz na to wszystko czego Ona nie może Ci dać... a Ty chcesz tylko przestać się prosić o ciepło, uśmiech i dobre słowo.
Gwoli wyjaśnienia. Krótko, bo z telefonu piszę. Nie robiłem afer z powodu robienia makijażu. Kierowałem do niej słowa "kochanie, sniadaniw gotowe i stygnie". I nie zaczynalem jeść bez niej, bo tak mnie nauczono.
Inna sytuacja. Była podziębiona, więc zrobiłem jej dobrze przyprawione grzane wino. Wręczyłem kubek, o czymś opowiadała. Po chwili powiedzialem "pij, bo wystygnie". W odpowiedzi usłyszałem, że nie jestem jej ojcem i jest dorosła.Proszę nie robić ze mnie choleryka.
Zupełnie normalne zachowanie troskliwego partnera. Bez przesady - Ja tu żadnego "tatusiowania" nie widzę.
Natomiast jej reakcja jest co najmniej słaba - można powiedzieć, "Dzięki, zaraz wypije" a nie stosować wycieczki osobiste.
Jej sylwetkę znamy tak jak nakreslił ją beckett, ale ta konkretna sytuacja to ewidentny brak empatii w drugą stronę.
Nie mylmy autonomii z opryskliwością.
@Beckett - było więcej podobnych sytuacji?
188 2019-04-05 07:35:04 Ostatnio edytowany przez anderstud (2019-04-05 07:39:39)
Szczególnie boli jak słyszysz, że Ona woli się usunąć z twojego życia bo zasługujesz na to wszystko czego Ona nie może Ci dać... a Ty chcesz tylko przestać się prosić o ciepło, uśmiech i dobre słowo.
Czytałem twoją historię i pomimo wielu podobieństw do tej tutaj czy mojej, to jednak w twoim przypadku, przynajmniej moim zdaniem,
chodziło o coś innego i bardziej bym się skłaniał ku temu, że ta twoja zwyczajnie się znudziła imprezą, ale jeszcze było za wcześnie, żeby iść,
tym bardziej że najprawdopodobniej póki co nigdzie indziej nie zapraszali, więc też żadnej innej alternatywy za bardzo nie miała.
W pewnym sensie na pewno jej imponowało, że starszy ogarnięty gość, który może przebierać i wybierać, właśnie dla niej się stara,
myślę że to ją do ciebie ciągnęło w jakimś tam stopniu i utrudniało podjęcie decyzji o zakończeniu relacji, a zwłaszcza cięciu kontaktu.
W naszym przypadku, autora i moim, oczywiście to są tylko moje domysły i przypuszczenia, bo ani psychologiem, ani jasnowidzem nie jestem,
problem leży gdzieś indziej w całkiem innym miejscu. Upraszczając w wielkim skrócie, przynajmniej jeśli mogę tutaj mówić w imieniu tej mojej,
ale myślę że u Becketta jest podobnie, to nie chodzi o samo jej chcenie czy nie chcenie bycia ze mną w związku, tylko o brak wiedzy i doświadczenia
w prowadzeniu relacji z mężczyzną, który w założeniu miałby pełnić rolę życiowego partnera, a nie tylko zapchajdziury i czasoumilacza.
Zwłaszcza atrakcyjne wizualnie laski przyzwyczajone od dzieciństwa do tego, że chłopcy się za nimi uganiają i tracą dla nich głowy,
bardzo źle znoszą, kiedy obecny facet próbuje stawiać do pionu, reagując bardziej zdecydowanie i ostro na jej różne odpały i histerie,
które z poprzednimi amantami przechodziły bez problemu, a tutaj trafił się taki, który ma czelność zwrócić uwagę Królewskiej Wysokości
na niestosowne zachowanie, mało tego, on jeszcze śmie, ha ha... on śmie czegoś od niej wymagać i buhahaha nie mogę... egzekwować cokolwiek!
I w tym momencie pojawia się bunt. Teraz w którą stronę to pójdzie zależy od naszego (męskiego) panowania nad emocjami.
Na początku oczywiście jest rudne, a nawet niemożliwe, znalezienie złotego środka, ale postępując rozważnie (to do Becketta głównie)
z czasem da się ustalić i przewidzieć bieg wydarzeń, żeby z jednej strony utrzymać pozycję, a z drugiej strony osiągnąć założony cel.
Pamiętacie, że wczoraj jechałem odebrać mój rower od tej mojej najjaśniejszej gwiazdy na niebie? Zacznijmy jednak od początku...
- Mogę przyjechać w ciągu dnia do twojej pracy po klucze od piwnicy, zapakuję rower na auto i ci te klucze zaraz przywiozę.
- Wolałabym, żebyś przyjechał później. Dam ci znać ok 19-20 bo jeszcze nie wiem gdzie będę po pracy.
- W porządku.
To była wymiana esemesów o 8 rano.
Cały dzień układałem sobie w myślach scenariusz naszego spotkania, aż w końcu nadeszła 19... potem 20... i cisza.
O godzinie równo 20:03 przychodzi esemes
- Dopiero weszłam do chaty, przełóżmy to na jutro.
- Jasne, rozumiem. To jak ty jutro pracujesz?
- Na popołudnie, kończę o 20
- Mam przyjechać do apteki po klucze czy do domu po pracy? Nie wiem, masz jakieś plany na wieczór?
- Po pracy na spokojnie możesz przyjechać do domu. Nie mam planów, będę się pakować.
- Dobrze, to tak zrobimy. Daj znak sygnał, kiedy mogę wpaść. To do jutra.
Koniec.
Można? Można. Bez kłótni i awantur. Zamiast czuć się zlekceważony odwołaniem umówionego spotkania, należy zachować zimną krew,
a korzyści mogą być nieporównywalne do chwilowej i wątpliwej satysfakcji "wywalenia jej wprost co ja o tym myślę"
Jadąc do niej po drodze zamówię meksykańskie żarcie na wynos w naszej ulubionej knajpie, razem zjemy i będzie fajnie miło sympatycznie.
Prawdopodobnie spędzimy dzisiaj miły wieczór ze śniadaniem i wszystko wróci na właściwe tory. Przynajmniej taki jest plan, a jak pójdzie...
Pierwsi się o tym dowiecie...
189 2019-04-05 10:03:58 Ostatnio edytowany przez john.doe80 (2019-04-05 10:08:28)
john.doe80 napisał/a:Szczególnie boli jak słyszysz, że Ona woli się usunąć z twojego życia bo zasługujesz na to wszystko czego Ona nie może Ci dać... a Ty chcesz tylko przestać się prosić o ciepło, uśmiech i dobre słowo.
Czytałem twoją historię i pomimo wielu podobieństw do tej tutaj czy mojej, to jednak w twoim przypadku, przynajmniej moim zdaniem,
chodziło o coś innego i bardziej bym się skłaniał ku temu, że ta twoja zwyczajnie się znudziła imprezą, ale jeszcze było za wcześnie, żeby iść,
tym bardziej że najprawdopodobniej póki co nigdzie indziej nie zapraszali, więc też żadnej innej alternatywy za bardzo nie miała.
W pewnym sensie na pewno jej imponowało, że starszy ogarnięty gość, który może przebierać i wybierać, właśnie dla niej się stara,
myślę że to ją do ciebie ciągnęło w jakimś tam stopniu i utrudniało podjęcie decyzji o zakończeniu relacji, a zwłaszcza cięciu kontaktu.W naszym przypadku, autora i moim, oczywiście to są tylko moje domysły i przypuszczenia, bo ani psychologiem, ani jasnowidzem nie jestem,
problem leży gdzieś indziej w całkiem innym miejscu. Upraszczając w wielkim skrócie, przynajmniej jeśli mogę tutaj mówić w imieniu tej mojej,
ale myślę że u Becketta jest podobnie, to nie chodzi o samo jej chcenie czy nie chcenie bycia ze mną w związku, tylko o brak wiedzy i doświadczenia
w prowadzeniu relacji z mężczyzną, który w założeniu miałby pełnić rolę życiowego partnera, a nie tylko zapchajdziury i czasoumilacza.
Zwłaszcza atrakcyjne wizualnie laski przyzwyczajone od dzieciństwa do tego, że chłopcy się za nimi uganiają i tracą dla nich głowy,
bardzo źle znoszą, kiedy obecny facet próbuje stawiać do pionu, reagując bardziej zdecydowanie i ostro na jej różne odpały i histerie,
które z poprzednimi amantami przechodziły bez problemu, a tutaj trafił się taki, który ma czelność zwrócić uwagę Królewskiej Wysokości
na niestosowne zachowanie, mało tego, on jeszcze śmie, ha ha... on śmie czegoś od niej wymagać i buhahaha nie mogę... egzekwować cokolwiek!I w tym momencie pojawia się bunt. Teraz w którą stronę to pójdzie zależy od naszego (męskiego) panowania nad emocjami.
Na początku oczywiście jest rudne, a nawet niemożliwe, znalezienie złotego środka, ale postępując rozważnie (to do Becketta głównie)
z czasem da się ustalić i przewidzieć bieg wydarzeń, żeby z jednej strony utrzymać pozycję, a z drugiej strony osiągnąć założony cel.
Pamiętacie, że wczoraj jechałem odebrać mój rower od tej mojej najjaśniejszej gwiazdy na niebie? Zacznijmy jednak od początku...- Mogę przyjechać w ciągu dnia do twojej pracy po klucze od piwnicy, zapakuję rower na auto i ci te klucze zaraz przywiozę.
- Wolałabym, żebyś przyjechał później. Dam ci znać ok 19-20 bo jeszcze nie wiem gdzie będę po pracy.
- W porządku.To była wymiana esemesów o 8 rano.
Cały dzień układałem sobie w myślach scenariusz naszego spotkania, aż w końcu nadeszła 19... potem 20... i cisza.
O godzinie równo 20:03 przychodzi esemes- Dopiero weszłam do chaty, przełóżmy to na jutro.
- Jasne, rozumiem. To jak ty jutro pracujesz?
- Na popołudnie, kończę o 20
- Mam przyjechać do apteki po klucze czy do domu po pracy? Nie wiem, masz jakieś plany na wieczór?
- Po pracy na spokojnie możesz przyjechać do domu. Nie mam planów, będę się pakować.
- Dobrze, to tak zrobimy. Daj znak sygnał, kiedy mogę wpaść. To do jutra.Koniec.
Można? Można. Bez kłótni i awantur. Zamiast czuć się zlekceważony odwołaniem umówionego spotkania, należy zachować zimną krew,
a korzyści mogą być nieporównywalne do chwilowej i wątpliwej satysfakcji "wywalenia jej wprost co ja o tym myślę"![]()
Jadąc do niej po drodze zamówię meksykańskie żarcie na wynos w naszej ulubionej knajpie, razem zjemy i będzie fajnie miło sympatycznie.
Prawdopodobnie spędzimy dzisiaj miły wieczór ze śniadaniem i wszystko wróci na właściwe tory. Przynajmniej taki jest plan, a jak pójdzie...
Pierwsi się o tym dowiecie...
Tylko nasuwa mi się jedno pytanie po co... dla tej kolacji ze śniadaniem? Czy to pomiędzy jest warte tego? Dla mnie to za mało, bez szans na normalny zdrowy związek.
Tak nasuwa mi się refleksja, że to co proponujesz nazywam starą techniką na szefa. Masz rację przynosi korzyści w pracy i czasem będąc takim milusiem pukniesz Pannę trafiając w jej słabszy moment. Tylko myślę że zgodzimy się we trójkę, że chcemy normalnego związku bez gierek.
Beckett weź Ty ogólnie troche wyluzuj. Widzę między nami pewne podobieństwa i wiem, że tego brakuje.
Tylko nasuwa mi się jedno pytanie po co... dla tej kolacji ze śniadaniem? Czy to pomiędzy jest warte tego? Dla mnie to za mało, bez szans na normalny zdrowy związek.
Tak nasuwa mi się refleksja, że to co proponujesz nazywam starą techniką na szefa. Masz rację przynosi korzyści w pracy i czasem będąc takim milusiem pukniesz Pannę trafiając w jej słabszy moment. Tylko myślę że zgodzimy się we trójkę, że chcemy normalnego związku bez gierek.
Podpisuje się. Czy ta gra jest warta świeczki? Bo rozpieszczone, przekonane o własnej nieomylności księżniczki nagle zmienią się pod wpływem Twojej męskiej postawy?
Dla mnie taka dynamika relacji damsko-męskiej bardziej przypomina męczarnie.
Zgadzam się, że na tą chwilę poważna rozmowa o was tylko zaszkodzi bo trzeba luzu, ale później znowu będzie tak samo i przyjdzie konfrontacja.
Chyba, że związek to ciągle gierka i taniec na linie.
192 2019-04-05 11:38:50 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-04-05 11:40:41)
Jakby sobie oboje znależli jakiś sport ekstremalny to nie trzeba byłoby tych wyprowadzek uskuteczniać..
Męczarnia.. no chyba nie..gra wstępna raczej, co poza drzwi domu wychodzi..
Nie przyj na spotkanie, nie wymuszaj, nie szantażuj, nie wytwarzaj ciśnienia, nie rób po prostu nic, co mogłoby wprowadzać nerwową atmosferę.
Niech ona poda termin, taki jak jej pasuje. Nie wspominaj nawet słowem o żadnych "rozmowach" tylko skup się na tym, żeby doprowadzić
spotkanie do skutku, ale na jej warunkach, żadnych nacisków z twojej strony, żadnych pretensji, żadnych krzywych akcji. ŻADNYCH
[...] myślę, że spokojnie można taki scenariusz założyć. I się zejdziecie.
Anderstud, napisałeś mądrego posta, tyle że ja to wszystko wiem. Kiedyś odzyskałem w ten sposób dziewczynę, trwało to kilka miesięcy, w efekcie sama prosiła o powrót. Była tylko jedna różnica. Nie zależało mi wtedy aż tak bardzo, byłem pozbawiony tylu emocji, które mną targają dzisiaj i powodują że tracę kontrolę. O czym też piszesz mądrze.
Masz rację. Wystarczy jeden sygnał z jej strony, bym był gotów na obmyślanie scenariusza powrotu.
Kiedy już się spotkacie, starasz się jak najmniej mówić, a już absolutnie zabronione jest poruszanie waszych spraw związkowych.
Ten temat nie istnieje. Spotykacie się i spędzacie razem miło czas na luźnych pogawędkach o dupie maryni.
Sęk w tym, że ona chyba chce się spotkać by porozmawiać o nas. W sensie o tym chaosie emocjonalnym, który się wydarzył przy rozstaniu. I tu mam dylemat trochę. Zgodziłem się na to spotkanie, ale jeśli ona ma na celu wyłącznie oczyszczenie atmosfery, podanie sobie rąk na zgodę i miłe pożegnanie się - to będę się po tym spotkaniu czuł tylko gorzej. Natomiast jeśli nadal ma wątpliwości i jest jak piszesz - czyli żyć bez siebie nie możemy a relacja nadal trwa - OK, jestem gotów dalej próbować. Oczywiście, jakżeby inaczej.
Inna rzecz, że z nią nigdy nic nie wiadomo. Sama nie wie czego chce, udowadniała to niejednokrotnie po rozstaniu. Może chcieć się spotkać by to zamknąć miło, ale po spotkaniu może w niej coś się ruszyć znowu. Zależnie od tego jak ten czas spędzimy. Ot, kobiety.
Więc pozostaje mi chyba podjąć to ryzyko. Choć rozsądek mówi mi dokładnie to, co pisze john.doe.
A skąd pewność, że będzie cierpiał całe życie? Może wystarczy tu niewiele by było ok? To jest świeża sprawa, emocje buzują, ale nie ma tu zdrad i romansów w tle (raczej).
Może wystarczy by Beckett wziął zimny prysznic? Też zastanowił nad swoim zachowaniem. A nie tylko wymagał.
Zgadzam się z tym postem. Z jednym zastrzeżeniem. Ja w tym wątku wiele razy przyznawałem się do błędów. Nie mam też problemu by bić się przed nią w pierś. By pracować nad zmianami w tej relacji. By zacząć od nowa, na innych zasadach. Tylko to obie strony muszą widzieć swoje błędy i obie strony muszą chcieć pracować. Mnie rozwaliła jakiś czas temu jej wypowiedź "Dlaczego mam być z kimś, z kim muszę wypracować dobrą relację, a nie ułoży się samo?". Bo, droga pani doktor, oboje mamy deficyty, nie jest nam łatwo, nie zbudowaliśmy nigdy trwałych związków, bo związek to zawsze praca, ciągłe tarcia, kryzysy i wychodzenia z nich zwycięsko. A my mamy silny fundament by być razem, tylko pracować do cholery trzeba. A nie uciekać od problemów i czekać na kolejną relację, która z marszu będzie idealna. Bo mnie życie już nauczyło dawno, że tak to się nie da.
beckett napisał/a:Gwoli wyjaśnienia. Krótko, bo z telefonu piszę. Nie robiłem afer z powodu robienia makijażu. Kierowałem do niej słowa "kochanie, sniadaniw gotowe i stygnie". I nie zaczynalem jeść bez niej, bo tak mnie nauczono.
Inna sytuacja. Była podziębiona, więc zrobiłem jej dobrze przyprawione grzane wino. Wręczyłem kubek, o czymś opowiadała. Po chwili powiedzialem "pij, bo wystygnie". W odpowiedzi usłyszałem, że nie jestem jej ojcem i jest dorosła.Proszę nie robić ze mnie choleryka.
Zupełnie normalne zachowanie troskliwego partnera. Bez przesady - Ja tu żadnego "tatusiowania" nie widzę.
Natomiast jej reakcja jest co najmniej słaba - można powiedzieć, "Dzięki, zaraz wypije" a nie stosować wycieczki osobiste.
Jej sylwetkę znamy tak jak nakreslił ją beckett, ale ta konkretna sytuacja to ewidentny brak empatii w drugą stronę.
Nie mylmy autonomii z opryskliwością.@Beckett - było więcej podobnych sytuacji?
Tak, takich drobnych właśnie.
Ale i większych też. Jak np. zrobienie czegoś w domu bez jej konsultacji. Myślałem że wyrażam troskę, dbałość o dom, że będzie jej miło. Dostałem uwagę, że zrobiłem to bez uzgodnienia z nią.
A chodziło o osrany wieszak na kurtki. Którego w ogóle nie było.
Aczkolwiek na mnie nie robiły te uwagi wielkiego wrażenia, przyjmowałem do wiadomości, odpuszczałem. Jak się okazało, to dla niej był większy problem niż dla mnie. Ona, samodzielna, niezależna, panująca nad własnym życiem. A tu się nagle pojawia ktoś, kto w to życie ingeruje. Wieszakiem albo uwagą że wino wystygnie.
Beckett weź Ty ogólnie troche wyluzuj. Widzę między nami pewne podobieństwa i wiem, że tego brakuje.
Tak, najbardziej teraz tego mi brakuje. Tylko że nie da się na zawołanie. Kocham ją, kochałem w trakcie związku mocno i to była pierwsza kobieta, której byłem w 100% pewien - tyle że liczyłem że dotrzemy się. Sprawiała wrażenie że akceptuje mnie w całości. Niestety okazało się że ona po prostu w wielu kwestiach nie umie stawiać granic - bo o wielu sytuacjach które ją uwierały dowiedziałem się po czasie, po rozstaniu. Nota bene kolejny tekst "po co mam być z kimś komu muszę stawiać granice?" - bo tak to zawsze działa w relacjach. Stawianie granic jest niezbędne by się dograć, poznać, nauczyć siebie.
john.doe80 napisał/a:Tylko nasuwa mi się jedno pytanie po co... dla tej kolacji ze śniadaniem? Czy to pomiędzy jest warte tego? Dla mnie to za mało, bez szans na normalny zdrowy związek.
Tak nasuwa mi się refleksja, że to co proponujesz nazywam starą techniką na szefa. Masz rację przynosi korzyści w pracy i czasem będąc takim milusiem pukniesz Pannę trafiając w jej słabszy moment. Tylko myślę że zgodzimy się we trójkę, że chcemy normalnego związku bez gierek.Podpisuje się. Czy ta gra jest warta świeczki? Bo rozpieszczone, przekonane o własnej nieomylności księżniczki nagle zmienią się pod wpływem Twojej męskiej postawy?
Rozmawiamy o trudnych przypadkach, a te jak wiemy wymagają cierpliwości i czasu. Nic nie stanie się nagle, ani samo też się nie zrobi,
a czy gra jest warta świeczki, to każdy z nas musi sam sobie na to pytanie odpowiedzieć. Jedni potrafią wydać 10, 20, 50, 100 tysięcy złotych lub euro
i poświęcić kilka lat życia na szukanie części i grzebanie w garażu, żeby przywrócić do życia starego grata w którym wszystkie parametry użytkowania,
takie jak komfort, wygląd, prestiż, osiągi, bezpieczeństwo, spalanie czy wyposażenie mają się nijak do nowych lub kilkuletnich aut współczesnych,
które można kupić za te same pieniądze, cieszyć się jazdą na co dzień, a nie tylko od święta i nie martwić o to co jutro odpadnie albo się zepsuje ...
czy ta gra jest warta świeczki?
195 2019-04-05 16:02:09 Ostatnio edytowany przez beckett (2019-04-05 16:02:41)
Jako właściciel starucha, w którego pakuję kasę i pracę - powiem TAK ))
No niestety, ta dziewczyna to Porsche 911. I jak ktoś jeździł takim autem to wie, że trzeba nauczyć się jazdy. Bo nerwowe to, nadsterowne i łatwo wypaść przy złych warunkach i nerwowych reakcjach kierowcy Ale kto by nie chciał mieć 911?
Miałem trochę kobiet w życiu. Na żadnej mi tak nie zależało. I to w trakcie trwania związku, a nie po jego zakończeniu