Śledzę to forum z czystej ciekawości od około dwóch miesięcy, ale dopiero lektura tego wątku wręcz zmusiła mnie do zarejestrowania się tutaj.
Dawno nie widziałem takiego ludzkiego dramatu, choć z drugiej strony trochę to bardziej komedię przypomina..
Cała ta historia to niezły materiał na solidną telenowelę latynoską. Nie dziwiłoby mnie zachowanie Autora, gdyby miał nie więcej niż 25 lat. Ale przekraczając 40-stkę i mając niby tyle doświadczenia w relacjach międzyludzkich, człowiek powinien się otrząsnąć( jeszcze po upływie ponad roku, jaki upłynął od rozpoczęcia relacji) i stanąć na nogi. Przede wszystkim ochłonąć z emocji, stanąć z boku i popatrzeć trzeźwym okiem na całą sytuację( o ile jeszcze się da).Wszyscy, którzy Ci doradzają Autorze patrzą widocznie takim trzeźwym okiem i nikt nie rozumie, dlaczego ciągniesz to dalej. Wytłumaczenie jest chyba jedno: odpowiada Ci taki układ a już na pewno odpowiada Twojej Pani Doktor. Zadowalasz się namiastką tego, co powinno się nazywać związkiem, na zasadzie "lepszy rydz nic nic".
Muszę jednak przyznać, że Cię podziwiam za upór i wytrwałość a przede wszystkim za niezłomną wiarę w to, że się sprawa pomyślnie rozwiąże, choć raczej nie zanosi się na to. Mnie już dawno zmęczyłoby takie przeciąganie liny i dostałbym solidnych zakwasów 
Swoją drogą, w czasach kiedy jeszcze człowiekowi zależało na tworzeniu związków, miałem taką niejasną sytuację. Oficjalnie nie byliśmy parą, ale też miały miejsce jakieś dziwne podchody, gierki, sprzeczne sygnały i sugestie. Najpierw ja się totalnie zabujałem, ona się wycofała, potem wydawało mi się, że jej zależy na stworzeniu związku, ale ja już miałem wy***lone. Po jakimś czasie znowu - pomyślałem, że spóbuje to ona ponownie zrobiła krok w tył i sytuacja się powtórzyła: ja się wycofałem, ona się przybliżała. A jak się to skońćzyło? Otóż po jednym spotkaniu na neutralnym gruncie powiedziałem sobie: DOŚĆ! Nie warto się męczyć i zastanawiać się "O CO jej do diaska chodzi....?" Nastąpiło krótkie, błyskawiczne i zdecydowane cięcie, ot tak po prostu, żeby nie obciążać sobie za bardzo psychiki. Wprawdzie mogło mi to przyjść łatwiej, bo nie zdążyliśmy w ogóle zacząć na poważnie żadnej relacji, ale te gierki i podchody mnie dobijały. Powiedziałem koniec i koniec nadszedł. Do dzisiaj nie mam z nią kontaktu a minęły juz 4 lata. Ona też się nie odezwała ani słowem, cóż widocznie jej nie zależało...Doszedłem wtedy do wniosku, że jest sporo zajęć o wiele bardziej interesujących, niż to ciągłe uganianie się za kobietami, wieczne staranie się i nadskakiwanie, żeby im się przypodobać ( przede wszystkim tej jednej konkretnej). Koniec kropka.
Mimo wszystko życzę, żeby lądowanie nie było zbyt twarde 