Cześć
Trochę poukładałem myśli, więc poodpisuję Wam. Bez cytowania, ale postaram się odpowiedzieć na wszystkie poruszone wątki.
1. Dlaczego mi powiedziała o więzi emocjonalnej z eks? Nie zrobiła tego sama z siebie, opierała się. Wbrew temu co o mnie myślicie, bywam asertywny. Zacząłem mocno drążyć, postawiłem ją pod ścianą a następnie zapędziłem w kozi róg. Zebrałem wszystkie przesłanki, zacząłem ostro naciskać, nie zważałem na jej próby ucieczki od tej rozmowy. W końcu przyznała. Więc wymogłem to siłą.
2. Jej mama. Otóż jej mama bardzo mnie lubi (z wzajemnością), jesteśmy blisko. We trójkę (z małym) jesteśmy stałym gościem u "teściowej" (niedoszłej). Ja tam czuję się jak u siebie. Nic to jednak nie zmienia, bo pani doktor nie jest w żaden sposób zależna w podejmowaniu decyzji od kogokolwiek. Nikt do niczego jej nie przekona, jest autonomiczna chorobliwie wręcz. Idzie pod prąd. I niestety sika pod wiatr. Mama więc nic tu nie zmieni.
3. Konfrontacją z tatą. Żadnej konfrontacji. Ja mam to w pompie. Wystarczy mi że będę mógł przychodzić kiedy chcę, bez względu na jego obecność. Niestety strategicznym moim błędem było to, że gdy mieszkałem, to unikałem go i on mnie też. Wychodził od razu po jej powrocie z pracy. Przestał to robić, jak się wyprowadziłem. Dlaczego nie chciałem go poznać? Bo domagałem się tak naprawdę ograniczenia jego wizyt i unormowanych godzin. Chciałem żeby zabierał dziecko, a nie panoszył się u nas. W ten sposób idiotyczny wyrażałem sprzeciw wobec sytuacji. Tu dałem dupy.
4. Uczucia. Na pewno przez pierwsze 8-9 miesięcy związku była we mnie bardzo zakochana. Nie wiem czy to była prawdziwa miłość. W prawdziwą miłość to ja wierzę po latach związku. Ale zakochana była bardzo. I tak, tego mi brakuje i oczarowała mnie siłą swoich uczuć. To ja pierwszy usłyszałem "kocham Cię", potem że chce mieć ze mną dzieci i dom. Dla mnie to było nawet trochę za szybko. Ale popłynąłem. I tak, oczarowało mnie to wtedy. Widoczny odpływ zdarzył się w święta i nowy rok, po serii poważnych kryzysów, niekoniecznie związanych z eks, ale z mojego zachowania frustrata - a frustracja była powodowana sytuacją z eks. Nierozwiązaną.
5. Jej uczucia do eks. Magdalena dobrze napisała - ona żyje wspomnieniem. Jeśli wrócimy do typu przywiązania unikającego, to takie osoby w obliczu kryzysów w związku automatycznie uciekają do wyidealizowanych wspomnień dotyczących byłych, zwłaszcza jeśli oni są dostępni. Nie skupiają się na rozwiązaniu kryzysu, ale emocjonalnie uciekają do bezpiecznej przystani w swojej głowie, sabotując w ten sposób związek. Bo pragną ideału, który nie istnieje. Tyle teorii mojej pani psycholog, wiedzy książkowej z teorii Bowlby'ego i samych słów pani doktor tego co czuje (która dodaje że jest...poj...bana, płacząc). Jednak gdy zaczynają relację z wyidealizowanym eks, obraz idealny znika, ukazuje się szara rzeczywistosć niedoskonałości i braków. I wtedy...wróciła do mnie. To teoria, ale składa mi się w całość. Nie usprawiedliwiam jej, raczej z żalem stwierdzam że to może być osoba która nie umie prawdziwie kochać kogokolwiek. Bo miłość to równieżź akceptacja wad i świadomość, że ideałów nie ma.
6. Moje deficyty każące mi trwać. Tak, są. Tak, moje dzieciństwo i relacja z matką są kluczem. Jestem świadom, ale nie będę się tu rozpisywał na ten temat. Poczytajcie o stylach przywiązania. Ja z nią tworzę mix toksyczny. Ona unikająca, ja wcześniej...bezpieczny, albo unikający w relacji z lękową. Teraz w relacji z unikającą stałem się lękowy. Wyjść z tego trudno. Racjonalizuję dużo jak widać.
7. Faktem jest, że to ona dała u kosza. Pokazała mi sms do niego (zrobiła to w smsie), żebym jej uwierzył. Odcięła go od złudzeń. Co oczywiście niewiele musi znaczyć, bo mogła to być odpowiedź na jego "nie zostawię żony". Czort jeden wie. Tego się nigdy nie dowiem.
Czuję się dobrze. Co mnie ciekawi, mam większy spokój niż ostatnio. Wiem jak jest. Akceptuję to, że mnie nie kocha - bo tak to rozumiem i z Wami się zgadzam. Nie akceptuję jednak związku z osobą która mnie nie kocha, albo kocha trochę. To nie ma sensu i nawet mój pokręcony rozum to wie. I czuje. Powiedziałem jej to dziś. Popłakała się. Powiedziała że nie umie powiedzieć że mnie nie kocha. Cała reszta dzisiejszego dnia jest powtórką z rozrywki - część z Was określi to jako wyrachowanie z jej strony i chęć zatrzymania mnie. Zachowywała się jak gdyby nigdy nic. Tak, byliśmy na imieninach a później u niej w domu. Przytulaśna była nad wyraz. Potrzebowała bliskości. Zapytała czy jutro może do mnie przyjechać - chwilę po tym jak przyjeżdża ojciec do dziecka (to jego dzień weekendowy). Porobiła nam też plany w tygodniu, wspólne.
Nie wiem na ile to prawdziwe i chwilowe, ale mam poczucie pewnego dystansu, jak w marcu...który zaskutkował moim odcięciem się od niej. Na całe kilka tygodni...