fuorviatos napisał/a:Trzeba beckettowi kogoś podstawić
. Tylko kogo kiedy on lubi tylko zaburzone 
To jedno, a drugie to na dzień dzisiejszy on jest tak zamroczony tą swoją Panią Doktor, że nawet jeśli tak się stanie,
a stanie, przecież wszyscy wiemy że to jest kwestia nieodległej przyszłości, praktycznie już jest na wylocie,
to wystarczy jedno jej skinienie, żeby rzucił każdą i w podskokach do niej poleciał, dalej siedzieć na wycieraczce skrobiąc w drzwi.
Już dzisiaj mogę na to postawić roczne zarobki, że jeszcze tu o tym przeczytamy, a wtedy znów będę mógł wygłosić moje:
- Beckett stary ośle, a nie mówiłem?
On sobie jeszcze cały czas radośnie wmawia, że Pani Doktor tylko tak się z nim bawi w jakieś przyciąganie odpychanie sranie w banie,
podczas gdy w całej tej maskaradzie, to on jest zabawką, pacynką rzucaną w kąt za każdym razem, gdy w drzwiach pojawia się Tatuś,
który cały czas jest w grze i od początku to on jest tutaj głównym rozgrywającym, a nie Beckett, który trochę za bardzo wczuł się w rolę
tracąc kontakt z rzeczywistością i chyba naprawdę nie dostrzegając jak to komicznie z boku wygląda, gdy siedząc na swoim krzesełku w kącie
stroi poważne miny i wygłasza te swoje wszystkie poruszające kwestie wymachując groźnie paluszkiem w przebraniu drużynowej maskotki.
Kabaret.
Jeśli tylko Tatuś by zechciał, to jednym pierdnięciem go zmiecie z tego krzesełka, a kochającej Pani Doktor nawet nie drgnie powieka.
Pisałem już na poprzednich stronach, że jaki on by dla niej nie był w przeszłości, cokolwiek by się między nimi nie wydarzyło złego,
ona zawsze wybierze tamtego, tyle że póki co technicznie nie ma takiej możliwości, gdyż ponieważ albowiem Pan Tatuś wciąż tkwi uwikłany
w swoją prawdziwą rodzinę, prawdziwą żonę i prawdziwy dom. Dopóki ten stan będzie trwał, tyłek Becketta jest stosunkowo bezpieczny,
o ile będzie siedział cicho, znał swoje miejsce w szyku i bez szemrania wykonywał polecenia oraz zadania, które są dla niego przewidziane.
Także tutaj jest wiaderko, mop do ręki i proszę, jedziemy. Ma być błysk jak pańcia wróci z pracy, to może jeszcze jeden łykęd będzie miło...
O pardą, nie chciałem być złośliwy, po prostu wyleciało mi z głowy, że już tam nie mieszkasz i jak dotąd (po ilu miesiącach twoich starań?)
raczej nic nie wskazuje na to, aby ta sytuacja w dającej się przewidzieć przyszłości miała się zmienić. No nic. Cieszmy się tym co mamy.
Nie można mieć wszystkiego...