Dobra, bo widzę że skupiamy się na detalach, a umyka nam ogólny koncept plan na puentę całej historii.
Moim zdaniem budowanie fabuły na wątku relacji Becketta z 3 letnim dzieckiem, jest słabe i strasznie naiwne,
a tym samym kwestie zasadnicze są bagatelizowane i traktowane po macoszemu lub wręcz usilnie ignorowane.
Motywem przewodnim w tej opowieści jest to, że babka najprawdopodobniej już nigdy nie pozwoli Beckettowi wrócić,
ani do jej życia, ani tym bardziej do jej domu. To tu jest pies pogrzebany i szpadlem przyklepany, ale jakby wciąż nie dociera,
bo burzy mozolnie budowane przekonanie o tym, że ona w zasadzie to by chciała, tylko jeszcze sama o tym nie wie? Hmm...
Pisałem w tamtym wątku, ale dla tych co nie czytali specjalnie powtórzę - gdyby ona go chciała, to tego tematu by tutaj nie było.
To nie jest jakieś średniowiecze i Romeo & Julia, tylko XXI wiek i banalna historyjka o dwojgu dorosłych żyjących współcześnie ludzi,
którzy gdyby chcieli razem być, to by byli, bo nie istnieją żadne racjonalne powody ku temu, aby obecny stan musiał trwać miesiącami
i nawet się nie zanosi na to, żeby w dającej się przewidzieć przyszłości coś drgnęło, bo co do tego chyba nikt tutaj nie ma wątpliwości?
I nie Beckett naiwniaku, wcale nie dlatego, że twoja myszka taka biedna zagubiona, nie wie już sama co ma z tym wszystkim zrobić.
Oczywiście że wie i właśnie to robi. Kiedy to do ciebie dotrze człowieku? To co masz teraz, to jest maks jaki z tego układu wyciągniesz,
bo więcej ona ci nie da, zapomnij, a to i tak tylko wtedy, jeśli będziesz grzeczny i miły, bo jak tylko zaczniesz coś tam burczeć pod nosem,
to wiesz co wtedy się stanie? Jasne że wiesz i wolałbyś własnymi zębami obie ręce sobie odgryźć, niż do tego dopuścić, taka jest prawda.
Kolejne ultimatum z uśmiechem wyrzuciła w kosz, kolejny raz wzruszyłeś ramionami, kolejne wielkie nic z kolejnych twoich zapowiedzi wyszło.
No ale to nic, bo chociaż jest dla ciebie miła... Gdybyś zwracał większą uwagę na to co ci tu wszyscy piszą, to byś wiedział dlaczego taka jest.
Ale ty nie chcesz czytać, nie chcesz wiedzieć, nie chcesz widzieć, uszczęśliwiony jak dziecko w Wigilię, że zyskałeś jeszcze kilka dni bycia miłą,
dalej będziesz pląsał jak ci zagra, opowiadając dyrdymały jak to wszystko zmierza ku lepszemu, bo ona widzi twoje zaangażowanie w dziecko...
No może i sobie widzi, tyle że w godzinie sądu nad twoim losem, zaangażowanie w dziecko będzie ostatnim branym pod uwagę punktem na liście,
dlatego też przesadne skupianie się na tym zagadnieniu, to droga na manowce, bo nie to jest istotą kłopotów w raju. Ocknij się Beckett
Ona ciebie nie chce. A przynajmniej nie w takim sensie jak ty to tam sobie wyobrażasz, że na powrót zamieszkacie razem i ple ple ple, bla bla bla...
To się nigdy nie stanie. Już dzisiaj powinieneś się z tym faktem oswoić i pogodzić, żeby za dużo sobie nie wyobrażać i się tym nie stresować.
Bycie dochodzącym przydupasem też ma swoje zalety, może warto od tej strony na to spojrzeć i już się wyluzować po prostu zwyczajnie.
Dodatkowy plus jest taki, że kiedy już dostaniesz kopa w dupę na dobre (stawiam na koniec wakacji najdalej) lot nie będzie ci się dłużył,
bo wiedząc z wyprzedzeniem co cię czeka, zdążysz dobrze się przygotować na podróż. Pamiętaj o maści na zajady, która ci się przyda
jak będziesz zanosił się ze śmiechu wspominając moje słowa
Przepraszam, ale nie mogę się powstrzymać, no mnie to już tylko śmieszy
P.S.
Bycie niepoprawnym romantykiem bywa nawet niekiedy urocze, ale we wszystkim jest wskazane mieć jednak umiar.