Wkrótce ukończę 27 lat i chyba mam jakiś stopień upośledzenia jeśli chodzi o relacje damsko-męskie, kompletnie sobie nie radzę i już na starcie wszystko się rozwala.
Nigdy nie byłam w takim P O W A Ż N Y M związku.
Jak powinno się postępować w tej początkowej fazie poznawania? Co jest dobrym znakiem, a co złym? Dodam jeszcze, że poznaję tych facetów na Badoo, może ma to jakieś znaczenie...
Zwykle było tak, że facet baaaardzo dużo do mnie pisał dzień po dniu, rzadko kiedy miałam okazję go w tym wyprzedzić, bo wiadomość czekała już z samego rana. Wydawało mi się, że to świetny znak. Wtedy dużo udzielałam się w rozmowie, żartowałam, droczyłam się, nie zgrywałam niedostępnej i nie bawiłam się w gierki „odpiszę mu za godzinę”, bo byli to faceci, z którymi łapałam to cudowne flow i nigdy nie brakowało tematów.
Niestety wszystko kończy się max na trzech spotkaniach, bo gdy już zaczynam się bardziej otwierać i też przejmować inicjatywę, bardziej okazywać zainteresowanie, gdy zaczynam chcieć trochę więcej, to wtedy facet się wycofuje i dzieją się dziwne rzeczy - typu olewanie i ponowne logowanie się na portalu randkowym, co mnie od razu odrzuca, bo znaczy, że wbrew temu co mi mówi, to wcale mu tak nie zależy, skoro intensywnie szuka dalej...
Kolejna rzecz - czy w początkowej fazie (jeszcze przed spotkaniem) facet powinien dużo i często pisać sam z siebie i przejmować inicjatywę? Czy jeśli są przerwy w kontakcie (dzień lub więcej) to znaczy, że nie jest w ogóle zainteresowany i pewnie nie dojdzie nawet do jednego spotkania, tylko zabija ze mną czas na czacie?
Pytam, bo trafiłam teraz na gościa, którego już na wstępie nie mogę rozgryźć.
Napisał do mnie pierwszy - rozmowa była płynna i się kleiła, błyskawicznie odpisywał i wiadomości były takie dłuższe. Pożegnaliśmy się i twierdził, że ma nadzieję, że popiszemy też jutro. Niestety milczał, co mnie mega zaskoczyło, bo byłam pewna, że się odezwie (rzadko mam taką PEWNOŚĆ). Zdobyłam się na odwagę, żeby zagadać do niego (po 4 dniach). Twierdził, że rozłożyła go paskudna grypa i stąd cisza... Fajnie się pisało, następnego dnia odezwał się pierwszy i znów dość dużo pisaliśmy, wieczorem rozmowa się urwała i odpisał mi w nocy ze sporym opóźnieniem, więc odpisałam mu rano, a on znowu dopiero o 21, ale gadaliśmy później ciągiem już do 1 w nocy. Pożegnaliśmy się na dobranoc w nocy z czwartku na piątek i znowu cisza, choć wiem, że wyjątkowo ma cały weekend wolny. Czuję, że powinnam teraz czekać na jego ruch i nie pisać znowu pierwsza, bo jeśli będzie chciał, to powinien ruszyć konkretniej z rozmową i powoli już badać grunt pod spotkanie, a on tego niestety nie robi. W sumie to nawet nie zapytał o moje imię, choć pisaliśmy ze sobą kilka dni, do spotkania W PRZYSZŁOŚCI też nie nawiązuje... Czy to znaczy, że mimo różnych miłych słów (i podobieństw co do różnych poglądów) jednak ma mnie gdzieś?
To jest właśnie mój problem, nigdy nie wiem co lepsze – okazywanie zainteresowania czy zgrywanie niedostępnej „zołzy” jak radzą w poradnikach? Tyle się naczytałam w sieci o różnych taktykach... A ja nie lubię bawić się w przetrzymywanie i nie znoszę gierek, jestem raczej osobą, która lubi wykładać kawę na ławę... Niestety coraz częściej mam wrażenie, że to mnie gubi i że faceci chcą tylko wiecznie gonić za króliczkiem, a każde okazanie w ich kierunku sympatii i zainteresowania sprawia, że się wycofują i ich to nudzi. Problem w tym, że chciałabym stworzyć stały związek z dojrzałym mężczyzną, a nie bawić się w kotka i myszkę, a później cierpieć, bo facet nie chce się zaangażować.
Jak to wyważyć? Jak postępować, żeby przyciągać odpowiednich mężczyzn, z którymi jest szansa coś zbudować? Jak nie spłoszyć faceta? Jak wybadać jego intencje? Coraz częściej mam wrażenie, że tylko duży dystans przyciąga faceta na NIECO dłużej, bo gdy gram w bardziej otwarte karty („cieszę się, że do mnie napisałeś”, „fajnie, że w końcu trafiłam na osobę, która ma takie same poglądy na ten temat” itd.), to facet już na starcie się do niczego nie kwapi... :(