Jestem ponownie po dłuższej przerwie.
Nadal nie dostałam terminu rozprawy co mnie już trochę martwi. Czuję jakbym stała w miejscu, w zawieszeniu.
Ale emocjonalnie za to rosnę, z dłuższej już obecnie perspektywy czasu stwierdzam, że była to najlepsza decyzja w moim życiu - rozstanie. Warto było przeżyć ten ból, szok aby odzyskać spokój ducha, stabilizację emocjonalną którą utraciłam będąc w związku z typem psychopatycznym.
Nie ukrywam, że jest to podwójnie bolesne bo raz, że rozstanie/rozwód (który sam w sobie jest traumą) to dwa, że z psychopatą. Czytałam w naukowej publikacji, że jest to najgorsze połączenie i podwójnie bolesne. Ale również dzięki temu jednak po czasie szybciej zdrowieję bo spokojne życie jest cudowne i doceniam to w 100%. Nie bardzo mam czego żałować, bo jednak moje małżeństwo było porażką podszytą poniżaniem i mistyfikacją. Jedynie żal mi straconych lat. Toteż następne chcę wykorzystać mądrze.
Chodzę nadal na terapię, skupiam się tam raczej na sobie. Nie myślę już tak intensywnie o tej relacji i o byłym partnerze. Raczej skupiam się na swoich emocjach i na zwykłej spokojnej codzienności, która dostarcza mi mnóstwa radości.
Mąż znowu przystąpił do ataku ale jakoś mniej mnie to już rusza. Jednym uchem wpuszczę drugim wypuszczę. Jednak jest mi go trochę żal, stracił wszystko (cała rodzina się od niego odwróciła) i nawet tego nie rozumie. Nie rozumie, że rani ludzi, jest pełen złości, agresji, roszczeń. Takie jest jego zaburzenie i jest to jego przekleństwo, nie zamierzam go ratować, ratuję siebie.
Cóż, poprawa jest, do całkowitego dobrostanu jeszcze daleko ale widać światełko w tunelu 
P.S. Wisienka na torcie - jakiś czas temu dostałam smsy z informacją, że mimo, że nie błagałam go o wybaczenie to postanowił dać mi drugą szansę. Ze możemy zacząć na nowo jak partnerzy, bo najważniejsze w życiu są pieniądze. Hmm, nie skorzystam. I tak w kółko propozycje, wspominanie jak to był zakochany a potem bluzgi, wyzwiska itd. Ostatnio jak przyjechał do dziećmi to mimochodem zauważył, że jak na starą babę to nie mam jeszcze haluksów. Myslałam, że parsknę ze śmiechu. Odpowiedziałam, że widocznie nie jestem taka stara. I przypomniałam, że przyjeżdża jedynie po dzieci i tylko będziemy rozmawiać w sprawie dzieci. Obraził się i wyszedł bez dzieci...