Ja myślę, że trzeba najpierw lepiej się rozeznać w temacie, bo różnie w życiu bywa.
Miałem kiedyś takie zdarzenie, kiedy to ja zostałem przedstawiony jako "znajomy" innym jakimś tam znajomym,
ale że sroce spod ogona nie wypadłem, to błyskawicznie obróciłem wszystko w żart i rozjaśniłem kwestię
przysuwając do siebie partnerkę razem z krzesłem oraz stolikiem i obejmując ją tak mocno, że było słychać jak trzeszczą jej żebra.
Ona też się zreflektowała i szybko dodała - no dobrze już dobrze, zaznaczyłeś swoje terytorium i możesz już mnie puścić - i tak jakoś
oboje wybrnęliśmy z głupiej w sumie sytuacji, bo byliśmy parą już od ponad roku, a tu nagle słyszę "znajomy". WTF?
No ale tez należy się wyjaśnienie, że ta moja jak ja ją poznałem, to była taka zdziczała, że najlepiej to by się ze mną spotykała
w domu, po ciemku, pod kocem i żeby nikt o tym nie wiedział, a zwłaszcza jej dzieci, mama, współpracownicy, były facet ojciec dzieci...
Miała autentyczną fobię jakaś na tym punkcie, a pokazywanie się razem publicznie, to był dla niej istny koszmar i tortury.
Zwykłe przytulenie czy całus w policzek "przy ludziach" to było dla niej jak porażenie paralizatorem, no po prostu dramat.
I to trwało bardzo długo, najpierw próbowałem na siłę to w niej przełamać, to tylko się kłóciliśmy, potem dałem jej spokój,
bo nawet nie miałem pomysłu co z tym zrobić i w końcu zaczęło jej puszczać, teraz sama się na mnie wiesza i kładzie
nawet w poczekalni pełnej ludzi, a ostatnio jak byliśmy w salonie łazienek projekt zlecić, to ona "zaznaczała terytorium"
bo ta laska od projektów, to że niby na mnie leci (akurat) no więc sytuacja praktycznie rzecz biorąc odwróciła się o 180 stopni,
a jej zachowanie dzisiaj w porównaniu z tym sprzed roku czy dwóch lat, to jest całkiem inna osoba, tylko potrzebowała czasu.
Ale miałem też inne zdarzenie kiedyś dawno dawno temu moja pierwsza żona pracowała u mnie w sklepie,
gdzie miała swoje wydzielone stanowisko, przy którym obsługiwała kredyty, drukował faktury, takie tam papierkowe historie,
no i kiedyś coś tam od niej chciałem, podchodzę do tego jej biurka, a ona rozchichotana i cała w skowronkach mizdrzy się jak idiotka
do jakiegoś palanta, więc wkroczyłem i się pytam niby żartem - A co to się wyrabia, nie za wesoło wam tutaj? - i nagle zapanowała cisza,
którą przerwał tekst - To kolega, niech się pan nie boi - no i że to takie żarty pracowników sklepu, nic się nie stało.
Po pięciu minutach zapomniałem o tym incydencie, bo miałem ważniejsze rzeczy na głowie, a po latach, już po naszym rozwodzie,
przy okazji jakiejś tam popijawy z moim najlepszym kumplem, który dzisiaj jest mężem siostry tej mojej pierwszej żony,
usłyszałem ciąg dalszy tej historii, jak to ta moja durna żona wypisywała płomienne esemesy do tego typka ze sklepu
i coś tam się chyba nawet w końcu zadziało, tylko on był żonaty i szybko odbił z tematem, szczegółów nie znam i nie chcę znać,
ale coś tam musiało być, bo jak sobie zacząłem przypominać, to też mi coś w niej wtedy nie pasowało.
Także znów mamy dwie całkowicie różne historie z "byciem tylko kolegą" w tle 