Nie mam nic do ukrycia dlatego mu to pokazałam. Oczekiwałam tutaj rad niezakładających, że jestem z małpką bez rozumu, bo nie jestem - mój chłopak to bardzo inteligentny i rozsądny człowiek. Nie musicie też złośliwie wypisywać jak to zaraz mnie rzuci.
Zwłaszcza, że non stop się nakręcacie, a ja przy każdej rozmowie z nim utwierdzam się, że poglądy mamy takie same i nie zamierzamy się rozstawać z powodu jego rodziców. On tak samo jak ja nie zakładał wielkiego udziału rodziców w swoim życiu. Zadzwoni raz na tydzień i tyle wystarczy, nagadają się w 15 min. Ani my ani oni nie mają wielce ekscytującego życia żeby miał potrzebę rozmawiać dłużej, bo po tych 15 min kończą im się tematy. M.in. dlatego postanowiliśmy, że nie chce nam się tracić weekendu co tydzień na wizytę u nich. On zresztą rozumie, że dla mnie to są obcy ludzie i jedyne co mogłabym tam robić to siedzieć, uśmiechać się i potakiwać.
Sytuacja była napięta przez to, że do tej pory nie mógł z mamą nawet zadzwonić ani wysłać sms bez ataku z jej strony. Jak się okazało po prostu jest zazdrosna, nie umie sobie z tym poradzić, więc wymyśliła poniżenie, które naprawdę nie wiemy skąd się wzięło. Serio mało kogo znam, kto tak by szanował rodziców. Trochę to przykre, że wystarczyło się tylko wyprowadzić żeby ona przerzuciła się na "poniżasz mnie". Wg. mnie pokazuje to, że nigdy tak naprawdę nie doceniała jak dobrego ma syna. Szkoda. Ale może teraz po rozmowie chociaż przestanie tymi fochami rzucać i będzie się dało prowadzić normalne kontakty.
I nie, sytuacja nie była napięta przeze mnie, bo ja z nią kontaktów żadnych nie miałam. Po prostu czułam, że wszystko co zarzuca synowi bierze się z zazdrości o mnie i nawet podświadomie, ale obwinia o wszystko mnie. I nie pasowało mi to, bo nie mogę udawać, że jestem winna jej uzależnieniu od syna. Bo nie przyjechałam tu dla niej tylko dla niego i za kozła ofiarnego robić nie będę. Rozumiem, że większość z Was tutaj woli się podłożyć. Ja się nie podłożyłam i dzięki temu wyszło tak, że i oni mają szansę być z tych kontaktów zadowoleni i my, w tym ja. A nie tylko oni.