to samo miałam-_- dzieciak nonstop do mamy dzwoni prawie codziennie bo sam ze sobą ma problemy
Zaproponowałam wczoraj chłopakowi żeby napisał do mamy i wyjaśnił dokładnie jak to wyszło z tymi świętami i dlaczego jednak chcemy spędzić je razem. Bo przecież nie jest naszym celem obrazić ją, tylko mamy powód. Uznałam, że może faktycznie robię coś źle i trzeba do niej podejść łagodniej. Chłopak się zgodził, napisał. Odpisała, że nie musi się tłumaczyć. On jeszcze żeby podtrzymać rozmowę napisał, że nie tłumaczy się tylko nie chciał żeby było jej przykro. I znów odpisała, że da sobie radę. Potem już półsłówka i w końcu brak kontaktu.
Naprawdę mi trudno zrozumieć takie fochy u osoby w tym wieku. I ciągnięcie fochów, nawet kiedy ktoś wyciąga rękę. I tak od początku było - nie pomagały ani ładne rozmowy i prośby ani wyraźne postawienie granic.
68 2018-11-30 15:35:55 Ostatnio edytowany przez Wzl (2018-11-30 15:37:09)
Naprawdę mi trudno zrozumieć takie fochy u osoby w tym wieku.
Do ilu lat można mieć fochy, które da się zrozumieć?
Domyślam się po twoich wpisach, że ty jesteś jeszcze na tyle młoda, że fochy to w zasadzie coś naturalnego. Myślisz, że na starość się zmienisz i będziesz "do rany przyłóż"?
Takie SMS-owe wyjaśnienie problemów to rodzina tradycja u twojego partnera?
A Ty znów dla zasady chyba wypisujesz rzeczy, które mają niewiele wspólnego z rzeczywistością . Nie, fochy nie są dla mnie niczym naturalnym, ale jestem w stanie pojąć to, że młodziutkie osoby faktycznie częściej się fochają niż osoby po 50. Ale właśnie dlatego, że fochy nie są dla mnie naturalne tym bardziej nie jestem w stanie pojąć takiego zachowania u dorosłej oosby.
Jaki tu był problem wielki do wyjaśniania? Wspólne spędzanie świąt nie jest dla nas problemem.
Skoro to nie problem, to po co nakłoniłaś partnera do wyjaśnienia tego z jego mamą ?
Nie rozumiem.
Coś nie jest dla Was problemem, ale chcecie to jako problem wyjaśniać i roztrząsać.
Masło maślane.
71 2018-11-30 16:21:33 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-11-30 16:23:10)
Nie chcieliśmy tego wyjaśniać jako problem. Nie mieliśmy zamiaru przepraszać za stworzenie problemu. Bo to nie jest problem dla nas żaden i dla jego mamy również nie powinno być to problemem. Po prostu uznaliśmy, że może w ten sposób da się pokazać, że chłopak o niej myśli, nadal jest dla niego ważna ona i jej uczucia, że chce rozmawiać też mniej powierzchownie. Szczerze to myślałam po prostu, że się z tego im rozwinie jakaś rozmowa zwyczajna, może i krótka, ale bardziej "szczegółowa" niż ostatnimi czasy.
No dla Ciebie to nie jest problem, a może dla niej to jest, że jej syna nie będzie z nią w Święta.
Ludzie mają różne problemy i bagatelizując uczucia drugiego człowieka daleko nie zajdziesz.
Swoją drogą znowu wybija się mega samodzielność Twojego faceta, któremu kazałaś to czy tamto.
73 2018-11-30 16:31:34 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-11-30 16:34:38)
Rozumiem, że to może być dla niej problem. Ale prawda taka, że pary, które pochodzą z dwóch różnych końców Polski tak święta spędzają - nie da się spędzić świąt u dwóch rodzin w takiej sytuacji. Znam dużo takich przypadków ze swojego otoczenia i ich rodzice nie robią z tego problemu, to naturalne. Mój ojciec też by mi problemu nie zrobił. Dlatego to tylko kwestia jej zrozumienia, że to normalne i nie ma o co się obrażać. Czy my jej mamy to tłumaczyć albo przepraszać, że zachowujemy się jak milion innych par?
Rozumiem, że to może być dla niej problem. Ale prawda taka, że pary, które pochodzą z dwóch różnych końców Polski tak święta spędzają - nie da się spędzić świąt u dwóch rodzin w takiej sytuacji. Znam dużo takich przypadków ze swojego otoczenia i ich rodzice nie robią z tego problemu, to naturalne. Mój ojciec też by mi problemu nie zrobił. Dlatego to tylko kwestia jej zrozumienia, że to normalne i nie ma o co się obrażać. Czy my jej mamy to tłumaczyć albo przepraszać, że zachowujemy się jak milion innych par?
Każda para tak ma, nawet taka, gdzie wszyscy są w jednym mieście. Nie da się w nieskończoność jeździć na dwie wigilie.
Nie, nie macie jej tego tłumaczyć. Macie tak się dogadać ze wszystkimi, Wy, Twoi rodzice, jego rodzice, żeby wszystkim pasowało. Dla niektórych jest obojętne, czy dziecko będzie na Boże Narodzenie czy na Wielkanoc, a dla innych jest to ważne, żeby wszyscy byli na miejscu. I wypadałoby to uszanować, a z matką Twojego chłopaka pogadać, dlaczego dla niej ta sprawa jest aż tak ważna.
Uszczęśliwienie wszystkich tutaj jest niewykonalne. Uszczęśliwimy jego mamę ale unieszczęśliwimy siebie wzajemnie. Uznaliśmy, że jesteśmy na takim etapie, że nie chcemy dłużej przekładać szczęścia innych nad nasze, bo to my mamy za jakiś czas być rodziną. I mój ojciec jak i jego rodzice muszą się z tym pogodzić, bo tak jak napisałam, wszystkich uszczęśliwić nie da rady.
Przypuszczam, że słowo 'unieszczęśliwianie' jest tu mocno naciągane, przynajmniej w odniesieniu do osoby chłopaka. Skoro jest z mamą mocno związany, to gdzie tu nieszczęście, gdyby święta miał spędzić w rodzinnym domu?
I wypadałoby to uszanować, a z matką Twojego chłopaka pogadać, dlaczego dla niej ta sprawa jest aż tak ważna.
Mało tego, skoro tak bardzo chciałaś czuć się w tej rodzinie dobrze, to tym bardziej powinno Ci zależeć na tym, aby nie miała poczucia, że zabierasz jej syna. Boże Narodzenie to szczególne święta, wiele osób, jeśli nie większość, chciałaby mieć wtedy przy jednym stole swoich bliskich, dlatego postawa mamy wcale mnie nie dziwi. Warto też zastanowić się w jakiej sytuacji stawiasz chłopaka. Dam sobie rękę uciąć, że gdyby to on miał decydować, to zamiast do Twojego domu, wolałby, abyście pojechali do jego rodziców i tam wspólnie spędzili ten czas. Tym niemniej musi wybierać, dziś to już jest być może ten etap, że to Ty stajesz się dla niego ważniejsza, dlatego wybrał Ciebie, ale to wcale nie jest dla NIEGO najlepsze rozwiązanie. Dążę do tego, że skoro twierdzisz, że Twój tata nie robiłby z tego problemu, a jego mama wyraźnie czuje się zawiedziona, to dlaczego jedziecie do taty? Dla zasady? Do taty możecie pojechać w Nowy Rok albo umówić się, że z nim spędzicie Wielkanoc.
Czy Ty w ogóle jesteś w stanie iść na jakieś kompromisy? Ale tak szczerze?
Uszczęśliwienie wszystkich tutaj jest niewykonalne. Uszczęśliwimy jego mamę ale unieszczęśliwimy siebie wzajemnie. Uznaliśmy, że jesteśmy na takim etapie, że nie chcemy dłużej przekładać szczęścia innych nad nasze, bo to my mamy za jakiś czas być rodziną. I mój ojciec jak i jego rodzice muszą się z tym pogodzić, bo tak jak napisałam, wszystkich uszczęśliwić nie da rady.
Dalej nie widzę problemu w tym, żeby z jego matką o tym porozmawiać.
Ty się strasznie stawiasz. Ja rozumiem, że niezależność jest dla Ciebie ważna, ale w życiu czasami trzeba osiągać kompromisy z innymi ludźmi.
Zwłaszcza z tymi, którzy potencjalnie mogą stać się w przyszłości Twoją rodziną.
Tak, jego matka musi pogodzić się z tym, że on ma teraz Ciebie. Ale Ty musisz się pogodzić z tym, że on ma matkę i ta matka też ma coś do powiedzenia np. w kwestii tego, z kim chciałaby ONA spędzić święta. I warto o tym porozmawiać zamiast robić konflikt, bo patrząc tak z boku to jestem przekonana, że część tych konfliktów podświadomie eskalujesz i wzmacniasz właśnie przez to, że zamiast porozmawiać uważasz, że wszyscy powinni dostosować się do Ciebie.
Jadę do mojego taty, będzie tam też mój brat. Z żadnym z nich od paru miesięcy się już nie widziałam. Dlatego też mój chłopak nigdy nie wybrałby swojej rodziny na święta, bo wie, że ja ze swoją się w ogole nie widuję.
Jadę do mojego taty, będzie tam też mój brat. Z żadnym z nich od paru miesięcy się już nie widziałam. Dlatego też mój chłopak nigdy nie wybrałby swojej rodziny na święta, bo wie, że ja ze swoją się w ogole nie widuję.
Ale to wciąż nie jest najlepsze dla NIEGO rozwiązanie. Jest tak jak TY chcesz, a on to po prostu szanuje.
80 2018-11-30 17:23:53 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-11-30 17:41:30)
Ale ja nie ciągnę go tam. Nawet mu mówiłam, żeby został u swojej rodziny. Po prostu pojawiły się pewne okoliczności, po których on stwierdził, że nie chce aż tyle beze mnie siedzieć sam w czasie wolnym. Bo też nie spędzi ponad tygodnia non stop u rodziców. Więc zamiast siedzieć sam, woli pojechać ze mną i sam mnie namawiał, żebym się na to zgodziła.
Myślę, że mylisz szacunek do mojego wyboru z tym, że on chce dla mnie dobrze i będzie bardziej szczęśliwy, kiedy ja będę mogła zobaczyć się ze swoją niewidzianą od miesięcy rodziną. Ja wiem, że mając do wyboru żebyśmy pojechali do niego a do mnie, wybrałby pojechanie do mnie.
Ogólnie to polecam właśnie postawić się w jego sytuacji. Macie partnera, który dla Was zostawił całą swoją rodzinę na drugim końcu Polski. Przychodzą święta, wiecie, że partner za rodziną tęskni. Wiecie też, że czułby się bardzo nieswojo i nieprzyjemnie na wigilii w Waszej rodzinie, bo Wasza mama pokazała, że go nie lubi. W jakiej sytuacji bylibyście bardziej szczęśliwi - gdyby partner pojechał na święta w końcu do swoich bliskich, czy gdyby został nieszczęśliwy na miejscu?
No ale nie widzisz, że jego matka może czuć się niekomfortowo z tym, że oboje jedziecie do Twojej rodziny zamiast do niej? W takim wypadku zawsze jedna strona jest stratna i jedyne co trzeba i wypada zrobić, to porozmawiać z nią o tym.
Ty tego nie chcesz zrobić, bo ma być po Twojemu i już. Uczucia innych są mało ważne, bo Ci przeszkadzają i najlepiej to załatwić smsem?
Widzisz problem polega na tym, że Ty jego szczęście utożsamiasz z tym, co jest dobre dla Ciebie i ok, bo w związkach tak to też działa.
Ale Twoje szczęście to Twoje szczęście i mam wrażenie, że nie patrzysz na jego szczęście. No i ok, on wybrał, ale rozwalasz mu krok po kroku relację z matką przez to, że nie potrafisz siąść i z nią porozmawiać. Tu jest problem. Nie w tym, gdzie jedziecie na święta.
82 2018-11-30 17:44:47 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-11-30 17:56:23)
No ale nie widzisz, że jego matka może czuć się niekomfortowo z tym, że oboje jedziecie do Twojej rodziny zamiast do niej?
No widzę, ale przecież ona też widzi, że swoją rodzinę ostatnio widziałam parę miesięcy temu. Wie też, że mnie obraziła i nie chcę się z nimi z tego powodu spotykać. Chyba nie ma tu o czym rozmawiać.
Wg. mnie problem jest tu, że pokazała że mnie nie lubi i ja się nie chcę z nimi spotykać już. Chłopak chce spędzać ze mną czas i również jest na mamę zły, że nie wiadomo po co pokazała, że mnie nie lubi. Bo wie, że gdyby tego nie zrobiła to byłoby wszystko w porządku. A ona od tamtej pory jak mnie obraziła nie podjęła żadnej próby naprawy tego. Żadnej. Zepsuła coś i zupełnie nie chce tego naprawić, a oczekuje się tu ode mnie, że będę od niej mądrzejsza i sama pojadę się godzić, choć to ona mnie nie lubi. I ona mi w moim życiu nie jest potrzebna. Nie wzięła tylko pod uwagę tego, że zraniła też bardzo syna pokazując, że nie lubi jego dziewczyny.
Oczekujecie, że będę latać za dojrzałą kobietą żeby ją udobruchać, mimo że to ona postanowiła nabruździć synowi w związku i liczyła, że to nie zmieni ich stosunków. Zmieniło, ale do tej pory nie chce przyznać się do błędu. Bo ja też bym zupełnie inaczej do tego podchodziła, gdyby z jej ust kiedykolwiek pojawiło się "przepraszam, nie powinnam się tak zachować".
No widzę, ale przecież ona też widzi, że swoją rodzinę ostatnio widziałam parę miesięcy temu. Wie też, że mnie obraziła i nie chcę się z nimi z tego powodu spotykać. Chyba nie ma tu o czym rozmawiać.
Wg. mnie problem jest tu, że pokazała że mnie nie lubi i ja się nie chcę z nimi spotykać już. Chłopak chce spędzać ze mną czas i również jest na mamę zły, że nie wiadomo po co pokazała, że mnie nie lubi. Bo wie, że gdyby tego nie zrobiła to byłoby wszystko w porządku. A ona od tamtej pory jak mnie obraziła nie podjęła żadnej próby naprawy tego. Żadnej. Zepsuła coś i zupełnie nie chce tego naprawić, a oczekuje się tu ode mnie, że będę od niej mądrzejsza i sama pojadę się godzić, choć to ona mnie nie lubi. I ona mi w moim życiu nie jest potrzebna. Nie wzięła tylko pod uwagę tego, że zraniła też bardzo syna pokazując, że nie lubi jego dziewczyny.
Przeciwnie - właśnie o tym wszystkim należy w końcu porozmawiać. Tak robią dorośli, dojrzali ludzie. Taka szczera rozmowa Wam wszystkim jest potrzebna.
Skupiając się jednak na mamie chłopaka, to z jednej strony da jej to szansę zmiany własnego zachowania, co być może wpłynie również na zmianę obecnej sytuacji, a z drugiej powinno jej to uświadomić, że sama kreuje pewne zdarzenia.
84 2018-11-30 18:00:02 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-11-30 18:02:01)
Przeciwnie - właśnie o tym wszystkim należy w końcu porozmawiać. Tak robią dorośli, dojrzali ludzie. Taka szczera rozmowa Wam wszystkim jest potrzebna.
Skupiając się jednak na mamie chłopaka, to z jednej strony da jej to szansę zmiany własnego zachowania, co być może wpłynie również na zmianę obecnej sytuacji, a z drugiej powinno jej to uświadomić, że sama kreuje pewne zdarzenia.
Chłopak próbował już z nią rozmawiać i tłumaczyć, że bardzo nas oboje, nie tylko mnie, zraniła swoim zachowaniem. Niestety nie przyniosło to żadnych efektów, ona nie czuje się winna niczemu. Dlatego też ja się nie fatyguję na taką rozmowę, bo wiem, że ona sobie niczego nie ma do zarzucenia. Czekam od dawna na jakikolwiek znak, że może sobie coś przemyślała i wtedy faktycznie porozmawiamy. Ale taki się nie pojawia i ona nie wykazuje żadnych chęci.
Tylko widzisz, to wszystko powinno działać w dwie strony, co znaczy, że Ty również masz wpływ na obecną sytuację. Nie rozmawiając z nią nie dowiesz się jakie zastrzeżenia ma w stosunku do Ciebie, niech zatem powie Ci to prosto w oczy. Zresztą nawet nie wiesz co dokładnie i w jakiej formie przedstawił chłopak. Musisz mieć jednak świadomość, że po pierwsze to może nie być miłe, a po drugie Ty też zostaniesz postawiona w sytuacji, że będziesz musiała coś z tą wiedzą zrobić. Czy przypadkiem nie jest tak, że wybrałaś metodę uniku, bo tak jest po prostu łatwiej?
I po raz kolejny mogę napisać, że nie patrzysz na osobę chłopaka, bo Ty też kreujesz obecną sytuację, a jednak uniosłaś się honorem, pomimo że mogłabyś zrobić coś w tym kierunku, żeby Wasze wzajemne relacje uległy poprawie.
86 2018-11-30 18:25:43 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-11-30 18:31:47)
Wiem, że ja również kreuję tę sytuację. Mam jednak świadomość tego, że ja jej nie rozpoczęłam i niezależnie od tego, jakie zastrzeżenia ma do mnie mama chłopaka, powinna 100 razy zastanowić się, zanim zrobiła coś takiego. To nie była tylko obraza mnie, to była próba rozwalenia związku synowi. Związku, w którym był bardzo szczęśliwy i ona miała okazje patrzeć na jego rosnące szczęście z każdym dniem. Nie jestem w stanie zrozumieć, dlaczego matka chciała swojego syna unieszczęśliwić świadomie. Chyba wtedy spadły mi różowe okulary co do niej i zaczęłam zauważać, że jej troska o syna zaspokaja głównie jej potrzeby, nawet kosztem jego. Nie jestem pewna, czy chcę żeby taka osoba brała czynny udział w naszym życiu. Zwłaszcza mając przykład w tym, że drugiego syna doprowadziła do depresji i myśli samobójczych.
Ty się strasznie stawiasz.
też to widze naprawdę...bo ona widzi sie z rodziną raz na pare miesiecy
sama pisze że jak sie skończy to uzna że to nie był ten i tyle. Słusznie ktoś zauwazyl matka jest jedna, matka nie uzna że to nie ten. Mój też sie oburzał jak jechałam do rodziny nieważne jak rzadko. Potem poszedł do młodszej i ja zostałabym zupełnie sama gdybym go słuchała we wszystkim.
matka nie uzna że to nie ten.
Matka za to może uznać, że powinna rywalizować z dziewczyną jakby była kochanką syna .
Chyba wtedy spadły mi różowe okulary co do niej i zaczęłam zauważać, że jej troska o syna zaspokaja głównie jej potrzeby, nawet kosztem jego.
Może przyjść taki czas, że i jemu spadną różowe okulary co do Ciebie i zacznie zauważać, że Twoja troska o niego zaspakaja głównie Twoje potrzeby, kosztem jego.
Może przyjść taki czas, że i jemu spadną różowe okulary co do Ciebie i zacznie zauważać, że Twoja troska o niego zaspakaja głównie Twoje potrzeby, kosztem jego.
Też to widze. Same wymagania. Moj robił podobnie potem se poszedł.
Może przyjść taki czas, że i jemu spadną różowe okulary co do Ciebie i zacznie zauważać, że Twoja troska o niego zaspakaja głównie Twoje potrzeby, kosztem jego.
Jeżeli tak uzna to nie ma problemu, niech robi co dla niego najlepsze.
Jeżeli tak uzna to nie ma problemu, niech robi co dla niego najlepsze.
Nie ma problemu, ktoś jeszcze ma wątpliwości? Autorce jest obojetne ten czy inny. Ale oddzielić od rodziny i będzie łatwiej manipulować. Po co on ma sie poświęcać jak potem nic z tego. Miałam to samo z moim.
Nie ma problemu, ktoś jeszcze ma wątpliwości? Autorce jest obojetne ten czy inny. Ale oddzielić od rodziny i będzie łatwiej manipulować. Po co on ma sie poświęcać jak potem nic z tego. Miałam to samo z moim.
Nie mam 13 lat żeby uważać, że jak nie ten to już żaden inny. Kocham go, ale jeśli postanowi mnie zostawić, bo uzna, że tak mu lepiej to ja akceptuję to, że wie co dla niego dobre.
94 2018-11-30 19:48:37 Ostatnio edytowany przez ósemka (2018-11-30 19:49:10)
Mendre, a napisz, co musiałaby zrobić teściowa, żeby między Wami była zgoda? Teraz po tym wszystkim co się stało.
Mendre, a napisz, co musiałaby zrobić teściowa, żeby między Wami była zgoda? Teraz po tym wszystkim co się stało.
Chciałabym, żeby przyznała się do błędu, zrozumiała że nie ma syna już na wyłączność i nie powinna tego oczekiwać. Żeby go przeprosiła, że nie uszanowała jego uczuć i skrzywdziła.
My bardzo chętnie byśmy przychodzili do nich co dwa tygodnie, gdyby nie to, że pokazała, że mnie tam nie chce. A co za tym idzie, żeby również zrozumiała, że niszcząc relację ze mną nie może oczekiwać, że syn będzie z nią spędzał każdy weekend, każde święta. Bo zwyczajnie teraz zamiast móc mnie zabrać do rodziny musi ciągle wybierać czy woli spędzić czas ze mną czy z nimi.
Żeby rozmawiała z nim zamiast szantażować go fochami. I żeby nie dawała złotych rad w momencie, kiedy po prostu o nie nie prosimy.
96 2018-11-30 20:06:14 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2018-11-30 20:07:19)
Wybacz Mendre, ale wydajesz się niesamowicie agresywną i zaborczą osobą. Ten Twój biedny facet ma Sajgon na obu biegunach- z jednej strony ciągnie go matka, z drugiej Ty, bo każda chce po swojemu. Na jego miejscu, to dawno bym już rąbnęłą pięścią w stół i powiedziała co o tym myślę jako dorosła osoba. Ale z niego to chyba taki pantofel jest, że buzia w ciup i daje sobą zdalnie sterować.
To, że Ty masz jakiś model rodziny, to nie znaczy, że każda rodzina jest taka sama jak Twoja i nie musi być. Fakt, że Ty miesiącami się ze swoją nie kontaktujesz, nie jest wcale powszechny. Są takie, w których dużo dzwoni się do matki, ojca czy rodzeństwa i nie ma w tym nic złego.
Dzwonię do swojej rodziny często. Po prostu się z nimi nie widuję. Nie oczekuję od niego, żeby się miesiącami z rodziną nie kontaktował. Coś źle musiałaś zrozumieć.
98 2018-11-30 21:05:23 Ostatnio edytowany przez 1990rusałka (2018-11-30 21:06:03)
agresywna to nie, ona to robi w sprytny sposob to taka formalistka, po ślubie matka dzieci usadzi męża w domu i jedyna rozrywka to może rodzinne wczasy raz na rok. Najlepszy jest fragment ustaliliśmy ze święta spędzamy u mnie. Nic dziwnego bo inaczej by żyć nie dała, ona jest zaborcza ale tak kulturalnie to potrafi zrobić ze facet nie zorientuje sie kiedy będzie w klatce bez rpdziny, znajomych, życia. Najchętniej umowa z 150 punktami co on ma robić a czego nie zeby dogodzić:)) a jak nie to co tam, nie ten to inny, znam to bo miałam tylko płeć odwrotnie. Nie wytrzymałabym tak pomiędzy i miałabym nerwice na miejscu tego faceta
Przestań swoją bajkę wypisywać tutaj. Ma znajomych, do rodziców jeździ, na święta namawiał mnie żebym się zgodziła, żeby spędził je u mnie. Wymyślasz.
Nie oczekuję od niego, żeby się miesiącami z rodziną nie kontaktował. Coś źle musiałaś zrozumieć.
My bardzo chętnie byśmy przychodzili do nich co dwa tygodnie, gdyby nie to, że pokazała, że mnie tam nie chce.
(...)
Bo zwyczajnie teraz zamiast móc mnie zabrać do rodziny musi ciągle wybierać czy woli spędzić czas ze mną czy z nimi.
Dobrze zrozumiałem, że mieszkacie niedaleko jego rodziców?
Jakby matka założyła pokutny wór, przyszła do ciebie na kolanach, umyła ci stopy, wyznała grzechy, pokazała, że rozumie gdzie popełniła błędy, wykazała mocne postanowienie poprawy, to wtedy odwiedzalibyście rodziców tego nieszczęśnika nawet co dwa tygodnie?
Twoja łaskawość jest równie wielka jak łatwość zawierania kompromisów.
Chciałabym, żeby przyznała się do błędu, zrozumiała że nie ma syna już na wyłączność i nie powinna tego oczekiwać.
Ale co, jeśli ona żadnego swojego błędu nie widzi? Ona ma swoją rację, a Ty swoją - i kto ma tutaj rację?
Spróbuj spojrzeć z tej drugiej strony, jeśli obie chcecie tego samego, czyli dobra tego chłopaka, możecie się dogadać. Jeśli natomiast każda z was będzie chciała udowodnić tej drugiej, że się myli, zawsze będziecie po drugiej stronie.
102 2018-11-30 21:29:36 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-11-30 21:33:31)
No cóż. Moja łaskawość zawierania kompromisów jest równie wielka jak łaskawość jego mamy do pozwolenia dorosłemu synowi mieć kobietę i żyć swoim życiem.
Ja się już dogadałam. Nie musimy się kontaktować i nie mam problemów, żeby chłopak się kontaktował o ile ten kontakt nie będzie oznaczał wiecznych fochów, szantażu i wtrącania się. Chyba wiele nie wymagam skoro większość rodziców potrafi to dać swoim dzieciom.
Jak my wyciągamy rękę a ona woli focha mieć nadal to nic nie poradzę.
Jak my wyciągamy rękę a ona woli focha mieć nadal to nic nie poradzę.
Co to znaczy 'wyciągamy rękę'? Masz na myśli te sms-y 'wyjaśniające' temat świąt?
Ma znajomych, do rodziców jeździ, na święta namawiał mnie żebym się zgodziła, żeby spędził je u mnie.
Dlaczego musiał Cię namawiać, żebyś się zgodziła? Podobno jesteście razem i poważnie się traktujecie - w takiej sytuacji nie było to oczywiste?
Jak my wyciągamy rękę a ona woli focha mieć nadal to nic nie poradzę.
A w jaki sposób wyciągacie rękę do niej?
W taki:
Chłopak próbował już z nią rozmawiać i tłumaczyć, że bardzo nas oboje, nie tylko mnie, zraniła swoim zachowaniem. Niestety nie przyniosło to żadnych efektów, ona nie czuje się winna niczemu. Dlatego też ja się nie fatyguję na taką rozmowę, bo wiem, że ona sobie niczego nie ma do zarzucenia. Czekam od dawna na jakikolwiek znak, że może sobie coś przemyślała i wtedy faktycznie porozmawiamy. Ale taki się nie pojawia i ona nie wykazuje żadnych chęci.
Masz do niej pretensje a zachowujesz się w taki sam sposób jak ona - nie widzisz tego?
105 2018-11-30 21:49:54 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-11-30 21:52:04)
No wiem, że lepiej byłoby jechać i błagać o pozwolenie na spędzenie świąt tak jak sobie zaplanowaliśmy.
Namawiał mnie na spędzenie razem świąt, bo wiedziałam że jego mama się obrazi i nie chciałam tego.
No cóż. Moja łaskawość zawierania kompromisów jest równie wielka jak łaskawość jego mamy do pozwolenia dorosłemu synowi mieć kobietę i żyć swoim życiem.
Spróbuj spojrzeć na to tak:
Ty zawdzięczasz jej tego super gościa, z którym żyjesz.
Ona zawdzięcza ci....
niewiele
Choćby przez to powinnaś zrobić o jeden krok więcej od niej żeby było dobrze.
O szacunku do starszych nie będę pisał
Mendre, Twoja postawa trąci postawą Kalego i z każdym kolejnym postem coraz bardziej bije to po oczach.
To co pisze Olinka idealne.Całe 100postów w jednym.
Ja już mówiłam, że nie jechać i błagać tylko jechać i porozmawiać. Wyjaśnić. Dogadać się.
Naprawdę nie widzisz, że dla niej trudną sytuacją mogą być święta bez syna?
Chłopak stwierdził, że nie będzie nawet dzwonił jeśli ona ma focha i nie wykazuje chęci porozmawiania, bo nie chce doprowadzić do sytuacji, kiedy jak to powiedział "nauczy się, że foch działa". Zna ją lepiej, więc nie wnikam.
Widzisz, problem w tym, że przeciętna dziewczyna i pewnie z 90% nas tutaj motywowałaby chłopaka, żeby się z własną matką pogodził i dążyła do wspólnego porozumienia zamiast utrwalać w nim to, żeby z nią nie gadać.
Pomijając już fakt tego, że przeciętna dziewczyna do takiej sytuacji by nie doprowadziła. Widzisz, wina zawsze jest po obu stronach. Zawsze.
Więc może pora, żebyś przyznała sama przed sobą (przed nami nie musisz), co takiego się stało, że matka chłopaka za Tobą nie przepada.
Bo osobiście bardzo wątpię w to, że nie lubi Cię tak po prostu. Musi być w tym coś więcej. Ale to wiesz Ty i ona.
Przeciętna mama do takiej sytuacji również by nie doprowadziła. A wiem to, bo rozmawiałam z kilkoma przeciętnymi mamami, niektóre z nich były nawet w bardzo podobnej sytuacji jak matka mojego chłopaka. I zawsze słyszałam, że ona zachowuje się niepoważnie tak biadoląc za synem, który jak by nie było swoje lata już ma.
A i owszem, byłam też przeciętną dziewczyną, która wysyłała go do mamusi na herbatkę, kiedy ta się obraziła kolejny raz. I co z tego? Był, pogadał, wyjaśnił. Nie raz. Nie zmieniło się nic. Straciłam cierpliwość do tłumaczenia po dobroci.
Mendre, prawda jest taka, że Ty nam przedstawiasz swoją wersję, a ta wydaje się bardzo stronnicza. Aby mieć jasność sytuacji, trzeba byłoby wysłuchać również argumentów mamy chłopaka. Takiej możliwości niestety nie mamy, a Ty wyjątkowo bronisz się przed rozmową i konfrontacją z rzeczywistością, więc raczej ich nie poznamy. W każdym razie ja również nie wierzę, o czym zresztą już wspomniałam, że jej niechęć wzięła się z niczego, choć przecież na początku podobno bardzo Cię lubiła.
Może ona po prostu wyczuła, że chłopaka, a jej syna, nastawiasz przeciwko niej, sterujesz nim, izolujesz go. Przecież nawet w tym wątku pojawiły się stwierdzenia, z których jasno wynikało, że masz do niego pretensje, że zamiast pojechać, coś tam załatwić i zaraz wrócić, to spędzał z matką trzy godziny. Podobnie było wtedy, gdy zdecydował, że pojedzie do domu wówczas, gdy mama w nim będzie. O, albo wyrzuty o te dwie godziny, które jej poświęcił, gdy Ty przez kilka dni leżałaś w łóżku chora.
Moim zdaniem, nawet jeśli ona taka jest, czego nie wykluczam, Ty również chcesz mieć chłopaka na własność, a tylko ubierasz to wszystko w ładne słówka, że on chce tego samego co Ty, że z Tobą jest bardzo szczęśliwy, że jemu mamina troska wadzi. A może on myśli zupełnie inaczej, ale nie ma odwagi mówić o tym głośno? Wzięłaś to w ogóle pod uwagę?
Lady Loka, masz całkowitą rację i widzisz w obecnej sytuacji Autorki coś ponad czubek jej nosa.
O ile istnieje dla Was Mendre jakakolwiek wspólna przyszłość - a przecież z założenia taka ma nadejść - bo jak sama piszesz, jesteście parą wyjątkowo szczęśliwą, zgodną i dobraną. To za kilka (naście) lat okaże się, że ta koszmarna, wiecznie ufoszona baba, jest babcią Twojego - Waszego wspólnego dziecka.
Wyobrażam sobie jak mówisz - nie synku, babcia nie może przyjść na Twoje urodziny / święta/ komunię - bo kiedyś była dla mamusi niegrzeczna.
Twój partner jest osobą, która będzie Was obie łączyła do końca jej życia. Czy na pewno zdajesz sobie z tego sprawę ? Z jego mamą będą Cię łączyły również Wasze wspólne dzieci.
Ze zdumieniem czytam, że nawet nie przechodzi Ci przez myśl, żeby nie eskalować nadal tego konfliktu - niezależnie od jego genezy.
Zastanawiam się, po co w ogóle założyłaś ten wątek, gdzie w przypływie szczerości w pierwszym poście napisałaś o swojej sytuacji, a później przez kolejne 3 strony każdą, ale to absolutnie każdą wypowiedź odbijasz od siebie jak piłki w grze w tenisa.
Nikt, kto wypowiada się w Twoim wątku - nie ma racji, nie zna sprawy, nie rozumie sytuacji ... wyciągnęłaś w ogóle jakieś wartości z tego tematu ?
Czy chcesz tylko publiki, w stosunku do której będziesz mogła głosić jaka jesteś w tym układzie idealna, a niedoszła teściowa głupia i podła ?
Jeśli setki wypowiedzi tutaj mówi Ci, żebyś zastanowiła się nad wszystkim. Że nawet pozorna zgoda i wyciągnięcie ręki będzie lepsze niż zaognianie wydumanego konfliktu. Że może Ci to przynieść korzyść na całe Twoje wspólne życie z Twoim chłopakiem - to warto jest to przemyśleć.
Mnie od początku zastanawia również tytuł wątku i wymowne "ja z wyrzutami sumienia". Niestety z treści kolejnych postów żadnych wyrzutów nie da się wyczytać. Jest tylko "ja, ja, ja" - ta dobra i bezskutecznie tłumacząca, a po drugiej stronie wstrętna, sfochowana, ba, niedojrzała kobieta, która nieszczęśliwie jest matką Twojego chłopaka.
Olinka ja doslownie 15 minut temu szukałam tych wyrzutów sumienia:))
117 2018-12-01 01:34:27 Ostatnio edytowany przez student.zarzz (2018-12-01 01:46:51)
Relacje moich rodziców z dziewczyną zaczynały się podobnie, wysyłałem Ci link do tematu. Sugerowali żebym poznał kogoś w moim wieku, studentkę medycyny, w teorii dziewczyna mogłaby obrazić się na zawsze. Dobrze że tak nie zrobiła, trudno mi sobie wyobrazić skutki, byłoby to dla mnie bardzo trudne. Rodzice wyjaśnili że martwili się bo znalazłem dziewczynę krótko przed maturą i za dużo z nią rozmawiałem, nie znali jej i nie wiedzieli jakie ma zamiary (dziewczyna jest wyjątkowo atrakcyjna, oni tak jak ja nie wierzyli że taka może się mną zainteresować). W końcu porozmawialiśmy, podzieliliśmy obowiązki domowe i opłaty. Wygląda że tak pozostanie na dłużej, model wielopokoleniowej rodziny ma zalety, choć my nie wyobrażamy sobie mieć dzieci z wielu przyczyn. Myślimy jak zacząć działalność za rok i przy jakich zadaniach będzie można zaangażować rodziców. Pozornie to co piszę nie ma związku z tematem, ale moim celem jest pokazanie że współpraca jest możliwa, nawet jeśli początki były trudne.
edycja
Jeszcze jedno, Twój post zawiera tylko opis słów które mogły być nieprzyjemne, nie ma czynów. Znam sprawy spadkowe, majątkowe, karne, gdy konflikty stały się długotrwałe i obie strony doświadczały wzajemnie wielkich przykrości, wtedy rozwiązanie może być bardzo trudne albo wcale nie istnieć. Tutaj, jak widzę, były tylko słowa - nic czego nie dałoby się naprawić. Pani redaktor naczelna, Pani moderator, Lady Loka napisały najwięcej na ten temat, te wpisy są warte uwagi. Sosenek na pierwszej stronie krótko i treściwie.
Bo ja czytam Wasze posty, ale też dużo rozmawiam ze swoim chłopakiem. Przez ostatnie kilka dni szczególnie przeprowadziliśmy kilka wielogodzinnych rozmów na temat, co z tą sytuacją zrobić i z czego ona mogła wyniknąć.
1. Chłopak twierdzi, że jego mama zawsze wypowiadała się o mnie pozytywnie i bardzo chwaliła. Mi też się wydawało, że się lubimy. Oboje nie wiemy co się nagle stało oprócz tego, że jego rodzice od zawsze byli nadgorliwi i o ile ojciec sobie z tym poradził, o tyle mama widocznie nie. Przy czym jej awantury były głównie smsowe - oboje nas dziwią jej reakcje, bo o ile wiemy, że czasem w emocjach można coś palnąć, o tyle przy pisaniu sms ma się naprawdę sporo czasu na zastanowienie nad tym co napisać. Więc dochodzimy do wniosku, że świadomie to robiła.
2. Parę razy potem chłopak był wyjaśniać i prosić o inne zachowanie, przedstawił jasno, że bardzo nas, a szczególnie mnie uraziła, przyjmując mnie w tak zły sposób. Odpowiedziała tylko na jedną z przedstawionych jej sytuacji, że była zmęczona. Do reszty się nie odniosła. Po rozmowach nic się nie zmieniło. Wtedy jeszcze podchodziliśmy do tego bardzo łagodnie i chciałam, żeby chłopak właśnie rozmową to załatwił. Ba, nawet sama z nim przyjeżdżałam czasem, jego mama nie skorzystała z okazji żeby mi wyjaśnić dlaczego tak nieprzyjemnie mnie przyjęła w nowym mieście. Zamiast tego wolała narzekać na mojego chłopaka, mówić że ma ich za głupków (kiedy np. postanowił zrobić inaczej niż oni radzili i zwyczajnie tłumaczył, dlaczego), że ich poniża i między wierszami sugerować, że to moja wina.
3. Chłopak mówi, że teraz każda wiadomość od mamy jest atakująca, mimo ze on zwraca się do niej tak jak przez całe życie.
4. Doszliśmy do wniosku, że ja mogłabym wyciągnąć rękę. Mogłabym, ale dla niego jest to zupełnie zrozumiałe, że nie chcę. Bo wie, że nie zawiniłam temu jak jego mama mnie przyjęła. Wyjaśnienie w punkcie nr 1. Co za tym idzie, chce żeby jego mama zachowała się jak dorosła osoba i przyznała lub zrozumiała błąd. On przecież też wie, że nie chodzi o to, żeby zamieść brudy pod dywan i żeby mamie uszło to "na sucho". Może i jesteśmy młodzi, ale nam też należy się szacunek i zwykłe przepraszam za popełniony błąd. Bez tego się nie obejdzie i atmosfera nie zostanie oczyszczona. Jeżeli nie rozumie swojego błędu to nie ma o czym rozmawiać. Natomiast jeżeli rozumie, ale nie potrafi się do niego przyznać i dalej w to brnie to musi liczyć się z tym, że w ten sposób traci syna. Jej priorytety w tym przypadku są dla nas niezrozumiałe.
5. Chłopak również nie widzi, żeby jego mama podjęła jakiekolwiek kroki do wyjaśnienia sytuacji. Pytałam go nawet, czy jego mama próbowała kiedykolwiek zacząć sama temat, czy może szukała jakoś kontaktu ze mną. Nie.
6. To dla nas oczywiste, że jego mama powinna cieszyć się z mojej przeprowadzki do niego, bo to dało mu szczęście. Tymczasem nie ucieszyła się i sprawiła mu tym dużą przykrość.
7. Całość opiera się na tym, że my wiemy, że jego mama jest inteligentną kobietą i takich też decyzji od niej oczekujemy.
Powinna wiedzieć, że atak na mnie sprawia, że syn się od niej oddala. Robi to.
Powinna wiedzieć, że jeżeli syn ją o coś prosi a ona ignoruje prośbę i robi po swojemu, to syn się od niej oddala. Robi to.
Powinna wiedzieć, że żyjemy w innych czasach i nie może obrażać się o to, że on podejmuje decyzje inne niż jej złote rady rodem z zeszłego wieku typu: "jak nie jest tragicznie to nic nie zmieniaj", "bierz wszystko gorsze ale tańsze", "mieszkaj ze swoimi rodzicami do końca życia" i wieeele innych. Zwłaszcza, że bardzo często jej tłumaczył tę różnicę pokoleń.
Powinna wiedzieć, że ciągłe smsowe ataki prowadzą tylko do ostrzenia konfliktu.
Powinna wiedzieć, że z nimi spędził 20 kilka świąt i jest to odpowiedni moment na wyfrunięcie z gniazda.
I jeszcze wiele innych rzeczy powinna wiedzieć i my myślimy, że wie, tylko po prostu koniecznie chce postawić na swoim i być ważniejsza ode mnie. To naprawdę inteligentna kobieta.
8. Chłopak nie dziwi mi się również, że po tym czasie i braku zmian już mnie to po prostu mocno denerwuje. Jego też mama wykańcza.
9. On oczekuje poważnego traktowania, jak dorosłego człowieka. Człowieka, który podejmuje własne decyzje. Jeśli potrzebuje pomocy lub rady to o nią poprosi. Jeżeli decyduje w jaki sposób spędzi święta to decyduje o tym samodzielnie, bez pytania czy na pewno mamie nie będzie przykro, bo "ja będę szczęśliwy spędzając tak święta, ona też powinna cieszyć się z mojego szczęścia". I przede wszystkim oczekuje akceptacji swojej partnerki.
10. Ostatecznie wyszło na to, że pogląd na rozwiązanie sytuacji mamy taki sam. Jego mama rozpoczęła konflikt i to ona powinna go zakończyć, a póki się na to nie zdobędzie to po prostu musi ponosić naturalne konsekwencje wywołania tego konfliktu. Bo nie chcemy jego mamy traktować jak dziecka, które nie rozumie ciągu przyczynowo-skutkowego. Rozumie. Kwestia, czy chce. Ja się niepotrzebnie dałam wciągnąć w ten wir, straciłam cierpliwość i też się nakręciłam w końcu. Też zrobiłam sporo rzeczy źle. Ale od początku się do nich chłopakowi przyznaję. Może po prostu bałam się, że faktycznie jego mama nabruździ nam tak, że się rozstaniemy. Ale po dzisiejszej rozmowie wiem, że my się nie rozstaniemy i jego mama szkodzi najbardziej sobie.
Cóż, jeśli oboje czujecie, że pora mamę zreformować to tak zróbcie.
Na początku cię skrytykowałam, ale jak opisałaś bardziej szczegółowo sytuację to tak myślę, że sama mam taką ciotkę despotkę, która myśli że cały świat krązy wokół niej, tylko ona ma racje i do tego potrafi kogoś obrazić myśląc, że pozostanie bezkarna. Tylko od niej padają gorsze obelgi typu "jesteś nieudacznikiem" itp.
Nadal utrzymuję, że mama twojego chłopaka nie napisała nic ekstremalnie obraźliwego, ale jak się okazuje to nie jedyna szpila, ktorą wbija.
Coż, pozostaje wam być uprzejemym dla niej ale konsekwentym w swych decyzjach.
Myślę, że warto aby twój chłopak powiedział "wiesz mamo, myślę, że może powinnaś zadzownić pogadać z grażynką o tej sytuacji"
Oczywiście, że jego mama nie napisała nic bardzo obraźliwego. Nie wyzywa mnie jawnie, nic z tych rzeczy. Po prostu ciągle podważa moją ważność w życiu chłopaka, nawet pozornie małymi sytuacjami/słówkami.
Tak właśnie próbowaliśmy robić i nadal próbujemy, teraz jedynie bardziej ograniczając kontakt. Nie mamy zamiaru się kłócić. Wiemy, że ona jest w stanie zrozumieć swoje błędy o ile będzie chciała, nie trzeba jej tłumaczyć co robi źle. Na ten moment chyba po prostu nie chce.
Rozmawialiśmy z chłopakiem o takim rozwiązaniu, co gdyby ona do mnie zadzwoniła pogadać. I stwierdziliśmy, że póki ona nie jest w stanie przed nim przyznać, że cokolwiek robi źle i nawet jego przeprosić i nadal zachowuje się tak samo, to rozmowa ze mną tym bardziej nie przyniesie żadnych rezultatów. Bo po prostu jego mama chyba ciągle liczy, że wszystko jej przepuścimy bo jest mamą. I tyle.
121 2018-12-01 14:15:19 Ostatnio edytowany przez Wzl (2018-12-01 14:18:56)
Ba, nawet sama z nim przyjeżdżałam czasem, jego mama nie skorzystała z okazji żeby mi wyjaśnić dlaczego tak nieprzyjemnie mnie przyjęła w nowym mieście
Przyznam, że nie wszystko dokładnie czytałem ale nie mogę znaleźć co ona dokładnie ci zrobiła, że syn uznał, że nie może jej to ujść na sucho?
Doczytałem, że próbuje dawać rady o które nie prosicie, ocenia negatywnie wasze wybory i się dąsa. Gdzie ten atak na twoją osobę?
Doszliśmy do wniosku, że ja mogłabym wyciągnąć rękę. Mogłabym, ale dla niego jest to zupełnie zrozumiałe, że nie chcę
Myślę, że dla wszystkich czytających jest to oczywiste.
Przyznam, że nie wszystko dokładnie czytałem ale nie mogę znaleźć co ona dokładnie ci zrobiła, że syn uznał, że nie może jej to ujść na sucho?
Doczytałem, że próbuje dawać rady o które nie prosicie, ocenia negatywnie wasze wybory i się dąsa. Gdzie ten atak na twoją osobę?
Atak na moją osobę był taki, że jak się wprowadziłam to zamiast nas zaprosić do siebie, może zaoferować w czymś pomoc czy po prostu normalnie życzliwie rozmawiać, ona zaczęła się obrażać na wszystko - pierwszy raz w życiu. Po normalnej rozmowie telefonicznej, w której powiedział on tekst taki jak mówił zawsze, ona nagle się obraziła i zaczęła wypisywać parę dłuuuugich sms o tym jak to on ich poniża i na pewno robi to ze względu na mnie. Jak u nich byliśmy po rzeczy dzień po wprowadzeniu to też bardzo niemiłym tonem się do nas zwracała, prawie podnosiła głos. I przy każdej mojej wizycie była mało rozmowna/naburmuszona. Przy czym jak chłopak jechał sam to była normalna. Jasno zrozumiałam, że nie jestem tam mile widziana. Do tej pory jak tylko ma okazję to wykorzystuje, żeby pokazać że jej zdaniem nie jestem nikim szczególnym w jego życiu.
Jeśli wg. Ciebie jest to normalne zachowanie to możesz tu więcej nie komentować, bo mamy inne standardy w życiu, a Twoje mnie nie bardzo interesują.
"...i się dąsa"
Nic nowego nie dopisałaś.
Czyli to co wypisałem to wszystko co "ci" zrobiła?
No co za jędza...
124 2018-12-01 14:32:20 Ostatnio edytowany przez Mendre (2018-12-01 14:32:43)
No cóż, dobrze, że mój chłopak nie uważa, że takie traktowanie jego ukochanej jest w porządku.
125 2018-12-01 14:55:33 Ostatnio edytowany przez Wzl (2018-12-01 15:04:49)
Ja go doskonale rozumiem.
Na jego miejscu też bym tak uważał.
Nawiązując do tego jak cię "strasznie" potraktowała. Ja usłyszałem jak teściowa mówiła do mojej wtedy dziewczyny: "zasługujesz na kogoś lepszego z wyglądu i z charakteru ".
Mimo,że nigdy mnie nie przeprosiła całe życie jej pomagałem i byłem mediatorem pomiędzy nią a jej córką gdy się kłóciły. Zostałem też najlepszym z 3 zięciów.
Tylko, że ja kochałem swoją żonę bardziej niż swoje urażone ego.
Polecam czytać ze zrozumieniem.
No cóż, dobrze, że mój chłopak nie uważa, że takie traktowanie jego ukochanej jest w porządku.
Na razie.
Zobaczymy, ile wytrzyma.
Nie chcę być złym prorokiem, ale nie wróżę Wam czegoś a la "żyli długo i szczęśliwie".
To, co on robi (mam tu na myśli obecne relacje z matką, dokładniej przeciwstawienie się) nie wynika z jego wewnetrznej potrzeby. Robi to dla Ciebie, żeby Cię zadowolić. Dużo osób tak ma na początku związku. Ale klapki z oczu po jakimś czasie spadają.
Stojąc z boku bardzo wyraźnie widać, że jego mama i Ty jesteście do siebie bardzo podobne. Obie chcecie dyrygować i mieć ostatnie słowo. Żadna z Was nie ma oczywiście do tego prawa, ale matce to bardziej przystoi, bo jest matką i zawsze nią będzie. Ty jesteś tylko dziewczyną, którą zawsze można wymienić na inną. Myślę, że Cię to nie razi, bo sama bez trudu pożegnałabyś jego, gdyby nie spełniał Twoich oczekiwań.
Trochę wstyd i trochę wiocha. SZKODA mi tego gościa. No ale może klapki szybko z oczu mu spadną.
A Tobie też życzę szybkiego ogarnięcia się, bo nie stworzysz szczęśliwego związku manipulacjami i wymuszaniem, choćbyś nie wiem jak była w tym dobra.
Widzę, że bardzo łatwo przychodzi Wam wyrokowanie na temat tego, czy chłopakowi na mnie zależy na tyle żeby z własnej woli zadbał o to, żebym dobrze się czuła w nowym mieście, z nim . To bardzo ciekawe.
129 2018-12-01 15:25:08 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-12-01 15:27:27)
Widzę, że bardzo łatwo przychodzi Wam wyrokowanie na temat tego, czy chłopakowi na mnie zależy na tyle żeby z własnej woli zadbał o to, żebym dobrze się czuła w nowym mieście, z nim
. To bardzo ciekawe.
Tak, bardzo łatwo.
Bo to bardzo proste, wystarczy poczytać Twoje posty.
Sa tacy faceci, co się lubią podporządkowywać. Może taki Ci się trafił. A może bańka szczęścia pęknie za jakiś czas z wielkim hukiem.
Czas pokaże.
P.S. Ciekawe też jest to, do której części mojego posta się odniosłaś i w jaki sposób. To też wiele o Tobie mówi.
A może on faktycznie zaczął matkę inaczej traktować po Twoim przyjeździe i nagle atmosfera się przez to zmieniła?