W internetach już kawały krążą o wymaganiach dziewcząt przesiadujących na portalach, co to kawaler powinien mieć,
jaki to on powinien być, czym powinien się interesować, jak powinien wyglądać, co powinien robić, a co mógłby jeszcze przy okazji...
Takie egzemplarze od razu wrzucam na czarną listę i nawet nie wchodzę dalej na ich profil, bo to strata czasu jest mojego i jej,
ani ona dla mnie, ani ja dla niej, od razu wiadomo że nic z tego nie będzie, nawet jeśli jakoś przebrniemy przez pierwszą randkę.
Przechodzę więc dalej i szukam jakiejś bardziej odpowiedniej, która ma trochę skromniejsze wymagania i nieco bardziej realne oczekiwania,
bo ostatnie co mi jest teraz w życiu potrzebne, to roszczeniowa, nadęta i cały czas niezadowolona pancia, dla której wiecznie będę nie taki,
a jak tylko na chwilę przystanę zaczerpnąć oddechu pomiędzy spełnianiem kolejnych jej zachcianek, moje miejsce zajmie inny, nowszy model.
No więc... No więc jak już taką wstępnie mi pasującą pannę znajdę, to coś tam do niej piszę, najczęściej o jakichś bzdetach kompletnie bez znaczenia,
wtrącając jakiś żart, anegdotę czy wspomnienie (coś w stylu "a tak przy okazji, to właśnie sobie przypomniałem...") i obserwując pilnie jej reakcje.
To jest kluczowy moment, od którego teraz zależy czy do pierwszej randki w ogóle dojdzie. Jeśli uznam, że jest okej, przechodzę do kolejnego etapu
i teraz kombinuję jak tu od niej niby przy okazji wyciągnąć to co mnie akurat interesuje. Cały proces trwa około tygodnia i to jest dobry czas,
aby przygotować sobie grunt pod tą pierwszą randkę, na której oboje już mniej więcej wiecie czego możecie się po sobie spodziewać.
Będąc cierpliwym i wytrwałym, koncentrując się bardziej na jakości potencjalnej relacji, a nie na ilości zaliczonych randek,
oszczędzisz energię i czas, w którym być może mógłbyś poznać kogoś odpowiedniego, zamiast go marnować na znajomości, które nie rokują,
a to da się wyczuć niemal od razu, wystarczy umiejętnie poprowadzić "rozmowę kwalifikacyjną" z potencjalną kandydatką
i wbrew temu co będą starali się wpajać ci do głowy różnej maści samozwańczy eksperci od podrywu, to mityczne BYCIE SOBĄ jest bardzo ważne,
o ile nie najważniejsze, oczywiście jeśli szukasz partnerki na życie, a nie tylko materaca do dmuchania na miesiąc czy dwa, kwestia priorytetów.
Oczywiście nawet stosując się do powyższych wytycznych, nie ma absolutnie najmniejszych nawet procent gwarancji,
że z tą czy z tamtą ci wyjdzie i nie skończy się po tygodniu czy po pierwszej randce. Gwarancji nigdy mieć nie będziesz,
bo życie byłoby zbyt proste i strasznie nudne, gdyby tak od razu wszystko było wiadomo i podane na tacy pod sam nos.
Porażki zawsze będą się zdarzać i są to rzeczy nieuniknione, czasami wystarczy, że ktoś przyjdzie na randkę nie w humorze,
albo nie w takiej koszuli, albo dzień wcześniej pozna kogoś innego, albo sto dwadzieścia sześć tysięcy innych czynników
może mieć wpływ na przebieg oraz finał pierwszej randki i na większość z nich nie masz żadnego wpływu. Ale na niektóre masz.
Kiedyś miałem sytuację, że na pierwszą randkę wystroiłem się w eleganckie ciuchy, których zwykle nie noszę.
Na co dzień ubieram się mało elegancko, koszulka, dżinsy, obuwie sportowe, ewentualnie jakaś bluza na garba jak jest zimno.
Taki mam styl odkąd pamiętam. No ale w szafie wiszą też ciuchy na specjalne okazje, między innymi skórzana kurtka,
na którą wydałem połowę wypłaty, również skórzane i niewiele tańsze buty kupione specjalnie na wesele kolegi,
markowe koszule kupowane co roku na święta albo na sylwestra, jest nawet marynarka którą miałem w całym życiu raz na plecach.
No i poznałem pewną kobietę z którą bardzo fajnie się gadało, wszystko szło gładko i bez specjalnego wysiłku, pełen lajcik,
nawet chyba ona pierwsza zaproponowała spotkanie i nie wiem co mi w baniak odpaliło... wystroiłem się jak stróż w Boże Ciało.
Nawciągałem na siebie najlepsze szmaty, żeby zrobić na damie wrażenie, pojechałem na spotkanie i od razu coś mi nie grało,
gadka drętwa jakaś taka o niczym, entuzjazm z niej opadł ewidentnie z jakiegoś powodu, więc i mi się zaraz klimat udzielił,
posiedzieliśmy nad zimną kawą z godzinę, aż w końcu nie wytrzymałem i zapytałem wprost:
- No dobra, rozczarowana?
- Bo ja wiem... Chyba powinieneś unikać brązowego.
- Że koloru w sensie?
- Tak, koloru. W brązowym ci nie do twarzy.
- Mhm... W porządku, uznam to za dobry powód zakończenia spotkania i cóż, to by chyba było na tyle, he he
- Myślę że tak będzie najlepiej.
- Okej, tak czy siak miło było poznać.
- Mnie również, ale...
- Nic nie mów. I tak skłamiesz, a dla mnie to nie ma żadnego znaczenia.
- Okej, to możemy już iść.
Koniec.
Dziś mija ponad dwa lata od tamtego nieszczęsnego spotkania.
Ja już dawno jestem z kimś innym, ona chyba też, ale cały czas mamy siebie w znajomych na fejsbuku i czasem coś tam pogadamy.
Któregoś razu jej zapytałem czy wtedy naprawdę poszło o ten brązowy, a rzeczywiście byłem cały na brązowo, tylko spodnie dżinsy.
Napisała mi (podobno szczerze z ręką na sercu) że do dzisiaj się zastanawia co było nie tak i nie ma pojęcia, więc może być że faktycznie.
Dziś to już nie ma żadnego znaczenia, ale przyjmując że mówi prawdę i rzeczywiście powodem był brązowy w którym mi podobno nie do twarzy,
to być może gdybym wcześniej od niej wydobył takie informacje (jeszcze na etapie wstępnej selekcji na portalu) i ubrał się zwyczajnie,
a więc gdybym BYŁ SOBĄ zamiast cudować i odpierdzielać jakieś idiotyczne szopki, dziś dwa lata później, mieszkalibyśmy razem i planowali ślub.
Kto wie, mogłoby tak być, a mogło być inaczej, nieistotne. Istotne jest to, że nie ma co pajacować i starać się robić na siłę wrażenia,
bo to nigdy nie popłaca. Albo tak jak w moim przypadku polegniesz od razu, albo będziesz musiał już do końca udawać kogoś kim nie jesteś,
co prędzej czy później zacznie ci bokiem wychodzić i wtedy twoje dni w tym związku będą już policzone.
Podsumowując - internetowe randki jak najbardziej mają sens, jednak jeśli szukasz czegoś stałego i na poważnie, to niestety,
a może właśnie stety, musisz staranniej przebierać w ofertach i tym samym przygotować się na mniejszą skuteczność trafień.
Doprowadzić do randki, to jest żaden wyczyn, bo nawet ja (a żaden ze mnie Antonio Banderas) i w moim wieku (45 lat, ha ha)
poświęcając 2-3 wieczory w tygodniu, jestem w stanie ustawić 3-4 randki w jeden weekend, nie stosując żadnych wymyślnych tricków.
Tylko tu nie o bicie rekordów chodzi, a o wyłuskanie z tłumu atrakcyjnych dziewcząt tej jednej jedynej z którą chciałbym być,
a nie chciałbym być z dziewczyną, dla której atrakcyjny we mnie jest zestaw tanich sztuczek, którymi ją oczaruję na pierwszej randce.
Ty też tego nie chcesz, więc bądź cierpliwy i nie słuchaj tych co mówią, że bycie sobą się nie opłaca. Akurat to jedno zawsze się opłaca.
P.S.
Na jedną z moich pierwszych randek przyjechałem starym gratem i ... bez grosza przy dupie,
nie miałem przy sobie nawet 5zł na głupią colę jak się później okazało. Poważnie mówię, bez żartów.
Zabrałem dziewczynę na randkę zdezelowanym szrotem i musiała sama zapłacić za swoją colę,
bo dopiero przy kasie się zorientowałem, że nie wziąłem forsy z domu. Trzy godziny siedzieliśmy na plaży gadając o życiu i sącząc colę,
aż w końcu spadł deszcz, a ja oczywiście nic nie mam, żadnego parasola, żadnej kapoty, żeby chociaż dziewczynę przed deszczem osłonić,
samochód stoi dwa kilometry dalej na parkingu, no po prostu jedna wielka masakra. Chcesz wiedzieć co było dalej?
Dalej był ślub, osiem lat zgodnego małżeństwa i mój syn, największy skarb na świecie jaki mam. Właśnie to było dalej.
Po pierwszej randce jak z najgorszego koszmaru 