To jestem, postaram się nie smęcić za dużo.
Od ostatniego wpisu wiele się działo, zacznę od początku.
Prolog:
Pozew o rozwód dostałem jakoś końcem stycznia lub początkiem lutego - nie pamiętam - żyłem wtedy w "matrixie". List, w środku kartka, na kartce wezwanie do rozprawy 21 marca. W uzasadnieniu to co się spodziewałem - rozpad pożycia i takie tam bzdety. Wezwanie odebrałem w poniedziałek przed pracą. W pracy zwiecha cały dzień, a po pracy wkońcu to do mnie dotarło - koniec. Był to chyba jeden z naj*ujowszych dni w moim życiu - wtedy chyba tak ostatecznie dotarło do mnie, że to wszystko dzieje się naprawdę. Wróciłem do domu, była awantura - przebiegu nie pamiętam. Cały czas mieszkaliśmy razem. Co chwilę groźby ze strony żony, że mam wypiedalać z jej mieszkania, albo pytania czy ta cała sytuacja mnie bawi. - Owszem bawi odpowiadałem 
Mniej więcej kilka dni później siędzę w pracy i dzwoni telefon. odbieram - dzwoni żona kochasia mojej żony.
-Mrooz, muszę z tobą porozmawiac , nie wiem jak Ci to powiedzieć, może lepiej się spotkajmy.
Zaszywam się gdzieś w kącie firmy.
- no gadaj, powiedz o co chodzi
- Pewnie Ci się żona przyznała, ale jakoś mnie gryzie żeby Ci powiedzieć, wiesż, że oni sypiali ze sobą.
- ....
- T. się upił, a ja tak długo go męczyłam, aż się przyznał. Kręcą ze sobą od lutego. W lipcu pie*dolili się w HOTELU NA GODZINY, conajmniej 2 razy.
- Spotkajmy się dzisiaj wieczorem.
Coś we mnie pękło.
Spotaknie było dobre. Żona kochasia wycisneła z niego sporo. Podobno moja żonka, nawet go szantażowała, że jak się nie będzie z nią spotykał to wszystko wygada jego żonie. Że go zniszczy i takie tam...
Kolejne ciekawe pociągniecie pędzlem na portrecie mojej żonki
W tym momencie postanowiłem mojej żonie doje*bać. Zdecydowałem, że będę chciał ożekać o jej winie. Zbierałem siły - dowody - nagrania, wiadomości, świadków. - chciałem ją zwyczajnie zniszczyć - emocje wzieły górę...
Jednak po pewnym czasie pojawiła się kalkulacja. Zwykły rachunek zysków i strat. Co mi to da? Satysfakcję? - owszem. Poczucie sprawiedliwości - jaknajbardziej. Ale z drugiej strony przeciągająca się sprawa w sądzie, gra dziećmi, przysłowiowe pranie brudów. W tamtym momencie chyba jednak nie byłem na to gotowy. Emocje z czasem opadły - byłem zwyczajnie wykończony psychicznie, a przedewszystkim miałem na uwadze dzieci które jeszcze nie zdawały sobie sprawy z tego co je wkrótce czeka.
Część pierwsza - dzieci.
W chiwli gdy postanowiłem żeby to się jaknajszybciej skończyło przyszła ulga i spokój - zdałem sobie sprawę z tego, że w mojej sytuacji to będzie najlepsze rozwiązanie. Termin rozprawy się zbliżał a przede mną było jeszcze najtrudniejsze z zadań do wykonania - poinformowanie dzieci, że ich tata nie będzie już z nimi mieszkał. Było to dla mnie trudniejsze niż czekanie na rozprawę.
Postanowiłem, że się wyprowadzę 9 marca. Żona zabrała dzieci do dziadków a ja wtedy spakowałem wszyskie swoje rzeczy - wystarczył jeden kurs ibizą - nie było tego aż tak wiele. Umówiliśmy się, że tego samego dnia powiemy dzieciom.
- Dzieci musimy wam coś powiedzieć... tata nie będę już mieszkał z wami. Od dzisiaj będziecie mieszkać z mamą a tata będzie mieszał w xxxx. Będziecie do mnie przyjeżdzać wtedy i wtedy a ja was będę odwiedzał w każdą środę. Oboje bardzo was kochamy.
Reakcji dzieci brak - wątpię, żeby wtedy dotarło do nich co to wszystko oznacza, a ja cały czas martwiłem się, że stracę z nimi kontakt.
Na szczęście niepotrzebnie. Okazało się, że póki co, moja wyprowadzka i rozstanie z ich matką nie ma na nie większego wpływu. Starsza córka nadal się leni do nauki a młodsza (w pierwszej klasie) aż się pali do ksiązek. Nie zauważyłem żadnej zmiany na gorsze w ich zachowaniu. Dalej są uśmiechnięte, żyją szkołą, bawią się, szaleją - tryskają młodym życiem. Chętnie przyjeżdzają do mnie, razem się bawimy, wygłupiamy, robimy lekcje, rozmawiamy o sprawach ważnych i głupich. Niezmiernie mnie to cieszy. Czasem nawet nie chcą wracać do matki bo ona "nigdy się z nimi nie bawi". Od czasu do czasu tylko smutno się robi, że nie widzę ich na co dzień.
Część 2 - Ja.
Gdy nadzedł czas rozprawy czułem jedynie spokój. W przeciwieństwie do byłej żony przyszedłem bez adwokata. Też ją do tego namawiałem, ale jak to stwierdziła - ona nie umie się wypowiadać tak dobrze jak ja. W każdym razie rozprawa przebiegła tak jak się spodziewałem, czyli szybko, zwięźle i przyjemnie. Czysta formalność. Całość z ogłoszniem wyroku o ustaniu małżeństwa trwała może 15 minut. Wyszliśmy z sądu razem z byłą żoną i nawet pożartowaliśmy. Byłem wolny. Z dnia na dzień zaczynałem się czuć jak nowo narodzony. Minęło wszelkie napięcie, niepewność, strach, żal, złość. Mieszkam w swoim dużym domu rodzinnym na wsi (Jestem współwłaścicielem) - odremontowałem sobie piętro. Do pracy dojeżdzam szybciej niż wcześniej. Awansowałem i pomimo alimentów na brak kasy nie narzekam. Robię co chcę i kiedy chcę. W listopadzie pojechałem na wkacje do Afryki. W tym roku kupuję motocykl i planuję kolejne wakacje na Czarnym Lądzie. Czuję się szczęśliwy i spełnony a przedewszyskim wolny.
Częśc 3 - Ex.
O byłej nie myślę prawie wcale. Na początku zrobiłą raz awanturę, że dzieciaki wróciły ode mnie z ubrudzonymi ubraniami. Zaraz potem w dniu moich odwiedzin u córek nie zastałem ich w domu. Wtedy zadzwoniłęm do ex i zjechałem ją jak psa, chyba nigdy się na nikogo tak nie wydarłem - zwyczajnie puściły mi nerwy. Gdyby można było kogoś zabić przez telefon to byłaby to zbrodnia ze szczególnym okrucieństwem
. W każdym razie od tamtego czasu jest spokój.
Z tego co u niej słycachać mogę wnioskować tylko po "wyposażeniu" w mieszkaniu gdzie mieszka razem z dziećmi. Nie myszkuję po jej rzeczach, ale męski żel pod prysznic czy też paczka kondomów w łązience rzucały się w oczy. (Choziaż już ich tam nie ma). W oczy rzuca się też cała bateria otwartych butelek z alkoholem - wina, likiery i wódka - co tydzień z innym poziomem napełnienia. No coż - każdy sobie radzi jak może - dopóki dzieci chodzą uśmiechnięte, ubrane, najedzone i stopnie w szkole się zgadzają nie będę się niepokoił. Utrzymujemy kontakt na poiziomie neutralnym. Rozmawiamy o dzieciach. Jest "cześć" "trzymaj się" i "pa". Ale jeśli ona zaczyna robić jakieś fochy to ucinam je szybko i stanowczo.
Epilog:
Żyje mi się o wiele lepiej niż wcześniej, mam czas dla siebie, treningi, wyjazdy, czytanie, gry, majsterkowanie, pracę. Żyję tu i teraz. Z drugiej strony całą tą wolność oddałbym za normalne życie, pełne trudów, wyżeczeń i poświęceń, w rodzinie, z dziećmi, kochjącą wierną żoną... Nie tą - jakąś inną - w innym świecie... w innej rzeczywistości. Ale tak nie jest i nie będzie. Ale jak to mówią: jeśli życie daje ci cytryny zrób sobie lemoniadę 
Oto i koniec pieśni.