I podejrzewam, że wystarczyłaby jedna przygodna noc z inną kobietą, ... autorko to pobożne życzenie tak mi się wydaje. Problem w twoim zakochaniu się w kochanku ( tak kochanek) jest to że ty miałąś ,,jedynego" z którym nawiązałaś jak wcześniej przyznałaś płomienny romans który widział i odczuwał twój mąż który o ile miał sex to z kilkoma partnerkami bez sfery uczuciowej. U ciebie doszło do wytworzenia się uczucia ,,miłości" na poziomie fizycznej i psychicznej włącznie. Mąż odczuwał oddalenie się ciebie od niego gdyż to co powinien też otrzymywać dawałaś kochankowi ( zamiast całego jabłka otrzymywał tylko połowe a czasem nawet mniej). Mam wrażenie że nawet jak wymusisz ( tak bo to będziesz robiła) na mężu do starego układu odbije się albo odsunięciem się was małżonków od siebie, zaburzeniami psychicznymi męża które z pewnością nie zauważysz ( nie widziałaś co się dzieje z nim ) a następnie rozwodem. Wspomiałem wcześniej że taki układ byłby tylko możliwy gdybyś nie miała męża tylko 2 kochanków chyba że mąż nie kochałby cię wcale. NIE DA SIĘ KOCHAĆ uczciwie dwóch mężczyzn. Jaką funkcję miałby dalej pełnić w tym układzie mąż i po co byłby twoim mężem czyli mężczyzną numer jeden skoro to samo otrzymywał kochanek ! A może to co czujesz do męża tak naprawdę to przyzwyczajenie, poczucie bezpieczeństwa, opieki, wdzięczności a tak naprawdę nie dopuszczasz że kochasz jedynie kochanka dlatego tak przesz, marzysz by znowu było jak dawniej ? Pomyśl czy przestałaś marzyć o upojnych spotkaniach z innym, czy stał ci się obojętny, czy będziesz wstanie dalej żyć bez niego ? Teraz z mężem tak naprawdę Ci się nie układa, już nie ma tego co było na początku małżeństwa, twoje serce nie należy tylko do męża (nie zaprzeczaj) to czuje mąż a zadra nie zniknie do końca życia choć może mówić co innego w obawie o utracie ciebie (mężczyzna też ma uczucia).
P.S. czy rozważasz rozwód z mężem i po jakimś czasie wejście w związek z kochankiem i ex , wtenczas byliby na równych prawach o ile ty byłabyś ich kochać jednakowo bez faworyzacji ?
262 2021-09-01 23:35:00 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-09-01 23:35:23)
Gdzie tu faworyzacja kochanka jest?
W tym że mąż mówi "won" i gosc ma zniknąć?
Przypominam że cały układ jest inicjatywą męża.
263 2021-09-03 11:46:40 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2021-09-03 11:51:43)
Ciekawie czyta się Wasze odpowiedzi. Historia ta sama, a zupełnie przeciwne interpretacje, w zależności od sympatii i przekonań komentatora. Często to jak oceniają nas inni ludzie więcej mówi o nich niż o nas. Zadziwia mnie Wasza pewność co do moich uczuć i motywacji. Sama bym chciała ją mieć Niestety jednak życie nie jest jednowymiarowe. Powodów określonych zachowań jest wiele i w zależności od perspektywy różne z nich mogą wydawać się kluczowe.
czy rozważasz rozwód z mężem i po jakimś czasie wejście w związek z kochankiem i ex , wtenczas byliby na równych prawach o ile ty byłabyś ich kochać jednakowo bez faworyzacji ?
Ciekawe pytanie. Gdybyśmy mieli funkcjonować w związku we troje, to pewnie byłaby najbardziej uczciwa opcja. Bez hierarchii. Nawet podoba mi się taka wizja. Prawda jednak jest taka, że hierarchia w związku przeszkadzała (etycznie) wyłącznie mnie. Obaj panowie cenili sobie swoje role pierwszego i drugiego partnera. Mąż chciał i chce nadal czuć się najważniejszy, a S. jako jego wierny przyjaciel i mężczyzna generalnie unikający zobowiązań, doskonale odnalazł się w roli partnera dla mężatki.
NIE DA SIĘ KOCHAĆ uczciwie dwóch mężczyzn.
Co masz na myśli pisząc uczciwie? Jeśli równo, to zgoda. Miłości nigdy nie są równe, bo każdy człowiek jest inny i wiąże go z nami unikatowa więź. Ale zdecydowanie można kochać dwie osoby. I z pewnością można relacje między wszystkimi poukładać uczciwie (polecam zainteresowanym poczytać o związkach poliamorycznych). Nam jednak taka relacja, pomimo najszczerszych chęci, się niestety nie udała. Ale to już nie wina poliamorii jako takiej, a nas samych – nie byliśmy przygotowani. Otwierając związek nie omówiliśmy jego zasad. Jak się okazało, mąż chciał wyłącznie otwarcia seksualnego. Gdy pomiędzy mną a przyjacielem zrodziło się uczucie, improwizowaliśmy. W końcu mąż też pokochał inną, ale to okazało się przykrym i bolesnym doświadczeniem. Mąż nie chciał dalej ani szukać ani pozostawać w trójkącie. Mogliśmy się więc rozstać w tym momencie, ale nie chcieliśmy, przyjaciel też bardzo nie chciał naszego rozstania. Zależało nam i na małżeństwie i na przyjaźni. Uważamy, że i tak wyszliśmy bardzo dobrze z takiego przewrotu: jako małżonkowie i przyjaciele.
już nie ma tego co było na początku małżeństwa
A który związek po 10 latach się nie zmienia? Pewnie wam ciężko w to uwierzyć, bo wałkujemy tu głównie nasze perypetie wynikłe z trójkąta, ale ja i mój mąż to w dalszym ciągu wspaniałe małżeństwo, najlepsze jakie znam. Gdy ludzie na nas patrzą, nie mogą uwierzyć w nasz staż. Po rozstaniu z S. mieliśmy parę miesięcy kryzysu (nałożyło się na to kilka innych powodów: koronawirus, moja choroba, jego problemy w pracy i in.), podczas których zastanawialiśmy się oboje co z nami dalej będzie, ale przetrwaliśmy ten czas i jesteśmy znowu szczęśliwi. Powrót S. do naszego życia, jako przyjaciela, też pomógł, może po części zdjął nam z barków ciężar poczucia winy.
Do tego nasz seks po tych doświadczeniach stał się jeszcze lepszy - pełna wzajemna akceptacja swoich pragnień, otwarcie na siebie i partnera. Uważny wgląd we własne potrzeby.
Normalnyjestem, ludzie są i nie będą nigdy lepsi. Monogamia to nie tylko ta piękna komunia dusz i szczęście aż po grób. To też ciężka orka pełna poświęceń i szarzyzny, zdrady, rozwody, kłamstwa i samotność. Mamy od dzieciństwa wpojone programy jak wygląda pożądany model relacji pomiędzy kobietą i mężczyzną: rodzina nuklearna. Ale jeszcze jako łowcy-zbieracze żyliśmy w stadach o bardzo różnych zwyczajach miłosnych i relacyjnych. W naszym kręgu kulturowym utrwalił się model monogamiczny, ale nie każdy się w nim odnajduje. Normy obyczajowe coraz mniej nas krępują, więc mamy odwagę kwestionować stare porządki w imię wyboru własnej ścieżki.
Przez nasz otwarty związek byłam oceniana i stygmatyzowana nie raz i to często przez ludzi, którzy sami zachowują się skrajnie nieetycznie: np. mężczyzna z rodziny, o którym wiadomo, że za plecami żony utrzymuje nastoletnią kochankę. Nic nie pozostaje jak tylko gorzki śmiech.
Jaką funkcję miałby dalej pełnić w tym układzie mąż i po co byłby twoim mężem czyli mężczyzną numer jeden skoro to samo otrzymywał kochanek !
Hmm, zastanówmy się. Co miał kochanek: dostęp do mojego ciała i mojej duszy, ograniczony jednak względami czasowymi (spotykaliśmy się we dwoje wyłącznie gdy mąż był w pracy lub poza domem i pozwalał na to mój grafik). Co miał mąż: dostęp do mego ciała i duszy, wspólny dom, wspólne łóżko, noce i poranki. Poranną kawę i śniadanie, bliskość gdy jej potrzebował. Wypraną bieliznę. Wspólność ustawową małżeńską, a więc i prawo do połowy majątku mojej firmy, ulg podatkowych etc. Uposażenie z mej polisy na życie. Przyjaciółkę, która go wysłucha, pojedzie z nim na wycieczkę rowerową, pieszą wędrówkę po górach lub spędzi spontanicznie noc na plaży. Wspólne święta, walentynki, randki na mieście. Żonę w seksownej sukience, za którą oglądają się mężczyźni, podniecając męża ego. Seks w trójkącie z przyjacielem, gdy tego zapragnął (a pragnął mocno, przynajmniej na początku). No i prawo do seksu poza małżeństwem (co zresztą było główną przyczyną otwarcia relacji). Myślę, że aż taki skrzywdzony przez los nie był.
zamiast całego jabłka otrzymywał tylko połowę a czasem nawet mniej
Kobieta porównana do jabłka/tortu odc. 929828. Wg mnie każde partnerów jest autonomiczną jednostką odpowiedzialną przede wszystkim za siebie i własne szczęście. Moją rolą życiową nie jest wyłącznie dbanie o dobrostan partnera przez otaczanie go swoją niepodzielną i wszechobecną uwagą. Ze swej strony robię najwięcej ile mogę, żeby nasze małżeństwo było szczęśliwe. Używając Twojego porównania, lepiej mieć połowę jabłka niż cały obumarły sad.
Gdzie tu faworyzacja kochanka jest?
No właśnie…
wykorzystaliście znajomego do ratowania waszego małżeństwa
Porzuciliśmy go dla ratowania małżeństwa, tu się zgodzę. Ale na pewno nie weszliśmy z nim w relację w żadnym egoistycznym i wyrachowanym celu. Sam składał nam od dłuższego czasu mniej lub bardziej zawoalowanie propozycje. Seks był fantastyczny, z czasem pokochaliśmy się z wzajemnością i naprawdę wierzyliśmy, że uda nam się zbudować związek we troje. Żałuję, że się nie udało.
czemu dajesz mężowi aż taką władzę nad sobą?
Co masz na myśli? Chodzi o to dlaczego dla ratowania małżeństwa rozstałam się z mężczyzną, którego kocham? Czy o coś innego?
Pewność to przywilej ludzi stojących z boku. Naprawdę bardzo mnie ciekawi jakie etyczne rozwiązanie zaproponowalibyście całej trójce.
264 2021-09-04 16:01:41 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-09-04 16:02:50)
To nie jest pewność siebie, tylko obserwacja, obarczona błędem takim że jest na podstawie tylko tego co sama napisałaś.
Bo Was nie znamy.
Nie ma sensu proponować etycznego rozwiązania, bo na ten moment go nie będzie A i tak będzie to, co zaproponuje mąż. Bo on tu rządzi.
W klasycznym kryzysie jakim się znaleźliście jakiś czas temu, on miałby kochankę, A Ty akceptowalabys otwarty związek albo się z nim rozwiodla.
Ale Twój mąż by na związek otwarty nie poszedł, bo wtedy straciłby kontrolę nad Tobą.
Wymyślił więc Trójkąt, bo wydawało mi się że w ten sposób zachowa kontrolę.
Jednak drodze się zawiódł gdyż Ty i przyjaciel Weszliscie w związek emocjonalny.
On nie wydaje mi się zdolny do nawiązania bliskich więzi, więc czuję się zagubiony, troszkę tylko, bo wie że ma żonę, co pomoże mu wrócić na właściwe tory, mozna jej to na głowę zrzucić. .
Elu, a czy masz sama jakies doswiadczenia z otwartym zwiazkiem, ze jestes tak pewna tego, kto co tu czuje i z jakiego powodu robi to czy tamto?
Bo ja mysle, ze bez jakiegokolwiek wlasnego doswiadczenia chocby z troche luzniejsza forma zwiazku (oczywiscie za obopolnym porozumieniem) brakuje pewnego kata widzenia.
266 2021-10-03 20:38:04 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-10-03 20:43:54)
Możliwe Marajko. Aczkolwiek tu nie chodzi o moje doświadczenia w otwartych związkach A raczej o interpretację relacji pomiędzy poszczególnymi osobami.
Chyba że uważasz że jest jakaś przestrzeń wspólną którą kształtuje ich wszystkich z góry jakby, a nie oni ten układ.
Szczerze to nie widzę tu takiej wspólnoty. Widzę natomiast wiele poplątanych relacji jeden do 1.
Może doświadczenie kogoś kto w takim trójkącie był w sensie nie tylko seksualnym oczywiście ale związkowym by coś autorce więcej wniosło.
Dla mnie ta figura nie jest w sensie psychologicznym trójkątem ale rozgrywkami pomiędzy poszczególnymi osobnikami. Przynajmniej w sensie w jakim ja zrozumiałam ideę poliamorii.
I widać wysiłki uczestników od początku by tej figury nie utrzymywać tylko zamienić ją w czworokąt co się nie udaje.
Dlaczego: podzieliłam się swoimi wnioskami.
Może niepotrzebnie ale jak wspomniała autorka chyba w terapii podobną interpretacja wynikla. Jak rozumiem odrzucona.
W świecie fizyki trójkąty to mocne konstrukcje.
Poza wszystkim oni nie mają otwartego związku.
Bo otwiera i zamyka to tylko mąż. On ma kluczyki .Autorka sama nie może i nie chce bez zgody męża spotykać się z przyjacielem. Gdy mężów i aktualnie to nie pasuje.
Mąż nie musi jej zresztą pilnować bo ona leży u jego stóp.
Gdzie tu otwartość? Może mam wąski umysł. Ale nie widzę
.
.
Może niepotrzebnie ale jak wspomniała autorka chyba w terapii podobną interpretacja wynikla.
.
Niezupełnie. Mój terapeuta był dość konserwatywny i wyraźnie stawał po stronie mojego męża. Miał teorię na temat naszego (mojego i S.) silnego zaangażowania emocjonalnego w trójkąt - wnioskował, że być może traktujemy ten układ jako substytut rodziny, z uwagi na to, że oboje z pochodzimy z rozbitych domów. Ty zaś interpretujesz naszą relację jako: mąż tyran i ja potulna służebnica.
Związek był otwarty, ale po nieudanych doświadczeniach mąż oświadczył, że chce go na powrót zamknąć. Mogłam się nie zgodzić i się z nim rozwieść, ale nie chciałam tego, S. zresztą też. Co powinien Twoim zdaniem uczynić mąż, gdy poczuł, że się pomylił i otwarty związek go unieszczęśliwia? Milczeć i robić dobrą minę do złej gry? Odejść?
Ta sytuacja jest cholernie ciężka. Łatwo nas krytykować za błędy, trudniej wymyślić lepsze rozwiązanie.
Moim zdaniem to już nie da się tego poskładać. W pewnym momencie wszystko wymknęło się spod kontroli. Chyba powinnaś odciąć się od obu Panów i zacząć nowe życie. Widać, że ta relacja jest niszcząca dla wszystkich uczestników. Czasem lepiej odejść i zapomnieć. Nic nigdy nie będzie już takie jak kiedyś.
269 2021-10-04 19:52:47 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-10-04 19:56:38)
Jeśli zrobiłaś to czego chciał, to dlaczego nie jesteście szczęśliwi?
Jeśli nie chciałaś się z nim rozwieść to znaczy że to jest mężczyzna Twojego życia i nawet jak się tęskni za kochankiem to powinno minąć w świetle właściwej decyzji.
Nigdy bym się nie zgodził na taki albo inny układ . Seks tylko z Moją partnerką . Mnie dziwi to jak Twój facet zgodził się by obcy facet bo kolega to tez jak obcy na jego oczach robił to co robił . Nigdy w życiu nie mógł bym patrzeć a na bank bym nie wpadł na taki pomysł . No mam zasadę , że tylko jedna myszka i tylko dla mnie tak samo w drugą stronę . Nie mogę dać się komuś poczęstować kimś kim się delektuje . Nie wiem ale jak czujesz ze poplynełaś to tylko sama sobie możesz pomoc . Nam z boku łatwiej przychodzą pomysły ale na Twoim miejscu inaczej byśmy śpiewali .
Trochę mnie nie było a zostały mi zadane pytania i pewnie już nieaktualne. Bardzo ciekawy wątek i nie tuzinkowy. Jest takie powiedzenie : zastanów się co sobie życzysz. Autorko masz rację TAK jesteśmy zaprogramowani kulturowo i religijnie pewnymi wzorcami. Nie są one tak wzięte z ... ale wynikłe z lat doświadczeń. Czy można kochać wielu partnerów ? tak tylko jak wspomniałaś każdego inną miłością, oczekując od każdego czegoś innego ( łatanie braków w małżeństwie), czy więcej dostawał kochanek czy mąż od ciebie ? to przewrotne pytanie bo tak naprawdę to mąż powinien otrzymywać wszystko a ewentualnie kochanek uzupełniający męża powinien służyć jako żywy wibrator ( sory za takie zdanie ale tak to mniej więcej określają kochanki na innych portalach gdzie mąż się nie sprawdza). Co do monogamii TAK małżeństwo to nie tylko motyle, latanie nad ziemią ale w większości ciężka praca czasem bez efektów i mase ustępstw. Jak to śpiewał ś.p. Marek szczęśliwe są tylko chwile. Dużo można o twojej sytuacji (waszej) pisać lecz my tak naprawdę nawet w 1% nie znamy i nic o was nie wiemy a oceniamy i radzimy na podstawie własnych doświadczeń, obserwacji i przekonań. Jedno mnie ciekawi czy przetrwacie w małżeństwie czy powrócicie do ,,3" a może tak jak wspomniałem rozwód z m związek z k a po czasie gdy mąż znajdzie nową k żeniąc się stworzycie wspólnotę ?
272 2022-02-02 03:10:25 Ostatnio edytowany przez Iris245 (2022-02-02 03:12:14)
Podoba mi się uczciwość w Waszej nieszablonowej relacji, szczerze sobie mówicie o swoich potrzebach. W Tybecie Pan Dalajlama zalegalizował poliamorię, to tak w ramach ciekawostki. Natomiast jest coś o czym warto pamiętać. Monogamia wzięła się nie tylko by uregulować pewne społeczne ramy jak to, czyje jest dziecko, czyj dom itd. Wzięła się z tzw. "poczucia wyjątkowości", co ciekawie przedstawia przykład Michaliny Wisłockiej, która żyła w trójkącie z mężem i swoją przyjaciółką. Po pewnym czasie przyjaciółka się zbuntowała, uznała, że zasługuje na to, aby ktoś kochał tylko ją. Tego pragnęła także Michalina i tym sposobem trójkąt się rozpadł choć oczywiście ich relacja z pewnych osobliwych powodów była od samego początku wyraźnie nieudana, więc w kwestii szczegółów nie ma w ogóle co porównywać. Ale wracając do sedna, takie poczucie wyjątkowości, jakie poczuła ta przyjaciółka, według mnie jest piękne i podobnie, jak chęć adrenaliny, emocji, stanowi część ludzkiej natury, inaczej nie byłoby zazdrości i polemiki, a my nadal siedzielibyśmy przy lampach naftowych lub w jaskiniach. To poczucie prędzej czy później, z tego, co zdążyłam zaobserwować, wychodzi z danej osoby. Takie trójkątne, czy wielokątne relacje pomagają urozmaicić codzienność, dodać namiastkę pikanterii, ale warto mieć na uwadze, że z czasem "poczucie wyjątkowości" może wystrzelić jak z procy, jak w przypadku Wisłockiej.
Ogólnie związki poligamiczne są po prostu dla ludzi którzy potrafią sie w nich odnaleźc, w innym przypadku będą zawsze toksyczną relacją.
274 2023-03-22 21:46:44 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2023-03-22 22:07:38)
Jeśli zrobiłaś to czego chciał, to dlaczego nie jesteście szczęśliwi?
Nie byliśmy przez dłuższy czas, fakt. Pomimo rozstania z S., mąż miał dalej poczucie krzywdy, z każdym miesiącem większe. Pomogła dopiero (dzięki Gary) wizyta u prostytutki. Ja byłam już w takiej desperacji, że zgodziłabym się na wszystko, co tylko mogłoby pomóc. I nie żałuję. Mąż przestał się czuć niemęski, odzyskał utraconą pewność siebie i dziś nie możemy się nadziwić, że wystarczyło... coś takiego.
Po tym wszystko zaczęło wracać do normy. Oczywiście było dużo rozmów o nas, szczerego odsłonięcia prawdziwych twarzy i powolna akceptacja tego jacy jesteśmy naprawdę. Mąż stwierdził, że wcale nie potrzebuje innych kobiet do szczęścia. Był wychowywany w patriarchalnej rodzinie, w kulcie samca alfa, do którego na siłę próbował dorosnąć. Relacje poboczne przyniosły mu jednak dużo cierpienia, a wizyta u profesjonalistki upewniła, że i tak najlepiej w łóżku czuje się z żoną.
Ja natomiast przyznałam się, że dalej tęsknię za S., co mąż przyjął ze zrozumieniem. Powiedział, że nie chce nam zabraniać spotkań we dwoje, ale woli zasadę don't ask don't tell. Spotykamy się więc dalej: we dwoje, we troje lub oni we dwóch. Byli razem na tygodniowym wyjeździe, we troje pojechaliśmy na zagraniczne wakacje, a jesienią w góry. Tam mąż przyznał, że wróciła mu ochota na seks w trójkącie. Trochę się wahałam, nie chcąc znów siebie skrzywdzić, ale był pewien, że tego właśnie chce. No więc zrobiliśmy to i... cholera, po tej przerwie było doskonale. Żadnych też póki co skutków ubocznych.
Teraz znowu jesteśmy najbliższymi ludźmi na świecie, najlepszymi przyjaciółmi, a po tym kryzysie moje małżeństwo jest silniejsze niż kiedykolwiek. Nie mogę się nacieszyć, gdy patrzę teraz na męża, wreszcie znowu szczęśliwego i prawdziwego. Zmienił nawet pracę i w końcu zaczął robić to co lubi.
A co z S.? Przez cały ten czas czekał i jak mówi, był pewien, że się doczeka. Tindera usunął, bo podobno i tak randki tylko mu uświadamiały, że nie chce innej relacji.
może faktycznie coś w tym jest czego ja nie rozumiem ale się sprawdza bo najwyraźniej ciążycie ku takiemu układowi - dzięki za odzew, zastanawiałam się jak się Wam potoczy...
276 2023-03-22 22:56:17 Ostatnio edytowany przez Gary (2023-03-22 22:59:48)
Don't ask, don't tell --> tak właśnie powinno być.
Mąż powinien chodzić do prostytutek, aby stabilizować układ, nawet jak uważa, że z żoną ma najlepiej. Trudno trafić na fajną prostytutkę.
Mąż stwierdził, że wcale nie potrzebuje innych kobiet do szczęścia.
To brzmi jak zagrożenie. Jakby był z wizyty u prostytutki niezadwolony.
Zachwianie polega na tym, że w jego domyśle Ty i S macie super relację.
On nie ma dobrej relacji, bo nawet u prostytutki było źle (do czego się nie przyzna).
Aby u prostytutki było dobrze, to trzeba isć do wielu, różnych i aż dwoje ludzi będzie miało dobry seks przez wiele lat.
Bo to tak jakby ktoś powiedział "pójdę zjeść za pieniądze" i poszedł do pierwszego lepszego straganu z kiełbasą, a potem wraca do domu imówi że w domu najlepiej. Być moze trzeba iść do restauracji w hotelu, moze do restauracji rodzinnej, może do baru mlecznego, może do chinczyka, franzuza, włocha... Różne restauracje są.
Ko cóż, ja tu widzę jednego króla, wokół którego biega dwójka poddanych.
Neurozie Twojego męża podporządkowane jest Twoje życie.
Łaskawie pozwala Ci mieć kochanka poza trójkątem, na zasadzie dont ask, a sam robi wielki teatr wokół swojego pójścia do prostytutki.
Więc nie się u was nie zmieniło.
Kopnie Cię w tylek ten Twoj mąż, gdy znajdzie jakąś wybawicielkę.
Normalny egocentryk. Tylko że publiczność w osobie jednej oglupiałej żony to za mało, więc jest was dwójka. Dla mnie przykro się to czyta, serio.
Mąż powinien chodzić do prostytutek, aby stabilizować układ
Według mnie niczego nie „powinien” robić dla zasady. Niech skorzysta, jeśli znów tego zapragnie, dobrze jest mieć takie rozwiązanie w zanadrzu. Rzecz w tym, że na razie nie chce. Nasz seks jest świetny i mąż wyobrażał sobie, że z innymi kobietami też taki będzie i do tego jeszcze zaprawiony urokiem nowości. A tu się okazuje, że trzeba się najpierw zgrać, dotrzeć, dopasować. Samo „zaliczanie”, wbrew mitom w jakie wierzył, nie przyniosło mu spodziewanej satysfakcji. Mówi, że dopiero teraz prawdziwie docenił, to co ma i już nie myśli, że go jakieś nieziemskie rozkosze omijają. To młody facet, parę lat młodszy ode mnie, który ze mną de facto zaczynał swoje życie łóżkowe. Zazdrościł przyjacielowi bogatszych doświadczeń, ale teraz stwierdził, że jednak nie ma czego.
Powiesz pewnie, że to dlatego, że nie trafił na fajną dziewczynę, ale może jednak okazało się, że przygodny seks nie jest dla niego. Każdy człowiek jest inny, nawet mężczyzna Być może mierzysz go własną miarą i akurat jemu potrzeba czegoś nieco innego?
Kopnie Cię w tylek ten Twoj mąż, gdy znajdzie jakąś wybawicielkę.
Normalny egocentryk. Tylko że publiczność w osobie jednej oglupiałej żony to za mało, więc jest was dwójka. Dla mnie przykro się to czyta, serio.
Ela, to brzmi jakbyś znajdowała jakąś perwersyjną przyjemność w obrażaniu mojego męża i upokarzaniu mnie. To się dopiero przykro czyta. Czy ty naprawdę myślisz, że jestem głupia i nie widzę jego wad, czy krzywdy jaką nam wyrządził? Widzę, ale kocham go i wybaczam, sama mam własne wady, sama też wyrządziłam wiele krzywd, ale na tym właśnie dojrzała miłość polega. Kochać człowieka takim jaki jest, a nie porzucać go, gdy przestaje pasować do obrazka jaki nosimy w głowie. Widzę czekasz niecierpliwie aż mnie wreszcie porzuci dla innej. Jeśli tak będzie, dam sobie radę, bo jestem z naszej dwójki silniejsza i nie brak mi (w przeciwieństwie do niego) miłości własnej. Nie chcę tego jednak, bo jestem z nim szczęśliwa i cieszę się, że on znów też jest szczęśliwy ze mną, a przede wszystkim ze sobą. Bo tu jest pies pogrzebany.
279 2023-03-25 11:48:05 Ostatnio edytowany przez Gary (2023-03-25 11:48:59)
Gary napisał/a:Mąż powinien chodzić do prostytutek, aby stabilizować układ
Według mnie niczego nie „powinien” robić dla zasady.
Źle się wyraziłem. Wdaje mi się, że gdyby miał udany seks na boku, to wasz trójkąt byłby stabilny.
Niech skorzysta, jeśli znów tego zapragnie, dobrze jest mieć takie rozwiązanie w zanadrzu. Rzecz w tym, że na razie nie chce.
I to w Was może uderzyć.
Nasz seks jest świetny i mąż wyobrażał sobie, że z innymi kobietami też taki będzie i do tego jeszcze zaprawiony urokiem nowości. A tu się okazuje, że trzeba się najpierw zgrać, dotrzeć, dopasować. Samo „zaliczanie”, wbrew mitom w jakie wierzył, nie przyniosło mu spodziewanej satysfakcji.
Z prostytutką też trzeba się zgrać, im znajomość dłużej trwa, a seks jest udany, to tym jest lepiej. Ludzie są różni, z niektórymi nigdy nie będzie fajnego seksu. Wycofanie się męża z seksu naboku koncentruje wszystkie jego oczekiwania na Tobie. Jeśli Ty odwrócisz wzrok na S, to powstaną negatywne emocje, które jak sztylet wbiją się w Wasz trójkąt.
Mówi, że dopiero teraz prawdziwie docenił, to co ma i już nie myśli, że go jakieś nieziemskie rozkosze omijają. To młody facet, parę lat młodszy ode mnie, który ze mną de facto zaczynał swoje życie łóżkowe. Zazdrościł przyjacielowi bogatszych doświadczeń, ale teraz stwierdził, że jednak nie ma czego.
OK.
Powiesz pewnie, że to dlatego, że nie trafił na fajną dziewczynę,
Tak.
ale może jednak okazało się, że przygodny seks nie jest dla niego. Każdy człowiek jest inny, nawet mężczyzna
Być może mierzysz go własną miarą i akurat jemu potrzeba czegoś nieco innego?
To jest świetne. Pod jednym warunkiem -- będziecie sobie wierni. Żadnego seksu na boku, ani Ty ani on.
Mistrz mówił do kochanki: "Podstawową zasadą jest, że ja nie jestem twoim jedynym kochankiem."
Zatem jeśli Wasz trójkąt ma nie paść, to powinnaś mężowi powiedzieć: "NIe jestem twoją jedyną kochanką".
280 2023-03-25 14:21:19 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2023-03-25 14:27:17)
Ja naprawdę mam gdzieś jak się wam poukłada.
Może Ty jesteś szczęśliwa w spełnianiu jego pragnień właśnie.
Moze obejrzyj sobie na chłodno ten program w TVN i posłuchaj w jakim kontekście wypowiada się Twój mąż o całej sytuacji.
On jest jaki jest i tyle.
Może się jednak mylę i będzie przy Tobie forever, bo gdzie jeszcze znajdzie tak wierną kobietę, .
Nawet kochanka Ci akceptuje, jak krzyknie dość, to z nim zrywasz, byle nie urazić męża.
Nie na tym polegają trójkąty, że jeden kąt ważniejszy od dwóch innych
Więc racja, drugiej takiej jak Ty Katarzynka, nie znajdzie.
Mnie tylko razi, że stawiasz to za przykład poliamorycznej miłości bi jej tu nie widzę.
To jest klasyka i bawisz sie w ratowiczkę. Pewnie tego potrzebujesz
Ela210 napisał/a:Jeśli zrobiłaś to czego chciał, to dlaczego nie jesteście szczęśliwi?
Nie byliśmy przez dłuższy czas, fakt. Pomimo rozstania z S., mąż miał dalej poczucie krzywdy, z każdym miesiącem większe. Pomogła dopiero (dzięki Gary) wizyta u prostytutki. Ja byłam już w takiej desperacji, że zgodziłabym się na wszystko, co tylko mogłoby pomóc. I nie żałuję. Mąż przestał się czuć niemęski, odzyskał utraconą pewność siebie i dziś nie możemy się nadziwić, że wystarczyło... coś takiego.
Po tym wszystko zaczęło wracać do normy. Oczywiście było dużo rozmów o nas, szczerego odsłonięcia prawdziwych twarzy i powolna akceptacja tego jacy jesteśmy naprawdę. Mąż stwierdził, że wcale nie potrzebuje innych kobiet do szczęścia. Był wychowywany w patriarchalnej rodzinie, w kulcie samca alfa, do którego na siłę próbował dorosnąć. Relacje poboczne przyniosły mu jednak dużo cierpienia, a wizyta u profesjonalistki upewniła, że i tak najlepiej w łóżku czuje się z żoną.
Ja natomiast przyznałam się, że dalej tęsknię za S., co mąż przyjął ze zrozumieniem. Powiedział, że nie chce nam zabraniać spotkań we dwoje, ale woli zasadę don't ask don't tell. Spotykamy się więc dalej: we dwoje, we troje lub oni we dwóch. Byli razem na tygodniowym wyjeździe, we troje pojechaliśmy na zagraniczne wakacje, a jesienią w góry. Tam mąż przyznał, że wróciła mu ochota na seks w trójkącie. Trochę się wahałam, nie chcąc znów siebie skrzywdzić, ale był pewien, że tego właśnie chce. No więc zrobiliśmy to i... cholera, po tej przerwie było doskonale. Żadnych też póki co skutków ubocznych.
Teraz znowu jesteśmy najbliższymi ludźmi na świecie, najlepszymi przyjaciółmi, a po tym kryzysie moje małżeństwo jest silniejsze niż kiedykolwiek. Nie mogę się nacieszyć, gdy patrzę teraz na męża, wreszcie znowu szczęśliwego i prawdziwego. Zmienił nawet pracę i w końcu zaczął robić to co lubi.
A co z S.? Przez cały ten czas czekał i jak mówi, był pewien, że się doczeka. Tindera usunął, bo podobno i tak randki tylko mu uświadamiały, że nie chce innej relacji.
Samiec alfa co z radoscia patrzy jak mu ruchają żonę. Itak to kult alfa. Jak nic.
Yoga, medytacja, silownia uwielbiam czytac ksiazki i chodzic na dlugie spacery. To wszystko harmonizuje cialo umysl i dusze.
Na silke i spacery chodze z mezem, pozostale aktywnosci dziele z dusza
Wieczorami jak pogoda nie pozwala na aktywności fizyczne , gram sobie w gry komputerowe:
https://gamingdojo.net/
Yoga, medytacja, silownia uwielbiam czytac ksiazki i chodzic na dlugie spacery. To wszystko harmonizuje cialo umysl i dusze.
Na silke i spacery chodze z mezem, pozostale aktywnosci dziele z dusza
Wieczorami jak pogoda nie pozwala na aktywności fizyczne , gram sobie w gry komputerowe:
No kurna zajebiście
284 2025-08-01 02:02:26 Ostatnio edytowany przez Priscilla (2025-08-01 02:02:52)
jagczy napisał/a:Yoga, medytacja, silownia uwielbiam czytac ksiazki i chodzic na dlugie spacery. To wszystko harmonizuje cialo umysl i dusze.
Na silke i spacery chodze z mezem, pozostale aktywnosci dziele z dusza
Wieczorami jak pogoda nie pozwala na aktywności fizyczne , gram sobie w gry komputerowe:No kurna zajebiście
No nie?
Ale grunt to po spamersku i ze złotą łopatą w dłoni wstrzelić się w temat
Nie polecam zycia w trojkoncie poniewaz mozna zginac smiertelnie to jest bardzo ryzykowne
Przeczytałem niemal całą dyskusje (a przynajmniej posty autorki). Niesamowite, że wątek jest aktywny aż do dziś, a zaczął się przecież w 2018r.
Może Katarzynka88 jeszcze się wypowie, ciekawe co u niej.
Zrobię wyjątek po latach i się wypowiem. Wątek ten został założony jako idealny przykład nie tyle spełniania się w szerszym gronie co życia w taki sposób. Był próbą udowodnienia od forum aż po TVN, że jest to możliwe i się da. Istny pamiętnik.
No i co? Właśnie.
Temat stał się świetną laurką czym grożą tego typu relacje. Jak od czystej fizyczności można przejść do fascynacji i innego rodzaju miłości. Jak niebezpieczne może to być. Choć nie można wykluczyć, że pewne jednostki potrafią się w czymś takim odnaleźć i tak żyć wątek ten jest cennym pamiętnikiem żeby uważać.. że może czasem (jak w moim przypadku na przestrzeni lat) pewne fantazje powinny zostać tylko w sferze fantazji.
…
Odkąd zaczęliśmy razem sypiać, S. niemalże zamieszkał z nami (jest z innego miasta, ale częściej bywał u nas niż u siebie). Przez kolejne tygodnie poznaliśmy się bardziej, niż przez wcześniejsze parę lat. Wiecie jak to jest, na co dzień gada się zwykle o błahostkach, a po seksie… maski opadają. Wychodzą na wierzch głęboko skrywane tajemnice, tęsknoty, marzenia, lęki i słabości. Poznawałam jego przeszłość, historię która go ukształtowała i sprawiła, że zawsze trzymał gardę w relacjach międzyludzkich. Ciepło robiło mi się na sercu, gdy powtarzał nam, że w żadnym normalnym związku nie czuł tak szczęśliwy jak przy nas.I w końcu poczułam, że może i jemu zakochanie nie grozi, ale cholera, mnie chyba jednak tak. Im bliżej go poznawałam, tym mocniejsza stawała się więź między nami. Każde kolejne zbliżenie było coraz intensywniejsze. Ku przestrodze – seks jest potężnym i niebezpiecznym narzędziem. Chemia w mózgu w końcu zaczęła robić swoje, co w połączeniu z umacniającą się przyjaźnią dało bardzo niebezpieczną mieszankę. Pamiętam dobrze tę noc, gdy spał obok nas wtulony w moje ramię, i gdy po raz pierwszy to poczułam. Przeraziło mnie to naprawdę mocno.
Kolejne dwa tygodnie on spędzał w swoim mieście, a ja rozmyślałam. Gdy znów przyjechał do nas, od razu zasiadłam z nim do poważnej rozmowy. Powiedziałam, że się jednak do takiego trójkąta nie nadaję, nie potrafię oddzielić sfery seksu od emocji i że zaczynam się zakochiwać. Wtedy on zakłopotany przyznał, że chciał z nami porozmawiać o tym samym – od jakiegoś czasu myślał, że jak ostatni idiota zakochuje się w żonie przyjaciela. Bez sensu i bez wzajemności.
Gdy tylko mąż wrócił do domu, zaczęliśmy rozmawiać we troje. Ta rozmowa rozpoczęła dość burzliwy okres w naszej znajomości. Mąż początkowo wkurzył się na nas: bo otwarcie związku miało być tylko na poziomie fizycznym i skoro nie umiemy wykluczyć z tego emocji, to było nie zaczynać. Pojawiło się też mnóstwo innych wątpliwości, ważenia interesów, rozmyślań o przyszłości, długich rozmów. Czy to uczucie jest niebezpieczne? Czy nie osłabi mojej miłości do męża? Czy da się wrócić do punktu wyjścia? Czy chcemy w ogóle wracać? Próbowaliśmy nawet nie spotykać się z S., ale skończyło się na tym, że oboje okropnie za nim tęskniliśmy. To najbliższa osoba w naszym życiu. On też nie mógł bez nas wytrzymać – powiedział, że możemy już nigdy więcej z nim nie spać, bylebyśmy tylko nie skreślali go z naszego życia. Że niczego nie spierdoli, nie będzie próbował, że ta przyjaźń to najcenniejsze co ma w życiu. Więc próbowaliśmy wrócić na start, spotykaliśmy się z nim, ale już nie chodziliśmy z nim do łóżka.
Pomimo to, sam regularny kontakt z nim wystarczał, by uczucie rosło i nie dawało się zdławić. W końcu dotarło do mnie, że kocham go. I to w nietypowy sposób – bo wcale nie czułam motylków, nie patrzyłam na niego przez różowe okulary. Pokochałam go pomimo dostrzeganych wciąż wad. Zaakceptowałam go w pełni od początku do końca i mimo tej całej pokręconej sytuacji byłam pewna swoich uczuć. Paradoksalnie uspokoiłam się dzięki temu. Wcześniej bałam się, że jeśli pokocham S., to moje uczucie do męża ucierpi na tym. Osłabnie, zmarginalizuje się, może nawet zniknie. A tu nic z tych rzeczy. Ani przez moment nie zwątpiłam, że chcę z mężem być, że wciąż kocham go tak samo jak wcześniej. A nawet mocniej, za to że pozwolił nam zbudować coś tak niesamowitego.
W podobnym czasie S. przyznał się nam, że też czuje to samo. Był sam w szoku, bo nigdy wcześniej nie kochał nikogo, nie układało mu się w żadnym związku, a nagle zaczął odkrywać w sobie pokłady tych nieznanych uczuć z niesamowitą intensywnością. Mówił, że przy nas czuje się szczęśliwy jak nigdy z nikim. Nauczył się kochać i sam czuje się kochany.Było więc jasne, że miłość będzie trwała, jeżeli dalej będzie naszym przyjacielem. Co więc z tym począć? Zerwać kontakt zupełnie? Przez długi czas myślałam, że to najlepsze wyjście – też dla dobra S. Co bowiem możemy mu dać? Pozwalamy angażować się w coś, co przecież nie może mieć przyszłości. Nawet teraźniejszość ma tylko na pół gwizdka. O tym ani S., ani mój mąż nie chcieli nawet słyszeć. Mąż stwierdził, że nie chce stracić przyjaciela, że sam jest współwinny całej sytuacji i razem musimy znaleźć z niej jakieś wyjście. Zapytaliśmy S. czego on oczekuje. On stwierdził, że chce być przy nas tak długo, jak tylko mu pozwolimy. Jesteśmy dla niego najważniejsi, więc się dostosuje do naszej decyzji, ale sam najbardziej chciałby… być z nami. Zbudować związek we troje.
Rozmyślaliśmy nad tym i mąż nieoczekiwanie dla mnie przyznał, że w zasadzie nigdy nie czuł zazdrości o nas, a czasem jedynie zazdrość, że „kradnę mu” najlepszego przyjaciela. I ewentualnie o nasze szczęście, gdy widział jak cudownie się ze sobą czujemy, jak wspaniale się dogadujemy, jak doskonale bawiliśmy się ze sobą w łóżku. I nie chce nas unieszczęśliwiać zabierając to wszystko. Przyznał jednak, że chciałby też mieć podobnie, ale do tego musiałabym zmienić swoje podejście. Jak wspominałam, byłam straszną zazdrośnicą, więc wcześniej mocno strzegłam swojego „terytorium”.
W końcu jednak postanowiliśmy spróbować.Znów zaczęliśmy ze sobą sypiać, spotykać się regularnie i w zasadzie robić wspólnie wszystko to, co robią pary – tylko, że we troje. Na początku tego roku S. przeprowadził się do naszego miasta. Jeździmy razem na urlopy, chodzimy na randki, do kina, na kolację, tańce. Dzielimy się obowiązkami, opiekujemy się sobą w chorobie, kochamy się. Jesteśmy dla siebie bardzo ważni i chcemy dla siebie jak najlepiej.
Jednakże w zamian (tak Excop, oto Twoje „coś za coś”) zaczęliśmy też szukać „dziewczyny” dla mojego męża. Początkowo był we mnie jeszcze opór. Wyrzucałam mężowi, że być może zrobił wszystko z wyrachowania, że „wpakował” nam S. do łóżka, bym później czuła się w obowiązku się zgodzić na inne kobiety. Nagle jednak te wszystkie myśli wydały mi się śmieszne. Nasza miłość przetrwała taki emocjonalny huragan, więc może przetrwać wszystko. Zaczęłam zgłębiać lektury dotyczące poliamorii, otwartych związków, radzenia sobie z zazdrością.
Ostatecznie znalazła się wesoła blondynka z jego byłej pracy. Spotykamy się czasem w „podgrupach” – ja z S. na romantycznej kolacji, a mąż ze swoją „dziewczyną” na szybki numerek. Dobrze się dobrali, bo po prostu lubią seks, bez zbędnych ceregieli i nadmiaru czułości. Na razie taki układ wszystkich zadowala i może śmiesznie to zabrzmi, ale nawet polubiłam kochankę męża. Nie jest to co prawda materiał na wielką przyjaźń, ale czasami wyskoczymy gdzieś towarzysko we czwórkę.
Jak widać, trochę trwało, zanim się dotarliśmy i wymagało wielu kompromisów. W końcu jednak udało nam się poukładać naszą relację tak, by nikt nie czuł się pokrzywdzony. Ja mam dwóch mężczyzn, których kocham i przy których czuje się najszczęśliwsza na świecie. Jesteśmy do tego najlepszymi przyjaciółmi. W końcu uwolniłam się też od uczucia zazdrości, co naprawdę zbawiennie podziałało na mój stosunek do siebie i do męża.
Życie we troje jest z jednej strony łatwiejsze: dwa razy więcej rąk do pomocy, podwójne wsparcie, dużo dobrej zabawy, także w łóżku. Poza tym S. i mój mąż doskonale się uzupełniają, bo mają zupełnie odmienne charaktery. S. jest ugodowy i zawsze potrafi załagodzić spory pomiędzy mną i mężem. Są jednak także minusy: trudniej wypracować wspólne stanowisko. Nawet w takich błahostkach: co na obiad, gdzie na urlop. Do tego, może Panie zrozumieją, jak się spędza za dużo czasu w towarzystwie dwóch facetów, to naprawdę można mieć czasem dosyć. Meczyki, piwko, rubaszne żarty. Czasem naprawdę i mnie brakuje „czwartej” dla przeciwwagi. No ale niestety nie łatwo nam znaleźć tolerancyjną koleżankę. Dlatego też (i to kolejny z minusów), ukrywamy naszą relację przed większością znajomych i rodziny, bo niektóre reakcje bywają naprawdę przykre.
Ja i S. mamy po 30 lat, mąż jest od nas trochę młodszy.
Fajna relacja, jeżeli wszystkim to pasuje. Szkoda że nie ma zbyt wiele osób na tyle tolerancyjnych aby takie układy stwarzać częściej.
Katarzynka88 napisał/a:…
Odkąd zaczęliśmy razem sypiać, S. niemalże zamieszkał z nami (jest z innego miasta, ale częściej bywał u nas niż u siebie). Przez kolejne tygodnie poznaliśmy się bardziej, niż przez wcześniejsze parę lat. Wiecie jak to jest, na co dzień gada się zwykle o błahostkach, a po seksie… maski opadają. Wychodzą na wierzch głęboko skrywane tajemnice, tęsknoty, marzenia, lęki i słabości. Poznawałam jego przeszłość, historię która go ukształtowała i sprawiła, że zawsze trzymał gardę w relacjach międzyludzkich. Ciepło robiło mi się na sercu, gdy powtarzał nam, że w żadnym normalnym związku nie czuł tak szczęśliwy jak przy nas.I w końcu poczułam, że może i jemu zakochanie nie grozi, ale cholera, mnie chyba jednak tak. Im bliżej go poznawałam, tym mocniejsza stawała się więź między nami. Każde kolejne zbliżenie było coraz intensywniejsze. Ku przestrodze – seks jest potężnym i niebezpiecznym narzędziem. Chemia w mózgu w końcu zaczęła robić swoje, co w połączeniu z umacniającą się przyjaźnią dało bardzo niebezpieczną mieszankę. Pamiętam dobrze tę noc, gdy spał obok nas wtulony w moje ramię, i gdy po raz pierwszy to poczułam. Przeraziło mnie to naprawdę mocno.
Kolejne dwa tygodnie on spędzał w swoim mieście, a ja rozmyślałam. Gdy znów przyjechał do nas, od razu zasiadłam z nim do poważnej rozmowy. Powiedziałam, że się jednak do takiego trójkąta nie nadaję, nie potrafię oddzielić sfery seksu od emocji i że zaczynam się zakochiwać. Wtedy on zakłopotany przyznał, że chciał z nami porozmawiać o tym samym – od jakiegoś czasu myślał, że jak ostatni idiota zakochuje się w żonie przyjaciela. Bez sensu i bez wzajemności.
Gdy tylko mąż wrócił do domu, zaczęliśmy rozmawiać we troje. Ta rozmowa rozpoczęła dość burzliwy okres w naszej znajomości. Mąż początkowo wkurzył się na nas: bo otwarcie związku miało być tylko na poziomie fizycznym i skoro nie umiemy wykluczyć z tego emocji, to było nie zaczynać. Pojawiło się też mnóstwo innych wątpliwości, ważenia interesów, rozmyślań o przyszłości, długich rozmów. Czy to uczucie jest niebezpieczne? Czy nie osłabi mojej miłości do męża? Czy da się wrócić do punktu wyjścia? Czy chcemy w ogóle wracać? Próbowaliśmy nawet nie spotykać się z S., ale skończyło się na tym, że oboje okropnie za nim tęskniliśmy. To najbliższa osoba w naszym życiu. On też nie mógł bez nas wytrzymać – powiedział, że możemy już nigdy więcej z nim nie spać, bylebyśmy tylko nie skreślali go z naszego życia. Że niczego nie spierdoli, nie będzie próbował, że ta przyjaźń to najcenniejsze co ma w życiu. Więc próbowaliśmy wrócić na start, spotykaliśmy się z nim, ale już nie chodziliśmy z nim do łóżka.
Pomimo to, sam regularny kontakt z nim wystarczał, by uczucie rosło i nie dawało się zdławić. W końcu dotarło do mnie, że kocham go. I to w nietypowy sposób – bo wcale nie czułam motylków, nie patrzyłam na niego przez różowe okulary. Pokochałam go pomimo dostrzeganych wciąż wad. Zaakceptowałam go w pełni od początku do końca i mimo tej całej pokręconej sytuacji byłam pewna swoich uczuć. Paradoksalnie uspokoiłam się dzięki temu. Wcześniej bałam się, że jeśli pokocham S., to moje uczucie do męża ucierpi na tym. Osłabnie, zmarginalizuje się, może nawet zniknie. A tu nic z tych rzeczy. Ani przez moment nie zwątpiłam, że chcę z mężem być, że wciąż kocham go tak samo jak wcześniej. A nawet mocniej, za to że pozwolił nam zbudować coś tak niesamowitego.
W podobnym czasie S. przyznał się nam, że też czuje to samo. Był sam w szoku, bo nigdy wcześniej nie kochał nikogo, nie układało mu się w żadnym związku, a nagle zaczął odkrywać w sobie pokłady tych nieznanych uczuć z niesamowitą intensywnością. Mówił, że przy nas czuje się szczęśliwy jak nigdy z nikim. Nauczył się kochać i sam czuje się kochany.Było więc jasne, że miłość będzie trwała, jeżeli dalej będzie naszym przyjacielem. Co więc z tym począć? Zerwać kontakt zupełnie? Przez długi czas myślałam, że to najlepsze wyjście – też dla dobra S. Co bowiem możemy mu dać? Pozwalamy angażować się w coś, co przecież nie może mieć przyszłości. Nawet teraźniejszość ma tylko na pół gwizdka. O tym ani S., ani mój mąż nie chcieli nawet słyszeć. Mąż stwierdził, że nie chce stracić przyjaciela, że sam jest współwinny całej sytuacji i razem musimy znaleźć z niej jakieś wyjście. Zapytaliśmy S. czego on oczekuje. On stwierdził, że chce być przy nas tak długo, jak tylko mu pozwolimy. Jesteśmy dla niego najważniejsi, więc się dostosuje do naszej decyzji, ale sam najbardziej chciałby… być z nami. Zbudować związek we troje.
Rozmyślaliśmy nad tym i mąż nieoczekiwanie dla mnie przyznał, że w zasadzie nigdy nie czuł zazdrości o nas, a czasem jedynie zazdrość, że „kradnę mu” najlepszego przyjaciela. I ewentualnie o nasze szczęście, gdy widział jak cudownie się ze sobą czujemy, jak wspaniale się dogadujemy, jak doskonale bawiliśmy się ze sobą w łóżku. I nie chce nas unieszczęśliwiać zabierając to wszystko. Przyznał jednak, że chciałby też mieć podobnie, ale do tego musiałabym zmienić swoje podejście. Jak wspominałam, byłam straszną zazdrośnicą, więc wcześniej mocno strzegłam swojego „terytorium”.
W końcu jednak postanowiliśmy spróbować.Znów zaczęliśmy ze sobą sypiać, spotykać się regularnie i w zasadzie robić wspólnie wszystko to, co robią pary – tylko, że we troje. Na początku tego roku S. przeprowadził się do naszego miasta. Jeździmy razem na urlopy, chodzimy na randki, do kina, na kolację, tańce. Dzielimy się obowiązkami, opiekujemy się sobą w chorobie, kochamy się. Jesteśmy dla siebie bardzo ważni i chcemy dla siebie jak najlepiej.
Jednakże w zamian (tak Excop, oto Twoje „coś za coś”) zaczęliśmy też szukać „dziewczyny” dla mojego męża. Początkowo był we mnie jeszcze opór. Wyrzucałam mężowi, że być może zrobił wszystko z wyrachowania, że „wpakował” nam S. do łóżka, bym później czuła się w obowiązku się zgodzić na inne kobiety. Nagle jednak te wszystkie myśli wydały mi się śmieszne. Nasza miłość przetrwała taki emocjonalny huragan, więc może przetrwać wszystko. Zaczęłam zgłębiać lektury dotyczące poliamorii, otwartych związków, radzenia sobie z zazdrością.
Ostatecznie znalazła się wesoła blondynka z jego byłej pracy. Spotykamy się czasem w „podgrupach” – ja z S. na romantycznej kolacji, a mąż ze swoją „dziewczyną” na szybki numerek. Dobrze się dobrali, bo po prostu lubią seks, bez zbędnych ceregieli i nadmiaru czułości. Na razie taki układ wszystkich zadowala i może śmiesznie to zabrzmi, ale nawet polubiłam kochankę męża. Nie jest to co prawda materiał na wielką przyjaźń, ale czasami wyskoczymy gdzieś towarzysko we czwórkę.
Jak widać, trochę trwało, zanim się dotarliśmy i wymagało wielu kompromisów. W końcu jednak udało nam się poukładać naszą relację tak, by nikt nie czuł się pokrzywdzony. Ja mam dwóch mężczyzn, których kocham i przy których czuje się najszczęśliwsza na świecie. Jesteśmy do tego najlepszymi przyjaciółmi. W końcu uwolniłam się też od uczucia zazdrości, co naprawdę zbawiennie podziałało na mój stosunek do siebie i do męża.
Życie we troje jest z jednej strony łatwiejsze: dwa razy więcej rąk do pomocy, podwójne wsparcie, dużo dobrej zabawy, także w łóżku. Poza tym S. i mój mąż doskonale się uzupełniają, bo mają zupełnie odmienne charaktery. S. jest ugodowy i zawsze potrafi załagodzić spory pomiędzy mną i mężem. Są jednak także minusy: trudniej wypracować wspólne stanowisko. Nawet w takich błahostkach: co na obiad, gdzie na urlop. Do tego, może Panie zrozumieją, jak się spędza za dużo czasu w towarzystwie dwóch facetów, to naprawdę można mieć czasem dosyć. Meczyki, piwko, rubaszne żarty. Czasem naprawdę i mnie brakuje „czwartej” dla przeciwwagi. No ale niestety nie łatwo nam znaleźć tolerancyjną koleżankę. Dlatego też (i to kolejny z minusów), ukrywamy naszą relację przed większością znajomych i rodziny, bo niektóre reakcje bywają naprawdę przykre.
Ja i S. mamy po 30 lat, mąż jest od nas trochę młodszy.
Fajna relacja, jeżeli wszystkim to pasuje. Szkoda że nie ma zbyt wiele osób na tyle tolerancyjnych aby takie układy stwarzać częściej.
Duzo robi wiara. Moja Katolicka zabrania trojkatow, ale wiem,ze np w USA sa stany,gdzie akceptowana jest poligamia wsrod niektórych grup Chrześcijańskich. Ja sama byłam Muzulmanka i prawie wpadlam w poligamie na szczęście w pore poszlam po rozum do glowy... natomiast zauwazylam tez,ze wogole nie czułam zazdrosci ani rywalizacji z ta druga kobieta,kiedy byłam Muzulmanke i teraz też nie czuje sobie razem zyja po ślubie, a ja juz dawno odeszlam z Islamu.