Życie w trójkącie - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Życie w trójkącie

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 196 do 260 z 289 ]

196

Odp: Życie w trójkącie

Ja właśnie nie neguję poliamorii jako takiej, tylko Twoją relację. I to co napisałaś w ostatnim wątku tylko mnie w tym upewniło. Mąż chciał chodzić na boki, więc się zgodził, abyś i Ty miała kochanka. Teraz nie chce romansować, więc ucina i Twoje kontakty. Nie mogę oceniać Waszych uczuć, więc nie pogdybam sobie, ale trochę za mocno się chyba wkręciłaś i wyidealizowałaś tę relację.

Zobacz podobne tematy :

197 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2019-09-12 12:09:55)

Odp: Życie w trójkącie

Aha, jeśli tak to okej wink Sama pisałam wcześniej, że nie jesteśmy najlepszy przykładem udanego związku poliamorycznego, bo się sami jeszcze takiej relacji uczymy, a poza tym brakuje miłości romantycznej pomiędzy partnerami.

Może i racja, że za dużo sobie wyobrażałam. Miałam nadzieję, że całą naszą trójkę połączyło coś specjalnego. Mąż jest mało emocjonalny, ale zdarzały się chwile, że leżąc we troje sobie obiecywaliśmy, że zawsze będziemy razem. Mąż tłumaczył, że na co dzień nie umie mówić o uczuciach, ale też jest z nami szczęśliwy i że jesteśmy dla niego najważniejszymi ludźmi w życiu. Wierzyliśmy przez to z S., że nieuchronnie zmierzamy ku wspólnemu układaniu sobie życia.

Teraz wychodzi jednak na to, że jest tak, jak mówisz. Nie chcę w to jednak uwierzyć. Łudzę się, że to kwestia negatywnych emocji jakie przechodzi w związku z rozstaniem i za jakiś czas sam zainicjuje powrót do trójkąta (już raz mieliśmy podobny epizod). Jeśli uważacie, że to płonne nadzieje i tylko krzywdzimy siebie z S. wierząc w jakieś mrzonki, to poproszę o kubeł zimnej wody.

198

Odp: Życie w trójkącie

Jak dla mnie to patola, ale co kto lubi...

199

Odp: Życie w trójkącie

W zyciu nie weszlabym w taki zwiazek bo nie miesci sie to nie tylko w mojej moralnosci ale ogolnie nie wyobrazam sobie tego, ze jesli kogos kocham to chetnie i z usmiechem dziele sie ta osoba z kims trzecim. Dla mnie, tak jak zostalo to wyzej napisane, Twoj maz Katarzynko zwyczajnie chcial miec furtke do chodzenia na boki dlatego Twoj kochanek byl dla niego wygodnym argumentem. Teraz jest zniechecony, zmeczony wyczerpujaca relacją i dlatego Tobie tez "zaluje" uzywania sobie z kochankiem. Zreszta ani Ty ani maz nie jestescie uczciwi w tym pseudootwartym zwiazku. Skoro jestescie zwolennikami poliamorii to co ma do tego chwilowy brak boczniary u meza? Nadal macie siebie w trojke. Skoro mowisz ze kochasz naprawde kochanka a nie tylko o bzykanie chodzi to dlaczego wystawilas przyjaciela z ukladu gdy tylko maz sobie tego zazyczyl? Albo sie kochacie i jestescie ze soba na rowni w trojke albo jednak jest para Ty i maz i mniej istotne epizody z kochankami a cala ta gadka o zyciu w trojkacie i poliamorii jest tylko pieprz...em zeby nie nazwac wprost Waszych wzajemnych zdrad, pomimo ktorych jestescie razem bo wspolny dom, kredyty itp.

200 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2019-09-12 20:01:00)

Odp: Życie w trójkącie

Feniks, po co ten agresywny ton? Będzie łatwiej rozmawiać, jak odpuścisz sobie pogardliwe "boczniary" i inne złośliwości.

To o czym piszesz, nazywa się hierarchiczną poliamorią, z przywilejem pary i prawem weta. I owszem, takie praktyki też w środowisku poliamorycznym bywają uznawane za nieetyczne. Z drugiej strony zaś pada argument, że "chcącemu nie dzieje się krzywda" i jeśli dorosła osoba dobrowolnie wchodzi w układ hierarchiczny, to akceptuje ww. ryzyko.

Ja sama. uwierz, mam ogromny moralny problem z hierarchią. I wcale nie porzucam przyjaciela lekką ręką. To w równym stopniu jego decyzja, by spróbować się odsunąć. Uważa, że jest to winien mojemu mężowi. Układ miał być dobrowolny, za zgodą i w celu uszczęśliwienia całej trójki. A skoro jedna osoba przestała być szczęśliwa, to nie chcemy beztrosko brnąć w to dalej. Próbujemy więc wrócić do przyjaźni. Czy się uda? Czas pokaże.


A może (pytam bez ironii) masz dla nas jakąś lepszą radę? Jakieś rozwiązanie uczciwe wobec wszystkich zaangażowanych? Naprawdę uczucia każdego z nich są dla mnie bardzo ważne i czuje się podle z wydarzeniami ostatnich tygodni. Nie chcę porzucać przyjaciela, ale także nie chcę zignorować komunikatu męża. Bo - ważne sprostowanie - to był komunikat, a nie żądanie. Mąż wprost niczego nam nie nakazuje/zakazuje, a jedynie oświadczył co czuje. No i teraz nasza rola, co powinniśmy z tym zrobić, jak zareagować..

201

Odp: Życie w trójkącie

Zdaję się że najwięcej to Ty Katarzyno przepracowałaś .
Masz cierpliwość do tych dwóch tłumoczków.
Postawa Twojego męża wydaje się nie w porządku chyba jednak ma problem ze skrywaną zazdrością coś może przed sobą udawał.
Jedyne co to poczekaj aż mu minie żal rozgoryczenie  przygnębienie po nieudanym związku tylko nie musi karać za to całej reszty .
To że się godzicie na jego działania ?
Chciał mieć dwie Katarzyny tak jak Ty dwóch partnerów .
Trudno chyba jednak znaleźć osoby o podobnym stosunku do otwartego związku.

202

Odp: Życie w trójkącie

Dziękuje za odpowiedź. Czekam z niecierpliwością na wiadomość. A co do odpowiedzi innych wyżej to chętnie przeżyje niejedną przygodę jeśli moja partnerka się zgodzi. Jeśli ona będzie również tego chciała a wie, że ja bym chciał to zrobimy to. Sam mówiłem jej, że byłaby taka konfiguracja, która jej odpowiada. Chociaż mnie najbardziej podnieca trójkąt mkm i nie jest to rodzaj łapówki by zgodziła się na przygodę z kobietą. Wiem, że najbardziej fair dla każdego z nas byłoby znalezienie pary z ktorą również można wiele spróbować.

A co do właściwego tematu tego posta. Żenujące jest dla mnie wchodzenie w taki temat, potem czytanie go z wypiekami na twarzy przez wielu a następnie ataki na autorkę. Rozumiem, że można się nie zgadzać ale po co ta agresja? Człowiek, który uważa się za inteligetnego powinien raczej operować argumentami a nie przemocą słowną. Każdy wybiera treści jakie czyta. Jeśli was to tak gorszy, to nikt nie zmusza was do tego. Również każdy jest kowalem własnego losu i ewentualne konsekwencje poniosą tylko zaangażowani w tę relację.
Ja osobiście myślę, że w takich relacjach może być nieuniknione stanie przed wyborem. Jak wiemy zazdrość w monogamicznym związku może mieć ogromny wpływ, a co dopiero kiedy partnerów jest więcej. Masz rację Katarzynka, że decyduje fakt iż obu partnerów jest heteroseksualnych. Twój mąż niezależnie od czynników raczej nie osiągnie takiej satysfakcji ze związku jak Ty. Poza tym uważam, że sam fakt, iż jest się w małżeństwie, wiele się ze sobą przeżyło i jak wiele się od drugiej osoby przez całe życie otrzymało może również zaważyć. Właśnie to też decyduje o pewnej hierarchii. Nie weszliście w to wszyscy razem, w tym samym czasie. Co ja na koniec sam zasugerowałbym to może sesję z terapeutą. Choć musiałby to być ktoś bardzo etyczny, kto umie pracować niezależnie a nie wystawi swoją (w Polsce często też katolicką) brutalną opinię. Bo chodzi o Ciebie i to jak Ty z w takiej innej sytuacji się czujesz i dlaczego, a nie o z góry nakreśloną narrację.

203

Odp: Życie w trójkącie

paslawek, Ife, dziękuję za Wasze rady. Racja, w temacie raz na jakiś czas pojawia się jakiś kryształowy forumowicz, co mocno podkreśla swoją moralną wyższość nade mną. Szkoda tylko, że ta moralność ani trochę nie przeszkadza w obrażaniu drugiego człowieka.

paslawek, właśnie to, że trudno znaleźć osoby o podobnym podejściu, może być jedną z przyczyn frustracji męża. Owszem, kobiety często deklarują chęć romansu, ale gdy słyszą, że ja wiem i to akceptuję, uciekają w popłochu. Trochę zabawne, zdrada spotyka się z większą społeczną tolerancją niż związek otwarty. No i w końcu udało się, poznał świetną dziewczynę. Piękną, mądrą i sympatyczną. Moją imienniczkę wink Niestety jednak, i nie mogę się temu specjalnie dziwić, bycie "tą drugą" nie wystarczało jej na dłuższą metę. Mąż mocno to przeżył i zniechęcił się do dalszych poszukiwań, nie chcąc nikogo więcej (i siebie) zranić. Nie wiem, czy czas może to zmienić, bo to raczej racjonalne rozważania. Jeśli więc na naszej drodze nie pojawi się jakaś zadeklarowana poliamorystka, to ciężko oczekiwać zwrotu akcji.

Ife, wysłałam maila. Pomysł z terapią bardzo mnie przekonał. Nie wiem czy gdzieś w okolicy znajdę jakiegoś terapeutę poli-friendly (albo chociaż o otwartym umyśle), ale z pewnością poszukam.

204

Odp: Życie w trójkącie

Katarzynka, za dużo ustępstw wobec męża. przez cały wątek.. Pomyśl o tym.

205

Odp: Życie w trójkącie

Nie wiem czy ten przytyk o krysztalowej moralnosci skierowany byl do mnie ale nie o moralnosc w sensie wiernosci mi nawet chodzilo tylko o lojalnosc w sensie ogolnym i uczciwe zasady gry. Gdyby ten Wasz otwarty zwiazek byl oparty na czyms prawdziwym to na swoj sposob bym to moze i szanowala ale to jest powtarzam zwykle malzenstwo w ktorym jedna ze stron chciala miec otwarta furtke do romansow wiec wmanewrowala druga strone w uklad trojkata. Romanse sie znudzily, rozczarowaly to teraz wrocmy do udawania monogamistow a niewygodny element ukladanki usunmy zaslaniajac sie przywilejem pary, prawem weta i innym belkotem. Nie dosc ze to mega nielojalne to na dodatek pokazuje jakim dobrym manipulantem jest Twoj maz Autorko. On od poczatku do konca pociaga za wszystkie sznurki a Ty elegancko wchodzisz w role marionetki. Niby tesknisz, niby cierpisz ale mezowi nie pasuje juz trojkat wiec ok przyjacielowi mowimy papa w sensie zwiazkowym. Jak w polityce i religii. Szanuje ze ktos moze myslec i wierzyc w cos innego niz ja (nawet jesli jest to na przeciwleglym biegunie moich wartosci) ale jesli ktos dzisiaj jest buddysta, za miesiac agnostykiem a za trzy  katolikiem bo akurat w danym momencie wygodniej nim byc to trudno jest mi szanowac taka postawe.
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawe Katarzynko ze swoim watkiem zrobilas cos odwrotnego niz zamierzalas, czyli totalna antyreklame swoje nowego (na chwile) stylu zycia. Przy okazji jaskrawo pokazalas ze w takich ukladach zawsze ktos rozdaje karty a reszta gra karta ktora dostanie i nie ma tu mowy o zadnej rownosci, harmonii i autentycznym przywiazaniu trojga ludzi. Pietnuję nadawanie pieknej otoczki czemus tak naprawde slabemu i nieprawdziwemu a nie sam fakt ze chcieliscie zyc we troje. Mozesz sie koncentrowac na moim tonie wypowiedzi, rzekomej agresji itp ale wiesz dobrze ze to jest tak naprawde temat zastepczy zeby nie musiec sie skupic  na wlasnej sytuacji w ktorej zostalas elegancko wykukana przez meza kolejny raz a wciaz probujesz bronic idei Waszego otwartego(tylko dla meza) zwiazku.

206 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2019-09-14 11:52:32)

Odp: Życie w trójkącie
feniks35 napisał/a:

Nie wiem czy ten przytyk o krysztalowej moralnosci skierowany byl do mnie ale nie o moralnosc w sensie wiernosci mi nawet chodzilo tylko o lojalnosc w sensie ogolnym i uczciwe zasady gry. Gdyby ten Wasz otwarty zwiazek byl oparty na czyms prawdziwym to na swoj sposob bym to moze i szanowala ale to jest powtarzam zwykle malzenstwo w ktorym jedna ze stron chciala miec otwarta furtke do romansow wiec wmanewrowala druga strone w uklad trojkata. Romanse sie znudzily, rozczarowaly to teraz wrocmy do udawania monogamistow a niewygodny element ukladanki usunmy zaslaniajac sie przywilejem pary, prawem weta i innym belkotem. Nie dosc ze to mega nielojalne to na dodatek pokazuje jakim dobrym manipulantem jest Twoj maz Autorko. On od poczatku do konca pociaga za wszystkie sznurki a Ty elegancko wchodzisz w role marionetki. Niby tesknisz, niby cierpisz ale mezowi nie pasuje juz trojkat wiec ok przyjacielowi mowimy papa w sensie zwiazkowym. Jak w polityce i religii. Szanuje ze ktos moze myslec i wierzyc w cos innego niz ja (nawet jesli jest to na przeciwleglym biegunie moich wartosci) ale jesli ktos dzisiaj jest buddysta, za miesiac agnostykiem a za trzy  katolikiem bo akurat w danym momencie wygodniej nim byc to trudno jest mi szanowac taka postawe.
Nie wiem czy zdajesz sobie sprawe Katarzynko ze swoim watkiem zrobilas cos odwrotnego niz zamierzalas, czyli totalna antyreklame swoje nowego (na chwile) stylu zycia. Przy okazji jaskrawo pokazalas ze w takich ukladach zawsze ktos rozdaje karty a reszta gra karta ktora dostanie i nie ma tu mowy o zadnej rownosci, harmonii i autentycznym przywiazaniu trojga ludzi. Pietnuję nadawanie pieknej otoczki czemus tak naprawde slabemu i nieprawdziwemu a nie sam fakt ze chcieliscie zyc we troje. Mozesz sie koncentrowac na moim tonie wypowiedzi, rzekomej agresji itp ale wiesz dobrze ze to jest tak naprawde temat zastepczy zeby nie musiec sie skupic  na wlasnej sytuacji w ktorej zostalas elegancko wykukana przez meza kolejny raz a wciaz probujesz bronic idei Waszego otwartego(tylko dla meza) zwiazku.

Jak nie zawsze się z Feniks zgadzam, tak tu ma dużo racji.
Nawet jak myślę, że ze strony Katarzynki to szczere.
Po prostu patrzysz na męża przez różowe okulary

207

Odp: Życie w trójkącie

Co prawda nie w aż tak emocjonalnym zwiazku nie byłam ale w trójkącie owszem i z perspektywy doświadczeń z takiego układu muszę przyznać rację większości tu komentujących - Wasz trójkąt Katarzynko to trójkąt Twojego męża ... sam fakt że omawiasz na publicznym forum swoje wątpliwości i emocje świadczy że nie do końca taki układ zawsze Ci pasuje (być może podswiadomie szukasz odpowiedzi na wątpliwosci).
Prawie w każdym poście odnosisz się do uczuć pozostałych osób to z jednej strony uczciwe i jak najbardziej potrzebne ale co z Tobą - piszesz że wszystko akceptujesz, że pracujesz nad sobą, przepracowałaś swoją zazdrość, swoje uczucia wobec nich obu ... a czy oni dokonali tego samego?
Taki układ trójkąt (obojętnie w jakiej konfiguracji) czy dwie pary wymaga dojrzałości emocjonalnej na wysokim poziomie, empatii wszystkich uczestników, mega szczerości i umiejętności zrozumienia każdego w układzie. Opcja godzenia się na coś takiego ze względu na kogoś z góry skazuje układ na problemy, Wam jest trudniej bo między Wami jest też więź emocjonalna bardzo silna, są emocje które trudno od tak przepracować. Ale ja mam takie wrażenie czytając to wszystko że Ty owszem pracujesz nad tym a Panowie niekoniecznie.

Ale ogólnie związki tego typu popieram ... jeśli tylko są szczere i budują je ludzie dojrzali i zrównoważeni.

208 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2019-11-05 16:43:21)

Odp: Życie w trójkącie

Hej, potrzebowałam trochę czasu, żeby ochłonąć, pomyśleć i zobaczyć, w jakim kierunku idziemy. Dużo mocnych słów padło, zwłaszcza od feniks35, ale nie miałam siły nawet odpowiedzieć. Wyć mi się chciało na samą myśl o całej sprawie. Tym bardziej, że ciężko niektóre zrzuty odeprzeć, zwłaszcza te o nielojalności. Drugi człowiek nie jest zabawką, a hierarchiczna poliamoria (wspomniane prawo weta) stawia go w takiej podrzędnej roli. Dlatego też zakończenie romansu z S. tylko na żądanie męża byłoby nie fair.

Rzecz jednak w tym, że sam S. uznał, że jesteśmy to winni mężowi, skoro widzimy, że ten układ jednak mu nie odpowiada. Oni naprawdę się nadal przyjaźnią i dla S. taki sygnał był wystarczający. Poza tym nie demonizowałabym mojego męża tak bardzo, nie jest wyrachowany. Szczerze wierzył, że możemy być szczęśliwi wszyscy troje i szukał na to sposobu. Nie udało się i stanął przed dylematem: być samemu nieszczęśliwym robiąc dobrą minę do złej gry czy... unieszczęśliwić przyjaciela? No i w praktyce zrzucił decyzję na nas.

Skończyło się tak, że S. wyjechał na miesiąc do rodzinnego miasta i już sama nasza próba rozstania okazała się dla męża wystarczająca. Obecnie jesteśmy na etapie, gdzie mąż sam nam zaproponował wspólny wyjazd we dwoje. Stwierdził, że do trójkąta nie ma ochoty na razie wracać, sam też nikogo nie zamierza szukać, ale ewidentnie nie chce być odpowiedzialny za nasze rozstanie. Dalej z S. nie wiemy do końca na czym stoimy i jak się teraz powinniśmy zachować. Chętnie skorzystałabym z pomocy kogoś z zewnątrz, ale panowie nie chcą. Chyba macie racje, że uciekają przed pracą emocjonalną.

A feniks, co do tego, że z tekstu zrobiła się antyreklama poliamorii? Trudno. Oczywiście mogłabym przedstawiać tylko wybrane szczęśliwe rozdziały, pomijając niewygodne problemy, ale nie mam tu żadnej misji do zrealizowania za wszelką cenę. Reklamowałam zupełnie szczerze, chcąc się podzielić moim ówczesnym szczęściem. Dopiero czas pokazał, jakie problemy nasz czekają i jak pomyliłam się w ocenie wielu aspektów.

209

Odp: Życie w trójkącie
Katarzynka88 napisał/a:

Hej, potrzebowałam trochę czasu, żeby ochłonąć, pomyśleć i zobaczyć, w jakim kierunku idziemy. Dużo mocnych słów padło, zwłaszcza od feniks35, ale nie miałam siły nawet odpowiedzieć. Wyć mi się chciało na samą myśl o całej sprawie. Tym bardziej, że ciężko niektóre zrzuty odeprzeć, zwłaszcza te o nielojalności. Drugi człowiek nie jest zabawką, a hierarchiczna poliamoria (wspomniane prawo weta) stawia go w takiej podrzędnej roli. Dlatego też zakończenie romansu z S. tylko na żądanie męża byłoby nie fair.

Rzecz jednak w tym, że sam S. uznał, że jesteśmy to winni mężowi, skoro widzimy, że ten układ jednak mu nie odpowiada. Oni naprawdę się nadal przyjaźnią i dla S. taki sygnał był wystarczający. Poza tym nie demonizowałabym mojego męża tak bardzo, nie jest wyrachowany. Szczerze wierzył, że możemy być szczęśliwi wszyscy troje i szukał na to sposobu. Nie udało się i stanął przed dylematem: być samemu nieszczęśliwym robiąc dobrą minę do złej gry czy... unieszczęśliwić przyjaciela? No i w praktyce zrzucił decyzję na nas.

Skończyło się tak, że S. wyjechał na miesiąc do rodzinnego miasta i już sama nasza próba rozstania okazała się dla męża wystarczająca. Obecnie jesteśmy na etapie, gdzie mąż sam nam zaproponował wspólny wyjazd we dwoje. Stwierdził, że do trójkąta nie ma ochoty na razie wracać, sam też nikogo nie zamierza szukać, ale ewidentnie nie chce być odpowiedzialny za nasze rozstanie. Dalej z S. nie wiemy do końca na czym stoimy i jak się teraz powinniśmy zachować. Chętnie skorzystałabym z pomocy kogoś z zewnątrz, ale panowie nie chcą. Chyba macie racje, że uciekają przed pracą emocjonalną.

A feniks, co do tego, że z tekstu zrobiła się antyreklama poliamorii? Trudno. Oczywiście mogłabym przedstawiać tylko wybrane szczęśliwe rozdziały, pomijając niewygodne problemy, ale nie mam tu żadnej misji do zrealizowania za wszelką cenę. Reklamowałam zupełnie szczerze, chcąc się podzielić moim ówczesnym szczęściem. Dopiero czas pokazał, jakie problemy nasz czekają i jak pomyliłam się w ocenie wielu aspektów.

Wcześniej mówiłem, że to Ty ofiarą trójkąta jesteś. Panów relacje, silniejsze się okazały, niż Ty sama dla nich obu. Gorzko to brzmi, ale taka jest rzeczywistość.
Zazdrość, to wbudowane w związek uczucie.
To, że mąż nie przewidział rozwoju sytuacji, to jedno. Jak ona się rozwinęła, to drugie. Podobnie, pan S.
Wzajemne ograniczenia wynikające z różnych rodzajów relacji przed trójkątem, na koniec dały o sobie znać.
Winnych lub winnego nie szukam, bo i nie o to chodzi.
Eksperyment wymknął się spod kontroli.
I Ty, Katarzynko, będziesz musiała zdecydować, co dalej.
Nie zazdroszczę Ci...

210 Ostatnio edytowany przez Marajka (2019-11-15 19:30:26)

Odp: Życie w trójkącie

Czy w zyciu chodzi tylko o to, aby bylo ono ‘pod kontrola’?
Czy komukolwiek udalo sie kiedykolwiek tak naprawde je pod kontrola utrzymac?
Ta niby-kontrola to jest nasze zludzenie, majace dawac nam (zludne) poczucie bezpieczenstwa. Tak naprawde to istnieje tylko pewne prawdopodobienstwo, ze jak zrobimy A to wyjdzie z tego B, ale nie ma na to zadnej gwarancji, a juz z cala pewnoscia nie ma jej w zwiazkach, ktore sa zawsze suma wielu dynamicznych procesow.

Absolutnie nie jestem zdania, ze Katarzynka jest ofiara.
Co z tego, ze jej maz byl inicjatorem? Ona decydowala sie swiadomie.
Czy jak kupimy jakis artykul w sklepie, bo spodobala nam sie reklama, a potem okaze sie, ze artykul nie spelnil naszych oczekiwan, to jestesmy ofiara reklamy? Jesli ktos tak mysli, to nie jest zadna ofiara, tylko ma mentalnosc ofiary, za pomoca ktorej probuje usprawiedliwia nieprzejmowanie odpowiedzialnosci za swoje decyzje i dzialania.
Katarzynka nie przedstawia siebie samej jako ofiary, bo nia nie jest.

Katarzynko, mialas odwage wyjsc poza spoleczne normy, wyprobowac cos innego i poznac przy tym lepiej siebie sama. Potrafilas wyjsc z ciasnego pojecia milosci, ktora powszechnie rozumiana ogranicza ja do jednego czlowieka (partnera) i obdarowalas swoje miloscia dodatkowo kogos innego. Przynajmniej nie bedziesz zalowac na lozu smierci, ze nie skorzystalas z takiej mozliwosci.
Jak to sie mowi? Milosci  nie ubywa, jesli sie ja dzieli. Wrecz przeciwnie, zdaje sie ona wtedy przybierac na sile i rozlewa sie w coraz szerszych kregach.
Moje uznanie – jak juz na tym watku gdzies przeczytalam, nie jest latwo majstrowac taka sytuacje, bo trzeba do tego miec pewne sprawy uregulowane w sobie. To jest wyzsza szkola jazdy w spoleczenstwie, gdzie taki system jest widziany raczej jako cos wynaturzonego.

No coz, Twoj maz widac przecenil swoje mozliwosci w tym zakresie.
Popieram przedmowcow, jesli chodzi o Twojego meza. Co dla mnie tutaj jest zgrzytem, to jest jego oczekiwanie od Was obojga, na jego zyczenie sprawe zakonczyc. On dziala troche tak, jakby mu sie wydawalo, ze jestescie marionetkami, za ktorych sznurki on moze pociagac w zaleznosci od swoich potrzeb i wyobrazen. Niby mowi, ze nie chce byc odpowiedzialny za zakonczenie zwiazku z S. , a jednak nadal tego oczekuje.

Ja na Twoim miejscu spojrzalabym troche krytyczniej na jego role.
Przedtem jego inicjatywa dala Ci mozliwosc rozwoju i poszerzenia Twoich granic. On probuje teraz kontrolowac i wepchnac Cie w te stare granice.
W pierwszym wypadku skorzystalas na tym, teraz raczej tracisz. W obu przypadkach on jest inicjatorem. Ale on zadnej z tych sytuacji nie zaiinicjowal, zeby Tobie cos umozliwic, nie z milosci do Ciebie. On dziala wylacznie z egoistycznych pobudek (przynajmniej takie odnosze wrazenie czytajac ten watek), tylko wynikow wlasnych dzialan nie moze kontrolowac do konca.

Zacznij isc bardziej swoja droga, niz jego. Tu nie chodzi nawet o to, czy bedzie dalej trojkat, czworokat, czy inny uklad. Chodzi o to, zebys nie pozwolila nikomu na ograniczanie swojej zywotnosci i zdolnosci do milosci czy swoich innych mozliwosci. W sumie maz Ci pokazuje to jak w lustrze – on sie nie ogranicza, tylko realizuje to, co chce.
Tyle, ze robi to kosztem innych, dlatego macie teraz konflikt interesow. U Ciebie nie widze takiej tendencji, wiec moge napisac to, co powyzej.
Teraz on musi ponosic skutki swoich wczesniejszych dzialan, a nie Ty. Poki co on probuje przerzucic te skutki na Ciebie (i przyjaciela).  Ja bym na to nie pozwolila. Aktem milosci jest tu w moim rozumieniu danie mu mozliwosci przejecia odpowiedzialnosci za wlasne wczesniejsze decyzje. Niech sie uczy, moze nie nauczyl sie tego w dziecinstwie, wiec musi to nadrobic.

211 Ostatnio edytowany przez monkeyjolka (2019-11-15 22:03:37)

Odp: Życie w trójkącie

Historia rzeczywiście niesamowita powodzenia ! Intryguje mnie trochę jak do tego doszło że uległaś S. piszesz że nie podobał Ci się ani fizycznie ani a charakteru na samym początku mimo to sypiałaś z nimi dwoma, uczucie do S. pojawiło się po długim czasie. Czy zrobiłaś to dla męża??weszłaś w ten układ dla niego a teraz masz  gdzieś czy mąż sypia z innymi bo zazdrość minęła. Twój mąż nieźle się zakręcił w tej relacji, gdyby nie trójkąt to nie pozwoliłabyś nigdy na zdradę. Nie piszę tego w złych zamiarach tylko po prostu jak ja to odbieram czytając Twój post...

212

Odp: Życie w trójkącie

Marajka, dzięki za ten głos. Podobne uwagi napotykałam często w ostatnich dwóch latach, zgłębiając temat poliamorii. Sama filozofia wydaje mi się spójna i etyczna, ale jej praktykowanie napotyka wiele trudności, zwłaszcza jeśli uwikłane w związek są osoby wyznające inne wartości. Jeśli miałabym od zera dziś budować nowy związek, od początku zakomunikowałabym, że uważam się za osobę poliamoryczną. Co nie oznacza z definicji, że będę obdarzać uczuciem kolejne osoby, ale akceptuję, że taka możliwość jest i nie będzie to z definicji oznaczać problemów w dotychczasowej relacji. Raczej chodzi mi o wewnętrzną zgodę na to, że miłość może rozchodzić się w różnych kierunkach (jak wspomniałaś, miłość mnoży się przez dzielenie, co wielokrotnie odczułam w ciągu ostatnich dwóch lat, także przez radość na widok męża szczęśliwego dzięki innej kobiecie – brzmi to pewnie jak abstrakcja, ale jest na to nawet w poliamorycznym słowniku termin: „kompersja”).

Co do mojego męża, jest parę lat młodszy, raczej introwertyk, nie lubi rozmawiać o emocjach. Często działa intuicyjnie, co może przynosić fatalne, nieprzewidziane skutki. Pomimo jednak tylu głosów krytyki, nie wierzę w jego złe intencje, ewentualnie w lekkomyślność. Swoją drogą temat zakończenia mojej relacji z S. zwyczajnie zniknął w ostatnim czasie. Być może faktycznie potrzebował czasu na zaleczenie ran po rozstaniu. Trochę martwi mnie ta polityka unikania tematu, ale liczę, że za jakiś czas dojrzeje do rozmowy.

Monkeyjolka, to faktycznie zastanawiające. Gdy zaczynaliśmy od czworokąta z wymianą partnerów, nie mogłam się przemóc do seksu tylko z S., ale za to już w trójkącie odnalazłam się bardzo dobrze. Może obecność męża mi pomogła, no i nie ukrywajmy, przyjemność jaką odczuwałam z nimi dwoma. Jak wspominałam, fantazjowałam wcześniej czasem o trójkącie mkm i spełnił on moje oczekiwania. Z czasem przyszła miłość i wizja życia we troje, nakręcana słowami S. o tym, jak jest przy nas szczęśliwy i chciałby być z nami już zawsze. Wtedy gruchnęła wiadomość od męża, że „heloł, to przecież miała być tylko zabawa”. I to zabawa dla czworga, tylko przyjaciółka się wypisała na samym początku. Powrót do monogamii dla męża nie wchodził w grę, bo i tak uważał, że potrzebuje wyrównania rachunków. Dla mnie i S. zresztą też próba rozstania okazała się cholernie trudna, przestaliśmy ze sobą sypiać, a uczucie i tak rozwijało się dalej, tym mocniejsze, im bardziej próbowałam z nim walczyć.

Początkowo ciężko było wyzbyć się zazdrości, zwłaszcza że nie znałam kobiet, kandydatek na kochanki męża. Czułam się zagrożona i zdradzona: co innego trójkąt z zaufanym przyjacielem/przyjaciółką, a co innego seks z inną bez mojego udziału. Robiłam sceny zazdrości (ok, idź na tę randkę, a później całonocny płacz w poduszkę i wypisywanie smsów), co doprowadziło do poważnego kryzysu w naszym małżeństwie. Przestraszyłam się i postanowiłam wziąć się za swoje emocje. Zazdrość minęła: brzmi to jak pstryk, ale nie było takie. To była ciężka, długa praca nad sobą, analiza przyczyn, przepracowanie lęków. I strach: a co jeśli wraz z zazdrością miną wszelkie inne uczucia. Wszak mówi się, że miłość i zazdrość idą w parze. Okazało się jednak, że nie jest to prawda. Wg mnie są dwa rodzaje zazdrości: zazdrość egoistyczna i patologiczna, którą starałam się wyeliminować i zazdrość zdrowa, jako sygnał, że „tu mnie boli”, nad tym się pochylimy i zatroszczmy. Nie pozbyłam się więc zazdrości zupełnie, raczej"oswoiłam ją".

213

Odp: Życie w trójkącie
Katarzynka88 napisał/a:

Marajka, dzięki za ten głos. Podobne uwagi napotykałam często w ostatnich dwóch latach, zgłębiając temat poliamorii. Sama filozofia wydaje mi się spójna i etyczna, ale jej praktykowanie napotyka wiele trudności, zwłaszcza jeśli uwikłane w związek są osoby wyznające inne wartości. Jeśli miałabym od zera dziś budować nowy związek, od początku zakomunikowałabym, że uważam się za osobę poliamoryczną. Co nie oznacza z definicji, że będę obdarzać uczuciem kolejne osoby, ale akceptuję, że taka możliwość jest i nie będzie to z definicji oznaczać problemów w dotychczasowej relacji. Raczej chodzi mi o wewnętrzną zgodę na to, że miłość może rozchodzić się w różnych kierunkach (jak wspomniałaś, miłość mnoży się przez dzielenie, co wielokrotnie odczułam w ciągu ostatnich dwóch lat, także przez radość na widok męża szczęśliwego dzięki innej kobiecie – brzmi to pewnie jak abstrakcja, ale jest na to nawet w poliamorycznym słowniku termin: „kompersja”).

Co do mojego męża, jest parę lat młodszy, raczej introwertyk, nie lubi rozmawiać o emocjach. Często działa intuicyjnie, co może przynosić fatalne, nieprzewidziane skutki. Pomimo jednak tylu głosów krytyki, nie wierzę w jego złe intencje, ewentualnie w lekkomyślność. Swoją drogą temat zakończenia mojej relacji z S. zwyczajnie zniknął w ostatnim czasie. Być może faktycznie potrzebował czasu na zaleczenie ran po rozstaniu. Trochę martwi mnie ta polityka unikania tematu, ale liczę, że za jakiś czas dojrzeje do rozmowy.

Monkeyjolka, to faktycznie zastanawiające. Gdy zaczynaliśmy od czworokąta z wymianą partnerów, nie mogłam się przemóc do seksu tylko z S., ale za to już w trójkącie odnalazłam się bardzo dobrze. Może obecność męża mi pomogła, no i nie ukrywajmy, przyjemność jaką odczuwałam z nimi dwoma. Jak wspominałam, fantazjowałam wcześniej czasem o trójkącie mkm i spełnił on moje oczekiwania. Z czasem przyszła miłość i wizja życia we troje, nakręcana słowami S. o tym, jak jest przy nas szczęśliwy i chciałby być z nami już zawsze. Wtedy gruchnęła wiadomość od męża, że „heloł, to przecież miała być tylko zabawa”. I to zabawa dla czworga, tylko przyjaciółka się wypisała na samym początku. Powrót do monogamii dla męża nie wchodził w grę, bo i tak uważał, że potrzebuje wyrównania rachunków. Dla mnie i S. zresztą też próba rozstania okazała się cholernie trudna, przestaliśmy ze sobą sypiać, a uczucie i tak rozwijało się dalej, tym mocniejsze, im bardziej próbowałam z nim walczyć.

Początkowo ciężko było wyzbyć się zazdrości, zwłaszcza że nie znałam kobiet, kandydatek na kochanki męża. Czułam się zagrożona i zdradzona: co innego trójkąt z zaufanym przyjacielem/przyjaciółką, a co innego seks z inną bez mojego udziału. Robiłam sceny zazdrości (ok, idź na tę randkę, a później całonocny płacz w poduszkę i wypisywanie smsów), co doprowadziło do poważnego kryzysu w naszym małżeństwie. Przestraszyłam się i postanowiłam wziąć się za swoje emocje. Zazdrość minęła: brzmi to jak pstryk, ale nie było takie. To była ciężka, długa praca nad sobą, analiza przyczyn, przepracowanie lęków. I strach: a co jeśli wraz z zazdrością miną wszelkie inne uczucia. Wszak mówi się, że miłość i zazdrość idą w parze. Okazało się jednak, że nie jest to prawda. Wg mnie są dwa rodzaje zazdrości: zazdrość egoistyczna i patologiczna, którą starałam się wyeliminować i zazdrość zdrowa, jako sygnał, że „tu mnie boli”, nad tym się pochylimy i zatroszczmy. Nie pozbyłam się więc zazdrości zupełnie, raczej"oswoiłam ją".

Nie można "oswoić" zazdrości.
Wtręt kogoś z boku, zawsze powoduje rekcję alergiczną.
Niezależnie od tego, kto pierwszy"zakazanego owocu" chciał posmakować.
Jesteśmy ludźmi. Instynkty pierwotne zostały wygłuszone, bo cywilizacja swoje zrobiła. Tutaj, tam i gdzieś dalej.

214 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2019-11-22 12:24:47)

Odp: Życie w trójkącie

Excop, a co z kulturami niemonogamicznymi? Obecnie i dawniej? Może jednak zazdrość o "wtręt" z boku wcale nie jest wpisana w ludzką naturę, a wynika wyłącznie z wychowania w kulturze monogamicznej. Gdybyśmy od dziecka mieli inne wzorce, może wówczas odczuwalibyśmy zupełnie inaczej. Są też typy mniej i bardziej zazdrosne i to nie tylko o miłość ale i przyjaźń. Nie wiem jak jest, tak tylko gdybam na podstawie obserwacji. Twoje "nie można" w tym świetle mnie nie przekonuje, skoro mnie (i nie tylko) się to jednak udało, znam też osoby, które nie odczuwają zazdrości niemal wcale, z natury. Kwestia bardzo indywidualna.

Skoro mowa o instynktach, to przecież w czasach plemiennych żyliśmy właśnie w stadzie, a wyizolowana komórka: mąż i żona, to właśnie wynalazek, który nadszedł wraz z rozwojem cywilizacji. I o tym, jak bardzo nie przystaje do instynktów dużej części społeczeństwa, może świadczyć chociażby liczba rozwodów czy zdrad.

215

Odp: Życie w trójkącie
Katarzynka88 napisał/a:

Excop, a co z kulturami niemonogamicznymi? Obecnie i dawniej? Może jednak zazdrość o "wtręt" z boku wcale nie jest wpisana w ludzką naturę, a wynika wyłącznie z wychowania w kulturze monogamicznej. Gdybyśmy od dziecka mieli inne wzorce, może wówczas odczuwalibyśmy zupełnie inaczej. Są też typy mniej i bardziej zazdrosne i to nie tylko o miłość ale i przyjaźń. Nie wiem jak jest, tak tylko gdybam na podstawie obserwacji. Twoje "nie można" w tym świetle mnie nie przekonuje, skoro mnie (i nie tylko) się to jednak udało, znam też osoby, które nie odczuwają zazdrości niemal wcale, z natury. Kwestia bardzo indywidualna.

Skoro mowa o instynktach, to przecież w czasach plemiennych żyliśmy właśnie w stadzie, a wyizolowana komórka: mąż i żona, to właśnie wynalazek, który nadszedł wraz z rozwojem cywilizacji. I o tym, jak bardzo nie przystaje do instynktów dużej części społeczeństwa, może świadczyć chociażby liczba rozwodów czy zdrad.

Sama sobie odpowiadasz, Katarzynko. smile
Żyjemy w formie kulturowej opartej na monogamii.
Rozwijaliśmy się w niej od ponad 1600 lat.
Cywilizacja ma swoje plusy i minusy.
Jednym z minusów, to spadek urodzeń na Półkuli Północnej.
Czym są więc samobójcze wyprawy do współczesności ze stron, gdzie poliamoria, to tradycja tu i tam?
Próbą przekonania innych, że styl życia tych, na miejscu i tych, którzy do tego miejsca przybywają, mogą współżyć bez zgrzytów?
Nie uważam.
Zapytam więc raz jeszcze. Twoi bliscy wiedzą o Twoim spojrzeniu na związki damsko-męskie w obecnych czasach?
I demagogii ignorującej przejawy różnic kulturowych w rozwoju ludzkości?

216

Odp: Życie w trójkącie

Przyjaciele i młodsze pokolenia w rodzinie wiedzą. Nie wiem jednak, jakie to ma znaczenie dla dyskusji o tym, czy zazdrość jest naturalna i czy da się ją okiełznać.

217

Odp: Życie w trójkącie

Moze warto zastanowic sie nad istota zazdrosci, gdy jest mowa o tym, czy mozna ja przezwyciezyc czy nie.
Zazdrosc wynika ze strachu. W tym sensie strach oraz jej wyraz w postaci zazdrosci jest przeciwienstwem milosci, czyli jej brakiem.

Zazdrosc jest strachem przed byciem opuszczonym i jest wyrazem zakotwiczonych w nas reakcji z dziecinstwa, gdzie na przyklad dla noworodka nawet pol godziny bez obecnosci matki jest instynktywnie odczuwane jako zagrozenie zycia, poniewaz noworodek sam nie jest w stanie przezyc. Poniewaz dzieci nie maja ani poczucia czasu ani wiedzy o tym, czy matka wroci, czyli brakuje im kognitywnej zdolnosci interpretacji takich sytuacji, ten strach zostaje gleboko zakorzeniony jako instynktywna reakcja na sytuacje opuszczenia nawet w sytuacjach, ktore dla doroslych wcale takimi nie sa.
A kto z nas tego nie przezyl ? Zaczyna sie to juz po urodzeniu, gdzie w szpitalu dzieci nie zostaja na 24 godziny przy matce, tylko sa odnoszone na sale noworodkow na dluzszy czy krotszy czas. Leza kazde samo w swoim lozeczku i sa otoczone panicznym placzem innych dzieci, wolajacych matki.
Nowo narodzone dzieci malp sa uczepione swoich matek 24 godziny na dobe, to jest nasza ewolucyjna spuscizna i nie zmienila sie ona do dzis. 
Potem w trakcie dziecinstwa zdarza sie mnostwo innych sytuacji, gdzie nabywamy to poczucie zagrozenia w momentach, gdy nie ma przy nas osob opiekujacych sie nami i jestesmy skonfrontowani z jakas sytuacja, ktora wydaje sie nam zagrazajaca.
Z czasem mozg sie rozwija, dochodza nam szare zwoje odpowiedzialne za swiadome interpretacje i uczymy sie, co jest rzeczywiscie zagrozeniem a co nie.
Ale gdy juz jako dorosli zwiazujemy sie blisko emocjonalnie z innym czlowiekiem, wraca ten zakorzeniony strach w momentach, gdy wydaje sie nam, ze mozemy zostac opuszczeni. Jest to reakcja pochodzaca z nieswiadomych czelusci polaczen neuronow w mozgu, ktore uruchamiaja system alarmowy, a do ktorych nie mamy w tym momencie dostepu. Dlatego przy zdradach czy rozstaniach pojawia sie czesto to uczucie unicestwienia. Nie jest ono uzasadnione realna sytuacja, bo jako dorosli damy sobie rade, nie zabije to nas. A mimo to takie sytuacje uruchamiaja  system najwyzszego alarmu, bo ta w tym momencie wywolana pierwotna, zakorzeniona w nas emocja nie jest polaczona z racjonalnym mysleniem, ktore przyszlo dopiero pozniej.

Dlaczego Katarzynce udalo sie przezwyciezyc uczucie zazdrosci o meza? Bo doswiadczyla innej sytuacji, niz ta pierwotna, z ktorej jej strach pochodzil. Doswiadczyla swiadomie, ze nadal jest kochana, nie zostala opuszczona, dodatkowo pomoglo jej to, ze kochala sama inna osobe, co jej na pewno w tym czasie dawalo oparcie i redukowalo strach. W ten sposob pierwotna reakcja moze byc przeprogramowana w naszym mozgu – poprzez nowe doswiadczenie w emocjonalnie podobnej sytuacji.
Programowanie naszych reakcji i zachowan dziala na tej samej zasadzie, jak dzialalo to u psow Pawlowa. Te czesci mozgu, ktore sa za takie instynktowne reakcje odpowiedzialne, sa nam wspolne z innymi zwierzetami.
Z tej zasady korzystaja tez niektore formy terapii. Albo nasze zyciowe doswiadczenia przeprogramywuja te pierwotnie nabyte reakcje.

218

Odp: Życie w trójkącie
Marajka napisał/a:

Moze warto zastanowic sie nad istota zazdrosci, gdy jest mowa o tym, czy mozna ja przezwyciezyc czy nie.
Zazdrosc wynika ze strachu. W tym sensie strach oraz jej wyraz w postaci zazdrosci jest przeciwienstwem milosci, czyli jej brakiem.

Zazdrosc jest strachem przed byciem opuszczonym i jest wyrazem zakotwiczonych w nas reakcji z dziecinstwa, gdzie na przyklad dla noworodka nawet pol godziny bez obecnosci matki jest instynktywnie odczuwane jako zagrozenie zycia, poniewaz noworodek sam nie jest w stanie przezyc. Poniewaz dzieci nie maja ani poczucia czasu ani wiedzy o tym, czy matka wroci, czyli brakuje im kognitywnej zdolnosci interpretacji takich sytuacji, ten strach zostaje gleboko zakorzeniony jako instynktywna reakcja na sytuacje opuszczenia nawet w sytuacjach, ktore dla doroslych wcale takimi nie sa.
A kto z nas tego nie przezyl ? Zaczyna sie to juz po urodzeniu, gdzie w szpitalu dzieci nie zostaja na 24 godziny przy matce, tylko sa odnoszone na sale noworodkow na dluzszy czy krotszy czas. Leza kazde samo w swoim lozeczku i sa otoczone panicznym placzem innych dzieci, wolajacych matki.
Nowo narodzone dzieci malp sa uczepione swoich matek 24 godziny na dobe, to jest nasza ewolucyjna spuscizna i nie zmienila sie ona do dzis. 
Potem w trakcie dziecinstwa zdarza sie mnostwo innych sytuacji, gdzie nabywamy to poczucie zagrozenia w momentach, gdy nie ma przy nas osob opiekujacych sie nami i jestesmy skonfrontowani z jakas sytuacja, ktora wydaje sie nam zagrazajaca.
Z czasem mozg sie rozwija, dochodza nam szare zwoje odpowiedzialne za swiadome interpretacje i uczymy sie, co jest rzeczywiscie zagrozeniem a co nie.
Ale gdy juz jako dorosli zwiazujemy sie blisko emocjonalnie z innym czlowiekiem, wraca ten zakorzeniony strach w momentach, gdy wydaje sie nam, ze mozemy zostac opuszczeni. Jest to reakcja pochodzaca z nieswiadomych czelusci polaczen neuronow w mozgu, ktore uruchamiaja system alarmowy, a do ktorych nie mamy w tym momencie dostepu. Dlatego przy zdradach czy rozstaniach pojawia sie czesto to uczucie unicestwienia. Nie jest ono uzasadnione realna sytuacja, bo jako dorosli damy sobie rade, nie zabije to nas. A mimo to takie sytuacje uruchamiaja  system najwyzszego alarmu, bo ta w tym momencie wywolana pierwotna, zakorzeniona w nas emocja nie jest polaczona z racjonalnym mysleniem, ktore przyszlo dopiero pozniej.

Dlaczego Katarzynce udalo sie przezwyciezyc uczucie zazdrosci o meza? Bo doswiadczyla innej sytuacji, niz ta pierwotna, z ktorej jej strach pochodzil. Doswiadczyla swiadomie, ze nadal jest kochana, nie zostala opuszczona, dodatkowo pomoglo jej to, ze kochala sama inna osobe, co jej na pewno w tym czasie dawalo oparcie i redukowalo strach. W ten sposob pierwotna reakcja moze byc przeprogramowana w naszym mozgu – poprzez nowe doswiadczenie w emocjonalnie podobnej sytuacji.
Programowanie naszych reakcji i zachowan dziala na tej samej zasadzie, jak dzialalo to u psow Pawlowa. Te czesci mozgu, ktore sa za takie instynktowne reakcje odpowiedzialne, sa nam wspolne z innymi zwierzetami.
Z tej zasady korzystaja tez niektore formy terapii. Albo nasze zyciowe doswiadczenia przeprogramywuja te pierwotnie nabyte reakcje.

W miarę logiczne tłumaczenie. Przyznam.
Nie tłumaczy ono jednak"skoków w bok" małżonka Autorki.
Skąd wzięły się zakusy na trójkąt? To wymaga wyjaśnienia!
Kto kogo w trąbę robił najpierw i Rudolfa rogi przyprawiał w związku?
Kim, ów "przyjaciel" był dla Autorki, nim doszło do tego wszystkiego?
Nie wierzę, że tylko "przyjacielem rodziny".
Nie mówię o fizycznej stronie tych relacji. A o spostrzeżeniach jej ślubnego, który dwie pieczenie na jednym ogniu mógł upiec przy okazji.

219

Odp: Życie w trójkącie

Analizy pobudek dla zachowan malzonka nie mialam na celu, bo jest to wedlug mnie sprawa drugorzedna.
Opanowanie wlasnej zazdrosci metoda kontroli partnera nie jest zadnym rozwiazaniem, lub tylko bardzo chwiejnym. Bardziej nadaje sie do tego wlasnie analiza wlasnych reakcji i ich przyczyn.
Mysle, ze czlowiek w istocie niekoniecznie jest gatunkiem monogamicznym. To tylko kulturowe nalecialosci i ukondycjonowania do pewnego stopnia moga to przyslonic. Wszelakie skoki na boki sa zazwyczaj kierowane podswiadomymi instynktami natury pierwotnej, czyli w pierwszej kolejnosci popedem seksualnym, ktory w takich momentach akurat bierze gore nad socjalizacja, ktora jest wtornym uwarunkowaniem. Tu akurat tak to dla mnie wyglada. Innym bodzcem do skokow w bok sa emocje, szukanie emocjonalnego oparcia, milosci, etc., gdy nam tego brakuje, przede wszystkim w nas samych.

Moj powyzszy tekst odnosi sie do tego, w jaki sposob mozna poradzic sobie z zazdroscia bez projektowania tego uczucia na druga osobe, w tym wypadku partnera.
Chodzi o introspekcje, bo w koncu kazda nasza emocja powstaje we wlasnym wnetrzu i ma zwykle dosc indywidualny charakter jako mieszanka instynktownych biologicznych reakcji i nabytych spolecznych ukondycjonowan. Poki sie temu nie przypatrzymy dokladniej, jestesmy zazwyczaj tylko biologicznymi maszynami sterowanymi przez podswiadome automatyczne reakcje, tylko reagujacymi, zamiast swiadomie dzialajacymi jednostkami. Steruja nami wlasne emocje, ktore niekoniecznie oddaja rzeczywisty obraz sytuacji i dlatego niekoniecznie pobudzaja nas do adekwatnych reakcji.
Zewnetrzne bodzce sa w tym sensie tylko przyciskami uruchamiajacymi te reakcje.
Jesli sie to wie, to jest wtedy mozliwosc przeprogramowania tych reakcji i wtedy pobudki dzialan innych ludzi przestaja byc tak wazne dla spokoju wlasnego ducha. Mozna zaczac byc emocjonalnie niezaleznym od innych.

220

Odp: Życie w trójkącie
Marajka napisał/a:

Analizy pobudek dla zachowan malzonka nie mialam na celu, bo jest to wedlug mnie sprawa drugorzedna.
Opanowanie wlasnej zazdrosci metoda kontroli partnera nie jest zadnym rozwiazaniem, lub tylko bardzo chwiejnym. Bardziej nadaje sie do tego wlasnie analiza wlasnych reakcji i ich przyczyn.
Mysle, ze czlowiek w istocie niekoniecznie jest gatunkiem monogamicznym. To tylko kulturowe nalecialosci i ukondycjonowania do pewnego stopnia moga to przyslonic. Wszelakie skoki na boki sa zazwyczaj kierowane podswiadomymi instynktami natury pierwotnej, czyli w pierwszej kolejnosci popedem seksualnym, ktory w takich momentach akurat bierze gore nad socjalizacja, ktora jest wtornym uwarunkowaniem. Tu akurat tak to dla mnie wyglada. Innym bodzcem do skokow w bok sa emocje, szukanie emocjonalnego oparcia, milosci, etc., gdy nam tego brakuje, przede wszystkim w nas samych.

Moj powyzszy tekst odnosi sie do tego, w jaki sposob mozna poradzic sobie z zazdroscia bez projektowania tego uczucia na druga osobe, w tym wypadku partnera.
Chodzi o introspekcje, bo w koncu kazda nasza emocja powstaje we wlasnym wnetrzu i ma zwykle dosc indywidualny charakter jako mieszanka instynktownych biologicznych reakcji i nabytych spolecznych ukondycjonowan. Poki sie temu nie przypatrzymy dokladniej, jestesmy zazwyczaj tylko biologicznymi maszynami sterowanymi przez podswiadome automatyczne reakcje, tylko reagujacymi, zamiast swiadomie dzialajacymi jednostkami. Steruja nami wlasne emocje, ktore niekoniecznie oddaja rzeczywisty obraz sytuacji i dlatego niekoniecznie pobudzaja nas do adekwatnych reakcji.
Zewnetrzne bodzce sa w tym sensie tylko przyciskami uruchamiajacymi te reakcje.
Jesli sie to wie, to jest wtedy mozliwosc przeprogramowania tych reakcji i wtedy pobudki dzialan innych ludzi przestaja byc tak wazne dla spokoju wlasnego ducha. Mozna zaczac byc emocjonalnie niezaleznym od innych.

Przykro mi, Marajka, ale wygląda to dla mnie, jak pieprzenie psychoanalityka dla potrzeb zdurniałego pacjenta, który nic o świecie nie wiedział do tej pory według terapeuty.
Gdy się kogoś kocha, walczy się o tę miłość.
Są jednak granice. Z obu stron przekroczone.
Swing to się nazywa.

221

Odp: Życie w trójkącie
Excop napisał/a:

Przykro mi, Marajka, ale wygląda to dla mnie, jak pieprzenie psychoanalityka dla potrzeb zdurniałego pacjenta, który nic o świecie nie wiedział do tej pory według terapeuty.
Gdy się kogoś kocha, walczy się o tę miłość.
Są jednak granice. Z obu stron przekroczone.
Swing to się nazywa.

Przykro mi Excop, ale to brzmi dla mnie jak pieprzenie kogos, kto sobie zyc lubi we wlasnej nieswiadomosci i w swoich bajkach o szlachetnych rycerzach, nie majac pojecia o tym, co wlasciwie nim steruje. tongue

222

Odp: Życie w trójkącie

To nie zazdrość jest wielkim problemem trójkątów czy otwartych związków. Ją można przepracować w  głowie.
Motywacja jest większym i tu zgadzam się  z Excopem.

Obejrzałam film..
może telewizja coś przekłamuje, ale jeżeli ktoś m w tym trójkącie pojęcie o miłości to S i Ty Katarzynko, nie mąż.
Natomiast Ty zrobisz dla męża chyba wiele za dużo..

223

Odp: Życie w trójkącie
Marajka napisał/a:

Przykro mi Excop, ale to brzmi dla mnie jak pieprzenie kogos, kto sobie zyc lubi we wlasnej nieswiadomosci i w swoich bajkach o szlachetnych rycerzach, nie majac pojecia o tym, co wlasciwie nim steruje. tongue

Behawioryzm teorie o zachowaniach ponoć opisuje.
Ja nie twierdzę, że robić tak się nie godzi.
Sam miałem ciągoty, pozbawione jednak emocjonalnego podtekstu.
Trójkąt, dla zapewnienia ciągłości związku, bo się kocha"
Bez jaj!

224

Odp: Życie w trójkącie

Ja nie zgodziła bym się na trójkąt

225

Odp: Życie w trójkącie

Wypowiedź Marajki, skądinąd ciekawa i sporo wnosząca do dyskusji, dotyczyła tylko wycinka tematu jakim jest zazdrość, jej przyczyny i możliwości poradzenia sobie z tym uczuciem. Excop, sam zacząłeś, rzucając hipotezę, że „nie można oswoić zazdrości” wink

Mnie samą temat naszych instynktownych odruchów zajmuje w ostatnim czasie dość mocno. Polecam lekturę książki Samolubny gen, wyjaśnia jak wiele z naszych obecnych „naturalnych” reakcji, to spuścizna genetyczna z zamierzchłych czasów. Niektóre z naszych genów pochodzą od odległych praprzodków i kiedyś pozwoliły im przetrwać. Np. arachnofobia, dziś już anachronizm w naszym klimacie, a tkwi w tak wielu z nas, w tym we mnie.

Skąd wzięły się zakusy na trójkąt? To wymaga wyjaśnienia!

Zaczęło się od czworokąta i tu akurat tłumaczenie wydaje się proste. Jak pisała Marajka, natura. Mąż jest młodszy, miał spore potrzeby i dużą ciekawość. Na dokładkę obok przyjaciel S. wpędzający w kompleksy swoim bujnym życiem łóżkowym. Mając więc chętnych, przyjaciela i przyjaciółkę, zdecydowaliśmy się na eksperyment. Co ciekawe, o nią zazdrości nie czułam w ogóle, bo znamy się od lat i sobie ufamy (co poniekąd potwierdza teorię Marajki, nie traktowałam jej jako zagrożenia, więc nie czułam zazdrości nawet o seks, gdzie jednocześnie potrafiłam czuć zazdrość o niewinny flirt z inną, obcą).

A dlaczego później potoczyło się jak się potoczyło? Że zacytuje samą siebie:

„parę tygodni później mąż przyznał się, że od tamtego czasu zupełnie inaczej patrzy na sprawę trójkąta z facetem. Okazało się, że widok mnie z innym wcale mu nie przeszkadza, a przeciwnie – może być nawet podniecający. Zaczął mnie namawiać, byśmy jeszcze kiedyś dali szansę S. Nie wiedziałam co z tym począć. Z jednej strony w fantazjach czasami pojawiały się takie wizje”

Możesz więc stwierdzić, że oboje jesteśmy sobie winni. Spróbowaliśmy zakazanego owocu, a apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ja kompletnie nie czuję potrzeby szukania „winnego”, bo nie uważam, żeby w naszym małżeństwie był wcześniej problem. Przeciwnie. To właśnie pewność, że się kochamy i razem wszystko przetrwamy, dała nam odwagę do tych wszystkich eksperymentów. No chyba, że uważasz, iż sama chęć eksperymentowania świadczy o problemach? Moim zdaniem absolutnie nie, zaczynając byliśmy szczęśliwi i pewni swej miłości.

A problemy, owszem, pojawiły się z czasem. Miłość do S., duża presja męża na wyrównanie rachunków i moja zazdrość. I ta zazdrość prawie rozbiła nasz związek. W końcu jednak dotarło do mnie, że awanturować się nie ma sensu. Zazdrością i gniewem potrzeb męża nie zmienię, a rozstawać się z tego powodu nie zamierzam, bo kocham go i czuję się z nim szczęśliwa. Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i zgodnymi partnerami.

Zamiast więc teraz uparcie patrzeć w przeszłość i rozliczać winnych, wolę patrzeć w przyszłość. I co ciekawe, idzie mi coraz lepiej. Pomału odkrywam, że wszystkich nie zadowolę i muszę też zadbać o siebie. Mam za duże parcie, by wszystkich uszczęśliwiać i czasem sama zupełnie już nie wiem, czego ja bym w tym wszystkim chciała. Wreszcie zmęczenie szarpaniem na prawo i lewo przez obojga Panów i ich sprzeczne oczekiwania, dało o sobie znać.

W tym miejscu Elu, dzięki za Twoje zdanie i wszystkich innych, którzy kazali mi w całej sytuacji pamiętać też o sobie. Żałuję, że tak późno zaczęłam Was słuchać.

Obecnie trwa u nas mała rewolucja. Tydzień temu wyprowadziłam się tymczasowo z domu i zamieszkałam w pustym mieszkaniu przyjaciółki. Pierwszy raz od dawna mam czas na swoje pasje: moje książki, muzykę, filozofowanie i samotne spacery. Obu Panom kazałam tymczasowo dać mi czas i przestrzeń. I już parę dni wystarczyło, by odpowiedzi zaczęły przychodzić. Za jakiś czas opowiem, co z tego wynikło. Wszystkim zaś szczerze radzę: nigdy, przenigdy nie zaniedbujcie samych siebie, znajdźcie w codziennym biegu chociaż trochę czasu dla swoich pasji i rozrywek. Człowiek, który sam siebie zaniedba, i tak nie będzie potrafił w pełni zatroszczyć się o innych.

226

Odp: Życie w trójkącie

Nie będę szatkować Twojej wypowiedzi, Katarzynko, bo mój smartfonik małe możliwości ma. Albo ma, ale ja ich nie znam. smile
Po prostu, związek, który dotarł do granicy, że "coś za coś" się pojawia, niewiele ma wspólnego z emocjonalnym zaangażowaniem dotychczasowych partnerów.
Łączą Was inne aspekty, o które już pytał nie będę.
Przyznam, że pozbawione tła emocjonalnego seksualne eksperymenty, były moim udziałem.
Ale kochanej kobiety, nikomu bym nie oddał.
Prawdopodobnie powtórzyłem się, ale nie szkodzi.

227

Odp: Życie w trójkącie

U Katarzyny jest ich wiele- emocji.. Ty piszesz jak facet.

228

Odp: Życie w trójkącie
Ela210 napisał/a:

U Katarzyny jest ich wiele- emocji.. Ty piszesz jak facet.

W końcu mężczyzną jestem, Elu. smile

229 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2019-12-19 22:11:21)

Odp: Życie w trójkącie
Excop napisał/a:

Ale kochanej kobiety, nikomu bym nie oddał.

Rozumiem i wierzę. Wierzę, że jeśli kochałbyś kobietę, nie oddałbyś jej nikomu. Taki jesteś - Ty. I szanuję to.

Nie wnioskuję z tego jednak, że mój mąż, który postąpił inaczej, nie kocha mnie. Ludzie różnią się od siebie. Nie da się naszych doświadczeń i odczuć wprost przenosić na osoby trzecie.

Znam męża 11 lat, jestem z nim od 9, odkąd tylko wszedł w dorosłe życie. To racjonalny człowiek, bardzo inteligentny, niezbyt romantyczny i mało emocjonalny. Uczucie jakim mnie darzy, to jedyna możliwa i najprawdziwsza miłość jaką potrafi z siebie dać, nie taka z romantycznej komedii, ale nie wyobrażam sobie innej miłości w jego wykonaniu. Możesz uważać więc, że mąż kochać nie potrafi wcale, ale to nie będzie ważne. Ja się czuję kochana.

230

Odp: Życie w trójkącie

Bądź zdrowa, Katarzynko.
Nie rozumiem podstaw Twojego trójkąta, ale życzę Ci wszystkiego najlepszego, z okazji świąt. Byś była szczęśliwa. Do widzenia. smile

231

Odp: Życie w trójkącie

Excop, też nie wszystko rozumiem, a czasem im dalej idę w rozważaniach, tym trudniej wszystko pojąć. Łatwo też wpaść w pułapkę subiektywizmu.

Tobie również najlepszego.

232

Odp: Życie w trójkącie

Z opisu ja wnioskuję, że pan mąż jest raczej bardzo emocjonalny.
To już wróciliscie do siebie, czy ja nie doczytałam? I jeśli czujesz się kochana, to nikomu innemu opiniować w tej kwestii,

233 Ostatnio edytowany przez Lovelynn (2019-12-23 22:00:52)

Odp: Życie w trójkącie

Z dużym zainteresowaniem przeczytałam ten wątek, gdyż od dłuższego czasu interesuje mnie temat poliamorii jako pewnego rodzaju eksperyment, pole do eksploracji niezbyt dobrze dotychczas zbadanych terenów. Nie chodzi mi tu o fascynajcę erotyczną tym tematem, to akurat z mojej strony ma marginalne znaczenie.
Bardziej interesuje mnie kwesta, na ile w związku monogamicznym można mieć "wszystko", czyli czy mogą zostać zaspokojone w nim wszelkie potrzeby emocjonalne, psychiczne, intelektualne, cielesne, duchowe i inne. Odpowiedź nasuwa się raczej sama - nie, nie mogą. Stąd poliamoria wydaje się być rozwiązaniem idealnym, gdyż daje iluzję możności zaspokojenia tych potrzeb za pomocą osób trzecich (a nawet czwartych i kolejnych). Początkowo osoby w tego typu relacjach zazwyczaj są euforycznie nastawione do pomysłu i utrzymują, że znalazły receptę na szczęście w związku i nareszcie mają wszystko. Nie muszą okłamywać partnera w sytuacji, kiedy następuje (całkiem naturalne) zauroczenie inną osobą w związku. Zjedli ciastko, a tu się szczęśliwie okazuje, że nadal mają ciastko.

Jednak z długotrwałej obserwacji związków poliamorycznych (w moim przypadku: z relacji innych) wychodzi mi, że i tu powstają nowe luki i braki, może nawet jeszcze większe. Pewne potrzeby są wprawdzie zaspokajane, jednak dzieje się to na koszt innych. Choćby potrzeba ekskluzywności i wyłączności w związku: musi ona w poliamorycznej relacji zostać żmudnie "przepracowywana ze sobą" po to, aby zminimalizować lub nawet zabić w sobie uczucie zazdrości. Albo potrzeba spokoju głowy, czasu wolnego przeznaczonego tylko dla siebie (tak jak w tym wątku) bo co dużo tu tłumaczyć: zaspokajanie potrzeb osoby jednej i drugiej, a może jeszcze kolejnych to jednak spory wysiłek, który idzie na koszt własnych rezerw emocjonalnych i psychicznych. Czyli i tu, podobnie jak w związkach monogamicznych istnieje zasada: coś za coś.

Można by niby wyciągnąć taki uproszczony wniosek: niech każdy decyduje, co dla niego jest ważniejsze. Pewnie. Ale wydaje mi się, że mądrze jest także umieć korzystać z doświadczeń innych. Sama do tej pory nie słyszałam o przypadkach, aby ktoś w danej relacji poliamorycznej wytrwał dłużej, np. 10 lat i więcej. Natomiast znam wiele takich przypadków w relacjach monogamicznych. Dziwnym trafem zawsze ktoś się z relacji wieloosobowych prędzej czy później wycofuje, nie chcąc być tym/tą drugą/trzecią. Zawsze jest związek "główny" i "poboczne".

Poliamoria jest moim zdaniem wyjściem przejściowym, doraźnym, formą poznania samego siebie i partnera. Jednak to właśnie monogamia wykrystalizowała się (ewolucyjnie?) mimo wszystko jako najbardziej satysfakcjonująca forma partnerstwa - pomimo wszelkich ograniczeń i niedoskonałości. Trochę jak z tą demokracją, co to wszyscy na nią psioczą, ale jak do tej pory nikt nie wynalazł nic lepszego.

234

Odp: Życie w trójkącie

Pytanko do autorki tematu. Czy związek nadal trwa? Mamy podobna sytuacje i zastanawiamy się co zrobić?

235

Odp: Życie w trójkącie

no właśnie, też jestem ciekawa, co tam u Katarzynki w trójkącie słychać :-)

236

Odp: Życie w trójkącie

Nadrobilam temat i... wow, też czekam aż autorka sie odezwie big_smile

237 Ostatnio edytowany przez paslawek (2020-12-16 11:02:04)

Odp: Życie w trójkącie

Ostatni post Katarzyny jest napisany przez nią rok temu ,to może potrwać to czekanie.

Mam i tak "zszarganą" opinię na forum mogę do Katarzyny napisać  maila jak pękacie smile
Sam jestem ciekaw co u niej żeby nie było.Temat jest interesujący tak w ogóle ,a Katarzyna jawi się jako bardzo fajna osoba.
To co machniom ?

238

Odp: Życie w trójkącie

Machniom napisz. Mogłaby wypowiedzieć tu co u niej.

239

Odp: Życie w trójkącie

Katarzyna jest wrażliwą kobietą, zakochaną w mężu więc obstawiam że z nim została. Chociaż mam swoje zdanie na ten temat, wyrażone w wątku.

240

Odp: Życie w trójkącie

Cała trójka odjechała ku zachodzącemu słońcu wink

241

Odp: Życie w trójkącie

nie, przyjaciół się nie porzuca, więc żyją razem w zgodzie i szczęściu :-))

242

Odp: Życie w trójkącie
adiafora napisał/a:

nie, przyjaciół się nie porzuca, więc żyją razem w zgodzie i szczęściu :-))

Może zmienili wiarę i są Mormonami ?

243

Odp: Życie w trójkącie

Poszła wiadomość

U mormonów to tak nie działa .Zresztą tylko niewielka ich część odłam uznaje poligamię i jest tolerowana w USA.

244

Odp: Życie w trójkącie

Właśnie przeczytałem i oniemiałem a potem przetrawiłem. Ciekawe jak potoczyły się losy autorki tym bardziej że urwała kontakt w krytycznym momencie swojego życia. Opcji jest kilka i nie zależą tylko od autorki ale męża i kochanka. Z całej historii wysnułem wniosek = można taki związek stworzyć przy dużym szczęściu ale pod jednym warunkiem : nie może zaistnieć małżeństwo czyli obaj panowie nie mogą być mężami (hierarchia w trójkącie) ani mieć dziecka z wynranką (też rodzi się hierarchia ważności ojca biologicznego). Natomiast qiwm o związkach w drugą stronę i to wieloletnich gdzie żona mieszka z tzw. przyjaciółką i obie mają dzieci (prawdopodobnie z nim). le jak dalej nędzie ? tego nie wie nikt. Odezwij się autorko, już czas na twoje uzupełnienie .

245

Odp: Życie w trójkącie
normalnyjestem napisał/a:

Właśnie przeczytałem i oniemiałem a potem przetrawiłem. Ciekawe jak potoczyły się losy autorki tym bardziej że urwała kontakt w krytycznym momencie swojego życia. Opcji jest kilka i nie zależą tylko od autorki ale męża i kochanka. Z całej historii wysnułem wniosek = można taki związek stworzyć przy dużym szczęściu ale pod jednym warunkiem : nie może zaistnieć małżeństwo czyli obaj panowie nie mogą być mężami (hierarchia w trójkącie) ani mieć dziecka z wynranką (też rodzi się hierarchia ważności ojca biologicznego). Natomiast qiwm o związkach w drugą stronę i to wieloletnich gdzie żona mieszka z tzw. przyjaciółką i obie mają dzieci (prawdopodobnie z nim). le jak dalej nędzie ? tego nie wie nikt. Odezwij się autorko, już czas na twoje uzupełnienie .

Coś w tym jest, co piszesz, ze tu wzyscy sa jakby równi.

Nie zgadzam się jednak całkiem co do kwestii szczęścia, bo to nie tak, ze ono jest jak dszcz - albo spadnie,a lbo nie ma, i nie mamy na to wpływu, bo jednak wybieramy ludzi z jakimi się wiażemy, przyjaźnimy. Dla mnie piekna historia, przywrcająca wiarę w ludzi, dobrze rzumiane zrozumienie, miłosć, trzymam za nich kciuki1

246

Odp: Życie w trójkącie

Wow, dawno tu nie zaglądałam. Nie spodziewałam się, że ktoś oczekuje na ciąg dalszy.

Od czego by tu zacząć… Tak, dalej jesteśmy małżeństwem i nadal przyjaźnimy się we troje.

Jak wspomniałam, staraliśmy się z S. uszanować decyzję męża, ale nie było łatwo wrócić na stopę koleżeńską. Po imprezie sylwestrowej 1,5 roku temu (czyli parę miesięcy po rozstaniu) S. napisał do nas długą wiadomość, że przeprasza, ale nie umie i nie chce przestać mnie kochać. Stanowisko męża się jednak nie zmieniło. S. jeszcze kilka razy podejmował bezskuteczne próby powrotu, a w końcu pod pretekstem szalejącego koronawirusa, wrócił na dłuższy czas do rodzinnego miasta. Ja wyjechałam na wieś do domu swojej babci i próbowałam się pozbierać. Tak jak postanowiłam, skupiłam się wtedy na sobie, swoim zdrowiu i zaniedbanych zainteresowaniach. Myślałam też, że być może S. znajdzie teraz dziewczynę i to pomoże nam obojgu zapomnieć.

Długi czas unikałam myślenia o naszym trójkącie, żeby nie pogłębiać doliny, w której się znalazłam po rozstaniu. Nic to jednak nie pomogło. Odpoczynek, praca nad sobą, psychoterapia, a ja i tak pogrążałam się coraz głębiej w apatii i smutku. W maju zamieszkałam znowu z mężem i tak oboje tkwiliśmy obok siebie, każde w poczuciu własnej krzywdy.

Latem S. wrócił na dobre do Torunia i przy pierwszym spotkaniu we dwoje pocałował mnie i próbował się ze mną kochać. Nie wiem skąd znalazłam w sobie determinację, żeby powiedzieć mu „nie”. Przeprosił i szybko wyszedł. Tydzień później na imprezie plenerowej u znajomego przyznał się mężowi, że próbował zaciągnąć mnie do łóżka. Znowu powtórzył, że w jego uczuciach nic się nie zmieniło i chciałby do nas wrócić. Mąż odparł, że na ten moment nie jest na to gotowy i nie wie czy kiedykolwiek będzie.

Co ciekawe, sytuacja pomiędzy mną a mężem, a także pomiędzy naszą trójką, zaczęła się wyraźnie poprawiać. Znów spotykaliśmy się często i świetnie ze sobą czuliśmy. Umieliśmy we troje przegadać całą noc, tak jak na początku. Obecność S. obok nas i uzdrowienie naszych relacji sprawiły, że pomału zaczęłam wychodzić ze swojego dołka.

W listopadzie kuzyn mojego męża, z którym jesteśmy delikatnie mówiąc w złych stosunkach, natrafił na nasz wywiad w TVN. O naszym poliamorycznym związku wiedziała moja rodzina, ale rodzina mojego męża już nie. Mój mąż nie życzył sobie ujawniania im naszej relacji. Mimo anonimizacji, jesteśmy na filmiku rozpoznawalni. Kuzyn zaczął wypisywać do mnie obraźliwe wiadomości i wysłał linki do wywiadu rodzinie męża.

Z poczty pantoflowej dowiedziałam się, że teść jest zrozpaczony. Że bardzo mu szkoda jedynego syna, któremu zapewne wyrządzam krzywdę. Źle mi było strasznie, chyba właśnie z powodu seksistowskiego wydźwięku całego „skandalu” - biedny facet, zła kobieta. Szczęśliwie w całej sytuacji mąż mnie bardzo wspierał.

Teściowa jest mi bardzo bliska, więc w końcu zaprosiłam ją na kawę i długą rozmowę. O dziwo, przyjęła naszą opowieść z dużą otwartością, podziękowała za szczerość i bardzo szybko nasze relacje wróciły do normy.

Co innego teść. Nie rozmawiał z nami parę miesięcy. W końcu mąż spotkał się z nim i wprost powiedział, że cały otwarty związek był jego pomysłem, bo miał ochotę spróbować seksu z innymi kobietami. A jeśli kogoś ma być teściowi szkoda, to naszego przyjaciela. I nie wiem, czy to od tego przymusowego coming outu, czy z innego powodu, ale w kwietniu mąż powiedział mi, że rozważa powrót do otwartego związku. Umówił się nawet na dwie randki z moją przyjaciółką – tą samą, z którą zaczynaliśmy naszą przygodę w czworokącie. Ona sama (zadeklarowana singielka) od paru miesięcy powtarzała, że być może niepotrzebnie się z tego wycofała. Na razie obserwuję z zaciekawieniem co z tego wyniknie, ale staram się nie mieć oczekiwań z tym związanych.

Na ten moment nasza sytuacja nie jest do końca zdefiniowana. Boję się znów w pełni otworzyć i dać nadzieję sobie i S., z obawy, że za chwilę mąż może zmienić zdanie. Powtarzam sobie, że potrzebujemy czasu na przemyślenie tej decyzji, tym razem jasno stawiając mężowi warunek: taka relacja nie może być zależna od sukcesów lub porażek jednego z nas, musimy być pewni, że tak chcemy żyć i jest to dla nas dobre, niezależnie od tego jak w danym momencie ułożą się konkretne relacje.

Zaczęłam rozpamiętywać, jak wyczerpujące emocjonalnie było uwikłanie w rywalizację dwóch mężczyzn, ile czasu pochłaniały starania, żeby żaden z nich nie czuł się pokrzywdzony. Próbowałam w ten sposób studzić swój entuzjazm, ale wiadomo - racjonalne rozważania to jedno, a uczucia i tak idą swoją drogą. W weekend wróciliśmy z tygodniowego wyjazdu we troje, a tam… Wspólna kąpiel w wielkiej wannie, rozmowy po świt, czułości i ech, znowu nadzieje odżyły.

Wróciła myśl, że chciałabym żyć z nimi. I że kocham S. w dalszym ciągu. No i przyznam, że wcale mi się to nie podoba. Po rozstaniu nabrałam emocjonalnego dystansu wobec S. i było mi z tym okej, bezpiecznie, bez ryzyka, bez nocnych tęsknot i wiecznych wyrzutów sumienia. Można powiedzieć, że siedziałam sobie w swojej skorupie, zajęta własnymi sprawami, odsuwając od siebie marzenia o życiu we troje. I chcę aby tak pozostało, do czasu aż mąż albo S. nie zwiążą się z inną kobietą, bo już teraz wiem, że obecność tej czwartej jest dla nas jedynym sposobem na trwały i zbalansowany otwarty związek. Wcześniej wierzyłam, że mąż nie umie przyznać przed sobą szczerze, że jest najbardziej szczęśliwy z nami we troje i poszukuje czwartej, bo nie chce wyjść na „frajera”. Ale miesiące rozstania nie potwierdziły moich nadziei. Upewniły mnie jednak, że już nie ma dla nas powrotu do monogamii, bo i ja i mąż co jakiś czas wracamy do myśli o otwartym związku.

247 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-07-18 23:26:25)

Odp: Życie w trójkącie

Katarzynko.
Wyczerpujący emocjonalnie to jest Twój mąż.
A Ty robisz wszystko by zadowolić jego, a nie siebie. On Cię wcale nie wspiera, On Cię niszczy.
Przeczytaj to co napisałaś  przeanalizuj co Cię uszczęśliwia.
Nawet  o rodzinę męża troszczysz się bardziej niż o swoją..
W tym wywiadzie,  przepraszam że to napiszę  Twój mąż zrobił na mnie  wrażenie mocno egocentrycznej osoby..
Czy przypadkiem i Ty i S nie mieliście chłodnych, wymagających ojców?
Ta "czwarta" to pole przejściowe do uwolnienia się od męża.. ech..

248

Odp: Życie w trójkącie

Hm..., tak sobie myślałam że jeśli nikomu nie szkodzi to dlaczego nie kontynuować układów trochę nietypowych ale... czy faktycznie nie szkodzi ? bo wyczerpuje prawdopodobnie ponad miarę jednak...
Ale smile przewrotnie wink raz się żyje i jeśli nie spróbujesz... smile

249

Odp: Życie w trójkącie

Moje refleksje są po obejrzeniu programu w TV. tam bohaterowie: poddani ukryciu tożsamości , wypowiadaja się na temat i słychać jakby więcej.
do tego układu nie doszło z chęci eksperymentu wszystskich stron, tylko wpływania 1 osoby z tej trójki na pozostałych.

250 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2021-08-02 15:26:25)

Odp: Życie w trójkącie

Elu, opisuję tu wyłącznie wycinek naszego życia, związany z jednym aspektem – relacją z S., której przebieg może stawiać mojego męża w złym świetle. Podobnie jak tefałenowski wyimek z dwugodzinnej rozmowy. To jednak niesprawiedliwa ocena. Mój mąż jest dobrym człowiekiem i partnerem: opiekuńczym, bezinteresownym, pracowitym i odpowiedzialnym. Można na nim polegać i powierzyć mu najgłębszy sekret. Brakowało mi w nim  spontaniczności i romantyzmu, przez co być może tak mocno uległam urokowi przyjaciela: uczuciowego i otwartego. Przyznaję, kiedy byłam z nimi dwoma i wszystko układało się dobrze, to było 200% normy, pełnia szczęścia i spełnienia, podsycana świeżą miłosną chemią. Upadłam więc z bardzo wysokiego konia. Tęsknota za tamtym czasem i wyrzuty sumienia po rozstaniu na jakiś czas sprawiły, że zwątpiłam. Oskarżałam męża o nieczułość, wyrachowanie i egoizm, które Ty też mu zarzucasz. Mieliśmy kryzys, ale ostatecznie nie przysłoniło mi to niezaprzeczalnego faktu: przedtem byłam z nim szczęśliwa jak nigdy wcześniej i wciąż nie wyobrażam sobie lepszego dla mnie partnera. Nie chciałabym odejść od męża, by związać się z S. i on także by tego nie chciał – nie umielibyśmy żyć tylko we dwoje. Wielokrotnie to sobie udowodniliśmy na naszych kilkudniowych wyjazdach bez męża. Poza tym i tak nie potrafilibyśmy niczego zbudować na jego nieszczęściu, więc tego tematu w ogóle nie było i nigdy nie będzie.

Ostatnie tygodnie skłaniają mnie do wniosku, że spowolnienie i zatrzymanie bywa zbawienne. Można przekopywać na siłę koryto rzeki życia, ale ono płynie wartkim rytmem i wylewa się z przygotowanych dla niego ścieżek. Nie jesteśmy w stanie raz na zawsze stworzyć skończonej formy siebie i swoich relacji: one się dynamicznie przekształcają. Przestałam więc na siłę szukać definicji dla naszego związku, nie próbuję go upchnąć w kolejną ciasną ramę: trójkąt, otwarty związek, friends with benefits. Wcześniej chciałam kategorycznych odpowiedzi także dla dobra S., chciałam aby wiedział na czym stoi. Dlatego po rozstaniu byłam bardzo stanowcza: mówiłam mu, że już nigdy nie będziemy razem, że to definitywny koniec. Zapewniałam, że ten rozdział jest dla mnie zamknięty i jemu doradzałam to samo. Przyjaciel jednak odmawiał przyjęcia tego do wiadomości. Mówił, że to jego życie, a jego nadzieje i wybory, to jego sprawa. No i okazało się, że być może miał rację. Wyjątkowo jednak nikt nie pyta „co dalej?”. Może i słusznie, po co na siłę obierać kierunek, kiedy jeszcze się nie wie, dokąd pójść.

Co do pytania o rodziców: ja wychowywałam się bez ojca, a przyjaciel bez matki (faktycznie, z zimnym i wymagającym ojcem). Czy uważasz, że podświadomie szukamy w mężu opiekuna? Albo w trójkącie substytutu dla naszych rozbitych rodzin? Mój terapeuta (do którego chodziłam przez rok) też miał na ten temat swoje teorie big_smile

251 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-08-02 22:22:15)

Odp: Życie w trójkącie

widzisz, ja napisałm jak to odbieram na posdtawie tego wątku, a program potwierdził tylko moje zdanie.
ale i tak miara wszystkiego ostateczną jest to, czy Ty czujesz się szczęśliwa, czy tak bardzo boisz sie po prostu męża stracić.
tak, niestety uważam jak Twoja terapeutka, ale w sumie jakie to ma znaczenie co uważa ktoś randomowy z forum? smile
najpierw było was dwoje, ale zaczęłaś dojrzewać i próbować oderwać się z tak ścisłego zwiazku z mężem. pojawił się S, a ludzie nie pojawiają się nam przypadkowo.
Słuszne Twoje przypuszczenie że do rozbicia trójkąta potrzebna jest 4 osoba- gdy ona się wpasuje w związek z mężem, będziesz wolna.
życie to chemia,
moze tez Cie uwolnić terapia męża. - jego indywidualna.
wg mnie czujesz ze jesteś mu coś winna- chociaż to nieprawda. Ale chcesz go podpierać,
On prawdopodobnie jest świadomy, że bierze od Ciebie więcej niż mu się nalezy- ta nierównowaga doprowadziła was tu gdzie jesteście.
pytałaś go jakiej chciałby kochanki? - pewnie mniej uległej niż Ty. To ściąga z mężczyzny pewne brzemię..

252

Odp: Życie w trójkącie

Seksualność to bardzo skomplikowana sfera. Potrafi uruchamiać nasze nieuświadomione kompleksy i jest odporna na racjonalne tłumaczenia. Oboje z mężem tego doświadczyliśmy.
Otwierając związek myślałam, że jesteśmy w pełni świadomi, pewni siebie i naszej miłości. Czas jednak pokazał, że niełatwo jest przekraczać konwenanse. Każde z nas słyszy w głowie potężny głos superego, oceniającego i krytykującego, przed którym łatwo jest skapitulować.

Muszę w tym miejscu wspomnieć o niedawnej, bardzo ważnej dla mnie rozmowie. Mąż sam podjął wreszcie temat naszego trójkąta, jego przyczyn, rozwoju i rozpadu. Szczerze, bez pretensji i uników. Przyznał, że otwierał związek, bo miał mniej seksualnych doświadczeń niż ja i S., co tworzyło wrażenie, że coś mu w życiu umyka. Chciał zaleczyć te „braki” bez uciekania się do zdrady i podchody naszego przyjaciela okazały się mu na rękę.

I mąż powiedział tak: nigdy nie miałem fantazji o innych mężczyznach w naszym łóżku, chciałem poszerzyć doświadczenia z kobietami, a o co się okazało? Czworokąt z przyjaciółką był krępujący, seks z nią jeden na jeden też nieudany, ten wątek wygasł bardzo szybko. Za to nasz seks z S... Czy myślisz, że mi się nie podobało? – pytał. Bardzo mi się podobało, przecież sama widziałaś i to był problem. Bo co ja nagle miałem o sobie myśleć? Jak to wyglądało z boku? I tu zaczął mi streszczać swoje obawy: pewnie ludzie mnie biorą za biseksualnego/frajera/rogacza/kryptogeja itp. Nie potrafił beztrosko cieszyć się seksem we troje, bo czuł, że to zwyczajnie niemęskie.

To skłoniło go do poszukiwania kolejnej kobiety. Wtedy pojawiła się blondynka z pracy, z którą jednak nie udało się nic satysfakcjonującego zbudować.

Tymczasem mój związek z S. rozkwitał tak fizycznie jak i emocjonalnie, a mężowi coraz trudniej było cieszyć naszą relacją we troje. W końcu nawiązał dłuższy romans z młodą dziewczyną, w który się mocno zaangażował. Relacja go jednak emocjonalnie wyczerpała, bo składała się głównie z huśtawki rozstań i powrotów. Po jej zakończeniu mąż nie chciał szukać dalszych romansów, a pozostawać w trójkącie dłużej nie potrafił. Podobno długo próbował zwalczać lub ignorować te myśli na swój temat, ale nie umiał i tylko pogrążał się coraz głębiej w niechęci do siebie i do nas. Zakomunikował nam, że jest nieszczęśliwy i dalszy ciąg znacie.

Na koniec tej rozmowy mąż dodał, że nie wie w jaki sposób mógłby się uwolnić od tej presji (to się czasem objawia w innych dziedzinach życia, taka potrzeba potwierdzania swej wartości). O terapii nie ma mowy (rozmawianie o swoich problemach jest dla niego trudne i, znowu, niemęskie). Ale tego wieczora po powrocie do domu leżeliśmy długo w łóżku i przypominaliśmy sobie nasze noce we troje, rozmawialiśmy o tym co najbardziej lubiliśmy, czego nam brakuje, fantazjowaliśmy o tym czego nie zdążyliśmy zrobić. I podejrzewam, że wystarczyłaby jedna przygodna noc z inną kobietą, by mąż „pozwolił sobie” na powrót do trójkąta z S. i umiał się nim cieszyć. Na jakiś czas, aż znowu nie odezwałby się głos superego.

Cieszę się z tego wieczora szczerości, ale przyznam, że nie mam pojęcia co dalej zrobić. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem czy potrafię. Jak się okazało, sama w końcu uległam swojemu wewnętrznemu krytykowi, który też jest bardzo patriarchalny. Słusznie Ela zauważyła, że mam poczucie winy: że pokochałam innego mężczyznę, żyłam otwarcie z dwoma mężczyznami, że byłam samolubna, nie umiem kochać, nie umiem dbać o to co mam, co ze mnie za kobieta, żona, przyjaciółka?! Przygnębienie męża automatycznie uruchamiało takie samobiczowanie. Uwierzyłam, że faktycznie wyrządzam nam wszystkim wielką krzywdę, a mąż od początku wyłącznie poświęcał się w nadziei na własny udany romans.

I teraz okazuje się, że jednak oboje czerpaliśmy z tego radość, do czasu aż na przeszkodzie stanęły wewnętrzne bariery czy społeczna presja. Nie ukrywam, chciałabym żeby mąż ją przezwyciężył i znowu czuł się dobrze sam ze sobą. Niestety powrót do monogamii niewiele tu pomógł.

Czy jest Waszym zdaniem coś, co mogę w tej sytuacji dla nas zrobić? Jakie jest wasze zdanie na ten temat?

Ciekawe Elu, że nazwałaś mnie uległą. Chyba faktycznie przyjęłam taką postawę, co może wynikać ze wspomnianego poczucia winy. Sama w poprzednich związkach zawsze miałam skłonność do dominacji i dopiero z mężem udało mi zbudować prawdziwe partnerstwo. Nie chcę żeby się teraz role odwróciły (a chyba przez moment tak było). I z pewnością nie szukam sposobu żeby się od męża „uwolnić”. Chcę tylko żebyśmy znowu umieli żyć w zgodzie ze sobą.

253 Ostatnio edytowany przez Gary (2021-08-31 13:56:33)

Odp: Życie w trójkącie

Seks, to jest baaaaardzo delikatna sprawa. Mózg może przeszkadzać, może mieć różne myśli, obawy, nawet takie nie ubrane w słowa. Niepowodzenia w seksie mogą dręczyć i dręczyć... i trudno się z nich wydostać.

Trójkąty są niebezpieczne... Ludzie mają w głowie różne przekonania, obrazy. Mąż mógł widzieć, że przyjaciel S Cię "ostro posuwa" (sorki za słowo, ale nie napiszę "kocha" przecież...), potem S ma orgazm, a mąż myśli, że Tobie było najcudowniej na świecie. Potem myśli że on woli delikatny czuły seks... Potem myśli, że Cię nie zadowala... Stawia takie pytanie, Ty zaprzeczasz... a to nic nie zmienia, on dalej tak myśli.

Zatem szuka romansu. Chce kogoś poznać. Chce mieć z Tą osobą seks. Ale poznana osoba nie jest fajna do seksu, mają problemy emocjonalne, rozstania, powroty. Nie potrafili korzystać z romansu jak zabawy, ale się ścinali różnymi problemami. Nie wyszło.       

Potem znowu szukał romansu, trudno znaleźć kobietę, do seksu. Trudno udawać amory, zaloty, a mieć w głowie seks, seks, seks. To oszukiwanie kobiet. Jak milion facetów w internecie.

Mąż więc zostaje w trójkącie, gdzie jego żona i jego przyjaciel mają ze sobą dobry seks. On czuje się trochę na boku. Jego żona ma seks z różnymi mężczyznami, a on jako mąż czuje się ograniczony... niby związek otwarty, a on nie ma żadnej innej kobiety.



Katarzynka88 napisał/a:

Seksualność to bardzo skomplikowana sfera. Potrafi uruchamiać nasze nieuświadomione ........ i jest odporna na racjonalne tłumaczenia. Oboje z mężem tego doświadczyliśmy.

Otóż to. Gratuluję tych wniosków.
Może nie kompleksy, tylko gra emocji, zagłuszanie natury rozumem.




Otwierając związek myślałam, że jesteśmy w pełni świadomi, pewni siebie i naszej miłości. Czas jednak pokazał, że niełatwo jest przekraczać konwenanse. Każde z nas słyszy w głowie potężny głos superego, oceniającego i krytykującego, przed którym łatwo jest skapitulować.

Słusznie. Dlatego najlepiej bawić się tylko we dwójkę.




bo miał mniej seksualnych doświadczeń niż

To boli, boli...
To jak bycie prawiczkiem albo dziewicą.



.. nie chciał szukać dalszych romansów, a pozostawać w trójkącie dłużej nie potrafił.

Tak się kończy chodzenie złymi drogami. Dochodzimy do ściany, bo to była ślepa uliczka.
Ani trójkąt z żoną, ani niby-romanse w celu seksu nie ugasiły jego pragnienia przeżycia "przygody seksualnej". 



nie wie w jaki sposób mógłby się uwolnić od tej presji (to się czasem objawia w innych dziedzinach życia, taka potrzeba potwierdzania swej wartości).

Tak... to smuuuutne, że on się tak męczy. Ale znajdziemy sposób...



O terapii nie ma mowy (rozmawianie o swoich problemach jest dla niego trudne i, znowu, niemęskie).

Nie, nie... terapii nie polecam w sferze seksu... to taka delikatna i skomplikowana sprawa. Często nawet w słowa trudno to ubrać. To zupełnie jakby ktoś poszedł na terapię, gdzie terapeuta ma sprawić, aby osoba A pokochała osobę B prawdziwą miłością.



Ale tego wieczora po powrocie do domu leżeliśmy długo w łóżku i przypominaliśmy sobie nasze noce we troje, rozmawialiśmy o tym co najbardziej lubiliśmy, czego nam brakuje, fantazjowaliśmy o tym czego nie zdążyliśmy zrobić.

Tak... Ty straciłaś dobry seks z przyjacielem S.
Twój mąż nie zrealizował się seksualnie tak jak chciał.
I leżycie oboje, gotowi do otwartego związku, bez zazdrości, gdzie macie seks z kim innym jeszcze niż tylko mąż, tylko żona.

Pozwolibyście sobie na naprawienie tej sytuacji, i wpadłaś na genialny pomysł:



I podejrzewam, że wystarczyłaby jedna przygodna noc z inną kobietą, ...

Właśnie o to chodzi... jeden dobry seks, z inną kobietą.
Ale gdzie ją znaleźć?
Udawać znowu romans, a chcieć seksu, czyli oszukiwać?
A może znaleźć mężatkę, która pragnie seksu z kimś bezpiecznym?
Bo singielki odpadają, bo będą problemy emocjonalne z zaangażowaniem...


by mąż „pozwolił sobie” na powrót do trójkąta z S. i umiał się nim cieszyć. Na jakiś czas, aż znowu nie odezwałby się głos superego.

Uważam, że Ty i S powinniście mieć seks sami ze sobą.
Nie trójkąt.
A twój mąż niech ma seks z inną panią...

Tylko nie ma innej pani...
I nie znajdziecie, bo to trudne.



pokochałam innego mężczyznę, żyłam otwarcie z dwoma mężczyznami,

To nie jest WAsz problem... serio...
Twoje poczucie winy bierze sie stąd, że ty masz dobrze, a Twój mąż dobrze mieć nie będzie.
Dlaczego? Bo on nie ma obcej pani, która chce z nim seksu..



...  nie mam pojęcia co dalej zrobić. Chciałabym mu pomóc, ale nie wiem czy potrafię. .....

Potrafisz... Zacytuję jeszcze raz twoje rozwiązanie:

I podejrzewam, że wystarczyłaby jedna przygodna noc z inną kobietą, ...



Ale tak tego nie zrobicie:

a mąż od początku wyłącznie poświęcał się w nadziei na własny udany romans.

To ślepa uliczka. Chodzi o seks, a nie o romans.
Ja już to zrozumiałem dawno temu i z perspektywy czasu widzę jak duży to był błąd.



... do czasu aż na przeszkodzie stanęły wewnętrzne bariery czy społeczna presja. Nie ukrywam, chciałabym żeby mąż ją przezwyciężył i znowu czuł się dobrze sam ze sobą. Niestety powrót do monogamii niewiele tu pomógł.

Jeszcze raz:     problemem NIE jest o co tutaj wypisałaś.
Problemem jest brak kobiety.



Czy jest Waszym zdaniem coś, co mogę w tej sytuacji dla nas zrobić?

Ufff... no i dobrnęliśmy do sedna.

Gdyby mąż miał udany seks z inną panią, to Ty byś miała udany seks z S. I razem, Ty i mąż, mielibyście udaną relację w całości -- bez tego obecnego napięcia, sami byście teżmieli ze sobą seks. To byłby związek otwarty.

Mężczyznom się wydaje, że jak otworzą związek, to będą hasać i mieć co raz to nową kobietę w łóżku. Problem pojawia się, gdy uświadomią sobie, że nie znajdą takiej chętnej kobiety. Że będą musieli oszukiwać, nakręcać romans, podrywać -- w celu dotarcia do seksu.  Z kolei żona wystarczy, że da ogłoszenie na portalu i zaraz ma milion ofert od chętnych panów.   

Jest jeden sposób, aby do seksu dotrzeć natychmiast. To prostytucja. Stygmatyzowana, bo wyobrażamy sobie naćpaną panią z papierosem i spalonymi czerwonymi włosami stojącą w dymie papierosów w drzwiach, która ma wszystkie choroby świata.

Ale to tak nie jest... jesteśmy ludźmi. Jak się mąż umówi z prostytutką, to da jej "pieniążka", a potem będą mieli normalny seks. Czy ten seks będzie dobry, to się okaże, czy mąż i ta prostytutka się zgrają. Są takie, że nie odróżniłbym czy to najlepszy małżeński seks w życiu, czy seks za pieniądze.

Podobnie jak na portalach kobiety aby znaleźć kochanka muszą wybrać z wielu mężczyzn, to tak samo jak mężczyzna chce znaleźć dobrą prostytutkę (= super kochankę), to musi pójść do kilku/kilkunastu. To jak z wyborem restauracji -- trzeba trochę pochodzić, aby zobaczyć gdzie się lubi jeść.

Więc albo wracacie do monogamii, aby to ratować, choć wracacie tak, że Ty jesteś spełniona, a on zraniony. Albo się otwieracie, on ma seks, dobry seks z obcą kobietą i to Was uleczy. Chcieliście aby on miał seks poza związkiem, ale nie prowadzi do niego droga przez romanse niestety.

254

Odp: Życie w trójkącie
Katarzynka88 napisał/a:

Za to nasz seks z S... Czy myślisz, że mi się nie podobało? – pytał. Bardzo mi się podobało, przecież sama widziałaś i to był problem. Bo co ja nagle miałem o sobie myśleć? Jak to wyglądało z boku? I tu zaczął mi streszczać swoje obawy: pewnie ludzie mnie biorą za biseksualnego/frajera/rogacza/kryptogeja itp. Nie potrafił beztrosko cieszyć się seksem we troje, bo czuł, że to zwyczajnie niemęskie.

Czyli podobało mu się, ale nie podoba mu się to, że mu się podobało. Człowiek nie ma oporów, żeby otwierać seksualnie związek, ale jednocześnie wypiera prawdziwe spektrum swoich upodobań seksualnych. Nasza kultura robi ludziom krzywdę.

Jeśli czuł / czuje się w jakiś sposób niekompletny i uboższy o doświadczenia, to wypadałoby w pierwszym rzędzie pogodzić się tu samemu ze sobą. Co nie musi nawet oznaczać otwierania związku, tylko pozwolenie sobie na odczuwanie świata w taki sposób, w jaki naprawdę go odczuwamy, a nie zgodnie z tym, czego (jak sądzimy) oczekiwaliby od nas inni ludzie.

255 Ostatnio edytowany przez Katarzynka88 (2021-08-31 14:53:19)

Odp: Życie w trójkącie

Gary, małe sprostowanie, akurat po otwarciu związku to mąż miał różne kobiety, a ja sypiałam tylko z S. Dla męża jednak nasz długotrwały i satysfakcjonujący romans znaczył więcej niż kilka jego przelotnych, widać niezbyt udanych znajomości. I racja, niełatwo znaleźć kobietę "do seksu". W końcu mąż uznał, że najlepiej będzie związek znowu zamknąć. Niedługo miną 2 lata odkąd trójkąta nie ma, ale niedosyt pozostał. No i żal, mój, S. i też poniekąd męża, bo i jemu, jak sam przyznał, dobrze było w łóżku we troje. Akurat tu nie trafiłeś z domysłami - mąż lubi klimaty męskiej dominacji i jak już, to przeszkadzało mu, że przyjaciel jest zbyt czuły, ale mniejsza o szczegóły.

Masz jednak rację, oprócz fizycznej satysfakcji (która była u wszystkich niezaprzeczalnie) jest jeszcze mózg: i ten właśnie stanął na przeszkodzie. Pozostało więc nasze małżeństwo i bliska przyjaźń, ale S. w dalszym ciągu samotny, mąż w poczuciu jakiegoś niedosytu i niezadowolenia z siebie, a ja w tęsknocie. Pytanie, czy możemy cokolwiek z tym zrobić?

Edit: ok, doczytałam teraz ciąg dalszy i się odniosę w niedługim czasie.

256

Odp: Życie w trójkącie
Katarzynka88 napisał/a:

Gary, małe sprostowanie, akurat po otwarciu związku to mąż miał różne kobiety, a ja sypiałam tylko z S. Dla męża jednak nasz długotrwały i satysfakcjonujący romans znaczył więcej niż kilka jego przelotnych, widać niezbyt udanych znajomości.

To może nie był spełniony w tych relacjach, a Ty byłaś w relacji z S.




I racja, niełatwo znaleźć kobietę "do seksu".

Niełatwo.



W końcu mąż uznał, że najlepiej będzie związek znowu zamknąć.

Zamknąć związek razem z jego niespełnionymi oczekiwaniami.



Akurat tu nie trafiłeś z domysłami - mąż lubi klimaty męskiej dominacji i jak już, to przeszkadzało mu, że przyjaciel jest zbyt czuły.

Dokładnie o to chodziło -- ktoś myśli coś, a może być na odwrót, a jemu się wydaje że tamto-siamto-owamto. Dlatego zabawa dwoje ludzi niech zostanie między tymi dwoje.



Pozostało więc nasze małżeństwo i bliska przyjaźń, ale S. w dalszym ciągu samotny, mąż w poczuciu jakiegoś niedosytu i niezadowolenia z siebie, a ja w tęsknocie. Pytanie, czy możemy cokolwiek z tym zrobić?

Tak... możecie:   będzie trójkąt... Ty, twój mąż, oraz S.
Ale mąż musi mieć seks jeszcze z kimś, albo precyzyjniej mówiąc -- mąż musi być z jakąś inną kobietą spełniony.

Problem w głowie bierze się z oceniania logicznego...
On widzi Cię w seksie razem z S i jesteś zadowolona.
Potem mąż ma seks z Tobą i też jesteś zadowolona.
Ale on myśli, że jesteś bardziej zadowolona z S niż z nim, bo on jest inny.
Więc gdyby on miał seks z inną kobietą, gdzie oboje będą też zadowoleni, to w końcu stwierdzi "Chrzanić te wszystkie rozmyślania... ważne, abyśmy mieli uśmiechy na buzi rano".
Ten jest taki, tamten owaki, ta jakaś-tam, owa inna jeszcze.
W końću powie "Wszystko jedno jaki seks ma moja żona z S. Ważne, że jak ja mam seks z żoną, to ona też jest zadowolona."
I chyba lepiej, abyście nie mieli seksu wszsycy na raz... bo potem mózg z tym może zrobić nieprzewidywalne rzeczy.

257

Odp: Życie w trójkącie

Mira Żmijewska Mądry komentarz. Zgadzam się, też uważam, że mąż ma za mało zgody na siebie. Może przychodzi Ci do głowy jakaś lektura, którą mogłabym mu podsunąć?

Gary, na tym etapie nie miałabym problemu, gdyby zechciał odwiedzić prostytutkę, ale chyba on sam ma opory. Uważa, że seks za pieniądze nie wypełni braków. Może czuje, że jest „zbyt młody i zbyt piękny żeby za to płacić” i płatny seks, zamiast ambicję połechtać, tylko go upokorzy. Ale szczerze dziękuję za radę. Może tak byłoby prościej, niż na siłę wikłać się w emocjonalną relację.

W temacie kochanki dla męża, to S. założył sobie Tindera i wiem, że szuka kobiety chętnej na czworokąt, by zwiększyć szansę na ponowne otwarcie naszego małżeństwa. Nie wiem jednak, czy to wszystko są dobre pomysły, tzn. czy to czasem nie jest leczenie objawów zamiast przyczyny. Może przede wszystkim, jak pisze Mira, mąż musiałby nauczyć się większej akceptacji dla odczuwanych emocji i dystansu do nich. Ambicja to nienasycona suka, nawet jak jej zapchasz usta, to za chwile będzie głodna kolejnych dowodów męskości. Przecież nie da się tego ułożyć tak, by każde z nas czuło się zawsze i w każdym czasie równo usatysfakcjonowane.

Najlepiej byłby przepracować sobie wszystko na tyle, by nie musieć każdorazowo np. po udanym trójkącie z S., dzwonić do Roksy dla podbudowania. Dla jasności - gdyby dzwonił, ponieważ by się z nią spełniał i był dzięki temu szczęśliwy, to świetnie! Ale jeśli dzwoniłby tylko po to, żeby uciszyć głos w głowie, który mu mówi, że jest rogacz, frajer itp… To już chyba lepiej pozostać w monogamii albo podjąć pracę emocjonalną i wyzbyć się tych uprzedzeń do siebie.

258

Odp: Życie w trójkącie
Katarzynka88 napisał/a:

... na tym etapie nie miałabym problemu, gdyby zechciał odwiedzić prostytutkę,

Nie wątpię.



... ale chyba on sam ma opory. Uważa, że seks za pieniądze nie wypełni braków. Może czuje, że jest „zbyt młody i zbyt piękny żeby za to płacić” i płatny seks, zamiast ambicję połechtać, tylko go upokorzy.

W seksie za pieniądze mamy seks, a pieniądze są tylko po to, aby ona zorganizowała mieszkanie, łóżko, prysznic, gumki, seksownie się ubrała i czekała pod telefonem, nie miała żalu że ona to musi robić, oraz cieszyła się nawet wtedy, gdy kochanek przychodzi uśmiechnięty po kilku miesiącach od ostatniego kontaktu. Dla kobiet to są szybko zarobione pieniądze, dla mężczyzn łatwo osiągalny seks. Jest w tym więcej normalności niż na portalach randkowych.


... mąż musiałby nauczyć się większej akceptacji dla odczuwanych emocji i dystansu do nich. ...Ambicja ... głodna kolejnych dowodów męskości.

Ufff... to trudne, trudne zadanie.



Przecież nie da się tego ułożyć tak, by każde z nas czuło się zawsze i w każdym czasie równo usatysfakcjonowane.

Pewnie się da o ile nie będziecie robić trójkątów, oraz mniej więcej będzie balans tego ile Ty masz zabawy poza małżeństwem a ile twój mąż.



Najlepiej byłby przepracować sobie wszystko na tyle, by nie musieć każdorazowo np. po udanym trójkącie z S., dzwonić do Roksy dla podbudowania. Dla jasności - gdyby dzwonił, ponieważ by się z nią spełniał i był dzięki temu szczęśliwy, to świetnie! Ale jeśli dzwoniłby tylko po to, żeby uciszyć głos w głowie, który mu mówi, że jest rogacz, frajer itp… To już chyba lepiej pozostać w monogamii albo podjąć pracę emocjonalną i wyzbyć się tych uprzedzeń do siebie.

Czy stawiasz sprawę tak, że "po udanym trójkącie" on dzwoni do prostytutki?

On powinien czuć, że nie musi nigdzie dzwonić i powinien być tak pewny Ciebie i siebie, że mogłabyś spędzać czas z S bez szkody dla małżeństwa.

Bez trójkątów w seksie.

Najbardziej poszkodowany jest w tym wszystkim S -- nie ma żony, rodziny, dzieci, tęskni za Tobą, a Ty jesteś niedostępną mężatką.

259 Ostatnio edytowany przez Mira Żmijewska (2021-08-31 19:42:20)

Odp: Życie w trójkącie
Katarzynka88 napisał/a:

Mira Żmijewska Mądry komentarz. Zgadzam się, też uważam, że mąż ma za mało zgody na siebie. Może przychodzi Ci do głowy jakaś lektura, którą mogłabym mu podsunąć?

Niestety żadnego tekstu w tych kwestiach nie polecę. Sama do pogodzenia się ze swoją pokręconą orientacją dochodziłam długą i pokręconą drogą. Najbardziej to przyspieszyło, jak swego czasu poznałam trochę ludzi ze środowiska LGBT i nawet trochę w nim podziałałam. Bo wtedy miałam się wreszcie okazję przekonać, że to są przecież normalni ludzie, a nie jacyś kosmici z kosmosu (a nikt przecież nie chce być kosmitą) i miałam możliwość wygadać się w przyjaznym otoczeniu, gdzie nikt nie przejmował się pokutującymi społecznie stereotypami i uprzedzeniami. Osobiście wspominam te doświadczenia jako mocno wyzwalające, ale też był to już ostatni etap układania sobie w głowie pewnych spraw, do których robiłam wcześniej długie i zawiłe podchody.

------------
Edycja: Tak po namyśle stwierdzam, że jednak mogę coś króciutkiego polecić. Co prawda osobiście odnalazłam to motto bardzo późno i w moim życiu niewiele już ono zmieniło, ale potwierdziło moje wcześniejsze przemyślenia i myślowe fikołki.

A historia wygląda tak, że miałam swego czasu np. straszny problem z przyznaniem sama przed sobą, że seksualnie najbardziej kręci mnie uległość. Tzn. przyznawałam, że to lubię, ale deklarowałam, że tak w sumie to jestem switchem. No i w sumie to jestem, ale gdzieś tak w proporcjach 10/1 na rzecz uległości smile Tylko, że mi się to strasznie kłóciło z moim obrazem siebie, bo przecież nikt nie chce być słaby i głupi, nie? I długo trwało zanim zrozumiałam, że jedno z drugiego wcale nie wynika, a nasze upodobania seksualnie nie określają wcale tego, kim jesteśmy jako ludzie. I wiele lat po tym, jak już to zrozumiałam, trafiłam na manifest gościa używającego nicka JG-Leathers.

W tym momencie uprzedzam wszystkich, którzy zdecydują się wyguglać człowieka, że zobaczą najpewniej coś, czego już nie będą w stanie odzobaczyć. I jednocześnie pragnę uczulić was na fakt, że zobaczycie zdjęcia człowieka, który cieszy się życiem i korzysta z niego, zamiast przejmować się tym, co ludzie pomyślą. A jego życiowe motto, w luźnym tłumaczeniu idzie tak:

JG-Leathers napisał/a:

W moim przypadku poniższa filozofia W ZUPEŁNOŚCI się sprawdza.

MOJE życie NIE jest podróżą do grobu z zamiarem przybycia tam w bezpieczny sposób jako układna i grzecznie zachowująca się osoba.

Zdecydowanie pragnę serfować na swoich butach po powierzchni ognia. Z uśmiechem na twarzy, totalnie skonany i głośnio obwieszczający...

JEJKU!! Ależ to piekielna jazda była!

**********************

Lepiej zapamiętajcie ludzie - ciasteczka i możliwości są w tym życiu dawane tylko RAZ! Łapcie co się da..., ugryźcie jak najwięcej, a później żujcie jak jasna cholera!!!

260 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2021-09-01 18:01:56)

Odp: Życie w trójkącie

A dlaczego Ty Katarzynko masz podrzucać te książki dorosłemu facetowi, który nic nie chce zrobić ws zamieszania w swojej głowie? I inne osoby są jakby jego przepraszam za wyrażenie "podręcznymi"?
Gdy jemu coś przestaje pasować, Ty I S musicie zerwać kontakt.
To nie był nawet żaden trójkąt- uważam że wykorzystaliście znajomego do ratowania waszego małżeństwa, co i tak się średnio udało. Widzisz, ja rozumiem potrzebę silnego mężczyzny u boku, ale czemu dajesz mężowi aż taką władzę nad sobą? On tego nbie udżwignie moim zdaniem, bo wcale silny nie jest, tylko ma wielkie ego.
ale Ty to pewnie i tak przerabiałaś na terapii.

Posty [ 196 do 260 z 289 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MOJA NIESAMOWITA HISTORIA » Życie w trójkącie

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024