Katarzynka88 napisał/a:przypisywanych mi słów, których nie wypowiedziałem
vs
chęć znależienia kolejnej ofiary jej wybujałej seksualności
JEDNO WIELKIE KŁAMSTWO autorki
umiejętnie manipuluje swoją wypowiedzią
misiando, dziękuję, żyję żyję
Lubię jednak czasem wyjrzeć ze swojego bąbelka i poznać opinie z zewnątrz. Bardzo mnie dotąd pozytywnie zaskakiwał poziom dyskusji, spodziewałam się raczej linczu, a było w sumie dużo tolerancji. A krytyka w większości na poziomie i konstruktywna.
Nie wiem czy warto "rozmieniać się na drobne" ale może warto pokazać i przypomnieć pewne rzeczy w tym wątku, bo być może tak jest, że one właśnie cię poruszyły i może właśnie one są tym "clue" w tej "historii".
"kłamczucha, manipulatorka o niskiej samoocenie, poszukująca niewinnych ofiar swej wybujałej seksulaności, małoświadoma (bo w końcu służąca tylko swojemu interesowi)."
Zacznijmy od pierwszego "kłamczucha", wg. net słownika oznacza to: Mitomanka, Zalewajka, Kabotynka, Manipulatorka, Komediantka, Hipokrytka, naciągaczka, krętaczka, Osoba, która kłamie, zwłaszcza w mało istotnych sprawach, Spryciara, Oszustka
> "Przede wszystkim jednak wyszło tutaj JEDNO WIELKIE KŁAMSTWO autorki. Otóż pisze ona o stałości i wierności swojego układu, braku rozwiązłości a przecież jednocześnie, we wcześniejszych postach informuje nas o przygodnych kontaktach seksualnych męża z inną dziewczyną, do czego nawet go zachęca oraz również ich wszystkich z jeszcze inną dziewczyną wcześniej."
Z powyższego nie wynika znaczenie, które "sobie" przypisujesz a po prostu, że skłamałaś w tej sprawie co jest jasno widoczne; dla mnie to słowo ma jeszcze zupełnie inne znaczenie, jeśli ktoś kłamie notorycznie, być może i tak jest w Twoim wypadku, tego nie wiem, no ale skoro kłamiesz w opisie w jakimś celu, to nie zmienia to faktu że jest to wielkie kłamstwo, na razie jedno które zauważyłem, czyli JEDNO WIELKIE KŁAMSTWO
"manipulatorka o niskiej samoocenie"
nie znalazłem takiego sformułowania
napisałem co innego: "umiejętnie manipuluje swoją wypowiedzią," co jest faktem, natomiast kwestia niskiej samooceny nie dotyczy ciebie ale Twojego męża ponieważ niska samoocena i strach przed utratą partnera dotyczy tej strony układu, która się godzi na coś, czego w jakimś stopniu nie akceptuje, to że przypisujesz sobie wszystko co jest w wypowiedzi, świadczy raczej o głębokim zapatrzeniu w siebie, zresztą z Twojego opisu to też jasno wynika, jesteś skupiona przede wszystkim na sobie, potem na swoim kochanku a mąż jest tam gdzieś daleko w tle
"poszukująca niewinnych ofiar swej wybujałej seksulaności" dokładnie, to zauważyłem w kontekscie tzw. "złego dotyku" bo nawet książki dla 12 letnich chłopców o dojrzewaniu o takich rzeczach mówią, tam np. o kontaktach ze starszą kobietą, tutaj jest to sytuacja kontaktu kogoś z poliamorycznym układem kilku osób, tak samo złe, tak samo niebezpieczne i tak samo zostawiające negatywne skutki na psychice i seksualności "osoby wykorzystanej"
"małoświadoma (bo w końcu służąca tylko swojemu interesowi)."
> "Osoby, które określały siebie jako dojrzałe, jako stare, doświadczone dusze, bardziej świadome od innych, w istocie okazywały się osobami bardzo "początkującymi" na drodze rozwoju świadomości. Były oczywiście kryteria oceny a raczej "zobaczenia" tego bezpośrednio ale są również znane cechy, które są z tym związane. Może w uproszczeniu powiem, że osoba, która jest "dalej w rozwoju świadomości" bardziej służy innym, nie sobie, osoba, która jest "małoświadoma" bardziej służy sobie i jest skupiona na sobie. To apropo tego co napisałaś sama o sobie: "związki ... są wyższą szkołą jazdy dla ludzi świadomych"."
Powyższe to prawda znana od lat. Jeżeli z tego opisu odczytujesz związek między tym co prezentujesz a więc służeniem sobie a małoświadomością, i jeśli imponuje ci bycie bardziej świadomą i prezentującą wyższą szkołę jazdy od innych, to zobaczenie tego w jakim punkcie w tej chwili jesteś naprawdę jest pierwszym krokiem do takiego postępowania w życiu, żeby tę świadomość w odpowiednim kierunku, również poprzez postępowanie, w sobie rozwijać
Także, podsumowując powyższe, są to merytoryczne odniesienia się do tego co sama napisałaś. Fakt, to co robisz nie wygląda dobrze, zwłaszcza w kontekscie wciągania w to innych osób. No bo przecież twój "harmonijny związek" z mężem i kochankiem do funkcjonowania potrzebuje kolejnych osób, w tej chwili kobiet dla twojego męża a dla ciebie kogoś, kto z wypiekami na twarzy będzie wysłuchiwał twojej historii.
Piszesz też coś takiego:
"podziewałam się raczej linczu, a było w sumie dużo tolerancji"
czyli co? napisanie historii było świadomą prowokacją w stosunku do osób normalnych i monogamicznych?
a tolerancja..., jakby nie było wiadomo, że na netkobietach wypisują osoby pokrzywdzone i pokręcone, żaden więc to odnośnik do tolerancji w ujęciu społecznym
otrzymałaś też merytoryczne odpowiedzi, ale do tych krytycznych wobec twojego postępowania nie umiesz się w żaden sposób odnieść, ktoś tu pisze, że używasz epitetów w stosunku do monogamistów, nie chce mi się tego wyszukiwać, pewne jest tego wiele, może przypomnę te "merytoryczne" w stosunku do mnie:
"Twoim wielkim umysłowym bąku", ""nie jesteś tytanem intelektu"
Ważne jest jednak to, że w żaden sposób nie obaliłaś negatywnych skutków społecznych tego co robicie w kilka osób z mężem i z jego przyjacielem. Jedyna sensowna obrona tego to zdanie kogoś o niekrzywdzeniu innych ale wiemy, że jest to też nieprawdziwe. W kwestii skrzywdzenia siebie, męża i kochanka tym "wielkim szczęściem" to merytorycznie mogą zobaczyć to pewnie tylko osoby, które były w takich sytuacjach albo specjaliści od związków albo osoby trochę właśnie bardziej świadome w kwestiach relacji międzyludzkich.
Dyskwalifikuje cię również inna rzecz. Akcentowanie tego co opisujesz jako lepsze, wyższa szkoła jazdy, coś na wyższym poziomie. Przebija tu ogromna pycha, zarozumiałość i właściwie nic mądrego z tego nie wynika. Tak jak już wzmiankowałem, relacje między ludźmi mogą być na różnym poziomie, i z tego co obserwowałem tyle może być zrozumienia, głębi w związku monogamicznym, że to cię przerasta. Tak samo jak taki związek może i być w opłakanym stanie. Przykładem, który przedstawiasz jest jakiś mężczyzna, który żył z dwoma dziewczynami na raz i teraz szuka kolejnych. Bardzo "głębokie".
Ciekawe czemu tak boisz się porównania do związku monogamicznego? Może dlatego, że tam jest łatwiej zauważyć, że jeśli dwoje wiernych sobie ludzi żyje ze sobą w harmonii, to jest to związek harmonijny, stały i trwały. Jeśli natomiast tych dwoje ludzi zapraszałoby by inne osoby do swojej sypialni to byśmy mówili już o rozwiązłości seksualnej tych osób, związku "otwartym" i tego typu "kalekich konstrukcjach "monogamizmu"". Ty definiując poliamoryzm, który jest właśnie takim hedonistycznym przykładem rozwiązłości seksualnej łączysz to z "przykładną" monogamią w sensie podawania cech, które nie mają miejsca w twoim układzie, czyli harmonii, wierności i stałości.
***
[EDIT] Znalazłem ciekawą wypowiedź w kwestii "obsesji" lansowania tego typu układów:
"Jakże bowiem można nie dostrzegać społecznych uwarunkowań ( i efektów) rozprężenia moralnego? To jest właśnie obsesja....równie dobrze można do poziomu dozwolonych indywidualnych preferencji sprowadzić każda dewiacje z pedofilią na czele ( zresztą to już się dzieje). Czyli: " Wara innym od tego, co robię, nawet jeżeli deprawuję, krzywdzę, niszczę etc???? NO i kogo obchodzą np. dzieci , ich miejsce i kondycja psychiczna w związkach kilku " rodziców" czy partnerów rodziców. Ktoś kto zapomina,że człowiek nie jest samotną wyspą, że wszystkie jego wybory i, preferencje, ogół jego zachowań ma wpływ na innych ludzi, - ma ograniczony punkt widzenia. Społeczeństwo to nie zbiór niezależnych , niewpływających na siebie , jednostek - to delikatna tkanka wzajemnych relacji, Wszyscy się wzajemnie wychowujemy i .... deprawujemy. Historia zaś pokazuje,ze rozprzężenie moralne, libertynizm, rozpusta podniesiona do rangi " indywidualnych preferencji" są ZAWSZE symptomami początku końca tego społeczeństwa".