Hejejej.
MuseHudson napisał/a:daj im numer telefonu na ulicy 
Nie, doszłam do wniosku, że wyciągnę do nich rękę i po prostu będę bardziej wyrozumiała (w końcu dla facetów jestem, to całkiem nieprawiedliwe) i przełknę niektóre rzeczy, bo chyba faktycznie potrzebuję „kobiecej ręki” xD Tylko że chyba mam problem z zaufaniem do kobiet (a właśnie klikam na babskim forum, logika
), bo pomimo wielu fajnych cech, mamy (ups, już pisałam mają... :F) nieznośne skłonności do plotkarstwa 
Oj nie, no to po co, jak nie na głupoty? Weź nie bądź taka 
Elya napisał/a:Zapytałam Cie o te "stany", "metody", bo wydaje mi sie, że gdybys je wymieniła to wyszłoby na to samo, co napisał r970433 - nie namawia nikogo, aby podgladać kogos i to jeszcze miesiącami oraz, żeby być bluszczem. Tu chodzi o interakcję, wspólna płaszczyznę... dawanie swojego nr tel. nieznajomemu na ulicy to desperacja i całkowite oderwanie od naturalności.
Wiesz Elya, myślałam podobnie, że to desperacja i o mój boszzz, jak ja się do tego zniżę. Ale dla mnie to jest swojego rodzaju wycieczka w nieznane
To są całkiem obce osoby, spoza mojego dosyć specyficznego towarzystwa, nic o nich nie wiem, oni o mnie też i mam szanse poznać ludzi z innego świata xD Jak mi się nie spodoba, to ok. Ale raz że ja mogę się oswoić z facetami w sytuacjach kobieta-mężczyzna od samego początku, dwa że byłam dla nich miła, nie dałam im kapciem w twarz, więc nie odbiorę im pewności siebie na dalszej drodze i jest win-win, przynajmniej ja tak to widzę. W końcu ile razy można przeczytać nawet na tym forum zażalenia pt. „Każda kobieta z miejsca mnie odrzuca, why, oh why?”. Nie idźmy tą drogą! 
MuseHudson napisał/a:Elya-chodzi o to że można od początku nadać jakiś charakter znajomości, nie udając że chcesz się z kimś przyjaźnić i nie próbować przedwcześnie wypracować sobie opinii na jego temat np. gdzieś obserwując jak zachowuje się w grupie, na zajęciach, w pracy i z tego wnioskować jakim będzie chłopakiem/dziewczyną.
Uważam że podejście r970433, jest niepraktyczne, brzmi to fajnie w teorii ale zupełnie nie działa.
Jeśli ktoś ma dużo męskich przyjaciół, tak jak np.: Autorka, to w ich towarzystwie zachowuje się i ubiera zupełnie inaczej niż w towarzystwie kogoś kto jest materiałem na chłopaka. Dlatego jeśli ktoś od razu nie powie czego oczekuje to trafia do friendzonu(staje się kompanem do opowiadania sobie świńskich i seksistowskich żartów, wyjść na piwo, wymian złośliwości, droczenia się, pyskówek, wracania przekleństw do rozmów, gadania o pracy) i nie doszuka się w kobiecie cech fajnej dziewczyny nigdy(co wcale nie znaczy że ich nie ma, tylko że np. nie ujawnia ich w towarzystwie kumpli z pracy). Myślę, że to jest problem wszystkich kobiet które mają wokół siebie dużo mężczyzn(nie 30%, nie 50, ale tak jak Autorka: 95%, gdzie nie spojrzeć tam oni ).
To trzeba być chłopczycą żeby zrozumieć, przypuszczalnie jeśli ktoś nią nie jest, nie ma tego problemu, bo się zawsze zachowuje kobieco(nie przeklina, nie opowiada kretyńskich seksistowskich żartów, nie wymienia uwag nt. kobiet, nie rywalizuje, nie stara się postawić mocno na swoim, nie podkreśla swoich kompetencji, nie mówi komuś;"lolz to co mówisz to bełkot, nie znasz się na tym, chodziło o to że..."-ja tak robię moim kumplom, ale chłopakowi nigdy bym nie zrobiła, bo to mocno zabija poczucie męskości ).
Być może na takie Panie które nie zachowują się w ten sposób w żadnym towarzystwie, metoda od przyjaźni do miłości działa, ale na chłopczyce nie. NIE TĘDY DROGA. SZKODA CZASU.
MuseHudson napisał/a:Ja np. przeklinam i opowiadam seksistowskie żarty moim kolegom(w neutralnym gronie na co dzień)-nadajemy na tych samych falach jbc.
Na randce nawet by mi przez głowę nie przyszło tak robić-też nadajemy na tych samych falach.
To nie teoria, mówię o swoim doświadczeniu. Jeśli ktoś chce uniknąć bycia kumplem chłopczycy to naprawdę musi szybko to zaakcentować.
Taaaaak, o to mi cały czas chodzi, tylko że w moim przypadku jest jeszcze pomimo tego dokuczania, dość słodkawo i miło. I tu dochodzi jeszcze coś takiego, że jest sobie ktoś, kto nie wyróżnia się spośród tych kumpli, ot, jak każdy, a potem dupa, bo on czegoś chciał. Rozumiem to, tylko ja nie wiedziałam
A i z drugiej strony, właśnie w towarzystwie kolegów, to nawet jak któryś jest mega super, to po prostu nie są te warunki, nie wiem, jak to ująć lepiej niż Muse. Z kolegami nie spędza się czasu po to, żeby się komuś podobać, to by było wręcz nie fair.
santapietruszka napisał/a:Ja może jestem dziwna, ale osobiście bym wolała zaproszenie na mecz i piwo niż na romantyczną kolację w romantycznej restauracji... ale może ja po prostu już stara jestem i wolę wspólne zainteresowania od udawania kogoś, kim nie jestem 
Santa, uwierz, że do wyboru z dwojga tego, ja także. Ale mój problem cały czas jest taki sam! Przecież tak się robi z kolegami, dla mnie to nie jest zaproszenie na randkę, ho ho, jakby tak było, to by nie raz wyszedł kwas xD
summerka88 napisał/a:Żeby nie było, że to offtop, to podkreślam, że właśnie z Pietruszką pomagamy Autorce zrozumieć, że dosłownie wszędzie i w każdej niespodziewanej sytuacji, np. podczas meczu u sąsiada z I piętra można poznać fajnego faceta 
Baa, pewnie że można, a nawet trzeba! Na pewno będziemy świetnymi kumplami 
MuseHudson napisał/a:Elya napisał/a:Daj spokój, o czym my tu rozmawiamy. Kto tego nie rozróżnia i ma potem problemy?
Autorka. Dlatego założyła wątek.
Tak jakby, do tego cały czas dążę i drążę..
Elya napisał/a:Tylko skąd ma wziac tego faceta, z którym na tę randke pójdzie? O tym rozmawiałyśmy.
To też...
Coombs napisał/a:Ojeju, Kobiety... Jak facet mówi, czy chcecie obejrzec mecz w piątek, to chce tylko ten mecz. Ale musicie różnicować. Jak facet lubi mecze, to mecze. Ale jak nie lubi meczy... to chce sexu!
Ale lepiej jak powie... "Idziemy do kina?". Do kina... a nie na film;-)
Nie. Nie. Takie niedopowiedzenia nie są dla mnie. Bo wiesz, raz trafi się ktoś, dla kogo ten mecz to nie mecz, tylko „uuu... mecz
” i wtf. I nie chcę tego, bo potem (chwilowo) krzywo patrzę na innych i rozkminiam, czy może oni też są tacy „dosłowni” i nie podoba mi się to, nie chcę się bawić w takie gierki. W ogóle jakbym spotykając się ze znajomymi, miała się zastanawiać nad takimi rzeczami, czy facet na pewno mówi to, co myśli, czy może jednak coś innego, to już chyba wolałabym kobiety
Coombs napisał/a:A autorka postu... niech coś poczuje, idzie na żywioł, a nie każdą relację rozbiera na części i analizuje... To zabija już na starcie.
Coombs napisał/a:O, matko! Jak chce iść na żywioł i wąchać kwiatki... to niech to po prostu zrobi, poczuje!!!! A tak? Jakieś pseudopsychoanalizy, statystyki, racjonalizowanie... to takie zabójcze;-)
Jak to było?... "Kobieto, zakochaj się!"... tak po prostu!
O jeżusiu, nie. Już się zakochiwałam na żywioł. Bo nie przejdę z drugą osobą całego życia opierając się na zakochaniu i żywiole. Moje związki właśnie dlatego się rozpadały oj, podobali mi się ci szaleni chłopcy, lekkoduchy i do tej pory mi się podobają. Żywioł to może być conajwyżej w sypialni, albo na tej wspaniałej łączce pełnej kwiatków
Ale wiem, że tak się nie da. Z własnego doświadczenia wyniosłam to, że oni tacy pozostaną, a Ty się kobieto martw o resztę, ogarnij swoje życie i jeszcze moje, przejmuj się Ty. Dobra, żal przeze mnie przemówił...
Stąd też mój temat. Przecież nie brzmi „Jak znaleźć jakiegoś faceta, żeby tylko się zakochać?”, żeby następny brzmiał „Muj misio nie ma ambicji, tylko siedzi przed kompem. Niech się zmieni, pomuszcie?”, ale jak znaleźć odpowiedzialnego, myślącego faceta, chcącego czegoś od życia.
Zdaję sobie sprawę, że mam jakieś cechy, które przyciągają takich a nie innych ludzi i chcę to zmienić, oczywiście bez sztuczności. Przecież można bez udawania popracować nad sobą i zmienić niektóre cechy, które nie zatracają naszej osobowości, nie sprawiają że bez nich jesteśmy kimś innym, a tylko utrudniają nam życie.
Osobiście wydaje mi się, że m.in. gdy kobieta dobrze radzi sobie sama, to w dużej mierze odstrasza tych odpowiedzialnych, chcących się kimś zaopiekować mężczyzn, a przyciąga wygodnickich.
Dlatego tak wszystko analizuję i rozkładam na czynniki pierwsze. Chcę zrozumieć siebie i zrozumieć innych. Przecież to, co robiłam do tej pory nie skutkowało. Teraz piszecie, zakochaj się! A jak już jakaś zakochana, płacze, że jej źle, to piszecie, w dużym uproszczeniu „widziały gały, co brały, rozstańcie się, po co się razem męczyć, gdy nie pasujecie do siebie”, tak jakby to nie bolało. Mam wrażenie, że głównie Muse zrozumiała co mnie gryzie, pewnie dlatego, że sama ma podobne doświadczenia.
Znowu się nagadałam, sorry xD xD