Z kazdym dniem bedzie coraz lżej, zobaczysz. Pozniej juz beda tylko takie zrywy. Moj przyjaciel, „zaprawiony w boju” (wszak serce miał złamane i porzucone juz 3 razy) powiedział mi (gdy ja byłam na początku) tak:
Początek jest ciężki i trwa to z tydzien. Po dwóch juz jest w miarę stabilnie, po trzech z górki. Mija miesiąc i wtedy dopiero uderza tęsknota, ale i ona mija po pewnym czasie. Taki szok dla mozgu, ze juz za długo „bez”.
Troche racji w tym miał, nie powiem. Do mnie po miesiacu tak w pełni dotarło i sie przetrawilo, emocje opadły, złośc, zaczela sie tylko czysta tęsknota. Minęły dwa miesiące i jest naprawdę spoko, myśli coraz mniej, przychodzą falami i krótko zostają w głowie. Łatwiej człowiekowi skupić sie na czymś innym. Ja, mimo wszystko, nie przestałam czerpać radości z zycia ani na moment, nawet gdy było zle, trzymałam sie kurczowo tego, ze mam wokol siebie cudownych ludzi, mam wspaniała rodzine, wracam do zdrowia po operacji i ciężkiej chorobie. Szukałam plusów i daleko szukac nie musiałam, dookoła mam duzo szczęścia. Jedyne, co mnie naprawdę druzgotało w tym wszystkim, była obawa o zdrowie i to, ze w najcięższym momencie, on mnie zostawił. Gdy usłyszałam pozytywna dla mnie diagnozę, kamień spadł mi z serca i poczułam sie tak, jak gdybym dostała druga szanse od zycia. Nie chce jej marnować na nieodpowiednich ludzi. Na przyjaciół i znajomych wybieram naprawdę „perełki”, nie wiem dlaczego z facetami zawsze tak kiepsko trafiałam;-)
Narzeczona - trzymam za Ciebie kciuki, bo wiem jak Ci cieżko. Mnie tez jeszcze serce zakłuje. Jednak skup sie na tym, ze całe życie przed Tobą, wiele cudownych chwil i jeszcze znajdzie sie taki facet u Twojego boku, ze były to mógłby mu co najwyżej buty pucowac:)