Staram się.
Po ostatniej wizycie u psychologa, wytłumaczyłam M. z czym mam problem, ponadto przeczytałam znakomity artykuł w Charakterach o dzieciach alkoholików i czuję, jakby to ja pisała
Nie wiem czy IsaBella mnie nie ochrzani, ale zacytuję kawałek, który mnie dotyczy:
" Życie w spokojnym, stabilnym związku wywołuje stres i strach przed oczekiwaną katastrofą – oczywiście nie dzieje się to na poziomie świadomych wyborów. Choć DDA bardzo tęsknią za „normalnością”, nie są w stanie w niej funkcjonować. Kiedy za długo jest dobrze, same prowokują konflikt, a potem mają żal do siebie, wstydzą się swojego zachowania i złoszczą na siebie.
O wielu DDA można powiedzieć, że „kochają za bardzo” – kochają całym sobą, uzależniając się od partnera, nie dając ani jemu, ani sobie przestrzeni w związku. Poświęcają się dla partnera, są zaborczy, najmniejszy sygnał osłabienia więzi wywołuje w nich lęk przed porzuceniem. Nawet gdy partner chce spotkać się ze znajomymi z pracy, czują niepokój i zamęt. Uważają, że skoro partner nie chce spędzać z nimi całego wolnego czasu, to pewnie już nie kocha, znudził się, poznał kogoś ciekawszego. Szukają winy w sobie – „pewnie jestem głupszy, nie mam nic ciekawego do powiedzenia”. Potrzebują ciągłego potwierdzania, że w relacji nic się nie zmieniło, że partner nadal kocha."
I jak tak się czuję 
Jedna "ja" jest tą pewną siebie dziewczyną, która zna swoją wartość i wie, że ma obok siebie faceta, który ją wspiera, a druga "ja" widzi cały czas zagrożenie, stan lęku, obsesyjną zazdrość i potrzebę kontroli.
Wiem, że w najbliższym czasie na wyjście towarzyskie, na którym będzie i ona ( ta, która cały czas mu serduszkuje, oczywiście tylko tam , gdzie mnie nie ma)...nie jestem na to gotowa, ale spróbuję wziąć byka za rogi 