Lady Loka napisał/a:Owieczka, a co się dzieje takiego, że się kłócicie? Jakieś zewnętrzne czynniki wchodzą? Może da się to jakoś jeszcze wyeliminować i jakoś wypracować porozumienie. Bo wyprowadzka to duży krok zwiastujący zresztą bardziej koniec niż nowy początek.
Ja też powoli szykuję się do wyprowadzki tylko muszę znaleźć coś przystępnego cenowo, gdzie mogłabym spokojnie mieszkać. Życie.
Odkąd zaczęłam mieć problemy z ex i sprawy sądowe, jest do bani. Czyli jakoś od maja. On ma pretensje do mnie, że cały czas żyję przeszłością, że się boję exa, zamiast być twarda, że się angażuję i przenoszę to na nasz związek. Nie umiem z nim na ten temat rozmawiać, bo on chyba nic nie rozumie. Ja nie żyję przeszłością, ale mam traumę, boję się ex, dlatego też postanowiłam wrócić na terapię. Angażuję się, bo chodzi tu o moje dziecko, nie mogę napisać do ex "spier**aj", bo zaraz wywlecze to przed sądem. Mi się wydaję, że mój jeszcze obecny, mimo wszystko jest zazdrosny. W małżeństwie żyło mi się dobrze, mieliśmy dom bez kredytu, nie mieliśmy problemów finansowych, żyło nam się ok, wg niego miałam wszystko. Szkoda, że nie widzi już tej przemocy psychicznej i fizycznej itd. Tzn. twierdzi, że widzi, ale to już było i ja powinnam o tym zapomnieć, bo jestem już z nim. No nie da się. Nie jest łatwo o wszystkim zapomnieć, o tym, ze ktoś w nocy stał nad Tobą z nozem, że planował się wieszać, siedząc godzinami pod liną a Ty wyłaś i błagałaś, by tego nie robił. Tak, ex zniszczył mi psychikę, wróciłam na terapię, ale nie jestem w stanie tego nie przeżywać. Tym bardziej, że niestety ale mam i będę mieć z nim kontakt.
Ja z kolei mam chyba jakąś obsesję na temat jego ex. Nie wiem, czy mają kontakt, ale coś wyczuwam. Nakręcam się i nie potrafię przestać myśleć.
Kobieta starsza od niego, mężatka, mimo wszystko byli razem kilka lat. Bardzo ambitna, pracoholik, zarabia pewnie zajebiście, jest jakimś dyrektorem w banku. Rozstali się jakieś dwa lata przed tym jak my się poznaliśmy. Ale...mam kompleksy. Co z tego, że skończyłam studia, jak utknęłam w kiepsko płatnej pracy. Miałam zajebistą pracę, w wieku 23 lat byłam kierownikiem w fajnej firmie, ale mój (wtedy) mąż, kazał mi się zwolnić z pracy, bo był zazdrosny o kolegów.
A ja głupia to zrobiłam. Zostałam kurą domową, perfekcyjną Panią domu itp. Po latach jestem tu gdzie jestem, kiedy słyszę jak moj obecny, namawia mnie do zmiany pracy, myślę, że gdzieś mnie tam porównuje. Że miał super dziewczynę, która zrobiła naprawdę karierę, a ja jestem beznadziejna. Mówił, że nie mają kontaktu, a wczoraj zobaczyłam, że mają się na Linkedinie....
W ostatnią sobotę października, był na koncercie z kolegą - sama mu to zaproponowałam, bo ja nie mogłam z nim iść. Wyjechałam po niego o północy, i nawet nie sądziłam, że jest tak nawalony....ale nic. Nie wiem po co, ale powiedział mi, że ten kolega z którym był, wychodząc na koncert, minął się w drzwiach właśnie z tą jego ex. ( ona przyjaźni się z dziewczyną jego przyjaciela). Po kiego mi była ta wiedza? Nie wiem. Po co była mu potrzebna? Więc to była sobota.
We wtorek dostaję po południu wiadomość, że idzie na krótkie piwo pracowe. Ok. Zapomniał chyba, że obiecał mojej córce pomóc jej w nauce do środowego sprawdzianu. Dałyśmy radę. W czwartek był ostatni dzień października, halloween. Udało mi się wygrać mały konkurs w radio, pochwaliłam mu się, ucieszył się. Moja córka po południu, miała iść z koleżankami z cukierkami, wróciłam szybko z pracy, umalowałam ją na trupa a tu się okazało, że obie koleżanki wystawiły moją córkę i nie idą. Płacz, smutek, złość. On do mnie pisze, że jest koniec miesiąca i musi zostać godzinę dłużej w pracy, ale zrobił małe zakupy. Ok i piszę mu o sytuacji w domu. Reaguje smutną buźką. Po godzinie, dostaję wiadomość, że on idzie na kilka szotów w kolegą...No i się miarka przebrała. Nie wytrzymałam i pooooszłooooo! Napisałam że mam dość, że mam w domu lokatora, a ja nie potrzebuję lokatora, że nie ma czasu, od tygodnia chlanie i powrót po północy itd.
On, żeby mi dopiec od razu upomniał się o pieniądze, które od niego pożyczyłam, bo nie dostałam pensji i rata za mieszkanie (najem), razem 1600...ja 0 na koncie. I tak dalej....
Nie mam sił, nie czuję wsparcia tylko ataki, on uważa, że wspierał mnie podczas rozpraw, a ja tego nie czuję, cały czas były ataki i co ja powinnam robić z ex.
On twierdzi, że nie okazuję czułości, że jestem zimna, i dlatego on jest taki sam. Nie, ja jestem taka, bo on jest taki. Przytulam się, interesuję co u niego, a on nic. Siedzi cały czas w telefonach.
Od tygodnia śpię z córką, wczoraj oddałam mu resztę pieniędzy. On się nie odzywa. Próbowaliśmy rozmawiać w sobotę, ale do niczego to nie doprowadziło.
Kocham go, ale nie ufam. Może i nie zdradza fizycznie, bo wraca normalnie, ale nie wiem czy się nie kontaktują.
Nie wyciągnę pierwsza ręki, nie tym razem. Więc jeśli ma być to koniec, niech nastąpi. Wiem, że sobie poradzę, martwię się o córkę.
Jezu, rozpisałam się, a i tak wszystkiego nie napisałam, przepraszam 