Piotr_72 napisał/a:Jakiego rodzaju są te straszne mysli?
Powiedz coś więcej o Twej sytuacji: masz kogoś, kto jest blisko? Mieszkasz sama? Długo trwa ten stan lęku?
Jeśli chodzi o wstyd, to witaj w klubie: ja cholernie się wstydzę tego, że np. nie ukończyłem żadnych studiów. To spowodowało, że unikam kontaktów z rodziną, starymi znajomymi (bo z nimi musiałbym się porównać). I choć z jednej strony wiem, że to irracjonalne podejście prowadzące donikąd, to doskonale Ciebie rozumiem.
Ciężko mi w myślach przywołać te najgorsze napady paniki nocą, bo od dłuższego czasu ich nie miałam, poza tym nie wiem czy trochę nie zadziałało wyparcie. To był prawdziwy koszmar. Ogólnie to był strach przed chorobami, bólem, śmiercią, biedą, odnosił się zarówno do mnie, jak i moich bliskich. Jedna rzecz napędzała drugą, a konkluzja była taka, że czy będę żyć, czy zachoruję, czy umrę, to i tak każda z tych opcji jest przerażająca; nie mogłam wydostać się z tego lęku. Dobrze, że na razie mam względny spokój.
Wracając do chwili obecnej, moje lęki są spowodowane sytuacją w jakiej się znajduję, a wygląda ona w skrócie tak, że nie pracuję (koszmarnie się tego wstydzę, kiedy wychodzę z domu modlę się, żeby nie spotkać nikogo znajomego), mieszkam z rodzicami, niedawno rozstałam się z chłopakiem, z którym byłam 3 lata, do tego problemy rodzinne (finansowe, ojciec alkoholik...) i zdrowotne. W liceum miałam coś co psychiatra określił jako fobię szkolną, skończyłam szkołę, studia (swoją drogą beznadziejny kierunek), ale fobia nie minęła, tylko przybrała formę fobii pracy. W liceum miałam kontaky z psychoterapeutami i psychiatrą, niestety moi rodzice dość szybko odpuścili ten temat, pozwalając mi samej zdecydować, czy chcę dalej chodzić na terapię. Byłam nastolatka, oczywiśćei że nie chciałam! Myślę, że dla nich było to wygodne. Zawsze mi się wydawało, że moi rodzice dawali mi dużo wolności i mieli do mnie zaufanie, teraz myślę o tym raczej jak o niewydolności wychowawczej. W dodatku przekazali mi tą swoją bezradność i nierozwiązywanie problemów do końca. Są ludźmi ok 60, ale w mojej ocenie nigdy nie dorośli. Strasznie mnie to denerwuje, przede wszystkim dlatego, że sama się czuję taka niewydolna życiowo. No nie tylko czuję. Ja jestem niewydolna. O takich ludziach jak ja mówi się, że są pasożytami, leniami i najogólniej śmieciami. Właśnie tak się czuję, choć nie przypominam sobie, żebym wybierała takie życie.
Na studiach, które poza wczesnym dzieciństwem, były najlepszym okresem w moim życiu, chodziłam kilkanaście miesiecy na psychoterapię. Sama ją sobie opłacałam ze stypendium i dobrze ją wspominam, jednak nie uchroniła mnie przed tym, żeby przez następne 7 lat nie wychodzić z domu (chociaż i ten okres miał wzloty i upadki).
Czasem myślę, że w mojej sytuacji po prostu nie da się nie mieć depresji. Nie czuję się winna, że mnie dopadła, ale to że nie mam w sobie siły żeby z nią walczyć to już powód do wstydu i ogromnego poczucia winy. Rodzice zachowują się niemal jakby wszystko było normalnie. Wiem, że to głupie, ale czasem mam żal, że nikt nie wyciągnie ręki, nie zapyta czy nie myślałam o wizycie u psychiatry. Nie wiem po co mi to, ale takiego własnie wsparcia oczekiwałabym od najbliższych.
Mój brat dla odmiany jest totalnie inny, człowiek sukcesu, wszystko zawdzięcza tylko sobie, jestem z niego dumna. Ale on wyprowadził się z domu jeszcze na studiach. Ja jestem po 30tce i często myślę, że dożycie własnej śmierci będzie największym sukcesem. Wstyd mi za takie użalanie się nad sobą, ale o czym mam pisać, jak żadna inna wersja mojego życia nie istnieje. Mam wrazenie, że gdyby magiczna różdżka odebrała mi lęki i niechęć, to nie jestem pewna co by w zasadzie ze mnie zostało. Może nic?
Przepraszam Piotrze, że tak wcinam się ze swoją opowieścią w Twój wątek, powinnam założyć własny; niemniej dalej będę chętnie przyglądać się Twojej dyskusji z forowiczami, w naiwnej nadziei, że kiedyś przeczytam coś, co przestawi choćby jeden trybik w mojej głowie. Uwielbiałam to uczucie "oświecenia" na terapii, gdy nagle udawało się na coś spojrzeć inaczej. Strasznie żałuję, że nie robiłam z tamtego okresu za wiele notatek, a te które mam skutecznie zaszyfrowałam i zapomniałam hasła...