męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 120 z 120 ]

66

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Averyl napisał/a:

Dla mnie też - miła atmosfera w pracy jest ważna... ale wiesz Wilczysko, że się tłumaczysz? Udowadniasz dlaczego nic nie da się zmienić w twoim życiu. Ja ostatnio podjęłam studia podyplomowe, bo teraz kiedy nie muszę niańczyć dzieci, gdy nie muszę liczyć każdego grosze by przeżyć, mogę wrócić do tego co kiedyś chciałam robić.
Jak chciałbyś zdobyć nowe kompetencje siedząc i narzekając, że już nic się nie da zrobić, bo od 20 lat...

Wiem, że się tłumaczę. Tylko, że Ty idąc na studia podyplomowe też musiałaś wiedzieć na co chcesz iść, dlaczego te studia, a nie inne. Ja gdybym miał wybierać studia podyplomowe to kompletnie nie wiedziałbym jakie. Nie mam pomysłu na siebie.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Iceni,
Ja również miałem w życiu okres, gdy stwierdziłem, że muszę schudnąć parę kg, wziąć się za siebie. Również zmienić nawyki żywieniowe. I zrobiłlem to: biegałem kilka razy w tygodniu, niezależnie od pogody, wieczorami, zawsze sam. Mogłem wsiąść na rower  w kilkunastostopniowy mróz i pojechać kilkanaście km. Zmieniłem z dnia na dzień diametralnie nawyki żywieniowe (regularność posilkow, rzeczy nie przetworzone, odstawienie napojow gazowanych itd.). Efekty? Były, zrzucilem ok 10 kg w 3-4 miesiące. Zresztą dbam o siebie nadal, zdrowo się odżywiam itepe. Ale do czego zmierzam?

Chciałbym się Ciebie zapytać, co w Twoim przypadku było przyczyną, a co skutkiem? Czy zrzuciłaś kg i w wyniku tego zmieniłas swe "wewnętrzne" myślenie o sobie, czy też zmieniłaś myślenie o sobie i ZA TYM poszło zadbanie o siebie od strony fizycznej? Bo to moim zdaniem ma znaczenie.

W moim przypadku bieganie i zmiana nawyków żywieniowych nie spowodowały zmiany w moim myśleniu o sobie. Było po prostu ... tak samo, anie gorzej ani lepiej. Gdy biegałem - ani na moment nie wyłączyłem myślenia o sobie. Tyle, że wymęczyłem się, trochę skoczyły mi endorfiny i na JAKIŚ czas uspokajałem się myślą, że zrobięm coś pozytywnego dla siebie. Na jakiś czas. A potem złe myśli wracały jak bumerang.
Jak to bylo u Ciebie?

U mnie najpierw byla potrzeba schudniecia. Kiedy zaczelo byc widac rezultaty zaczelo mi sie to podobac - ze cos mi wychodzi, ale ze nie szlo to tak szybko jak oczekiwalam to zaczelam biegac.

Pierwsze podejscie do biegania to byla porazka - bolaly mnie stawy, czulam sie zle, nie chcialo mi sie wstawac, wkurzali mnie ludzie mijajacy mnie lekkim krokiem kiedy ja ledwie czlapalam (wazylam wredy jeszcze jakies 90-85kg)

Wtedy doszlam do wniosku, ze cos robie nie tak.  Ze to bieganie to nie tak powinno wygladac. 

Siadlam do lapka, otworzylam youtube i zaczelam szukac jak mam biegac tongue znalazlam cudowny film, ktory pokazal mi czego ja chce. Do tego momentu nie wiedzialam, ze chce wlasnie tego. Ze to jest moj cel. Wtedy zaczelam szukac jak to zrobic. Pod konec tamtego roku PIERWSZY RAZ W ZYCIU przebieglam 10 km big_smile

I wredy wlasnie pomyslalam, ze majac 40 lat na karku jeszcze wiele rzeczy w zyciu można. 

W ubiegle lato przebieglam 16 km.

W tym roku to bedzie 21.

Tak, wiem ze sa ludzie, ktorzy dochodza do formy pozwalajacej pokonac ren dystans w jedwn sezon. Mnie to zajmie 5 lat. I co z tego?

Za kazdym razem kiedy cos mi sie udaje dokladam nastepna cegielke. Wlasnie wazne jest to, zeby nie odpuszczac. Byc w ruchu. Nie jest ważny sam cel, ale dzialanie.

Zacząłeś studia 5 razy i nigdy nie skonczyles? Zacznij 6 raz, albo zacznij sie uczyc grac na gitarze. Wstan i zrob cos. Nie wiesz co, to posprzataj w garazu. Idz do kina. I tak kazdego dnia. Wstan, wyprostuj sie i zrob cos.


Napisales gdzies tam wyzej, ze zycie jest jak tasma, z ktorej codziennie odcinasz po 1 mm i nie widzisz zmiany, dopiero ktos z boku dostrzega jezeli nie widzial cie od 30 lat.

W druga strone dziala to dokladnie tak samo - podsajesz sie, bo nie dostrzegasz tych malutkich zmian na plus jakie w tobie zachodza. Ignorujesz je, bo wydaja ci sie nieistotne i blahe przez swoj mikroskopijny rozmiar.
Dopiero po pewnym czasie kiedy spojrzysz wstecz zrozumiesz jak te mikroskopijne zmiany potrafia naprawic zycie kiedy je sie pomnozy przez 365, przez 3 lata, przez 5.

Mozesz nic nie robic, mozesz codziennie walczyc o ten +1 mm - cokolwiek wybierzesz ten czas i tak upłynie.

+1 czy -1 zalezy tylko od ciebie.

68

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Czy Ciebie taka świadomość nigdy nie dopadła?

A jakie to ma dla ciebie znaczenie? pochówek na koszt państwa -  pójdziesz do piachu, zjedzą cię robaki, albo spalą cię i będą trzymać w puszcze... już dawno odkryłeś, że życie jest do du** i  nic dobrego cię nie spotka, to czego oczekujesz? co miałoby cię gorszego spotkać niż to co jest teraz?
Teraz nie masz znajomych, jeśli nic nie zmienisz w sobie, to za rok, za 10 lat będzie dokładnie tak samo. 

To jest twój wybór! Nie udało ci się małżeństwo, ale spotkałeś inną kobietę i ją spławiłeś, bo żonce musisz robić obiadki.
Zajmij się wolontariatem, poczujesz, że robisz coś wartościowego, a być może kiedyś ktoś się zajmie tobą.
Myślę, że twoja obecność na forum jest próbą porozmawiania z kimś, ale zamykasz drogę, skoro jako kontrargument stosuje swoją teorię, że już od dawna wiesz, że wszystko jest do du** i nic nie ma sensu. Kto z własnej, nieprzymuszonej woli będzie chciałby być dla ciebie "chusteczką" do wypłakiwania żali? Mam w domu swojego pesymistę, słyszę dokładanie to samo, gdy pojawia się problem, to on mi punktuje dlaczego problemu nie da się rozwiązać, ani jednego pomysłu na tak, a skoro się nie da i w dodatku jest w depresji, to po co ma podejmować jakąkolwiek próbę.
Myślę, że tacy ludzie jak mój facet (być może ty) "lubią" czuć się nieszczęśliwymi.

69

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Iceni napisał/a:

U mnie najpierw byla potrzeba schudniecia. Kiedy zaczelo byc widac rezultaty zaczelo mi sie to podobac - ze cos mi wychodzi, ale ze nie szlo to tak szybko jak oczekiwalam to zaczelam biegac.

Pierwsze podejscie do biegania to byla porazka - bolaly mnie stawy, czulam sie zle, nie chcialo mi sie wstawac, wkurzali mnie ludzie mijajacy mnie lekkim krokiem kiedy ja ledwie czlapalam (wazylam wredy jeszcze jakies 90-85kg)

Wtedy doszlam do wniosku, ze cos robie nie tak.  Ze to bieganie to nie tak powinno wygladac. 

Siadlam do lapka, otworzylam youtube i zaczelam szukac jak mam biegac tongue znalazlam cudowny film, ktory pokazal mi czego ja chce. Do tego momentu nie wiedzialam, ze chce wlasnie tego. Ze to jest moj cel. Wtedy zaczelam szukac jak to zrobic. Pod konec tamtego roku PIERWSZY RAZ W ZYCIU przebieglam 10 km big_smile

I wredy wlasnie pomyslalam, ze majac 40 lat na karku jeszcze wiele rzeczy w zyciu można. 

W ubiegle lato przebieglam 16 km.

W tym roku to bedzie 21.

Zapodaj proszę ten filmik o bieganiu, który Ci tak pomógł. Ja próbowałem kiedyś biegać, ale cholera miałem dokładnie tak jak Ty. Do tego dochodzą bóle pleców. Zresztą ja nawet w czasach szkolnych miałem problem z przebiegnięciem 1 km. I to wcale nie z powodu jakiejś nadwagi. Wtedy byłem chudy.

70

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
wilczysko napisał/a:
Iceni napisał/a:

U mnie najpierw byla potrzeba schudniecia. Kiedy zaczelo byc widac rezultaty zaczelo mi sie to podobac - ze cos mi wychodzi, ale ze nie szlo to tak szybko jak oczekiwalam to zaczelam biegac.

Pierwsze podejscie do biegania to byla porazka - bolaly mnie stawy, czulam sie zle, nie chcialo mi sie wstawac, wkurzali mnie ludzie mijajacy mnie lekkim krokiem kiedy ja ledwie czlapalam (wazylam wredy jeszcze jakies 90-85kg)

Wtedy doszlam do wniosku, ze cos robie nie tak.  Ze to bieganie to nie tak powinno wygladac. 

Siadlam do lapka, otworzylam youtube i zaczelam szukac jak mam biegac tongue znalazlam cudowny film, ktory pokazal mi czego ja chce. Do tego momentu nie wiedzialam, ze chce wlasnie tego. Ze to jest moj cel. Wtedy zaczelam szukac jak to zrobic. Pod konec tamtego roku PIERWSZY RAZ W ZYCIU przebieglam 10 km big_smile

I wredy wlasnie pomyslalam, ze majac 40 lat na karku jeszcze wiele rzeczy w zyciu można. 

W ubiegle lato przebieglam 16 km.

W tym roku to bedzie 21.

Zapodaj proszę ten filmik o bieganiu, który Ci tak pomógł. Ja próbowałem kiedyś biegać, ale cholera miałem dokładnie tak jak Ty. Do tego dochodzą bóle pleców. Zresztą ja nawet w czasach szkolnych miałem problem z przebiegnięciem 1 km. I to wcale nie z powodu jakiejś nadwagi. Wtedy byłem chudy.

Zrobie to po poludniu, jak wroce do domu, teraz jestem na telefonie to mi zeżre za duzo transferu jak zaczne szukac tongue

71

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
wilczysko napisał/a:

Wiem, że się tłumaczę. Tylko, że Ty idąc na studia podyplomowe też musiałaś wiedzieć na co chcesz iść, dlaczego te studia, a nie inne. Ja gdybym miał wybierać studia podyplomowe to kompletnie nie wiedziałbym jakie. Nie mam pomysłu na siebie.


robiłam też kursy hobbistyczne, z których poza satysfakcją nie ma żadnych wymiernych korzyści (raczej straty lol)

Co się stanie jeśli np. zrobisz sobie jakiś kurs np. uprawnienia SEP do 1 kV, ale potem nigdy z nich nie skorzystasz, bo uznasz, że to nie to? Poza odrobiną kasy i czasu stracisz za dużo? więcej niż mógłbyś zyskać, gdyby okazało się, że jednak to fajny kierunek? Kiedyś Steve Jobs stwierdził, że bardzo cenne były zajęcia z kaligrafii na studiach (mimo iż samych studiów chyba nie ukończył), bo dzięki temu Jabłuszka są takie ładne wink

Jeśli sobie uświadomisz, że koszt (psychiczny) jest niższy niż poświęcone środki (czas, pieniądze) to łatwiej będzie ci podjąć decyzję.

72

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Iceni napisał/a:

Zrobie to po poludniu, jak wroce do domu, teraz jestem na telefonie to mi zeżre za duzo transferu jak zaczne szukac tongue


Ok. Dzięki z góry smile

73

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Averyl napisał/a:
wilczysko napisał/a:

Wiem, że się tłumaczę. Tylko, że Ty idąc na studia podyplomowe też musiałaś wiedzieć na co chcesz iść, dlaczego te studia, a nie inne. Ja gdybym miał wybierać studia podyplomowe to kompletnie nie wiedziałbym jakie. Nie mam pomysłu na siebie.


robiłam też kursy hobbistyczne, z których poza satysfakcją nie ma żadnych wymiernych korzyści (raczej straty lol)

Co się stanie jeśli np. zrobisz sobie jakiś kurs np. uprawnienia SEP do 1 kV, ale potem nigdy z nich nie skorzystasz, bo uznasz, że to nie to? Poza odrobiną kasy i czasu stracisz za dużo? więcej niż mógłbyś zyskać, gdyby okazało się, że jednak to fajny kierunek? Kiedyś Steve Jobs stwierdził, że bardzo cenne były zajęcia z kaligrafii na studiach (mimo iż samych studiów chyba nie ukończył), bo dzięki temu Jabłuszka są takie ładne wink

Jeśli sobie uświadomisz, że koszt (psychiczny) jest niższy niż poświęcone środki (czas, pieniądze) to łatwiej będzie ci podjąć decyzję.

No, ale na te kursy hobbistyczne szłaś całkowicie "na chybił trafił" ? Zastanawiałem się kiedyś nad czymś takim, ale z tym jest ten sam problem jak ze studiami podyplomowymi. Nie mam jakiś pasji, zainteresowań, które można by przełożyć na coś konkretnego.
Z kasą też oczywiście muszę się liczyć.

74

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
wilczysko napisał/a:
Averyl napisał/a:
wilczysko napisał/a:

Wiem, że się tłumaczę. Tylko, że Ty idąc na studia podyplomowe też musiałaś wiedzieć na co chcesz iść, dlaczego te studia, a nie inne. Ja gdybym miał wybierać studia podyplomowe to kompletnie nie wiedziałbym jakie. Nie mam pomysłu na siebie.


robiłam też kursy hobbistyczne, z których poza satysfakcją nie ma żadnych wymiernych korzyści (raczej straty lol)

Co się stanie jeśli np. zrobisz sobie jakiś kurs np. uprawnienia SEP do 1 kV, ale potem nigdy z nich nie skorzystasz, bo uznasz, że to nie to? Poza odrobiną kasy i czasu stracisz za dużo? więcej niż mógłbyś zyskać, gdyby okazało się, że jednak to fajny kierunek? Kiedyś Steve Jobs stwierdził, że bardzo cenne były zajęcia z kaligrafii na studiach (mimo iż samych studiów chyba nie ukończył), bo dzięki temu Jabłuszka są takie ładne wink

Jeśli sobie uświadomisz, że koszt (psychiczny) jest niższy niż poświęcone środki (czas, pieniądze) to łatwiej będzie ci podjąć decyzję.

No, ale na te kursy hobbistyczne szłaś całkowicie "na chybił trafił" ? Zastanawiałem się kiedyś nad czymś takim, ale z tym jest ten sam problem jak ze studiami podyplomowymi. Nie mam jakiś pasji, zainteresowań, które można by przełożyć na coś konkretnego.
Z kasą też oczywiście muszę się liczyć.

Wiec zacznij robic to, co nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Może byc na chybił trafił na początek.

Bądź jak dziecko, ktore probuje wszystkiego po trochu zeby sie dowiedziec co lubi.

Tu znowu sie klania wspomniana przez Averyl dewiza - lepiej jest sprobowac i uczyc sie na bledach niz nie probowac by tych bledow nie popelnic.

Nie mozesz przewidziec skad przyjdzie "oswiecenie" tongue

Moze probujac fotografii okaze sie, ze tak naprawde lubisz gotowac, bo najwieksza frajde daje ci wrzucanie fotek nowych potraw na Instagrama?
A moze kupisz stary zegarek na pchlim targu i okaze sie, ze kochasz naprawiac takie starocie?

Ze to glupie?

I o to chodzi!  big_smile

75

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Iceni napisał/a:

Wiec zacznij robic to, co nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Może byc na chybił trafił na początek.

Bądź jak dziecko, ktore probuje wszystkiego po trochu zeby sie dowiedziec co lubi.

Tu znowu sie klania wspomniana przez Averyl dewiza - lepiej jest sprobowac i uczyc sie na bledach niz nie probowac by tych bledow nie popelnic.

Nie mozesz przewidziec skad przyjdzie "oswiecenie" tongue

Moze probujac fotografii okaze sie, ze tak naprawde lubisz gotowac, bo najwieksza frajde daje ci wrzucanie fotek nowych potraw na Instagrama?
A moze kupisz stary zegarek na pchlim targu i okaze sie, ze kochasz naprawiac takie starocie?

Ze to glupie?

I o to chodzi!  big_smile

Nie jest to głupie. Jest w tym jakiś sens.

76

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
wilczysko napisał/a:

No, ale na te kursy hobbistyczne szłaś całkowicie "na chybił trafił" ? Zastanawiałem się kiedyś nad czymś takim, ale z tym jest ten sam problem jak ze studiami podyplomowymi. Nie mam jakiś pasji, zainteresowań, które można by przełożyć na coś konkretnego.
Z kasą też oczywiście muszę się liczyć.

nie, jak nazwa wskazuje to były raczej - hobbistyczne zajęcia, czyli już coś musiałam lubić, a potem rozwijać wiedzę...
by nie off-topicować, zachęcałam moje dziecko do uczestnictwa w różnych zajęcia, był na jakiś warsztatach filmowych, na zajęciach sportowych, na... - na zasadzie, nie spodoba ci się, to nie będziesz tego kontynuował, ale będziesz wiedział, co odrzucasz.

Chodzi o podjęcie próby przełamania schematu. Gdzieś na forum przeczytałam historyjkę, o gościu, który regularnie chodzi na rozmowy o pracę i nie kryje się przed swoim szefem, ale ten z kolei wie, że w każdej chwili może stracić dobrego pracownika.
Wilczysko - napisz sobie CV i wyślij je, (nawet do takich miejsc, które nie są super interesujące, najwyżej nie podejmiesz pracy). Być może nie dostaniesz żadnej odpowiedzi, czy to coś zmieni w sytuacji? kosztuje za dużo wysiłku? W najgorszym wariancie - dalej będziesz robił swoją nielubianą pracę.

77

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
wilczysko napisał/a:
Averyl napisał/a:

A wiedziałbyś co zrobić gdyś jednak znalazł fajną pracę? Jaki jest twój wyznacznik fajnej pracy - kasa? miła atmosfera?
Skoro znalazłeś nową pracę, to co by się stało gdybyś znalazł kolejną nową pracę - spełniającą kryteria fajnej pracy?
Jest taka teoria, która sugeruje, że błędy, porażki więcej uczą niż... nic nie robienie, nie popełniania żadnych błędów lol

Mój wyznacznik fajnej pracy to przede wszystkim miła atmosfera, a dopiero potem kasa.
Pracuję praktycznie w tej samej robocie od zakończenia studiów. W tym roku to będzie już 20-ty rok. Jak do niej trafiłem ? Dzięki znajomościom. Myślałem, że będę się do tego nadawał.
Tkwię tu, bo mam świadomość tego, że praktycznie nic innego nie umiem. Specyfika pracy powoduje, że doświadczenie stąd nie bardzo się nadaje do pracy gdzie indziej. Zresztą nie chciałbym robić tego samego. No i kasa. Mam rodzinę na utrzymaniu, a tutaj są względnie niezłe zarobki.

Podobnie jak ja-jedna praca od ukończenia studiów i nie jest to wymarzona praca. Tylko ja już mam 22 lata pracy. Jak zmienić skoro tylko to się umie, co się robi... Na kolejne studia potrzeba kasy i dużo wolnego czasu, a skąd to brać mając rodzinę...

78 Ostatnio edytowany przez Piotr_72 (2018-03-21 14:03:45)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Averyl napisał/a:
Piotr_72 napisał/a:

Czy Ciebie taka świadomość nigdy nie dopadła?

A jakie to ma dla ciebie znaczenie? pochówek na koszt państwa -  pójdziesz do piachu, zjedzą cię robaki, albo spalą cię i będą trzymać w puszcze... już dawno odkryłeś, że życie jest do du** i  nic dobrego cię nie spotka, to czego oczekujesz? co miałoby cię gorszego spotkać niż to co jest teraz?
Teraz nie masz znajomych, jeśli nic nie zmienisz w sobie, to za rok, za 10 lat będzie dokładnie tak samo. 

To jest twój wybór! Nie udało ci się małżeństwo, ale spotkałeś inną kobietę i ją spławiłeś, bo żonce musisz robić obiadki.
Zajmij się wolontariatem, poczujesz, że robisz coś wartościowego, a być może kiedyś ktoś się zajmie tobą.
Myślę, że twoja obecność na forum jest próbą porozmawiania z kimś, ale zamykasz drogę, skoro jako kontrargument stosuje swoją teorię, że już od dawna wiesz, że wszystko jest do du** i nic nie ma sensu. Kto z własnej, nieprzymuszonej woli będzie chciałby być dla ciebie "chusteczką" do wypłakiwania żali? Mam w domu swojego pesymistę, słyszę dokładanie to samo, gdy pojawia się problem, to on mi punktuje dlaczego problemu nie da się rozwiązać, ani jednego pomysłu na tak, a skoro się nie da i w dodatku jest w depresji, to po co ma podejmować jakąkolwiek próbę.
Myślę, że tacy ludzie jak mój facet (być może ty) "lubią" czuć się nieszczęśliwymi.

Myślę, że trochę mnie zaszufladkowalaś, patrząc przez pryzmat tego, co widzisz u swego partnera;-) Dlaczego tak sądzę? Dlatego, że gdy w moim życiu codziennym pojawia się jakiś problem, to właśnie JA najczęściej szukam rozwiązania, jak go rozwiązać. Nie moja żona. Walczę przy tym z tą natrętną świadomościa, że się "nie da", ale do skutku szukam wyjścia z sytuacji. Narzekam, klnę, rzucam mięsem (gdy auto się popsuje, gdy garaż trzeba naprawić, albo odmówi posłuszeństwa pralka itd.), ale biorę się za rozwiązanie go. Prędzej, później, ale się biorę. Ja wręcz "uciekam" w takie problemy przyziemne, sam sobie je wyszukuję. U siebie, u innych, zajmuję się problemami ojca. Zaniedbując swoje, poważne problemy psychiczne.

Tak, moja obecność na forum, jest dokładnie próbą porozmawiania. Nie widzę w tym nic złego.

79

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
wilczysko napisał/a:
Iceni napisał/a:

Wiec zacznij robic to, co nie wymaga wielkich nakładów finansowych. Może byc na chybił trafił na początek.

Bądź jak dziecko, ktore probuje wszystkiego po trochu zeby sie dowiedziec co lubi.

Tu znowu sie klania wspomniana przez Averyl dewiza - lepiej jest sprobowac i uczyc sie na bledach niz nie probowac by tych bledow nie popelnic.

Nie mozesz przewidziec skad przyjdzie "oswiecenie" tongue

Moze probujac fotografii okaze sie, ze tak naprawde lubisz gotowac, bo najwieksza frajde daje ci wrzucanie fotek nowych potraw na Instagrama?
A moze kupisz stary zegarek na pchlim targu i okaze sie, ze kochasz naprawiac takie starocie?

Ze to glupie?

I o to chodzi!  big_smile

Nie jest to głupie. Jest w tym jakiś sens.


Wilku, jeszcze a propos próbowania - myslisz, ze trzy lata temu ja przypuszczałam, ze zaczne się uczyć hindi? Ja tylko znalazlam na youtubie piosenkę, którą śpiewał facet, ktory mi sie spodobał  big_smile

80

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Iceni napisał/a:

Wilku, jeszcze a propos próbowania - myslisz, ze trzy lata temu ja przypuszczałam, ze zaczne się uczyć hindi? Ja tylko znalazlam na youtubie piosenkę, którą śpiewał facet, ktory mi sie spodobał  big_smile

O nie. Tylko nie hindi !!!!! big_smile Chociaż hinduski bywają bardzo ładne.

81 Ostatnio edytowany przez Averyl (2018-03-21 14:28:46)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Myślę, że trochę mnie zaszufladkowalaś, patrząc przez pryzmat tego, co widzisz u swego partnera;-)

ale czy ma to jakieś znaczenie? czy ma to jakiś wpływ na twoje, moje, czy innych forumowiczów życie? to jest tylko moja opinia, oparta na moich doświadczeniach. Nie namawiam cię, abyś żył wg moich wskazówek, wprost przeciwnie - szukaj, jeśli znajdziesz jedną ciekawą dla siebie myśl - fajnie, a może zainspirują cię wypowiedzi innych, może jakieś książki, yt - to jest twoje życie, twoje wybory.

Piotr_72 napisał/a:

gdy w moim życiu codziennym pojawia się jakiś problem, to właśnie JA najczęściej szukam rozwiązania, jak go rozwiązać. Nie moja żona. Walczę przy tym z tą natrętną świadomościa, że się "nie da", ale do skutku szukam wyjścia z sytuacji. Narzekam, klnę, rzucam mięsem (gdy auto się popsuje, gdy garaż trzeba naprawić, albo odmówi posłuszeństwa pralka itd.), ale biorę się za rozwiązanie go. Prędzej, później, ale się biorę. Ja wręcz "uciekam" w takie problemy przyziemne, sam sobie je wyszukuję. U siebie, u innych, zajmuję się problemami ojca. Zaniedbując swoje, poważne problemy psychiczne.

Co jest twoim problemem - samochód czy brak życia seksualnego? pralka czy brak przyjaciół? Czy rzeczywiście zajmujesz się rozwiązywaniem problemów, czy szukasz innych zajęć, by się prawdziwymi problemami nie zajmować?

Piotr_72 napisał/a:

Tak, moja obecność na forum, jest dokładnie próbą porozmawiania. Nie widzę w tym nic złego.

Chwała ci za to, jednak trochę cię uwiera twoje życie i to jest właśnie taka mała próba przełamania codziennych schematów.

82

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:
Averyl napisał/a:

Dla mnie też - miła atmosfera w pracy jest ważna... ale wiesz Wilczysko, że się tłumaczysz? Udowadniasz dlaczego nic nie da się zmienić w twoim życiu. Ja ostatnio podjęłam studia podyplomowe, bo teraz kiedy nie muszę niańczyć dzieci, gdy nie muszę liczyć każdego grosze by przeżyć, mogę wrócić do tego co kiedyś chciałam robić.
Jak chciałbyś zdobyć nowe kompetencje siedząc i narzekając, że już nic się nie da zrobić, bo od 20 lat...

Owszem, DA SIĘ zrobić, gdy człowiek naprawdę czegoś chce. PRZEWAZNIE się da. Ja np. zacząłem się uczyć francuskiego, parę lat temu zrobiłem B2 z angielskiego. Da się? Da. Tyle, że ... w moim przypadku akurat TE RZECZY wymienione przeze mnie nie wpłynęły na zmianę nastawienia psychicznego. Do tego zmierzam.

Bo to, czego chcesz, niekoniecznie jest tym, czego potrzebujesz, by poczuć się lepiej.
Nie wiem, czy rozumiesz do końca, co mam na myśli.
Czasem musimy zrobić coś, czego bardzo nie chcemy, by sobie pomóc.
Uważam, że powinieneś znaleźć innego lekarza psychiatrę, zacząć regularnie brać leki i chodzić do terapeuty.
Znaleźć swój własny sposób na wyjście z choroby.
Mnie pomagał wolontariat. Czułam się potrzebna. Do tego psychiatra, leki i terapia raz w tygodniu. Wyszłam z depresji i nauczyłam się żyć z zaburzeniami osobowości. Miewam gorsze momenty, ale przynajmniej jestem już stabilna emocjonalnie, nie miewam myśli samobójczych i wstaję rano z uśmiechem.

83

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

Przede wszystkim dzięki Iceni za podanie cytatu z nowej książki Jordana Petersona, kanadyjskiego psychologa klinicznego, który sam przeżył walkę z depresją smile

Po drugie, to co pisze Cyngli, jest również istotne- wyjdź do ludzi, zgłoś się na wolontariat, zrób coś dla innych. Ja miałam depresyjną załamkę na początku marca- czarne myśli, bezsenność, izolowanie się (znam te oznaki jak mapę własnego miasta)- i postanowiłam dołożyć się do fundacji, która zapewnia ludziom pitną wodę w Afryce. Gotuję dwie zupy dla 40 ludzi w piątek big_smile. Wydałam kasę na składniki, gotuję, ludzie płacą, a kasa idzie na dobry cel. Od razu mi się nastrój poprawił.

84

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

W wielkim skupieniu przeczytałam ten wątek i czekam na ciąg dalszy, ponieważ bardzo utożsamiam się z rzeczami (odczuciami), o których pisze Piotr i Wilczysko.
Pesymizm, depresja, niemoc, bezradność i brak pomysłu na swoje "szczęśliwe" życie. U mnie do tego koszmarna niechęć do w zasadzie jakiejkolwiek aktywności. Doszło do tego, że nawet szczęście zaczęło mi się nieodłącznie kojarzyć z ogromnym wysiłkiem emocjonalnym i fizycznym, więc od razu pojawia się ta niechęć.
Może wynika to też z braku precyzyjnego określenia jak ta alternatywna szczęśliwa przyszłość miała by wyglądać.

Nie znoszę swojego życia takiego jakie jest. Ale rozumiem też swoją chęć zachowania status quo - lepsze znajome bagienko... i ten brak wysiłku. Z moich obserwacji wynika, że tylko dwie rzeczy są w stanie mnie zmusić do zrobienia czegoś, albo pozytywne wzmocnienie gdy radość z "celu' przewyższa lęk, oraz gdy sięgnę jakiegoś dna, od którego można się odbić (choć obawiam się, że nie od każdego można). Niestety strasznie rzadko się to zdarza, w ostatnich 7 latach pamiętam tylko 4 takie sytuacje. Ciężko znaleźć mi na tyle pociągający "cel", żeby korzyści płynące  z niego zdetronizowały lęk i przede wszystkim niechęć. Chociaż jak tak teraz myślę, to chyba jednak osiągnięcie i odbicie się od dna, jest tym co przynosi mi bardziej długofalowe zmiany.

Mam poczucie, że pomimo negatywnych rzeczy, które mnie w życiu spotkały i w jakiś sposób ukształtowały (choroby, problemy finansowe, rodzinne), to jednak największym moim wrogiem jestem ja sama, a konkretnie ta niechęć i bezradność. mam wrażenie, że wszystko bym mogła, gdybym tylko potrafiła zrobić krok do przodu wtedy, gdy ta najbardziej uparta część mnie krzyczy NIE.

85 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2018-03-22 10:01:29)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Dziewczyny,

        Postanowiłem podzielić się na tym forum refleksjami na temat mojego życia, ponieważ w życiu „realnym” nie mam z kim tego uczynić. Czuję taką potrzebę, ponieważ być może któraś z Was wskaże mi błędy, które popełniam / popełniłem. Jeśli ktoś zechce wypowiedzieć własne zdanie – będę wdzięczny.

Cóż, myślę, że dziesiaj daje o sobie znać skumulowany efekt twojego postrzegania siebie, związków z ludźmi, świata i tworzenia przez ciebie teorii, w jaki świat i ludzie funkcjonują. Dla mnie to wygląda tak, jakbyś „widział” i „zapamiętywał” niemal tylko rzeczy i zdarzenia negatywne. Jakbyś wszystko filtrował przez negatywny kontekst.

Każdy odbiera od życia, ludzi, świata, otoczenia różne sygnały, informacje, albo w skrócie BODŹCE. Część z nich jest negatywna (chodzi o to, źe odbierane są negatywnie), a część pozytywna. Te pozytywne nastrajają pozytywnie do ludzi, do życia, do partnera, do otoczenia i to jest na tyle przyjemne, że chce się to powtarzać. A jeśli odbiera się negatywnie, to jest to nieprzyjemne i odechciewa się żyć.
Przeważnie ludzi spotykają takie rzeczy i wydarzenia, które odbierają jako negatywne oraz takie, które odbierają pozytywnie. Te negatywne są nieprzyjemne, ale to dzięki tym pozytywnym chce się żyć, zbliżać do ludzi i tworzyć takie strategie działania, żeby mieć jak najwięcej sytuacji pozytywnych i brania od życia tego, co jest dla mnie przyjemne, pozytywne.
Hmm...ale w twoim przypadku, to wyglądae jakbyś mocniej odbierał, pamiętał i reagował na BODŹCE NEGATYWNE. Jakbyś cierpiał z ich powodu bardziej niż inni, bo nie masz przeciwwagi w postaci odbierania, zapamiętywana i reagowania na BODŹCE POZYTYWNE. Pozytywnych rzeczy nie odbierasz, nie zapamiętujesz, nie przeżywasz. Jakby były OBOJĘTNE.
Wydaje mi się, źe ty nawet nie wiesz, że patrzysz na świat inaczej niż przeciętny człowiek, że jesteś w swojej skali odbioru bodźców wyskalowany w ten sposób, że to, co dla innych jest pozytywne, dla ciebie jest tylko obojętne.
Nie wiem, czy to, co mi się wydaje na podstawie tego, co tu napisałeś jest prawdą, ale jeśli tak, to wiem, źe do tej pory sprawdzone zostały dwa rozwiązania. Jeden to leki, które pomagają przywrócić równowagę biologiczną, bo to przeskakiwanie, które spróbowałam powyżej opisać to nic innego jak błąd chemiczny spowodowany nieprzeciętnym poziomem niektórych neuroprzekaźników. Druga metoda to terapia, ale najlepiej trafić do kogoś, kto ma doświadczenie w leczeniu depresji i pomógłby ci poradzić sobie z konsekwencjami twojego „sposobu” widzenia, zapamiętywania i reagowania na bodźce przez dziesięciolecia.

86 Ostatnio edytowany przez Piotr_72 (2018-03-22 10:23:22)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Averyl napisał/a:

Co jest twoim problemem - samochód czy brak życia seksualnego? pralka czy brak przyjaciół? Czy rzeczywiście zajmujesz się rozwiązywaniem problemów, czy szukasz innych zajęć, by się prawdziwymi problemami nie zajmować?

Są różne kategorie problemów. Brak życia seksualnego, samotność (zarówno brak przyjaciół, jak i ta w małżeństwie), uzależnienie od pornografii bdsm, niewiara w siebie - te sprawy na pewno w moim przypadku można nazwać poważnymi problemami. . Awaria auta, pralki, czy brak prądu w garażu - to problemy mniej ważne. Jednak one też muszą być rozwiązane. Nie da się funkcjonować bez pralki. Bez auta i prądu w garażu wprawdzie się da - ale utrudnia to życie. No i dodam, że awarii auta raczej człowiek sam nie wyszukuje;-) Choć masz niewątpliwie trochę racji, gdy zadajesz mi pytanie, czy ja wyszukuję sobie problemy? tak, czasem (często) tak. Najczęściej pomagałęm ojcu w wyciąganiu go z róznego rodzaju kłopotów, nawet na siłę, wbrew jego woli. I pewnie jakimś tego wytłumaczeniem jest chęć ucieczki od tych poważnych problemów. Zadaj sobie jednak dwa pytania w tym momencie:

1.) czy idąc tym tokiem rozumowania nie jest również ucieczką od rozwiązania prawdziwych problemów jakakolwiek inna aktywność (wolontariat, bieganie, kursy hobbystyczne, gotowanie dla fundacji - z tych wymienionych w tym wątku)? Aktywność pozwalająca na zajęcie głowy czymś zupełnie innym, niż własna depresja.

2.) co jest w tym złego?

Reasumując: owszem, czasem to JA szukam problemów do rozwiązania (by poczuć się komuś potrzebnym - tak po prostu). Powiesz, że to egoizm? I pewnie masz rację. By myśleć o czymś innym, niż moje "schizy". By uspokajać się myślą, że ktoś korzysta z czegoś, co mu kupiłem/naprawiłem (komputer przyjaciółki, jest mi miło, gdy wiem, że z niego korzysta). By zapomnieć o własnych, tych fundamentalnych problemach. Czasem z kolei same pojawiają się problemy z gatunku mniej ważnych, które TEŻ trzeba rozwiązać. Najczęściej szybko (zalanie, włamanie, jakakolwiek inna awaria)

87

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Cyngli napisał/a:

Bo to, czego chcesz, niekoniecznie jest tym, czego potrzebujesz, by poczuć się lepiej.
Nie wiem, czy rozumiesz do końca, co mam na myśli.
Czasem musimy zrobić coś, czego bardzo nie chcemy, by sobie pomóc.
Uważam, że powinieneś znaleźć innego lekarza psychiatrę, zacząć regularnie brać leki i chodzić do terapeuty.
Znaleźć swój własny sposób na wyjście z choroby.
Mnie pomagał wolontariat. Czułam się potrzebna. Do tego psychiatra, leki i terapia raz w tygodniu. Wyszłam z depresji i nauczyłam się żyć z zaburzeniami osobowości. Miewam gorsze momenty, ale przynajmniej jestem już stabilna emocjonalnie, nie miewam myśli samobójczych i wstaję rano z uśmiechem.

Chyba rozumiem, do czego zmierzasz. Że czasem, by sobie pomóc, trzeba zrobić coś, co na pierwszy rzut oka wydaje Ci się złe/nieprzyjemne/niekorzystne/nieefektywne? Wyjść ze swojej "strefy komfortu"? Może masz rację...

Zadam przewrotne pytanie: czy uczestnictwo w wolontariacie po to, by pomóc SOBIE (przy okazji pomagania innym), nie jest jednak jakąś postacią EGOIZMU i uciekania od problemu? To nie żadna krytyka, broń Boże. To chęć podyskutowania;-)

88

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
summerka88 napisał/a:

Cóż, myślę, że dziesiaj daje o sobie znać skumulowany efekt twojego postrzegania siebie, związków z ludźmi, świata i tworzenia przez ciebie teorii, w jaki świat i ludzie funkcjonują. Dla mnie to wygląda tak, jakbyś „widział” i „zapamiętywał” niemal tylko rzeczy i zdarzenia negatywne. Jakbyś wszystko filtrował przez negatywny kontekst.

Każdy odbiera od życia, ludzi, świata, otoczenia różne sygnały, informacje, albo w skrócie BODŹCE. Część z nich jest negatywna (chodzi o to, źe odbierane są negatywnie), a część pozytywna. Te pozytywne nastrajają pozytywnie do ludzi, do życia, do partnera, do otoczenia i to jest na tyle przyjemne, że chce się to powtarzać. A jeśli odbiera się negatywnie, to jest to nieprzyjemne i odechciewa się żyć.
Przeważnie ludzi spotykają takie rzeczy i wydarzenia, które odbierają jako negatywne oraz takie, które odbierają pozytywnie. Te negatywne są nieprzyjemne, ale to dzięki tym pozytywnym chce się żyć, zbliżać do ludzi i tworzyć takie strategie działania, żeby mieć jak najwięcej sytuacji pozytywnych i brania od życia tego, co jest dla mnie przyjemne, pozytywne.
Hmm...ale w twoim przypadku, to wyglądae jakbyś mocniej odbierał, pamiętał i reagował na BODŹCE NEGATYWNE. Jakbyś cierpiał z ich powodu bardziej niż inni, bo nie masz przeciwwagi w postaci odbierania, zapamiętywana i reagowania na BODŹCE POZYTYWNE. Pozytywnych rzeczy nie odbierasz, nie zapamiętujesz, nie przeżywasz. Jakby były OBOJĘTNE.
Wydaje mi się, źe ty nawet nie wiesz, że patrzysz na świat inaczej niż przeciętny człowiek, że jesteś w swojej skali odbioru bodźców wyskalowany w ten sposób, że to, co dla innych jest pozytywne, dla ciebie jest tylko obojętne.
Nie wiem, czy to, co mi się wydaje na podstawie tego, co tu napisałeś jest prawdą, ale jeśli tak, to wiem, źe do tej pory sprawdzone zostały dwa rozwiązania. Jeden to leki, które pomagają przywrócić równowagę biologiczną, bo to przeskakiwanie, które spróbowałam powyżej opisać to nic innego jak błąd chemiczny spowodowany nieprzeciętnym poziomem niektórych neuroprzekaźników. Druga metoda to terapia, ale najlepiej trafić do kogoś, kto ma doświadczenie w leczeniu depresji i pomógłby ci poradzić sobie z konsekwencjami twojego „sposobu” widzenia, zapamiętywania i reagowania na bodźce przez dziesięciolecia.

Masz bardzo dużo racji. Przeskalowanie odbierania bodźców to ogromny problem. U mnie to trwało latami i faktycznie też jestem przeskalowany. Nie jestem tylko pewien, czy farmakologia tu może wiele pomóc. Może i tak. Myślę, że bardziej terapia. Piotrowi bym bardzo polecał terapię grupową. Jest ona o tyle lepsza, że daje możliwość poznania też innych osób z podobnymi problemami. Można się z kimś zaprzyjaźnić. Wspólnie wspierać itd. Poza tym taka terapia może pomóc w nabraniu pewnego dystansu do swoich problemów. Trochę zmniejszyć grubość tej skorupy w którą obrastamy.
Ja byłem kilka lat temu na takiej terapii i każdemu ją bardzo polecam.

89 Ostatnio edytowany przez Piotr_72 (2018-03-22 10:23:59)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Beyondblackie napisał/a:

Przede wszystkim dzięki Iceni za podanie cytatu z nowej książki Jordana Petersona, kanadyjskiego psychologa klinicznego, który sam przeżył walkę z depresją smile

Po drugie, to co pisze Cyngli, jest również istotne- wyjdź do ludzi, zgłoś się na wolontariat, zrób coś dla innych. Ja miałam depresyjną załamkę na początku marca- czarne myśli, bezsenność, izolowanie się (znam te oznaki jak mapę własnego miasta)- i postanowiłam dołożyć się do fundacji, która zapewnia ludziom pitną wodę w Afryce. Gotuję dwie zupy dla 40 ludzi w piątek big_smile. Wydałam kasę na składniki, gotuję, ludzie płacą, a kasa idzie na dobry cel. Od razu mi się nastrój poprawił.

Wrócę do przewrotnego pytania, które już tu stawiałem:
Czy nie uważasz, że "wyjście do ludzi" , pomaganie im TYLKO W TYM CELU, by SOBIE pomóc z depresją, jest rodzajem jednak egoizmu? Jak sądzisz, co powiedzieliby ci, którym pomagasz, gdyby wiedzieli, DLACZEGO to robisz?

I podkreślam: to nie jest z mojej strony krytykanctwo. Bo ja sam w momentach, gdy jest mi źle, wręcz szukam okazji, by pomagać innym osobom. Ostatnio próbowałem pomóc synowi koleżanki w znalezieniu pracy. Spotkałem się jednak z opinią, iż jeśli ktoś NIE JEST zainteresowany Twoją pomocą (a  tak było w przypadku mojego ojca) - nie należy pomagać na siłę tylko dlatego, by sobie pomóc w depresji.

90

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Wrócę do przewrotnego pytania, które już tu stawiałem:
Czy nie uważasz, że "wyjście do ludzi" , pomaganie im TYLKO W TYM CELU, by SOBIE pomóc z depresją, jest rodzajem jednak egoizmu? Jak sądzisz, co powiedzieliby Ci, którym pomagasz, gdyby wiedzieli, DLACZEGO to robisz?

I podkreślam: to nie jest z mojej strony krytykanctwo. Bo ja sam w momentach, gdy jest mi źle, wręcz szukam okazji, by pomagać innym osobom. Ostatnio próbowałem pomóc synowi koleżanki w znalezieniu pracy. Spotkałem się jednak z opinią, iż jeśli ktoś NIE JEST zainteresowany Twoją pomocą (a  tak było w przypadku mojego ojca) - nie należy pomagać na siłę tylko dlatego, by sobie pomóc w depresji.

Ja myślę, że takie pomaganie to całkowicie zdrowy egoizm i nie ma co szukać w tym czegoś złego. Tak naprawdę mnóstwo osób pomaga dlatego, że to im sprawia przyjemność, czyli tak naprawdę można powiedzieć, że z czystego egoizmu, żeby poczuć ten naturalny "haj" wink I to jest całkowicie naturalne. To modelowy przykład kiedy dwie strony czerpią korzyść z czyjegoś działania.

Oczywiście pomaganie na siłę może przynieść opłakane skutki. Przypomniała mi się skądś scenka jak ktoś na siłę przeprowadzał na drugą stronę jezdni staruszkę, która po prostu stanęła blisko krawężnika big_smile
Ale w dzisiejszych czasach znaleźć sobie jakiś cel pomagania nie stanowi żadnego problemu. Potrzebujących jest bardzo wiele.

91 Ostatnio edytowany przez Averyl (2018-03-22 15:40:18)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Najczęściej pomagałęm ojcu w wyciąganiu go z róznego rodzaju kłopotów, nawet na siłę, wbrew jego woli. I pewnie jakimś tego wytłumaczeniem jest chęć ucieczki od tych poważnych problemów. Zadaj sobie jednak dwa pytania w tym momencie:

1.) czy idąc tym tokiem rozumowania nie jest również ucieczką od rozwiązania prawdziwych problemów jakakolwiek inna aktywność (wolontariat, bieganie, kursy hobbystyczne, gotowanie dla fundacji - z tych wymienionych w tym wątku)? Aktywność pozwalająca na zajęcie głowy czymś zupełnie innym, niż własna depresja.

chyba sam sobie odpowiedziałeś - angażujesz się w pomoc ojcu, nawet wbrew jego woli. Domyślam się, że dlatego że jest twoim ojcem, że coś czujesz do niego, najprawdopodobniej jest jakaś reakcja zwrotna (ojciec wie, że ma syna, na którego może liczyć, który mu pomoże).
Czy twój samochód, czy pralka jest równie wdzięczna? Czemu siedzisz na netkobietach, zamiast dyskutować na jakimiś np. samochodowym forum jak lepiej dbać/naprawić autko?
Z pomocą/wolontariatem jest trochę tak, że ona trochę podłechtuje własnego ego (w pozytywnym znaczeniu) - wiesz, że zrobiłeś coś wartościowego, coś czego osoba w depresji nie ma w codziennym życiu, bo wszystko jej wydaje się bez wartości, bez sensu.

Annkar - czasem farmakologia jest niezbędna, ona pomaga przywrócić równowagę w organizmie (nie znam się na tym, więc nie będę wchodzić w szczegóły), natomiast to trochę mało, bo gdy odstawisz antydepresanty, to często wraca stary stan, dlatego potrzebna jest psychoterapia, by przemyśleć co się dzieje we własnej duszy, w życiu, by nauczyć się innych zachowań. Nie jest to ani łatwe, ani proste, ale jesteś jedyną osobą, która to może zrobić.

92

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
annkar napisał/a:

W wielkim skupieniu przeczytałam ten wątek i czekam na ciąg dalszy, ponieważ bardzo utożsamiam się z rzeczami (odczuciami), o których pisze Piotr i Wilczysko.
Pesymizm, depresja, niemoc, bezradność i brak pomysłu na swoje "szczęśliwe" życie. U mnie do tego koszmarna niechęć do w zasadzie jakiejkolwiek aktywności. Doszło do tego, że nawet szczęście zaczęło mi się nieodłącznie kojarzyć z ogromnym wysiłkiem emocjonalnym i fizycznym, więc od razu pojawia się ta niechęć.
Może wynika to też z braku precyzyjnego określenia jak ta alternatywna szczęśliwa przyszłość miała by wyglądać.

Nie znoszę swojego życia takiego jakie jest. Ale rozumiem też swoją chęć zachowania status quo - lepsze znajome bagienko... i ten brak wysiłku. Z moich obserwacji wynika, że tylko dwie rzeczy są w stanie mnie zmusić do zrobienia czegoś, albo pozytywne wzmocnienie gdy radość z "celu' przewyższa lęk, oraz gdy sięgnę jakiegoś dna, od którego można się odbić (choć obawiam się, że nie od każdego można). Niestety strasznie rzadko się to zdarza, w ostatnich 7 latach pamiętam tylko 4 takie sytuacje. Ciężko znaleźć mi na tyle pociągający "cel", żeby korzyści płynące  z niego zdetronizowały lęk i przede wszystkim niechęć. Chociaż jak tak teraz myślę, to chyba jednak osiągnięcie i odbicie się od dna, jest tym co przynosi mi bardziej długofalowe zmiany.

Mam poczucie, że pomimo negatywnych rzeczy, które mnie w życiu spotkały i w jakiś sposób ukształtowały (choroby, problemy finansowe, rodzinne), to jednak największym moim wrogiem jestem ja sama, a konkretnie ta niechęć i bezradność. mam wrażenie, że wszystko bym mogła, gdybym tylko potrafiła zrobić krok do przodu wtedy, gdy ta najbardziej uparta część mnie krzyczy NIE.

Słuchaj, a czy podejmujesz jakieś jeszcze próby aktywności, czy ten stan u Ciebie jest już tak silny, że zaniedbujesz pracę, swój wygląd, wychodzenie z domu? Ja miewam momenty, gdy po prostu nie mam na nic chęci. Siedzę w fotelu, sam w mieszkaniu, nie włączam ani radia ani tv, ani komputera. Nawet światła nie zapalam. I po prostu zasypiam. Kiedy indziej z kolei wymyślam sobie na upartego jakieś pseudo-altywności typu: wyjazd rowerem do parku , na gwałt, na siłę, w mróz, śnieg po to tylko, by mieć złudzenie przebywania wśród ludzi w parku. Podczas gdy i tak wiem, że gdy tam będę, to jest jakby ściana między mną a światem. Jestem, a jakby mnie już nie było. Ale moim zdaniem jest to i tak chyba lepsze, niż całkowita bezczyność i te straszne własne myśli. Dla mnie czasem najgorsze są noce, gdy się budzę i myślę. Zmuszaj się do jakiegokolwiek wysiłku, fizycznego (pomaga na sen), umysłowego (ja gram w szachy np.).

Mimo wszystko nie poddawaj się. Postaraj się być sama sobie przyjacielem. Nikt nie będzie lepszym przyjacielem Twojej duszy, niż Ty sama.

93 Ostatnio edytowany przez Piotr_72 (2018-03-22 11:40:42)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
summerka88 napisał/a:

Cóż, myślę, że dziesiaj daje o sobie znać skumulowany efekt twojego postrzegania siebie, związków z ludźmi, świata i tworzenia przez ciebie teorii, w jaki świat i ludzie funkcjonują. Dla mnie to wygląda tak, jakbyś „widział” i „zapamiętywał” niemal tylko rzeczy i zdarzenia negatywne. Jakbyś wszystko filtrował przez negatywny kontekst.

Każdy odbiera od życia, ludzi, świata, otoczenia różne sygnały, informacje, albo w skrócie BODŹCE. Część z nich jest negatywna (chodzi o to, źe odbierane są negatywnie), a część pozytywna. Te pozytywne nastrajają pozytywnie do ludzi, do życia, do partnera, do otoczenia i to jest na tyle przyjemne, że chce się to powtarzać. A jeśli odbiera się negatywnie, to jest to nieprzyjemne i odechciewa się żyć.
Przeważnie ludzi spotykają takie rzeczy i wydarzenia, które odbierają jako negatywne oraz takie, które odbierają pozytywnie. Te negatywne są nieprzyjemne, ale to dzięki tym pozytywnym chce się żyć, zbliżać do ludzi i tworzyć takie strategie działania, żeby mieć jak najwięcej sytuacji pozytywnych i brania od życia tego, co jest dla mnie przyjemne, pozytywne.
Hmm...ale w twoim przypadku, to wyglądae jakbyś mocniej odbierał, pamiętał i reagował na BODŹCE NEGATYWNE. Jakbyś cierpiał z ich powodu bardziej niż inni, bo nie masz przeciwwagi w postaci odbierania, zapamiętywana i reagowania na BODŹCE POZYTYWNE. Pozytywnych rzeczy nie odbierasz, nie zapamiętujesz, nie przeżywasz. Jakby były OBOJĘTNE.
Wydaje mi się, źe ty nawet nie wiesz, że patrzysz na świat inaczej niż przeciętny człowiek, że jesteś w swojej skali odbioru bodźców wyskalowany w ten sposób, że to, co dla innych jest pozytywne, dla ciebie jest tylko obojętne.
Nie wiem, czy to, co mi się wydaje na podstawie tego, co tu napisałeś jest prawdą, ale jeśli tak, to wiem, źe do tej pory sprawdzone zostały dwa rozwiązania. Jeden to leki, które pomagają przywrócić równowagę biologiczną, bo to przeskakiwanie, które spróbowałam powyżej opisać to nic innego jak błąd chemiczny spowodowany nieprzeciętnym poziomem niektórych neuroprzekaźników. Druga metoda to terapia, ale najlepiej trafić do kogoś, kto ma doświadczenie w leczeniu depresji i pomógłby ci poradzić sobie z konsekwencjami twojego „sposobu” widzenia, zapamiętywania i reagowania na bodźce przez dziesięciolecia.

Tak, masz sporo racji. Wydaje mi się, że duży wpływ na moje negatywne postrzeganie świata i samego siebie miał mój dom rodzinny. Kłótnie rodziców, w efekcie rozwód, matka dominująca, ojciec wycofany, potem po rozwodzie (mialem 17 lat wtedy) całkowicie nieobecny (wyprowadzil się) w moim życiu przez 15 lat. I fatalizm matki,  będącej dla mnie jedynym autorytetem (nieobecny ojciec). Matka moja zawsze przewidywała negatywne skutki wydarzeń. Wychodziła z założenia chyba, że nie wypada okazywać radości, optymistycznego podejścia, gdyż utożsamiała to z lekkomyślnością. A taka jest siostra mojej matki - bardziej na luzie. Według mojej matki natomiast jedynym własciwym podejściem do życia jest branie wszystkiego na poważnie, przejmowanie się każdą drobnostką i przewidywanie przyszłości (pomyśl co będzie, gdy...)  - bo to jest przecież tzw. mądrość życiowa, przeciwstawiana podejściu bardziej luzackiemu. A wszystko ze szczyptą przeświadczenia, że tylko ona ma rację. Że jest mądrzejsza od siostry - luzaczki. I krytykowanie, subtelne, lub mniej subtelne: gdy przychodziłem do domu ze szkoły z czwórką, jej pierwszym stwierdzeniem zazwyczaj było: szkoda, że nie piątka...

I ze mną jest podobnie: a nawet gorzej: ja przekuwam pozytywne bodźce w negatywne. Uparcie i konsekwentnie. Gdy ktoś mi mówi coś pozytywnego, natychmiast to neguję, odrzucam. Albo tylko w swoich myślach, albo wyrzucam to słownie. Krytykuję wszystko, co pozytywne. Wszelki komplement. Natychmiast szukam dziury w całym , albo umniejszam znaczenie. Np. gdy ktoś mi mówi, że jestem mądry, bo poradziłem sobie podczas trudnej kontroli w pracy - w myslach wręcz wyśmiewam "naiwność osoby, która mi to mówi". I od razu podaję przykłady włąsnej niekompetencji. A potem dręczy mnie poczucie winy za to, jakim jestem w stosunku do otoczenia. I zamykam się w sobie, milczę całymi godzinami, nie odbieram telefonów (i tak rzadko ktokolwiek dzwoni do mnie). I usprawiedliwiam samego siebie, umniejszam swoją "winę" stwierdzeniem, że jestem sam, gdyż nie mam światu nic do zaoferowania. Nic pozytywnego.

Tak, neguję pozytywne bodźce lub zobojętniały mi one całkowicie. Nie cieszy mnie to, że jestem zdrowy, że jest ładna pogoda, że poradziłem sobie z problemem, czy też że kupiłem sobie buty, o których przecież marzyłem. Takie bodźce przechodzą "obok" mnie, po jednym dniu już o nich nie pamiętam. O negatywnych natomiast wiem wszystko i pamietam je długo. A wszelkie zachowania otoczenia wobec mnie zawsze odbieram jako negatywne, doszukuję się złych podtekstów, złych zamiarów.

Nie, to nie jest tak, że ja nie wiem, że patrzę na świat inaczej, niż inni. Akurat TEGO mam pełną świadomość. Świadomość swej odmienności.

Jakie leki byś poleciła?

94

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

Piotrze, może i ten wolontariat łechta moje ego, ale pozwala mi też na realizowanie kucharskiego hobby poza domem. Kocham gotować. Z doświadczenia też wiem, że jak behawioralnie nie zapobiegam czarnemu nastrojowi (siłownia, bieganie, chór, lekcje fortepianu), to przybiera on takie proporcje, że muszę iść do psychiatry i brać leki. Nie uciekam od problemów, bo ich nie mam- kochający narzeczony, piękny dom, super pies, dobre finanse- depresja po prostu spada na mnie czasem jak jakaś biologiczna bomba. Wolę zapobiegać niż leczyć.

Plusem tego jest również, ze się rozwijam i mogę z dumą patrzeć na własne osiągnięcia. Człowiek, który do niczego nie dąży, z definicji musi być nieszczęśliwy.

95

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Tak, masz sporo racji. Wydaje mi się, że duży wpływ na moje negatywne postrzeganie świata i samego siebie miał mój dom rodzinny. Kłótnie rodziców, w efekcie rozwód, matka dominująca, ojciec wycofany, potem po rozwodzie (mialem 17 lat wtedy) całkowicie nieobecny (wyprowadzil się) w moim życiu przez 15 lat. I fatalizm matki,  będącej dla mnie jedynym autorytetem (nieobecny ojciec). Matka moja zawsze przewidywała negatywne skutki wydarzeń. Wychodziła z założenia chyba, że nie wypada okazywać radości, optymistycznego podejścia, gdyż utożsamiała to z lekkomyślnością. A taka jest siostra mojej matki - bardziej na luzie. Według mojej matki natomiast jedynym własciwym podejściem do życia jest branie wszystkiego na poważnie, przejmowanie się każdą drobnostką i przewidywanie przyszłości (pomyśl co będzie, gdy...)  - bo to jest przecież tzw. mądrość życiowa, przeciwstawiana podejściu bardziej luzackiemu. A wszystko ze szczyptą przeświadczenia, że tylko ona ma rację. Że jest mądrzejsza od siostry - luzaczki. I krytykowanie, subtelne, lub mniej subtelne: gdy przychodziłem do domu ze szkoły z czwórką, jej pierwszym stwierdzeniem zazwyczaj było: szkoda, że nie piątka...

I ze mną jest podobnie: a nawet gorzej: ja przekuwam pozytywne bodźce w negatywne. Uparcie i konsekwentnie. Gdy ktoś mi mówi coś pozytywnego, natychmiast to neguję, odrzucam. Albo tylko w swoich myślach, albo wyrzucam to słownie. Krytykuję wszystko, co pozytywne. Wszelki komplement. Natychmiast szukam dziury w całym , albo umniejszam znaczenie. Np. gdy ktoś mi mówi, że jestem mądry, bo poradziłem sobie podczas trudnej kontroli w pracy - w myslach wręcz wyśmiewam "naiwność osoby, która mi to mówi". I od razu podaję przykłady włąsnej niekompetencji. A potem dręczy mnie poczucie winy za to, jakim jestem w stosunku do otoczenia. I zamykam się w sobie, milczę całymi godzinami, nie odbieram telefonów (i tak rzadko ktokolwiek dzwoni do mnie). I usprawiedliwiam samego siebie, umniejszam swoją "winę" stwierdzeniem, że jestem sam, gdyż nie mam światu nic do zaoferowania. Nic pozytywnego.

Tak, neguję pozytywne bodźce lub zobojętniały mi one całkowicie. Nie cieszy mnie to, że jestem zdrowy, że jest ładna pogoda, że poradziłem sobie z problemem, czy też że kupiłem sobie buty, o których przecież marzyłem. Takie bodźce przechodzą "obok" mnie, po jednym dniu już o nich nie pamiętam. O negatywnych natomiast wiem wszystko i pamietam je długo. A wszelkie zachowania otoczenia wobec mnie zawsze odbieram jako negatywne, doszukuję się złych podtekstów, złych zamiarów.

Nie, to nie jest tak, że ja nie wiem, że patrzę na świat inaczej, niż inni. Akurat TEGO mam pełną świadomość. Świadomość swej odmienności.

Jakie leki byś poleciła?

Mnie dwukrotnie z kryzysów wyciągała Wenlafaksyna. Leki z tej rodziny to Effectin, Alventa, Symfaxin, Efevelon i jeszcze parę innych.

96

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Słuchaj, a czy podejmujesz jakieś jeszcze próby aktywności, czy ten stan u Ciebie jest już tak silny, że zaniedbujesz pracę, swój wygląd, wychodzenie z domu? Ja miewam momenty, gdy po prostu nie mam na nic chęci. Siedzę w fotelu, sam w mieszkaniu, nie włączam ani radia ani tv, ani komputera. Nawet światła nie zapalam. I po prostu zasypiam. Kiedy indziej z kolei wymyślam sobie na upartego jakieś pseudo-altywności typu: wyjazd rowerem do parku , na gwałt, na siłę, w mróz, śnieg po to tylko, by mieć złudzenie przebywania wśród ludzi w parku. Podczas gdy i tak wiem, że gdy tam będę, to jest jakby ściana między mną a światem. Jestem, a jakby mnie już nie było. Ale moim zdaniem jest to i tak chyba lepsze, niż całkowita bezczyność i te straszne własne myśli. Dla mnie czasem najgorsze są noce, gdy się budzę i myślę. Zmuszaj się do jakiegokolwiek wysiłku, fizycznego (pomaga na sen), umysłowego (ja gram w szachy np.).

Mimo wszystko nie poddawaj się. Postaraj się być sama sobie przyjacielem. Nikt nie będzie lepszym przyjacielem Twojej duszy, niż Ty sama.

Tych aktywności jest tak mało, że nawet tutaj na anonimowym forum jest mi wstyd ukazać skalę problemu. W ogóle wstyd to jeden z powodów (a może skutków) dla których unikam kontaktu z ludźmi. Myślę, że moja rodzina również się za mnie wstydzi, i ma powody. Ale to osobny temat.

Ze snem nie mam problemów, natomiast noce jeśli chodzi o rozmyślanie rzeczywiście są najgorsze. Teraz akurat nie jest tak źle, ale jakiś czas temu miałam straszne jazdy. Zalewał mnie potok strasznych myśli, od których nie było ucieczki. Bałam się żyć, bałam się umrzeć, bałam się życia po śmierci. Straszne to było. Najgorsze jest to, że wtedy tez nie poszłam do psychiatry mimo pełnej świadomości, że powinnam. Po prostu budziłam się rano wolna od tej rozpaczy, po prostu obojętna. Starałam się zachowywać, jakby nic się nie stało.

97

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
wilczysko napisał/a:

Mnie dwukrotnie z kryzysów wyciągała Wenlafaksyna. Leki z tej rodziny to Effectin, Alventa, Symfaxin, Efevelon i jeszcze parę innych.

Na mnie działała duloxetyna, która w aptece występuje pod nazwą Cymbalta. Ale szczerze mówiąc, to najlepszym lekarstwem jest sport, aktywność i racjonalne odżywianie. Staram się też unikać większych dawek alkoholu, jakoże prowadzi on do stanów złego nastroju i nawet wzmaga nieracjonalne lęki. Dodatkowo staram się mieć regularną rutynę w ciągu tygodnia (pracuje z domu).

98

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:
Cyngli napisał/a:

Bo to, czego chcesz, niekoniecznie jest tym, czego potrzebujesz, by poczuć się lepiej.
Nie wiem, czy rozumiesz do końca, co mam na myśli.
Czasem musimy zrobić coś, czego bardzo nie chcemy, by sobie pomóc.
Uważam, że powinieneś znaleźć innego lekarza psychiatrę, zacząć regularnie brać leki i chodzić do terapeuty.
Znaleźć swój własny sposób na wyjście z choroby.
Mnie pomagał wolontariat. Czułam się potrzebna. Do tego psychiatra, leki i terapia raz w tygodniu. Wyszłam z depresji i nauczyłam się żyć z zaburzeniami osobowości. Miewam gorsze momenty, ale przynajmniej jestem już stabilna emocjonalnie, nie miewam myśli samobójczych i wstaję rano z uśmiechem.

Chyba rozumiem, do czego zmierzasz. Że czasem, by sobie pomóc, trzeba zrobić coś, co na pierwszy rzut oka wydaje Ci się złe/nieprzyjemne/niekorzystne/nieefektywne? Wyjść ze swojej "strefy komfortu"? Może masz rację...

Zadam przewrotne pytanie: czy uczestnictwo w wolontariacie po to, by pomóc SOBIE (przy okazji pomagania innym), nie jest jednak jakąś postacią EGOIZMU i uciekania od problemu? To nie żadna krytyka, broń Boże. To chęć podyskutowania;-)

Nie, ponieważ równolegle prowadzona była terapia i przyjmowane leki. Wolontariat określiłabym raczej pomocą dla siebie poprzez pomaganie innym.

99

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Beyondblackie napisał/a:

Nie uciekam od problemów, bo ich nie mam- kochający narzeczony, piękny dom, super pies, dobre finanse- depresja po prostu spada na mnie czasem jak jakaś biologiczna bomba. Wolę zapobiegać niż leczyć.

Plusem tego jest również, ze się rozwijam i mogę z dumą patrzeć na własne osiągnięcia. Człowiek, który do niczego nie dąży, z definicji musi być nieszczęśliwy.

Co w takim razie jest przyczyną tej Twojej depresji, pojawiającej się czasami? Jakiś powód musi być przecież. Depresja nie pojawia się znikąd.

100

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
wilczysko napisał/a:

Masz bardzo dużo racji. Przeskalowanie odbierania bodźców to ogromny problem. U mnie to trwało latami i faktycznie też jestem przeskalowany. Nie jestem tylko pewien, czy farmakologia tu może wiele pomóc. Może i tak. Myślę, że bardziej terapia. Piotrowi bym bardzo polecał terapię grupową. Jest ona o tyle lepsza, że daje możliwość poznania też innych osób z podobnymi problemami. Można się z kimś zaprzyjaźnić. Wspólnie wspierać itd. Poza tym taka terapia może pomóc w nabraniu pewnego dystansu do swoich problemów. Trochę zmniejszyć grubość tej skorupy w którą obrastamy.
Ja byłem kilka lat temu na takiej terapii i każdemu ją bardzo polecam.

Jak trafiłeś na taką terapię grupową? Jak wyglądały tam sesje i jak często się odbywały? Długo trwała Twoja terapia?

101

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
annkar napisał/a:

Tych aktywności jest tak mało, że nawet tutaj na anonimowym forum jest mi wstyd ukazać skalę problemu. W ogóle wstyd to jeden z powodów (a może skutków) dla których unikam kontaktu z ludźmi. Myślę, że moja rodzina również się za mnie wstydzi, i ma powody. Ale to osobny temat.

Ze snem nie mam problemów, natomiast noce jeśli chodzi o rozmyślanie rzeczywiście są najgorsze. Teraz akurat nie jest tak źle, ale jakiś czas temu miałam straszne jazdy. Zalewał mnie potok strasznych myśli, od których nie było ucieczki. Bałam się żyć, bałam się umrzeć, bałam się życia po śmierci. Straszne to było. Najgorsze jest to, że wtedy tez nie poszłam do psychiatry mimo pełnej świadomości, że powinnam. Po prostu budziłam się rano wolna od tej rozpaczy, po prostu obojętna. Starałam się zachowywać, jakby nic się nie stało.

Jakiego rodzaju są te straszne mysli?

Powiedz coś więcej o Twej sytuacji: masz kogoś, kto jest blisko? Mieszkasz sama? Długo trwa ten stan lęku?

Jeśli chodzi o wstyd, to witaj w klubie: ja cholernie się wstydzę tego, że np. nie ukończyłem żadnych studiów. To spowodowało, że unikam kontaktów z rodziną, starymi znajomymi (bo z nimi musiałbym się porównać). I choć z jednej strony wiem, że to irracjonalne podejście prowadzące donikąd, to doskonale Ciebie rozumiem.

102 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2018-03-22 16:53:45)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Tak, masz sporo racji. Wydaje mi się, że duży wpływ na moje negatywne postrzeganie świata i samego siebie miał mój dom rodzinny. Kłótnie rodziców, w efekcie rozwód, matka dominująca, ojciec wycofany, potem po rozwodzie (mialem 17 lat wtedy) całkowicie nieobecny (wyprowadzil się) w moim życiu przez 15 lat. I fatalizm matki,  będącej dla mnie jedynym autorytetem (nieobecny ojciec). Matka moja zawsze przewidywała negatywne skutki wydarzeń. Wychodziła z założenia chyba, że nie wypada okazywać radości, optymistycznego podejścia, gdyż utożsamiała to z lekkomyślnością. A taka jest siostra mojej matki - bardziej na luzie. Według mojej matki natomiast jedynym własciwym podejściem do życia jest branie wszystkiego na poważnie, przejmowanie się każdą drobnostką i przewidywanie przyszłości (pomyśl co będzie, gdy...)  - bo to jest przecież tzw. mądrość życiowa, przeciwstawiana podejściu bardziej luzackiemu. A wszystko ze szczyptą przeświadczenia, że tylko ona ma rację. Że jest mądrzejsza od siostry - luzaczki. I krytykowanie, subtelne, lub mniej subtelne: gdy przychodziłem do domu ze szkoły z czwórką, jej pierwszym stwierdzeniem zazwyczaj było: szkoda, że nie piątka...

I ze mną jest podobnie: a nawet gorzej: ja przekuwam pozytywne bodźce w negatywne. Uparcie i konsekwentnie. Gdy ktoś mi mówi coś pozytywnego, natychmiast to neguję, odrzucam. Albo tylko w swoich myślach, albo wyrzucam to słownie. Krytykuję wszystko, co pozytywne. Wszelki komplement. Natychmiast szukam dziury w całym , albo umniejszam znaczenie. Np. gdy ktoś mi mówi, że jestem mądry, bo poradziłem sobie podczas trudnej kontroli w pracy - w myslach wręcz wyśmiewam "naiwność osoby, która mi to mówi". I od razu podaję przykłady włąsnej niekompetencji. A potem dręczy mnie poczucie winy za to, jakim jestem w stosunku do otoczenia. I zamykam się w sobie, milczę całymi godzinami, nie odbieram telefonów (i tak rzadko ktokolwiek dzwoni do mnie). I usprawiedliwiam samego siebie, umniejszam swoją "winę" stwierdzeniem, że jestem sam, gdyż nie mam światu nic do zaoferowania. Nic pozytywnego.

Tak, neguję pozytywne bodźce lub zobojętniały mi one całkowicie. Nie cieszy mnie to, że jestem zdrowy, że jest ładna pogoda, że poradziłem sobie z problemem, czy też że kupiłem sobie buty, o których przecież marzyłem. Takie bodźce przechodzą "obok" mnie, po jednym dniu już o nich nie pamiętam. O negatywnych natomiast wiem wszystko i pamietam je długo. A wszelkie zachowania otoczenia wobec mnie zawsze odbieram jako negatywne, doszukuję się złych podtekstów, złych zamiarów.

Nie, to nie jest tak, że ja nie wiem, że patrzę na świat inaczej, niż inni. Akurat TEGO mam pełną świadomość. Świadomość swej odmienności.

Jakie leki byś poleciła?

Nie polecę tobie żadnego leku. To rola lekarza. Wiem tylko, że czasami nie od razu trafia się na ten lek, który jest dla danej osoby najlepszy. Poza tym przychylam się do opinii, że leki najlepiej połączyć z terapią, bo to dwa komplementarne rozwiązania. A z terapią i terapeutą, podobnie jak z lekiem, który nie każdemu pomaga i trzeba zmienić. Nie wiem, jakie podejście byłoby dla ciebie najlepsze. Czy wolisz podejście, które w tym wątku proponuje Averyl, czyli nawoływanie, żebyś przestał myśleć źle a zaczął myśleć dobrze (to zadziałałyby na mnie smile oczywiście w połączeniu z argumentami), czy wolisz jak ktoś cię uważnie słucha, delikatnie pyta i łagodnie perswaduje?

Badania wykazały, że dzieci uczą się pesymizmu od swoich matek, więc nie wiem czy intuicyjnie czy w wyniku świadomej refleksji namierzyłeś źródło i praprzyczynę twojego sposobu odbioru siebie, świata i ludzi. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli można się nauczyć pesymizmu, to można się także go oduczyć. Chociaż, rzecz jasna, nie jest to proste i łatwe. Teraz, jak pijak, tworzysz sobie zniekształcony obraz rzeczywistości, który wywodzi się wprost z opinii, jaką masz o samym sobie i o swoim miejscu w świecie i zależy bezpośrednio od tego, czy uważasz się za osobę wartościową i zasługującą na wiele. W tej sytuacji sprawą zasadniczej jest wagi to, aby sobie uświadomić, że przekonania są tylko przekonaniami, mogą, ale nie muszą być stwierdzeniem faktu. Terapeuta, terapia uczą namierzać zniekształcenia, którymi operujesz w codziennym życiu w stosunku do siebie i świata i kwestionowania ich, bo wcale nie musi i jestem przekonana, że częstokroć nie ma nic wspólnego z faktami to, co automatyczne myśli i głęboko zakorzenione przekonania odbierasz jako pewnik. Z kolei przekonania prowadzą cię do zniechęcenia i bezradności, niewiary, że jakiekolwiek twoje działanie może coś zmienić.

103

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Jakiego rodzaju są te straszne mysli?

Powiedz coś więcej o Twej sytuacji: masz kogoś, kto jest blisko? Mieszkasz sama? Długo trwa ten stan lęku?

Jeśli chodzi o wstyd, to witaj w klubie: ja cholernie się wstydzę tego, że np. nie ukończyłem żadnych studiów. To spowodowało, że unikam kontaktów z rodziną, starymi znajomymi (bo z nimi musiałbym się porównać). I choć z jednej strony wiem, że to irracjonalne podejście prowadzące donikąd, to doskonale Ciebie rozumiem.

Ciężko mi w myślach przywołać te najgorsze napady paniki nocą, bo od dłuższego czasu ich nie miałam, poza tym nie wiem czy trochę nie zadziałało wyparcie. To był prawdziwy koszmar. Ogólnie to był strach przed chorobami, bólem, śmiercią, biedą, odnosił się zarówno do mnie, jak i moich bliskich. Jedna rzecz napędzała drugą, a konkluzja była taka, że czy będę żyć, czy zachoruję, czy umrę, to i tak każda z tych opcji jest przerażająca; nie mogłam wydostać się z tego lęku. Dobrze, że na razie mam względny spokój.

Wracając do chwili obecnej, moje lęki są spowodowane sytuacją w jakiej się znajduję, a wygląda ona w skrócie tak, że nie pracuję (koszmarnie się tego wstydzę, kiedy wychodzę z domu modlę się, żeby nie spotkać nikogo znajomego), mieszkam z rodzicami, niedawno rozstałam się z chłopakiem, z którym byłam 3 lata, do tego problemy rodzinne (finansowe, ojciec alkoholik...) i zdrowotne. W liceum miałam coś co psychiatra określił jako fobię szkolną, skończyłam szkołę, studia (swoją drogą beznadziejny kierunek), ale fobia nie minęła, tylko przybrała formę fobii pracy. W liceum miałam kontaky z psychoterapeutami i psychiatrą, niestety moi rodzice dość szybko odpuścili ten temat, pozwalając mi samej zdecydować, czy chcę dalej chodzić na terapię. Byłam nastolatka, oczywiśćei że nie chciałam! Myślę, że dla nich było to wygodne. Zawsze mi się wydawało, że moi rodzice dawali mi dużo wolności i mieli do mnie zaufanie, teraz myślę o tym raczej jak o niewydolności wychowawczej. W dodatku przekazali mi tą swoją bezradność i nierozwiązywanie problemów do końca. Są ludźmi ok 60, ale w mojej ocenie nigdy nie dorośli. Strasznie mnie to denerwuje, przede wszystkim dlatego, że sama się czuję taka niewydolna życiowo. No nie tylko czuję. Ja jestem niewydolna. O takich ludziach jak ja mówi się, że są pasożytami, leniami i najogólniej śmieciami. Właśnie tak się czuję, choć nie przypominam sobie, żebym wybierała takie życie.

Na studiach, które poza wczesnym dzieciństwem, były najlepszym okresem w moim życiu, chodziłam kilkanaście miesiecy na psychoterapię. Sama ją sobie opłacałam ze stypendium i dobrze ją wspominam, jednak nie uchroniła mnie przed tym, żeby przez następne 7 lat nie wychodzić z domu (chociaż i ten okres miał wzloty i upadki).

Czasem myślę, że w mojej sytuacji po prostu nie da się nie mieć depresji. Nie czuję się winna, że mnie dopadła, ale to że nie mam w sobie siły żeby z nią walczyć to już powód do wstydu i ogromnego poczucia winy. Rodzice zachowują się niemal jakby wszystko było normalnie. Wiem, że to głupie, ale czasem mam żal, że nikt nie wyciągnie ręki, nie zapyta czy nie myślałam o wizycie u psychiatry. Nie wiem po co mi to, ale takiego własnie wsparcia oczekiwałabym od najbliższych.
Mój brat dla odmiany jest totalnie inny, człowiek sukcesu, wszystko zawdzięcza tylko sobie, jestem z niego dumna. Ale on wyprowadził się z domu jeszcze na studiach. Ja jestem po 30tce i często myślę, że dożycie własnej śmierci będzie największym sukcesem. Wstyd mi za takie użalanie się nad sobą, ale o czym mam pisać, jak żadna inna wersja mojego życia nie istnieje. Mam wrazenie, że gdyby magiczna różdżka odebrała mi lęki i niechęć, to nie jestem pewna co by w zasadzie ze mnie zostało. Może nic?

Przepraszam Piotrze, że tak wcinam się ze swoją opowieścią w Twój wątek, powinnam założyć własny; niemniej dalej będę chętnie przyglądać się Twojej dyskusji z forowiczami, w naiwnej nadziei, że kiedyś przeczytam coś, co przestawi choćby jeden trybik w mojej głowie. Uwielbiałam to uczucie "oświecenia" na terapii, gdy nagle udawało się na coś spojrzeć inaczej. Strasznie żałuję, że nie robiłam z tamtego okresu za wiele notatek, a te które mam skutecznie zaszyfrowałam i zapomniałam hasła...

104

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:
wilczysko napisał/a:

Masz bardzo dużo racji. Przeskalowanie odbierania bodźców to ogromny problem. U mnie to trwało latami i faktycznie też jestem przeskalowany. Nie jestem tylko pewien, czy farmakologia tu może wiele pomóc. Może i tak. Myślę, że bardziej terapia. Piotrowi bym bardzo polecał terapię grupową. Jest ona o tyle lepsza, że daje możliwość poznania też innych osób z podobnymi problemami. Można się z kimś zaprzyjaźnić. Wspólnie wspierać itd. Poza tym taka terapia może pomóc w nabraniu pewnego dystansu do swoich problemów. Trochę zmniejszyć grubość tej skorupy w którą obrastamy.
Ja byłem kilka lat temu na takiej terapii i każdemu ją bardzo polecam.

Jak trafiłeś na taką terapię grupową? Jak wyglądały tam sesje i jak często się odbywały? Długo trwała Twoja terapia?

Terapia odbywała się w ośrodku, który działał pod patronatem katedry psychologii UJ. Na terapię się po prostu zgłaszasz. Przechodzisz testy i rozmowę kwalifikacyjną. Jeśli Cię kwalifikują to trafiasz do kolejki. Ja czekałem jakieś chyba niecałe 4 miesiące. Sama terapia jest bardzo intensywna. Trwa 3 miesiące i sesje były 4 razy w tygodniu po dwie godziny (grupowe) plus jedna godzina tygodniowo sesji indywidualnej. A to był ten lżejszy tryb, bo w trybie bardziej intensywnym jest jeszcze większy hardcore smile Ale na tym też polega siła tej terapii. 3 miesiące masz praktycznie wycięte z życiorysu smile Na sesjach jest praca w stałej dobranej specjalnie grupie z udziałem dwóch moderujących terapeutów.

105

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

Piotr, te nastroje się pojawiają zupełnie bez powodu. Mogę mieć ciężki okres w życiu, a takiego powera, że wymiata, ale może wszystko być cacy a jestem nagle w czarnej d**ie. Wydaje mi się, że moja depresja jest zupełnie endogenna, czyli zależna od produkcji serotoniny w moim mózgu, która czasem nawala. Ot tak jak niektórzy ludzie mają cukrzycę i brakuje im insuliny.

Rodzinę mam strasznie nieciekawą, ale szczerze mówiąc matka wzbudza we mnie wyłącznie niechęć i agresję (ojciec nie żyje), a nie deprechę. Zresztą wyjechałam zagranice kilkanaście lat temu i prawie w ogóle nie utrzymuję z nią żadnych kontaktów poza jakąś kartką na święta.

106

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

Piotr - z tymi studiami to popłynąłeś. Nie dlatego, że ich nie skończyłeś, ale dlatego, że się tego wstydzisz! Zastanów się nad tym - czy nie mógłbyś sobie pozwolić - być facetem bez studiów... ja nie mam Maybacha i jakoś daję radę, nie odczuwam zbyt mocno braku lol

Miałam kiedyś szefa, który zaczął pracować w firmie jeszcze studiując, a potem nie mógł skończyć swoich studiów. Trwało to parę lat, gość bardzo inteligentny i pracowity, awansował co raz wyżej, ale chyba uwierał go brak dyplomu. Po cichy w końcu udało mu się zrobić mgr inż. Jak zatrudniłam się tam, już był kierownikiem z dyplomem big_smile ale ploteczka ciągnęła się za nim, każdy ją znał. (Trochę jak z prezydentem Kwaśniewskim). Jednocześnie było kilka osób też bez studiów, które sobie z tego nic nie robiły - więc nie było żadnej sensacji.
Twoje studia nikogo w rodzinie, wśród znajomych nie obchodzą, być może mają nawet satysfakcję, że są nieco lepsi od ciebie, (nawet jeśli sami zrobili zupełnie nieprzydatne studia) albo że im nie zagrażasz na ich stanowisku, ale nie ma to większego znaczenia. Problemem jest twój wstyd, to jest  to "coś" co podnieca wyobraźnię gawiedzi, coś czym mogą cię urazić. Wielu znanych i wybitnych ludzi (Jobs, Gates) nie ma dyplomu

Nie jestem psychologiem, ale jest jakaś metoda leczenia lęków, ataków paniki, poprzez oswajanie strachu (na zasadzie - jeśli boisz się pająka, to na początku go oglądasz na obrazku, a potem krok po kroczku w realu konfrontujesz się z nim, by odkryć, że bestia nie jest taka straszna).

Czasem warto zaatakować problem, zgodnie z teorią "najlepszą formą obrony jest atak" lol
Mój facet zawsze strasznie się czepia mojej jazdy (chociaż jeżdżę dużo lepiej od niego), to są absurdalne problemy, w stylu że o 5 cm za blisko/za daleko zaparkowałam, że zawracając wykorzystałam bramę po lewej, a nie po prawej, itp - więc czasem celowo źle parkuję (np. jadę późnym wieczorem na zakupy, staje w najodleglejszym kącie parkingu, gdzie nikomu - poza M. (!) nie przeszkadza źle zaparkowany samochód)

107

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
summerka88 napisał/a:

Nie polecę tobie żadnego leku. To rola lekarza. Wiem tylko, że czasami nie od razu trafia się na ten lek, który jest dla danej osoby najlepszy. Poza tym przychylam się do opinii, że leki najlepiej połączyć z terapią, bo to dwa komplementarne rozwiązania. A z terapią i terapeutą, podobnie jak z lekiem, który nie każdemu pomaga i trzeba zmienić. Nie wiem, jakie podejście byłoby dla ciebie najlepsze. Czy wolisz podejście, które w tym wątku proponuje Averyl, czyli nawoływanie, żebyś przestał myśleć źle a zaczął myśleć dobrze (to zadziałałyby na mnie smile oczywiście w połączeniu z argumentami), czy wolisz jak ktoś cię uważnie słucha, delikatnie pyta i łagodnie perswaduje?

Badania wykazały, że dzieci uczą się pesymizmu od swoich matek, więc nie wiem czy intuicyjnie czy w wyniku świadomej refleksji namierzyłeś źródło i praprzyczynę twojego sposobu odbioru siebie, świata i ludzi. Dobra wiadomość jest taka, że jeśli można się nauczyć pesymizmu, to można się także go oduczyć. Chociaż, rzecz jasna, nie jest to proste i łatwe. Teraz, jak pijak, tworzysz sobie zniekształcony obraz rzeczywistości, który wywodzi się wprost z opinii, jaką masz o samym sobie i o swoim miejscu w świecie i zależy bezpośrednio od tego, czy uważasz się za osobę wartościową i zasługującą na wiele. W tej sytuacji sprawą zasadniczej jest wagi to, aby sobie uświadomić, że przekonania są tylko przekonaniami, mogą, ale nie muszą być stwierdzeniem faktu. Terapeuta, terapia uczą namierzać zniekształcenia, którymi operujesz w codziennym życiu w stosunku do siebie i świata i kwestionowania ich, bo wcale nie musi i jestem przekonana, że częstokroć nie ma nic wspólnego z faktami to, co automatyczne myśli i głęboko zakorzenione przekonania odbierasz jako pewnik. Z kolei przekonania prowadzą cię do zniechęcenia i bezradności, niewiary, że jakiekolwiek twoje działanie może coś zmienić.

Z tym nawoływaniem, by "przestać myśleć o sobie źle" to jest trochę tak, jak z mówieniem osobie chorej na depresję, żeby "wzięła się w garść". Przynajmniej w moim przypadku. To czasem odnosi wręcz przeciwny skutek. Czasem, bo nie zawsze - podkreślam. Z perspektywy osoby cierpiącej na depresję, takie apele (nie bądź babą, weź się w garść, gdy coś zrobisz to od razu ci przejdzie) nie zawsze odniosą skutek, bo ona odbierze je jako dowód kompletnego niezrozumienia jej stanu. I tylko pogłębią poczucie winy i frustracji. Bycia gorszym od innych.

Chyba tak: nauczyłem się pesymizmu od własnej matki. Za tym idzie mój kolejny problem: nie umiem jak osoba dorosła z dorosłą przeprowadzić z nią poważnej rozmowy i jej o tym powiedzieć: że nauczyła mnie pesymizmu. To ją dobije, wiem to. A mnie dobije to, że ona jest dobita z "mojej winy". Jak sięgam pamięcią, to w moim domu rodzinnym nigdy nie było rozmów na poważne tematy. Nie zostałem chyba tego nauczony. Za to wpojono mi poczucie winy za stan psychiczny matki (albo sam sobie to wpoiłem).

Dziękuję Ci za Twoją wypowiedź. Mądrze piszesz. Tak, tworzę chyba zniekształcony obraz samego siebie, oparty nie na faktach, a na własnych przekonaniach. Uważam się za osobę pozbawioną żadnej wartości, często wręcz dokonuję "wewnętrznego samobiczowania się": gdy patrzę na swoją twarz w lustrze - używam określenia: moja morda, a nie :moja twarz. Nie cierpię własnego wyglądu, głosu i całego ciała. Podkreślam własne niedoskonałości, wady (cierpię na schorzenie kręgosłupa - widoczne na zewnątrz podczas chodzenia). Do tego dochodzi moja orzeczona niepełnosprawność - to kolejny powód mojego poczucia bycia gorszym. Jednocześnie  - niestety - osiągam podniecenie seksualne w sytuacjach bycia upokarzanym przez kobietę na tym wlaśnie tle (mojej niepełnosprawności fizycznej). Lub też wyobrażen takich sytuacji, podczas oglądania stron porno w sieci. To błędne koło, w które sam się wpędziłem i czuję, że zmierzam po równi pochyłej w dół.

Dlatego wydaje mi się, że potrzebuję pomocy zarówno psychoterapeuty, jak i seksuologa. Na razie zrobiłem wstępne rozeznanie w kwestii terapii grupowej, opisanej przez Wilczysko. Chcę się zgłosić, tylko chciałbym mieć pewność, że trafię dobre ręce. Bo w moim przypadku będzie sporo pracy.

108

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Dlatego wydaje mi się, że potrzebuję pomocy zarówno psychoterapeuty, jak i seksuologa. Na razie zrobiłem wstępne rozeznanie w kwestii terapii grupowej, opisanej przez Wilczysko. Chcę się zgłosić, tylko chciałbym mieć pewność, że trafię dobre ręce. Bo w moim przypadku będzie sporo pracy.

Seksuologa bym sobie zostawił na koniec. On pewnie jak zrobi z Tobą wywiad to i tak powie, że Twoje problemy są głównie w głowie i zaleci dobrą terapię.
Bardzo dobrze, że działasz w kwestii terapii grupowej. Gdybyś był z Krakowa to poleciłbym Ci konkretny ośrodek, o bardzo dobrej renomie.

109

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
annkar napisał/a:

Zawsze mi się wydawało, że moi rodzice dawali mi dużo wolności i mieli do mnie zaufanie, teraz myślę o tym raczej jak o niewydolności wychowawczej. W dodatku przekazali mi tą swoją bezradność i nierozwiązywanie problemów do końca. Są ludźmi ok 60, ale w mojej ocenie nigdy nie dorośli. Strasznie mnie to denerwuje, przede wszystkim dlatego, że sama się czuję taka niewydolna życiowo. No nie tylko czuję. Ja jestem niewydolna. O takich ludziach jak ja mówi się, że są pasożytami, leniami i najogólniej śmieciami. Właśnie tak się czuję, choć nie przypominam sobie, żebym wybierała takie życie.

Czasem myślę, że w mojej sytuacji po prostu nie da się nie mieć depresji. Nie czuję się winna, że mnie dopadła, ale to że nie mam w sobie siły żeby z nią walczyć to już powód do wstydu i ogromnego poczucia winy. Rodzice zachowują się niemal jakby wszystko było normalnie. Wiem, że to głupie, ale czasem mam żal, że nikt nie wyciągnie ręki, nie zapyta czy nie myślałam o wizycie u psychiatry. Nie wiem po co mi to, ale takiego własnie wsparcia oczekiwałabym od najbliższych.

Może nie jestem najwłasciwszą osobą, by to powiedzieć (gdyż sam mam podobne problemy), ale wydaje mi się, że depresja nie jest powodem do wstydu. Powodem do prawdziwego wstydu może być kradzież, oszustwo. MOże spróbuj przekazać blisskim swe oczekiwania. Porozmawiać, jakiego wsparcia oczekiwałabyś. Spytam z innej beczki: mieszkasz w małej miejscowości, czy dużej?

Mój brat dla odmiany jest totalnie inny, człowiek sukcesu, wszystko zawdzięcza tylko sobie, jestem z niego dumna. Ale on wyprowadził się z domu jeszcze na studiach. Ja jestem po 30tce i często myślę, że dożycie własnej śmierci będzie największym sukcesem. Wstyd mi za takie użalanie się nad sobą, ale o czym mam pisać, jak żadna inna wersja mojego życia nie istnieje. Mam wrazenie, że gdyby magiczna różdżka odebrała mi lęki i niechęć, to nie jestem pewna co by w zasadzie ze mnie zostało. Może nic?

W takim razie napisz mi tutaj o rzeczach, które lubisz. O swych marzeniach. O tym, co Cię dobrego spotkało wczoraj. Może widziałaś ostatnio ciekawy film lub przeczytałaś ciekawą książkę?

Przepraszam Piotrze, że tak wcinam się ze swoją opowieścią w Twój wątek, powinnam założyć własny; niemniej dalej będę chętnie przyglądać się Twojej dyskusji z forowiczami, w naiwnej nadziei, że kiedyś przeczytam coś, co przestawi choćby jeden trybik w mojej głowie. Uwielbiałam to uczucie "oświecenia" na terapii, gdy nagle udawało się na coś spojrzeć inaczej. Strasznie żałuję, że nie robiłam z tamtego okresu za wiele notatek, a te które mam skutecznie zaszyfrowałam i zapomniałam hasła...

Wiesz, są firmy, które mogą Ci pomóc w odzyskaniu dostępu do plików. Nie myślałaś o tym? Mnie jest po prostu miło, że mogę poczytać Twe posty, coś tam odpisać. Wtedy mniej myślę o swoich problemach;-) Tak więc: nie przepraszaj, pisz dalej i głowa do góry.

110

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Averyl napisał/a:

Piotr - z tymi studiami to popłynąłeś. Nie dlatego, że ich nie skończyłeś, ale dlatego, że się tego wstydzisz! Zastanów się nad tym - czy nie mógłbyś sobie pozwolić - być facetem bez studiów... ja nie mam Maybacha i jakoś daję radę, nie odczuwam zbyt mocno braku lol

Miałam kiedyś szefa, który zaczął pracować w firmie jeszcze studiując, a potem nie mógł skończyć swoich studiów. Trwało to parę lat, gość bardzo inteligentny i pracowity, awansował co raz wyżej, ale chyba uwierał go brak dyplomu. Po cichy w końcu udało mu się zrobić mgr inż. Jak zatrudniłam się tam, już był kierownikiem z dyplomem big_smile ale ploteczka ciągnęła się za nim, każdy ją znał. (Trochę jak z prezydentem Kwaśniewskim). Jednocześnie było kilka osób też bez studiów, które sobie z tego nic nie robiły - więc nie było żadnej sensacji.
Twoje studia nikogo w rodzinie, wśród znajomych nie obchodzą, być może mają nawet satysfakcję, że są nieco lepsi od ciebie, (nawet jeśli sami zrobili zupełnie nieprzydatne studia) albo że im nie zagrażasz na ich stanowisku, ale nie ma to większego znaczenia. Problemem jest twój wstyd, to jest  to "coś" co podnieca wyobraźnię gawiedzi, coś czym mogą cię urazić. Wielu znanych i wybitnych ludzi (Jobs, Gates) nie ma dyplomu

Nie jestem psychologiem, ale jest jakaś metoda leczenia lęków, ataków paniki, poprzez oswajanie strachu (na zasadzie - jeśli boisz się pająka, to na początku go oglądasz na obrazku, a potem krok po kroczku w realu konfrontujesz się z nim, by odkryć, że bestia nie jest taka straszna).

Czasem warto zaatakować problem, zgodnie z teorią "najlepszą formą obrony jest atak" lol
Mój facet zawsze strasznie się czepia mojej jazdy (chociaż jeżdżę dużo lepiej od niego), to są absurdalne problemy, w stylu że o 5 cm za blisko/za daleko zaparkowałam, że zawracając wykorzystałam bramę po lewej, a nie po prawej, itp - więc czasem celowo źle parkuję (np. jadę późnym wieczorem na zakupy, staje w najodleglejszym kącie parkingu, gdzie nikomu - poza M. (!) nie przeszkadza źle zaparkowany samochód)

Sprecyzuję: problemem u mnie jest brak wyuczonego zawodu (ponieważ nie skończyłem studiów). To powoduje u mnie dołującą świadomość problemów w przypadku zwolnienia z pracy (dlatego trzymam się, choć marnie tu zarabiam) ze znalezieniem nowej, utrzymaniem się. Tak więc: nie sam fakt nieukończenia studiów jest moim problemem, ale brak wyuczonego zawodu. Inni mają zawód - ja nie.

111

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

Piotr_72 często problemem osób z depresją jest "wymyślanie" problemów, tak definiowanie sytuacji, że punkt ciężkości wg. takiej osoby jest skierowany na coś zupełnie innego, niż dla reszty otoczenia.

Z twoich słów bije strach, podkręcany tekstami "a jak stracę pracę", "jestem beznadziejny, muszę tu tkwić". Oczywiście mogę się mylić, ale to jest twoim głównym problemem, to zachowanie blokuje cię, nie praca czy wykształcenie.
Wykształcenie nie jest przeszkodą nie do przeskoczenia, zarówno ja, jak i mój facet pracujemy w innych zawodach niż ukończone studia, znam wiele osób, które np. ukończyły humanistyczne studia, a pracowały w biurze technicznym, bo miałby ku temu predyspozycję, były dokładne, znały język, więc mogły dogadywać się i rozwiązywać problemy z fabrykami z zagranicy, znam ludzi, którzy rzucili studia i są mistrzami w swoim fachu.
To nie wykształcenie, tylko twój sposób myślenia jest problematyczny i blokuje cię.

Nie masz dzieci, żona dobrze zarabia, zastanawiałeś się ile potrzebujesz na utrzymanie samego siebie? Naprawdę wierzysz, że to jedyna praca, gdzie możesz zarobić na swoje potrzeby? Dużo więcej zarabiasz niż kasjerka w Biedronce?

112

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Averyl napisał/a:

Piotr_72 często problemem osób z depresją jest "wymyślanie" problemów, tak definiowanie sytuacji, że punkt ciężkości wg. takiej osoby jest skierowany na coś zupełnie innego, niż dla reszty otoczenia.

Masz rację, ja to nazywam "odmiennym widzeniem rzeczywistości". Z sytuacji banalnej potrafię wydobyć TYLKO jej złe, lub  też tylko potencjalnie złe, strony. Uwypuklić je i "urzeczywistnić". Albo doprowadzić do sytuacji, że się spełnią. A potem mówić: "a nie mówiłem?". A czasem robić problem z naprawdę błahych powodów, wściekać się i wylewać moje frustracje.

Z twoich słów bije strach, podkręcany tekstami "a jak stracę pracę", "jestem beznadziejny, muszę tu tkwić". Oczywiście mogę się mylić, ale to jest twoim głównym problemem, to zachowanie blokuje cię, nie praca czy wykształcenie.
Wykształcenie nie jest przeszkodą nie do przeskoczenia, zarówno ja, jak i mój facet pracujemy w innych zawodach niż ukończone studia, znam wiele osób, które np. ukończyły humanistyczne studia, a pracowały w biurze technicznym, bo miałby ku temu predyspozycję, były dokładne, znały język, więc mogły dogadywać się i rozwiązywać problemy z fabrykami z zagranicy, znam ludzi, którzy rzucili studia i są mistrzami w swoim fachu.
To nie wykształcenie, tylko twój sposób myślenia jest problematyczny i blokuje cię.

Nie masz dzieci, żona dobrze zarabia, zastanawiałeś się ile potrzebujesz na utrzymanie samego siebie? Naprawdę wierzysz, że to jedyna praca, gdzie możesz zarobić na swoje potrzeby? Dużo więcej zarabiasz niż kasjerka w Biedronce?

Zastanawiam się nad tym co miesiąc, gdy ledwo co mi starcza do pierwszego. Zarabiam ok. 2 300zł netto ( z czego 1500 - czyli najniższa krajowa legalnie na umowę, reszta "pod stołem"). Czyli: to, co "pod stołem" w każdej chwili mogę mieć zabrane bez słowa wyjasnienia, jeśli pracodawca będzie miał takie widzimisię. Takie są fakty. Tak, jestem podszyty strachem: przed zmianami, przed utratą pracy, przed konieczniością porównania się z innymi osobami. Nie wiem, czy w moim wieku, nie mając zawodu i tak naprawdę niewiele konkretnego umiejąc robić, znalazłbym pracę. I choć przez parę lat pracowałem fizycznie, będąc magazynierem i wiem, co to ciężka praca - to wiem też, że z racji schorzenia kręgosłupa nie mogę tego robić. Nawet do pracy fizycznej więc się  nie nadaję.

113

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

Byłbyś wymarzonym szefem, pracownicy kochaliby cię, gdybyś zastosował praktycznie swój pesymizm np. plany sprzedażowe - w większości firm w planach na kolejne miesiące, lata słupki na wykresach zysku/sprzedaży rosną z każdym miesiącem, a ty mógłbyś powiedzieć "nie, nie ma szansy, by sprzedaż wzrosła, trzeba przewidywane zyski zmniejszyć" big_smile

Piotr_72 napisał/a:

Zastanawiam się nad tym co miesiąc, gdy ledwo co mi starcza do pierwszego. Zarabiam ok. 2 300zł netto ( z czego 1500 - czyli najniższa krajowa legalnie na umowę, reszta "pod stołem"). Czyli: to, co "pod stołem" w każdej chwili mogę mieć zabrane bez słowa wyjasnienia, jeśli pracodawca będzie miał takie widzimisię. Takie są fakty. Tak, jestem podszyty strachem: przed zmianami, przed utratą pracy, przed konieczniością porównania się z innymi osobami. Nie wiem, czy w moim wieku, nie mając zawodu i tak naprawdę niewiele konkretnego umiejąc robić, znalazłbym pracę.

... ale ciągle masz pracę! Napisz swoje cv i je roześlij nawet na stanowisko prezesa państwowej spółki. Zgodnie z twoją pesymistyczną teorią nikt się nie odezwie... trudno, ale przecież będziesz dokładnie w tym samym miejscu, co jesteś - z pensją 1500+, z deprechą i niekochaną żoną.

Obecnie jestem na studiach podyplomowych zdecydowana większość ludzi to ludzie w wieku ~40. (Będąc w tym wieku masz przed sobą jeszcze ~20 lat pracy. Czy na pewno chcesz przez kolejne lata umierać ze strachy, co będzie jak cię wywalą, a żona znajdzie sobie innego?) Co do wykształcenia - przeceniasz je. Są to studia inżynierskie, ale jednym z pierwszych pytań od wykładowców było, czy jesteśmy inżynierami, bo w poprzednich latach studia te robili np. lekarka, prawniczka, itp. Na moich studiach nie ma chyba  osób "nietechnicznych", ale jest dziewczyna, która nie zrobiła dyplomu! (wiem, studia podyplomowe, bez dyplomu, ale najwyraźniej jest jakiś punkt w regulaminie, który pozwolił jej na zapisanie się na państwowe studia na PW, a po ukończeniu uzyska uprawnienia)

114

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Averyl napisał/a:

Byłbyś wymarzonym szefem, pracownicy kochaliby cię, gdybyś zastosował praktycznie swój pesymizm np. plany sprzedażowe - w większości firm w planach na kolejne miesiące, lata słupki na wykresach zysku/sprzedaży rosną z każdym miesiącem, a ty mógłbyś powiedzieć "nie, nie ma szansy, by sprzedaż wzrosła, trzeba przewidywane zyski zmniejszyć" big_smile

Z moim podejściem nie nadaję się na do szefowania komukolwiek, to fakt.

Averyl napisał/a:

... ale ciągle masz pracę! Napisz swoje cv i je roześlij nawet na stanowisko prezesa państwowej spółki. Zgodnie z twoją pesymistyczną teorią nikt się nie odezwie... trudno, ale przecież będziesz dokładnie w tym samym miejscu, co jesteś - z pensją 1500+, z deprechą i niekochaną żoną.

Dziś ją mam, jutro mogę nie mieć. Przerabiałem to już parokrotnie. Jestem realistą, szanse by odezwał się ktokolwiek, kto otrzyma moje CV - są znikome. Jedynie znajomości. Nie twierdzę, że równe zeru, ale znikome.

Obecnie jestem na studiach podyplomowych zdecydowana większość ludzi to ludzie w wieku ~40. (Będąc w tym wieku masz przed sobą jeszcze ~20 lat pracy. Czy na pewno chcesz przez kolejne lata umierać ze strachy, co będzie jak cię wywalą, a żona znajdzie sobie innego?) Co do wykształcenia - przeceniasz je. Są to studia inżynierskie, ale jednym z pierwszych pytań od wykładowców było, czy jesteśmy inżynierami, bo w poprzednich latach studia te robili np. lekarka, prawniczka, itp. Na moich studiach nie ma chyba  osób "nietechnicznych", ale jest dziewczyna, która nie zrobiła dyplomu! (wiem, studia podyplomowe, bez dyplomu, ale najwyraźniej jest jakiś punkt w regulaminie, który pozwolił jej na zapisanie się na państwowe studia na PW, a po ukończeniu uzyska uprawnienia)

Nie chcę. Gardzę sobą za własne tchórzostwo i brak zdecydowania, nieumiejętność wyjścia ze "strefy komfortu", zrobienia czegokolwiek dla siebie, wzięcia swego losu w swoje ręce (to chyba jeden z wymiarów dojrzałości, prawda?), odejścia od żony itd.

Jeżeli "przeceniam wykształcenie", to dlaczego Ty zrobiłaś dyplom a obecnie jesteś na podyplomowych?

115 Ostatnio edytowany przez Averyl (2018-03-26 10:27:25)

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
summerka88 napisał/a:

przychylam się do opinii, że leki najlepiej połączyć z terapią, bo to dwa komplementarne rozwiązania. A z terapią i terapeutą, podobnie jak z lekiem, który nie każdemu pomaga i trzeba zmienić. Nie wiem, jakie podejście byłoby dla ciebie najlepsze. Czy wolisz podejście, które w tym wątku proponuje Averyl, czyli nawoływanie, żebyś przestał myśleć źle a zaczął myśleć dobrze (to zadziałałyby na mnie smile oczywiście w połączeniu z argumentami), czy wolisz jak ktoś cię uważnie słucha, delikatnie pyta i łagodnie perswaduje?

Zastanawiałam się nad tymi słowami.
Gdy miałam głęboką depresję, to chodziłam do psychologa, być może to ona była taką osobą, która mnie posłuchała, łagodnie coś tam perswadowała, coś zasugerowała, a potem nastąpiła ta druga ścieżka - zmobilizowałam się do poukładania sobie w głowie wiele spraw, zachowań, emocji. Mój faceta w ogóle nie interesował się tym, co się ze mną dzieje, a na pewno w bardzo dużym stopniu wpłynął na moją depresję. Uporządkowałam sobie pewne zachowania, wyeliminowałam negatywne schematy działania między nami, znowu funkcjonowałam "normalnie" (cokolwiek to znaczy). Teraz też mnie dopada, ale pilnuję się, by mnie deprecha nie rozłożyła smile
Z tego co napisałeś Piotrze - nie masz nikogo, kto by cię posłuchał. W informacjach o depresji często pojawia się tekst, że rodzina powinna wspierać chorego na depresję, rzeczy w tym, że źródłem problemów pośrednio są bliscy - żona cię zdradziła, w większości przypadków ludzie by się rozstali, a ty tkwisz w tym związku gardząc sobą, nie skończyłeś studiów - wstydzisz się przed rodziną, znajomymi do tego stopnia, że unikasz z nimi kontaktów, jakby te studia były głównym powodem waszej relacji, masz kiepską pracę - zamiast zrobić krok w nieznane, zadręczasz się myślami, a co będzie jeśli nawet tą kiepską pracę stracisz.
Twoi bliscy nie są w stanie zrozumieć twoich problemów, bo z ich perspektywy wygląda to zupełnie inaczej. 
Możesz próbować rozmawiać anonimowo na forum, ale to nie jest to samo co terapia na kierowana na cel = pozbycie się depresji, poza tym możesz trafić na osoby jak ja big_smile, które się nie litują nad tak ciężkimi przypadkami lol
Wydaje mi się, że w twojej sytuacji potrzebny jest specjalisty. Nie wiem, jaki masz układ finansowy z żoną, ale możesz spróbować porozmawiać z żoną, wytłumaczyć jej, że potrzebujesz wyleczyć się z depresji, być może jesteś w stanie dogadać się co do finansowania terapii, (na pewno możesz poszukać pomocy z NFZ, czy innej instytucji być może tam będzie za darmo, ale niekoniecznie skutecznie).

Po prostu - nie warto męczyć się z deprechą. Gdybyś miał otwarte złamanie, to pewnie nie kombinowałbyś, że może samo się wyleczy, poszedłbyś do lekarza, a później być może do fizjoterapeuty, by usprawnić unieruchomioną kończynę. Depresja to też choroba

116

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Averyl napisał/a:

Z tego co napisałeś Piotrze - nie masz nikogo, kto by cię posłuchał. W informacjach o depresji często pojawia się tekst, że rodzina powinna wspierać chorego na depresję, rzeczy w tym, że źródłem problemów pośrednio są bliscy - żona cię zdradziła, w większości przypadków ludzie by się rozstali, a ty tkwisz w tym związku gardząc sobą, nie skończyłeś studiów - wstydzisz się przed rodziną, znajomymi do tego stopnia, że unikasz z nimi kontaktów, jakby te studia były głównym powodem waszej relacji, masz kiepską pracę - zamiast zrobić krok w nieznane, zadręczasz się myślami, a co będzie jeśli nawet tą kiepską pracę stracisz.
Twoi bliscy nie są w stanie zrozumieć twoich problemów, bo z ich perspektywy wygląda to zupełnie inaczej. 
Możesz próbować rozmawiać anonimowo na forum, ale to nie jest to samo co terapia na kierowana na cel = pozbycie się depresji, poza tym możesz trafić na osoby jak ja big_smile, które się nie litują nad tak ciężkimi przypadkami lol
Wydaje mi się, że w twojej sytuacji potrzebny jest specjalisty. Nie wiem, jaki masz układ finansowy z żoną, ale możesz spróbować porozmawiać z żoną, wytłumaczyć jej, że potrzebujesz wyleczyć się z depresji, być może jesteś w stanie dogadać się co do finansowania terapii, (na pewno możesz poszukać pomocy z NFZ, czy innej instytucji być może tam będzie za darmo, ale niekoniecznie skutecznie).

Po prostu - nie warto męczyć się z deprechą. Gdybyś miał otwarte złamanie, to pewnie nie kombinowałbyś, że może samo się wyleczy, poszedłbyś do lekarza, a później być może do fizjoterapeuty, by usprawnić unieruchomioną kończynę. Depresja to też choroba

Jest jedna osoba, która mnie słucha i w miarę swych możliwości interesuje się moimi sprawami. Jest nią Ona - moja przyjaciółka. Natomiast krąg osób z mojego otoczenia jest tak nieliczny, że mogę je wymienić na palcach jednej ręki. Z żoną na takie tematy nie rozmawiam, gdyż nie obchodzą jej moje problemy. Nie utrzymuję kontaktów z ojcem i bratem ani z dalszą rodziną. Z perspektywy moich bliskich wygląda to tak, że ja od zawsze byłem milczkiem. Taki jestem i teraz: tyle, że teraz moje milczenie oznacza problemy na tle depresji. Ale to nikogo nie interesuje.

Mój układ finansowy z żoną?;-) Nie mamy żadnego układu;-) Każde z nas zaspokaja tylko własne potrzeby. Ona swoje, ja swoje. A tam gdzie musimy coś wspólnie sfinansować: dzielimy wydatki równo po połowie. Ta droga więc odpada, gdyż depresja jest "moją" sprawą. NFZ? Próbowałem: 1h spotkanie z psychologiem co 6-7 tygodni (takie są terminy) w całkowicie nie odpowiadających mi godzinach. Mija się to z sensem przy takiej częstotliwości. Po 6 tygodniach żadna ze stron nawet nie pamięta, o czym ostatnio była mowa. Pozostają jedynie prywatne wizyty. Pójdę w tym kierunku: chciałbym spróbować terapii grupowej. Czekam na odpowiedź od psychoterapeutki,  do której napisałem w mojej sprawie.

117

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Jest jedna osoba, która mnie słucha i w miarę swych możliwości interesuje się moimi sprawami. Jest nią Ona - moja przyjaciółka. Natomiast krąg osób z mojego otoczenia jest tak nieliczny, że mogę je wymienić na palcach jednej ręki. Z żoną na takie tematy nie rozmawiam, gdyż nie obchodzą jej moje problemy. Nie utrzymuję kontaktów z ojcem i bratem ani z dalszą rodziną. Z perspektywy moich bliskich wygląda to tak, że ja od zawsze byłem milczkiem. Taki jestem i teraz: tyle, że teraz moje milczenie oznacza problemy na tle depresji. Ale to nikogo nie interesuje.

Mój układ finansowy z żoną?;-) Nie mamy żadnego układu;-) Każde z nas zaspokaja tylko własne potrzeby. Ona swoje, ja swoje. A tam gdzie musimy coś wspólnie sfinansować: dzielimy wydatki równo po połowie. Ta droga więc odpada, gdyż depresja jest "moją" sprawą. NFZ? Próbowałem: 1h spotkanie z psychologiem co 6-7 tygodni (takie są terminy) w całkowicie nie odpowiadających mi godzinach. Mija się to z sensem przy takiej częstotliwości. Po 6 tygodniach żadna ze stron nawet nie pamięta, o czym ostatnio była mowa. Pozostają jedynie prywatne wizyty. Pójdę w tym kierunku: chciałbym spróbować terapii grupowej. Czekam na odpowiedź od psychoterapeutki,  do której napisałem w mojej sprawie.

Lepsza jedna wartościowa przyjaźń, niż kilka powierzchownych relacji. O przyjaźń teraz bardzo trudno. A im człowiek starszy tym trudniej.
Świetnie, że poczyniłeś już jakieś starania w kwestii terapii.
Trzymam kciuki smile

118

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
Piotr_72 napisał/a:

Mój układ finansowy z żoną?;-) Nie mamy żadnego układu;-) Każde z nas zaspokaja tylko własne potrzeby. Ona swoje, ja swoje. A tam gdzie musimy coś wspólnie sfinansować: dzielimy wydatki równo po połowie. Ta droga więc odpada, gdyż depresja jest "moją" sprawą. .

Smutne to, bardzo... Pisałeś już wcześniej, że żyjecie z żoną bardziej obok siebie niż razem, niemniej zastanawiam się jakim cudem wytrwaliście tyle lat. Napisz coś więcej o waszej relacji, takiej na co dzień. O czym rozmawiacie, jesli już rozmawiacie? Czy są miedzy wami jakiekolwiek przejawy czułości? Czy pojawia się temat rozstania? Jak często się kłócicie i o co? Przepraszam, jeśli na któreś pytanie padła już odpowiedź.

119

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm
annkar napisał/a:

Smutne to, bardzo... Pisałeś już wcześniej, że żyjecie z żoną bardziej obok siebie niż razem, niemniej zastanawiam się jakim cudem wytrwaliście tyle lat. Napisz coś więcej o waszej relacji, takiej na co dzień. O czym rozmawiacie, jesli już rozmawiacie? Czy są miedzy wami jakiekolwiek przejawy czułości? Czy pojawia się temat rozstania? Jak często się kłócicie i o co? Przepraszam, jeśli na któreś pytanie padła już odpowiedź.

Wiesz, mówi się, że masochiści są w stanie naprawdę wiele niewygód w życiu znieść. I coś w tym jest. Znoszę w milczeniu swe frustracje, poczucie porażki, upokorzenia, kompleksy. Nie jestem jednak bez winy. Jestem nieuczciwy w takim sensie, że nie umiem powiedzieć w twarz mojej  żonie, że moje uczucie do niej już dawno się wypaliło. I odejść od niej. A i pewnie jej uczucie do mnie, jeśli takowe kiedykolwiek było. Myślę, że wytrwaliśmy ze sobą z przyzwyczajenia. Z tego, że oboje pochodzimy z innych miast, niż to w którym mieszkamy (co skutkuje brakiem np. własnej rodziny w mieście). Z tego, że się dobrze znamy. Nigdzie razem nie wychodzimy, poza wyjściem na Sylwestra od wielu lat w to samo miejsce i poza wyjazdem na wakacje, finansowanym wg zasady każde płaci za siebie. MNie nie interesują jej zainteresowania, ani jej moje. Rozmawiamy, jeśli już, to najczęściej o psie, którego mamy. I ja i ona kochamy zwierzęta. Ten pies w zasadzie zastępuje nam dziecko, którego nie posiadamy. Albo o jakichś banałach typu sprzątanie w mieszkaniu. Kłótnie (częste) też zaczynają się od banałów, a kończą wygarnianiem sobie wzajemnie w twarz własnych frustracji i nienawiści do partnera i samego siebie. Już dawno straciłem zainteresowanie swoją żoną w sensie fizycznym (trudno o to do kogoś, kto gardzi Tobą, bo mało zarabiasz i nie skończyleś prestiżowej uczelni, nie omieszkuje mi o tym mówić). A i ona straciła zainteresowanie mną (trudno by był atrakcyjny facet, który ma takie poczucie wartości, jak ja, plus inne sprawy).
Nie ma między nami czułości. Seksu też już od wielu lat.

120

Odp: męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

A jednak żonie chyba tez w tym układzie coś pasuje, skoro sama też nie odjedzie. Ale wiem, że ten wątek był już poruszany na początku.

Pisałeś, że wybierasz się na terapię grupową. Wiesz już coś więcej na jej temat? Kiedy rusza grupa? Czy to terapia na NFZ?  To jest jakaś ogólna grupa, czy dedykowana ludziom z konkretnym problemem?

Posty [ 66 do 120 z 120 ]

Strony Poprzednia 1 2

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » męska depresja-samotność, pesymizm, brak wiary w siebie, masochizm

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024