Lady Loka napisał/a:Konia z rzędem temu, kto jest zawsze zadowolony z zakupów robionych przez faceta....
Bo w mojej rodzinie na większe zakupy zawsze jeździ też mama tongue inaczej albo musiałaby robić mega szczegółową listę, albo połowy produktów by nie było.
A to już różnie u różnych człowieków. No w mojej też, to mama była od tego. Ale już u wyżej wspomnianych moich teściów, to tak właśnie wygląda - teść w każdą sobotę jeździ 60 km do dużego miasta z wioski po większe zakupy. przy okazji załatwiania jakichś swoich różnych spraw. Oczywiście z karteczką. Tam jest i żywność i chemia i wszystko inne, co akurat potrzeba. Teściowa w sumie wiele się nie rusza z domu, mimo że by mogła.
santapietruszka napisał/a:Wyobraziłam sobie, jak głowa rodziny kupuje reszcie rodziny kiecki albo buty... czy choćby szampon... big_smile big_smile big_smile
Nie no, moze nie przesadzajmy. Jakaś nie byle jaka odzież do szkła czy kościoła, to jasne, że osobiście. Ale razcej chyba nie ma takiej potrzeby, by co tydzień jeździć po nowe ciuchy/buty. To to chyba jest raz na jakiś czas, takie uzupełnianie garderoby?
A co do szamponu - no po takich wioskach i towarzyszących im małych mieścinach, to i sklepiki różne są, więc taką drobnicę jak szampon można zawsze podjechać autem. A raczej ludzie na wsiach nie mają potrzeby kupowania jakichś francuskich cudownych szamponów w jakichś douglasach czy innych sephorach. Zresztą większość z miast też nie.
Ja po prostu nie lubię (delikatnie mówiąc), gdy na siłę zaczyna się trzepać goopimi argumentami "bo tak", takimi jak studenci; jacyś ludzie z wiosek, potrzeby "castoramowania się/ikeowania się", mimo że - no przynajmniej jak na mój gust - potrzeba wizyt w tego typu sklepach nie jest na tyle częsta, aby w perspektywie dłuższego czasu te wolne niedziele były aż tak bardzo uciążliwe; praca do późnych godzin, mimo iż soboty są wolne. Nie lubię po prostu uogólniania. Jasne, że na pewno jest trochę ludzi, dla który to będzie uciążliwość, jednak takich osób to chyba jest ułamek. Aha, i co do uogólniania - nie zaobserwowałam natłoku w sklepach. Fakt, w biedronce się większy zrobił, ale to przez weekendy czy tam piątki bez vat, coś mi się zdaje.
A tak w ogóle, zakaz handlu to i tak tylko przykrywką dla większych problemów, z którymi rząd nie umie sobie poradzić, jak słyszałam, takich jak choćby zabranie się za podatki dla tych właśnie ch-ów. A że dalej wyciągane są przez ludzi jakieś dziwne opinie "bo oni mi teraz zabraniają, jak śmią!" i wprowadzana jest znowu jakaś atmosfera totalnej schizy w niektórych antyrządowych środowiskach, to to... coś mi się zdaje, że dla pisiaków takie krzyki są i tak lepsze, niż merytoryczne czepianie się rządu o rzeczy dużo bardziej ważne, niż jakieś tam "puste jak z horroru galerie handlowe". 