Tak sobie teraz myślę, że gdyby Państwowa Inspekcja Pracy miała możliwość bardziej realnej kontroli nieuczciwych pracodawców poprzez możliwość nakładania na nich kar rzędu 300 000 zł (a nie, jak ma to miejsce obecnie - 2000-30 000, z czego często są to kary śmieszne, bo najniższe), to może wówczas żadnemu pracodawcy nie przeszłoby przez myśl łamanie praw pracowników, ani nawet skąłdanie pracownikom różnych podejrzanych propozycji. Wówczas można by dopuscić pełną samoregulację rynku, i umożliwić branży usługowej, aby działała w takim czasie i w takich godzinach, w jakich rzeczywiście ludzie najchętniej będą z niej korzystać.
Aby móc ocenic, jaki jest odbiór nakładania wolnych niedziel na osoby pracujące w handlu, trzeba by obejrzeć statystyki. Bo to, że jedna znajoma kasjerka powie, że pomysł wprowadzenia wolnych niedziel jest bebe, a inna jej zaprzeczy - to są to pojedyncze głosy, które wzajemnie się znoszą.
Więc co do obrony pracowników tej branży - myślę, ze ani zwolennicy, ani przeciwnicy wolnych niedziel nie muszą czuć tak przemożnej potrzeby obrony tamtych, gdyż, gdyby przepisy dla kasjerów były tak bardzo niekorzystne, to by już strajkowali. A na razie o żadnych strajkach w tym temacie jeszcze nie słyszałam.
Lady Loka napisał/a:Swoją drogą to ja wybieram co mnie zmęczy a co nie. Jak pójdę na siłownię to też się zmęczę, więc nie rozumiem czemu wolno mi iść na kawę, a nie wolno na zakupy. W kawiarni też ludzie muszą pracować po to, żeby inni mogli skorzystać.
Zmęczenie pozakupowe jest innego rodzaju niż zmęczenie potreningowe. Serio. Zakupy po prostu męczą, tak jak praca - i to nie ważne, czy idziesz do auchana lub biedronki po pełen kosz zakupów żywnościowych na najbliższy tydzień dla całej rodziny, czy raczej spacerujesz dla relaksu po galerii mimowolnie i z emocją wchodząc do co drugiego sklepu z ciuszkami.
Przynajmniej dla mnie, choć myślę, ze wiele osób się tu zgodzi.
Jeszcze z innej beczki pisząc, bo znalazłam tu wypowiedzi o nowym kodeksie pracy, który zakłada zwalnianie "kobiet w ciąży" (kwantyfikator ogólny). Otóż nie - ten przepis miałby tyczyć się tylko kobiet w ciąży pracujących na zastępstwie oraz kobiet pracujących w firmach zatrudniajacych do 10 pracowników. W dodatku takie zwolnienie musiałoby być zatwierdzone przez Państwową Inspekcję Pacy. Zresztą na razie to i tak są tylko projekty. Wszystko jeszcze może się zmienić.
O studentach, czyli poniekąd offtop
Santapietruszki, tak, ja to wszystko wiem i się zgadzam - utrzymanie studenta dużo kosztuje. A stypendnia naukowe nie są jednakowe - co uczelnia, a nawet co wydział, to inne pieniądze. Przynajmniej tak było za moich czasów.
Trzeba jednak mieć świadomość, że taka praca dla studenta nie jest pracą docelową, nie jest ona jego priorytetem. Ale już dla wielu innych osób będących w bardzo szerokim przedziale wiekowym taka praca w sklepie jest docelową pracą, pracą życia. Wobec czego to student powinien się dostosować do ogólnych reguł obowiązujących dla danej branży, i próbować radzić sobie w ich obliczu, a nie reguły tej branży, która jest dla niego branżą tymczasową i zupełnie bez znaczenia - pod niego. - Jeśli stali pracownicy usług są za wolnymi niedzielami, to studenci tym bardziej nie powinni się wychylać, bo to "nie ich działka" tak do końca. Oni są tam tylko na chwilę, są poniekąd gośćmi w tej branży, więc... no tak byłoby przyzwoicie.
santapietruszka napisał/a:A opinia, że studentów jest za dużo, powaliła mnie na kolana. W sumie się z nią zgadzam, bo faktycznie jest ich za dużo, ale głównie dotyczy to takich, którym rodzice opłacają naukę na prywatnych uczelniach, bo nie dostali się na publiczne "bezpłatne" studia... )
Tak? Czy wg Ciebie te tysiące osób po marketingach, prawach, socjologiach, pedagogikach itp. (piszę o uczelniach państwowych) znajduje pracę w zawodzie tylko dlatego, że pokończyli państwowe uczelnie? Bo ja pisałam o znalezieniu pracy W ZAWODZIE, a nie jakiejkolwiek i tylko nieco bardziej skomplikowanej ponad zliczanie kibli w Castoramie - bo akurat ta "jakakolwiek" praca nie w zawodzie nie wymaga kwalifikacji, jakie delikwent nabył wyniku swoich studiów (innymi słowy - nie musiał wcale studiować, przynajmniej tego kierunku, który kończył). No ale dobra, ja już robię w tym temacie EOT, bo już schodzę do zupełnie innej bajki. 