gracjana1992 napisał/a:Nie przejmuj się Roxann dla Burzowego wszystkiego kobiety są be , zła wcielone 
Nie znam Cię na tyle, aby oceniać w kim był problem, ale zdaje sobie sprawę, że mając tak trudne dzieciństwo - dobrze sobie radzisz. Bo te dysfunkcje mają wpływ nie tylko na życie uczuciowe, ale ogólnie społeczne. Nie wydaje mi się żebyś miała z tym problem. Myślę też, że takie osoby często są aż nadto samokrytyczne i próbują za wiele, także w związku, brać na siebie. Czują się winne.
Ja się nie przejmuję tym co pisze Burzowy
Myślę, że takie osoby jak ja mają bardzo daleko przesunięta granicę zauważania problemów czy powodów do przejmowania się. Tzn nie mówię, że ich nie mam ale żeby coś nim nazwać, to musi być to naprawdę coś bardzo poważnego. Pod tym względem życie mnie bardzo zaharowało.
Moim głównym celem w życiu było wyrwanie się z domu i osiągnięcie niezależności. Nie przywiązywałam większej (u)wagi do związków. Myślałam, że jak już osiągnę to co zamierzam, to "miłość" sama przyjdzie.
Dopiero jak któryś z kolei mój związek się rozpadł, zaczęłam szukać przyczyn też w sobie... i im bardziej analizowałam swoje wcześniejsze relacje tym więcej schematów zaczęło mi się rozjaśniać, w końcu wystarczyło dodać 1+1.
Ja się wcześniej w ogóle nie zastanawiał nad tym czy i w jaki sposób relacje rodzinne będą miały wpływ na moje dorosłe życie, wybory. Kiedy jakieś 10l temu kolega, który się akurat rozwodził powiedział mi, że jego żona jest DDA, ale nie chciała iść na terapię, tylko znalazła innego bo "było za dobrze", patrzyłam na niego jak na kosmitę. Z drugiej strony słyszałam wciąż od bliskich mi osób: "znajdź ty w końcu jakiegoś porządnego faceta a nie każdy po jakichś przejściach, z dziwną przeszłością itd." Aż w końcu znalazłam kogoś z dobrej rodziny, ułożonego itd. Tyle, że wtedy chyba jeszcze na taki tradycyjny, stabilny związek nie byłam gotowa. Ta cała jego rodzina wydawała mi się wręcz zbyt idealna, że aż w tym nieszczera. No bo jak tak można żyć w zgodzie, miłości, szacunku i to w tak dużym gronie? Zaczęłam się tam dusić, czuć nieswojo... ale też dlatego, że wydawało mi się, że ja zwyczajnie do tego idealnego obrazka nie pasuję bo nie da się z mojej rodziny i jego skleić pięknego obrazka.
Mimo, że jestem oddzielnym bytem, ta przeszłość wciąż się za mną ciągnie, bo w pewnym sensie jest wciąż teraźniejszością, tyle, że już na odległość 