A zabraniaj mu wszystkiego:) szybciej sie chłopak opamięta i Cię rzuci.
Do tej pory się na to absolutnie nie zgadzalam.
Mówiłam mu ze to moja granica i to dla mnie przesada.
Jak ja bym miała takiego faceta, to bym z nim zerwała. Rób tak dalej to i Twój nie wytrzyma - o ile nie jesteś trollem, a cała ta historia bzdurą.
Zaczynasz dodawać po kolei, co Ci nie pasuje - najpierw koleżanka mu się podoba, potem imprezy, teraz na rowerze mu nie wolno jeździć.
Kuźwa, opamiętaj się dziewczyno.
Nie zabraniam mu jeździć na rowerze tylko nie zgadzam się na wyjazd na dwa tygodnie
A dlaczego w ogóle dajesz sobie prawo do tego, by decydować czy on może wyjechać, czy nie? Twoje kompleksy i zazdrość to jest TWÓJ problem, nie jego.
A dlaczego w ogóle dajesz sobie prawo do tego, by decydować czy on może wyjechać, czy nie? Twoje kompleksy i zazdrość to jest TWÓJ problem, nie jego.
Bo jesteśmy razem? Tworzymy związek? Podejmujemy wspolne decyzje? Mieszkamy razem?
Naprawdę uważasz, że to wystarczy?
Owszem, pewne kwestie się ze sobą omawia i ustala, ale nikt nie ma prawa decydować o drugim dorosłym i świadomym tego co robi człowieku, mówić mu co mu wolno, a czego nie. To prosta droga do zaborczości, a patologiczną zazdrość należy leczyć. Pamiętaj, że nikt nie jest niczyją własnością, bez względu na więzy, które Was łączą.
Olinka napisał/a:A dlaczego w ogóle dajesz sobie prawo do tego, by decydować czy on może wyjechać, czy nie? Twoje kompleksy i zazdrość to jest TWÓJ problem, nie jego.
Bo jesteśmy razem? Tworzymy związek? Podejmujemy wspolne decyzje? Mieszkamy razem?
Jesteście razem w związku, ten związek tworzą dwie odrębne jednostki i każda z nich ma WOLNĄ wolę.
Zabronienie wyjazdu to nie jest wspólna decyzja, tylko Twoja. Jeżeli już to możecie iść na kompromis, np. Na tydzien jedzie z kumplami, a potem Ciebie zabiera na wspólne wakacje.
Mieszkacie razem, więc masz go przez większość czasu dla siebie. Więc tym bardziej spotkania z kolegami nie powinny Ci przeszkadzać. Wiesz, o której wraca i w jakim stanie.
Więc to nie są argumenty, żebyś mogła mu coś zabronić.
Swoją drogą polecam Ci, Strimymind, lekturę wątku równie niepewnej siebie, a przy tym zaborczej osoby, jaką jest eh23: https://www.netkobiety.pl/t107672.html, przy czym niech Cię nie zmyli treść pierwszego posta. W każdym razie tam były wzloty i upadki, dziewczyna dostała mnóstwo rad, które niby rozumiała, niby chciała je wcielać w życie, ale niestety głównie na chceniu się kończyło. Zerknij, przeczytaj w wolnej chwili do czego to w końcu doprowadziło.
74 2018-07-05 03:05:51 Ostatnio edytowany przez authority (2018-07-05 03:11:46)
Macie racje.
Jestem osoba mega zazdrosna i zaborcza. Nie daje sobie rady z niektórymi myślami i tworze różne scenariusze. Mój chłopak nigdy mi nie dał powodów do nieufania mi tak naprawdę. Ale jednak coś we mnie siedzi i przez to on ma przeje bane. Często robię mi awantury ze zerknie na inna, jak gdzieś jesteśmy czy idziemy ulica. Boje się nawet wyjść gdzieś z nim wiedząc ze będą tam ładne dziewczyny.
Nie wiem skąd to się bierze, bo on nie gapi się na inne, nie pisze z innymi, nic właściwie nie robi.
Zadaje mu milion pytań z dupy.
W głowie mam tylko ze przecież porządnie spada z czasem, ze przestanie mnie pragnąc tak mocno, ze będzie miał ochotę na inne, mimo ze nic z tym nie zrobi. Ale jednak będzie miał, już nie na mnie najmocniej na świcie ale na te inne pewnie ładniejsze itp. Ja ciagle o tym myśle i nie mogę przestać.
Nie wiem nawet czy poradziłabym sobie z sytuacja kiedy spędzamy czas z jakaś moja załóżmy koleżanka która jest wg niego ładna, albo po prostu jest zajebista . Nie wiem co robić.
Dodam ze nie jestem brzydka, mój chłopak twierdzi ze mu się podobam, a ja nawet w to nie wierze. Wydaje mi się ze to nie jest do końca prawda
Jesteś typem toksyka od takich jak ty należy trzymać się jak najdalej.
To chyba nie jest zbyt popularne podejście, ale nawet gdyby takie zachowanie partnera łechtało w jakiś sposób moje ego, to również nie dolewałabym oliwy do ognia. Na żarciki, docinki i zaczepki pozwalam sobie w stosunku do osób tak samo silnych lub silniejszych psychicznie ode mnie. Osobę w jakimś aspekcie słabszą traktowałabym inaczej. Pewnie z premedytacją i ostentacją oznajmiałabym wszem i wobec, że jest najmądrzejszy, najcudowniejszy i najbardziej pociągający. Zapraszałabym go wszędzie, przedstawiała kolegom wychwalając przy nich pod niebiosa. Po prostu moje ego nie karmi się lękami osób słabszych, wrażliwszych. Mogę tak robić, gdy brak mi wiedzy, ale gdy już taką posiądę, to by było lekkim rżnięciem głupa. Nie neguję, że problem tkwi w autorce, ale powinna pracować nad nim przy wsparciu bliskiej osoby.
Dziewczyny, nie byłyście chyba w związku z takim człowiekiem. Ja byłam. Robiłam wszystko, by okazywać jaki on jest super, cudowny, wspaniały, jedyny i idealny. Robiłam to właśnie po to, by nie prowokować, stłumić jego ataki zazdrości, albo ich nie wzbudzać. Robiłam to przez tyle lat, że moja złota klatka miała pozamykane wszystkie okna i drzwi a pętla na szyi zaczęła się tak zaciskać, że nie mogłam oddychać. Powiedziałam dość. Poszedł na terapię, najpierw psycholog, potem zmusiłam go do psychiatry, podejrzewali kompleks otella, a wyszło że generalnie ma zaburzenia osobowości.
Wasza metoda jest jak ratowanie jednego człowieka, kosztem życia drugiego.
Coraz bardziej wydaje mi się, że to troll, bo znów jakieś z nowości...ehhhh wakacje?
Serio myślicie ze jestem trollem?
Bo co bo mam problemy z zaufaniem?
Bo jestem zazdrosna mimo pewności ze mój facet nigdy by mnie nie zdradził?
Dodaje po kolei sytuacje bo chce żebyście się z nimi zapoznały i dały mi do zrozumienia może ze robię straszne głupoty.
Nie śledzę swojego faceta na każdym kroku, nie urajam sobie żadnych zdrad, nie grzebie mu po kieszeniach i nie przeszukuje historii w komputerze, nigdy tego nie robiłam.
To nie o to chodzi. Ja po prostu nie radzę sobie z moimi lekami i obawami.
Z tym ze faceci są jacy są generalnie. Czuje coś bardzo przykrego kiedy on spojrzy na inna. Czuje się zdradzona.
A te wsystskie sytuacje kiedy, nawalił się i się do mnie nie odzywał ( a wiem ze urywają mu się filmy jak za dużo wypije) po prostu od początku zaczęło mi to rzynoscic wiele zmartwień i niepewności.
Może dla tego tak się ze mną stało później.
Ja po prostu do zawsze bałam się ze S czasem w każdym związku dochodzi do zobojętnienia, do tego ze ludzie juz siebie nie pożądają i nie pragną jak na początku.
I żylam tymi obawam, stad większość moich głupich pytań.
On jest moim pierwszym facetem na serio. Nie mam żadnego doświadczenia
Faceci nie są jacy są. Oczy mu wydłubiesz, żeby na ulicy nie zauważał innych?
Idź na terapię.
Nie wiem czy skończyłaś czytać wątek eh23, u niej skoñczyło sie rozstaniem. Naprawdę doprowadzisz do tego samego bezpodstawną zazdrością.
Z tymi lękami powinnaś iść na na terapię, a nie przerzucać je na swojego partnera. To tu robisz błąd.
MotoMegi napisał/a:To chyba nie jest zbyt popularne podejście, ale nawet gdyby takie zachowanie partnera łechtało w jakiś sposób moje ego, to również nie dolewałabym oliwy do ognia. Na żarciki, docinki i zaczepki pozwalam sobie w stosunku do osób tak samo silnych lub silniejszych psychicznie ode mnie. Osobę w jakimś aspekcie słabszą traktowałabym inaczej. Pewnie z premedytacją i ostentacją oznajmiałabym wszem i wobec, że jest najmądrzejszy, najcudowniejszy i najbardziej pociągający. Zapraszałabym go wszędzie, przedstawiała kolegom wychwalając przy nich pod niebiosa. Po prostu moje ego nie karmi się lękami osób słabszych, wrażliwszych. Mogę tak robić, gdy brak mi wiedzy, ale gdy już taką posiądę, to by było lekkim rżnięciem głupa. Nie neguję, że problem tkwi w autorce, ale powinna pracować nad nim przy wsparciu bliskiej osoby.
Dziewczyny, nie byłyście chyba w związku z takim człowiekiem. Ja byłam. Robiłam wszystko, by okazywać jaki on jest super, cudowny, wspaniały, jedyny i idealny. Robiłam to właśnie po to, by nie prowokować, stłumić jego ataki zazdrości, albo ich nie wzbudzać. Robiłam to przez tyle lat, że moja złota klatka miała pozamykane wszystkie okna i drzwi a pętla na szyi zaczęła się tak zaciskać, że nie mogłam oddychać. Powiedziałam dość. Poszedł na terapię, najpierw psycholog, potem zmusiłam go do psychiatry, podejrzewali kompleks otella, a wyszło że generalnie ma zaburzenia osobowości.
Wasza metoda jest jak ratowanie jednego człowieka, kosztem życia drugiego.
Coraz bardziej wydaje mi się, że to troll, bo znów jakieś z nowości...ehhhh wakacje?
Offfca, ale chyba popadasz ze skrajności w skrajnośc. Nikt nie twierdzi, ze trzeba byc masochistą i się poswięcać, znosząc latami taka sytuacje. Tu raczej chodzi o to, żeby nie ewakuować się, gdy tylko cos jest nie tak, bo co to za związek, ze jesteśmy razem dopóki jest fajnie i milo a jak jakieś problemy to żegnaj? Uważam, ze bycie w związku do czegoś zobowiązuje. Ze ludzie powinni być dla siebie wsparciem. W koncu przeciez sie kochaja? Jeśli widzę, ze bliska osoba ma problem, to staram się jej pomoc, zmotywowac, nie ranic jej uczuc i nie pogłębiać kompleksów. Zdecydowanie latwiej sie czlowiekowi ogarnac, gdy ma wsparcie u boku i zrozumienie. Bo to nie chodzi o to, ze ma nic nie robic a inni maja go chwalic i na paluszkach chodzic. Nie. Autorka jak najbardziej powinna pracować nad swoja niską samooceną. Tyle, ze postawa chłopaka nie ułatwia jej tego, gdy mówi, ze jakaś koleżanka jest ładna i by się z nią mógł przespac. W czym taka szczerość ma niby pomoc dziewczynie, która ma kompleksy? A Ty, borykajac sie np. z nadwagą i majac kompleksy z tego powodu, chciałabym uslyszec w odpowiedzi od swojego faceta, ze Kaśka to jest zgrabna szprychai i bzyknalby takie apetyczne cialko, oczywiście, gdyby nie był z Tobą?
Tak wiec praca autorki nad sobą plus mądre wsparcie jej chłopaka. I może się udać. Jeśli nie bo i tak czesto bywa, to wtedy z czystym sumieniem można odejść. Bo nikt nie ma obowiązku ratować kogoś na siłę czy żyć w toksycznej relacji, nawet, jeśli kocha.
80 2018-07-05 11:52:03 Ostatnio edytowany przez Myszeczka23 (2018-07-05 11:54:11)
Co to znaczy, że faceci są jacy są? Czyli jacy są? Wzrokowcami? To chyba dobrze, bo potrafią nam piękne komplementy prawić i nie przeszkadza im to, że mamy rano takie potargane włosy. ;P To piękne, że facet lubi na nas patrzeć i jak jest zakochany, to widzi w nas same zalety.
Poza tym, masz racje, z czasem to pożądanie i ta fascynacja mija, ale na jej miejsce pojawia się głęboka miłość, swojego rodzaju przyjaźń i pełne oddanie. Tylko w tej fazie związku możemy być całkowicie sobą (chodzić w tych dresach po domu, mieć rano poczochrane włosy, śmiać się z głupich rzeczy itd), bo wiemy, że ta druga kochająca osoba nas za to nie skrytykuje. Dlatego ta stabilność jest taka piękna. Już sie nie musimy wysilać, aby zdobyć czyjeś zainteresowanie, teraz można się cieszyć z obecności drugiego człowieka w naszym życiu.
A Ty skupiłaś się tylko na samych minusach wynikających z długiego związku. Boisz się, że Twój facet przestanie Cię tak pożądać? To ubierz się od czasu do czasu bardzo seksownie, przypomnij mu jaka potrafisz być piękna, pokaż trochę dekoltu, załóż świetne szpilki i baw się z nim do rana. A to, że spojrzy na inne cycki, to co w tym złego? To chyba dobrze, że masz zdrowego faceta, którego kręcą kobiety. Spraw, żebyś Ty go kręciła najbardziej, bo to Ciebie może mieć kiedy tylko będzie chciał. Pokaż mu jaka jesteś atrakcyjna. Innych rad Ci już nie udzielę. Rób z tym co chcesz. Chcesz psioczyć jak to się boisz innych kobiet, to sobie psiocz ile dusza zapragnie. Mi tam nic do tego. Ale chore jest to, że potrzebujesz być dla swojego faceta całym światem. Zniszczy Cię to szybciej niż się tego spodziewasz.
Offfca, ale chyba popadasz ze skrajności w skrajnośc. Nikt nie twierdzi, ze trzeba byc masochistą i się poswięcać, znosząc latami taka sytuacje. Tu raczej chodzi o to, żeby nie ewakuować się, gdy tylko cos jest nie tak, bo co to za związek, ze jesteśmy razem dopóki jest fajnie i milo a jak jakieś problemy to żegnaj? Uważam, ze bycie w związku do czegoś zobowiązuje. Ze ludzie powinni być dla siebie wsparciem. W koncu przeciez sie kochaja? Jeśli widzę, ze bliska osoba ma problem, to staram się jej pomoc, zmotywowac, nie ranic jej uczuc i nie pogłębiać kompleksów. Zdecydowanie latwiej sie czlowiekowi ogarnac, gdy ma wsparcie u boku i zrozumienie. Bo to nie chodzi o to, ze ma nic nie robic a inni maja go chwalic i na paluszkach chodzic. Nie. Autorka jak najbardziej powinna pracować nad swoja niską samooceną. Tyle, ze postawa chłopaka nie ułatwia jej tego, gdy mówi, ze jakaś koleżanka jest ładna i by się z nią mógł przespac. W czym taka szczerość ma niby pomoc dziewczynie, która ma kompleksy? A Ty, borykajac sie np. z nadwagą i majac kompleksy z tego powodu, chciałabym uslyszec w odpowiedzi od swojego faceta, ze Kaśka to jest zgrabna szprychai i bzyknalby takie apetyczne cialko, oczywiście, gdyby nie był z Tobą?
Tak wiec praca autorki nad sobą plus mądre wsparcie jej chłopaka. I może się udać. Jeśli nie bo i tak czesto bywa, to wtedy z czystym sumieniem można odejść. Bo nikt nie ma obowiązku ratować kogoś na siłę czy żyć w toksycznej relacji, nawet, jeśli kocha.
Możliwe, że popadam w skrajności, ale początki są takie jak opisuje Autorka. Zauważ, że chłopak nie wyskoczył sam z tym tekstem o koleżance, ale sama Autorka. Po co? Prowokuje go i tyle.
Nie wiem ile są razem, ale jak widać jest z nią dalej. Inaczej już po kilku pierwszych jej akcjach odwrócił by się na pięcie.
Zgadzam się z Tobą, że musi nad sobą pracować. Jej zachowanie może zniszczyć ten związek, a wtedy zrzuci ona całą winę na tego faceta, bo spojrzał na inną.
82 2018-07-05 13:06:20 Ostatnio edytowany przez Strimymind (2018-07-05 13:14:04)
Jesteśmy ze sobą 3 lata.
Na początku było cudownie, z tym ze mój chłopak zawsze miał problem z rozmawianiem o uczuciach, ja potrafiłam gadac o tym non stop, byłam tak zakochana, a on zawsze mówił ze mnie podziwiał ze tak pięknie mówię o uczuciach. Z czasem zamieniło się to w wymagania, zaczęłam wymagać żeby był taki a nie inny, zaczęłam pytać czemu już nie mówi mi tak często kocham cię, czy mu się podobam nadal, bo mam wrażenie ze już nie za bardzo, i tego typu idiotyzmy. Z czasem było ich coraz więcej a co za tym idzie coraz więcej kłótni. Z czasem nawet najdrobniejsze kłamstwo z jego strony zaczelo prowokować we mnie obawy, złość. Co do kompromisów. Ja zawsze chce iść na kompromis. Z tym wyjazdem na twa tygodnie tez chciałam. Powiedziałam mu wyrazie dwa tygodnie dla mnie za dużo. Możemy iść na jakiś kompromis. Powiedziałam mu tez ze nie chce żeby pił podczas tego wyjazdu. Ale on nie chce kompromisów.
On nie jest typem imprezowicza ale lubi się napić z kumplami. Do tego te jego urwane filmy i to żeby po alkoholu staje się obojętny na mnie.
Ja mam problem i doskonale zdaje sobie z niego sprawę.
Zdaje sobie sprawę ze niszczę mu psychikę moimi tekstami analizami itp on mi sam nawet o tym powiedział.
Jak się pytam czy jest ze mną szczęśliwy odpowiada ze jest ale często mu te szczęście odbieram.
Wiadomo czemu.
Cały czas pracuje and tym żeby stworzyć dojrzały partnerski związek, bo taki bym chciała.
Ale nie chce żeby było tak ze jak widzeń jakiś problem to on mi odpowiada ze się czepiam albo ze mam pretensje.
A jak się pokłócimy to staje się arogancki i mnie zlewa.
Wiem ze sama sobie na to zapracowałam bo darzyłam jeden temat milion razy i dochodziło przez to do kłótni.
Teraz cokolwiek jakikolwiek problem zachowuje się olewczo.
Wiem wyrobił sobie tolerancje.
A może mniej mu zależy.
Idź na terapię.
Idź na terapię.
Właśnie.
Dodam jeszcze, że to, że Ty widzisz w czymś problem, wcale nie oznacza, że ten problem naprawdę istnieje.
Co do kompromisów. Ja zawsze chce iść na kompromis. Z tym wyjazdem na twa tygodnie tez chciałam. Powiedziałam mu wyrazie dwa tygodnie dla mnie za dużo. Możemy iść na jakiś kompromis. Powiedziałam mu tez ze nie chce żeby pił podczas tego wyjazdu. Ale on nie chce kompromisów.
Nie, to Ty nie chcesz kompromisów. Ty chcesz żeby było po Twojemu.
Z jakiej racji masz decydować o życiu dorosłego człowieka?
Jakby mi facet zabronił wyjazdu z przyjaciółmi to by nie był moim facetem.
Byłam w związku - wyjechałam na kilka miesięcy do pracy za granice, byłam na wakacjach z przyjaciółmi ponad 3 tyg bez partnera i mogę przytoczyć wiele innych takich sytuacji.
Co do picia - zakładam, że jak się z nim związałaś to abstynentem nie był, więc jakim prawem teraz mu "zabraniasz"
Zajmij się sobą, pracą, pasjami, swoimi znajomymi i idź na terapie bo zamęczysz siebie i jego.
86 2018-07-05 13:56:01 Ostatnio edytowany przez Lady Siggy (2018-07-05 13:59:29)
Jesteśmy ze sobą 3 lata.
Na początku było cudownie, z tym ze mój chłopak zawsze miał problem z rozmawianiem o uczuciach, ja potrafiłam gadac o tym non stop, byłam tak zakochana, a on zawsze mówił ze mnie podziwiał ze tak pięknie mówię o uczuciach. Z czasem zamieniło się to w wymagania, zaczęłam wymagać żeby był taki a nie inny, zaczęłam pytać czemu już nie mówi mi tak często kocham cię, czy mu się podobam nadal, bo mam wrażenie ze już nie za bardzo, i tego typu idiotyzmy. Z czasem było ich coraz więcej a co za tym idzie coraz więcej kłótni. Z czasem nawet najdrobniejsze kłamstwo z jego strony zaczelo prowokować we mnie obawy, złość. Co do kompromisów. Ja zawsze chce iść na kompromis. Z tym wyjazdem na twa tygodnie tez chciałam. Powiedziałam mu wyrazie dwa tygodnie dla mnie za dużo. Możemy iść na jakiś kompromis. Powiedziałam mu tez ze nie chce żeby pił podczas tego wyjazdu. Ale on nie chce kompromisów.
On nie jest typem imprezowicza ale lubi się napić z kumplami. Do tego te jego urwane filmy i to żeby po alkoholu staje się obojętny na mnie.Ja mam problem i doskonale zdaje sobie z niego sprawę.
Zdaje sobie sprawę ze niszczę mu psychikę moimi tekstami analizami itp on mi sam nawet o tym powiedział.Jak się pytam czy jest ze mną szczęśliwy odpowiada ze jest ale często mu te szczęście odbieram.
Wiadomo czemu.Cały czas pracuje and tym żeby stworzyć dojrzały partnerski związek, bo taki bym chciała.
I jak miał wyglądać kompromis z wyjazdem?
Ale nie chce żeby było tak ze jak widzeń jakiś problem to on mi odpowiada ze się czepiam albo ze mam pretensje.
A jak się pokłócimy to staje się arogancki i mnie zlewa.
Wiem ze sama sobie na to zapracowałam bo darzyłam jeden temat milion razy i dochodziło przez to do kłótni.
Teraz cokolwiek jakikolwiek problem zachowuje się olewczo.
Wiem wyrobił sobie tolerancje.
A może mniej mu zależy.
to jest jak z dzieckiem, które przed sprawdzianem symuluje chorobę. Później jest naprawdę chore, a rodzice nie wierzą ;D Jeżeli sobie tworzyłaś problemy z niczego, to nie dziw się, że teraz je bagatelizuje. Teraz pytanie, czy w przyszłości Twoje problemy będą nadal bagatelizowane, bo raczej teraz nie mieliście prawdziwych problemów.
Masz identyczny problem jak użytkowniczka eh23. Ona też czuła się odrzucona jak chciała rozmawiać o problemach. Też otrzymywała od swojego faceta odpowiedzi: "przesadzasz, po co znów zaczynasz itd". Ale to się wzięło właśnie z tego, że robiłaś problem z niczego. Teraz się nie dziw, że facet nie potrafi odróżnić kiedy faktycznie potrzebujesz rozmowy, a kiedy są to tylko Twoje chore fazy.
I czemu Ty mu zabraniasz pić??? Człowiek po to jedzie na urlop, żeby móc też się napić. I co z tego, że mu się film urywa? Mi też się urywa, a jakoś aresztowana nie zostałam.
Daj mu żyć tak jak on chce.
Dobra to skoro już dajecie takie dobre rady i twierdzicie ze mój problem jest natury psychicznej, to jakie wy macie problemy w związku? Czy ich nie macie w ogóle?
O co wy się kłócicie?
A to koniecznie trzeba się w związku o coś kłócić?
90 2018-07-05 17:07:03 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-07-05 17:09:18)
Prawie 6 lat temu, gdy mój obecny mąż mi się oświadczył, bardzo się obawiałam, że nie nadaję się do bliskiej relacji. Ciagle miałam lęki, że mnie zostawi, albo będzie miał mnie dość z jakiegoś powodu. Byłam zazdrosna, upierdliwa. Co sprawiło, że się ogarnęłam? Strach przed tym, że go stracę.
Wzięliśmy ślub, starałam się ogarnąć siebie i swoje jazdy, ale było ciężko. Urodził się nasz syn. Nie dawałam sobie rady. Poszłam do psychiatry, dostałam leki. Poszłam na terapię.
Dziś jest cudownie. Nie kłócimy się, gdy pojawia się problem, omawiamy go. Nie krzyczymy na siebie. Nie ograniczamy się wzajemnie. Nie kontrolujemy. Każde ma odrobinę wolności we wspólnym życiu i moim zdaniem tak właśnie powinno być. Mam też nadzieję, że tak będzie zawsze.
Problemy w związku? Nie mamy. Trochę wstrząsnęła nami diagnoza syna (Zespół Aspergera), ale to tylko nas bardziej złączyło, bo wiemy, że musimy się trzymać razem, by wszystko ogarnąć.
Prawie 6 lat temu, gdy mój obecny mąż mi się oświadczył, bardzo się obawiałam, że nie nadaję się do bliskiej relacji. Ciagle miałam lęki, że mnie zostawi, albo będzie miał mnie dość z jakiegoś powodu. Byłam zazdrosna, upierdliwa. Co sprawiło, że się ogarnęłam? Strach przed tym, że go stracę.
Wzięliśmy ślub, starałam się ogarnąć siebie i swoje jazdy, ale było ciężko. Urodził się nasz syn. Nie dawałam sobie rady. Poszłam do psychiatry, dostałam leki. Poszłam na terapię.Dziś jest cudownie. Nie kłócimy się, gdy pojawia się problem, omawiamy go. Nie krzyczymy na siebie. Nie ograniczamy się wzajemnie. Nie kontrolujemy. Każde ma odrobinę wolności we wspólnym życiu i moim zdaniem tak właśnie powinno być. Mam też nadzieję, że tak będzie zawsze.
Problemy w związku? Nie mamy. Trochę wstrząsnęła nami diagnoza syna (Zespół Aspergera), ale to tylko nas bardziej złączyło, bo wiemy, że musimy się trzymać razem, by wszystko ogarnąć.
Wiec po części mnie roZumiesz?
Cyngli napisał/a:Prawie 6 lat temu, gdy mój obecny mąż mi się oświadczył, bardzo się obawiałam, że nie nadaję się do bliskiej relacji. Ciagle miałam lęki, że mnie zostawi, albo będzie miał mnie dość z jakiegoś powodu. Byłam zazdrosna, upierdliwa. Co sprawiło, że się ogarnęłam? Strach przed tym, że go stracę.
Wzięliśmy ślub, starałam się ogarnąć siebie i swoje jazdy, ale było ciężko. Urodził się nasz syn. Nie dawałam sobie rady. Poszłam do psychiatry, dostałam leki. Poszłam na terapię.Dziś jest cudownie. Nie kłócimy się, gdy pojawia się problem, omawiamy go. Nie krzyczymy na siebie. Nie ograniczamy się wzajemnie. Nie kontrolujemy. Każde ma odrobinę wolności we wspólnym życiu i moim zdaniem tak właśnie powinno być. Mam też nadzieję, że tak będzie zawsze.
Problemy w związku? Nie mamy. Trochę wstrząsnęła nami diagnoza syna (Zespół Aspergera), ale to tylko nas bardziej złączyło, bo wiemy, że musimy się trzymać razem, by wszystko ogarnąć.
Wiec po części mnie roZumiesz?
Nie. Ja wiedziałam, że mam problem i coś z nim zrobiłam. Ty błądzisz we mgle i czekasz nie wiadomo na co.
Marnujesz czas swój i jego.
Strimymind napisał/a:Cyngli napisał/a:Prawie 6 lat temu, gdy mój obecny mąż mi się oświadczył, bardzo się obawiałam, że nie nadaję się do bliskiej relacji. Ciagle miałam lęki, że mnie zostawi, albo będzie miał mnie dość z jakiegoś powodu. Byłam zazdrosna, upierdliwa. Co sprawiło, że się ogarnęłam? Strach przed tym, że go stracę.
Wzięliśmy ślub, starałam się ogarnąć siebie i swoje jazdy, ale było ciężko. Urodził się nasz syn. Nie dawałam sobie rady. Poszłam do psychiatry, dostałam leki. Poszłam na terapię.Dziś jest cudownie. Nie kłócimy się, gdy pojawia się problem, omawiamy go. Nie krzyczymy na siebie. Nie ograniczamy się wzajemnie. Nie kontrolujemy. Każde ma odrobinę wolności we wspólnym życiu i moim zdaniem tak właśnie powinno być. Mam też nadzieję, że tak będzie zawsze.
Problemy w związku? Nie mamy. Trochę wstrząsnęła nami diagnoza syna (Zespół Aspergera), ale to tylko nas bardziej złączyło, bo wiemy, że musimy się trzymać razem, by wszystko ogarnąć.
Wiec po części mnie roZumiesz?
Nie. Ja wiedziałam, że mam problem i coś z nim zrobiłam. Ty błądzisz we mgle i czekasz nie wiadomo na co.
Marnujesz czas swój i jego.
A skąd wiesz ze ja nic z tym nie robię?
Dla mnie terapia to ostateczność. Najpierw chce sama zrozumieć siebie i swoje postępowanie. Zmienić teoche tok myślenia
94 2018-07-05 17:45:46 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-07-05 17:47:05)
Cyngli napisał/a:Strimymind napisał/a:Wiec po części mnie roZumiesz?
Nie. Ja wiedziałam, że mam problem i coś z nim zrobiłam. Ty błądzisz we mgle i czekasz nie wiadomo na co.
Marnujesz czas swój i jego.
A skąd wiesz ze ja nic z tym nie robię?
Dla mnie terapia to ostateczność. Najpierw chce sama zrozumieć siebie i swoje postępowanie. Zmienić teoche tok myślenia
Wizyta u specjalisty nie powinna być ostatecznością, tylko pierwszym krokiem do rozwiązania problemu.
Popełniasz błąd, za jakiś czas obudzisz się i stwierdzisz, że nie dość, że nie poradziłaś sobie z tym sama, to jeszcze straciłaś kupę czasu i dobrego chłopaka. Nie życzę Ci tego, ale tak będzie, jeśli nie ruszysz tyłka do specjalisty.
Sama nie zmienisz toku myślenia. Nawet tutaj próbujesz się z nami licytować, choć w głębi siebie czujesz, że mamy rację. Samo się nie poprawi, to złudzenie. Dlatego uważam, że nic nie robisz.
Dobra to skoro już dajecie takie dobre rady i twierdzicie ze mój problem jest natury psychicznej, to jakie wy macie problemy w związku? Czy ich nie macie w ogóle?
O co wy się kłócicie?
A jakie znaczenie dla Ciebie i Twojego związku mają problemy innych ludzi? Ustawisz sobie swój własny na skali i będziesz porównywać czy jest większy, czy mniejszy?
Zakładam, że każdy jakieś ma, bo rzadko zdarzają się nieustające idylle, ale ważne jest, jak sobie z nimi radzi i czy w ogóle wykonuje jakąś pracę.