Nie bardzo wiem co robić, według każdego z moich bliskich problem który mam natury zdrowotnej jest błahy ale on niszczy mnie psychicznie.
Życie jak prawie każdy mam skomplikowane w głównej mierze dzięki sobie ale tak wybrałam i wybór był chyba świadomy chociaż teraz nie mogę powiedzieć, że nie stworzył fundamentów do nerwicy którą przez to dziadostwo się nabawiłam. Żeby nie było tak mrocznie powinnam napisać o co chodzi no więc mam nawracającą opryszczkę płciową która pojawiła się już ponad 3 lata temu ale chyba dopiero teraz zbiera żniwo w postaci tego, że czuję się gorsza od w zasadzie każdej kobiety którą gdziekolwiek widzę. Moje życie intymne jest pasmem strachu o partnera (którego nie wiem czy już nie zaraziłam, mimo, że nigdy nie miał objawów), niszczy to moją relację z nim chociaż on wiedząc, że tak mi to ciąży dużo ze mną na ten temat rozmawia tłumacząc mi, że traktuje to jak katar nie boi się że się rozchoruje, nie uważa też żebym w czymkolwiek była gorsza od kogokolwiek, a jednak ja trzęsę się na samą myśl o nawrocie a bywają często, nawet dwa razy w miesiącu. Zrobiłam ze swojej strony co mogłam przeszłam dwie półroczne terapie żeby uśpić wirusa a on i tak wraca i to właśnie niepowodzenie ostatniego leczenia i nawrót po 20 dniach od odstawienia leku sprawił, że w mojej głowie wszystko się poprzestawiało. Niestety do wszystkiego dokłada się chyba powikłanie, bo żaden lekarz nie może tego potwierdzić ani wykluczyć w postaci pieczenia skóry na nogach na udach ono jest znośne, nie odbiera mi żadnej sprawności oprócz tej psychicznej, nie mogę przez to zapomnieć, że jestem zakażona opryszczką płciową i nie wiem już czy ból jest realny czy może psychosomatyczny wynikający z mojego strachu i poczucia bycia gorszą, strachu że partner zachoruje.
Staram się szukać pomocy.
Myślałaś o poszukaniu pomocy psychologicznej dla siebie? Szkoda byś się męczyła...
No i może warto skonsultować się z innym lekarzem, może podejmie jakieś inne, skuteczniejsze leczenie opryszczki?
Doceń, że masz wsparcie partnera. Niejeden facet na jego miejscu by już dawno uciekł w siną dal.
Jeśli Pani potrzebuje rozmowy to zapraszam do kontaktu.
Myślałaś o poszukaniu pomocy psychologicznej dla siebie? Szkoda byś się męczyła...
No i może warto skonsultować się z innym lekarzem, może podejmie jakieś inne, skuteczniejsze leczenie opryszczki?
Doceń, że masz wsparcie partnera. Niejeden facet na jego miejscu by już dawno uciekł w siną dal.
Myślałam o pomocy psychologa, zapisałam się nawet na rozmowę, zobaczymy. Co do leczenia jest tylko kilka preparatów do wyboru, nie mają wielkiego pola do popisu.
Słowa nie jeden facet dawno by uciekł nie są pocieszające dowodzą tylko, że moja choroba jest straszna.
Cyngli napisał/a:Myślałaś o poszukaniu pomocy psychologicznej dla siebie? Szkoda byś się męczyła...
No i może warto skonsultować się z innym lekarzem, może podejmie jakieś inne, skuteczniejsze leczenie opryszczki?
Doceń, że masz wsparcie partnera. Niejeden facet na jego miejscu by już dawno uciekł w siną dal.
Myślałam o pomocy psychologa, zapisałam się nawet na rozmowę, zobaczymy. Co do leczenia jest tylko kilka preparatów do wyboru, nie mają wielkiego pola do popisu.
Słowa nie jeden facet dawno by uciekł nie są pocieszające dowodzą tylko, że moja choroba jest straszna.
Nie będę Cię oszukiwać, że choroby miejsc intymnych do przyjemnych należą...
Moja babcia będąc młodą mężatką została zarazona przez męża syfilisem, co zresztą było główną przyczyną rozwodu w sąsiedztwie licznych zdrad...
Masz partnera, który Cię wspiera i nie boi się zarażenia. Wydaje mi się, że taki facet to skarb, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie ludzie rozstają się przez byle gówno. Uszy do góry.
Ja nie mam opryszczki, ale żyję z zaburzeniami osobowości. Też chodziłam na terapię i brałam leki. Miałam dni, że nienawidzilam siebie. Najgorsza jest świadomość, że nigdy nie będę całkiem zdrowa. Jedynie mogę nauczyć się żyć z tym, co mi dolega.
Jeśli Pani potrzebuje rozmowy to zapraszam do kontaktu.
Dziękuję za propozycję. Dzisiaj mam lepszy dzień kilka szczęśliwych chwil dzisiaj przeżyłam. Chciałabym zbudować pewność siebie którą kiedyś miałam.
Nastawienie społeczne, po prostu ludzi do tej choroby jest okropne, piętnujące i to jest w tym najgorsze, nie ból i fizyczny dyskomfort kiedy jest nawrót objawów tylko właśnie ta świadomość że mam tego wirusa i nigdy się go nie pozbędę, że mogę skrzywdzić partnera, narazić go na chorobę, która co prawda nie jest w żaden sposób zagrażająca życiu dokładnie tak jak opryszczka wargowa jest tylko po prostu obrzydliwa i to ta świadomość obrzydliwości nieuleczalności i strachu o niego mnie zamęcza
M2018 napisał/a:Cyngli napisał/a:Myślałaś o poszukaniu pomocy psychologicznej dla siebie? Szkoda byś się męczyła...
No i może warto skonsultować się z innym lekarzem, może podejmie jakieś inne, skuteczniejsze leczenie opryszczki?
Doceń, że masz wsparcie partnera. Niejeden facet na jego miejscu by już dawno uciekł w siną dal.
Myślałam o pomocy psychologa, zapisałam się nawet na rozmowę, zobaczymy. Co do leczenia jest tylko kilka preparatów do wyboru, nie mają wielkiego pola do popisu.
Słowa nie jeden facet dawno by uciekł nie są pocieszające dowodzą tylko, że moja choroba jest straszna.Nie będę Cię oszukiwać, że choroby miejsc intymnych do przyjemnych należą...
Moja babcia będąc młodą mężatką została zarazona przez męża syfilisem, co zresztą było główną przyczyną rozwodu w sąsiedztwie licznych zdrad...Masz partnera, który Cię wspiera i nie boi się zarażenia. Wydaje mi się, że taki facet to skarb, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie ludzie rozstają się przez byle gówno. Uszy do góry.
Ja nie mam opryszczki, ale żyję z zaburzeniami osobowości. Też chodziłam na terapię i brałam leki. Miałam dni, że nienawidzilam siebie. Najgorsza jest świadomość, że nigdy nie będę całkiem zdrowa. Jedynie mogę nauczyć się żyć z tym, co mi dolega.
Udało się Pani tego nauczyć? Terapia pomogła?
Cyngli napisał/a:M2018 napisał/a:Myślałam o pomocy psychologa, zapisałam się nawet na rozmowę, zobaczymy. Co do leczenia jest tylko kilka preparatów do wyboru, nie mają wielkiego pola do popisu.
Słowa nie jeden facet dawno by uciekł nie są pocieszające dowodzą tylko, że moja choroba jest straszna.Nie będę Cię oszukiwać, że choroby miejsc intymnych do przyjemnych należą...
Moja babcia będąc młodą mężatką została zarazona przez męża syfilisem, co zresztą było główną przyczyną rozwodu w sąsiedztwie licznych zdrad...Masz partnera, który Cię wspiera i nie boi się zarażenia. Wydaje mi się, że taki facet to skarb, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie ludzie rozstają się przez byle gówno. Uszy do góry.
Ja nie mam opryszczki, ale żyję z zaburzeniami osobowości. Też chodziłam na terapię i brałam leki. Miałam dni, że nienawidzilam siebie. Najgorsza jest świadomość, że nigdy nie będę całkiem zdrowa. Jedynie mogę nauczyć się żyć z tym, co mi dolega.
Udało się Pani tego nauczyć? Terapia pomogła?
Jaka tam pani.
Tak, terapia mi bardzo pomogła.
Nauczyłam się, jak radzić sobie ze stresem, jak kontrolować emocje. Już nie wybucham złością.
Oczywiście miewam gorsze dni, jak każdy. Ale już nie miewam napadów lęku, a przede wszystkim nie czuję się gorsza.
Tak naprawdę droga do zaakceptowania siebie jest długa i kręta. Ale świadomość, że nikt nie jest idealny bardzo pomaga.
M2018 napisał/a:Cyngli napisał/a:Nie będę Cię oszukiwać, że choroby miejsc intymnych do przyjemnych należą...
Moja babcia będąc młodą mężatką została zarazona przez męża syfilisem, co zresztą było główną przyczyną rozwodu w sąsiedztwie licznych zdrad...Masz partnera, który Cię wspiera i nie boi się zarażenia. Wydaje mi się, że taki facet to skarb, szczególnie w dzisiejszych czasach, gdzie ludzie rozstają się przez byle gówno. Uszy do góry.
Ja nie mam opryszczki, ale żyję z zaburzeniami osobowości. Też chodziłam na terapię i brałam leki. Miałam dni, że nienawidzilam siebie. Najgorsza jest świadomość, że nigdy nie będę całkiem zdrowa. Jedynie mogę nauczyć się żyć z tym, co mi dolega.
Udało się Pani tego nauczyć? Terapia pomogła?
Jaka tam pani.
Tak, terapia mi bardzo pomogła.
Nauczyłam się, jak radzić sobie ze stresem, jak kontrolować emocje. Już nie wybucham złością.
Oczywiście miewam gorsze dni, jak każdy. Ale już nie miewam napadów lęku, a przede wszystkim nie czuję się gorsza.Tak naprawdę droga do zaakceptowania siebie jest długa i kręta. Ale świadomość, że nikt nie jest idealny bardzo pomaga.
Bliscy powtarzają mi że są miliony osób które zamieniłyby się ze mną jeszcze mi dziękując, że to tylko opryszczka tylko, że tam głupie krosty które nie zmieniają mnie jako człowieka ale ja czuję że jednak zmieniają ostatnio złapałam się na tym że wrogo patrzyłam na wszystkie kobiety w sklepie, byłam pewna że one są zdrowe a statystyka mówi jasno około 25% społeczeństwa nosi w sobie ten sam wirus tylko niektóre całe życie żyją w błogiej nieświadomości, bo on nigdy się nie ujawnia
Cyngli napisał/a:M2018 napisał/a:Udało się Pani tego nauczyć? Terapia pomogła?
Jaka tam pani.
Tak, terapia mi bardzo pomogła.
Nauczyłam się, jak radzić sobie ze stresem, jak kontrolować emocje. Już nie wybucham złością.
Oczywiście miewam gorsze dni, jak każdy. Ale już nie miewam napadów lęku, a przede wszystkim nie czuję się gorsza.Tak naprawdę droga do zaakceptowania siebie jest długa i kręta. Ale świadomość, że nikt nie jest idealny bardzo pomaga.
Bliscy powtarzają mi że są miliony osób które zamieniłyby się ze mną jeszcze mi dziękując, że to tylko opryszczka tylko, że tam głupie krosty które nie zmieniają mnie jako człowieka ale ja czuję że jednak zmieniają ostatnio złapałam się na tym że wrogo patrzyłam na wszystkie kobiety w sklepie, byłam pewna że one są zdrowe a statystyka mówi jasno około 25% społeczeństwa nosi w sobie ten sam wirus tylko niektóre całe życie żyją w błogiej nieświadomości, bo on nigdy się nie ujawnia
Dlatego właśnie dobrze, że umówiłaś się do psychologa.
Czytałam gdzieś, że np. mnóstwo ludzi jest nosicielem wirusa HPV nawet o tym nie wiedząc...
M2018 napisał/a:Cyngli napisał/a:Jaka tam pani.
Tak, terapia mi bardzo pomogła.
Nauczyłam się, jak radzić sobie ze stresem, jak kontrolować emocje. Już nie wybucham złością.
Oczywiście miewam gorsze dni, jak każdy. Ale już nie miewam napadów lęku, a przede wszystkim nie czuję się gorsza.Tak naprawdę droga do zaakceptowania siebie jest długa i kręta. Ale świadomość, że nikt nie jest idealny bardzo pomaga.
Bliscy powtarzają mi że są miliony osób które zamieniłyby się ze mną jeszcze mi dziękując, że to tylko opryszczka tylko, że tam głupie krosty które nie zmieniają mnie jako człowieka ale ja czuję że jednak zmieniają ostatnio złapałam się na tym że wrogo patrzyłam na wszystkie kobiety w sklepie, byłam pewna że one są zdrowe a statystyka mówi jasno około 25% społeczeństwa nosi w sobie ten sam wirus tylko niektóre całe życie żyją w błogiej nieświadomości, bo on nigdy się nie ujawnia
Dlatego właśnie dobrze, że umówiłaś się do psychologa.
Czytałam gdzieś, że np. mnóstwo ludzi jest nosicielem wirusa HPV nawet o tym nie wiedząc...
Dokładnie tak. Tylko dlaczego to jest dla mnie takie trudne, nie rozumiem zawsze wydawało mi się, że jestem taka silna ale to chyba tylko czubek góry lodowej tak naprawdę problemy chyba siedzą głębiej tylko nie manifestują się tak jak ta opryszczka w sposób widoczny tylko siedzą we mnie głęboko. Mam wsparcie siostry która poradziła sobie z nerwicą, zrobiła się inna ale widocznie tak sobie radzi, mam partnera który się nie boi a przynajmniej tak mówi, nawet chce sobie zrobić badania czy on też jest nosicielem ale mu zabroniłam, boję się, że gdyby okazało się, że jest zdrowy odeszłabym ze strachu przed tym żeby go nie zarazić, żeby był bezpieczny a tak naprawdę chyba ze strachu, że wiedząc że jest zdrowy sam odejdzie
Teraz widzisz wszystko w ciemnych barwach, ale to w końcu minie. Gdyby Twój partner chciał odejść, to już by to zrobił.
po prostu się boję, załamało mnie to że leczenie się nie powiodło i nawrót nastąpił bardzo szybko
co do partnera to bardziej skomplikowane niż myślisz, bo on tak naprawdę nie jest mój jestem w relacji która nie powinna mieć miejsca i jest równie nieakceptowana społecznie jak ta opryszczka płciowa
sama zbudowałam sobie domek z kart w mojej głowie i życiu i ostatnia karta w postaci opryszczki i wszystko się zawaliło niestety
po prostu się boję, załamało mnie to że leczenie się nie powiodło i nawrót nastąpił bardzo szybko
co do partnera to bardziej skomplikowane niż myślisz, bo on tak naprawdę nie jest mój jestem w relacji która nie powinna mieć miejsca i jest równie nieakceptowana społecznie jak ta opryszczka płciowa
sama zbudowałam sobie domek z kart w mojej głowie i życiu i ostatnia karta w postaci opryszczki i wszystko się zawaliło niestety
Tkwisz w relacji z żonatym facetem? Spotykasz się z księdzem?
to pierwsze
to pierwsze
Powiedz koniecznie o tym na terapii.
To może mieć bardzo duży wpływ na Twoje samopoczucie. I to raczej negatywny...
Żona wie o Tobie? Badała się?
Wiedziała o mnie teraz raczej nie wie, bo szczerze naprawdę próbowaliśmy żyć bez siebie ale się nie udało.
Choruję od 3-4 lat z nim jestem od 7. Nie pamiętam infekcji pierwotnej, więc nie wiem kiedy się zaraziłam możliwe, że on mnie zarazi. Wirus u większości ludzi działa bezobjawowo albo bardzo skąpo objawowo dlatego tak wiele osób nie wie że jest chora. Nie odczuwa z tego powodu żadnych dolegliwości, dokładnie tak samo jak z opryszczką wargową. To nie jest choroba zagrażająca w jakikolwiek sposób życiu jest tylko schorzeniem dermatologicznym.
Zabroniłam mu robić badań to głupie wiem ale już sama nie wiem co robić.
Mają dzieci, urodzone zanim się poznaliśmy dlatego nie chcę żeby od niej odszedł mimo, że kilka razy było blisko, to chyba też moja psychika sprawia że nie czułam się nawet zanim dowiedziałam się że jestem chora warta tego żeby on zostawił coś o czym ja zawsze marzyłam dom i rodzinę.
Źle to brzmi, w zasadzie strasznie kiedy pisze się o tym "na głos" nikt o tym nie wie.
Nie będę oceniać i Cię dobijać, mam też nadzieję, że inne osoby wypowiadając się tu również Ci tego oszczędzą... myślę, że los już wystarczająco Cię doświadczył.
Tak sobie myślę, że prędzej czy później te podwójne życie Was zniszczy... człowiek na dłuższą metę nie da sobie rady w takim trójkącie...
Dlaczego nie chcesz, by on odszedł od żony? Jeśli Cię kocha i jest szansa, że stworzycie szczęśliwy związek, to może warto zaryzykować...?
P.S. Tak sobie myślę, że w obliczu tego, co napisałaś, opryszczka wcale nie jest Twoim największym problemem...
Była tylko iskrą która odpaliła wszystko.
Piszesz, że prędzej czy później nas to zniszczy a widzisz właśnie jest odwrotnie z każdej złej sytuacji wychodzimy razem i do tego silniejsi.
Nie chcę, bo wydaje mi się, że nie jestem tego warta, mimo tego, że jestem pewna, że mnie kocha i to nie jest jakieś ckliwe uczucie tylko relacja która przetrwała mnóstwo chwil które nie były łatwe.
Zbudowałam sobie taki świat sama i nie chcę się z niego wyplątać, chciałabym tylko żeby było normalnie.
Ps. Sztuką jest umieć pomóc nie oceniając, bo w zasadzie nikt nie powinien mieć prawa oceniać nikogo oprócz siebie i swoich zachowań.
20 2018-01-09 21:52:51 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-09 21:53:44)
Wiesz, tak sobie myślę, że normalnie będzie tylko wtedy, kiedy on wybierze którąś z Was.
Uważam, że powinnaś mu na to pozwolić. To dorosły facet i zapewne wie, czego chce.
Nie możecie wiecznie żyć w trójkącie...
Bardzo dobrze, że zdecydowałaś się na psychologa. Może naprawdę pomóc.
Nie można zgadzam się z tym. To napewno nastąpi, bo musi. Kiedyś to odkładałam, ze względu na dzieciaki, teraz chyba muszę odłożyć ze względu na siebie, w takim stanie nie będę mogła mu pomóc poradzić sobie ze zmianą życia, bo to on musi zmienić całe swoje życie dla mnie. Wiem, że na to nie ma dobrego momentu ale ten jest wyjątkowo zły.
Po kolei to jedno czego jestem teraz pewna. Muszę sprzątać te trupki z pod dywanu po kolei.
Pisząc tu wiem że wystawiłam się na ocenę i krytykę, że nie powinno się być szczerym w internecie, bo anonimowość to iluzja, ale trudno, pierwszy raz "powiedziałam na głos" całą prawdę! Chyba czuję ulgę
To dobrze, że czujesz ulgę.
To pierwszy krok. U lekarza będzie Ci już łatwiej o tym mówić.
Pamiętaj, że nie jesteś sama. Każdy ma swojego własnego trupa w szafie.
Dziękuję. I bardzo się cieszę, że to akurat na Ciebie tu trafiłam.
Chciałabym jeszcze zapytać, jak długo trwała Twoja terapia, jak szybko po niej poczułaś się lepiej?
25 2018-01-09 22:30:29 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-09 22:31:59)
Chciałabym jeszcze zapytać, jak długo trwała Twoja terapia, jak szybko po niej poczułaś się lepiej?
Moja terapia trwała koło roku. Obecnie melduję się jeszcze u psychiatry raz na 6 tygodni, a z terapeutką mam kontakt telefoniczno-smsowy w razie "W".
Wiesz, kiedy poczułam się lepiej? Gdy zadzwoniłam i umówiłam się na pierwszą wizytę. Bo to był kamień milowy.
Drugi raz gdzieś na 3-4 sesji, gdy wyrzuciłam z siebie wszystko o ojcu alkoholiku i matce, która mnie porzuciła.
A potem... potem to już było istne szaleństwo. Hektolitry wylanych łez, kilogramy zużytych chusteczek. Ale cudownie mnie to oczyściło.
Dziś nawet relację z matką mam poprawną.
P.S Zapomniałam dopisać, że miałam trochę łatwiej, bo to nie była moja pierwsza próba podjęcia terapii, ale też wcześniej próbowałam sama sobie pomóc i dużo czytałam o autodiagnozie i tych sprawach. Jednak specjalista to specjalista.
Ja też bardzo dużo czytam, zarówno o problemach z psychiką i radzeniu sobie jak i też o tej chorobie. Im więcej czytam o problemach z psychiką tym mi łatwiej, a na czytaniu o chorobie wychodzę gorzej, przestałam na jakiś czas po tym jak trafiłam na komentarz, że tylko dziwki to mają i koło takiej kobiety to komentująca "osoba" nie chciałaby nawet w autobusie usiąść, tak mną to wstrząsnęło, że kilka dni nie byłam sobą nie jadłam, nie spałam, rozpłakałam się siedząc przy stole w pracy tak po prostu nie mogłam nic zrobić, zapanować nad tym.
Zawsze mi się wydawało, że jestem silna psychiczne, że mi jednej z całej rodziny uda się nie zachorować na nerwicę/depresję.
Umówiona jestem z psychologiem na czwartek ale ledwo przetrwałam rozmowę telefoniczną ostanie słowa mimo, że pani była bardzo miła wypowiadałam łamiącym się głosem.
Przykro mi, że Twoje dzieciństwo było tak bardzo trudne. Nawet sobie tego nie potrafię wyobrazić.
Niech Ci nie będzie przykro. To po prostu jedne z doświadczeń i przeżyć, ktore już za mną.
Absolutnie nie myśl o sobie jak o dziwce.
HPV można złapać np. na basenie albo w publicznej toalecie.
Nie wstydź się łez. Łzy są spoko. Płacz naprawdę oczyszcza. Ja się długo bałam płakać, bo mi zawsze powtarzano, że tylko mięczaki płaczą. A przecież mięczakiem nikt nie chce być. Sporo łez się nazbierało przez tyle lat. Był okres, że wyłam godzinami. Dzień w dzień.
Ja za to płaczę co chwilę cały czas w zasadzie odkąd wrócił ból fizyczny związany z opryszczką. On jest ze mną codziennie i to mnie przeraża dodatkowo, nie sam ból, bo jest znośny ale fakt że działa jak nieustające przypomnienie. Może być to psychosomatyczna dolegliwość związana moim strachem to mnie skłoniło do wizyty u psychologa oraz lęk że dojdzie do tego, że tak jak moja siostra będę chciała się zabić, byłam wtedy dzieckiem kiedy ona nastolatka poprosiła mnie żebym ją zabiła, była chora a mi jako małemu dziecku nie wiele mówiono i tłumaczono. Całe dorosłe życie żyję w strachu przed nerwicą, którą widziałam u niej i u mamy. To takie błędne koło im bardziej się boję, że zachoruję tym bliżej tej choroby jestem.
Teraz to już na pewno widzę, że opryszczka to Twój najmniejszy problem...
Strasznie mi przykro, że masz za sobą takie przejścia. Jesteś mimo nich silną kobietą. Popatrz, ile przeżyłaś. Masz w sobie dużo siły. A do czwartku już niedaleko.
Ja nie czekam na to spotkanie z psychologiem jak na zbawienie. Nie oczekuję w zasadzie niczego, bo boję się zawieść.
Ta opryszczka to tak jak mówiłam chyba tylko zapalnik, z rok temu podobną ale chwilową taką sytuację przeżywałam z innego powodu ponieważ pierwsze leczenie się nie powiodło pomyślałam że winna musi być obniżona odporność może jakąś chorobą może inny wirus, uroiłam sobie więc hiv skoro opryszczka to może i to. Tydzień może nawet trochę ponad trwał stan oderwania od rzeczywistości nie jadłam nie spałam, udawałam, nikomu nie powiedziałam oprócz partnera, co on ze mną ma w przypływie chwili zrobiłam badanie bałam się bycia ocenianą w laboratorium krzywych spojrzeń ale kiedy zapytałam jakiego typu to jest test to pani ze spokojem powiedziała, że to taki standardowy test dla ciężarnych, pomyślała że jestem w ciąży dlatego się badam. Ale ponad tydzień zadręczałam się, że mogłam skrzywdzić niewiedzą kogoś bliskiego. Z perspektywy teraz to co się ze mną działo nie mieści mi się w głowie, że mogłam tak się bać taki miało to wpływ na moje ciało i że tak potrafiłam udawać mimo, że w środku dział się dramat.
Niech Ci nie będzie przykro, mam mądrych rodziców izolowali mnie od siostry, nie wiele z tego pamiętam, w zasadzie tylko kilka sytuacji. Dopiero jako dorosłą osoba dowiedziałam się więcej. Ona to dopiero jest silna! Jej mąż ma teraz agresywnego raka żołądka a są młodzi bo co to jest 45 on i 39 ona i 12 letni syn. Ochronili go przed wiedzą że tata ma raka, według niego miał wrzody i był po prostu chory. ...a mimo to kiedy było tak źle ze mną, że nawet do niej byłam skłonna zadzwonić mimo, że nie jesteśmy jako siostry zbyt blisko ona znalazła cierpliwość i mnie nie wyśmiała tylko pomogła, mimo, że z jej perspektywy moja opryszczka to tylko i tu cytat "gówniana krosta na dole i w dupie ją miej, pojawia się i znika i tyle, nic więcej nie robi" - mogę szczerze powiedzieć, że jestem z niej dumna!
Dobrze Ci powiedziała. To tylko pryszczyki. Nie czynią z Ciebie złego człowieka lub gorszej kobiety.
Wszyscy bliscy tak mówią, ta choroba jest tylko nieprzyjemna w 99,99% przypadków zupełnie niegroźna. Jak popularne zimno na ustach tylko moje jest na dole.
Cieszę się na tą terapię, bo problem lezy chyba zupełnie gdzie indziej. Napewno gdzieś we mnie i trzeba go znaleźć a później ogarnąć.
Dziękuję, że ze mną piszesz, to dobry uczynek i wróci do Ciebie napewno! Nawet nie liczyłam, że odpowie ktoś, ko po prostu ze mną porozmawia.
Nie ma za co. Fajnie jest czasem normalnie porozmawiać. Tak po prostu.
Też nie sądziłam, że się nam tak fajnie dialog rozwinie.
Ty o mnie wiesz dużo ja niewiele o Tobie ale wiesz co nie muszę wiedzieć nic ponad to co chciałabyś napisać.
Znalazłam w jakimś artykule przeczytanym gdzieś w chyba nawet w poradniku domowym że można się nauczyć optymizmu, trzeba ćwiczyć jedno z takich ćwiczeń to wymienianie na początku kilku rzeczy ale co najmniej 3, trzech dobrych rzeczy które nam się przytrafiły w ciągu dnia. Po jakimś czasie już nie pamiętam wymienia się te które zdarzyły się do południa też po kilka i te które zdarzyły się po południu i tak przez jakiś czas. Czytałam ten artykuł przed świętami i nawet tego próbowałam ale jakoś mój stan się chyba pogorszył i się nie udało. Do czego zmierzam, dzisiaj wymienię przed snem te kilka rzeczy postaram się je jakoś wygrzebać i mogę Ci napisać, że nasza rozmowa na 100% będzie jedną z nich.
35 2018-01-10 02:09:37 Ostatnio edytowany przez Miłycham (2018-01-10 02:09:51)
@M2018
Skup też się na rozwiązaniach prozdrowotnych, wzmacniających układ odpornościowy.
Tak robię ale nie jest to tak łatwe z resztą ze wszystkich badań wynika że odporność mam dobrą. W 2017 chorowałam dwa razy z czego na pierwszą chorobę byłam skazana, bardzo dużo przebywałam w szpitalu ze względu na rodzinę. Nawet nie pamiętam kiedy ostatnio miałam katar. Lekarz twierdzi, że to że tak słabo radzę sobie z tym wirusem może być wynikiem przechorowania ospy w ciężki sposób i w późnym wieku miałam 20 lat. To bardzo podobne wirusy. Nie robiłam jeszcze chyba tylko dwóch rzeczy w związku z możliwościami leczenia ale muszę mieć coś na czarną godzinę. Taki mam charakter zawsze zakładam, że może być gorzej.
Kiedyś usłyszałam od lekarza, najlepiej żyć zapomnieć to i organizm zapomni. Wydało mi się to wtedy zupełnie nie na miejscu ale może zgodnie z jego wiedzą była to najlepsza rada jakiej mógł mi udzielić.
37 2018-01-10 09:24:01 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-10 09:24:48)
Będzie dobrze!
A z tymi pozytywnymi rzeczami to świetny pomysł.
Nawet przerabiałam to na terapii. Przez jakiś czas mnie to śmieszyło, ale potem weszło w krew i jakoś zaczęło poprawiać nastrój.
Jesteś rannym ptaszkiem, czy obowiązki wzywają, że wstajesz tak wcześnie? ;-)
Obowiązki, z resztą źle spałam i może dlatego też wstałam tak rano.
Będzie dobrze chciałabym bardzo zamienić na jest dobrze. ...niestety dotychczasowa część dnia jest koszmarem. Ciężko mi bardzo udawać w pracy, ciało nie współpracuje, bo cała się trzęsę. Biorę od jakiegoś czasu ziołowe leki uspokajające ale cudów po nich nie ma. Zastanawiam się od czego zacząć na terapi, jak to powiedzieć na głos komuś prosto w oczy skoro tak bardzo paraliżuje mnie strach przed byciem ocenianą.
Psycholog nie będzie Ciebie oceniał. Także nie bój się tego.
Możesz zacząć od czego tylko zechcesz, np. od tych uczuć i emocji, które Ci towarzyszą w pracy.
Możesz też zacząć od poinformowania psychologa o chorobie.
A możesz też szczerze powiedzieć, że nie wiesz, jak zacząć, bo się wstydzisz, boisz krytyki...etc. Dobry lekarz będzie wiedział, jak przełamać pierwsze lody.
Ważna sprawa, nie zawsze od razu trafisz na dobrego lekarza... Także nie zniechęcaj się.
O rany kobieta do której idę pisze bloga, całkiem ładnie formułuje zarówno myśli jak i wypowiada się na temat szczęścia. Jakoś tak przekonało mnie to co pisze. Wczoraj miałam lepszy dzień niż dzisiaj. Rozum mówi mi, że to zwykła choroba ale emocje są tak duże że nie panuje nad tym, że jest naprawdę dzisiaj bardzo źle. Męczę się w pracy mimo, że bardzo ją lubię i partner pracuje ze mną. Bardzo się stara ale widzę że jest bezradny i chyba boi się o mnie. Nigdy mnie takiej nie widział.
Ale może napisz jak Tobie mija dzień. Może to jakoś odwróci moje myśli.
41 2018-01-10 10:34:27 Ostatnio edytowany przez Cyngli (2018-01-10 10:37:54)
Chciałabym Ci napisać, że u mnie jest super, ale ogólnie nie mam za bardzo dobrego nastroju dzisiaj.
Jutro po południu czeka mnie coś bardzo nieprzyjemnego, o czym nie chcę za bardzo pisać na forum. Tak czy inaczej jestem zestresowana i się boję, że nie dam rady, a muszę, bo jestem postawiona pod ścianą.
Prawdę mówiąc nawet jeszcze nie wstałam z łóżka... wyszykowałam tylko syna do przedszkola i uciekłam pod kołdrę. Wstyd mi za siebie, że nie umiem się ogarnąć. Ale może pojutrze będzie już ok.
Na moją niekorzyść działa fakt, że niestety nie pracuję. Nie mam na razie jak, syn potrzebuje stałej opieki, a przedszkole może się nim zająć tylko do 14:30. Nie miałabym z kim go zostawić po tej godzinie, a na terapię, wczesne wspomaganie rozwoju i rehabilitację też trzeba kiedyś jeździć... mąż nie ma czasu, bo robi po 9-12 godzin w zależności od dnia... do dupy.
Ale czego się wstydzisz, że Ci się nie chce, że nie masz humoru, że się boisz. Przecież to uczucia codziennego dnia. Absolutnie żaden powod do wstydu. Nie chce Ci się i koniec! Nie szukaj ukrytych powodów gdzieś gdzie ich nie ma, bo zawsze coś znajdziesz a później się będziesz zastanawiać i po co. Wiem po sobie, że im bardziej się zastanawiam tym jest gorzej, a powinnam po prostu żyć! Tu i teraz. Gratuluję stworzenia rodziny, mi jeszcze się to nie udało. Nigdy nie chciałam mieć dzieci. Teraz im jestem starsza tym bardziej chcę ale wiem, że partner już nie chce dzieci ma dwójkę.
Synek ma problemy ze zdrowiem, to pewnie dodatkowe obciążenie psychiczne dla Ciebie, ale piszesz o tym jakbyś była z tym pogodzona. Skupiona na pomocy mu, zaangażowana w to w pełni.
Brak męża w domu który, by Cię wsparł dobrym słowem albo po prostu obecnością pewnie nie działa na Ciebie najlepiej ale rozumiem, że inaczej się nie da. Ktoś musi zarabiać i to sądząc po zakresie rehabilitacji środków potrzebnych jest dużo.
Kurde całe życie ludzkie to pasmo kłód pod nogami, naprawdę?!
Ciekawe czy za kilka lat to co przeżywamy dzisiaj i ja i Ty wyda nam się głupotą i zmarnowanym na strach czasem, bo przyjdą większe problemy. Ale to chyba takie straszne czekać tylko na gorsze, więc może nasze dzisiejsze troski i smutki wydadzą nam się kiedyś fundamentem do szczęścia które będziemy przeżywać za jakiś czas.
BARDZO Ci dziękuję za zrozumienie...
To wiele dla mnie znaczy.
Też jestem ciekawa, co będzie za parę lat. Czy będziemy się śmiały z dzisiejszych powodów do płaczu...?
Ja tak mam z tymi problemami, które przeżywałam jako młoda osoba. Teraz jestem bardziej świadoma i w zasadzie boję się, że mogłabym stracić coś przez stan w jakim się znajduje, stracić na przykład jego albo coś przegapić, bo zasłania mi to strach, albo czegoś nie docenić. Boję się popełnić błąd trochę udaję przed nim, że jest lepiej niż jest. Nie chciałabym być dla niego ciężarem a teraz chora na tą dermatologiczną przypadłość w dodatku słaba psychicznie nie daje mu tego co kiedyś radość z bycia razem jest dla niego stresem, że nie będzie potrafił mi pomóc a przecież tak bardzo chce.
Nie wiem czy będziemy się śmiały napewno jeżeli przytrafi nam się coś gorszego więc nie życzę nam tego śmiechu. Życzyłbym Tobie i sobie więcej wiary i może pewności, że jak nie drzwiami to napewno jakimś okne da się wleźć tam gdzie chcemy i chyba siły.
Kiedyś przeczytałam że szczęście to jest ta chwila tu i teraz, nie za dzień tydzień rok kiedy spełnie plany lub marzenia. To moja przyszła psycholog na blogu napisała: szczęście ma prawo trwać tylko w teraźniejszości, w obecnej chwili tu i teraz.
Bardzo mi pomaga pisanie z Tobą. Naprawdę.
Cieszę się, że moje marudzenie komuś pomaga, bo mój mąż zawsze twierdzi, że bym świętego złamała psychicznie ;-D.
Wstałam i wzięłam się za sprzątanie i robienie obiadu. Zawsze to jakiś postęp.
Tak. Gratuluję, udanego gotowania.
Tak. Gratuluję, udanego gotowania.
Dziękuję.
Jak w pracy, czujesz się trochę lepiej?
W tej chwili jestem szczęśliwa. Nawet zdarzyło mi się zażartować cieszę się tą chwilą skoro się pojawiła to tak jak promyk słońca na wiosnę. Świadoma jestem tego, że to tylko chwila i że wszystko wróci w najmniej oczekiwanym momencie. Fizycznie też jest lepiej, bo skóra na nogach nie piecze i to też może być tylko chwila, więc po prostu się cieszę. Nie oczekuję niczego bo mogę się zawieść.
Zaczęłam zastanawiać się nad leczeniem stałym supresyjnym przez lata, do końca życia na przykład. W małych dawkach na przykład dwa razy w tygodniu kiedyś mi coś takiego zaproponowano przez rok ale lekarz widać było że próbuje w ciemno więc bałam się przerażała mnie perspektywa że jak to tak długo, ale teraz znajduję coraz więcej argumentów za takim leczeniem. W amerykańskich opracowaniach naukowych dowiedziono bezpieczeństwa podawania leku przez 6 lat codziennie w dość sporych dawkach. Poza tym lek ten zalecany jest w przypadku ciąży kobietom, które kiedykolwiek przeszły chociaż jeden atak, dla bezpieczeństwa dziecka. To jedyna sytuacja kiedy wirus jest niebezpieczny dla zdrowia, a raczej dla zdrowia i prawidłowego rozwoju płodu. Więc lek musi być po prostu bezpieczny, dokładnie zbadany. To mnie pociesza ale jak to ja zawsze znajdę coś na niekorzyść i już mi gdzieś świta między myślami, że może mój wirus się uodporni, jeżeli tak długo będę go przyjmować, chociaż nawet nie wiem czy jest to możliwe z biologicznego punktu widzenia. Chociaż w biologii i chemii w zasadzie możliwe jest wszystko. Każdy nawrót jest jak przegrana bitwa, na której tracę jakaś część siebie i to poczucie straty i porażki mimo, że tak naprawdę nie zależy ona ode mnie mnie tak dobija.
A jak Ty się czujesz? Powodzenia jutro. Może nie będzie tak źle jak Ci się wydaje.
Łap się każdej możliwości, jeśli tylko możesz i warto.
Super, że poprawił Ci się humor. Ja też czuję się o wiele lepiej i staram się myśleć o jutrzejszym dniu z pewną dozą optymizmu. Muszę przeżyć te chwile, a potem się już jakoś ułoży.
Wzięłam prysznic, wysuszyłam włosy. Funkcjonuję, więc jest ok. Niedługo będę szykować jakąś kolację.
To dobrze, że myślisz troszkę bardziej pozytywnie. Mam nadzieję, że zniesiesz jutrzejszy dzień najlepiej jak to możliwe. Skoro coś trzeba zrobić to trzeba to zrobić.
Ja zaczynam wahać się co do psychologa jutro ale chyba nic nie stracę idąc. Po prostu to zrobię, bo tak jak napisałaś powinno się próbować wszystkiego co daje cień szansy na pomoc. Pamiętaj pojutrze będziesz silniejsza o to co stanie się jutro.
Gdybyś chciała się wyżalić, zaglądam tu, napewno odpiszę.
Dawaj znać gdyby Twój nastrój się pogorszył ale też daj znać jeżeli się poprawi.
Dzięki za wsparcie.
Nie bój się tej wizyty jutrzejszej. Na pewno nie zaszkodzi, a może bardzo pomóc.
Kilka razy już w swoim życiu postanawiałam sobie kiedy było jakoś źle w zasadzie to ze strachu, że wpadnę w nerwicę, że umówię się do psychologa. Już kiedyś nawet dzwoniłam, ale to miała być wizyta w przychodni na nfz i pani z rejstracji podała mi bezpośredni numer do psychologa i szeptem do słuchawki powiedziała proszę dzwonić bezpośrednio tak będzie najlepiej a ja głupia nie zadzwoniłam. Żałuję, bo może nauczono by mnie właściwe zareagować na porażkę którą może nie stała się z mojej winy. Może nie zapędziłabym się tak jak teraz.
Jeszcze mam ze trzy pytania: terapia odbywała się prywatnie czy na nfz i jak często odbywały się spotkania ile trwało jedno spotkanie?
Najpierw chodziłam na NFZ, ale to była 10-minutowa wizyta co 2 tygodnie... Więc poszukałam terapeuty prywatnie. Znalazłam i chodziłam 2 razy w tygodniu. Każda wizyta trwała godzinę.
Czy mąż zachęcał Cię do wizyt u terapeuty?
Czy mąż zachęcał Cię do wizyt u terapeuty?
Mój mąż raczej należy do osób, które sceptycznie podchodzą do takich spraw. Ale gdy zobaczył, że mi to pomaga, to wspierał mnie w leczeniu. Jest z natury cierpliwym człowiekiem.
To tak jak mój partner ale skoro ja zdecydowałam, że chcę iść a teraz lekko chcę zwiać to mnie namawia żebym jednak poszła, nic nie tracę a mogę zyskać. Mój partner też jest cierpliwy ale chyba tylko w stosunku do mnie, bo w innych kwestiach denerwuje się bardzo szybko i złość. Tyle co on już ze mną przeszedł naprawdę czasem sama się zastanawiam jak on sobie daje radę i cały czas obdarza mnie uśmiechem. Jest taki pogodny.
Pogodny mimo prowadzenia podwójnego życia?
Ja bym nie dała rady...
uwierz mi próbowaliśmy, chciałam odejść żeby on mógł być z nią ciężko to w kilku zdaniach wytłumaczyć tak żebyś mogła mieć mniej więcej pogląd jak to wyglądało, my pracujemy razem, któreś z nas musiałoby zmienić pracę jeżeli mielibyśmy zupełnie się nie spotykać, ponieważ to mało realne postanowiłam że będziemy utrzymywać kontakt tylko służbowo i powiem Ci że to był dramat nigdy nie widziałam tak bardzo zadręczonego człowieka, tak nieszczęśliwego! W pracy myśleli, że jest ciężko chory i to naprawdę coś poważnego. Uparłam się zawzięłam, zacisnęłam zęby i trwałam w tym ale było tak strasznie ciężko robiłam to oczywiście w dobrej wierze, żeby mógł być z nią, zdecydowałam za niego. Aż w końcu mi powiedział, że odejdzie od niej, że nie da sobie rady w takiej sytuacji i napewno nie pozwoli mi podejmować decyzji za niego. Nigdy w życiu nie postawiłam mu żadnego ultimatum albo ja albo ona. Nie chciałabym żeby on kazał mi wybierać bo to niesprawiedliwe. Gdybyśmy mieli zacząć życie razem to ja też musiałabym wybierać on albo mój chory ojciec. Ta sytuacja miała miejsce późną wiosną ubiegłego roku, to napewno też kolejny trup z mojej szafy. Mieszkam obecnie z rodzicami tata jest schorowany a mama i ja aktywne zawodowo, ona pracuje w stałych godzinach i kiedy jej nie ma w domu ojciec nie powinien być sam. Moja siostra nie mieszka w tym samym mieście nie ma jak pomóc w opiece nad nim, on jest samodzielny i fizycznie sprawny chodzi raczej o obecność nie może/nie powinien zostawać sam. Najlepszym rozwiązaniem, ze względu na niego ale nie powiem też finansowo pozwala mi to dużo więcej oszczędzać jest to że mieszkam z nimi do jej emerytury to znaczy prawdopodobnie do końca tego roku. Z resztą moje przyszłe mieszkanie do odbioru będzie dopiero w 2019 roku więc wszystko mam nieźle zaplanowane. Wracając do tematu wszystko jest bardziej skomplikowane niż się wydaje. Ty widzisz wybór ona albo ja ale tak naprawdę jest cała bańka rzeczywistości którą trzeba wziąć pod uwagę.
Jeżeli mam z nim stworzyć wspólną starość to tak będzie a jeżeli nasze drogi się rozejdą to po tym co do tej pory przeżyliśmy nigdy nie straci we mnie przyjaciela i wsparcia i jestem tak samo pewna jego.
Przeczytałam, dopiszę coś mądrego może jutro...
Miałam ciężki dzień.
Ważne że go przetrwałaś. U mnie też średnio niestety.
...ale to musi minąć. Niedługo minie musi.
Jak wizyta?
Może przyjmuj propolis, on wspomaga odporność,a opryszczka przynajmniej na ustach wychodzi, gdy jest obniżona.
Może przyjmuj propolis, on wspomaga odporność,a opryszczka przynajmniej na ustach wychodzi, gdy jest obniżona.
Jak wizyta?
Wizyta nic nie wniosła, stwierdziła że to za mało żeby móc szukać rozwiazania problemu. Potrzebna jest jej podobno jeszcze co najmniej jedna konsultacja. Powiedzenie jej o chorobie nie pomogło mi tym bardziej, że jedyne co określiła to rodzaj problemu a co jest moim problemem to ja wiem nie wiem co zrobić żeby nie czuć się gorszą jako kobieta przez tą chorobę.
A jak Ty się czujesz? Czy dzisiaj jest już lepiej?